Październik 2007
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31
Listopad 2007
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30
Grudzień 2007
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31

Na oddziale położniczym

Centurion2007-10-29, 20:26
Szpital, oddział położniczy...
Trzy kobiety (murzynka, wrocławianka, warszawianka) urodziły synów, niestety pielęgniarki były roztargnione i pomyliły dzieci.
Jako ze matki nie doszły jeszcze do siebie postanowiono aby to ojcowie rozpoznali swoich synów.
Przychodzi wrocławianin, lekarz się pyta:
- "Który jest pana syn?"
Na to ojciec wskazuje na murzyna. Lekarz zwątpił i pyta się:
- "Czy jest pan pewien?"
Na to Wrocławianin:
- "Tak, nie będę ryzykował Warszawiaka"

7 cudów Polski

Centurion2007-10-29, 19:09
Ksiądz Dobro-Dobro pokaże Wam 7 cudów Polski. Długie ale warto obejrzeć
Na zamku króla Artura żył pewien dworzanin. Od lat ogarnięty był dość typową obsesją popieszczenia języczkiem ślicznych piersi Królowej. Tylko świadomość kary śmierci połączonej z kastrowaniem powstrzymywała go przed zaspokojeniem swoich żądz. Pewnego razu dworzanin zdradził swoje rozterki nadwornemu medykowi. Medyk zaproponował pewne wyjście z sytuacji, więc panowie zawarli dżentelmeński układ. Medyk miał użyć swoich
wpływów oraz magicznych ziół, aby umożliwić spełnienie marzeń dworzanina, za co ten zobowiązał się zapłacić tysiąc dukatów w złocie. Następnego dnia, medyk jak zwykle przygotował leczniczą kąpiel dla Królowej. Korzystając z chwili królewskiej nieuwagi, wsypał do staniczka szczyptę białego proszku wywołującego uporczywe swędzenie. Kiedy tylko Królowa się ubrała, proszek natychmiast zaczął działać. Nie pomagały żadne maście, swędzenie wciąż narastało na sile. Doszło nawet do obrazy kilku posłów obcych mocarstw. Nieprzystojne drapanie się po biuście odbierało Królowej cały majestat. Król w końcu posłał po medyka....
Medyk rzecz obadał dokładnie, a jakże, po czym stwierdził, że tylko specjalny enzym występujący w ślinie, dozowany przez cztery godziny, może wyleczyć uczulenie. Na zamku jest pewien dworzanin, a testy wykazały, że jego ślina może być całkiem dobrym lekarstwem. Król natychmiast posłał po dworzanina...
Zobowiązany kontraktem medyk, dał dworzaninowi garść antidotum, które ten szybko włożył do ust i udał się do apartamentów Królowej. Przez bite cztery godziny dworzanin poużywał sobie za wszystkie lata. Kiedy czas minął, dworzanin był kompletnie wyczerpany a także wyleczony ze swojej obsesji. Następnego dnia medyk spotkawszy dworzanina na zamkowym dziedzińcu, zgodnie z umową zażądał tysiąca złotych dukatów.
Zaspokojony już dworzanin zaczał się wykręcać od zapłaty, wymawiając się niewielkim wysiłkiem ze strony medyka. Mocno zniesmaczony medyk udał się do swojej komnaty, gdzie przygotował następną porcję swędzącego proszku. Rankiem medyk udał się do apartamentów Króla, gdzie wsypał proszek w świeżo wyprane królewskie gacie....

Blondynka i Porshe

Centurion2007-10-29, 11:35
Blondzia kupiła sobie sportowy wózek, jakieś Porshe czy coś. Już na pierwszej przejażdżce zajechała drogę wielkiej ciężarówie. Pisk opon.. dym z pod kół, wziuuu... trzask, prask, pierdut! i naczepa w rowie... Porszak zdążył szczęśliwie wyhamować, za kółkiem siedzi zblazowana blondzia z miną typu "no co, przecież nic się nie stało". Z kabinki Scanii wygramolił się mocno wkurzony szofer, wyciągnał z kieszeni kawałek kredy i narysował kółko na asfalcie. Następnie wyciągnął blondzię, postawił w tym kółku i krzyczy:
- Stój tu pokrako i nie ruszaj się stąd!
Blondzia staneła posłusznie, a facet zabrał się za demolkę w porszaku. Wyrwał drzwi, przednie fotele wyciepał do rowu, ogląda się za siebie..., blondzia nic, stoi i się uśmiecha...
- Czekaj no cholero... - pomyślał facet wyciągając majcher. Spruł dokładnie tapicerkę, podziurawił opony, ogląda się za siebie, blondzia chichoce...
- Zaraz cię jeszcze bardziej rozbawię... - facet poleciał po kanistrer, oblał porszaka i podpalił grata. Wraca do blondzi, a ta wciąż stoi, tylko buźka jej śmieje:
- Hihi.. haha.. hihiii..
- No i co w tym takiego śmiesznego?
- Hihi...a bo jak pan nie patrzył, to ja wyskakiwałam z tego kółka

Zdrowaśki

Centurion2007-10-29, 11:52
Ksiądz przychodzi odprawić msze, no i widzi ze przed jednym obrazem klęczy babcia i sie modli. Ksiądz stwierdził ze spoko, niech sie modli. Odprawił msze wszyscy ludzie wyszli a babcia dalej przed obrazem. Podszedł do niej i pyta:
-Babciu co babcia tak klęczy?
-A prosze księdza za pokuta mam odmoowić 100 zdrowasiek do świętego Jana.
-Ale babciu to jest święty Piotr!
-O K🤬A 90 ZDROWASIEK JAK PSU W DUPE!

Odprawa emerytalna

Centurion2007-10-29, 18:22
Pewnego dnia marynarka amerykańska postanowiła zredukować kadrę oficerską. Żeby zrobic to z tzw. twarzą, każdemu oficerowi, który dobrowolnie odejdzie ze służby obiecano wypłacenie odprawy emerytalnej w takiej wysokosci, jak odległość w cm zmierzona pomiędzy dwoma dowolnie wybranymi przez niego punktami jego ciała pomnożoną przez 1000.
Jako pierwszy postanowil odejsc kapitan Smith, który poprosił o zmierzenie go od czubka glowy az do pięt. Odszedł z armii wraz ze 180 tyś. dolarów.
Kolejny oficer, major Johnson okazał się bardziej przebiegły od poprzednika i kazal zmierzyc się od czubka palców wysoko uniesionych rąk, aż do palców wyciągniętych maksymalnie stóp. Emeryturę umiliła mu okrągła sumka 280tys. dolarów.
Jako trzeci zglosił się na komisję porucznik Woods. Jego propozycja pomiarów wywołała konsternację, albowiem kazał zmierzyć się od czubka penisa aż do samych jajek. Na nic zdały się tłumaczenia, że taki sposób nie jest korzytny dla porucznika, że poprzedni oficerowie zgarnęli małe fortuny. Porucznik upierał się przy swoim. Lekarz wojskowy przystąpił więc do pomiarów. Jakież było jego zdziwienie, gdy po dokładnym badaniu na jego krótkie pytanie:
- "Gdzie twoje jaja, synu?" usłyszał odpowiedź:
- "W Wietnamie doktorze, w Wietnamie".

