📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 1:30

Przebiegunowanie Słońca

contowsky2013-11-17, 18:10


Koniec każdego okresu zwanego maksimum cyklu słonecznego wyznacza zjawisko zwane przebiegunowaniem Słońca. Proces ten występuje cyklicznie, co 11 lat. Zmiana biegunowości pola magnetycznego Słońca występowała wiele razy w historii ludzkości i biorąc pod uwagę, że ludzkość przetrwała, oznacza to, że nie jest to zjawisko aż tak dla nas niebezpieczne.



Naukowcy nie mają pojęcia dlaczego Słońce przebiegunowuje się z tak dużą jak na kosmiczne miary częstotliwością. Potrafimy tylko obserwować te procesy już występujące. Samo odwrócenie polaryzacji będzie się wiązało z przebudową linii pola magnetycznego sięgających aż za orbitę Plutona. Bez wątpienia w okresie przejściowym do Ziemi może dotrzeć większa dawka promieniowania kosmicznego.



Podejrzewa się też, że przebiegunowanie naszej gwiazdy może powodować efekty porównywalne do burzy magnetycznych, ponieważ reagować będzie ziemskie pole magnetyczne. Może się to odbić na działaniu satelitów. O tym, że proces już trwa świadczy chociażby ostatnia duża aktywność słoneczna skoncentrowana wokół plam dążących do równika gwiazdy. Mimo to szczyt ten jest tak niemrawy, że niektórzy sugerują, iż następny może być jeszcze spokojniejszy.



doszło też do ciekawej koincydencji czasowej, w wyniku której przebiegunowanie naszej gwiazdy nastąpi praktycznie w tym samym momencie, w którym dojdzie do ekstremalnego zbliżenia komety C/2012 S1 ISON. NASA już oficjalnie twierdzi, że przebiegunowanie Słońca jest kwestią tygodni, a peryhelium komety ISON przypada 28 listopada 2013.

Więcej informacji na temat aktualnej aktywności słonecznej można znaleźć na portalu zmianysolarne.pl

Port Royal - miasto piratów.

konto usunięte2013-11-17, 16:48
Historia pełna jest legend o miejscowościach, portach i przystaniach, które zostały pochłonięte w morskich głębinach. Bez wątpienia jednym z najbardziej znanych zatopionych miejsc jest tytułowy Port Royal na Jamajce.


Najprawdopodobniej właśnie tak wyglądał Port Royal w XVII wieku

Skolonizowaną przez Hiszpanów Jamajkę w 1655 roku zajęli Anglicy. Na południu wyspy wybudowali oni fort Point Cogway, gdzie odtąd mogły cumować statki. Wokół fortu z biegiem czasu powstała osada handlowa zamieszkała głównie przez kupców i marynarzy, którą w 1660 roku nazwano Port Royal. Położony na przecięciu wielu szlaków handlowych między Europą i Ameryką, był doskonałym miejscem na kwaterę główną piratów. Z portu o bezpiecznej przystani i dobrze ufortyfikowanym nabrzeżu korsarze atakowali hiszpańskie galeony przewożące złoto i srebro z Karaibów do Europy. Większość zdobyczy sprzedawano miejscowym kupcom, a następnie trafiały one na Stary Kontynent, gdzie sprzedawano je lub zamieniano na inne towary. W XVII wieku Port Royal uchodził za najbardziej nikczemne miasto pod słońcem. Wielu wierzyło, że jest dziełem szatana, mimo iż do 1692 roku był najszybciej rozwijającym się miastem w angielskich koloniach. Dla porównania w 1690 roku Boston liczył 6000 mieszkańców, podczas gdy Port Royal miał już prawie 8000 ludzi oraz 2000 ceglanych domów, które w owych czasach były oznaką zamożności.

Wszystko skończyło się 7 czerwca 1692 roku. Wówczas ta ciesząca się złą sławą siedziba piratów znalazła się w podwodnych głębinach morza karaibskiego. W trzęsieniu ziemi, na skutek olbrzymiej fali oraz z powodu ran i chorób w ciągu kolejnych dni zginęło w sumie około 5000 osób. Miejscowi którzy przeżyli, sądzili iż była to kara od Boga. Cytując relacje świadków „niektórych połykała ziemia, gdy rozstępowała się pod ich nogami i wpadali w nią po szyję; byli również tacy, którzy zostali w ten sposób pogrzebani żywcem. Miasto zapadło się w morze i jeszcze w rok później było w nim widoczne”. Niemal natychmiast po ustaniu wstrząsów miejscowi kupcy zaangażowali nurków do przeszukania zatopionego miasta w celu odzyskania cennego dobytku. Przy użyciu bosaków, sieci i dragów udało się ocalić sporo towarów, lecz wiele pozostało jeszcze w głębinach. Setki domów, magazynów, sklepów, tawern, a także zatopionych w porcie statków sprawiło, iż Port Royal stał się jednym z najbogatszych stanowisk archeologicznych na świecie.

W 1959 roku amerykański statek Sea Diver pożeglował do wybrzeży Port Royal. Praca była bardzo ciężka ze względu na zamuloną szlamem i piaskiem wodę oraz groźbą osunięcia się zwałów ziemi, jednak przez dwa miesiące członkowie wyprawy wyciągnęli z dna morskiego setki obiektów. Pod warstwą mułu nurkowie odkopali nie tylko pozostałości domów, lecz także tysiące butelek wina, glinianych rur, świeczników, rusznic, cynkowych kubków, talerzy i łyżek. Jednym z najbardziej zadziwiających artefaktów z zatopionych ruin Port Royal był błyszczący, mosiężny zegarek kieszonkowy, wyprodukowany w Holandii około 1686 roku. Badanie promieniami rentgena ujawniło ostatnie położenie wskazówek zegarka: stanął o 11:43 podając dokładny czas trzęsienia ziemi.

Kolejne wielkie wykopaliska w Port Royal miały miejsce w latach 1965-1968. Prowadził je archeolog Robert Marx. Z początku prace posuwały się bardzo wolno. Nurkowie przez wiele godzin musieli usuwać z dna morskiego tony gruzu i śmieci. Potem natrafili na pokłady mułu, szlamu i koralu. Stopniowo oczyszczono sporą powierzchnię i sporządzono dokładną mapę, a następnie, za pomocą mostu powietrznego, wyniesiono na powierzchnię 100 tysięcy artefaktów, w tym rur i butelek, ogromne ilości cyny, armaty i wyposażenie okrętów. Najbardziej ekscytująca była jednak zawartość drewnianego kufra, który rozpadł się, gdy tylko próbowano go otworzyć. Zawierał setki srebrnych monet, wprost z mennicy.

Ostatnie prace archeologiczne rozpoczęto w 1981 roku. Wówczas odkryto wiele dobrze zachowanych artefaktów oraz dokumentów historycznych co pozwoliło na odtworzenie codziennego życia w mieście portowym pod koniec XVII wieku. Dziś Port Royal to przybrzeżna wioska rybacka nie mająca zbyt wiele wspólnego z prężnie rozwijającym się miastem z okresu świetności. Jednak miasto stało się inspiracją do serii filmów „Piraci z Karaibów” oraz gier „Port Royale”.

bezczelnie zap🤬liłem z onetu

Piramida w Polsce

dogip2013-11-14, 9:06
Piramida w Rapie – zbudowany w 1811 w mazurskiej wsi Rapa grobowiec rodzinny pruskiego rodu baronów von Fahrenheid, zaprojektowany przez duńskiego rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena. Charakterystyczną cechą budowli jest kształt, przypominający starożytne egipskie piramidy.



Wieś Rapa od pierwszej połowy XVIII wieku należała do rodu Fahrenheidów. Kupili ją oni od Christopha von Rap, stąd nazwa wsi. Główna siedziba Fahrenheidów znajdowała się w położonych kilkanaście kilometrów na północ Bejnunach (Beynuhnen), dziś w obwodzie kaliningradzkim, gdzie w swoim pałacu zgromadzili oni imponującą kolekcję rzeźby i malarstwa.
Starożytnym Egiptem zainteresował się właściciel majątku w Rapie, baron Friedrich von Fahrenheid. Był on zapalonym kolekcjonerem dzieł sztuki i mecenasem artystów. Ukończył uniwersytet w Królewcu, gdzie słuchał wykładów samego Immanuela Kanta. Podczas podróży po Europie odbywanej na początku XIX wieku zetknął się w Paryżu z modną wówczas, po wyprawie egipskiej Napoleona, egiptologią. Zafascynowany opowieściami o posiadających niezwykłe właściwości, monumentalnych piramidach postanowił zbudować podobną w swoim majątku. Przeznaczeniem tej budowli miało być przechowywanie doczesnych szczątków Fahrenheidów, a panujące w niej warunki miały sprzyjać mumifikacji ciał. Budowę grobowca powierzono Thorvaldsenowi, którego mecenasami byli Fahrenheidowie – ozdobił on rzeźbami m.in. park ich dworu w Rapie i pałacu w Bejnunach.




Pierwszą osobą złożoną w "piramidzie" była trzyletnia córka barona, Ninette, zmarła wkrótce po powrocie barona z wojaży zagranicznych i pochowana w 1811 roku. Na przestrzeni lat w grobowcu pochowano siedmiu członków rodziny, w tym w 1849 roku samego twórcę budowli.



