Wrzesień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30
Październik 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31
Listopad 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30

Kryształowy dzbanek od podszewki

Konto usunięte • 2013-10-20, 13:13
Nie każdy z nas widział, jak tworzą się rzeczy, których używamy codziennie. Materiał własny, jeżeli nudne, to wiadomo

Armia Starożytnego Rzymu-Bitwa Cz.3

Konto usunięte • 2013-10-20, 21:15
1.Bitwa zorganizowana

W czasie bitwy pośrodku stawały oba rzymskie legiony,a obok nich legiony sprzymierzeńców.Kawaleria ustawiała się na skrzydłach.

W szyku bojowym hastati ustawieni w prostokąt złożony ze 120 ludzi(10 rzędów po 6 żołnierzy w każdej centurii stawały w jednej linii)tworzyli pierwszą linię.Między manipułami pozostawiano przerwę osłanianą w drugiej lini przez manipuł principes.
Manipuły triarii osłaniały przerwy pozostawione między manipułami principes,dzięki czemu ustawienie wojska miało kształt ukośnej szachownicy.

Legion ruszał do walki ruszał etapami.Pierwsi nacierali hastati rzucając w nieprzyjaciela oszczepami i walcząc wręcz.W razie zwycięstwa szli dalej naprzód,a pozostałe linie postępowały za nimi.W przypadku porażki wycofywali się w zorganizowanym porządku,a w pierwszej linii stawali principes podejmując walkę.W tym samym czasie triarii klękali na jedno kolano zasłaniali się tarczami i wystawiali do przodu ostrza włóczni,tworząc jakby mur,za którym przegrupowywały się od nowa oddziały hastati zmuszone do cofnięcia się.Gdy nieprzyjaciel odparł także principes,do ostatecznego i kontrataku wchodziły oddziały triarii.
Dzięki takiej taktyce walki oddziały mogły walczyć w każdej sytuacji.Ich mobilność zwiększali jeszcze welici,przeważnie niezależni od centurii,do której przynależeli,gdyż tworzyli jej dwa ostatni szeregi lub wchodzili pomiędzy oba manipuły w sytuacji wymagającej utworzenia ciągłego frontu natarcia.Czasami wystawiano przed ich pierwszą linię i wtedy oni rozpoczynali atak wciągając nieprzyjaciela do potyczek.
Kawaleria ustawiała się na skrzydłach wysuwając do przodu jeźdźców lekkozbrojnych.


2.Szyk otwarty albo zwarty

Wewnątrz centurii żołnierze ustawiali się w odległości ok 90 cm.
od siebie,ale w zależności od sytuacji zawierali lub otwierali szyk.Prawdopodobnie legioniści rozpoczynali atak w szyku otwartym,a po wyrzuceniu oszczepów,natychmiast go zwierali.

Liczbę szeregów w manipule uzależniano od ustawienia nieprzyjaciela.Jak się wydaje,na ogół ustawiano się w 8 szeregach
otwartych lub czterech zwartych.W bitwie pod Pydną manipuły musiały występować w szyku ściśle zwartym,by móc przeciwstawić się formacjom macedońskiej falangi znanym ze zwartości ich szeregów.

Manipuł principes i hastati w szku otwartym


Ten sam manipuł w szyku zwartym


3.Początek bitwy

Przed rozpoczęciem bitwy głównodowodzący wzywał wróżbitów,by się dowiedzieć,czy bogowie mu sprzyjają.Następnie wygłaszał mowę do żołnierzy zagrzewając ich do walki.
Pierwsi do boju szli welici i kawalerzyści ich zadaniem było zmęczenie nieprzyjaciela i odebranie mu chęci do walki.
Legioniści wkraczali do akcji na sygnał trębacza i zaczynała się bitwa.

4.Walki wręcz

Z włóczniami i mieczami w ręku legioniści nacierali podchodząc blisko przeciwnika.Principes(główna siła armii) mogli w ten sam sposób wchodzić między walczących hastati.

Falanga macedońska była znana z tego,że dzięki swojej zwartości mogła zgnieść każdego przeciwnika.Tworzyło ją szesnaście rzędów żołnierzy uzbrojonych w długie 6 metrowe włócznie(sarrisy).Żołnierze w pierwszych 5 szeregach wysuwali swoje włócznie do przodu tworząc istny mur żelazny.

Oddziały rzymskie,znacznie lżej uzbrojone,ustawiano luźno(między manipuałami pozostawiano odstępy) z łatwością mogły zostać rozbite przez najeżony sarrisami zwarty szyk Macedończyków.Skutecznym,jak się okazało sposobem było rzucanie oszczepami.Natarcie załamało się.



4.Ruchliwość Rzymian

Wielką zaletą armii rzymskiej była jej ruchliwość.Nowe oddziały można było wprowadzić do walki w każdej chwili i w każdym miejscu.Triarii przeważnie tworzyli straż tylną,ale w bitwie pod Kynoskefalaj(197 r. p.n.e.) ustawieni na skrzydłach atakowali nieprzyjaciół z boku.W razie potrzeby principes wchodzili w wolne przestrzenie i tworzyli falangę.W bitwie pod Zamą(202 r. p.n.e.)Scypion wykonał manewr odwrotny: w chwili natarcia słoni wycofał principes na skrzydła pozostawiając wolne przestrzenie,w które zwierzęta weszły nie wyrządzając żadnych szkód.Zaatakował je dopiero gdy słonie znalazły się w środku rzymskiej armii.

5.Taktyka walki

Rzymianie nie byli wielkimi taktykami.Liczyli przede wszystkim na zręczność swoich legionistów i na zdyscyplinowanie oddziałów.
W czasie bitwy legion miał tylko jeden cel:Rozbić środek formacji wroga i spowodować panikę oraz odebrać mu chęć do dalszej walki.Taki sposób walki mógł mieć katastrofalne następstwa.gdyby przeciwnik okazał się geniuszem wojskowym.I rzeczywiście w bitwie pod Kannami(216 r. p.n.e.) doszło do największej klęski Rzymian właśnie wskutek zastosowania przez nich takiej taktyki.
Hannibal wycofał się ze środka i uderzył na skrzydła druzgocząc całą armię rzymską .

6.Inne sposoby walki

Tylko najwybitniejsi dowódcy,jak Scypion czy Cezar,potrafili wymyślić inne sposoby walki.Scypion,walcząc z bratem Hannibala,zaatakował najpierw oba skrzydła Kartagińczyków jednocześnie,nie nacierając na ich środek w ogóle.Odniósł zwycięstwo zanim bitwa naprawdę się zaczęła.
Czasami armia musiała stanąć w szyku specjalnym.na przykłada w tzw. cuneus(obrazek będzie niżej):kilku najodważniejszych porywało za sobą pozostałych tworząc coś w rodzaju klina,lub tzw. orbis:żołnierze broniąc się ustawiali się w okrąg.Znane było także ustawienie się w kwadrat.W czasie walki liczyły się jednak przede wszystkim umiejętności i odwaga legionistów.

Legionista w czasie ataku.Rzuca najpierw lekkim oszczepem,później ciężkim,następnie sięga po miecz i atakuje wręcz.


Udany manewr Hannibala w bitwie pod Kannami.Rzymianie uderzyli w środek,a Hannibal ustąpił miejsca nie podejmując walki po czym uderzył na skrzydła.


1.Wprowadzając principes pomiędzy hastati można utworzyć falangę.
2.Pod Zamą Hannibal zaatakował słoniami,Scypion wycofał principes na skrzydła i pozwolił słoniom wejść pomiędzy legionistów.
3.Pod Kynoskefalaj triarii wykonali manewr oskrzydlający i zaatakowali nieprzyjaciela z boku
4.Ceneus
5.Scypion powtarza manewr Hannibala.

Gdybym był wrogiem Polski…

Konto usunięte • 2013-10-20, 10:53
Refleksja Romana Dmowskiego z 1925 roku, kiedy to w jednym z artykułów zastanawiał się jakie działania podjąłby gdyby chciał zaszkodzić Polsce i zarazem jak myślą wrogowie niepodległej Polski – jakich kroków się podejmują aby osłabić kraj, dzieląc naród i odwracając jego uwagę w kierunku mało istotnych kwestii – tak aby się kłócił o błahe sprawy, nie zwracając uwagi na to co ważne.

Spostrzegawczy czytelnik dostrzeże tu również sporo analogi do obecnej sytuacji państwa polskiego.




narodowyoswiecim.wordpress.com/2013/10/10/roman-dmowski-gdybym-byl-wro...


Cytat:

„Są dwa gatunki ludzi, którzy z łożem snów rozkosznych rozstać się nie chcą. Jedni zawsze stali z dala od życia, od jego potrzeb i konieczności, dla nich zrozumienie rzeczywistości zawsze było niedostępne, przed wielką wojną i w czasie tej wojny postępowali, jak nieprzytomni, upojeni haszyszem rozmaitych fikcji o świecie, o własnym kraju i o samych sobie.

Inni odczuwają silnie dzisiejszą rzeczywistość, twardość łoża, na którym dotychczas spoczywali, dokucza im mocno, ale wstrętna im jest myśl o długich wysiłkach i ofiarach na rzecz stopniowej naprawy.

Ci pocieszają się, że im ktoś to łoże prześciele, że za nich zrobi robotę dyktator, czy król, a im pozwoli spoczywać. Ostatni to często ludzie nie tylko najlepszych chęci, ale dostępni dla logiki. Dlatego chciałbym i z nimi na tym miejscu pogadać”.
„Uważam to za rzecz bardzo pożyteczną zastanawiać się od czasu do czasu nad tym, co bym robił, gdybym był wrogiem Polski, gdyby odbudowanie Polski było mi niedogodne i gdyby mi chodziło o jej zniszczenie.

Otóż przede wszystkim używałbym wszelkich wysiłków i nie żałowałbym żadnych ofiar na to, ażeby nie dopuścić do zapanowania w tym kraju zdrowego rozsądku, ażeby postępowaniem Polaków nie zaczęła kierować trzeźwa ocena stosunków i położenia ich państwa.

Utrzymywałbym w Polsce na swój koszt legion ludzi, których zajęciem byłoby szerzenie zamętu pojęć, puszczanie w obieg najrozmaitszych fałszów, podsuwanie najbardziej wariackich pomysłów.

Ilekroć bym zauważył, że Polacy zaczynają widzieć jasno swe położenie i wchodzić na drogę do naprawy stosunków i do wzmocnienia państwa, natychmiast bym zrobił wszystko, żeby odwrócić ich uwagę w inną stronę, wysunąć im przed oczy jakieś nowe idee, nowe plany, wytworzyć jakiś nowy ruch, w którym by rodząca się myśl zdrowa utonęła.

W obecnej chwili wielce by mię zaniepokoiło to, że w polityce polskiej zapanowały nad wszystkim zagadnienia skarbowe i gospodarcze, że Polacy zaczynają sobie naprawdę zdawać sprawę z tego, iż dotychczas szli do ruiny finansowej i gospodarczej, a tym samym do utraty niezawisłości, że zaczynają widzieć błędy dotychczasowego sposobu rządzenia, otwarcie i śmiało do tych błędów się przyznają, chcą się z nich otrząsnąć i objawiają w tym kierunku wyraźną wolę.

Uważałbym za rzecz bardzo niepomyślną fakt, że po dymisji Grabskiego Sejm zdobył się, acz z trudem, na utworzenie rządu koalicyjnego, w którym stronnictwa, bardzo dalekie od siebie w swych programach, postanowiły współdziałać w doprowadzeniu budżetu państwa do równowagi i w ratowaniu kraju od popadnięcia w ostatnią nędzę. I wcale by mnie nie cieszyło, że nowy minister skarbu tak daleko poszedł w swej otwartości, odsłaniając niebezpieczne położenie państwa i wskazując potrzeby zmniejszenia jego rozchodów o tak olbrzymią sumę.

Czułbym, że mię spotyka największy zawód, mianowicie że się zawodzę na Sejmie, na który liczyłem z całą pewnością, że nigdy nie dopuści do uzdrowienia gospodarki państwowej, że każdy wysiłek w tym kierunku unicestwi. I zacząłbym się obawiać, czy te słabe początki nie rozwiną się w coś mocniejszego, czy te objawy otrzeźwienia, postępu pojęć i poczucia odpowiedzialności za losy kraju nie staną się wyraźniejszymi, i czy Polska nie zaczyna istotnie wchodzić na drogę naprawy.

Uważałbym to za rzecz tym bardziej niepożądaną, że obecnie stan finansowy i gospodarczy państw europejskich w ogóle psuje się, że rządy i parlamenty coraz mniej wykazują zdolności zaradzenia złemu i że, gdyby Polska zdobyła się na wysiłek i gospodarkę swą jako tako uporządkowała, mogłoby to utrwalić jej pozycję w Europie i nawet uczynić ją wcale mocną.

Postanowiłbym temu zapobiec za wszelką cenę. Ale jak?…
Przede wszystkim, rozwinąłbym swoimi środkami i przez swoich agentów agitację w Polsce, odwracającą uwagę społeczeństwa od spraw gospodarczych i skarbowych.

Nie to jest nieszczęściem Polski, że za mało wytwarza, a za wiele spożywa, że skarb państwa ma za małe dochody – a większych mieć nie może, bo z ubogiego społeczeństwa więcej nie wyciśnie – a za wielkie wydatki, że i obywatel kraju, i państwo samo jest obdzierane przez niecną spekulację…

Dziś głównym nieszczęściem jest zły ustrój polityczny państwa. Ten ustrój trzeba przede wszystkim zmienić. Rzucić wszystko, a tym się zająć.

I tu bym radykalnie zmienił swoje dotychczasowe stanowisko: gdy dawniej byłem za tym, żeby Polska miała najbardziej demokratyczną konstytucję w Europie, gdym starał się, ażeby miał w niej wszechwładzę Sejm, który jak spodziewałem się, nigdy nie pozwoli na utworzenie rządu, kierującego się zdrowym rozsądkiem, prowadzącego rozumną gospodarkę państwową – dziś, widząc w tym Sejmie pierwsze objawy, świadczące, że ludzie się czegoś nauczyli, że zaczynają zdawać sobie sprawę z położenia kraju, z twardej rzeczywistości, że zaczynają nieśmiało wstępować na drogę, na której jedynie można stworzyć trwałe podstawy bytu państwowego, dziś, powiadam, stałbym się bezwzględnym przeciwnikiem konstytucji demokratycznej, Sejmu, dziś zacząłbym głosić potrzebę zamachu stanu, dyktatury, czy nawet autokratycznej monarchii.

A gdyby mi się jeszcze udało znaleźć jakiego militarystę śniącego o czynach wojennych i czekającego na sposobność wpakowania Polski w jakąś awanturę, np. w wojnę z Sowietami, obsypałbym go złotem – o ile bym je miał – i wszelkimi środkami pomógłbym mu do pokierowania polityką polską według swej woli.

Wtedy już byłbym pewny, że wszystko będzie dobrze. Na to wszystko, gdybym był wrogiem Polski, nie żałowałbym wysiłków, ani ofiar.
Co prawda, wrogowie Polski, bliżsi i dalsi, tyle mają kłopotów dzisiaj u siebie w domu, te kłopoty tak z dnia na dzień rosną, złoto, które jeszcze posiadają, tak szybko topnieje, że za wiele myśli nie mogą Polsce poświęcać i nie mogą się zdobywać na zbyt wielkie ofiary dla doprowadzenia jej do ostatecznej zguby.

Na szczęście dla nich w samej Polsce istnieje sporo ludzi, którzy starają się za nich robotę robić. Zdarza się to czasami w życiu, że jakiś biedak, nic nie posiadający i ciężko walczący z twardymi warunkami bytu, naraz, nieoczekiwanie dostaje wielki spadek.

Że zaś nigdy większej ilości pieniędzy nie widział, większymi sumami nie operował, wobec tego majątku, który mu spadł bez żadnego z jego strony wysiłku, doznaje zawrotu głowy, wydaje mu się on czymś nieskończonym, niewyczerpanym.

Zaczyna tego majątku używać: żyje, jak we śnie, rzuca pieniędzmi na prawo i na lewo, bez planu, bez sensu, bez rachunku. Majątek w ciągu paru lat rozprasza się i na powrót zaczyna się bieda. Tylko teraz już cięższa, bo się zaznało dostatku.

Takim biedakiem, który niespodziewanie dostał wielki spadek, jest obecne pokolenie polskie, tym spadkiem jest zjednoczona niepodległa Polska. Nic dziwnego, że pokolenie, które ją dostało – bo przecie nie zdobyło jej własnymi wysiłkami – doznało zawrotu głowy. Ludzie u nas zaczęli żyć, jak we śnie, zamknęli oczy na otaczającą ich rzeczywistość.

Własne państwo, które posiedli, traktowali tylko jako źródło wszelakich rozkoszy: łatwego dorabiania się, zaspakajania najbardziej wybujałych ambicji, kąpania się w godnościach i zaszczytach okazałych, często śmiesznych w swej okazałości reprezentacji, delektowania się uroczystościami, obchodami…

Z tego, że ten wielki spadek pociąga za sobą wielkie obowiązki, sprawy sobie nie zdawali. I w ciągu siedmiu lat zdążyli ogromną część odziedziczonego majątku roztrwonić.
W pewnej mierze było to nieuniknione. Nie można było żądać takiego cudu od Pana Boga, żeby pokoleniu, które nic nie miało i niczym nie rządziło, spuścił z nieba dar rozumnego od razu rządzenia wielkim państwem, a nawet tego, żeby je uchronił od zawrotu głowy wobec tak nagłej zmiany losu.

Ten jednak zawrót głowy, to życie we śnie trwało przydługo. Od paru lat zaczęły się próby obudzenia społeczeństwa z tego snu niebezpiecznego, przywrócenia go do przytomności. Te próby były bezskuteczne. Budzić się zaczęli dopiero pod wpływem przykrych odczuć rzeczywistości.

To rozkoszne łoże, na którym śnili swoje sny o władzy, zaszczytach, fortunach itd., zaczęło się robić coraz twardszym, przewracanie się z boku na bok nic nie pomaga. I oto dziś zaczyna się przebudzenie, ludzie zaczynają myśleć i przytomnie postępować. Zaczynają rozumieć, iż na to, żeby żyć dalej, żeby istnieć, trzeba wielkiego, nieustannego wysiłku”.


Roman Dmowski, Pisma, tom X;

Od Obozu Wielkiej Polski do Stronnictwa Narodowego (Przemówienia, artykuły i rozprawy z lat 1925-1934).


LINK