O królestwie i smoku

Centurion2007-10-29, 9:52
Dawno, dawno temu, za górami i lasami było sobie szcześliwe królestwo. Ludzie żyli w dostatku, niczego nie brakowało i wszyscy byli zadowoleni ze swojego wspaniałego króla. Jednak, jak to w baśniach bywa, sielanka nie trwała wiecznie. Pewnego dnia bowiem w królestwie pojawił się straszny smok - ogromny jak góra, o płomieniu tak gorącym, że przetapiał skały w szkło w ciągu pięciu sekund. Co gorsza - smok, jak kazdy stereotpowy smok z baśni, gustował w dziewicach, które należało dostarczać do jego jaskini, gdzie je rozdziewiczał, a potem zjadał to co zostało po rozdziewiczaniu.
Blady strach padł na ludność w tym królestwie. Szkoda było pięknych dziewczyn,a smok zapowiedzial, że jak skończą się dziewice to spali całe królestwo i odleci. Należało coś z nim zrobić - najlepiej zabić.
Jak to w baśniach bywa, król miał trzech synów. Pierwszy, najstarszy byl silny jak tur, powiadano, że jak ścisnął tysiącletni dąb, to sok z niego tryskał jak z młodej brzózki. Średni, trochę młodszy, także był nie lada mocarzem - podobno potrafił dwa byki za rogi położyć na ziemi. Trzeci, najmłodszy... no wiecie... szkoda gadać - trzeci był po prostu głupim wymoczkiem, o prostym sercu i sile dwunastoletniej dziewczynki.
Wezwał zatem król do siebie swojego najstarszego syna i tako mu rzecze:
- Najstarszy, najsilniejszy, najmądrzejszy i najpiękniejszy synu mój. Załóż swoją świętą zbroję, weź magiczny miecz i idź zabij smoka. Syn przytaknął wdział świętą zbroję, wyrwał ze skały magiczny miecz i poszedł zabić smoka. Szedł i szedł przez dziki las. Nagle patrzy: na ziemi leży gniazdo z pisklętami, które spadlo z drzewa. Niewiele myśląc, kopnął gniazdo i poszedł dalej. Doszedł nad leśne jezioro, patrzy, a tam na brzegu leży ogromny szczupak i dusi się. Zarechotał z tak zabawnego widoku, kopnął rybe i poszedł dalej. Doszedł do największego mrowiska w cały świecie. Czarna masa mrówek uwijała się po wielkim stogu ściółki wśród swoich mrówczych obowiązków. Rycerz wytrząsnął na mrowisko węgielek z fajki, popatrzył trochę z radością na walkę mrówek z pożarem i poszedł dalej.
Wyszedł w końcu z lasu i ujrzął smoczą jaskinię. Stanął przed nią, podparł się dumnie swoim magicznym mieczem i krzyknął z całej siły swoich ogromnych płuc:
- Smoku! Przyszedłem cię zabić!
A smok smarknął [SMARK!] i go zabił.

Czarna żałoba okryła królestwo wobec straty najdzielniejszego rycerza...
Coż było robić, król w rozterce wezwał przed swój tron średniego syna i tako mu rzecze:
- Średni, silny, inteligentny i piękny synu! Twój wspaniały brat nie podołał swojemu zadaniu i nie zabił smoka. Tradycja nakazuje abyś teraz ty poszedł i zmierzyl się ze smokiem. Może tobie się poszczęści...
Wdział zatem średni syn swoją piękną cudowną zbroję i przypasał swój lśniący miecz. Ruszył w drogę...
Idzie, idzie ciemnym lasem i napotyka gniazdo z pisklętami, kopnięte przez swojego brata. Pisklęta posiniaczone, biedne, piszczą i płaczą. Zarechotał szpetnie średni syn i skopał je jeszcze bardziej. Kroczy dalej, aż doszedł nad brzeg leśnego jezioram gdzie wśród trzcin na brzegu leżał ogromny szczupak i się dusił. Zarechoptał szpetnie średni syn i skopał wielką rybę, czerpiąc z tego sadystyczną przyjemność. Doszedł też do częściowo spalonego mrowiska, gdzie cała rzesza mrówek starała się odbudowac swój dom, uwijając się jak w ukropie. Średni syn zarechotał szpetnie nad nieporadnością mrówek, dobył miecza i rozpaprał nim resztę mrowiska. Popatrzył z radością na swoje dzieło zniszczenia i ruszył w dalszą drogę. Wyszedł w końcu z lasu i stanął pod jaskinią smoka.
Oparł się na swoim cudownym mieczu i krzyknąl z całej siły swoich wielkich płuc:
- Smoku! Przyszedłem cię zabić!
A smok smarknął [SMARK!] i go zabił.