Po przejściu majątku w Rapie w ręce innej rodziny, co stało się pod koniec XIX wieku, o piramidzie zaczęto zapominać. Położona z dala od zabudowań została zasłonięta przez las. Podczas I wojny światowej zdewastowali ją rosyjscy żołnierze. Radzieccy żołnierze w czasach II wojny światowej również poszukiwali tutaj kosztowności. Reszty dokonali Polacy osiedleni tutaj po drugiej wojnie światowej. Jeszcze na początku XXI wieku przybywający tu turyści rozgrzebywali kijami trumny. Lokalne władze zamurowały wejście do grobowca dopiero w 2010 roku.
W latach dziewięćdziesiątych XX wieku przypomniano sobie o nietypowej dla okolic budowli. Została wpisana na listę zabytków. Wnętrze uporządkowano, ustawiając trumny i układając w nich ciała, a otwarte wejście zostało zamurowane. W okna wstawiono kraty i podmurowano ściany. Od szosy zrobiono wzdłuż grobli przecinkę ułatwiającą dostęp. Obecnie trumny są zamknięte, a obiekt można oglądać jedynie przez zakratowane okienka znajdujące się po bokach i z tyłu.
Wzorowana na piramidach egipskich konstrukcja ma sklepienie wewnętrzne pochylone pod kątem 51°52', czyli identycznym jak w piramidach egipskich. Podstawa zbudowana jest z kamienia polnego, na planie kwadratu. Zewnętrzne wymiary piramidy wynoszą:
• wysokość: 15,9 m.
• długość boku podstawy: 10,4 m.
Droga ze dworu w Rapie do piramidy biegła specjalnie usypaną na bagnistym terenie groblą. Podobno wzdłuż niej, na całej długości, ustawione były rzeźby. Ciała złożone w grobowcu rzeczywiście uległy mumifikacji pomimo bardzo wilgotnego terenu.
Tak niezwykła w kształcie budowa obrosła na przestrzeni lat w kilka legend dotyczących jej powstania i historii. Jedna z opowieści głosi, jakoby powracający z podróży baron zastał martwymi siedmioro członków swojej rodziny i dla nich zbudował grobowiec w kształcie piramidy. Według tego podania, w czasie peregrynacji Friedricha miało dojść do niesnasek w rodzinie. Na wieść o rychłym powrocie męża, pani Fahrenheid zorganizowała obiad mający doprowadzić do pojednania między zwaśnionymi kuzynami. W trakcie obiadu doszło do tragedii – wszyscy biesiadnicy zatruli się śmiertelnie grzybami. Historia ta jest z pewnością nieprawdziwa – wprawdzie niektórzy z domniemanych uczestników obiadu rzeczywiście zostali pochowani w piramidzie, jednak o wiele lat później. Np. Johann Friedrich von Fahrenheid w 1834 roku, a Wilhelmine von Fahrenheid, organizatorka obiadu, w 1847 roku.
Inna, współcześniejsza już legenda, opowiadana przez niektórych okolicznych mieszkańców dotyczy braku głów u pochowanych. Według niej, w czasach, gdy grobowcem nikt się już nie opiekował, zaraza zabiła całe bydło w okolicy. Ludzie mieli podejrzewać, że leżące w piramidzie zwłoki są złymi marami, gdyż się nie rozkładają, i to one spowodowały pomór. Chcąc zwalczyć złe moce pozbawiono ciała głów. W istocie najprawdopodobniejsze jest, że zbezczeszczenie zwłok dokonało się podczas dewastacji dokonanej przez czerwonoarmistów w 1945 roku.


Zaj🤬e z Wikipedii

Postępowe kolorowe ziemniaki

konto usunięte2013-11-13, 11:23
Jak widać, Białoruś prowadzi badania nie tylko w dziedzinie wojskowości.
Po kilku latach ludzie z Białorusi będą mogli spróbować ziemniaków w egzotycznych kolorach - fioletowym, różowym, pomarańczowym i niebieskim. Badania prowadzone są od ośmiu lat. Nie wiadomo, jak na nowy wygląd korzeni roślin okopowych zareagują konsumenci, podaje Głos Rosji, ale przyciągają one uwagę lokalnych mediów.

Naukowcy i hodowcy na Białorusi od wielu lat zajmują się uprawą niezwykłych wielokolorowych ziemniaków. Według nich, do produkcji przemysłowej jest jeszcze daleko, ale lata doświadczeń przynoszą pierwsze rezultaty. Należy zauważyć, że nad uzyskaniem wielobarwnych bulw pracują hodowcy kartofli także w Rosji i Kazachstanie. Nowa odmiana stale podatna jest na choroby roślin okopowych i wirusy. Z białoruskim ziemniakiem jest przeciwnie. Rośnie dobrze i nic go nie wyniszcza.

Ziemniaki pierwotnie pochodzą z Ameryki Południowej i Środkowej. Na bazie różnego rodzaju eksperymentów Białorusini uzyskali ziemniaki kolorowe, wywodzące się z naturalnej hodowli. Zapewniają, że warzywa nie są genetycznie modyfikowane, a aplikuje się im specjalne diety, które zawierają mało skrobi i dużą ilość białka. Za to poziom przeciwutleniaczy jest taki sam jak w marchwi, brokułach i szpinaku.

Zdaniem naukowców kolorowe ziemniaki są bardzo przydatne. Zawierają duże ilość witamin i ważnych dla zdrowia antocyjanów oraz karotenoidów. Mają one wpływ na kolor skóry. Kolorowe bulwy wzmacniają układ odpornościowy, spowalniają proces starzenia się, zmniejszają ryzyko chorób serca i poprawiają pamięć. Mają też nieco inny smak. Dobrze wyglądają w sałatkach, więc będą produktem pożądanym wśród restauratorów i właścicieli jadłodajni. Warto podkreślić, że konsumpcja ziemniaka na Białorusi wynosi 200 kilogramów na jednego mieszkańca rocznie.

Tak więc prawdopodobnie za kilka lat będziemy mogli delektować się zdrowymi, kolorowymi frytkami

Gorsi kombatanci

konto usunięte2013-11-12, 10:52
„Szumi dokoła las, czy to jawa, czy sen…”, śpiewano przez dziesięciolecia. Dziś poza wspominkowymi, rocznicowymi spotkaniami nie słychać tej nostalgicznej pieśni. A o czym teraz szumi ten las?

Pewnie o tym, że żołnierze znad Oki stali się niesłuszni, że są kombatantami drugiej kategorii. Na piedestał wynosi się tzw. żołnierzy wyklętych, w dalszej kolejności powstańców warszawskich, a potem jeszcze żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. „Wyklęci” jawić się mają jako święci. A kto ma inne zdanie, tego spotka kara z więzieniem włącznie, jak stanowi projekt zmiany ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej autorstwa Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Teraz o tzw. żołnierzach wyklętych nie będzie można powiedzieć złego słowa. „Leśni”, którzy po wojnie nie złożyli broni, mają być chronieni z mocy prawa.

O tym ku­rio­zal­nym do­ku­men­cie bę­dzie w dal­szej czę­ści. Teraz, przy oka­zji 70. rocz­ni­cy bitwy pod Le­ni­no, warto się za­sta­no­wić, dla­cze­go ci, któ­rzy nie szczę­dzi­li wła­snej krwi, czują się kom­ba­tan­ta­mi dru­giej ka­te­go­rii.

Wy­rwa­ni z ła­grów

Wiele można mówić na ten temat, ale od­po­wiedź na po­sta­wio­ne wyżej py­ta­nie jest tylko jedna. Żoł­nie­rze 1. i 2. Armii Woj­ska Pol­skie­go padli ofia­rą na­rzu­co­nej przez pra­wi­cę (PiS do spół­ki z PO) in­sty­tu­cjom pań­stwo­wym, szko­łom, me­diom itd. po­li­ty­ki hi­sto­rycz­nej. To ona zro­bi­ła z żoł­nie­rzy wal­czą­cych na fron­cie wschod­nim słu­gu­sów Sta­li­na i NKWD, zbrod­nia­rzy i wro­gów je­dy­nych praw­dzi­wych pa­trio­tów – żoł­nie­rzy wy­klę­tych, a w naj­ła­god­niej­szej for­mie głup­ców i na­iw­nia­ków. Dla pra­wi­cy ci, któ­rym udało się prze­żyć i wy­rwać ze sta­li­now­skich ła­grów, nie za­słu­gu­ją na sza­cu­nek, bo mieli się przy­czy­nić do znie­wo­le­nia Rze­czy­po­spo­li­tej. Nie ma zna­cze­nia, że wstę­po­wa­li do Woj­ska Pol­skie­go, lu­do­we­go – jak się mó­wi­ło w cza­sach PRL, bo chcie­li się wy­rwać z da­le­kiej Sy­be­rii, Ka­zach­sta­nu i bić z Niem­ca­mi. I że czę­sto tylko przy­pa­dek de­cy­do­wał, kto tra­fił do armii An­der­sa, a kto do armii Ber­lin­ga. Po­la­cy, któ­rzy wstę­po­wa­li do obu for­ma­cji woj­sko­wych two­rzo­nych na te­re­nie ZSRR, re­kru­to­wa­li się głów­nie z ofiar de­por­ta­cji do­ko­na­nych w la­tach 1940-1941. Wła­dze ra­dziec­kie w pierw­szej ko­lej­no­ści wy­sie­dla­ły ro­dzi­ny uczest­ni­ków wojny 1920 r., osad­ni­ków woj­sko­wych, funk­cjo­na­riu­szy i urzęd­ni­ków pań­stwo­wych, po­li­cjan­tów, le­śni­ków, człon­ków or­ga­ni­za­cji pa­ra­mi­li­tar­nych, a więc oby­wa­te­li w spo­sób szcze­gól­ny zwią­za­nych z II RP, jej go­rą­cych pa­trio­tów.

To dla pra­wi­cy nie ma zna­cze­nia. Po­dob­nie jak cały szlak bo­jo­wy od Le­ni­no do Ber­li­na, ty­sią­ce po­le­głych (17,5 tys. plus 10 tys. za­gi­nio­nych) i ran­nych (40 tys.). Nie liczy się rów­nież, że do tego woj­ska wstę­po­wa­ło wielu żoł­nie­rzy Armii Kra­jo­wej i Pol­skich Sił Zbroj­nych na Za­cho­dzie, nie­rzad­ko byli to wy­bit­ni ofi­ce­ro­wie, świet­ni do­wód­cy.

Dla pra­wi­co­wych po­li­ty­ków, wspo­ma­ga­nych przez In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej, ważne jest, że Woj­sko Pol­skie pod­le­głe rzą­do­wi lu­bel­skie­mu od czerw­ca 1945 r., Tym­cza­so­we­mu Rzą­do­wi Jed­no­ści Na­ro­do­wej (ze Sta­ni­sła­wem Mi­ko­łaj­czy­kiem jako wi­ce­pre­mie­rem) i póź­niej­szym wła­dzom wal­czy­ło z „wy­klę­ty­mi”. Już to dys­kwa­li­fi­ku­je jego żoł­nie­rzy. Wy­star­cza za akt oskar­że­nia. Oto kwin­te­sen­cja obo­wią­zu­ją­cej po­li­ty­ki hi­sto­rycz­nej.

Za­fał­szo­wa­na hi­sto­ria

W PRL nie­kie­dy w dość pry­mi­tyw­ny spo­sób wy­wyż­sza­no tych, któ­rzy szli ze Wscho­du, ale cho­ciaż­by od po­ło­wy lat 60. nie skry­wa­no da­ni­ny krwi zło­żo­nej przez żoł­nie­rzy, któ­rzy wy­szli z ZSRR z armią gen. Wła­dy­sła­wa An­der­sa. Opi­sy­wa­no ich szlak bo­jo­wy, ich tu­łacz­kę. Dziś wa­ha­dło hi­sto­rii wy­chy­li­ło się znacz­nie dalej w drugą stro­nę. Obec­na po­li­ty­ka hi­sto­rycz­na od­rzu­ca „tych ze Wcho­du”, nie są oni obiek­tem badań na­uko­wych. Mało jest prac po­ka­zu­ją­cych wkład żoł­nie­rzy 1. i 2. Armii Woj­ska Pol­skie­go w wojnę z III Rze­szą. Żoł­nie­rzy, któ­rych w maju 1945 r. było 370 tys.

70. rocz­ni­ca bitwy pod Le­ni­no nie stała się oka­zją do przy­wra­ca­nia do­bre­go imie­nia ko­ściusz­kow­com ani do przy­po­mnie­nia for­ma­cji, które brały po­czą­tek w Siel­cach nad Oką. Po­li­ty­ka hi­sto­rycz­na w wy­da­niu IPN przy­no­si efek­ty. W spo­łe­czeń­stwie za­ni­ka wie­dza o zbroj­nym wy­sił­ku 1. i 2. Armii WP. Ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­ne w 2009 r. przez Pen­tor wy­ka­za­ły, że Po­la­cy coraz mniej wie­dzą o tych wal­kach, a tylko 2,8% an­kie­to­wa­nych wy­ra­ża­ło z nich dumę (dla po­rów­na­nia: z bitew kam­pa­nii wrześ­niowej – 31,1%, z po­wsta­nia war­szaw­skie­go – 34,3%, z walki PSZ na Za­cho­dzie – 16,1%). Re­spon­den­ci wy­ka­zy­wa­li się słabą zna­jo­mo­ścią bitew i szla­ku bo­jo­we­go ko­ściusz­kow­ców. Ko­men­tu­jąc te ba­da­nia, To­masz Lesz­ko­wicz z PAN na­pi­sał na por­ta­lu Histomag.​pl:​ „Wy­ni­ki te mogą oczy­wi­ście bu­dzić za­strze­że­nia, po­ka­zu­ją jed­nak wy­raź­ną ten­den­cję: wy­si­łek zbroj­ny LWP nie znaj­du­je się w głów­nym nur­cie pa­mię­ci. Można nawet za­ry­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że zo­stał z niej w ogóle wy­par­ty”.

Ta nie­wie­dza nie jest winą je­dy­nie IPN i pra­wi­cy. Przy­czy­ni­ła się do tego rów­nież sze­ro­ko ro­zu­mia­na le­wi­ca, jej li­de­rzy i dzia­ła­cze, któ­rzy, upra­wia­jąc przez lata „po­li­ty­kę przy­szło­ści”, gło­szą, że prze­szłość zo­sta­wia­ją hi­sto­ry­kom. Ci zaś, nawet sym­pa­ty­zu­ją­cy z le­wi­cą, ge­ne­ral­nie od­pu­ści­li sobie nie tylko te­ma­ty­kę LWP, ale i całej Pol­ski Lu­do­wej. A że nauka nie lubi próż­ni, na opusz­czo­ne pole ocho­czo wkro­czył IPN-owski za­ciąg mło­dych dok­to­rów, nie­rzad­ko świe­żo upie­czo­nych ma­gi­strów, któ­rych stan wie­dzy jest bar­dziej od­bi­ciem ich po­glą­dów niż kwe­rend ar­chi­wal­nych i prze­czy­ta­nych prac na­uko­wych.

Do­pie­ro nie­daw­no le­wi­ca (głów­nie So­jusz Le­wi­cy De­mo­kra­tycz­nej) zo­rien­to­wa­ła się, że prze­gry­wa, a nawet już prze­gra­ła bitwę o pa­mięć. Pró­bu­je coś robić. Do ta­kich dzia­łań na­le­ży za­li­czyć spo­tka­nie kie­row­nic­twa SLD z kom­ba­tan­ta­mi, w tym z ko­ściusz­kow­ca­mi. W jego trak­cie prze­wod­ni­czą­cy So­ju­szu Le­szek Mil­ler mówił, że wła­dze „prze­szły obo­jęt­nie przy oka­zji 70. rocz­ni­cy bitwy”, a prze­cież to ci „żoł­nie­rze przy­wra­ca­li pia­stow­skie zie­mie, czy­ni­li za­ślu­bi­ny z mo­rzem, wbi­ja­li słupy gra­nicz­ne na Odrze”. Dodał, że „nie wolno dzie­lić krwi pol­skich żoł­nie­rzy” i że „widać wy­raź­nie, jak po­li­ty­ka hi­sto­rycz­na wkra­cza z bu­cio­ra­mi w żoł­nier­skie losy”. Za­ape­lo­wał rów­nież, by nie po­mniej­szać chwa­ły pol­skie­go żoł­nie­rza, nie kie­ro­wać się ko­niunk­tu­ral­ny­mi prze­słan­ka­mi i nie wy­ko­rzy­sty­wać jej do bie­żą­cej walki po­li­tycz­nej. „Trze­ba od­rzu­cić w tej spra­wie fałsz i kie­ro­wa­nie się po­za­me­ry­to­rycz­ny­mi wzglę­da­mi. Krew pol­skich żoł­nie­rzy prze­la­na na fron­tach II wojny świa­to­wej jest warta tyle samo nie­za­leż­nie od tego, czy szli ze Wscho­du, czy z Za­cho­du. Rzecz­po­spo­li­ta jest im winna naj­wyż­szy sza­cu­nek”.

Pro­jekt uchwa­ły, pro­jekt no­we­li­za­cji

Próbą na­pra­wie­nia błędu władz ma być zgło­szo­ny przez SLD i za­ak­cep­to­wa­ny przez wszyst­kie kluby par­la­men­tar­ne pro­jekt uchwa­ły Sejmu, w któ­rym za­war­to po­niż­szą treść: „W 70. rocz­ni­cę udzia­łu 1. Dy­wi­zji Pie­cho­ty im. Ta­de­usza Ko­ściusz­ki w bi­twie pod Le­ni­no Sejm RP od­da­je hołd wszyst­kim żoł­nie­rzom 1. Armii Woj­ska Pol­skie­go. Ich szlak bo­jo­wy wiódł spod Le­ni­no, po­przez prze­ła­ma­nie Wału Po­mor­skie­go, wy­zwo­le­nie Ko­ło­brze­gu, for­so­wa­nie Odry, aż do Ber­li­na.

Sejm RP od­da­je hołd wszyst­kim żoł­nie­rzom, któ­rzy pod­czas II wojny świa­to­wej zło­ży­li da­ni­nę krwi, wal­cząc o Pol­skę.

Sejm RP prze­ciw­sta­wia się pró­bom dzie­le­nia i róż­ni­co­wa­nia wy­sił­ku kom­ba­tan­tów w za­leż­no­ści od tego, w ja­kich for­ma­cjach wal­czy­li pod­czas II wojny świa­to­wej. Wszy­scy kom­ba­tan­ci – nie­za­leż­nie od tego, czy do Pol­ski szli z Za­cho­du, czy ze Wscho­du – za­słu­gu­ją na równy sza­cu­nek”.

Trud­no się nie zgo­dzić z tą uchwa­łą, ale w in­nych rocz­ni­co­wych sta­no­wi­skach Sejmu, sła­wią­cych do­ko­na­nia żoł­nie­rzy An­der­sa albo po­wsta­nia war­szaw­skie­go, nie­ła­two by­ło­by zna­leźć po­dob­ne, jak naj­bar­dziej słusz­ne myśli. A to, żeby w sta­no­wi­sku par­la­men­tu po­wie­dzieć o ofia­rach „wy­klę­tych”, by­ło­by już nie do po­my­śle­nia.

SLD słusz­nie wy­po­mi­na wła­dzy prze­mil­cza­nie rocz­ni­cy, ale czy sam zro­bił wszyst­ko, by na­le­ży­cie uho­no­ro­wać uczest­ni­ków bitwy pod Le­ni­no? Kom­ba­tan­ci py­ta­ją, dla­cze­go tak późno wy­stą­pił z ini­cja­ty­wą spo­tka­nia i uchwa­łą Sejmu, czy sam nie mógł się zwró­cić do pre­zy­den­ta RP o od­zna­cze­nia i awan­sy dla ko­ściusz­kow­ców?

Sejm zatem, choć po rocz­ni­cy, upa­mięt­ni da­ni­nę krwi pol­skich żoł­nie­rzy spod Le­ni­no, ale w par­la­men­cie leży do­ku­ment, który musi bu­dzić obawę. Oto bo­wiem Klub Par­la­men­tar­ny PiS zło­żył ofi­cjal­ny pro­jekt zmia­ny Usta­wy o In­sty­tu­cie Pa­mię­ci Na­ro­do­wej – Ko­mi­sji Ści­ga­nia Zbrod­ni prze­ciw­ko Na­ro­do­wi Pol­skie­mu oraz Usta­wy Ko­deks karny. Po­sło­wie PiS chcą, aby In­sty­tut Pa­mię­ci Na­ro­do­wej wsz­czy­nał z urzę­du śledz­two w spra­wach o prze­stęp­stwa okre­ślo­ne w no­wych ar­ty­ku­łach. Do obo­wią­zu­ją­ce­go do­tych­czas art. 55 do­szedł­by art. 55a w brzmie­niu: „Kto pu­blicz­nie oskar­ża o udział w ma­so­wych zbrod­niach pol­skie, nie­pod­le­gło­ścio­we, nie­ko­mu­ni­stycz­ne, pod­ziem­ne for­ma­cje i or­ga­ni­za­cje Pol­skie­go Pań­stwa Pod­ziem­ne­go, pod­le­ga grzyw­nie, ogra­ni­cze­niu wol­no­ści lub karze po­zba­wie­nia wol­no­ści do lat 5. Wyrok po­da­wa­ny jest do pu­blicz­nej wia­do­mo­ści”.

Ka­ga­niec na naukę

Dla­cze­go po­słom PiS, za­pew­ne do spół­ki z IPN, tak bar­dzo za­le­ży na wpro­wa­dze­niu tego za­pi­su w usta­wie? Wie­dzą, że już nie z szafy, ale z ar­chi­wów wy­cho­dzą trupy ofiar żoł­nie­rzy wy­klę­tych. A byli to nie tylko żoł­nie­rze Woj­ska Pol­skie­go, lecz także cy­wi­le. Lu­dzie, któ­rzy za­an­ga­żo­wa­li się w re­ali­za­cję re­form za­po­wia­da­nych w Ma­ni­fe­ście PKWN. I ich ro­dzi­ny, czę­sto z ma­ły­mi dzieć­mi. Wy­star­czy po­czy­tać pracę Ba­zy­le­go Pie­tru­czu­ka „Księ­ga hańby”, by się do­wie­dzieć, że wy­klę­ci nie­raz byli bez­względ­ni, bru­tal­ni, żeby nie na­pi­sać be­stial­scy. Nie da się prze­mil­czeć albo za­prze­czyć, że z rąk ludzi uzna­wa­nych dziś za bo­ha­te­rów zgi­nę­ło wielu Ż__ów. By tych ofiar nie było, żoł­nie­rze Woj­ska Pol­skie­go pod­ję­li walkę z „le­śny­mi”. Ro­bi­li to rów­nież ci, któ­rzy jesz­cze do nie­daw­na byli w Armii Kra­jo­wej lub Pol­skich Si­łach Zbroj­nych na Za­cho­dzie. I wcale nie sami sze­re­gow­cy czy pod­ofi­ce­ro­wie, wy­star­czy wy­mie­nić gen. Gu­sta­wa Pasz­kie­wi­cza, trzy­krot­nie od­zna­czo­ne­go krzy­żem Vir­tu­ti Mi­li­ta­ri w cza­sie wojny z bol­sze­wi­ka­mi w 1920. Ten uczest­nik wojny w 1939 r. i na Za­cho­dzie w 1945 r. objął do­wódz­two dy­wi­zji, która wal­czy­ła z pod­zie­miem na Bia­ło­stoc­czyź­nie. Gen. Bruno Ol­brycht, le­gio­ni­sta, uczest­nik wojny 1939 r., żoł­nierz AK, zo­stał do­wód­cą War­szaw­skie­go Okrę­gu Woj­sko­we­go, któ­re­go od­dzia­ły wal­czy­ły z „le­śny­mi” na Ma­zow­szu. Gen. Ste­fan Mos­sor, rów­nież le­gio­ni­sta, po woj­nie do­wo­dził od­dzia­ła­mi prze­pro­wa­dza­ją­cy­mi akcję „Wisła”. Wśród puł­kow­ni­ków był np. do­wód­ca ob­sza­ru za­chod­nie­go Armii Kra­jo­wej, Sta­ni­sław Edward Grodz­ki.

