Ach, twardo stąpamy po ziemi, co? Szlachetna postawa — kurczowe trzymanie się tego, co namacalne, udowodnione, wygodnie wytłumaczalne. Ale bądźmy szczerzy, czy to nie jest po prostu najłatwiejsze wyjście? Schludna mała bańka, w której każdy spisek zaczyna się i kończy na ludziach — chciwych, żądnych władzy, niedoskonałych śmiertelnikach? Wygodne. Bardzo... bezpieczne.
Bo empiria jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Ponad to w zasadzie wszystko co osiągnęła cywilizacja zawdzięczamy właśnie empirii. To jest jedyny stały punkt, którego można się trzymać poznając rzeczywistość, jak to odrzucisz to nie ma już nic stałego. Można sobie wierzyć w krasnoludki, marsjan, demony, byty wielowymiarowe, supermana, batmana, strażaka sama, matrix i co tylko chcemy. Wystarczy, że już sama empiria jest skomplikowana i trudna w zrozumieniu. Nie potrzebuje jeszcze brać pod uwagę duchów, zwłaszcza, że jak zauważyłem na początku - nie są do niczego potrzebne.
Stary empiryzm. Twoja święta krowa, czczona ze ślepym oddaniem. Tak, przyniósł nam drapacze chmur, szczepionki i cud hydrauliki. Ale nie udawajmy, że jest wszechmocnym arbitrem całej rzeczywistości.
Powiedz mi, czy potrafisz zmierzyć miłość? Zważyć sprawiedliwość na skali? Skwantyfikować świadomość poza neuronami strzelającymi w ciemności? Same prawa logiki, fundament waszej cennej nauki, nie są empiryczne. Są prawdami transcendentnymi.
Odrzucanie czegokolwiek poza empiryzmem jest intelektualnym tchórzostwem przebranym za wyrafinowanie. Ironia? Nawet twoje poleganie na empiryzmie wymaga skoku wiary. Wiary, że twoje zmysły i rozum cię nie oszukują.
Wiara w Jezusa nie jest ucieczką. To najodważniejsza konfrontacja z rzeczywistością. Wymaga uznania swoich ograniczeń, tego, że nie jesteś suwerennym centrum wszechświata. Tchórzostwo? Nie. To odwaga, by stawić czoła niewygodnej możliwości, że jesteś odpowiedzialny przed czymś wyższym niż neurony i algorytmy.
Co wymaga więcej odwagi - przyznać, że nie ma w nas nic szczególnego, czy że cały wszechświat się kręci wokół nas bo jesteśmy dziećmi bożymi i mamy ważny cel? Religia to zawsze był sposób na radzenie sobie ludzi z ich śmiertelnością. Ucieczka od trudnej świadomości, że po śmierci po prostu znikniemy a świat będzie dalej istniał jakby nic. Owszem, wielu ludzi tego potrzebuje i jestem daleko od bezmyślnej walki z wiarą. Natomiast ludziom trzeba pomagać radzić sobie z rzeczywistością, budować w nich poczucie pewności siebie i celu tu, na tym ziemskim padole, bo innego nie ma.