Ponownie żal i smutek spadł na królestwo.
Ludzie płakali, bo wiedzieli, że teraz przyjdzie im stracić córki, a potem samemu zginąć w płomieniach. Pewnego dnia przypomnieli sobie o najmłodszym synu - nieszkodliwym debilku i zaczeli żądać, aby król wysłal go z misją, bo przecież powszechnie wiadomo, że najmłodszy syn zawsze da radę. Władca zatem wezwał przed swój tron swojego najmłodszego syna i tako mu rzecze:
- Mój najmłodszy, najgłupszy i najsłabszy synu... Twoi wspaniali bracia nie podołali wyzwaniu i polegli w chwalebnym boju. Teraz w tobie nasza cała nadzieja. Ruszaj zatem na smoka, masz moje błogosławieństwo.
Najmłodszy, głupiutki syn wdzial swoją żelazną, pordzewiałą zbroję, którą ledwo udźwignał na swoim cherlawym grzbiecie. Zabrał też swój zwyczajny, żelazny miecz, który wyróżniał się chyba tylko nadzwyczajną nieporęcznością i rdzą na klindze. Tak uzbrojony, głupi syn wyruszył w drogę.
Idzie ciemnym lasem i nagle napotyka gniazdo skopane przez swoich starszych braci. Pozbierał to, co z niego zostało, utulił pisklęta i osadziwszy gniazdo na gałęzi, poukładał tam ptaszki. W tym samym momencie przyleciał ogromny orzeł i przemówił ludzkim głosem:
- Młody, głupiutki rycerzu, okazałeś dobre serce i dlatego ci pomogę, gdy będziesz walczył ze smokiem. Wystarczy, że klaśniesz trzy razy, a przylecę i stanę u twego boku.
Uradowany rycerz poszedł w dalszą drogę, aż po długiej wędrówce leśnymi ostępami dotarł do jeziora. Na brzegu ujrzał ogromnego szczupaka, skopanego i duszącego się okrutnie. Dźwignąl z wysiłkiem wielką rybę i wrzucił ją do jeziora. Już miał iść dalej, gdy woda zabulgotała a z niej wylazł ogromny rybo-człek i bulgocząc po rybiemu przemówił ludzkim głosem:
- Młody, głupiutki rycerzu, okazałeś dobre serce i dlatego ci pomogę, gdy będziesz walczył ze smokiem. Wystarczy, że gwizdniesz trzy razy, a przypłyne i stanę u twego boku.
Szczęśliwy rycerz ruszył dalej i dotarł po jakimś czasie do mrowiska, gdzie mrówki w pocie mrówczego czoła odbudowywały swoje mrowisko. Jako, że miał dobre serce, pomógł im jak umiał i po kilku godzinach ciężkiej pracy, mrowisko stało odbudowane, większe i piękniejsze niż wcześniej. Już miał dochodzić, gdy nagle spod ziemi wylazła ogromna królowa wszystkich mrówek, tak duża jak bawół i przemówiła doń ludzkim głosem:
- Młody, głupiutki rycerzu, okazałeś dobre serce i dlatego ci pomogę, gdy będziesz walczył ze smokiem. Wystarczy, że kaszlniesz trzy razy, a cały mój lud i ja sama przybędziemy ci na pomoc.
Pewny siebie, mając takich poteznych przyjaciół, rycerz wyruszył w dalszą drogę i wyszedł w końcu z ciemnego lasu. Stanął przed jaskinią smoka, podparł się swoim zardzewiałym mieczem i krzyknął swoimi wątłymi płucami:
- Smoku! Przyszedłem cię zabić!
A smok smarknął [SMARK!] i go zabił.

Łooojezuu

Centurion2007-10-29, 9:56
Pewnego razu w górach rozlegało się straszne wycie:
- Łooojezuu... !
Gdy ratownicy górscy to usłyszeli zaraz pobiegli na pomoc.
Podzielili się na grupy i szukają.
Nic nie znaleźli a tu znowu słychać - Łooojezuu... !
Ratownicy wzmogli poszukiwania szukają aż do zmroku, jak już wracali zrezygnowani zobaczyli górala siedzącego na kamieniu i pytają się go
- Nie wiesz baco kto tak przeraźliwie krzyczy ?
A baca na to :
- Łooojezuu .... ale bym se zaciupciał ...