Przy­ję­cie pro­jek­tu PiS to nic in­ne­go jak re­ali­za­cja pra­wi­co­wej, w jej skraj­nym wy­da­niu, po­li­ty­ki hi­sto­rycz­nej i wprzę­gnię­cie w nią prawa (Ko­dek­su kar­ne­go). Wy­mu­sza­nie sank­cji za jej nie­uzna­wa­nie, za od­mien­ne zda­nie i wła­sne opi­nie. Jak po­wie­dział mi jeden ze zna­nych pro­fe­so­rów prawa, ten pro­jekt to za­le­d­wie za­po­wiedź tego, co się sta­nie, gdy do wła­dzy doj­dzie par­tia Ka­czyń­skie­go.

Pro­jekt PiS jest groź­ny dla nauki, na­kła­da na nią ka­ga­niec, bę­dzie ogra­ni­czać ba­da­nia, bo który na­uko­wiec ze­chce się na­ra­zić na oskar­że­nie o ła­ma­nie prawa, a de facto o zbrod­nię prze­ciw wy­klę­tym? A czy sąd bę­dzie mógł wydać wyrok, jak w spra­wie tzw. fur­ma­nów, gdzie nawet IPN mu­siał uznać, że do­ko­na­nych przez od­dział Ro­mu­al­da Rajsa „Bu­re­go” „za­bójstw fur­ma­nów i pa­cy­fi­ka­cji wsi w stycz­niu i lutym 1946 r. nie można utoż­sa­miać z walką o nie­pod­le­gły byt pań­stwa, gdyż noszą zna­mio­na lu­do­bój­stwa”? Au­to­rzy pro­jek­tu no­we­li­za­cji pew­nie sobie tego nie uświa­da­mia­ją, ale tym pro­jek­tem po­twier­dza­ją, że wy­klę­ci nie byli świę­ty­mi i po­peł­nia­li zbrod­nie. Tylko nie ma­so­we.

Kto po­prze no­we­li­za­cję?

Można się za­sta­na­wiać, czy no­we­li­za­cja usta­wy o IPN przej­dzie w Sej­mie i Se­na­cie. Wy­da­je się to bar­dzo praw­do­po­dob­ne, je­że­li się pa­mię­ta, że to Plat­for­ma Oby­wa­tel­ska razem z PiS po­wo­ła­ła do życia IPN. W do­dat­ku PiS-owscy po­sło­wie spryt­nie za­sta­wi­li na nią pu­łap­kę, wpi­su­jąc do pro­jek­tu art. 55b: „Kto pu­blicz­nie używa słów »pol­skie obozy śmier­ci«, »pol­skie obozy za­gła­dy«, »pol­skie obozy kon­cen­tra­cyj­ne« lub in­nych, które sto­su­ją przy­miot­nik »pol­skie« wobec nie­miec­kich na­zi­stow­skich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych i ośrod­ków za­gła­dy, pod­le­ga grzyw­nie, ogra­ni­cze­niu wol­no­ści lub karze po­zba­wie­nia wol­no­ści do lat 5. Wyrok po­da­wa­ny jest do pu­blicz­nej wia­do­mo­ści”. Czy PO bę­dzie mogła się sprze­ci­wić ka­ra­niu za „pol­skie obozy kon­cen­tra­cyj­ne”?

PiS oczy­wi­ście liczy na Pol­skie Stron­nic­two Lu­do­we, ale może jego po­sło­wie przy­po­mną sobie o zbrod­niach „le­śnych” na tych, któ­rzy brali „pań­ską zie­mię”, na mier­ni­czych, któ­rzy par­ce­lo­wa­li szla­chec­kie ma­jąt­ki, i na wszyst­kich tych, któ­rzy prze­pro­wa­dza­li re­for­mę rolną.

A SLD? Czy znów za­cho­wa się jak w cza­sie gło­so­wa­nia nad usta­no­wie­niem 1 marca Na­ro­do­wym Dniem Pa­mię­ci Żoł­nie­rzy Wy­klę­tych i po­prze no­we­li­za­cję? Trze­ba mieć na­dzie­ję, że nie, że do So­ju­szu do­tar­ło, jakim po­tęż­nym orę­żem w walce po­li­tycz­nej jest hi­sto­ria – orę­żem, któ­re­go pra­wi­ca nie za­wa­ha się użyć w walce wy­bor­czej. Warto się bić nie tyle o po­li­ty­kę hi­sto­rycz­ną, ile o pa­mięć o tych, któ­rzy szli do Pol­ski znad Oki. Po­ni­ża­jąc kom­ba­tan­tów, któ­rzy przy­szli ze Wscho­du, po­nie­wie­ra się ich dzie­ci i wnuki. A to poza wszyst­kim innym po­tęż­na armia wy­bor­ców.

Posiedzenie Politbiura KC KPZR z 10 grudnia 1981r.

konto usunięte2013-11-11, 16:38
Jako że spotkałem sie tu z dużą ilością dyskusji na temat że wspaniały Jaruzel uchronił nas przed radziecką nawałą wprowadzając stan wojenny, to chciałbym wam dac do przeczytania stenogram z posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR z 10.12.1981, które rozwiewa wszelkie wątpliwości.

"Stempel Specjalnej Komisji do spraw Archiwów przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej. Dokument odtajniony. Protokół nr 31 z 20 sierpnia 1993 roku

Ściśle tajne

Jedyny egzemplarz

(zapis roboczy)

Posiedzenie Biura Politycznego KC KPZR dnia 10 grudnia 1981 roku

Przewodniczył tow. Breżniew L.I.

Byli obecni: Andropow Ju. W., Griszin W. W., Gromyko A. A., Kirilenko A. P., Pelsze A. Ja., Susłow M. A., Ustinow D. F., Czernienko K. U., Demiczew P. N., Ponomariew B. N., Sołomiencew M. S., Kapitonow I. W., Dołgich W. I., Rusakow K. W.

I. W kwestii sytuacji w Polsce

BREŻNIEW. Problem ten nie został zaznaczony w naszym programie dnia. Sądzę jednak, że posiedzenie Biura Politycznego należało by rozpocząć od tej kwestii, ponieważ specjalnie oddelegowaliśmy do Polski tow. tow. Bajbakowa i Kulikowa celem przedyskutowania z towarzyszami polskimi problemów nabrzmiałych i nie cierpiących zwłoki. 8 grudnia tow. Kulikow poinformował o rozmowach, jakie przeprowadził w Warszawie, a wczoraj, 9 grudnia, tow. Bajbakow doniósł z Warszawy, że rozmawiał z tow. Jaruzelskim. Z ostatnich rozmów tow. Bajbakowa widać, że towarzysze polscy mają nadzieję, iż otrzymają dodatkowo w I kwartale przyszłego roku z ZSRR i innych krajów socjalistycznych surowce i materiały w przybliżeniu o wartości 1,5 mld dolarów. W tym: rudę żelaza, metale kolorowe, nawozy, ropę naftową, szyny, zboże i inne.

Przy tym, jak widzicie, towarzysze polscy mają na myśli, że dostawy towarów z ZSRR do Polski w roku 1982 będą zachowane na poziomie roku 1981. Tow. Bajbakow poinformował swoich rozmówców, że wszystkie ich prośby zostaną przekazane do Moskwy.

Być może, powinniśmy polecić już teraz tow. tow. Tichonowowi, Kirilence, Dołgichowi, Skaczkowowi, Archipowowi, nie czekając na ostateczne porozumienie, dalsze badanie tego zagadnienia wziąwszy pod uwagę wymianę zdań.

A teraz wysłuchajmy tow. Bajbakowa.

BAJBAKOW: W zgodzie z poleceniem Biura Politycznego wyjechałem do Warszawy. Spotykałem się tam ze wszystkimi towarzyszami, z którymi koniecznie trzeba było omówić kwestie, które mi powierzono.

Przede wszystkim rozmawiałem z zastępcą przewodniczącego Rady Ministrów, tow. Obodowskim. W rozmowie tej towarzysze polscy postawili kwestię pomocy gospodarczej. O prośbie Polski poinformowałem Moskwę w szyfrówce.

Należy powiedzieć, że lista towarów, które zaliczają oni do pomocy udzielanej przez nas PRL, składa się z 350 pozycji na sumę 1,4 mld rubli. Wchodzą w to takie towary jak 2 mln ton zbóż, 25 tys. ton mięsa, 625 tys. ton rudy żelaza i wiele innych towarów. Wziąwszy pod uwagę to, co mieliśmy zamiar dać Polsce w 1982 roku, ogólna suma pomocy dla Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej wyniesie przykładowo 4,4 mld rubli, jeśli wziąć pod uwagę prośby przedstawione przez towarzyszy polskich.

Obecnie nadchodzi czas, gdy Polska musi spłacać kredyty krajom zachodnioeuropejskim. Polska potrzebuje na to minimum 2,8 mln rubli transferowych. Kiedy słuchałem towarzyszy polskich o tym, o co oni proszą i na jaką sumę cała ta pomoc opiewa, to postawiłem pytanie, że powinniśmy mieć stosunki ekonomiczne na zbilansowanej podstawie. Przy tym zauważyłem, że przemysł polski nie wypełnia planu i to w dość znacznych rozmiarach. Przemysł węglowy, który stanowi główne źródło uzyskiwania dewiz, w istocie jest zdezorganizowany i nie podejmuje się koniecznych kroków, strajki trwają nadal. A teraz, kiedy nie ma strajków, wydobycie węgla również pozostaje na bardzo niskim poziomie.

Lub, na przykład, powiedzmy, chłopi dysponują produkcją, mają zboże, wyroby mięsne, warzywa itd., ale oni nie dają niczego państwu, zajmują pozycję wyczekującą. Na prywatnych rynkach handel prowadzony jest dość aktywnie i na bardzo wysokich cenach.

Powiedziałem wprost towarzyszom polskim, że trzeba podejmować bardziej zdecydowane kroki, kiedy już powstała taka sytuacja.

Być może wprowadzić coś w rodzaju dostaw przymusowych.

Jeśli mówić, na przykład, o zapasach zboża, to Polska a w tym roku ponad 2 mln ton. Naród nie głoduje. Mieszkańcy miast jeżdżą na rynki, na wsi, kupują wszystkie produkty, które są dla nich nieodzowne. I te produkty są.

Jak wiadomo, na podstawie decyzji Biura Politycznego i na prośbę towarzyszy polskich, udzielamy im pomocy w postaci dostawy 30 tys. ton mięsa. Z tych 30 tys. ton już wysłano za granicę 16 tys. ton. Należy powiedzieć, że produkcja, w naszym wypadku mięso, dostarczana jest w brudnych, nie wyczyszczonych wagonach, [poprzednio użytych do transportu rudy], w bardzo nieprzyjemnej postaci. Przy rozładowywaniu tej produkcji na polskich stacjach ma miejsce prawdziwy sabotaż.

Pod adresem Związku Sowieckiego, ludzi sowieckich, Polacy wypowiadają najbardziej nieprzystojne słowa, odmawiają czyszczenia wagonów itd. Wszystkich tych zniewag, sypiących się pod naszym adresem, po prostu nie można policzyć.

Wyczuwając taką sytuację ze stanem bilansu płatniczego, Polacy chcą wprowadzić moratorium na spłatę zadłużenia krajom zachodnim. Jeśli ogłoszą oni moratorium, to wszystkie polskie statki znajdujące się na wodach terytorialnych jakichkolwiek państw lub w ich portach i cały inny majątek w krajach, w stosunku do których Polska jest zadłużona, zostaną aresztowane. Dlatego Polacy wydali teraz rozkaz kapitanom okrętów, aby opuścili porty i znaleźli się na wodach neutralnych.

Teraz powiem kilka słów o rozmowie z tow. Jaruzelskim. On potwierdził prośbę, wypowiedzianą przez Obodowskiego w sprawie dostawy towarów. Następnie, wieczorem, razem z ambasadorem i tow. Kulikowem znów byliśmy u Jaruzelskiego. Przy tej rozmowie byli obecni rwnież Obodowski i sekretarz KC PZPR, zajmujący się tymi kwestiami.

Jaruzelski znajdował się w bardzo rozstrojonym stanie. Czuło się, że na niego silnie wpłynął list głowy polskiego Kościoła katolickiego, arcybiskupa Glempa, który, jak wiadomo, obiecał wypowiedzieć świętą wojnę władzom polskim.

Prawda, Jaruzelski, zaraz odpowiedział, że w wypadku wystąpienia "Solidarności", oni odizolują wszystkie wrogie elementy.

Co się tyczy organizacji partyjnych, to w terenie zostały one rozbite i w istocie nic nie robią. I w całości o partii Jaruzelski powiedział, że w istocie ona nie istnieje. Kraj rozpada się, teren nie otrzymuje żadnego wsparcia, dlatego że Komitet Centralny i rząd nie dają twardych i jasnych instrukcji. Sam Jaruzelski stał się człowiekiem bardzo niezrównoważonym i nie jest pewny swych sił.

RUSAKOW. Tow. Bajbakow prawidłowo przedstawił sytuację co się tyczy stanu gospodarki polskiej. Co powinniśmy byli teraz zrobić? Wydaje mi się, że trzeba dostarczyć do Polski te towary, które zostały przewidziane w porozumieniach ekonomicznych, i ta dostawa nie powinna przewyższać ilości towarów, które dostarczyliśmy w I kwartale roku ubiegłego.

BREŻNIEW. A czy możemy to dać teraz?

BAJBAKOW. Leonidzie Iliczu, to można dać tylko z rezerwy państwowej lub kosztem zmniejszenia dostaw na rynek wewnętrzny.

RUSAKOW – Przedwczoraj odbyła się u nich narada sekretarzy komitetów wojewódzkich. Jak informował tow. Aristow, sekretarze komitetów wojewódzkich zupełnie nie rozumieją przemówienia tow. Jaruzelskiego, który nie przedstawił jasnych, wyraźnych wytycznych. Nikt nie wie, co nastąpi w najbliższych dniach. Była mowa o „operacji Z”.

Początkowo mówiono, że odbędzie się ona w nocy z jedenastego na dwunasty.

A obecnie już słyszy się, że będzie to około dwudziestego. Przewiduje się, że przewodniczący Rady Państwa Jabłoński wystąpi w radiu i w telewizji i ogłosi wprowadzenie stanu wojennego. Tymczasem Jaruzelski oświadczył, że prawo o ogłoszeniu stanu wojennego będzie można wprowadzić dopiero po rozpatrzeniu go przez Sejm, a posiedzenie Sejmu wyznaczone jest na 15 grudnia. Tak więc wszystko mocno się komplikuje. Podano do wiadomości publicznej porządek obrad Sejmu. Nie ma w nim punktu o wprowadzeniu stanu wojennego. Ale w każdym razie o tym, że rząd zamierza wprowadzić stan wojenny, „Solidarność” dobrze wie i ze swej strony przedsiębierze wszystkie niezbędne środki, żeby stan wojenny został ogłoszony.

Sam Jaruzelski mówi, że wolałby wystąpić z orędziem do narodu polskiego. Ale

w swym orędziu nie będzie wspominał o partii, lecz zwróci się do narodu, licząc na jego patriotyzm.

Jaruzelski mówi o konieczności ogłoszenia dyktatury wojskowej, jak to było za Piłsudskiego, wskazując równoczesnie, że naród polski zrozumie to lepiej niż cokolwiek innego.

Jeśli chodzi o takich działaczy jak Olszowski, to ostatnio przemawia on bardziej stanowczo i trzeba powiedzieć, że na posiedzeniu Biura Politycznego decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego i zastosowaniu bardziej zdecydowanych środków przeciw ekstremistycznym działaczom „Solidarności” była przyjęta jednomyślnie, nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Równocześnie Jaruzelski nosi się z myślą porozumienia się w tej sprawie z sojusznikami. Mówi, że gdyby siły polskie nie złamały oporu „Solidarności”, to towarzysze polscy liczą na pomoc innych krajów, nawet na wprowadzenie wojsk na terytorium Polski.

Jaruzelski powołuje się w tej sprawie na wystąpienie tow. Kulikowa, który miał rzekomo powiedzieć, że pomoc zbrojna ZSRR i państw sojuszniczych zostanie Polsce udzielona. Jednak, o ile wiem, tow. Kulikow nie powiedział tego wprost, powtórzył tylko słowa, których w swoim czasie użył Leonid Breżniew, że nie opuścimy PRL w nieszczęściu.

Jeśli chodzi o to, co się dzieje w województwach, trzeba otwarcie powiedzieć, że zupełnie nie dostrzega się tam wpływu organizacji partyjnych. W pewnym stopniu działają jeszcze władze administracyjne. Prawdę mówiąc, cała władza znalazła się w rękach „Solidarności”. Wygląda na to, że słowa Jaruzelskiego to mydlenie nam oczu, ponieważ w jego wypowiedziach nie widać rzeczowej analizy. Jeżeli teraz prędko się nie zorganizują, nie zewrą szeregów i nie zadziałają przeciw naciskowi „Solidarności”, w Polsce nie nastąpi poprawa sytuacji.

ANDROPOW: Z rozmów z Jaruzelskim wynika, że na razie nie podjęli oni stanowczej decyzji i nawet pomimo jednogłośnego postanowienia Biura Politycznego KC PZPR o wprowadzeniu stanu wojennego, nie widzimy na razie konkretnych działań ze strony władz.

Ekstremiści z „Solidarności” chwycili kierownictwo PRL za gardło.

Kościół też ostatnio jasno określił swoje stanowisko; przeszedł na stronę „Solidarności”.

W tych warunkach towarzysze polscy rzeczywiście muszą szybko podjąć „operację Z”. Tymczasem Jaruzelski oświadcza, że zdecyduje się na „operację Z” wówczas, gdy „Solidarność” ich do tego zmusi. To bardzo niepokojący objaw, tym bardziej, że ostatnie posiedzenie Biura Politycznego KC PZPR i powzięta na nim uchwała o wprowadzeniu stanu wojennego świadczy o tym, że Biuro jest bardziej zdecydowane. Wszyscy członkowie Biura opowiedzieli się za energicznym działaniem. Ta uchwała przyparła Jaruzelskiego do muru i teraz jest on zmuszony jakoś się z tego wykaraskać. Rozmawiałem wczoraj z Milewskim i spytałem go, jakie działania zostaną podjęte i kiedy. Odpowiedział mi, że o „operacji Z” i o konkretnym terminie jej realizacji nie wie. A więc widać z tego, że albo Jaruzelski ukrywa przed swoimi towarzyszami plan konkretnych działań, albo też po prostu uchyla się od przeprowadzenia tej akcji.

Chciałbym teraz zaznaczyć, że Jaruzelski dość uporczywie wysuwa wobec nas żądania ekonomiczne i uzależnia przeprowadzenie „operacji Z” od pomocy gospodarczej z naszej strony, a nawet, powiem więcej, chce pomocy wojskowej, choć nie mówi tego wprost.

Jeśli się przyjrzeć liście towarów, o które proszą towarzysze z Polski, to, mówiąc szczerze, budzi ona poważne zastrzeżenia co do konieczności ich dostarczenia. Jaki jest na przykład związek między sukcesem „operacji Z” a dostawą nawozów sztucznych i niektórych innych towarów? W związku z tym chciałbym oświadczyć, że nasze stanowisko, które zostało sformułowane na ostatnim posiedzeniu Biura Politycznego, a wcześniej niejednokrotnie przedstawiał je Leonid Breżniew, jest absolutnie słuszne i nie powinniśmy z niego rezygnować. Inaczej mówiąc, stoimy na stanowisku pomocy internacjonalnej, jesteśmy zatroskani powstałą w Polsce sytuacją, ale jeśli chodzi o realizację „operacji Z”, to sprawa ta powinna być całkowicie i do końca zdecydowana przez polskich towarzyszy; jak oni postanowią, tak będzie. Nie będziemy ich nakłaniać ani odmawiać.

Co do pomocy ekonomicznej, to oczywiście w tej skali, o jaką oni występują, trudno byłoby nam ją zrealizować. Naturalnie to i owo trzeba dać. Ale chcę jeszcze raz powiedzieć, że ich podejście do sprawy dostawy towarów w trybie pomocy ekonomicznej jest natarczywe i wszystko to robi się po to, by później, jeżeli czegoś nie dostarczymy, móc zwalić na nas winę. Jeżeli tow. Kulikow rzeczywiście mówił o wprowadzeniu wojsk, to ja uważam, że postąpił niesłusznie. Nie możemy ryzykować.

Nie mamy zamiaru wprowadzać wojsk do Polski.

