📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 36 minut temu

Koreańskie wino z kupy

konto usunięte2013-11-04, 20:49
Z cyklu koreańskie fetysze.

Ttongsul to koreańskie wino ryżowe wymieszane ze sfermentowaną kupką ludzkiego dziecka. Zawiera mniej więcej 9 proc. alkoholu. Mało wiadomo o pochodzeniu tego zapewne najdziwniejszego i najbardziej przyprawiającego o odruchy wymiotne lekarstwa. Szybkie wygooglowanie „Ttongsul” nie daje nic poza internetowymi pogłoskami i lichą stroną na Wikipedii.
Zaintrygowani postanowiliśmy zbadać wiarygodność tych plotek i, ku naszemu zdziwieniu, znaleźliśmy lekarza tradycyjnej medycyny koreańskiej, który twierdzi, że jest jedną z ostatnich osób na świecie, która wie, jak przygotować „wino fekalne”. Gdy dr Lee Chang Soo opowiadał nam, że we wschodniej medycynie nie wykorzystuje się już fekaliów, na jego twarzy pojawił się cień smutku. Wykorzystanie ludzkich i zwierzęcych odchodów do celów medycznych w Korei ma bowiem wielowiekową tradycję. Według starożytnych koreańskich książek medycznych pomagają na siniaki, skaleczenia i złamania, są też skutecznym środkiem przeciwko epilepsji.
Warto wspomnieć, że przeciętny współczesny Koreańczyk nie ma pojęcia czym jest Ttongsul. Uważa się, że napój praktycznie zniknął w latach 60. XX wieku, gdy Korea Południowa rozpoczęła swoją długą podróż w kierunku nowoczesności Pierwszego Świata i zachodnie lekarstwa wyparły medycynę tradycyjną.

I filmik z produkcji oraz degustacji tego jakże zacnego kordiału.


zaj🤬e z kądś tam

Władysław Studnicki

Vof2013-11-03, 14:43
Władysław Studnicki-Gizbert (ur. 15 listopada 1867 w Dyneburgu, zm. 10 stycznia 1953 w Londynie) – polski polityk i publicysta orientacji proniemieckiej. Brat Wacława, archiwariusza wileńskiego.



W młodości uczęszczał do Gimnazjum w Dyneburgu. Od 1887 był studentem Szkoły Handlowej Leopolda Kronenberga. W 1888 był jednym z założycieli II Proletariatu, za działalność socjalistyczną aresztowany jesienią 1888 po ośmiu miesiącach śledztwa zesłany na Syberię. Po powrocie z zesłania w 1896 zamieszkał w Petersburgu, a wkrótce potem w Warszawie. W 1897 wyjechał razem z bratem, Władysławem do Wiednia, a następnie osiadł w Heidelbergu. Działał w Związku Zagranicznych Socjalistów Polskich i był członkiem jego władz, tzw. Centralizacji, publikował także w emigracyjnej prasie socjalistycznej, m.in. "Przedświcie". Stopniowo jednak oddalał się od ruchu socjalistycznego w stronę poglądów bardziej narodowych. W 1901 zamieszkał w Galicji i został najpierw członkiem tamtejszego Stronnictwa Ludowego, a 1902 Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. W 1903 założył we Lwowie "Tygodnik Lwowski".

W 1904 wydał zbiór swojej publicystyki Od socjalizmu do nacjonalizmu, gdzie przedstawił przyczyny zmiany swoich poglądów. Ostatecznie rozstał się jednak z ruchem nacjonalistycznym wobec różnic w stosunku do Rosji W latach 1905-1910 mieszkał głównie w Warszawie, był aktywnym publicystą, zwalczającym prorosyjską politykę Romana Dmowskiego. W 1910 wydał Sprawę polską, w której głosił potrzebę odbudowy niepodległej Polski w oparciu o państwa centralne. Wysunął wówczas koncepcję tzw. trializmu, czyli poszerzenia austro-węgierskiej unii realnej o trzeci człon, którym miało być odbudowane państwo polskie. Był zwolennikiem rozbicia Rosji, która okupowała 80% terytorium I Rzeczypospolitej (w granicach z 1772). W ostatnim okresie przed wybuchem I wojny światowej był działaczem Polskiego Skarbu Wojskowego i Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, czynił kroki na rzecz stworzenia politycznej nadbudowy dla polskich organizacji paramilitarnych. Po klęskach armii austro-węgierskiej jesienią 1914 stał się jednym z najwybitniejszych przedstawicieli orientacji proniemieckiej. 10 maja 1916 spotkał się z generał-gubernatorem Hansem von Beselerem, któremu przedłożył projekt powołania niepodległej Polski, ze wschodnią granicą na Dźwinie i Berezynie, z zachowaniem zachodniej granicy Kongresówki z Niemcami z 1815. 21 lipca 1916 założył Klub Państwowców Polskich. Nazywany był jednym ze współautorów aktu 5 listopada, mocą którego utworzono Królestwo Polskie. W grudniu 1916 wszedł do 25-osobowej Tymczasowej Rady Stanu dzięki poparciu okupacyjnych władz niemieckich, został z niej wykluczony w sierpniu 1917. Do końca wojny popierał ekspansję przyszłego państwa polskiego na wschód w sojuszu z Niemcami. W 1918 był zaangażowany w rozmowy o obsadzeniu tronu polskiego przez księcia saskiego Christiana.

W II Rzeczypospolitej pracował jako naczelnik Wydziału Statystycznego Cywilnego Zarządu Ziem Wschodnich (1919-1921), konsultant w Ministerstwie Przemysłu i Handlu (1922-1926), konsultant w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (1928-1930), wykładowca w Instytucie Nauk handlowo-Gospodarczych w Wilnie (1930-1934). Przede wszystkim jednak był aktywnym publicystą, autorem wielu książek i artykułów prasowych, poświęconych m.in. współpracy polsko-niemieckiej, krajom bałtyckim, m.in. w 1935 opublikował książkę System Polityczny Europy a Polska, w której postulował stworzenie bloku państw środkowoeuropejskich opartego o Polskę i Niemcy. w 1935 i 1938 kandydował bez powodzenia w wyborach do Sejmu RP.

W 1938 wydał książkę Kwestia Czechosłowacji a Racja Stanu Polski, a w czerwcu 1939 Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej, gdzie prognozował izolowaną wojnę Polski z Niemcami i niewykonanie zobowiązań sojuszniczych wobec RP przez Wielką Brytanię i Francję . Książka została pozbawiona debitu w Polsce, a jej nakład skonfiskowany.

23 listopada 1939 skierował do władz III Rzeszy Memoriał w sprawie odtworzenia Armii Polskiej i w sprawie nadchodzącej wojny niemiecko-sowieckiej, w którym postulował odtworzenie Wojska Polskiego, które w sojuszu z Wehrmachtem miało wyzwalać narody ZSRR.

20 stycznia 1940 napisał w Warszawie i wystosował Memoriał dla Rządu Niemieckiego w sprawie polityki okupacyjnej w Polsce, w którym protestował przeciwko nazistowskim metodom terroru i oskarżał niemieckie czyny w Polsce. Wyjechał do Berlina i z memoriałem dotarł do Goebbelsa . Jednak został aresztowany przez Gestapo, po czym internowany w sanatorium w Neubabelsbergu. Zwolniono go po klęsce Francji. W sierpniu 1940 powrócił do Warszawy, utrzymywał kontakty z władzami okupacyjnymi, które wykorzystywał także do krytyki działań niemieckich wobec Polaków oraz do interwencji, niejednokrotnie skutecznych, w sprawach osób uwięzionych. 10 lipca 1941 ponownie aresztowany przez Gestapo; uwięziony na Pawiaku. Został zwolniony w wyniku interwencji Maurycego Stanisława Potockiego 15 sierpnia 1942. W dalszym ciągu propagował wciąż ideę Polsko-niemieckiej współpracy politycznej i wojskowej. W lipcu 1944 wyjechał na Węgry, następnie do Austrii, gdzie wciąż apelował do władz hitlerowskich o mobilizację Polaków i ich zwolnienie z obozów koncentracyjnych.

W 1945 zamieszkał w Rzymie, a pod koniec 1946 w Londynie. Izolowany w środowiskach emigracyjnych z uwagi na bezkompromisowość w głoszeniu niepopularnych poglądów, co pogłębiła jeszcze decyzja o zgłoszeniu się na świadka obrony w procesie feldmarszałka Ericha von Mansteina (1948), nie doszło jednak do wezwania go na salę rozpraw.

Wszystkie jego utwory objęte były w 1951 roku zapisem cenzury w Polsce, podlegały natychmiastowemu wycofaniu z bibliotek.

źródło: pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Studnicki
Mija 70. rocznica akcji "Erntefest" (Dożynki) - największej egzekucji w niemieckich obozach koncentracyjnych. W ciągu dwóch dni 3 i 4 listopada 1943 r. w obozach na Majdanku w Lublinie oraz w Trawnikach i Poniatowej rozstrzelano ok. 42 tys. Ż__ów.

Egzekucje stanowiły zakończenie operacji Reinhardt, której celem była zagłada Ż__ów mieszkających na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

Obóz Majdanek

Decyzję oprzeprowadzeniu Erntefest podjął jeszcze w lecie 1943 r. sam Heinrich Himmler. Przygotowania do akcji na Majdanku podjęto już pod koniec października 1943 r. – na tyłach obozu w pobliżu krematorium zatrudniono więźniów do kopania trzech rowów o długości 100 metrów i głębokości od 1,5 m do 3 m.

Prace przygotowawcze

3 listopada podczas porannego apelu nakazano wystąpić więźniom ż__owskim, których następnie poprowadzono na pole piąte obozu. Tam zmuszono ich, aby się rozbierali, a następnie wpędzano do wykopanych dołów, gdzie nakazywano im układać się twarzą do ziemi. Wtedy zabijani byli strzałem w tył głowy. Gdy zwłoki wypełniły dno rowu, następnym ofiarom kazano układać się na plecach zabitych, i tak kolejno, aż do wypełnienia się dołu po brzegi trupami.

Egzekucja rozpoczęła się o 6. rano i trwała do zapadnięcia zmroku. Dla zagłuszenia odgłosów strzałów z głośników umieszczonych na samochodach nadawano muzykę marszową i taneczną. Łącznie na Majdanku tego jednego dnia wymordowano ponad 18 tys. Ż__ów - więźniów obozu jak też spędzonych tu więźniów z podobozów na terenie Lublina.

Jak mówi historyk z Państwowego Muzeum na Majdanku Wojciech Lenarczyk, kluczową rolę w przeprowadzeniu akcji „Erntefest” odgrywał element zaskoczenia - o akcji wcześniej niewiele wiedziała załoga obozu, samej egzekucji dokonywały specjalne niemieckie jednostki SS i policji, które przybyły z zewnątrz, a kopane wcześniej rowy - jak utrzymywano - miały służyć obronie przeciwlotniczej. - Nikt nie wyobrażał sobie i nie mógł się domyślać, że to przygotowania do egzekucji o tak wielkich rozmiarach - zaznaczył Lenarczyk.

Tego samego dnia 3 listopada 1943 r. – według podobnego scenariusza jak na Majdanku - w obozie w Trawnikach Niemcy zamordowali ok. 10 tys. Ż__ów, a następnego dnia w obozie Poniatowej - ponad 14 tys. Ż__ów. Były tam przeniesione zakłady produkcyjne z likwidowanego getta warszawskiego.

Lenarczyk dodał, że akcja „Erntefest” objęła także pomniejsze obozy pracy, w których byli więźniowie ż__owscy m.in. w Puławach, gdzie około 400 osób pracowało w tamtejszym tartaku. Tam spędzono Ż__ów najpierw do jednego baraku, ale kiedy nakazano im wyjść, oni stawiali opór, mieli broń i zaczęli strzelać. Wtedy Niemcy wrzucili granaty do baraku. Więźniowie, którym udało się wydostać z baraku, byli rozstrzeliwani w czasie ucieczki.

Masakra dokonana 3 i 4 listopada 1943 r. należy do największych masowych egzekucji przeprowadzonych przez hitlerowców w czasie II wojny światowej. Niemcy nazwali ją kryptonimem "Erntefest", czyli "Dożynki" - miała na celu wymordowanie resztek ludności ż__owskiej na Lubelszczyźnie. Ówczesny dowódca SS na terenie dystryktu lubelskiego Jakob Sporrenberg, który organizował i nadzorował akcję „Erntefest”, w 1952 r. został skazany za zbrodnie wojenne na karę śmierci i powieszony.

Eksterminacji Ż__ów na terenie Generalnego Gubernatorstwa hitlerowcy dokonywali w ramach akcji Reinhardt - prowadzonej od marca 1942 r. do listopada 1943 r. W Lublinie mieścił się sztab akcji, którym kierował dowódca SS i policji w dystrykcie lubelskim SS-Obergrupenfuerer Odilo Globocnik.

Akcja Reinhardt rozpoczęła się od likwidacji getta lubelskiego 16 marca 1942 r. Następnego dnia do obozu zagłady w Bełżcu przybyły dwa transporty Ż__ów z gett w Lublinie i we Lwowie – łącznie ok. 3 tys. osób.

Zagłada ludności ż__owskiej dokonywała się głównie w trzech obozach śmierci - w Bełżcu, gdzie wymordowano ok. 440 tys. ludzi, w Sobiborze - 250 tys., w Treblince - ok. 900 tys. Wiele osób, zwłaszcza chorych i takich, których nie można było transportować do obozów, zamordowano w masowych egzekucjach przeprowadzanych w miejscowościach, w których mieszkali.

Bełżec dziś

Treblinka

W wyniku akcji Reinhard zamordowano w sumie ponad 1,5 mln Ż__ów z Polski, ale też deportowanych tu z innych państw Europy m.in. Niemiec, Austrii, Czech, Słowacji, Holandii, Francji.

Piece

zaj🤬e z onet.pl

Krótka historia interwencji amerykańskich 1945-1999

konto usunięte2013-10-30, 22:08
Silnik amerykańskiej polityki międzynarodowej został uruchomiony nie po to, by poświęcać się jakiejkolwiek moralności, ale raczej po to, by z konieczności służyć innym dyrektywom, których zarys wygląda następująco:

1). Sprawienie, aby świat stał się bezpiecznym miejscem dla działania amerykańskich korporacji;

2). Poprawienie bilansu księgowego firm krajowych, które podpisały kontrakty obronne i wspaniałomyślnie wspierają członków kongresu;

3). Zapobieżenie pojawieniu się jakiegokolwiek społeczeństwa, które mogłoby stać się udanym przykładem modelu alternatywnego w stosunku do kapitalizmu;

4). Rozszerzenie politycznej i ekonomicznej dominacji na tak wielkim obszarze, jak to tylko możliwe, jak przystało na "wielkie mocarstwo".

Tak się wyraża postulowana krucjata moralna przeciwko temu, co sami oziębli wojownicy oraz cały naród amerykański nazwali diabelskim Międzynarodowym Komunistycznym Spiskiem, który w rzeczywistości nigdy nie istniał, niezależnie od swoich ewentualnych kontaktów z diabłem.

Stany Zjednoczone przeprowadziły w tym czasie zakrojone na szeroką skalę interwencje w ponad 70 państwach. Oto kilka wybranych.

Chiny, 1945-49: Wkroczenie w chwili trwania wojny domowej, poparcie Chang Kai-sheka przeciwko komunistom, choć ci drudzy w czasie zakończonej właśnie wojny światowej byli o wiele bliższym sojusznikiem Ameryki. USA posłużyły się żołnierzami pokonanej Japonii, którzy walczyli po ich stronie. Komuniści zmusili Changa do ucieczki na Tajwan w 1949 roku.

Włochy, 1947-48: Wykorzystując podręcznikowe chwyty USA wtrąciły się w wybory, aby zapobiec legalnemu i uczciwemu dojściu do władzy Partii Komunistycznej. Wypaczenie demokracji zostało dokonane w imię "ocalenie demokracji" we Włoszech. Komuniści przegrali. Prze kolejnych kilka dziesięcioleci CIA wraz z korporacjami amerykańskimi bez końca wtrącały się w wybory we Włoszech, wydając setki milionów dolarów i potężną maszynerię psychologiczną, aby powstrzymać widmo, które nawiedzało Europę.

Grecja, 1947-49: Interwencja w czasie trwania wojny domowej. Poparcie neofaszystów przeciwko greckiej lewicy, która w czasie 2 wojny światowej odważnie stawiała czoło nazistom. Neofaszyści wygrali i ustanowili okrutny i brutalny reżym, dla którego CIA utworzyła nowy wewnętrzny urząd bezpieczeństwa, KYP. Niedługo potem KYP przeprowadzała wszędzie profesjonalne akcje policyjne, z systematycznie stosowanymi torturami włącznie.

Filipiny, 1945-53: Wojska amerykańskie walczą z siłami lewicowymi (Huk), mimo że w tym samym czasie Hukowie starają się wyprzeć ze swojego kraju japońskich najeźdźców. Po tej wojnie USA w dalszym ciągu walczyło z Hukami, w końcu ich pokonując i wynosząc na urzędy prezydenckie swoje marionetki, czego zwieńczeniem było powołanie dyktatora Ferdinanda Marcosa.

Korea Południowa, 1945-53: Po 2 wojnie światowej Stany Zjednoczone stłumiły ludowe siły postępowe wspierając konserwatystów, którzy współpracowali z Japonią. Doprowadziło to do długiego okresu korupcji, prowokacji i nie mających nic wspólnego z demokracją brutalnych rządów.

Albania, 1949-53: USA i Wielka Brytania bez powodzenia próbują obalić rządy komunistyczne i zainstalować nowe, pro-zachodnie, składające się głównie z monarchistów i tych, którzy kolaborowali z włoskimi faszystami i nazistami.

Niemcy, lata 50-te: CIA przygotowała zakrojoną na szeroką skalę kampanię sabotażu, terroryzmu, nieuczciwych chwytów i wojny psychologicznej przeciwko Niemcom Wschodnim. Był to jeden z czynników, który doprowadził do powstania Muru Berlińskiego w 1961 roku.

Iran, 1953: Premier Mossadegh został obalony na skutek operacji przeprowadzonej wspólnie przez USA i Wielką Brytanię. Mossadegh został wybrany na swoje stanowisko przez zdecydowaną większość parlamentu, ale popełnił krytyczny błąd, stając na czele akcji mającej na celu znacjonalizowanie brytyjskiej kompanii naftowej, jedynej firmy naftowej działającej w Iranie. Zamach stanu przywrócił absolutną władzę dla Szacha i rozpoczął okres 25 lat represji i tortur, dzięki czemu przemysł naftowy został oddany w ręce obcych właścicieli w następujących proporcjach: Wielka Brytania i USA otrzymały 40 procent, inne państwa - 20 procent.

Gwatemala, od roku 1953 do lat 90-tych: Zamach stanu przygotowany przez CIA obalił wybrany na drodze demokratycznej postępowy rząd Jacobo Arbenza, rozpoczynając 40 lat działania szwadronów śmierci, tortur, uprowadzeń, masowych egzekucji i niewyobrażalnego okrucieństwa, które łącznie przyniosły ponad 100.000 ofiar - bez wątpienia jeden z najbardziej nieludzkich rozdziałów w historii 20 wieku. Arbenz znacjonalizował firmę amerykańską, United Fruit Company, która miała bardzo bliskie związki z amerykańską elitą rządzącą. Jako usprawiedliwienie tego zamachu Waszyngton ogłosił, że Gwatemala znalazła się o krok od stania się podanym sowieckim, podczas gdy tak naprawdę Rosjanie przejawiali niewielkie zainteresowanie państwem, z którym nie utrzymywało nawet stosunków dyplomatycznych. Prawdziwym problemem w oczach Waszyngtonu, oprócz United Fruits, było niebezpieczeństwo rozszerzenia się gwatemalskiej socjaldemokracji na inne państwa Ameryki Łacińskiej.

Bliski Wschód, 1956-58: Doktryna Eisenhowera utrzymywała, że Stany Zjednoczone "są przygotowane na użycie broni aby wspierać" jakiekolwiek państwo na Bliskim Wschodzie "proszące o takie wsparcie przeciwko zbrojnej agresji ze strony jakiegokolwiek państwa kontrolowanego przez międzynarodowy komunizm". W przełożeniu na angielski oznaczało to, że nikomu nie wolno dominować lub mieć znaczący wpływ na Bliskim Wschodzie z jego polami naftowymi, poza Stanami Zjednoczonymi, i że ktokolwiek tylko spróbuje tego dokonać, natychmiast zostanie okrzyknięty komunistą. Posługując się taką polityką USA dwukrotnie próbowały obalić rząd syryjski, przeprowadziły kilka akcji pokazowych na Morzu Śródziemnym, aby zastraszyć ruchy niechętne rządom wspieranym przez USA w Jordanii i Libanie, wysłały 14.000 żołnierzy do Libanu i spiskowały w celu obalenia lub zamordowania w Egipcie Nassera z jego kłopotliwym blisko-wschodnim nacjonalizmem.

Indonezja, 1957-58: Sukarno, tak jak Nasser, był tego typu przywódcą z Trzeciego Świata, którego Stany Zjednoczone nie mogły znieść. Zdecydowanie obrał politykę neutralności podczas zimnej wojny, podróżując do Związku Radzieckiego i Chin (do Białego Domu oczywiście też). Znacjonalizował wiele holenderskich prywatnych przedsiębiorstw, które należały wcześniej do kolonizatora. Ponadto odmówił rozprawienia się z Komunistyczną Partią Indonezji, która w prawy i pokojowy sposób zdobywała zdumiewające poparcie w społeczeństwie. Taka polityka z pewnością mogła zainspirować innych przywódców Trzeciego Świata. To właśnie wtedy CIA zaczęła szastać pieniędzmi, odpowiednio ustawiając wybory, stworzyła plan zamordowania Sukarno, próbowała wplątać go w wymyśloną aferę z filmem pornograficznym, w końcu połączyła siły z opozycyjnymi oficerami wojskowymi i wywołała otwartą wojnę przeciwko rządowi. Sukarno i tak przetrwał.

Gujana Brytyjska/Gujana, 1953-64: Przez 11 lat dwie z najstarszych demokracji na świecie, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, robiły wszystko, aby nie dopuścić demokratycznie wybranego przywódcy do zajęcia swojego stanowiska. Cheddi Jagan był kolejnym liderem z Trzeciego Świata, który próbował pozostać neutralny i niezależny. Był wybrany trzy razy. Mimo swej lewicowości - większej niż w przypadku Sukarno czy Arbenza - urząd przez niego sprawowany nie miał na celu wywołanie rewolucji. Jednak był kimś, na kogo trzeba było zwrócić uwagę, ponieważ w nim wyrażał się największy lęk Waszyngtonu: budowanie społeczeństwa, które mogłoby stać się przykładem udanej alternatywy w stosunku do modelu kapitalistycznego. Posługując się całym arsenałem sztuczek i taktyki - od otwartych ataków i dezinformacji do terroryzmu i brytyjskiego legalizmu - USA i UK w końcu sprawiły, że Jagan przegrał w 1964 roku. John F. Kennedy wydał swoim agentom bezpośredni rozkaz, tak jak prawdopodobnie poprzednio Eisenhower.

Jeden z krajów, którym najlepiej się powodziło w regionie, Gujana w czasie rządów Jagana, do lat 80-tych stał się najbiedniejszy. Jego głównym "towarem" importowym byli ludzie.

Wietnam, 1950-73: Cała historia rozpoczęła się od opowiedzenia się za Francją, wcześniejszym kolonizatorem i państwem, które współpracowało z Japonią przeciwko Ho Chi Minowi i tym, którzy go popierali i blisko współpracowali z aliantami i podziwiali mocno Amerykę. Ho Chi Min był mimo wszystko pewnego rodzaju komunistą. Napisał masę listów do prezydenta Trumana i Departamentu Stanu, prosząc o pomoc Ameryki w zdobyciu przez Wietnam niepodległości, wyzwoleniu się od Francji i znalezieniu pokojowej drogi do rozwoju Wietnamu. Wszystkie jego prośby zostały zignorowane. Tylko dlatego, że był on pewnego rodzaju komunistą. Ho Chi Min opracował nową wietnamską deklarację niepodległości na wzór amerykańskiej; zaczynała się od słów: "Wszyscy ludzie zostali stworzeni jako równi. Stwórca wspiera ich w...". Ale w Waszyngtonie to nie miało żadnego znaczenia. Ho Chi Min był pewnego rodzaju komunistą.

Dwadzieścia trzy lata i ponad milion zabitych; w końcu Stany Zjednoczone wycofały swoje siły z Wietnamu. Większość ludzi uważa, że USA przegrały wojnę. Ale przez zniszczenie w pień Wietnamu oraz zatrucie ziemi Waszyngton osiągnął tak naprawdę swój główny cel: zapobiegł temu, co mogło się stać powstaniem właściwej opcji rozwoju dla Azji. Przecież Ho Chi Min był pewnego rodzaju komunistą.

Kambodża, 1955-73: Książę Sihanouk, jeszcze jeden lider, któremu nie spieszyło się do zostania kolejnym klientem Stanów Zjednoczonych. Po wielu latach wrogości w stosunku do jego rządów, która przejawiała się między innymi w przygotowaniu planu jego zgładzenia oraz potępianych utajnionych bombardowaniach dywanowych w latach 1969-70 przeprowadzonych przez Nixona i Kissingera, Waszyngton w końcu obalił Sihanouka w wyniku zamachu stanu w 1970 roku. To wystarczyło, by zachęcić siły Pol Pota i jego Czerwonych Khmerów do wkroczenia. Pięć lat później przejęli władzę. Ale pierwsze lata bombardowań amerykańskich sprawiły, że tradycyjna gospodarka Kambodży przestała istnieć. Stara Kambodża została na zawsze zniszczona.

Co niewiarygodne, Czerwoni Khmerzy mieli wywołać w swoim kraju jeszcze większe spustoszenie. Jak na ironię, Stany Zjednoczone wspierały Pol Pota, militarnie i dyplomatycznie, po tym jak zostały pokonane w Wietnamie.

Kongo/Zair, 1960-65: W czerwcu 1960 Patrice Lumumba został pierwszym premierem Kongo po uzyskaniu niepodległości od Belgii. Ale Belgia zatrzymała dla siebie olbrzymie bogactwa naturalne w prowincji Katanga, administracja Eisenhowera była również związana finansowo z tymi minerałami, a Lumumba, w czasie Dnia Niepodległości, przed tłumem zagranicznych dygnitarzy wzywał do gospodarczego, jak i politycznego wyzwolenia swojego narodu i przytoczył listę niesprawiedliwości, których zaznali jego obywatele ze strony białych zarządców państwa. Ten skromny człowiek był z pewnością "komunistą". Jego dni były najpewniej policzone.

Dwanaście dni później Katanga odłączyła się, we wrześniu Lumumba został zdymisjonowany przez prezydenta pod naciskami Stanów Zjednoczonych, a w styczniu 1961 roku został zamordowany za natychmiastowym poleceniem Dwighta Eisenhowera. Nadeszły lata wojny domowej i chaosu, i dojścia do władzy Mobutu Sese Seko, człowieka nie nieznanego CIA. Mobutu przyszedł i rządził w swoim kraju przez ponad 30 lat, opierając się na korupcji i okrucieństwie, które wstrząsnęły nawet ludzi z CIA. Ludzie Zairu żyli w stanie totalnego ubóstwa, pomimo bogatych złóż dóbr naturalnych. Mobutu stał się multimiliarderem.

Brazylia, 1961-64: Prezydent Joao Goulart był zwykłym przestępcą: obrał kurs nastawiony na niezależność w polityce międzynarodowej, wznawiając stosunki z państwami komunistycznymi i przeciwstawiając się sankcjom przeciwnko Kubie; jego administracja uchwaliła prawo ograniczające kapitał, który firmy międzynarodowe mogły przekazywać za granicę; przedsiębiorstwo ITT zostało znacjonalizowane; promował też reformy ekonomiczne i społeczne. I minister sprawiedliwości Robert Kennedy niepokoił się, że Goulart pozwala "komunistom" zajmować posady w agencjach rządowych. Ale człowiek ten nie był radykałem. Był milionerem, posiadaczem ziemskim i katolikiem, który na szyi nosił medalik z Marią Dziewicą. Jednak to nie wystarczyło, by go ocalić. W 1964 roku został obalony w wojskowym zamachu stanu, w którym Amerykanie odegrali znaczącą, półoficjalną rolę. Komentarz Waszyngtonu brzmiał - tak, to przykre, że w Brazylii obalono demokrację...., ale przynajmniej kraj został ocalony od komunizmu.

W ciągu następnych 15 lat ustanowiono wszystkie formy militarnej dyktatury, które poznała i pokochała Ameryka Łacińska: zamknięto kongres, opozycja polityczna została ograniczona praktycznie do zera, zawieszono ściganie zbrodni na tle politycznym, krytyka prezydenta została prawnie zabroniona, związki zawodowe przejęli rządowi agenci, nasilające się protesty spotykały się z policyjnym i wojskowym ostrzałem, domy rolników palono, gnębiono księży... uprowadzenia, szwadrony śmierci, masowa ilość bezlitosnych tortur... rząd ochrzcił swój program "moralną rehabilitacją" Brazylii.

Waszyngton był bardzo zadowolony. Brazylia zerwała stosunki z Kubą i stała się jednym z najbardziej wiernych sojuszników Stanów Zjednoczonych w Ameryce Łacińskiej.

Republika Dominikany, 1963-66: W lutym 1963 Juan Bosch zaczął sprawować urząd jako pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Republiki Dominikany od 1924 roku. W końcu pojawił się liberalny antykomunista Johna F. Kennedy'ego, aby odeprzeć oskarżenia, że USA wspierają tylko dyktatury wojskowe. Rząd Boscha miał być "przykładową demokracją", która mogłaby stawić czoło Fidelowi Castron. Zanim tylko zajął swój urząd, był wspaniale przyjmowany w Waszyngtonie.

Bosch wierzył w to, co robi. Wezwał do reformy rolnej, budowy tanich domów, skromnej nacjonalizacji biznesu, aby zagraniczni inwestorzy nie starali się eksploatować za bardzo jego kraju, i innych programów, które sprawiały, że polityka wszystkich liberalnych przywódców Trzeciego Świata była zatroskana zmianą społeczną. Podobnie na serio traktował on rzeczy znane jako swobody polityczne. Komuniści, lub ci ochrzczeni w ten sposób, nie mogli być prześladowani dopóki rzeczywiście nie złamali prawa.

Wielu urzędników administracji amerykańskiej i kongresmani wyrażali swoje niezadowolenie co do planów Boscha i co do jego stanowiska głoszącego niezależność od Stanów Zjednoczonych. Reforma rolna i nacjonalizacja dla Waszyngtonu od zawsze były wrażliwymi tematami, określającymi rzeczy, którymi posługuje się "pełzający socjalizm". Kilka redakcji pism amerykańskich próbowało zarzucić na Boscha jakąś przynętę.

We wrześniu wojsko wyszło na ulice. Boscha nie było wtedy w kraju. Stany Zjednoczone, które były w stanie stłumić jakikolwiek przewrót wojskowy w Ameryce Łacińskiej nie kiwnęły palcem.

Dziewiętnaście miesięcy później rozgorzała rewolta, która miała na celu oddać z powrotem władzę przebywającemu za granicą Boschowi. Stany Zjednoczone wysłały 23.000 żołnierzy, aby ją stłumili.

Kuba, od 1959 do dzisiaj: Fidel Castro doszedł do władzy na początku 1959 roku. 10 marca 1959 roku zebrała się Rada Bezpieczeństwa Narodowego USA, rozważając między innymi możliwość sprawienia, aby "inny rząd doszedł do władzy na Kubie". Potem nastąpił okres 40 lat terrorystycznych ataków, bombardowania, otwartych inwazji militarnych, sankcji, embargo, izolowania, zamachów... Kuba przeprowadziła Niewybaczalną Rewolucję, bardzo poważne zagrożenie ze względu na "dobry przykład" dla całej Ameryki Łacińskiej.

Najsmutniejszą częścią tej opowieści jest fakt, że świat nigdy się nie dowie, jakiego rodzaju społeczeństwo zbudowałaby Kuba, gdyby pozostawiono ją w spokoju, a nie pod ciągłym ogniem i ustawicznymi groźbami inwazji, gdyby umożliwiono jej znieść ścisłą kontrolę wewnętrzną. Idealizm, wizja, talent, internacjonalizm - wszystko tam mieliśmy. Ale już nigdy się nie dowiemy. I właśnie o to chodziło

Indonezja, 1965: Złożony łańcuch zdarzeń, prawdopodobnie z zamiarem przeprowadzenia zamachu stanu włącznie, a także kontr-zamachu i kontr-kontr-zamachu - wszędzie tam Amerykanie odcisnęli swoje piętno. W rezultacie odsunięto od władzy Sukarno i zastąpiono go władzami wojskowymi, którym przewodził generał Suharto. Zaraz potem rozpoczęły się masakry - komunistów, tych, którzy sympatyzowali z komunizmem, domniemanych komunistów oraz domniemanych sympatyków komunizmu - i nikogo więcej. Zostały one określone przez New York Times jako "jedna z najdzikszych rzezi w nowoczesnej historii polityki". Liczba ofiar w ciągu kilku lat osiągnęła pół miliona, choć inne źródła mówią o milionie i więcej.

Później się dowiedziano, że amerykańska ambasada stworzyła listy działaczy "komunistycznych", od najwyżej usadowionych prominentów, po kadry na wsiach, jakieś 50.000 nazwisk, i przekazała je armii, która następnie rozpoczęła polowania na te osoby i mordowała je. Amerykanie następnie mieli weryfikować te listy i zestawiać je z osobami zabitymi lub aresztowanymi. "To była wielka pomoc dla armii. Prawdopodobnie zabili oni mnóstwo ludzi, a ja prawdopodobnie mam mnóstwo krwi na swoich rękach", powiedział jeden dyplomata amerykański. "Ale nie należy tego wszystkiego potępiać. Są chwile, gdy trzeba mocno uderzyć".

Chile, 1964-73: Salvador Allende był dla imperialisty waszyngtońskiego najgorszym z możliwych scenariuszem. Imperialista ten był sobie w stanie wyobrazić tylko jedną rzecz gorszą od marksisty przy władzy - marksista przy władzy, który został wybrany, który przestrzegał konstytucję i stał się niesamowicie popularny. Potrząsnęło to samymi fundamentami, na których osadzona była wieża antykomunizmu: doktryna, boleśnie kultywowana przez dekady, że "komuniści" mogą zdobyć władzę tylko dzięki przemocy i podstępom, że mogą utrzymać się przy niej jedynie przez terroryzowanie i robienie ludziom papki z mózgów.

Po dokonaniu sabotażu wyborczych zamierzeń Allende w 1964 roku, i niepowodzeniach w 1970, pomimo szczerych wysiłków, CIA oraz reszta amerykańskiej maszynerii polityki zagranicznej nie zrezygnowała z żadnych środków w swoich próbach zdestabilizowania rządu Allende przez kolejne trzy lata, zwracając szczególną uwagę, aby wytworzyć wrogość militarną. W końcu we wrześniu 1973 roku wojsko obaliło rząd, Allende zginął w czasie tych działań.

W końcu dokonano zamknięcia państwa na świat zewnętrzny na tydzień, w czasie którego czołgi przetaczały się przez ulice, a żołnierze wyłamywali drzwi; stadiony rozbrzmiewały od dźwięków egzekucji, a ciała walały się po ulicach i pływały w rzekach; uruchomiono miejsca tortur; wywrotowe książki wrzucono w płomienie; żołnierze zdzierali z kobiet spodnie, krzycząc "w Chile kobiety noszą spódnice!"; biedni wrócili do swojego stanu naturalnego; a panowie świata w Waszyngtonie i w salach międzynarodowych instytucji finansowych otworzyli swoje książeczki czekowe. W końcu - ponad 3.000 osób zostało rozstrzelanych, tysiące torturowano, tysiące zaginęły.

Grecja, 1964-74: Wojskowy zamach stanu miał miejsce w kwietniu 1967 roku, dokładnie dwa dni przed rozpoczęciem narodowej kampanii wyborczej, która na sto procent miała przywrócić na stanowisko premiera weterana - przywódcę liberalnego - George Papandreou. Papandreou został wybrany w lutym 1964 roku zdecydowaną większością głosów, pierwszą w całej historii nowożytnej Grecji. Natychmiast rozpoczęto, z udanym skutkiem, dokonywać różnych machinacji, aby podważyć jego pozycję - była to połączona akcja Trybunału Królewskiego, generałów greckiego oraz amerykańskiego wojska i CIA, które stacjonowały w Grecji. Przewrót z 1967 roku został poprzedzony zwyczajowymi w takich okolicznościach stanem wojennym, cenzurą, aresztowaniami, biciem, torturami i mordem - z liczbą ofiar sięgającą 8.000 w pierwszym miesiącu. Towarzyszyła temu równie tradycyjna deklaracja, że wszystko to uczyniono, by ochronić naród przed "przejęciem przez komunistów". Nadwerężające system i wywrotowe wpływy na życie Greków miały zostać wyeliminowane. Należały do nich spódniczki mini, długie włosy oraz obce czasopisma; uczęszczanie przez dzieci do kościoła miało być obowiązkowe.

Jednak to tortury okazały się wręcz nieusuwalnym znamieniem siedmioletniego greckiego piekła. James Becket, prawnik amerykański wysłany do Grecji przez Amnesty International napisał w grudniu 1969 roku, że "najbardziej ostrożne oceny mogą wskazać na nie mniej niż dwa tysiące" ludzi torturowanych, zwykle w najokrutniejszy sposób, przeważnie za pomocą urządzeń dostarczonych przez Stany Zjednoczone.

Becket doniósł, co następuje:

Setki więźniów wysłuchało krótkiej przemowy inspektora Basila Lambrou, który siedzi za biurkiem z czerwono-biało-niebieskim symbolem ściśniętych dłoni pomocy amerykańskiej. Próbuje uświadomić więźniów o całkowitej daremności oporu. "Jesteście śmieszni, jeśli myślicie, że możecie cokolwiek zrobić. Świat jest podzielony na dwie części. Z jednej strony są komuniści, a z drugiej - wolny świat. Rosjanie i Amerykanie - i nic poza tym. A kim my jesteśmy? Amerykanami. Za mną stoi rząd, za rządem NATO, za NATO, USA. Nie możecie nas pokonać. Jesteśmy Amerykanami".

George Papandreou nie był żadnym radykałem. Był typem liberalnego antykomunisty. Ale jego synowi, Andreasowi, prawowitemu następcy, choć tylko trochę bardziej na lewo od swojego ojca, nie była obca myśl, aby wyciągnąć Grecję z zimnej wojny; protestował przeciwko pozostaniu w NATO, lub przynajmniej w roli satelity Stanów Zjednoczonych.

Wschodni Timor, od 1975 do dzisiaj: W grudniu 1975 roku Indonezja najechała na Wschodni Timor, który leży na wschodnim krańcu archipelagu indonezyjskiego, i która ogłosiła swoją niezależność po tym, jak Portugalia zaniechała swojej kontroli nad tym terytorium. Inwazja rozpoczęła się dzień po tym, jak prezydent USA Gerald Ford oraz sekretarz stanu Henry Kissinger wyjechali z Indonezji po przekazaniu Suharto zgody na użycie broni amerykańskiej, która, według prawa amerykańskiego, nie może zostać wykorzystana w celach innych niż obronne. Indonezja była dla Waszyngtonu najbardziej wartościowym narzędziem w Azji Południowo-Wschodniej.

Amnesty International obliczył, że do roku 1989, żołnierze indonezyjscy, w ramach realizacji celu zajęcia Wschodniego Timoru, zabili 200.000 ludzi z ludności liczącej od 600.000 do 700.000. Stany Zjednoczone konsekwentnie wspierała żądania Indonezji w stosunku do Timoru Wschodniego (przeciwnie do polityki ONZ i UE), i bagatelizowała rozmiary rzezi, jednocześnie dostarczając Indonezji całego sprzętu militarnego oraz szkolenia, aby udało się pomyślnie przeprowadzić akcję do końca.

Nikaragua, 1978-89: Kiedy sandiniści obalili dyktaturę Somozy w 1978 roku, dla Waszyngtonu było jasne, że mogą się oni stać niebezpieczną bestią - "kolejną Kubą". Pod rządami prezydenta Cartera próby przeprowadzenia sabotażu rewolucji przybrały dyplomatyczne i ekonomiczne formy. Administracja Reagana wybrała przemoc. Przez osiem długich lat ludność Nikaragui znajdowała się pod atakiem ze strony armii będącej pełnomocnikiem Waszyngtonu, Contras, stworzonej przez wściekłych członków Straży Narodowej Somozy oraz innych pomocników dyktatora. To była wojna na całego, z ostatecznym celem zniweczenia społecznych i ekonomicznych programów rządowych, z paleniem szkół i szpitali, gw🤬tami, torturami, minowaniem portów, bombardowaniem i ostrzeliwaniem. Robili to "żołnierze wolności" Ronalda Reagana. W Nikaragui nie będzie rewolucji.

Grenada, 1979-84: Co mogłoby skłonić najpotężniejsze państwo na świecie do najazdu na kraj liczący 110 tysięcy ludności? Maurice Bishop i jego następcy zdobył władzę po przewrocie w 1979 roku i choć ich rzeczywista polityka nie była tak rewolucyjna jak Castry, Waszyngton znowu wpadł w panikę, że pojawi się "następna Kuba", zwłaszcza że publiczne wystąpienia przywódców Grenady spotykały się z generalnym entuzjazmem.

Amerykańska taktyka destabilizacji przeciwko rządowi Bishopa zaczęła się zaraz po przewrocie i trwała aż do 1983 roku. Składały się na nią liczne akty dezinformowania i brudnych gierek. Inwazja amerykańska w październiku 1983 spotkała się z minimalnym oporem, choć po stronie USA poległo lub zostało zranionych 135 osób; było też około 400 ofiar po stronie Grenady oraz 84 Kubańczyków, głównie robotników budowlanych. W imię czego, co ludzki rozum może pojąć, zginęli ci ludzie? - to nie zostało ujawnione.

Pod koniec 1984 roku przeprowadzono wątpliwe wybory, w których zwyciężył człowiek wspierany przez administrację Reagana. Rok później organizacja praw człowieka, Rada do Spraw Półkuli, przedstawiła raport, w którym stwierdzono, że nowe siły policyjne Grenady przeszkolone przez USA oraz siły anty-rebelianckie zasłynęły z brutalności, bezpodstawnych aresztowań i nadużyć władzy, i zniweczyły wysiłki mające na celu wspieranie praw obywatelskich.

W kwietniu 1989 roku rząd opublikował listę ponad 80 książek, których import został zakazany. Cztery miesiące później premier rozwiązał parlament ze względu na groźbę wotum nieufności, które miało być rezultatem przeciwstawienia się temu, co krytycy premiera nazwali "rozwijającym się stylem autorytarnym".

Libia, 1981-89: Libia nie zgodziła się na pełnienie funkcji właściwego państwa klienckiego Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie. Przywódca państwa, Muamar el-Kadafi nie przestrzegał reguł. Musiał zostać ukarany. Samoloty amerykańskie zestrzeliły dwa samoloty libijskie na obszarze, który Libia uważała za swoją przestrzeń lotniczą. USA zrzuciły też na kraj bomby, zabijając co najmniej 40 osób, między innymi córkę Kadafiego. Pojawiły się też inne próby zgładzenia tego człowieka, operacje mające na celu jego obalenie, potężna kampania dezinformująca, sankcje ekonomiczne oraz oskarżenie Libii za jej domniemaną rolę w zbombardowaniu samolotu Pan Am 103, bez przedstawienia wystarczających dowodów.

Panama, 1989: Szaleni "bombiarze" Waszyngtonu znowu zaatakowali. Grudzień 1989 roku, potężny wybuch w osiedlu w Panama City, 15.000 ludzi pozostaje bez dachu nad głową. W wyniku kilkudniowego ataku naziemnego przeciwko siłom panamskim jakieś 500 osób zostaje zamordowanych (według oficjalnych danych - podanych przez USA i zainstalowany przez Amerykę nowy rząd); inne źródła, z nie mniejszą ilością dowodów, twierdzi, że zginęło 3.000 osób, jakieś 3.000 zostało też rannych. Poległo dwudziestu trzech Amerykanów, 324 poniosło rany.

Pytanie reportera: "Dlaczego tak naprawdę warto było posyłać ludzi na pewną śmierć? Aby dostać Noriegę?"

George Bush: "Każde ludzkie życie jest cenne, ale mimo to muszę odpowiedzieć - tak, to było tego warte".

Manuel Noriega był sojusznikiem Ameryki i jej informatorem przez całe lata, dopóki jego użyteczność się nie zużyła. Ale dostanie go nie było jedynym motywem ataku. Bush chciał przekazać jasne posłanie do narodu Nikaragui, która planowała wybory dwa tygodnie później, że to może spotkać również i ich, jeśli ponownie wybiorą sandinistów. Bush pragnął także napiąć mięśnie, aby pokazać Kongresowi, że potrzebne są duże siły wojskowe gotowe do walki, nawet po niedawnym zniknięciu "zagrożenia sowieckiego". Oficjalne wyjaśnienie mówiło, że Noriega jest wmieszany w handel narkotykami, co Waszyngton wiedział już od czterech lat, a jednak wcześniej wcale mu to nie przeszkadzało.

Irak, lata 90-te: Nieustające bombardowania przez ponad 40 dni i nocy przeciwko jednemu z najbardziej rozwiniętych narodów na Bliskim Wschhodzie, które zniszczyły jego starożytno-nowoczesną stolicę; na ludność Iraku spadło 177 milionów funtów bomb - najbardziej skoncentrowany powietrzny mord w historii świata; broń ze zubożonym uranem pali ludzi, wywołuje raka; rozwalanie magazynów broni chemicznej i biologicznej oraz urządzeń naftowych; zatruwanie atmosfery do poziomu, który prawdopodobnie nigdzie wcześniej nie był spotykany; umyślne grzebanie żywcem żołnierzy; zniszczenie infrastruktury ze strasznymi konsekwencjami dla zdrowia; sankcje trwające do dzisiaj, jeszcze bardziej pogarszając sytuację zdrowotną; na razie umarło w następstwie wszystkich tych działań około miliona dzieci i jeszcze więcej dorosłych.

rak był najsilniejszym pod względem militarnym państwem arabskim. To mogła być ich zbrodnia. Noam Chomsky napisał: "Główną, dominującą doktryną USA w polityce zagranicznej od 1940 roku było to, że potężne, nie mające swojego odpowiednika, zasoby energetyczne w rejonie Zatoki będą stopniowo zajmowane przez Stany Zjednoczone i ich klientów i, przede wszystkim, żeby żadna niezależna siła w tamtym rejonie nie została dopuszczona do tego, aby mieć jakiś znaczny wpływ na zarządzanie produkcją ropy naftowej i jej cenę.

Afganistan, 1979-92: Wszyscy wiedzą o nieprawdopodobnych represjach kobiet w Afganistanie ze strony fundamentalistów islamskich, nawet przed Talibami. Ale kto z nas wie, że w późnych latach 70-tych i w większości 80-tych Afganistan miał rząd przekonany, że musi wprowadzić niesamowicie zacofany naród w 20 wiek, łącznie z zagwarantowaniem praw kobietom? Stało się jednak tak, że Stany Zjednoczone wydały miliony dolarów na prowadzenie okrutnej wojny przeciwko rządowi tylko dlatego, że był on wspierany przez Związek Sowiecki. Wcześniej działania CIA znacznie zwiększyły prawdopodobieństwo interwencji rosyjskiej, co się dokładnie stało. W końcu Stany Zjednoczone zwyciężyły, a kobiety i reszta Afgańczyków przegrała. Ponad milion ludzi zginęło, trzy miliony zostało kalekami; pięć milionów uchodźców - w sumie jakaś połowa populacji to ofiary tej wojny.

Salvador, 1980-92: Dysydenci z Salwadoru próbowali działać w ramach systemu. Ale dzięki wsparciu ze strony USA rząd to uniemożliwił, posługując się cały czas oszustwami wyborczymi i mordując setki przeciwników i strajkujących. W 1980 roku przeciwnicy polityczni chwycili za broń. Rozpoczęła się wojna domowa.

Oficjalnie obecność USA w Salwadorze była ograniczona do nadzorowania. Tak naprawdę wojsko i personel CIA działały w regularny sposób, bardzo aktywnie. Około 20 Amerykanów zostało zabitych lub zranionych w wypadkach helikopterów lub samolotów, podczas dokonywania lotów rozpoznawczych czy innych misji nad terenami walki, są też wiarygodne dowody na rolę USA w walkach naziemnych. Wojna oficjalnie zakończyła się w 1992 roku. 75.000 cywilów poniosło śmierć, a skarb USA stopniał około 6 miliardów dolarów. Pokrzyżowano plany wprowadzenia znaczących reform społecznych. Garstka bogaczy w dalszym ciągu włada państwem, biedni zostali tam, gdzie ich miejsce, a dysydenci wciąż muszą się obawiać prawicowych szwadronów śmierci.

Haiti, 1987-94: Rodzina dyktatora Duvaliera była wspierana przez USA przez 30 lat, następnie przeciwstawiła się reformatorskiemu księdzu, Jean-Bertrandzie Aristidzie. W międzyczasie CIA pracowało skrycie ze szwadronami śmierci, oprawcami i handlarzami narkotyków. W takich okolicznościach Biały Dom Clintona znalazł się w niezręcznej sytuacji i musiał udawać - z powodu całej swojej retoryki na temat demokracji - że wspiera w Haiti powrót do władzy Aristidy po tym, jak został jej pozbawiony w wyniku przewrotu wojskowego z 1991 roku. Po opóźnieniu jego ponownego mianowania na ponad dwa lata, Waszyngton w końcu musiał sprawić, żeby jego wojska oddały mu z powrotem jego urząd, ale dopiero po zobowiązaniu księdza, że nie będzie zajmował się biednymi ze cenę bogactwa warstw uprzywilejowanych, i że będzie się mocno trzymał ekonomii wolnorynkowej. Oznaczało to, że Haiti w dalszym ciągu pozostanie "halą montażową" na półkuli zachodniej, z robotnikami otrzymującymi wręcz głodowe pensje.

Jugosławia, 1999: Stany Zjednoczone pragną sprawić, aby dzięki ich bombom kraj ten wrócił do swojego przed-industrialnego stanu. Chciałyby, żeby świat uwierzył, że interwencja ta była motywowana jedynie "humanitarnymi" względami. Może powyższa historia interwencji amerykańskich pozwoli zadecydować nam, jak bardzo można ufać tego typu deklaracjom.

Zbrodnia UPA w Podkamieniu

DarkSlayer2013-10-29, 19:51
Gdy na podolskich wzgórzach ludzie wybudowali kościół i klasztor, diabeł wściekły, że będzie się tam głosić chwałę Bożą, porwał z karpackich szczytów ogromną skałę i zamierzał zrzucić ją na świątynię. Gdy leciał, zapiał kur i szatan upuścił głaz na wzgórze tuż obok kościoła.Ludzie sprowadzili do Podkamienia słynący łaskami obraz Matki Boskiej. To jeszcze bardziej rozsierdziło diabła. Nie ustawał on w wysiłkach, by święte miejsce zniszczyć. Sprowadzał najazdy tatarskie, liczne wojny. Mimo zniszczeń, miasteczko i klasztor, rzec można sposobem cudownym, trwały i rozwijały się. Miejsce to zaczęto nazywać „Podolską Częstochową”. Stąd wzięła się nazwa miasteczka – Podkamień.Ale nadeszły dni straszne, jakie jeszcze nie bywały. Bestia wyszła z czeluści i wydała ludziom wojnę. Brat wydawał brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstały dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawiały.

12 marca 1944 roku, w Dzień Pański, diabeł dopiął swego. Jego hordy wdarły się do klasztoru i pod okiem Podkamieńskiej Pani wymordowały zakonników i chroniącą się za murami ludność. Grasowały w całej okolicy. Tego dnia w pobliskich Palikrowach spełnił się apokaliptyczny obraz rzek czerwonych od krwi. „Ktokolwiek kiedyś będzie szedł lub jechał z Podkamienia do Palikrów, nich zatrzyma się przy cmentarzu (...) a potem, idąc dalej, niech przy moście spojrzy w lewo, tam nad rzeczkę, dwieście metrów od miejsca, gdzie (...) lała się polska niewinna krew, a rzeczka krwią płynęła.”(Zbigniew Iłowski)

Pani Podkamieńska repatriowała się do Wrocławia. W opuszczonym przez Nią miejscu nowy pan-szyderca umiejscowił szpital psychiatryczny. Dzisiaj po grobach podkamieńskich męczenników kręcą się w charakterystycznych strojach pensjonariusze psychuszki. Do pełnego szczęścia zabrakło diabłu tylko zburzenia świątyni. Mikołaj Falkowski tak opisuje to miejsce:

„Podkamień przyciąga uwagę niczym widmo na wzgórzu. Pięknie zlokalizowany, lecz zrujnowany, otoczony kamiennymi murami, nie pozbawiony śladów zaciętych walk, kryje w sobie mroczne tajemnice z lat II wojny światowej. Atmosfera spowijająca to wzgórze wciąż przeraża wspomnieniem ludobójstwa i widocznymi śladami sowieckiego barbarzyństwa.”

Ojciec Józef Bocheński, dominikanin, światowej sławy filozof, mający związki z Podolem, pisał we wspomnieniach: „Europa, nasza Europa – kończy się w Podkamieniu. Myślę, że kogoś, kto przeżył te wydarzenia, nikt nie nabierze na historyjki o Europie aż do Urala…”.

Bocheński mylił się – tego dnia w Podkamieniu i Palikrowach nie skończyła się Europa - skończył się cały świat.

A to przebieg zbrodni:

Według relacji ks. Józefa Burdy o. Marcin Kaproń, który w sobotę, 11 marca 1944 był w gminie w Podkamieniu w sprawie urzędowej, usłyszał od woźnego, że szykuje się napad na klasztor. Po powrocie do zabudowań nakazał on zamknięcie bram. Faktycznie, tego samego dnia pod murami klasztoru pojawił się oddział podający się za partyzantkę radziecką (inne świadectwo – za oddział SS walczący z banderowcami) i zażądał wpuszczenia do klasztoru oraz wsparcia w postaci żywności. Dowodzący obroną klasztoru spuścili posiłek na linach, a na żądanie domniemanych partyzantów sowieckich wysłali do nich delegację, która jedząc go razem z oblegającymi miała udowodnić, że jedzenie nie jest zatrute. Delegaci zostali wypuszczeni tego samego dnia, rozpoznali oni, że oblegającymi są Ukraińcy z UPA. Sprawiło to, że obrońcy tym bardziej postanowili nie opuszczać klasztoru i w miarę możliwości umocnili jego bramy i okna. W tym czasie wewnątrz murów obiektu przebywało na stałe co najmniej 300 polskich cywilów. Pod osłoną nocy część ludności wymknęła się z klasztoru.
Następnego dnia, 12 marca, wobec kolejnej odmowy otwarcia bram, oblegający zaczęli ostrzeliwać klasztor i rąbać siekierami furtę. Powstrzymały ich jednak strzały z dwóch posiadanych przez Polaków karabinów maszynowych. Wówczas dowództwo ukraińskiego oddziału zażądało opuszczenia budynków przez wszystkich ukrywających się tam Polaków, z wyjątkiem zakonników, obiecując wypuścić ich wolno. Kiedy Polacy zaczęli wychodzić z klasztoru, upowcy otworzyli ogień. Powstało ogólne zamieszanie, w którym napastnicy przedarli się do wnętrza klasztoru.
W dalszym toku wydarzeń zamordowanych zostało ok. 100 Polaków, nie licząc osób ukrywających się poza klasztorem na terenie Podkamienia[4]. Ciała ofiar były porzucane w miejscu zabójstwa lub wrzucane do klasztornej studni. Części osób udało się przetrwać w kryjówce na strychu.
Mienie klasztorne, stanowiące jedno z najbogatszych zbiorów precjozów i dzieł sztuki na ówczesnych Kresach, było przez kilka dni sukcesywnie i pedantycznie łupione, aż do zupełnego jego rozgrabienia, według kapłanów który ocaleli z tej rzezi skarby zrabowane przez Ukraińców sięgnęły kilku milionów dolarów. Pogromy przeniosły się także na teren miasteczka, gdzie trwały jeszcze przez kilka następnych dni. Bojówki banderowskie penetrowały zabudowania, ogrody i zagajniki, poszukując ukrywających się Polaków. Ewa Siemaszko szacuje, że w miasteczku zginęło więcej ludzi niż w samym klasztorze[2].
Osoby ocalałe z klasztoru podkamieńskiego (ks. Józef Burda, Paulina Reissowa) podawały liczbę ok. 150 zabitych. Publicysta Jacek Borzęcki relacjonując odsłonięcie pomnika ofiar mordu na portalu Wspólnoty Polskiej, mówił o ponad 120 ofiarach[5]. Wszystkie relacje brały jednak pod uwagę jedynie zabitych w samych zabudowaniach klasztornych. Ewa Siemaszko szacuje całkowitą liczbę zabitych w Podkamieniu na 400-600 osób[2]. H. Różański, H. Komański i Sz. Siekierka podają liczbę ok. 600 zabitych, pisząc zarówno o zamordowanych w samym klasztorze, jak i w czasie próby ucieczki z niego. Ci sami autorzy wskazują na związek między wycofaniem się UPA z Podkamienia a wejściem do miejscowości Armii Czerwonej, które nastąpiło 19 marca. Twierdzą też, że obok oddziału UPA w napadzie na klasztor brała udział 14 Dywizja Grenadierów SS.

Nieznośny hałas protezy

In­wa­li­dzi wo­jen­ni, we­te­ra­ni wiel­kiej wojny oj­czyź­nia­nej. Byli wszę­dzie, na każ­dym placu miej­skim, na dwor­cach ko­le­jo­wych w por­tach i w me­trze. Han­dlo­wa­li czym po­pa­dło, że­bra­li, grali na har­mosz­kach i po­pi­ja­li wódkę. Mó­wi­li i śpie­wa­li co na sercu. W końcu za­pa­dła de­cy­zja: mają znik­nąć. I znik­nę­li.

O masowej zsyłce inwalidów wojennych zadecydowała komunistyczna "estetyka"O masowej zsyłce inwalidów wojennych zadecydowała komunistyczna "estetyka

Na prze­ło­mie lat 40. i 50. do opusz­czo­ne­go klasz­to­ru na wy­spie Wałaam zwie­zio­no z ca­łe­go Związ­ku So­wiec­kie­go setki czer­wo­no­ar­mi­stów, naj­cię­żej ran­nych in­wa­li­dów wiel­kiej wojny oj­czyź­nia­nej. Byli tam i bo­ha­te­ro­wie Związ­ku Ra­dziec­kie­go, i od­zna­cze­ni Or­de­rem Czer­wo­ne­go Sztan­da­ru, we­te­ra­ni spod Łuku Kur­skie­go, byli i zdo­byw­cy Ber­li­na.

Jurij Kria­kwin, inny pla­styk, który od­wie­dził obóz na wy­spie Wa­ła­am, wspo­mi­na: – Prze­by­wa­li tam lu­dzie cał­ko­wi­cie zła­ma­ni, zdep­ta­ni. Uwię­zie­ni tam już od wielu lat. Za­pi­ci, ży­wie­ni śmie­cia­mi, na gra­ni­cy śmier­ci. Pa­mię­tam od­dział dla nie­wi­do­mych. Gra­so­wa­ły tam szczu­ry wiel­kie jak psy. Nie­wi­do­mi cho­wa­li przed nimi je­dze­nie, jakąś krom­kę chle­ba czy kar­to­fel, w róż­nych pu­de­łecz­kach i wo­recz­kach owi­ja­nych ko­ca­mi i wty­ka­nych pod po­dusz­ki. Jedli szyb­ko, na wy­ści­gi, bo jak tylko szczu­ry wy­czu­ły, że wy­da­no po­si­łek, za­czy­na­ły po­lo­wa­nie. Wska­ki­wa­ły wprost do ta­le­rzy i kra­dły, co ślepi do­sta­li.

Znik­nię­cie

Pew­ne­go let­nie­go po­ran­ka 1948 roku na dwor­cach, pla­cach, w ciem­nych za­uł­kach, na po­dwór­kach w naj­więk­szych mia­stach Związ­ku So­wiec­kie­go dało się wy­czuć jakąś zmia­nę. Nie było już sły­chać stu­ka­nia drew­nia­nych po­py­cha­czek bez­no­gich, jeż­dżą­cych na czte­ro­ko­ło­wych plat­fo­rem­kach wo­jen­nych in­wa­li­dów. Umil­kły akor­de­ony tych, któ­rzy za­cho­wa­li ręce, że­brzą­cych o parę rubli na chleb i wódkę. Nie sły­chać było po­krzy­ki­wań „sa­mo­wa­rów”, jak na­zy­wa­no w Rosji naj­strasz­niej oka­le­czo­nych – bez rąk i nóg – wo­żo­nych po uli­cach na zwy­kłych tacz­kach bu­dow­la­nych przez to­wa­rzy­szy broni i nie­do­li, naj­czę­ściej nie­wi­do­mych. Tak się do­bie­ra­li, by prze­żyć – jeden miał koń­czy­ny, drugi oczy.

W kilka nocy pa­tro­le mi­li­cji i bez­pie­ki prze­szu­ka­ły ich noc­le­gow­nie: ka­na­ły, za­ję­te na dziko ruiny, al­tan­ki, su­szar­nie na stry­chach, skła­dy węgla w piw­ni­cach, klat­ki scho­do­we i za­ka­mar­ki w tu­ne­lach metra. Wszyst­kich wy­wie­zio­no, do – jak to na­zwa­no – in­ter­na­tów lub sa­na­to­riów, czyli obo­zów prze­zna­czo­nych wy­łącz­nie dla nie­peł­no­spraw­nych żoł­nie­rzy, we­te­ra­nów wiel­kiej wojny oj­czyź­nia­nej.

Przed ob­ła­wą so­wiec­kie mia­sta były pełne in­wa­li­dów wo­jen­nych. Stali się czę­ścią miej­skie­go pej­za­żu.

Dane ze­bra­ne w Mu­zeum Woj­sko­wo-Me­dycz­nym w Pe­ters­bur­gu są wstrzą­sa­ją­ce. Pod­czas wojny ran­nych zo­sta­ło 46 mln 250 tys. oby­wa­te­li so­wiec­kich. Ponad 10 mi­lio­nów z nich wró­ci­ło do domu z trwa­ły­mi ura­za­mi, mniej­szym lub więk­szym stop­niem nie­peł­no­spraw­no­ści. Dzie­sięć mi­lio­no­wych miast kalek! 775 tys. z ura­za­mi czasz­ki, 501,5 tys. z ze­szpe­co­ną twa­rzą, 155 tys. z jed­nym okiem, 54 tys. cał­ko­wi­cie ociem­nia­łych, 28,6 tys. z urwa­ny­mi or­ga­na­mi płcio­wy­mi, 3 mln jed­no­rę­kich, 1 mln 100 tys. po­zba­wio­nych oby­dwu rąk, 3 mln 255 tys. bez jed­nej nogi, bez obu – 1 mln 121 tys., pra­wie 0,5 mln z czę­ścio­wo urwa­ny­mi koń­czy­na­mi i na ko­niec nie­mal 90 tys. owych „sa­mo­wa­rów” bez obu rąk i nóg.

O ma­so­wej zsył­ce in­wa­li­dów wo­jen­nych za­de­cy­do­wa­ła ko­mu­ni­stycz­na „es­te­ty­ka”, po­li­ty­ka i eko­no­mia.

Eko­no­mia, bo ZSRR po woj­nie był zruj­no­wa­ny, 25 mln ludzi nie miało dachu nad głową, miesz­ka­li w zie­mian­kach, ba­ra­kach i wa­go­nach ko­le­jo­wych. W wielu re­gio­nach pa­no­wał głód. So­wiec­kie pań­stwo nie miało pie­nię­dzy, by za­pew­nić in­wa­li­dom wo­jen­nym godne życie, przy­zwo­itą rentę, wła­sny kąt, nie mó­wiąc już o le­cze­niu, re­ha­bi­li­ta­cji, pro­te­zo­wa­niu.

Mu­zeum Woj­sko­wo-Me­dycz­ne prze­cho­wu­je urzą­dze­nia, które miały uła­twić życie fron­to­wym in­wa­li­dom. Pro­te­zy koń­czyn – cięż­kie, nie­po­ręcz­ne i to­por­ne. Grube, twar­de pasy skó­rza­ne, cięż­kie sta­lo­we klam­ry, rze­mie­nie jak z uprzę­ży dla wołu, guma ni­czym opona trak­to­ra. Na ko­niec wózek in­wa­lidz­ki, cięż­ki i wiel­ki. Bar­dziej to przy­po­mi­na na­rzę­dzia tor­tur niż sprzęt re­ha­bi­li­ta­cyj­ny. I choć po­słu­gi­wa­nie się nimi za­pew­ne było tor­tu­rą, to wszyst­kie te przed­mio­ty dla prze­cięt­ne­go in­wa­li­dy w la­tach 40. i 50. były nie­speł­nio­nym ma­rze­niem. Oka­le­cze­ni we­te­ra­ni mu­sie­li ra­dzić sobie sami. Stąd tacz­ki dla „sa­mo­wa­rów” i sa­mo­dziel­nie kle­co­ne drew­nia­ne plat­fo­rem­ki dla bez­no­gich – pła­skie pu­deł­ka na czte­rech wiel­kich ło­ży­skach za­miast kół, które in­wa­li­dzi wpra­wia­li w ruch, od­py­cha­jąc się od chod­ni­ka rę­ka­mi uzbro­jo­ny­mi w tzw. że­laz­ka, czyli drew­nia­ne, pod­bi­te gumą po­py­chacz­ki – albo też czę­ści pro­tez po­wy­ci­na­ne i skle­co­ne z bla­chy z pu­szek po ame­ry­kań­skich kon­ser­wach z pro­gra­mu po­mo­cy Lend-Le­ase.

Nie są to eks­po­na­ty wy­sta­wio­ne dla zwie­dza­ją­cych, leżą w ma­ga­zy­nach, głę­bo­ko na za­ple­czu. Do dziś wsty­dli­wie ukry­te przed ocza­mi gości.

A wów­czas, latem 1948 roku, ukry­to in­wa­li­dów – razem z gu­mo­wy­mi, kle­ko­czą­cy­mi i trzesz­czą­cy­mi rę­ka­mi, zgrzy­ta­ją­cy­mi kół­ka­mi, stu­ka­ją­cy­mi no­ga­mi – trze­ba ich było pil­nie scho­wać, po­zbyć się z pu­blicz­nej prze­strze­ni. To „es­te­ty­ka”. Ten widok, zda­niem władz so­wiec­kich, ten hałas psuły wy­ide­ali­zo­wa­ny obraz zwy­cię­stwa, były żywym do­wo­dem, jak gi­gan­tycz­ny był jego koszt, jaką da­ni­nę krwi trze­ba było za­pła­cić za czer­wo­ny sztan­dar nad Ber­li­nem.

Wi­ze­ru­nek ra­dziec­kie­go zwy­cięz­cy miał być ni­czym so­cre­ali­stycz­ny żywy obraz. Na nim młody, pięk­ny męż­czy­zna nio­są­cy na sze­ro­kiej pier­si le­ni­now­skie or­de­ry.

A po­li­ty­ka? Ci lu­dzie stra­ci­li wszyst­ko, a i od życia też już ni­cze­go nie chcie­li. Nie dało się ich ani kupić, ani za­stra­szyć. Stali się wolni w pań­stwie wię­zie­niu. Czu­jąc, że ni­ko­mu już nie są po­trzeb­ni, wy­bie­ra­li je­dy­ną drogę, która – jak im się zda­wa­ło – była przed nimi: włó­czę­gę z to­wa­rzy­sza­mi, żebry, bez­dom­ność. Pili na umór, na śmierć. Mó­wi­li i śpie­wa­li to co na sercu, to, co na­praw­dę my­śle­li, a to w oj­czyź­nie pro­le­ta­ria­tu było nie do po­my­śle­nia.

Akcji jak ta z lata 1948 r. było kilka. Naj­pierw za­trzy­my­wa­no sze­re­go­wych, tych, któ­rych uzna­no za naj­bar­dziej uciąż­li­wych, bez naj­zna­mie­nit­szych or­de­rów na pier­si i zna­jo­mo­ści w par­tii czy armii. Resz­tę wy­ła­py­wa­no suk­ce­syw­nie pod­czas ko­lej­nych akcji. Cza­sem za­trzy­my­wa­no po­je­dyn­cze grupy lub nawet osoby. Druga wiel­ka i ostat­nia tej skali czyst­ka od­by­ła się w 1953 r.

Wtedy in­wa­li­dzi wo­jen­ni, przy­naj­mniej ci naj­cię­żej po­ra­nie­ni, osta­tecz­nie zni­kli z ulic.

Świa­dek

Wowa Aka­szyn, mo­skiew­ski ar­ty­sta pla­styk, po­rucz­nik Armii Czer­wo­nej i we­te­ran wojny, na fron­cie od bitwy pod Mo­skwą zimą 1941 roku aż do zdo­by­cia cze­skiej Pragi, wspo­mi­na w pa­mięt­ni­ku Na­ta­lię, są­siad­kę z klat­ki scho­do­wej w zbu­do­wa­nej przez nie­miec­kich jeń­ców mo­nu­men­tal­nej ka­mie­ni­cy na pre­sti­żo­wym mo­skiew­skim Pro­spek­cie Gor­kie­go (dziś ul. Twer­ska). Ko­bie­ta miała bez­no­gie­go męża, we­te­ra­na, ofi­ce­ra. „Chłop – pisze Aka­szyn – po­ru­szał się w drew­nia­nym pu­deł­ku na czte­rech kó­łecz­kach, od­py­cha­jąc się drew­nia­ny­mi kloc­ka­mi. Ze­brał wokół sie­bie kom­pa­nię po­dob­nych to­wa­rzy­szy. No­si­li się po woj­sko­we­mu, z or­de­ra­mi i me­da­la­mi na pier­si, pili na umór, za­rów­no w re­stau­ra­cjach, jak i na ulicy, py­sko­wa­li mi­li­cjan­tom, wy­ma­chu­jąc im przed nosem fron­to­wy­mi od­zna­cze­nia­mi. Na­ta­lia z mężem byli ludź­mi usto­sun­ko­wa­ny­mi. Mało kto do­sta­wał miesz­ka­nie pod takim ad­re­sem. Nie­raz do Na­ta­lii przy­cho­dził dziel­ni­co­wy, na­ka­zu­jąc, by trzy­ma­ła męża w domu pod klu­czem, uprze­dza­jąc, że w końcu sta­nie się nie­szczę­ście. Nie była w sta­nie tego zro­bić. I nie­szczę­ście się stało”.

Je­sie­nią 1951 r. mąż nie wró­cił do domu. Przez kilka dni Na­ta­lia nie wie­dzia­ła, co się z nim stało. W końcu do­sta­ła za­wia­do­mie­nie, że jest pod Omskiem na Sy­be­rii. Na­pi­sa­li, że w sa­na­to­rium. Po pro­stu za­bra­li go z ulicy i wy­wieź­li.

Na­ta­lia była u męża czte­ro­krot­nie, sta­ra­ła się o jego zwol­nie­nie, ale za każ­dym razem do­sta­wa­ła od­mo­wę. Za­wsze ze wzglę­dów me­dycz­nych.

Męż­czy­zna zmarł w 1957 r. Po­wie­sił się.

– Sa­mo­bój­stwo oka­le­czo­nym więź­niom wy­da­wa­ło się je­dy­ną drogą do wol­no­ści – wspo­mi­nał Gien­na­dij Do­brow, autor ry­sun­ków, świa­dectw obo­zów dla in­wa­li­dów.

Wa­run­ki życia w tych obo­zach były ka­ta­stro­fal­ne i choć po­pra­wia­ły się w ciągu ko­lej­nych lat, to do końca ich ist­nie­nia były po­dob­ne do tych w obo­zach Gu­ła­gu.

Stie­pan Za­cha­row, jeden z więź­niów obozu Wa­ła­am, przy­wie­zio­ny pierw­szym trans­por­tem w roku 1948 r., w la­tach 70., po­zo­sta­jąc wciąż na wy­spie, opo­wia­dał Gien­na­di­jo­wi Do­bro­wo­wi, że kiedy ich przy­wieź­li, pierw­szej zimy w zbom­bar­do­wa­nym w cza­sie wojny klasz­to­rze nie było nawet elek­trycz­no­ści. „Pod­ło­gi ze­rwa­ne, więc ka­mień lub kle­pi­sko, w mu­rach i da­chach dziu­ry po bom­bach, okien pra­wie żad­nych, a to Pół­noc. Pierw­szej zimy od sa­me­go mrozu zmarł co naj­mniej co czwar­ty z osa­dzo­nych” – re­la­cjo­no­wał wspo­mnie­nia Za­cha­ro­wa Do­brow.

Gien­na­dij Do­brow był nie tylko na wy­spie Wa­ła­am, lecz także od­wie­dził inne obozy, m.​in. ten pod Omskiem, do któ­re­go tra­fił mąż Na­ta­lii. Róż­ny­mi spo­so­ba­mi zdo­by­wał po­zwo­le­nia na wstęp do za­mknię­tych pla­có­wek, czę­sto trwa­ło to mie­sią­ca­mi. Pra­co­wał np. jako pie­lę­gniarz. Chciał dać świa­dec­two praw­dzie naj­le­piej, jak po­tra­fi. Fo­to­gra­fo­wa­nie było su­ro­wo za­ka­za­ne. Przed wej­ściem i wyj­ściem do obo­zów – re­wi­zja. Po­zo­sta­wał pa­pier i ołó­wek. Do­brow szki­co­wał. Na pod­sta­wie ry­sun­ków zro­dzi­ło się dzie­ło jego życia, wstrzą­sa­ją­ca seria ob­ra­zów i gra­fik z lat 1973-1982 „Ob­li­cza wojny”.

– Wy­ży­wie­nie na gra­ni­cy śmier­ci gło­do­wej – zbo­żo­wa kawa z czar­nym chle­bem na śnia­da­nie, na obiad obo­zo­wa „ba­łan­da”, zupa, wywar z kar­to­fla­nych obier­ków i resz­tek pod­gni­łych wa­rzyw i cho­chla kaszy albo kar­to­fli, wie­czo­rem znów pajda chle­ba z kawą albo na­pa­rem z ja­kichś traw wy­stę­pu­ją­cy jako her­ba­ta, mar­mo­la­da, kost­ka cukru. Brud, łach­ma­ny, szczu­ry i pi­ja­ni ni to pie­lę­gnia­rze, ni to straż­ni­cy. Czę­ściej po­tra­fi­li dać osa­dzo­ne­mu po mor­dzie niż pomóc w czyn­no­ściach, z któ­ry­mi ten nie dawał sobie rady. Czło­wiek bez koń­czyn le­żą­cy go­dzi­na­mi we wła­snych eks­kre­men­tach to była norma. Gdyby nie pomoc to­wa­rzy­szy... – tak Do­bo­row opi­sy­wał pierw­szy pobyt w obo­zie pod Omskiem na po­cząt­ku lat 70.

– Sa­mo­bój­stwo – wspo­mi­nał – wi­dzia­łem na wła­sne oczy w obo­zie Wa­ła­am. Były sier­żant bez dłoni, w miej­sce któ­rych miał do­cze­pio­ne pro­te­zy, za­koń­czo­ne me­ta­lo­wy­mi ha­ka­mi, wspiął się na tych ha­kach na szczyt klasz­tor­nej dzwon­ni­cy i sko­czył. Usły­sze­li­śmy tylko prze­raź­li­wy krzyk, gdy rzu­cił się w dół: „To­wa­rzy­sze­ee!”. Zgi­nął na miej­scu.

Wyspa

W ar­chi­wach obozu na wy­spie Wa­ła­am za­cho­wa­ła się ano­ni­mo­wa no­tat­ka, praw­do­po­dob­nie pie­lę­gniar­ki lub pie­lę­gnia­rza: „Pa­cjen­tów po­zba­wio­nych wszyst­kich koń­czyn wy­no­si­my cza­sem na dwór, żeby po­od­dy­cha­li świe­żym po­wie­trzem. Za po­mo­cą linek wcią­ga­my ich na ga­łę­zie drzew w du­żych wi­kli­no­wych ko­szach. Dzie­li­my ich na grupy, bo bra­ku­je koszy dla każ­de­go. Kiedy wie­sza­li­śmy ich po dwóch w jed­nym koszu, pro­te­sto­wa­li. Twier­dzą, że wolą wy­cho­dzić rza­dziej, a po­je­dyn­czo”.

O życiu i wa­run­kach pa­nu­ją­cych w więk­szo­ści „in­ter­na­tów” dla in­wa­li­dów wo­jen­nych do dziś nie­wie­le wia­do­mo. Naj­wię­cej re­la­cji po­cho­dzi wła­śnie z wyspy Wa­ła­am. Praw­do­po­dob­nie dla­te­go, że tam­tej­szy obóz był sto­sun­ko­wo naj­mniej izo­lo­wa­ny i w miarę otwar­ty. Jak wszę­dzie osa­dzo­nym „pen­sjo­na­riu­szom” od­bie­ra­no so­wiec­kie do­wo­dy oso­bi­ste i ksią­żecz­ki woj­sko­we i nie wy­pusz­cza­no ich poza teren, ale z cza­sem po­zwo­lo­no na od­wie­dzi­ny człon­ków ro­dzin, a i wa­run­ki już pod ko­niec lat 50. były znacz­nie lep­sze niż w in­nych tego typu miej­scach. Za­cho­wa­ły się też, co wy­jąt­ko­we, ar­chi­wa tego obozu.

„Dom In­wa­li­dów Wojny i Pracy” – bo tak się na­zy­wał – otwar­to ofi­cjal­nie w 1950 r. Jed­nak wia­do­mo, że pierw­sze trans­por­ty wy­sy­ła­no tam od 1948 r. i w dniu otwar­cia prze­by­wa­ło na Wa­ła­amie już ok. 500 osa­dzo­nych. Zruj­no­wa­ny mo­na­styr trze­ba było choć tro­chę do­pro­wa­dzić do po­rząd­ku, na­pra­wić znisz­cze­nia wo­jen­ne, pod­cią­gnąć prąd. Część prac wy­ko­ny­wa­li sami in­wa­li­dzi, ci o naj­mniej­szej nie­peł­no­spraw­no­ści.

W 1959 r. prze­by­wa­ło w wa­ła­am­skim klasz­to­rze 1500 in­wa­li­dów. Był tam też wów­czas szpi­tal psy­chia­trycz­ny (także dla we­te­ra­nów) na 300 łóżek.

Ar­chi­wa Wa­ła­amu zna­leź­li et­no­gra­fo­wie pod­czas badań do­ty­czą­cych Ka­re­lii. W 1984 r. w cza­sie osta­tecz­nej li­kwi­da­cji obozu zo­sta­ły prze­wie­zio­ne wraz z ostat­ni­mi ży­ją­cy­mi in­wa­li­da­mi do nie­wiel­kiej osady Wi­dli­ca. To jed­nak tylko la­ko­nicz­ne karty me­dycz­ne. Oto ty­po­wa za­war­tość tecz­ki: „Wa­si­lij Ni­ki­to­wicz Ar­tun­kin. Uro­dzo­ny 1915 r. Ka­te­go­ria nie­peł­no­spraw­no­ści – na­stęp­stwa opa­rze­nia twa­rzy 2. i 3. stop­nia. Utra­ta oby­dwu gałek ocznych. Am­pu­to­wa­ne czte­ry palce lewej dłoni. Am­pu­to­wa­na prawa dłoń”. I jesz­cze ad­no­ta­cja: „Ranny pod­czas obro­ny ZSRR. Zmarł 20.05.62 r.

Przy­czy­na zgonu – wylew”.

To wszyst­ko, ani słowa, skąd przy­wie­zio­ny ani gdzie od­niósł rany. Miej­sca po­chów­ku można się do­my­ślać. Obok mo­na­sty­ru jest cmen­tarz. Na­grob­ki znisz­czo­ne, na­zwi­ska za­tar­te. Tylko jeden grób ide­al­nie od­no­wio­ny. Biały po­mnik z czer­wo­ną gwiaz­dą na szczy­cie. Na ta­bli­cy napis: „Bo­ha­ter Związ­ku Ra­dziec­kie­go Gri­go­rij An­drie­je­wicz Wo­ło­szyn”. W wy­ni­ku od­nie­sio­nych ran Gri­go­rij stra­cił ręce, nogi, słuch i mowę. Wojna po­zwo­li­ła mu tylko pa­trzeć. Po­mnik po­sta­wił syn, który zna­lazł grób ojca 50 lat po woj­nie. Z wa­ła­am­skich ar­chi­wów wy­ni­ka, że na cmen­ta­rzu leży jesz­cze 48 we­te­ra­nów od­zna­czo­nych Złotą Gwiaz­dą Bo­ha­te­ra Związ­ku Ra­dziec­kie­go.

Pa­mięć

Ukra­iń­ski hi­sto­ryk Iwan Pa­tri­lak, który sta­rał się badać hi­sto­rię czy­stek wśród in­wa­li­dów wo­jen­nych, ubo­le­wa, że po roz­pa­dzie ZSRR w żad­nej post­so­wiec­kiej re­pu­bli­ce wciąż nie po­wsta­ło mia­ro­daj­ne, rze­tel­ne i obiek­tyw­ne opra­co­wa­nie hi­sto­rycz­ne, które opo­wie­dzia­ło­by po­wo­jen­ną tra­ge­dię in­wa­li­dów wiel­kiej wojny oj­czyź­nia­nej.

Oto prób­ka tego, co pu­bli­ko­wa­no w ostat­nich la­tach, ar­ty­kuł na­uko­wy „Praca ope­ra­cyj­na lo­kal­nych or­ga­nów NKGB wobec in­wa­li­dów wiel­kiej wojny oj­czyź­nia­nej”. Autor: dok­tor nauk hi­sto­rycz­nych Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej Ana­sta­zja Wo­ły­chi­na. Rok 2002: „In­for­ma­cje o na­pię­ciach spo­wo­do­wa­nych pro­ble­ma­mi ad­ap­ta­cyj­ny­mi in­wa­li­dów wo­jen­nych za­czę­ły na­pły­wać do or­ga­nów NKGB (Lu­do­we­go Ko­mi­sa­ria­tu Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­we­go) już w 1943 r. (...) Biu­ro­kra­cja, sa­mo­wo­la urzęd­ni­ków przy roz­dzie­la­niu po­mo­cy so­cjal­nej, przy­zna­wa­niu rent i na­leż­nych ulg i wiele in­nych nie­pra­wi­dło­wo­ści po­py­cha­ło in­wa­li­dów wo­jen­nych w więk­szo­ści mło­dych, 20-30-let­nich męż­czyzn na drogę prze­stęp­stwa, wy­rzu­ce­ni poza na­wias spo­łe­czeń­stwa zaj­mo­wa­li się spe­ku­la­cją, pi­jań­stwem i chu­li­gań­stwem. Licz­ni lgnę­li do ele­men­tów otwar­cie prze­stęp­czych, po­peł­nia­jąc kra­dzie­że, akty ban­dy­ty­zmu, co miało na­tych­mia­sto­wy wpływ na bez­pie­czeń­stwo we­wnętrz­ne kraju”.

Pa­tri­lak: – Wspo­mnie­nia, pa­mięt­ni­ki, pry­wat­ne no­tat­ki i listy, to wszyst­ko, co mamy. De­por­ta­cje in­wa­li­dów to były akcje tajne. Do­ku­men­ty Łu­bian­ki, MSW i in­nych służb, jeśli nie zo­sta­ły znisz­czo­ne, co jest naj­praw­do­po­dob­niej­sze, są utaj­nio­ne nadal. To tym bar­dziej bo­le­sne – cią­gnie hi­sto­ryk – że na prze­ło­mie lat 40. i 50. od­by­wa­ły się nie tylko wy­wóz­ki do miejsc od­osob­nie­nia – tych spe­cin­ter­na­tów czy „sa­na­to­riów”. Na po­rząd­ku dzien­nym były też ma­so­we zsył­ki do re­gu­lar­nych obo­zów Gu­ła­gu, zda­rza­ły się też gru­po­we roz­strze­li­wa­nia.

Pa­tri­lak do­tarł do jed­ne­go do­ku­men­tu. To ra­port mi­ni­stra spraw we­wnętrz­nych ZSRR Sier­gie­ja Kru­gło­wa do Pre­zy­dium KC KPZR z 20 lu­te­go 1954 r. ad­re­so­wa­ny do Geo­r­gi­ja Ma­len­ko­wa i Ni­ki­ty Chrusz­czo­wa. Ra­port „O spo­so­bach za­po­bie­ga­nia i li­kwi­da­cji pa­so­żyt­nic­twa i że­brac­twa” i opa­trzo­no klau­zu­lą ści­śle tajne”.

„Mimo od lat po­dej­mo­wa­nych wy­sił­ków w wiel­kich mia­stach i ośrod­kach prze­my­sło­wych kraju wciąż mamy do czy­nie­nia z nie­zno­śnym zja­wi­skiem że­brac­twa – do­no­si Kru­głow. – Od czasu wej­ścia w życie de­kre­tu Pre­zy­dium Rady Naj­wyż­szej ZSRR »O spo­so­bach walki z an­ty­bol­sze­wic­ki­mi ele­men­ta­mi pa­so­żyt­ni­czy­mi« z 23 sierp­nia 1951 r. or­ga­ny mi­li­cji w mia­stach oraz wę­złach trans­por­tu ko­le­jo­we­go i wod­ne­go za­trzy­ma­ły na­stę­pu­ją­cą licz­bę że­bra­ków i pa­so­ży­tów: w dru­giej po­ło­wie 1951 roku: 107,7 tys., w roku 1952 – 156,8 tys., a w roku 1953 – 182,3 tys. Wśród za­trzy­ma­nych in­wa­li­dzi wo­jen­ni sta­no­wi­li 70 proc.”.

Pa­tri­lak tłu­ma­czy hi­sto­rycz­ną war­tość i sens do­ku­men­tu: – To uni­kal­ny dowód ci­chej eks­ter­mi­na­cji in­wa­li­dów wo­jen­nych, któ­rzy nie tylko pod po­zo­rem za­pew­nie­nia opie­ki me­dycz­nej i so­cjal­nej byli przy­mu­so­wo osa­dza­ni w obo­zach – „in­ter­na­tach”, ale na pod­sta­wie kry­mi­nal­nych pa­ra­gra­fów ko­dek­su kar­ne­go o włó­czę­go­stwie, że­brac­twie i pa­so­żyt­nic­twie tra­fia­li do re­gu­lar­nych obo­zów pracy Gu­ła­gu. Tam ich los był prze­są­dzo­ny. Nie byli w sta­nie wy­ro­bić obo­wią­zu­ją­cej normy. Zgod­nie z obo­wią­zu­ją­cą w obo­zach le­ni­now­ską za­sa­dą: kto nie pra­cu­je, ten nie je, do­sta­wa­li więc wciąż mniej­sze i mniej­sze staw­ki ży­wie­nio­we. Pa­da­li jak muchy. W kilka ty­go­dni byli „do­cho­dia­ga­mi”, a w kilka mie­się­cy tru­pa­mi.

Z braku pu­bli­ka­cji hi­sto­rycz­nych spo­łe­czeń­stwo wciąż naj­więk­szą wie­dzę o losie in­wa­li­dów wo­jen­nych czer­pie z prac ar­ty­stów – pi­sa­rzy jak Jurij Na­gi­bin czy pla­sty­ków jak Do­brow – tych, któ­rzy wi­dzie­li obozy dla kalek na wła­sne oczy i udo­ku­men­to­wa­li swoje prze­ży­cia.

Na po­cząt­ku lat 80. za mury klasz­to­ru Wa­ła­am wła­dze wpu­ści­ły ekipę fil­mo­wą zna­ne­go re­ży­se­ra Igora Ta­łan­ki­na. Prze­niósł on na ki­no­wy ekran opo­wia­da­nie Ju­ri­ja Na­gi­bi­na „Cier­pie­nie”. Były to już czasy pie­rie­stroj­ki, ale film, który po­wstał, „Czas wolny od so­bo­ty do po­nie­dział­ku” (w Pol­sce wy­świe­tla­ny pod ty­tu­łem „Dwa dni razem”), to obraz wciąż mocno lu­kro­wa­ny, cał­ko­wi­cie nie­praw­dzi­wy. Oto na luk­su­so­wym wy­ciecz­kow­cu, z te­le­wi­zo­ra­mi i sprzę­tem ste­reo w ka­ju­tach, mał­żeń­stwo le­nin­gradz­kich in­te­li­gen­tów ob­cho­dzi 25-le­cie ślubu. Po kłót­ni ko­bie­ta tra­fia przy­pad­kiem do klasz­to­ru, gdzie spo­ty­ka Pawła – mi­łość ze szkol­nych cza­sów. Stra­cił na woj­nie obie nogi, ale ni­czym nie przy­po­mi­na in­wa­li­dów ze wstrzą­sa­ją­cych gra­fik i ob­ra­zów Do­bro­wa. Gra go gwiaz­dor tam­tych lat, Alek­siej Ba­ta­łow, ma w fil­mie modną skó­rza­ną kurt­kę, cy­kli­stów­kę na ba­kier, wy­pie­lę­gno­wa­ną brodę, a na pro­te­zach ska­cze jak gór­ska ko­zi­ca. W tle wy­łącz­nie pięk­na przy­ro­da. Z wnę­trza klasz­to­ru ani mi­gaw­ki.

Re­ży­ser w jed­nym z wy­wia­dów w la­tach 90. tłu­ma­czył, że cen­zu­ra wy­cię­ła mu jedną trze­cią filmu, np. wszyst­kie sceny, w któ­rych za­an­ga­żo­wał jako sta­ty­stów „na­tursz­czy­ków” z Wa­ła­amu, praw­dzi­wych in­wa­li­dów. Bro­nił też swo­je­go dzie­ła: – Dzię­ki niemu lu­dzie ra­dziec­cy po raz pierw­szy mogli po­znać w kinie choć część praw­dy o losie in­wa­li­dów wo­jen­nych.

Rze­czy­wi­ście, kiedy bo­ha­ter opo­wia­da mi­ło­ści sprzed lat o swo­ich lo­sach, mówi: „– Pa­mię­tasz, po woj­nie ka­le­cy byli wszę­dzie, stali na każ­dej krzy­żów­ce, han­dlu­jąc czym po­pad­nie. Ja też. Sprze­da­wa­łem pa­pie­ro­sy na sztu­ki. Lu­dzie rzu­ca­li mi drob­ne. Pew­nie współ­czu­li nawet, ale ja czu­łem, że po­ka­zu­ją mi, gdzie jest moje praw­dzi­we miej­sce. To mnie zła­ma­ło. Ze­bra­łem ko­leż­ków, piłem, ła­ma­łem prawo. W końcu tra­fi­łem tutaj. – Jak to: tra­fi­łeś? – Nor­mal­nie. Mi­li­cja aresz­to­wa­ła i od­sta­wi­ła tutaj”.

Jed­nak ten dia­log to wszyst­ko. Bar­dziej bru­tal­ny i praw­dzi­wy jest obraz z lat 90. „Bunt katów”. Film o en­ka­wu­dzi­stach, któ­rzy od­mó­wi­li roz­strze­li­wa­nia in­wa­li­dów wo­jen­nych.

Po raz ostat­ni o wa­ła­am­skim obo­zie gło­śno zro­bi­ło się kilka lat temu, kiedy w mu­rach by­łe­go obozu, w mu­zeum otwar­to wy­sta­wę ob­ra­zów Ju­ri­ja Kria­kwi­na – por­tre­tów osa­dzo­nych tu in­wa­li­dów. Pa­triar­cha Wszech­ru­si Kirył od­sło­nił i po­świę­cił obe­lisk ku pa­mię­ci ich mę­czeń­stwa.

Od tej pory cisza.

skopiowane z onetu.
Trochę info o tym czym tak naprawdę jest Zagłębie Dąbrowskie, bo to nie tylko Sosnowiec i o tym dlaczego "Gorole" i "Hanysy" to dwa inne światy.

O tym, że Zagłębie Dąbrowskie, czyli takie przemysłowe miasta jak Sosnowiec czy Dąbrowa Górnicza, to nie jest Śląsk, naprawdę warto wiedzieć. Przez wieleset lat były to osobne państwa i różnice te nadal są wyraźne w mentalności mieszkańców. Zagłębiacy oraz Ślązacy są na tym punkcie tak wyczuleni, że myląc Zagłębie ze Śląskiem można za to "oberwać" w ciemnej uliczce. Dlaczego? Z czego wynika ta znana z książek i filmów wzajemna niechęć Zagłębiaków i Ślązaków? Wynika ze wzajemnych pretensji do siebie, z różnic kulturowych, które pomimo dziesiątków lat współistnienia nie zacierają się. Poznanie śląsko-zagłębiowskich animozji jest idealnym punktem wyjścia do zrozumienia tego niezwykłego obszaru jakim jest przemysłowy okręg województwa śląskiego.

Małopolskie miasta w woj. śląskim

Z
agłębie Dąbrowskie:

Będzin, Czeladź, Dąbrowa Górnicza, Sosnowiec, Bobrowniki, Mierzęcice, Psary, Siewierz, Sławków, Wojkowice

Zagłębie szerzej:

Łazy, Kroczyce, Ogrodzieniec, Ożarowice, Poręba, Włodowice, Zawiercie, Jaworzno

Pozostałe miasta:

Bielsko-Biała (tylko Biała), Blachownia, Częstochowa, Kłobuck, Koniecpol, Koziegłowy, Krzepice, Myszków, Pilica, Szczekociny, Szczyrk, Wilamowice, Żarki, Żywiec

Dwa światy w jednym województwie

Obecne województwo śląskie nie jest zbyt udane. W przeciwieństwie do innych województw, granice woj. śląskiego nie pokrywają się z granicami historycznymi. Wpłynęło na to nie tylko mocne powiązanie gospodarcze przyległego do Śląska małopolskiego Zagłębia Dąbrowskiego, ale też dodanie w "ostatniej chwili" do listy województw woj. opolskiego, co wywalczyli sobie mieszkańcy Opola. Województwo śląskie zostało przez to "przesunięte" bardziej na wschód niż to wcześniej zakładano. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że ziem śląskich jest w woj. śląskim tylko 48%, większość są to ziemie małopolskie, z takimi miastami jak Częstochowa czy Żywiec.

Czy jest to takie ważne? Słuszne pytanie. W przypadku większości polskich województw przesunięcie granic w jedna czy druga stronę nie ma większego znaczenia. Tu i tu mieszkają podobne rodziny, są podobne miasta. W przypadku woj. śląskiego jest inaczej. Sławna granica na Brynicy i Przemszy jest nie tylko granica regionów, ale też przez wiele wieków była granica państw, przez co mieszkający po obu stronach ludzie byli sobie mentalnie obcy. Nie bez powodu Zagłębiacy i Ślązacy mają na siebie specjalne określenia "tych innych" - Zagłębiacy dla Ślązaków są gorolami, Ślązacy dla Zagłębiaków hanysami. W tej obcości nie musi być nic złego, dopóki łączy się ona z szacunkiem dla obcej kultury. A szacunku, pomimo animozji, jest we wzajemnych stosunkach coraz więcej.

Czy Zagłębie było kiedyś "na swoim"

Zagłębie Dąbrowskie rozkwitało jako kraina z własnym charakterem w czasie kiedy była ona obszarem przygranicznym. Leżąc na równie bogatych w minerały ziemi jak wschodni Śląsk rozwijał się tu przemysł, handel międzynarodowy oraz coraz majętniejsze mieszczaństwo. Rozwijał się tu również ruch proletariacki, coraz bardziej wykształcony i budujący własne elity. Warto dodać w tym miejscu, że to właśnie Zagłębiacy po przyłączeniu przemysłowego Śląska do Polski zasilili śląską kadrę kierowniczą, przychodząc na miejsce usuniętych Niemców i zmarginalizowanych Ślązaków. Z Zagłębia Dąbrowskiego wywodzą się tacy znani Polacy jak: artyści Jan Kiepura, Pola Negri, Władysław Szpilman, Jacek Cygan, Krzysztof Materna, Basia Trzetrzelewska, sportowcy Aleksander Dziurowicz, Waldemar Wspaniały, Marian Masłoń czy politycy Edward Gierek, Jędrzej Giertych, Tomasz Arciszewski.

W stosunku do Zagłębia Dąbrowskiego często używa się nazwę "Czerwone Zagłębie". Nic dziwnego, zagłębiowscy lokalni patrioci dumni są ze swojego robotniczego etosu, który sięga daleko przed ostatnia wojnę. Wtedy zatrudnieni w przemyśle mieszkańcy Zagłębia musieli wywalczać każdy przywilej socjalny, który po stronie śląskiej często był oczywistością. W okresie Polski Ludowej Zagłębie Dąbrowskie, ze swoim etosem, było przez władze komunistyczne hołubiony. W końcu to właśnie to województwo, najpierw zwane "śląsko-dąbrowskim", potem "katowickim", mówiąc bez przesady, odbudowało Polskę za zniszczeń wojennych. Powstało wtedy najwięcej wydarzeń i instytucji, które podtrzymują tożsamość zagłębiowską, jak np. największy dom kultury w kraju Pałac Kultury Zagłębia, Muzeum Zagłębia, Teatr Zagłębia, Zespół Pieśni i Tańca "Zagłębie" itp.

Odrodzenie tożsamości Zagłębia

Po przemianach ustrojowych w Polsce Zagłębie Dąbrowskie "wypadło z orbity". Jeśli ktoś mówił już o tych, przemysłowych terenach województwa, mówił po prostu "Śląsk", a o mieszkańcach Zagłębia Dąbrowskiego... "Ślązacy". Jakby tego Zagłębiakom było mało, podczas reformy administracyjnej w 1997 r., województwo, nazwano... śląskim. Potem było już tylko gorzej - w zagłębiowskich muzeach pokazywane były śląskie stroje jako stroje regionalne, a na popularnych imprezach w małopolskiej Jurze Krakowsko- Czestochowskiej jako lokalny przysmak podawany był śląski żur i krupniok z piwem. Zagłębiacy, posiadający swoją kulturę, kuchnię, a nawet własną lokalną gwarę, wydali się już zupełnie zrezygnowani i ześlązaczeni. Jednak tylko pozornie.

Od 2000 roku sytuacja zmienia się na lepsze. Coraz więcej mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego akcentuje swoją zagłębiowskość. Są dumni z największego swojego miasta, Sosnowca, które z roku na rok pięknieje i unowocześnia się, kibicują swoim sportowcom i artystom. Powstaje coraz więcej i coraz lepszych zagłębiowskich portali internetowych, które walczą o tożsamość Zagłębia, a o samym Zagłębiu zaczęto dyskutować i pisać w regionalnych mediach. Zmienia się też podejście do siebie Zagłębiaków i Ślązaków. Najlepiej świadczy o tym fakt, że określenia "gorole" i "hanysy", które przez dziesięciolecia miały wydźwięk mocno obraźliwy, można wziąć już powoli za symbole odróżnienia, ale nie poróżnienia. Wystarczy spojrzeć na nazwę sklepu ze śląskimi gadżetami "Hanysek.pl" albo Portalu Kobiet Zagłębia "Gorolki.pl".

Ciekawostki Zagłębia

Gdzie leży "Huta Katowice" - nie, nie w Katowicach, bo największy kombinat przemysłowy Polski Ludowej, któremu nadano nazwę "Huta Katowice" zbudowano z przyczyn politycznych własnie w Zagłębiu, a nie na terenie Śląska, który jeszcze nie tak dawno należał do wrogiego Polsce państwa, które mogłoby upomnieć się o te tereny.

Port Lotniczy "Katowice" - to też jest kolejna pułapka, ponieważ niewielka wieś Pyrzowice, gdzie wybudowano lotnisko pasażerskie dla aglomeracji katowickiej, leży w Zagłębiu, a wieś tę, ku irytacji Zagłębiaków, bez pytania ich o zgodę, przydzielono do śląskiego powiatu tarnogórskiego.

Stadion Zagłębia Sosnowiec - jest budowlą, której Ślązacy nie mogą zapomnieć Zagłębiakom, ponieważ został on wybudowany w czynie społecznym przez Ślązaków w śląskich Szopienicach, a następnie władze PRL zmieniły granice sąsiedniego Sosnowca właśnie o ten stadion, by klub z Sosnowca miał gdzie grać.

Dworzec w Czeladzi - jest miejscem wręcz kultowym, ponieważ zagłębiowska Czeladź jest jedynym miastem aglomeracji katowickiej nie posiadającym dworca kolejowego, a umawianie się na tamtejszym dworcu należy do stałego lokalnego dowcipu już nie tylko wśród Ślązaków.

Pustynia Błędowska - jest to największa, a zarazem zupełnie niewykorzystana, atrakcja turystyczną Zagłębia Dąbrowskiego, bo czy jedyna w Europie, wielka i naturalna pustynia z roślinnością niczym w Afryce, nie jest czymś niezwykłym?

Zagłębie Dąbrowskie jest ciekawą krainą,
warto poznać bliżej sąsiadów Śląska

Artykuł ze strony zobaczslask.pl
Zawiera parę błędów ale pozwala poznać co nie co historii.

Patriota

konto usunięte2013-10-26, 2:48
Czas zakonczyc spory, ktore mozna ostatnio zauwazyc na Sadisticu. Jeden jest ze Slaska, drugi z Pomorza, ale co to ma do rzeczy? Ten sam kraj, ten sam jezyk. Nie kazdy slucha tej samej muzyki, ale warto zwrocic uwage na tekst i przeslanie, bo az lezka sie kreci kiedy to zagladam w przeszlosc naszego kraju. Czas wziac sie w garsc, pokazac ze jestesmy jednoscia i obalic te pieprzone gadanie, ze rodak rodaka w dupe posunie przy pierwszej lepszej okazji. Trzeba liczyc na i starac sie o lepsza przyszlosc kraju, ale nie zapominajmy, ze najwazniejszy jest upadek, a nie czas spadania.

Cytat:

Ziemia dana nam po przodkach po niej kraj nam ten pozostał ...



"Ukradzione święta"

konto usunięte2013-10-25, 18:27
Film jednego z użytkowników Youtube o nicku "vonLubenau", co prawda sprzed roku, ale cały czas aktualny. Przypomniałem sobie o tym filmie dzięki postowi użytkownika "remi1982" z materiału sadol.pl/latajace-straszydlo-vt239589.htm

Jak było to wywalić

Metalheadz- dokument

konto usunięte2013-10-25, 17:03


Polecam szanownej uwadze film o jednej z najbardziej swego czasu progresywnych wytworni plytowych - METALHEADZ. Mozna pokusic sie o stwierdzenie, ze jest to dokument o historii polamancow, o eksplozji jedynego slusznego kierunku w muzyce rozrywkowej. Przy okazji zachecam do nasmiewania sie z osob lubiacych dubstep.

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem