Grudzień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31
Styczeń 2014
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31
Luty 2014
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28

Rosjanin, który po pracy buduje czołgi

Konto usunięte • 2014-01-09, 12:35
"Rzemieślnik z wioski leżącej w rejonie Nowosybirska, Wiaczesław Werjowoczkin, jest znany nie tylko w swojej rodzinnej wsi. Poza swoimi codziennymi obowiązkami Wiaczesław znalazł sobie hobby - w garażu tworzy wierne repliki czołgów i pojazdów pancernych z okresu II WŚ.

Swoją dodatkową działalność rozpoczął ledwie kilka lat temu, kiedy w jego ręce wpadły plany ciężarówki Studebaker, którą Rosjanie otrzymali od Amerykanów w ramach programu Lend-Lease. Przy użyciu jedynie podstawowych narzędzi posiadanych w garażu pan Werjowoczkin stworzył idealną replikę tego znanego samochodu. Tak mu się to spodobało, że na nim nie poprzestał - teraz rzemieślnik wyszukuje plany w internecie i otrzymuje z całego kraju od miłośników drugiej wojny światowej.

Co prawda przed domem stoi "jedynie" sześć pojazdów, ale jak sam zainteresowany mówi zbudował już ponad 30 czołgów i pojazdów opancerzonych. Ponieważ jest jedyną osobą produkującą tak dokładne repliki, częstymi klientami Wiaczesława są muzea czy producenci filmowi (m.in. największy producent z Moskwy - Mosfilm). Spostrzegawczy widzowie będą mogli wypatrzeć dzieła hobbysty w filmie "Stalingrad", który pojawił się w kinach pod koniec ubiegłego roku.

Spod ręki pana Werjowoczkina wyszły pojazdy konstrukcji radzieckiej, niemieckiej i amerykańskiej, między innymi legendarny Tygrys, BT-7, BTR-40 Katiusza, M4A4 Sherman czy M3 General Lee. Kadłuby były budowane z metali zdobytych za złomu, a do napędu posłużyły silniki wyciągnięte z rosyjskich samochodów takich jak UAZ, GAZ-52 i innych ciężarówek i traktorów.

Nie dość, że Wiaczesław stara się podtrzymać pamięć o historii, to jednocześnie dba o jak najbardziej współczesną młodzież. Kiedy rzemieślnik spostrzegł, że koledzy z otoczenia jego wnuka często sięgają po narkotyki i alkohol, zaprosił ich do wspólnej budowy czołgu. Młodzież ochoczo przystąpiła do pracy i tak się wciągnęła w to zajęcie, że nie myślą nawet o spędzaniu wolnego czasu "na ulicy". Pan Werjowoczkin powiedział, że skoro w ekipie ma teraz tak dużo młodych ludzi, to będą mogli budować jeszcze więcej czołgów."

Zajumane z joemonster.



Jeździ sobie taki i nie hamuje dla nikogo toteż ostatni rok polowania na innych uczestników ruchu może z pewnością zaliczyć do udanych, a podsumowanie w tym oto filmie:

bong wszechwiedzący

BMWswap2014-01-09, 0:44
my name is man. bongman. (czyt. boringman)



pewnie za szybko nie odpisze, bo:



...bo nie trafił w mózg

Skok po medal

pauauek2014-01-09, 14:55
Tak wskakuję się do historii

od 23 sekundy, sory ale nie ja to montowałem

Ograniczenie do 50 km/h?

Konto usunięte • 2014-01-09, 19:14
To nie dla mnie...



Stłuczki miały miejsce w Krakowie na ul. Armii Krajowej

Bomba atomowa dla Polski

BongMan2014-01-09, 20:58
Cytat:

Taktyczna broń jądrową spowodowałaby odstąpienie od planów inwazji na Polskę - pisze Jerzy Lipka, założyciel Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energii Jądrowej.

Energia jądrowa ujarzmiona przez człowieka w latach czterdziestych ubiegłego wieku wykorzystana być może zarówno w celach pokojowych jak militarnych. Siła niszczenia broni jądrowej okazała się tak wielka, że zaskoczyła nawet samych jej twórców.

A przecież bomby zrzucone na Hiroshimę i Nagasaki wydają się być zabawkami zaledwie w porównaniu z dzisiejszymi ładunkami o mocy megaton. Ale paradoksalnie to właśnie ta potencjalnie niszcząca siła, unicestwiająca absolutnie wszystko i wszystkich stała się najlepszą gwarancją, że zimna wojna nie zmieni się w prawdziwą III wojnę światową.

Gwarancją pokoju opartego na strachu, śmiertelnym strachu przed wzajemnym zniszczeniem. Zniszczeniem do tego absolutnie nieuniknionym, bez żadnego ratunku, nie tylko dla milionów szarych ludzi, którzy zginęliby w pierwszej kolejności. To byłaby zagłada także dla ścisłych elit, których nie uratowałyby najlepsze i najbardziej wymyślne schrony.

Tak właśnie niszcząca moc bomb jądrowych uratowała pokój. Elity nigdy nie podejmą decyzji o zniszczeniu samych siebie, choć mogłyby wydawać rozkazy unicestwiające miliony niewinnych ludzi.

Wyobraźmy sobie bowiem, co by się stało, gdyby broni atomowej nie było, nie wynaleziono by jej, bądź pięknoduchom i naiwniakom udało się doprowadzić do atomowego rozbrojenia USA i Europy Zachodniej. Gdyby zatriumfował pacyfizm tak silny w zamożnych społeczeństwach zachodu.

Otóż wtedy nic nie uratowałoby pokoju, a dywizje pancerne i zmotoryzowane Związku Sowieckiego i jego satelitów niechybnie runęłyby na zachód, wykorzystując bezwzględnie przewagę swych sił konwencjonalnych. Pokusa zajęcia dużo słabszej Europy Zachodniej lub znacznej jej części by wykorzystać choćby zasoby gospodarcze tych krajów byłaby zbyt wielka u zgrzybiałych przywódców na Kremlu.

Czy i wówczas pacyfiści i lewactwo w tych krajach wołałoby „lepiej być czerwonym niż martwym”? Tego nie sprawdzimy. Dzięki potężnemu arsenałowi jądrowemu nie musieli być ani czerwoni ani martwi. Truizmem jest stwierdzenie, że narody nie wyciągające wniosków ze swej tragicznej przeszłości giną bezpowrotnie! A naród polski jest tragicznie doświadczony. Przegrana wojna w 1939 roku kosztowała nas nie tylko utratę niepodległości na sam czas wojny, ale na całe pół wieku.

Była to utrata niepodległości połączona z bezwzględnym wymordowaniem i wyniszczeniem elit oraz kompletnym upodleniem całej reszty polskiej nacji, zmuszonej albo do pogodzenia się z życiem w nienormalnym systemie społeczno-ekonomicznym, albo tułaczką za granicą na łasce i niełasce obcych narodów.

Ten brak elit z prawdziwego zdarzenia odczuwany jest w dużej mierze i dziś, a wiele negatywnych zjawisk które ma miejsce i dziwnych decyzji jest po prostu tego skutkiem. Mimo przynależności do NATO, sojuszu wojskowego z najpotężniejszym państwem świata, nie da się ukryć, że nigdy w historii nie nadeszła dla Polski w godzinie dziejowej próby efektywna pomoc z zachodu.

Z jednym wyjątkiem. Ten wyjątek to okres napoleoński, ale tylko dlatego, że Rosja i silne na dworze carskim stronnictwo proangielskie wciągało ten kraj w agresywną politykę przeciw Cesarzowi Francuzów i jego planom. Dla Napoleona więc nie było innej drogi niż rozprawa z Rosją oraz pozostałymi dwoma rozbiorcami Polski. A że był tyranem i imperatorem (nie bardziej jednak bezwzględnym niż inni z jego epoki) to kierował swe wojska gdzie chciał, w tym wypadku do Europy Środkowej. We własnym kraju nie pytał nikogo o zdanie, w przeciwieństwie do dzisiejszych prezydentów USA.

Wnioski z historii nasuwają się same. Konieczne jest uczynienie z jakiejkolwiek nowej agresji na nasze państwo przedsięwzięcie całkowicie nieopłacalne ze względu na potencjalne straty. Uczynić to trzeba zupełnie niezależnie od NATO-wskiego parasola, na wypadek, gdyby ten jednak zawiódł.

Problem energetyki jądrowej jako zupełnie nowego działu gospodarki upolityczniony został na przełomie lat 80-tych i 90-tych zeszłego wieku. Wtedy to Zieloni wraz z węglowym lobby zatrzymali program i przy wydatnej pomocy ówczesnych tzw. „elit” doprowadzili do zupełnego zniszczenia powstającej pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.

Prowadziło to do utrwalenia zacofanej struktury naszej gospodarki zdominowanej przez spalanie węgla. Tak wtedy jednak jak i teraz sprawa energetyki jądrowej rozpatrywana była pod kątem ekologicznym raczej i ekonomicznym, nie zaś w aspekcie militarnym.

Absolutnie nie chodzi o natychmiastowe wyprodukowanie broni jądrowej, tego zabraniają międzynarodowe traktaty i umowy, które Polska ratyfikowała. Kwestia jest inna. Energetyka jądrowa, gdyby była w Polsce systematycznie rozwijana, z perspektywicznym przejściem na własne reaktory IV generacji, sprzyjałaby także rozwojowi ogólnego potencjału jądrowego kraju. Z czasem (przy wielu elektrowniach) opłacalne zaczęłyby być także własne zakłady wzbogacania Uranu pracujące na własnym surowcu, który dla potrzeb reaktorów lekkowodnych należy wzbogacić z początkowego poziomu 0,7 % do poziomu 3,5 % udziału Uranu 235.

Starsza metoda to metoda dyfuzji, pobierająca duże ilości energii, nowsza metoda wirówkowa jest znacznie bardziej oszczędna, ale wymagająca osiągnięcia szybkości wirowania rzędu 50 – 70 tys obrotów na minutę. Tym samym podniesienia częstotliwości prądu z 50 – 60 Hz do ponad 600 Hz.

Mając już takie zakłady można je w razie potrzeby rozbudować dodając kolejne zestawy wirówek, tworząc układy bardziej skomplikowane i przeznaczone do dalszego wzbogacania. Po to by osiągnąć poziom nawet powyżej 90%, potrzebny do zbudowania taktycznej broni jądrowej.

W tym miejscu moglibyśmy się zatrzymać. Bez produkowania samej broni. Do czasu aż sytuacja międzynarodowa wokół Polski zaostrzy się na tyle, że trzeba jednak będzie sięgnąć po te ostateczne argumenty i wtedy już bez oglądania się na międzynarodowe traktaty, albowiem niepodległość nie ma swojej ceny.

Taki właśnie potencjał należy zbudować, w sferze logistycznej, organizacyjnej, technicznej i naukowej. To wymaga wpierw systematycznego rozwijania energetyki jądrowej dla celów cywilnych, reaktorów dużej mocy. Jak te planowane na Pomorzu. Także małej mocy, wykorzystywanych do produkcji skojarzonej ciepła i energii elektrycznej - w tym głównie dla celów przemysłowych.

Bez tego nigdy nie osiągniemy odpowiednich możliwości, aby w stosunkowo krótkim czasie własną broń jądrową zbudować. A z pewnością w razie zagrożenia nigdzie jej nie kupimy. Stare dobre przysłowie mówi: Chcesz pokoju, to szykuj się do wojny! Z czym jednak? Naszą 100 tysięczną armią zawodową? W samym tylko Okręgu Kaliningradzkim stacjonuje pięć razy tyle wojska.

Słabym lotnictwem i marynarką? Co zwojujemy? Już sama świadomość u potencjalnego agresora, że możemy mieć taktyczną broń jądrową spowodowałaby odstąpienie od planów inwazji. Taka broń gwarantuje nam niepodległość, bo historia nie zna przypadku ataku na kraj posiadający taką broń. Wyjątkiem są ataki terrorystyczne.

Oprócz tego energetyka jądrowa będzie odpowiedzią na inne zagrożenie. To zagrożenie jawi się od dłuższego czasu bardzo realnie w wyniku kontynuowania strategii opierającej naszą elektroenergetykę na spalaniu węgla, a produkcji ciepła pospołu na węglu i rosyjskim gazie.

Kontynuowanie węglowej strategii jest krótkowzroczne i szkodliwe dla bezpieczeństwa energetycznego z racji przegrywania rynkowej konkurencji przez rodzimy węgiel z tym sprowadzanym z zagranicy. Jedyna energetyka węglowa w Polsce jaka się ekonomicznie opłaca poza Śląskiem to energetyka oparta o surowiec z zagranicy – USA, Australii, RPA, a także Rosji i Ukrainy. I to mimo gigantycznych dotacji jawnych i ukrytych dla polskiego węgla.

Taka polityka jedynie utrwalać będzie naszą energetyczną zależność, a wtedy i niepodległość staje pod znakiem zapytania. Energetyka odnawialna będąc zależna od warunków atmosferycznych jest bardzo niepewna. Ze współczynnikiem wykorzystania mocy na poziomie 17% też takiej niezależności nie zapewni. I to mimo szumnych propagandowych haseł.

Wręcz przeciwnie, oznaczać będzie konieczność zwiększonego importu gazu gdyż w niesprzyjających warunkach pogodowych (wiatr za silny bądź za słaby, ciemne dni) potrzebne jest ur🤬amianie mocy zastępczej. Mogą to być tylko elektrownie gazowe z racji możliwości ich szybkiego uruchomienia! A zatem pogłębianie zależności od Gazpromu.

Nadzieje związane z gazem łupkowym są duże, ale już dziś wiadomo, że gaz ten nie będzie tak tani jak w USA z racji głębszego usytuowania złóż. Nie wiadomo przy tym ile go jest tak naprawdę. Jeśli sprawdzą się optymistyczne prognozy, należy pomyśleć o eksporcie, który mógłby być jedynym skutecznym sposobem zasypania dziury emerytalnej.

W każdym razie sam gaz też niezależności energetycznej nie zapewni w sytuacji gdy Polsce potrzebna będzie duża ilość taniej energii elektrycznej. Na dodatek stabilnej cenowo. Takiej stabilności gaz nie zapewnia z racji dużego udziału ceny paliwa w cenie energii (energetyka gazowa 60%, jądrowa poniżej 10%).

Natomiast energia jądrowa owszem tak. Dlatego każda próba rozwoju Polski bez energetyki jądrowej jest fikcją, zamiataniem zasadniczych problemów pod dywan, triumfem ideologii bądź wąskich egoistycznych interesów nad zdrowym rozsądkiem i dobrem kraju.

Jerzy Lipka jest założycielem fundacji 
Volenti Non Fit Iniuria oraz Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energii Jądrowej


ekurjerwarszawski.pl/edukacja/2002/lipka-polska-powinna-miec-potencjal...
Co o tym sądzicie?

Serdelki

Anus2014-01-09, 23:15


Jak za mocne to niech zginie na hardzie

Złodzieje kamer

KrzywyFireheart2014-01-09, 10:34
Prawie rok temu w moim bloku (Służew, Warszawa) i po okolicy przeszli się złodzieje. Pokradli kamery. Na ich nieszczęście nasz blok jest obwarowany kamerami i nagrywa 24/7, więc sprawcy się nagrali - razem z ich cudnymi buźkami. Póki co policja szuka sprawców - może poznacie jakieś skur****a lub całą ekipę. Jeżeli tak to dajcie znać policji - ukradli ponad 50 kamer z okolicy. Każda taka jedna kamera to ok. 600 pln....

Poniżej filmik z cudnym podkładem.

Czy świat bez Passata B5 może istnieć?

Konto usunięte • 2014-01-09, 9:39


Zastanówmy się wspólnie nad tym, co by było, gdyby Passata B5 FL tak po prostu nikt nigdy nie wymyślił? Grubo poszedłem, co nie?
Zacznę od zastrzeżenia – świadom jestem konotacji tego wozu. Wiem, że każdy jego właściciel ma na imię Andrzej, ma wąsy i mieszka na wsi. Ale nie zmienia to faktu, że ten Passat jest po prostu całkiem ładnym samochodem – wygląda dobrze, ma więcej niż prawidłowe proporcje, ładną linię dachu, ciekawe światła tu i tam, praktyczne (acz niezbyt wyszukane) wnętrze i wyśmiewany (również przeze mnie) silnik 1,9 TDI, który bardzo mało pali i chyba jest niezniszczalny. A jak się nawet zepsuje, to naprawi go nie tylko mechanik, ale i pracownik punktu dorabiającego klucze. Że o kowalu nie wspomnę.

Wiem to od sąsiada, który ściągnął sobie z Belgii właśnie takiego Passata, tylko że 2,0i (115 KM) i jak mu się niedawno coś zepsuło, to tydzień szukał warsztatu – w temacie Passatów nikt się w wolnossącej benzynie babrać nie chce. Sąsiad aż powiedział, że żałuje zakupu. Nienawidzi diesli, ale akurat tego Passata wolałby w klekocie – bo ma dosyć kombinowania przy każdej awarii. Ten warsztat, co mu pomógł niedawno, to zastrzegł sobie, że następnym razem nie pomoże. Bo im się to nie kalkuluje – pracownicy nauczeni są robić TDI i tracą tylko czas gapiąc się na silnik benzynowy bez pojęcia co z czym i do czego.
Ponoć sąsiad rozważa przekładkę – jakiś warsztat mu to zaproponował na następujących warunkach: sąsiad dopłaca różnicę pomiędzy swoim 2,0i a używanym 1,9TDI (wysokie kilkaset zł) + koszt niezbędnych części, a przekładkę warsztat robi za darmo plus udziela 2-letniej gwarancji, pod warunkiem serwisowania w tym okresie auta u nich. Sąsiad ma tylko zagwozdkę, bo nic o skrzyni biegów nie wspomnieli, a on głowy nie da, że ta od benzyny jest taka, jak w dieslu być powinna. Ale ja nie o tym miałem…

Wyobraźcie sobie świat bez Passata B5 po lifcie z 1,9 TDI. Szok. Ale przyroda nie lubi próżni i coś musiałoby się znaleźć. Jakieś auto, które zamiast Passata mogłoby prestiżem rozganiać kury chmury, stojąc obok niekrytego tynkiem domu z nieużywanym balkonem, który w miejscach na montaż balustrady ma zalane betonem butelki po piwie.
Jakie auto wyglądałoby tak dostojnie pod małym wiejskim cmentarzem? Które miałoby silnik palący tak mało, że podczas jazdy do Drwalewa trzeba by wlew paliwa mieć otwarty, by produkowana przez silnik ropa miała się gdzie ulewać?

Pierwsza myśl – Ford Mondeo Mk3 z motorem 2,0 TDDI. On genialnie się prowadzi, ale prestiż nigdy się z konkretnych właściwości i zalet auta nie brał. Prestiż jest irracjonalny i niezbadany. On jest, bo tak! I sęk w tym, że u nas w Bolonii Ford nijak nie jest marką prestiżową. To takie auta dla nijakich ludzi z miasta – albo kupili za swoje pod koniec roku, bo akurat jakiś dealer przebił milionowe zniżki Citroena, albo dostali jako służbowe i nie mieli wyboru. Ford to pojazd. Passat to styl życia.



Może zatem Opel Vectra C z 2,0 DTI? Bez szans – Vectra w najbardziej prestiżowej odmianie sedan wygląda jak kupa – nawet dla prostych ludzi ze wsi liczącej 30 dymów. Genialnie narysowany jest liftback, ale mieć na wsi piąte drzwi to tak, jakby mieć kombi – to jawne przyznanie się to tego, że wykorzystuje się auto do pracy. Zero prestiżu. Do pracy jest Żuk albo traktor.
Japończyki odpadają – bo to nie auta, tylko jakieś wynalazki. Francuzy odpadają – bo tym ich językiem to tylko pedały gadają. Nie no, mieć francuza to trochę tak, jakby w niedzielę wejść do kościoła w jeansach, zamiast w ślubnym garniturze i gumofilcach. Pół roku by za twoimi plecami ploty i obelgi leciały. Tak po prostu nie można.
Korea na wsiach jest niepopularna. Bo chłop to prosty człowiek o mózgu odpornym na marketing. On swoje wie i w życiu nie kupi czegoś, co pod metaliczną blachą kryje uj-wi-co. Poza tym Maciak miał kiedyś Hyundaia Pony i do dziś baby na kółku różańcowym z niego polewają.
Czy zatem gdyby nie było Passata B5 FL 1,9 TDI, to jego rolę przejęłaby Octavia. Dziś to jest taki entry level do prestiżu, takie wannabe. No właśnie jakoś mi się nie wydaje… A innych typów nie mam.
źródło: blogomotive.pl/index.php/2012/11/17/348-cbbg-passata-b5-fl-nie-bylo/