Jest to stanowisko słuszne i musimy trzymać się go do końca. Nie wiem, jak rozstrzygnie się sprawa, ale nawet jeżeli Polska dostanie się pod władzę „Solidarności”, to będzie to tylko tyle. Jeśli zaś przeciw ZSRR zwrócą się kraje kapitalistyczne, które już zawarły między sobą w tej sprawie porozumienie, opatrzone rozmaitymi ekonomicznymi i politycznymi sankcjami, będzie to dla nas bardzo niebezpieczne. Musimy się troszczyć o nasz kraj, o wzmocnienie Związku Sowieckiego. To dla nas sprawa najważniejsza.

W ogóle zdaje mi się, że nasze stanowisko w kwestii sytuacji w Polsce zostało jasno sformułowane przez Leonida Breżniewa w jego licznych przemówieniach i decyzjach; dziś na posiedzeniu Biura Politycznego toczy się bardzo istotna wymiana zdań na ten temat. Wszystko to powinno stać się podstawą naszej polityki wobec Polski.

Jeśli chodzi o przebiegające przez Polskę szlaki komunikacyjne między ZSRR a NRD, musimy, rzecz jasna, coś zrobić i przedsięwziąć dla ich ochrony.

GROMYKO: Dziś oceniamy bardzo ostro sytuację w Polsce. Chyba dawniej nie widzieliśmy jej tak wyraźnie. Tłumaczy się to faktem, że obecnie sami nie wiemy, w jakim kierunku potoczą się sprawy w PRL.

Polskie władze same czują, że władza wymyka im się z rąk.

Jak wiadomo, Kania i Jaruzelski zamierzali się oprzeć na neutralnym odłamie społeczeństwa. A teraz właściwie taki odłam nie istnieje. Sytuacja wygląda dosyć jednoznacznie: „Solidarność” okazała się organizacją jawnie kontrrewolucyjną, dążącą do władzy i otwarcie po nią sięgającą. Kierownictwo polskie musi rozstrzygnąć kwestię: albo skapituluje, jeśli nie zastosuje stanowczych środków, albo zastosuje energiczne środki, ogłosi stan wojenny, izoluje ekstremistów z „Solidarności” i wprowadzi należyte porządki. Innej drogi nie ma.

Jaki jest nasz stosunek do wydarzeń w Polsce? Całkowicie zgadzam się z tym, co tu towarzysze mówili. Możemy Polakom powiedzieć, że odnosimy się do wydarzeń w Polsce ze zrozumieniem. To jest jasne sformułowanie i nie ma żadnych powodów do odstępowania od niego.

Równocześnie jednak będziemy zmuszeni postarać się jakoś rozwiać złudzenia Jaruzelskiego i innych polskich polityków w sprawie wysłania tam wojsk.

Wprowadzać wojsk do Polski nie można w żadnym razie. Myślę, że możemy polecić naszemu ambasadorowi, aby złożył Jaruzelskiemu wizytę i zakomunikował mu to.

Pomimo dość jednomyślnej uchwały Biura Politycznego KC PZPR o wprowadzeniu stanu wojennego, Jaruzelski znowu zajmuje teraz chwiejne stanowisko. Początkowo nabrał nieco otuchy, a teraz znowu zmiękł. Wszystko, co im przedtem powiedziano, zachowuje swoją moc. Jeżeli w walce z kontrrewolucją będą nadal okazywać chwiejność, to nic z socjalistycznej Polski nie zostanie. Wprowadzenie stanu wojennego oczywiście uświadomiłoby kontrrewolucjonistom polskim, że polskie władze nie zamierzają żartować. I jeżeli te środki, które władze mają zamiar zastosować, zostaną zrealizowane, to myślę, że można oczekiwać pozytywnych rezultatów.

Teraz w sprawie założenia nowej partii, o której mówił Jaruzelski. Myślę, że trzeba wprost powiedzieć Jaruzelskiemu, że zupełnie nie ma konieczności zakładania jakiejś nowej partii, gdyż oznaczałoby cofanie się kierownictwa polskiego, uznanie tego, że PZPR rzeczywiście nie jest bojową organizacją polityczną, lecz organizacją, która popełniła błędy, przyznaniem się do jej słabości i swojej własnej słabości i pójściem na rękę ekstremistom "Solidarności". Później również ludność Polski, która okazuje określoną sympatię do PZPR, jak też do siły kierowniczej, zupełnie by się do niej rozczarowało.

Uważam, że nie powinniśmy teraz stosować żadnych ostrych dyrektyw, które zmusiłyby ich do takich czy innych działań. Myślę, że zajmiemy słuszne stanowisko: przywrócenie w Polsce porządku to sprawa Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, jej Komitetu Centralnego i Biura Politycznego. Mówiliśmy polskim przyjaciołom i nadal będziemy mówić, że należy przyjąć stanowczą postawę i w żadnym razie nie wolno się demobilizować psychicznie.

Jeśli Polacy zaatakują „Solidarność”, to naturalnie Zachód nie da im najpewniej kredytów ani żadnej pomocy. Oni biorą to pod uwagę, a my oczywiście też musimy to uwzględnić. Dlatego słuszna jest propozycja tow. Breżniewa, by zlecić grupie towarzyszy zbadanie tej kwestii i udzielenie w miarę naszych możliwości określonej pomocy gospodarczej PRL.

USTINOW: Sytuacja w PRL jest rzeczywiście bardzo zła i pogarsza się z każdym dniem.

W kierownictwie, a konkretnie w Biurze Politycznym, brak stanowczości i jednomyślności.

Wszystko to wpływa na istniejący stan rzeczy. Dopiero na ostatnim posiedzeniu Biura została jednogłośnie uchwalona decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego. Teraz wszystko zależy od Jaruzelskiego. Jak będzie umiał zrealizować tę uchwałę. Ale na razie nikt nie może mówić otwarcie o posunięciach Jaruzelskiego. I my tego nie wiemy. Odbyłem rozmowę z Siwickim.

Powiedział mi wręcz, że nawet oni nie wiedzą, co myśli generał.

A więc człowiek pełniący dziś faktycznie obowiązki ministra obrony PRL nie wie, co nastąpi, jakie działania rozpocznie premier i minister.

Co do rzekomego oświadczenia tow. Kulikowa na temat wprowadzenia wojsk do Polski, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że Kulikow tego nie mówił. Po prostu powtórzył tylko to, co zostało zadeklarowane przez nas i przez tow. Leonida Breżniewa, że nie opuścimy Polski w nieszczęściu. I on wie dokładnie, że

Polacy sami prosili, żeby wojska nie wprowadzać.

Co do naszych garnizonów w Polsce – wzmacniamy je. Ja sam wprawdzie przychylam się do myśli, że Polacy nie rozpoczną konfrontacji i jedynie gdyby „Solidarność” chwyciła ich za gardło, być może się zdecydują.

Nieszczęście polega na tym, że polskie władze są niezdecydowane. Jak słusznie mówili tu towarzysze, nie powinniśmy im narzucać żadnych własnych decyzji, musimy realizować tę politykę, którą ustaliliśmy wcześniej. Z drugiej strony trzeba, abyśmy sami byli gotowi i nie wszczynali żadnych działań nie przewidzianych przez nasze uchwały.

SUSŁOW: Sądzę, że, jak to wynika z wypowiedzi towarzyszy, wszyscy mamy ten sam punkt widzenia na sytuację w Polsce. Przez cały okres niepokojów w Polsce okazywaliśmy powściągliwość i zimną krew. Mówił o tym na plenum Leonid Iljicz Breżniew. Ogłosiliśmy to szeroko całemu narodowi i naród nasz poparł taką politykę Partii Komunistycznej.

Wkładamy wiele wysiłku w sprawę pokoju i nie możemy obecnie zmieniać swojego stanowiska. Światowa opinia publiczna nie zrozumiałaby nas. Przeprowadziliśmy w ONZ jakże doniosłe akcje dla umocnienia pokoju. Wielce skuteczna była wizyta Leonida Breżniewa w NRF i wiele innych działań pokojowych, które zostały przez nas zrealizowane. To pozwoliło wszystkim krajom miłującym pokój zrozumieć, że Związek Sowiecki stanowczo i konsekwentnie walczy o pokój. Dlatego właśnie nie możemy wobec Polski zmieniać stanowiska, które zajęliśmy od samego początku wydarzeń w tym kraju. Niech towarzysze polscy sami rozstrzygną, jakie trzeba podjąć kroki. Nie powinniśmy ich popychać do energiczniejszego działania. Ale, jak dotychczas, będziemy powtarzać Polakom, że do ich posunięć odnosimy się ze zrozumieniem.

Jaruzelski, jak sądzę, postępuje dość sprytnie.

Chce się zabezpieczyć prośbami skierowanymi pod adresem ZSRR. My, rzecz jasna, fizycznie nie jesteśmy w stanie ich spełnić, a Jaruzelski powie potem, że przecież zwracał się do Związku Sowieckiego, prosił o pomoc, ale jej nie uzyskał.

Równocześnie Polacy otwarcie mówią, że są przeciwni wprowadzeniu wojsk. Jeżeli wojska wkroczą, nastąpi katastrofa. Sądzę, że wszyscy podzielamy pogląd, że

o żadnym wysłaniu wojsk nie może być mowy.

Jeżeli chodzi o pomoc dla Polski, to daliśmy na ten cel ponad miliard rubli. Niedawno powzięliśmy decyzję o wysłaniu do Polski 30 tys. ton mięsa, a 16 tys. zostało już dostarczone. Nie wiem, czy zdołamy w całości wykonać dostawę 30 tys. ton, ale w każdym razie jasne jest, że zgodnie z tą decyzją powinniśmy jeszcze dać określoną ilość ton mięsa w trybie pomocy gospodarczej.

Co się tyczy PZPR i stworzenia na jej miejsce nowej partii, uważam, że nie wolno iść na rozwiązanie PZPR. Tu mówiono słusznie na ten temat, że to będzie całkowicie negatywna akcja.

GRISZYN: Sytuacja w Polsce nadal się pogarsza. Postawa naszej partii wobec wydarzeń w tym kraju jest słuszna.

Co się tyczy propozycji Jaruzelskiego w sprawie rozwiązania PZPR i stworzenia nowej partii, to z tym zgodzić się nie można.

O wysłaniu wojsk nie ma nawet mowy. Sprawy gospodarcze trzeba będzie rozpatrzyć i co będzie można, dostarczyć Polakom.

SUSŁOW: Musimy demaskować w prasie intrygi „Solidarności” i innych sił kontrrewolucyjnych.

CZERNIENKO: W zupełności popieram to, co tu mówili towarzysze. Rzeczywiście linia naszej partii i Biura Politycznego KC w sprawie wydarzeń w Polsce, ustalona w przemówieniu Leonida Breżniewa i uchwałach Biura, jest najzupełniej słuszna i nie ma potrzeby jej zmieniać.

Sądzę, że dziś można by podjąć taką decyzję:

1. Przyjąć do wiadomości informację tow. Bajbakowa.

2. W naszych stosunkach z PRL w przyszłości trzymać się w tej sprawie ogólnej linii ustalonej przez KC KPZR oraz zaleceń Biura Politycznego KC KPZR z 8 grudnia 1981 r. i wniosków z dyskusji odbytej na posiedzeniu Biura Politycznego KC w dniu 10 grudnia 1981 r.

3. Zlecić towarzyszom Tichonowowi, Kirilence, Dołgichowi, Archipowowi, Bajbakowowi, by nadal zajmowali się sprawą pomocy ekonomicznej dla Polski z uwzględnieniem poglądów wypowiadanych na posiedzeniu Biura Politycznego KC.

BREŻNIEW: Co towarzysze o tym sądzą?

WSZYSCY: Tow. Czernienko sformułował nader trafnie wszystkie propozycje, trzeba je przyjąć.

Decyzja zostaje przyjęta."

Czy myśl Marksa religia to opium dla ludu jest aktualna?

konto usunięte2013-11-10, 21:31
Tekst Pana Bartosza Urlicha:

"Religia to opium ludu" jest jedną z najczęściej cytowanych wypowiedzi Karola Marksa. Wyrażenie to znajduje się we wstępie do Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa (1843):

Nędza religijna jest jednocześnie wyrazem rzeczywistej nędzy i protestem przeciw nędzy rzeczywistej. Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu.

Według Marksa religia to narzędzie wykorzystywane przez klasy rządzące do rozładowania cierpienia mas poprzez uczucia religijne. W interesie klas rządzących leży zaszczepianie przekonania opartego na religii, że ich obecne cierpienie doprowadzi w końcu do szczęścia. Włodzimierz Lenin kilkakrotnie podejmował tę ideę Marksa. Z czasem zmieniano sens oryginalnej idei na opium dla ludu.

W obecnych czasach i sytuacji politycznej, po przemianach ustrojowych w Polsce religia jako kult, a wręcz fanatyzm jest w naszym kraju na porządku dziennym. Co takiego jest w religii, że potrafi poróżnić przyjaciół, wywołać zacięte dyskusje i niepotrzebne wojny? Czy ludzie, którzy nie tylko wierzą, ale jeszcze zaciekle walczą w imię swojej religii, są normalnymi wyznawcami, czy fanatykami działającymi jak pod wpływem opium? Mogliśmy tego doświadczyć udając się pod Pałac Prezydencki. W takich chwilach człowiek zadaje sobie pytanie czy Karol Marks uznany w świecie naukowym za idealistę nie miał przypadkiem racji. To tak bardzo znane zdanie, jakoś wcześniej nie dotarło do mnie tak silnie. Mamy XXI wiek i cóż robią przedstawiciele drugiej co do wielkości partii politycznej naszego kraju, zagorzali przeciwnicy idei Marksa i Lenina? Otóż oni pełnymi garściami korzystają z poglądów komunistów. Religią chcą opętać ogromną masę ludzi do tego stopnia, by dyskryminowali wszystkich innych. Fanatycznie broniąc krzyża, są najlepszym potwierdzeniem, że religia jest opium dla mas.

Jest narkotykiem, który aplikuje się na wszystkie nieszczęścia i którego zadaniem jest znieczulić. Człowiek pod silnym wpływem religii zachowuje się jak narkoman, który musi dostać swoją działkę, który zapłaci za nią każdą cenę, który będzie bronił jej jak swojej wolności, i który w jej imieniu może dopuścić się każdej niegodziwości. Ludzie szczęśliwi, pozytywnie nastawieni do życia i świata, nieumęczeni troskami i bólem, wiedzący wiele i myślący racjonalnie nie potrzebują religii. Najczęściej tak właśnie jest.

Moim zdaniem problem fanatyzmu religijnego jednak coraz bardziej narasta. Szczególnym tego przykładem jest postać księdza Rydzyka i jego rozgłośnia Radio Maryja. Jest ono niewątpliwie instytucją, na której antenie niejednokrotnie sami słuchacze ujawniają swoją obłudę i pseudo wiarę. Pojawiające się na antenie wypowiedzi radiosłuchaczy, którzy prezentują antysemityzm i inne oznaki nienawiści wobec ludzi odmiennych od nich, przedstawiają jak bardzo ich mentalność różni się od mentalności prawdziwego katolika. Ich zdolność do plucia i przeklinania na osoby o innych poglądach powstała jak gdyby oni byli pod wpływem opium.

Sam zaś ojciec postawił siebie w roli mentora narodu polskiego. To on decyduje co jest dobre, a co złe. To jemu wolno w niewybrednych słowach obrażać naród. Trzeba przyznać, że w swoich wypowiedziach nie oszczędza nikogo. Obraża pierwszą damę, obraża prezydenta, premiera. Dostaje się politykom dzisiejszej opozycji i dzisiejszej koalicji. I chociaż linia programowa Radia Maryja często jest daleka od oficjalnych deklaracji Kościoła katolickiego to polscy hierarchowie nie są jednak w stanie wpłynąć na ojca Tadeusza Rydzyka, aby zaniechał działań godzących w dobre imię Kościoła.

Obecnie religia w Polsce jest wykorzystywana do ściągania nazw ulic i burzenia pomników wybitnych działaczy i komunistów polskich, którzy wspólnie przelewali krew za Polskę. Chociaż nasze państwo stało się burżuazyjne wręcz do przesady i głosi jak na takie przystało zasadę: Religia jest sprawą prywatną to pozwala partiom politycznym i siłom klerykalnym na penetrację różnych dziedzin życia. Państwo nie powinno w żaden sposób przykładać ręki do promowania religii. Nie powinno dopuścić do tego, że w państwowych urzędach i placówkach oświatowych są symbole religijne, bo przecież ich miejscem są świątynie.

Polacy nienawidzą Polaków tylko dlatego, że nie podzielają ich chorych czyli urojonych wyobrażeń religijnych! To powrót do najgorszych czasów największej średniowiecznej ciemnoty i religijnego obłędu, który nigdy naszemu krajowi ani żadnemu innemu niczego dobrego nie przyniósł. Ten naród zgłupiał przez te 20 lat i zmarnował swoje szanse w bzdurnych „wojnach na górze”, „wojnach o krzyże<\em>” i innych idiotyzmach.

”Religia to historyczny wytwór człowieka”, zwykłe zjawisko społeczne. Marksizm rozpatruje religie w perspektywie historycznej, w kontekście zjawisk kulturowych z ogółem działań i zachowań ludzi w danej epoce. Świat religijny jest więc niczym innym jak tylko dopełnieniem świata społecznego. Marks wyjaśnia genezę Religi przez analizę czynników, które ją podtrzymują. Fryderyk Engels w swoich pismach wspominał „Religia jest fanatycznym odzwierciedleniem w ludzkich głowach tych zewnętrznych sił, które rządzą codziennym bytem ludzi…” Zdarza się i tak że nawet u niektórych Marksistów, Leninistów, a nawet Guevarystów do głosu dochodzą motywy wiary, skłaniające ich do udziału w nabożeństwach religijnych. Jest to wytłumaczalne .

Dzieje się tak m.in. dlatego, że liturgiczno-artystyczne elementy stwarzają okazje do przeżyć estetycznych. Włodzimierz Lenin opisał to tak:” Społeczny ucisk mas pracujących, ich pozorna całkowita bezradność wobec ślepych sił kapitalizmu, który co dzień i co godzinę sprawia po tysiąckroć więcej cierpień i męczarni zwykłym ludziom pracy- oto w czym tkwią najgłębsze korzenie Religii”.

Jako socjalista całkowicie zgadzam się z tym co zawarte jest w pismach Karola Marksa, Fryderyka Engelsa, Włodzimierza Lenina. Uważam też, że w naszym kraju powinien być zastosowany rozdział kościoła od państwa. W państwie świeckim (a takim, przynajmniej oficjalnie, jest Polska) ateista nie powinien chować się po kątach i po kryjomu mówić o swoich poglądach. No właśnie, czy Kościół powinien decydować o wszystkich aspektach naszego życia? Wystarczy wymienić kilka najbardziej kontrowersyjnych i popularnych tematów, takich jak homoseksualizm, aborcja, eutanazja, In vitro.

Czy powinniśmy pozwalać, aby Kościół decydował o życiu całego narodu (chociaż naród to nie tylko chrześcijanie), czy też powinno się pozostawić podejmowanie decyzji w tych sprawach zainteresowanym jednostkom oraz ich etyce i moralności? Może na przykład powiedzieć głośno i wyraźnie, że nie chce krzyża w publicznej szkole. Czy Kościół powinien mieszać się do polityki? Problem jednak polega na tym, że Radio Maryja kształtuje przekonania polityczne słuchaczy, mobilizuje ich do wzięcia udziału w wyborach, wskazuje, na kogo głosować, a na kogo nie głosować.

Ksiądz Rydzyk od czasu wyborów 2005 roku stał się znaczącą postacią w polskim życiu politycznym. Komentuje wydarzenia polityczne, nominuje na stanowiska, strofuje polityków, obraża. A wszystko to czyni językiem, który z piękną polską mową niezbyt wiele ma wspólnego. Ingerowanie przez duchownego w życie polityczne wydaje się mocno niestosowne. Duchowny, jak każdy obywatel ma prawo wypowiadać swoje zdanie w kwestiach politycznych. Ojciec Rydzyk nie ogranicza się jednak do komentowania polityki, on ją uprawia.

Państwa socjalistyczne traktowały oddzielenie kościoła od państwa jako niezbędną instytucję społeczno ustrojową. W dobie rewolucji socjalistycznych rozdział ten warunkował postęp przemian społeczno-ekonomicznych. Nie trzeba tu tłumaczyć, że rozdział ten umocniłby suwerenność naszego państwa w oczach naszych sojuszników.

„Proletariat rewolucyjny dopnie tego, aby religia istotnie stała się dla państwa sprawą prywatną. W tym zaś oczyszczonym ze średniowiecznej pleśni ustroju politycznym proletariat poprowadzi zakrojoną na szeroką skalę otwartą walkę o zniesienie niewoli ekonomicznej, tego rzeczywistego źródła religijnego ogłupiania ludzkości.”

Włodzimierz Lenin ("Socjalizm a religia").

I niech ktoś powie, że Marks nie miał racji. Miał ją. To oczywiste. Dla mnie liczy się dobro i rozum. Uważam, że we wszystkim należy zachować umiar, także w sferze wiary. Powinniśmy stawiać na życie w zgodzie z innymi, a najlepiej by było, gdybyśmy wszyscy wierzyli po prostu w dobro.

Źródła:

[1] Dzieła Wszystkie tom I: Karol Marks, Fryderyk Engels. Książka i Wiedza. Warszawa 1962 Manifest Komunistyczny: Karol Marks, Fryderyk Engels: Książka i Wiedza. Warszawa 1976

[2] Słownik filozofii marksistowskiej : Wiedza Powszechna. Warszawa1982

[3] Wybrane problemy marksistowskiego religioznawstwa: red. Józef Grudzień: Książka i Wiedza. Warszawa 1972

Donora Smog

konto usunięte2013-11-07, 18:37
Witajcie sadole,
Za oknami pada deszcz, wieje wiatr, ogólnie nieciekawie, jedna dobrze wiemy że prawdziwy sadol większość swojego czasu spędza przed kompem, więc c🤬j z tym.
Dziś przedstawię historię zwaną „Donora smog”. Zaczynając od początku, Donora to małe, spokojne miasteczko w stanie Pennsylvania, bla bla bla…
W październiku 1948 roku, przez cztery dni miasto zostało opanowane przez smog. Początkowo osoby zgłaszające się do lekarzy z takimi objawami jak kaszel, odczuwanie duszności, łzawienie były odsyłane do domów. Ich dolegliwości tłumaczono różnymi chorobami np. astmą, alergią, gruźlicę płuc itd. Jednak liczba chorych wzrastała w tak szybkim tempie, że miasto ogarnęła panika. W ciągu czterech dni zmarło około dwudziestu mieszkańców, liczba chorych szacowana jest na 4-7 tysięcy(Donore zamieszkiwało około 14 tysięcy osób).Co było przyczyną tej tragedii?...Donora to miasto przemysłowe, w którym znajdowało się kilka fabryk, stalownia. W końcu października 1948 roku, w skutek inwersji temperatury trujące gazy(dwutlenek siarki, fluoru itd.) zmieszane z mgłą zawisły nad miastem przez kilka dni. Inwersja temperatury to sytuacja w której powietrze przy powierzchni jest cieplejsze niż w wyższych rejonach. Rankiem 31 października doszło do spotkania pomiędzy lokalnymi przedsiębiorcami a władzami miasteczka. Fabryki zaprzestały działalności, a opady deszczu złagodziły smog. Dzięki skutecznej pracy straży pożarnej i lekarzy napiętą sytuację w Donora udało się opanować. Badania przeprowadzane w listopadzie wykazały, iż odpowiedzialnym za szkody jest prawdopodobnie fabryka cynku, której działalność zniszczyła florę w promieniu około 800 metrów. Lekarze przeprowadzający autopsję, stwierdzili że w ciałach zmarłych poziom fluoru był przekroczony dwudziestokrotnie(fluor został wygenerowany przy wytapianiu cynku). Według dr Clarenca Millsa, który przeprowadzał badania w miasteczku, gdyby smog utrzymał się dzień dłużej to liczba ofiar wzrosłaby do tysiąca. Poszkodowani, oraz ich rodziny złożyły pozwy przeciwko firmie odpowiedzialnej za tragedię. W 1951 roku strony doszły do porozumienia, a osiemdziesięciu mieszkańcom wypłacono odszkodowanie(około 235 tys. dolarów). Należy zaznaczyć, że oficjalnie fabryka nie została obarczona odpowiedzialnością za powstanie smogu. Niestety, ale smog miał trwalszy wpływ na życie mieszkańców Donora. Wspomniane wydarzenia spowodowały spadek cen nieruchomości, a średnia długość życia była znacznie niższa niż w okolicznych miastach(nawet dekadę później).

W pięćdziesiątą rocznicę tragedii, władze Donory upamiętniły ofiary tragedii stawiając pomnik. W 2008 roku powstało muzeum „Donora Smog”, oto adres: 595 McKean Ave., Donora, PA 15033.

Ps. Smog pojawił się w Halloween…przypadek???



Reszta w komentarzach.









Zbrojenia amerykańskich dronów

konto usunięte2013-11-05, 14:46
Informacje militarne, dotyczące postępów w technologii dronów.
"Stany Zjednoczone zbroją się na potęgę. Dowodem na to są chociażby ostatnie informacje o przyszłej modernizacji broni jądrowej czy stworzeniu broni laserowej dla dronów i pojazdów naziemnych. Amerykański koncern zbrojeniowy Lockheed Martin ujawnił tym razem plany zbudowania nowoczesnego drona szpiegowskiego SR-72, który będzie rozwijał prędkość do 6 machów.

Hipersoniczny dron SR-72 będzie znacznie ulepszoną wersją swojego poprzednika - SR-71 Blackbird, produkowanego przez USA w latach 1963-1969 a wycofanego w 1998 roku. Prędkość maksymalna tej nowoczesnej maszyny będzie wynosiła 6 machów, tj. ponad 7 tysięcy kilometrów na godzinę. Dla porównania, wersja SR-71 Blackbird potrafiła lecieć z prędkością 3 machów (ponad 3.5 tysiąca kilometrów na godzinę). Rekordowy lot z Los Angeles do Waszyngtonu zajmował dokładnie 64 minuty i 20 sekund.

Według podanych informacji, przyszły dron SR-72 zostanie wykorzystany do działań wywiadowczych, będzie przeprowadzał obserwacje i rozpoznanie, a jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie mógł dokonać ataku w zawrotnym tempie w każdym miejscu na naszej planecie. Samolot został zaprojektowany tak aby wypełnić lukę między satelitami szpiegowskimi, krążącymi wokół Ziemi, a technologią załogową i bezzałogową.

Firma Lockheed Martin współpracowała z Aerojet Rocketdyne aby zbudować specjalny silnik, łączący tradycyjne turbiny oraz tzw. scramjet, czyli silnik strumieniowy z naddźwiękową komorą spalania. Obecne plany zakładają, że SR-72 zostanie wprowadzony do służby w 2030 roku, jednak firma twierdzi, że do 2023 roku może opracować mniejszą, demonstracyjną wersję hipersonicznego drona o wielkości myśliwca F-22."


"Choć nastaje wiele kontrowersji wokół dronów i ich militarnego zastosowania, Stany Zjednoczone wciąż je ulepszają i wygląda na to że nic już nie może powstrzymać światowego żandarma w tym wyścigu zbrojeń. Drony obsługiwane z bezpiecznych odległości są zabójczą bronią, chętnie wykorzystywaną przez wojsko, ale już w niedalekiej przyszłości wojny mogą być prowadzone na jeszcze wyższym poziomie.

Firmy Northrop Grumman i Lockheed Martin rozpoczęły w poniedziałek prace nad stworzeniem broni laserowej, która zamontowana na bezzałogowym aparacie latającym będzie mogła przede wszystkim chronić go przed rakietami przeciwlotniczymi z elektroniczno-optycznym systemem naprowadzania na podczerwień.

Należący do agencji DARPA program HELLADS zakłada opracowanie 150-kilowatowej, podwieszanej broni laserowej, która będzie nawet 10-krotnie mniejsza oraz lżejsza od obecnie wykorzystywanych systemów o podobnej mocy. Jak wynika z planów, pierwsze testy tej broni rozpoczną się w najbliższym czasie a agencja DARPA ma nadzieję, że już w 2014 roku system laserowy zostanie wykorzystany militarnie.

Broń laserowa będzie mieć zastosowanie obronne, czyli ma chornić drony przed nadlatującymi rakietami, jednak może zostać użyta również do ataków naziemnych. Co więcej, firma Lockheed Martin opracowuje również 60-kilowatowy laser włóknowy, przeznaczony dla pojazdów naziemnych, którym będzie można strzelać do dronów, rakiet, pocisków artyleryjskich oraz moździerzy."


"Stany Zjednoczone rozwijają projekty kolejnych "zabawek wojennych". Operacje w powietrzu są przeprowadzane przez bezzałogowe samoloty, roboty bojowe mogą w niedalekiej przyszłości dominować na lądzie a następnym krokiem jest stworzenie podwodnych bezzałogowców.

Amerykańska agencja DARPA przedstawiła niedawno na John's Hopkins University Applied Physics Laboratory najnowszy projekt bezzałogowego, podwodnego transportera dronów - Hydra. Projekt jest mocno rozbudowany. Podwodny bezzałogowiec będzie mógł rozmieszczać zarówno bezzałogowe aparaty podwodne jak i latające. Inżynierowie rozważają również opracowanie specjalnych, podwodnych kapsuł dla potajemnego, podwodnego transportu wojsk.

Projekt Hydra zakłada budowę podwodnej floty dronów dla zapewnienia nadzoru, logistyki i zwiększenia możliwości ofensywnych dosłownie w każdym czasie na całym świecie. Drony mogą być również przydatne w przypadku klęsk żywiołowych, dostarczając sprzęt ratowniczy do wybrzeża, w pobliżu obszarów dotkniętych katastrofą. Podwodne bezzałogowce będą w stanie przemieszczać się po oceanach, płytkich wodach, prawdopodobnie również w systemach rzecznych.

Naukowcy z DARPA uważają, że pierwszą wersję demonstracyjną podwodnej sieci Hydra będą mieć do 2018 roku, jeśli znajdą się na to odpowiednie finanse. Agencja prowadzi jednocześnie podobny projekt z Lockheed Martin, którego celem jest rozwijanie bezzałogowych pojazdów i dronów w celu dostareczenia wojsk drogą powietrzną i lądową. Wojna w przyszłości będzie prowadzona właśnie dzięki bezzałogowcom a Stany Zjednoczone najwyraźniej będą je posiadać w każdej postaci. Kto wie, czy kiedyś nie zostaną oddane do użytku pierwsze bezzałogowe aparaty podziemne."

A ponieważ wróg też może coś takiego mieć:

"US Navy rozpoczęła nowy program rozwoju mobilnego lasera zaprojektowanego, aby niszczyć bezzałogowce. Program nosi nazwę Ground-Based Air Defense Directed Energy i jest już na wczesnym etapie badań, ale wojsko wkrótce przyzna dotacje i podpisze kontrakty o wartości 400 tysięcy dolarów

Laser byłby stosunkowo niewielki a cały zestaw powinien ważyć mniej niż 1100 kilogramów, aby dało się go zamontować na cięższych samochodach. Laser jest już w stanie dostarczyć energię wiązki wyjściowej około 25 kW, a w perspektywie jest zwiększenia jego mocy do 50 kW. W tym przypadku, wszystkie części działa laserowego mają pracować we wszystkich warunkach pogodowych.

Projekt sam w sobie nie jest to typowy laser i jest bardzo trudny pod względem technicznym. Emitery laserowe o wymaganym rozmiarze i mocy już istnieją. Jednak, są pewne problemy, zwłaszcza kwestia zasilania. Specjaliści oceniają, że ciągła praca lasera nie jest możliwa. Akumulatory po 20 minutach ładowania dają tyle mocy, aby korzystać z wiązki promieniowania przez dwie minuty w trybie pracy lasera. W tym przypadku, jednak trzeba jeszcze rozwiązać problem, z układem chłodzenia, który zajmuje zbyt dużo miejsca.

Urzędnicy z Pentagonu wierzą, że wszystkie te problemy można łatwo rozwiązać, i uzyskają zdolny do walki, tani i niezawodny laser, który będzie się nadawał do niszczenia dronów. W tym celu laser wydaje się być idealny zwłaszcza ze względu na dużą dokładność i niski koszt. Ponadto, 25 kW mocy wystarczy, aby spowodować oparzenia skóry w odległości 1 km i więcej."

Dodatkowo, choć tu tego nie napisali, lasery mają być niewidzialne dla oka(takie pasmo wiązki).

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem