📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 15:23
Jak powszechnie wiadomo, 11 września 2001 roku był dniem kiedy to Stany Zjednoczone rozpoczęły tak zwaną wojnę z terroryzmem. Niektórzy uważają również, że był to początek trzeciej wojny światowej i można przyznać im rację, biorąc pod uwagę ilość zaatakowanych już krajów. Oskarżonym o atak na WTC był właśnie Osama bin Laden, choć do dziś mu tego nie udowodniono.

W internecie można znaleźć różne teorie na temat okoliczności śmierci tak zwanego terrorysty numer jeden. Jedne wskazują na śmierć naturalną czy na poważną chorobę. Inne zaś mają udowadniać, że Osama bin Laden został zabity w wyniku zamachu a zdarzają się również takie, które mają wskazywać na to że człowiek ten tak na prawdę nie istniał. Poza tym, każda teoria mówi o innej dacie jego śmierci.

Berkan Jaszar, były agent CIA, w 2011 roku dostarczył informacje dla rosyjskiej telewizji z których miało wynikać, że Osama bin Laden zmarł 26 czerwca 2006 roku a przyczyną jego śmierci była poważna choroba. Na kilka dni przed śmiercią miał wyglądać jak "skóra i kości". Agent Jaszar twierdził, że znał on kilku ochroniarzy bin Ladena, którzy mieli być świadkami śmierci przywódcy Al-Kaidy.

Według innej teorii, były zastępca asystenta sekretarza stanu USA Stefan Pieczenik wyznał w wywiadzie radiowym, że bin Laden tak na prawdę zmarł w 2001 roku w wyniku naturalnej choroby. Co więcej, twierdził że jest gotów wyjawnić przed sądem nazwisko generała, który powiedział że rzekomy atak terrorystyczny w 2001 roku był operacją false flag.

Zdaniem Pieczenika, rząd USA nie ujawniał faktu na temat śmierci bin Ladena, ponieważ przeczyłoby to konieczności inwazji na Afganistan. Ciało tego terrorysty miało być ujawnione w innym momencie, na przykład przed kampanią prezydencką w 2012 roku. Barack Obama miał w ten sposób podwyższyć sobie notowania i ponownie zostać prezydentem oraz uniknąć wybuchu skandalu z jego świadectwem urodzenia.

Jak zapewne wiele osób doskonale pamięta, 30 kwietnia 2011 roku Osama bin Laden miał zostać zabity w czasie akcji amerykańskich sił specjalnych. Przywódca Al-Kaidy został wtedy zastrzelony w rezydencji otoczonej murem z drutem kolczastym w miejscowości Abbottabad. Cała operacja trwała podobno 40 minut i uczestniczyło w niej około 40 komandosów Navy SEALs. Na drugi dzień Barack Obama wygłosił przemówienie na którym powiedział między innymi, że Stany Zjednoczone nie prowadzą wojny z Islamem tylko z człowiekiem, który jest seryjnym mordercą.

Osama bin Laden miał zginąć po otrzymaniu dwóch strzałów w głowę a jego zwłoki zostały podobno pochowane w morzu w ciągu 24 godzin. Media opublikowały zdjęcia zastrzelonego terrorysty, ale szybko okazało się, że były fałszywe.Pod koniec maja tego roku pojawiła się informacja w sprawie jego śmierci. Nabil Naim Abdul Fatah, były przywódca egipskiej organizacji terrorystycznej Islamski Dżihad twierdzi, że w przeszłości był ochroniarzem lidera Al-Kaidy. W wywiadzie przeprowadzonym przez portal gulfnews.com powiedział, że pogrzeb bin Ladena w morzu jest kłamstwem. Komandosi z Navy SEALs jedynie postrzelili go w udo a Osama uruchomił wtedy tak zwany pas szahida, czyli zdetonował ładunki wybuchowe, które miał na sobie przez ostatnie 10 lat swojego życia. Za wszelką cenę chciał uniknąć schwytania żywcem.

Ciało bin Ladena zostało rozszarpane na kawałki, co miało uniemożliwić jego identyfikację przez amerykańskie siły. Abdul Fatah nie był obecny podczas ataku na rezydencję w Abbottabad ale swoją wersję wydarzeń opiera na opowieści kuzyna zabitego lidera Al-Kaidy. Jego relację ma uprawdopodobnić fakt, iż Amerykanie nigdy nie opublikowali zdjęć martwego Osamy.

Jak widać, teorie o jego śmierci mnożą się na potęgę ale nadal nie wiadomo która z nich jest prawdziwa. Stany Zjednoczone i tak wykonały już to co zamierzały dawno temu, czyli dokonały inwazji na Afganistan a z czasem również na inne kraje arabskie. Osama bin Laden, symbol terroryzmu XXI wieku, już "nie raz umierał" i miejmy nadzieję, że ludzie nie nabiorą się na jego "kolejną śmierć".

RESZTA W KOM

Vivat Vasa

konto usunięte2013-09-24, 20:55
Vivat vasa to impreza organizowana od kilku lat na zamku w Gniewie,jest ona jedną z największych imprez o temacie wojskowości XVII-wiecznej.Temat zamieszczam dlatego,że w ostatni weekend husaria znowu zagościła w Gniewie.

Vivat Vasa-2012



2013

wstawiam link ponieważ nie mogę umieścić filmu w poście.

youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=CRmCiKWbLoA

Margines społeczny średniowiecznego Paryża.

konto usunięte2013-09-20, 0:04


Czas późnego średniowiecza cechował się szczególnym nasileniem działań przestępczych.

- za przestępstwa groziła kara banicji. Osobę taką każdy mógł pobić, nie działała na nią żadna ochrona. Banicji często towarzyszyło obcięcie prawego ucha, pręgierz albo chłosta

- surowo karano wszelkie kradzieże. Z 84 osób skazanych za kradzież z życiem uszło tylko 11. Wyroki paryskiego Châtelet wskazywały na to, że kara śmierci była stosowana w 79% przypadków.

- stosowanie wytrycha było okolicznością obciążającą, bo wskazywała na profesjonalizm przestępcy

- przestępcy często wygalali sobie na głowie tonsurę (symbol przynależności do stanu duchownego), dzięki temu mogli podlegać łagodniejszym w wyrokach sądach kościelnych

- dużą liczbę stanowili księża – włóczędzy, którzy nie mieli parafii, a więc podczas wędrówki szukali źródła dochodu. Księża skazywani byli za branie udziału w tańcach, za występowanie w farsie w kobiecym stroju, za granie na niecnych instrumentach, kąpiel w obecności kobiet, a także za zbyt długie włosy czy też nieodpowiedni strój. Wizytatorzy diecezji paryskiej stwierdzili, że kościoły są: „norami rzezimieszków, czy też pospolitymi stajniami”

- Ludwik Pobożny wymyślił ciekawe prawo, które miało zwalczać nierząd. Otóż jeśli w jakimś domu znalazła się nierządnica gospodarz musiał wynieść ją na ramionach na plac targowy, gdzie wymierzona zostanie jej chłosta.

- słowa prawnika z XVI wieku:

(…) za porwanie lub zgw🤬cenie kobiet lekkich obyczajów, pospolicie lub w domu publicznym uprawiających swe rzemiosło, nie może grozić żadna kara, jako że trzeba, aby były one zdane na wolę wszystkich, nikomu nie mogły się sprzeciwiać lub przeciwstawiać (…)

- w pewnym szpitalu prowadzonym przez księży doszło do rozruchów. Pacjenci wołali: „trzymacie sobie w domu wasze tłuste nierządnice, a przychodzicie tu tylko po to, aby okradać biednych!”

Widok Paryża w 1493 r

- współcześni oceniali liczbę profesjonalnych żebraków na 4 tys. Według badaczy żebraków było od 8 do 20 tys – ok. 10% ludności Paryża

- żebracy porywali dzieci, by dzięki temu więcej zarabiać:

(…) rzeczony Stefan Tierrier ukradł dwoje dzieci, jedno w Saint-Laurent-de-la-Plaine, w Andegawenii, które zwało się Jan Hemont, a któremu to dziecku obciął nogi powyżej stóp, drugie zaś ukradł w Chapelle -Blanche w pobliżu Loches, a zwało się ono Jan Gisart, i temu dziecku wyłupił oczy… a wszystko po to, aby zdobyć pieniądze i wzbogacić się (…)

- hazardem zajmowali się uliczni ciastkarze. W grze np. w kości stawką były miały być ciastka. Zdarzały się głosy na temat oszustw stosowanych przez ciastkarzy takich jak odpowiednio wyważone kostki

- fałszerze pieniędzy byli karani śmiercią przez ugotowanie żywcem

- pewnego razu urządzono dziwny turniej. Otóż czterech niewidomych miało zabić przy pomocy kijów wieprza. Jeśli by im się to udało w nagrodę dostali by mięso. Turniej dostarczył wiele zabawy mieszkańcom Paryża, ponieważ ślepcy bili się nawzajem.

Na podstawie:

B. Geremek, Życie codzienne w Paryżu Villona, Warszawa 1972

Zakłady Ursus

konto usunięte2013-09-19, 22:09
Zakłady Ursus mogą poszcycić sie barwną i długą historią, którą można opowiadać o opowiadać, ale co by za długo nie było to postaram się jako tako streścić opowieść.

Same zakłady powstały w 1893 roku. Założycielami byli trzej inżynierowie oraz czterech przedsiębiorców. Kapitałem zakładowym był posag siedmi panien - córek właścicieli, cu upamiętniono nazwą ulicy Posag 7 Panien.

Na początku swego istnienia w zakładach była produkowana armatura dla przemysłu cukierniczego, spożywczego oraz gorzelnianego.
W trakcie działania, zakłady zaczęły produkować także silniki spalinowe, w późniejszym czasie silniki napędzane gazem.

Najbardziej jednak owe zakłady kojarzą nam się z ciągnikami rolniczymi URSUS. Pierwszy pojazd tego typu powstał w fabryce w 1922 roku. W przełomie lat 1922-1927 wyprodukowane 100 ciągników.

W czasie wojny w fabryce poczęto produkować motocykle (sokół-1000, sokół-600), czołgi i ciągniki wojskowe.

W 1939 roku zakłady zostały zajęte przez Niemców , zakłady zostały doszczętnie znisczone, natomiast wszelkie maszyny wywiezione.

Po wojnie (mówiąc po krótce) wszystko wróćiło do normy, powróćono do produkcji ciągników projektując coraz to nowsze modele itd.
W 2003 roku spółka ZPC URSUS S.A ogłasza opadłość.

Na zdjeciach poniżej można zobaczyć jak zakłady wyglądają na chwilę obecną, ogromne przestrzenie które pamiętają lata historii.

Pisząc tekst wspomagałem się wikipedią gdzie znajdziecie dużo więcej ciekawostek na temat tych zakładó, a zdjecia są moją własnościa i więcej znajdziecie u mnie na fb: Fotki hal









Czołgi II Wojny Światowej (ciężkie III Rzeszy) vol.2

konto usunięte2013-09-19, 20:55
Czołgi II Wojny Światowej (ciężkie III Rzeszy) vol.2

Czołgi II Wojny Światowej (lekkie III Rzeszy) vol.1



Panzerkampfwagen VI Tiger



PzKpfw VI Tiger (Panzerkampfwagen VI Tiger, SdKfz 181, potocznie Tygrys) – niemiecki czołg ciężki z okresu II wojny światowej.

W Niemczech starano się tworzyć projekty ciężkich czołgów już od połowy lat dwudziestych, po I wojnie światowej. Czołg typu "Tygrys" przyjął swój pierwotny kształt w kwietniu 1942 roku, kiedy do konkursu stanęły dwa prototypy. Na terenie jednostki wojskowej w Kętrzynie przedstawiono modele Porschego i Henschela. Testy wykazały spore różnice w osiągach i manewrowości pojazdów (prędkość i in., prototyp Porsche posiadał innowacyjny napęd typu "silnik spalinowy-generator prądu-silnik elektryczny", trudny jednak w obsłudze i wymagający dużej ilości deficytowej miedzi). W maju powtórzono próby na poligonie w Berka. Okazało się że czołg Henschela wykazał swoją przewagę nad zbyt awaryjnym prototypem dr Porschego. Zwycięski projekt otrzymał oznaczenie SdKfz 181 Panzerkampfwagen VI "Tiger" Ausf. H1 (później, po wprowadzeniu czołgów Tiger II, zmieniono oznaczenie na Ausf. E).

Produkcja seryjna czołgów Tygrys odbywała się w zakładach Henschel (Werk III), w Kassel-Mittefield i Wegmann AG (montaż wież do kadłubów). W toku produkcji czołgów PzKpfw VI wprowadzono liczne zmiany i modyfikacje. Z tego względu można wyodrębnić czołgi wczesnych serii produkcyjnych, czołgi po modyfikacji oraz pojazdy późnych serii produkcyjnych.




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Producent - Henschel und Sohn w Kassel-Mittlefeld
Typ pojazdu - czołg ciężki
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 5

Historia
Prototypy - 1942
Produkcja - 1942-1945
Egzemplarze - 1355

Dane techniczne
Silnik - 12-cylindrowy gaźnikowy w układzie V chłodzony cieczą Maybach HL210P45 o mocy 478 kW (650 KM) lub Maybach HL230P45 o mocy 515 kW (700 KM) przy 3000 obr./min[1]
Transmisja - mechaniczna
Poj. zb. paliwa - 535 l
Pancerz grubość: 25–120 mm
Długość -8,45 m (całkowita)
6,315 m (kadłuba)
Szerokość - 3,705 m (na gąsienicach bojowych)
3,40 m (na gąsienicach transportowych)
Wysokość- 2,93 m
Prześwit - 0,43 m
Masa -56–57 tys. kg (bojowa)
Moc jedn. - 12,3 KM/t
Nacisk jedn. - 1,08 kg/cm² (gąsienice bojowe)
1,51 kg/cm² (gąsienice transportowe)

Osiągi
Prędkość - 38 km/h (po drodze)
- 20–25 km/h (w terenie)
Zasięg - 100 km (po drodze)
- 60 km (w terenie)

Pokonywanie przeszkód
Brody (głęb.) - 1,20 m
- 3,96 m (czołgi wyposażone w komin powietrzny)
Rowy (szer.) - 2,29 m
Ściany (wys.) - 0,79 m
Kąt podjazdu - 30º

Dane operacyjne
Uzbrojenie
1 armata KwK 36 L/56 kal. 88 mm (zapas amunicji – 92 szt.)
2 (3) karabiny maszynowe MG 34 kal. 7,92 mm (zapas amunicji – 5100 szt.)
Wyposażenie
chrapy (495 czołgów)
pasta Zimmerit
Użytkownicy
Niemcy, Węgry




Panzerkampfwagen VI B Königstiger



Panzerkampfwagen VI Ausf. B (Pz.Kpfw.VI Königstiger, Pz.Kpfw.VI Tiger II, Sd.Kfz.182) – niemiecki czołg ciężki, największy i najcięższy czołg II wojny światowej użyty w boju. Königstiger oznacza w języku niemieckim tygrysa bengalskiego, jednak w wojskach alianckich przyjęła się nazwa Tygrys Królewski, będąca błędnym, bo dosłownym tłumaczeniem tego terminu z języka niemieckiego.

Urząd Uzbrojenia Wojsk Lądowych we wrześniu 1943 roku rozpisał przetarg na czołg ciężki, który miałby zastąpić PzKpfw. VI „Tiger”. Do przetargu stanęły dwie firmy, Henschel i Porsche. Projekty różniły się szczegółami wieżyczki, uzbrojeniem oraz jednostką napędową. Przetarg wygrał Henschel i pierwsze prototypy wyprodukowano w ostatnim kwartale 1943 roku, produkcja seryjna w zakładach Henschla rozpoczęła się w styczniu 1944, ale po pewnym czasie Führer zażądał, aby w nowym tygrysie montowano wieżyczki projektu Porsche. Ponieważ alianci wzmogli bombardowania miasta Kassel, w którym znajdowała się fabryka Henschla, wyprodukowano tylko 487 czołgów. Był to ostatni niemiecki czołg, produkowany seryjnie podczas II wojny światowej. Problemy produkcyjne były związane z licznymi atakami lotnictwa alianckiego oraz problemami z częściami (Tiger, Panther, Panther II – w fazie projektów).

Do jednostek Tygrysy II trafiały od lutego 1944.




Dane techniczne
Państwo - III Rzesza
Producent - Henschel, Porsche
Typ pojazdu - czołg ciężki
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 5 (dowódca, celowniczy, ładowniczy, strzelec-radiotelegrafista, kierowca)

Historia
Prototypy - 1943
Produkcja - styczeń 1944 – marzec 1945
Egzemplarze - 487

Dane techniczne
Silnik - 1 silnik gaźnikowy, 12-cylindrowy Maybach HL230 P30 o mocy 700 KM przy 3000 obr./min.
Transmisja - mechaniczna
Poj. zb. paliwa - 860 l
Pancerz - spawany z płyt walcowanych, grubość: 25–180 mm
Długość - 10,286 m
Szerokość - 3,755 m (wyposażony w gąsienice bojowe)
- 3,27 m (wyposażony w gąsienice transportowe)
Wysokość - 3,09 m
Prześwit - 0,495 m
Masa - 68 800 kg (bojowa z wieżą Porsche)
- 69 800 kg (bojowa z wieżą Henschel)
Nacisk jedn. - 1,02 kg/cm² (wyposażony w gąsienice bojowe)
- 1,23 kg/cm² (wyposażony w gąsienice transportowe)

Osiągi
Prędkość - 35–38 km/h (po drodze)
- 14–20 km/h (w terenie)
Zasięg - 170 km (po drodze)
- 120 km (w terenie)

Pokonywanie przeszkód
Brody (głęb.) - 1,60 m
- 4,00 m (czołg wyposażony w komin powietrzny służący do pokonywania przeszkód wodnych po dnie)
Rowy (szer.) - 2,50 m
Ściany (wys.) - 0,85 m
Kąt podjazdu - 35°

Dane operacyjne
Uzbrojenie
1 armata 8.8 cm KwK 43 L/71 kal. 88 mm (zapas amunicji – 78 szt. lub 84 szt.)
2–3 karabiny maszynowe MG 34 (zapas amunicji – 5850 szt.)
Użytkownicy
Niemcy






I kurde szok, nie wiedziałem że taką machine wykombinowali

Panzerkampfwagen VIII Maus



Maus – czołg superciężki konstrukcji niemieckiej z okresu II wojny światowej. Na podstawie ekstrapolacji oznaczeń niemieckich czołgów nazywany czasem PzKpfw VIII, choć brak na to potwierdzenia w dokumentach.

Wyprodukowano tylko dwa egzemplarze czołgu Maus. Prototypy: V-1 - posiadał obciążnik zamiast wieży i V-2 - posiadał kompletną wieżę. Już po wojnie, w zakładach Kruppa znaleziono kilka niedokończonych kadłubów. Jedyny istniejący egzemplarz czołgu Maus (złożony z kadłuba prototypu 205/1 i wieży prototypu 205/2, bez wyposażenia wewnętrznego) znajduje się obecnie w Rosji w muzeum w Kubince koło Moskwy.

Konstrukcja profesora Porsche była swoistym "ruchomym bunkrem", jak śmiało można określić ten pojazd. Wzbudzała jednak duże uznanie dla wydajności i technicznego zaawansowania wyniszczonego w owym czasie niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Taktyczną wartość i przydatność bojową Maus należy ocenić jako chybioną. Szczególną słabość wykazywała niedostateczna moc zastosowanego napędu oraz duży nacisk jednostkowy na grunt, czego nie było w stanie zrekompensować nawet bardzo silne uzbrojenie. Dodatkowo zmarnotrawiono kosztowne materiały i cenny czas na opracowanie równie ciężkiego 140 t czołgu (E-100), odciągając fachowy personel firmy Adler z Frankfurtu nad Menem od produkcji niezbędnych dla potrzeb armii samochodów ciężarowych.




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Typ pojazdu - czołg superciężki
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 6 osób

Historia
Prototypy - latem 1943- próby z prototypem w firmie Alkett
Produkcja - 1944-45
Egzemplarze - 2 prototypy

Dane techniczne
Silnik - benzynowy Daimler-Benz MB509
o mocy 1200 KM (895 kW)
Pancerz - 60-240 mm, płyta przednia 350mm
Długość - 10,09 m
Szerokość - 3,67 m
Wysokość - 3,66 m
Masa - bojowa: 188 t
Moc jedn. - 4,8 kW/t

Osiągi
Prędkość - 20 km/h (droga)
13 km/h (teren)
Zasięg - 193 km (droga)
62 km (teren)

Dane operacyjne
Uzbrojenie
1 armata kal. 128 mm KwK44 L/5 lub kal. 150 mm KwK44
oraz
1 armata kal. 75 mm KwK44 L/36.5

1 karabin maszynowy MG-34 kal. 7,92 mm
Użytkownicy
Niemcy




Nie ma videło, też płakałem ;(



Wszystkie dane i opisy czołgów pochodzą ze strony wikipedia.pl; zdjęcia są pobrane poprzez wyszukiwarkę Google; filmy z YT.

Prezydent na miarę stolicy

Vof2013-09-18, 16:21
W II RP piłsudczykowskie władze zmieniły prawo i nagięły kilka ustaw, byle Warszawą nie rządziła opozycja. Odniesiono sukces jedynie dlatego, że komisaryczny prezydent Stefan Starzyński nad polityczne sztuczki przedkładał ciężką i uczciwą pracę.

Referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz jest przesądzone. Chociaż jeśli nawet do niego dojdzie i mieszkańcy Warszawy opowiedzą się w głosowaniu za zakończeniem kadencji pani prezydent, to wcale nie jest pewne, co będzie działo się potem. Teoretycznie powinny odbyć się nowe wybory, po których na niecały rok (do ogólnopolskich wyborów samorządowych w listopadzie 2014 r.) w stolicy władzę mogłaby przejąć opozycja. Jednak Platforma Obywatelska nie może pozwolić sobie na tak spektakularną klęskę. Tym bardziej że istnieje niebezpieczeństwo, iż nowy prezydent okazałby się lepszym gospodarzem niż obecny, co można znakomicie wykorzystać także podczas kampanii parlamentarnej.

Taki scenariusz wydarzeń nie jest nieunikniony. Według ekspertów prawnych z Krajowego Biura Wyborczego istnieje możliwość zablokowania przez Radę Warszawy (większość ma w niej PO) nowej elekcji aż do listopada 2014 roku. Na ten czas osobę pełniącą funkcję prezydenta stolicy powołałby premier.

W takiej sytuacji urząd mogłaby zachować Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jednak rozwiązaniem bardziej perspektywicznym wydaje się mianowanie kogoś, kto potrafiłby zdobyć sympatię warszawiaków oraz – za rok – ich głosy. Ten sposób „utrzymania” Warszawy wygląda kusząco. Kłopot w tym, że aby sztuczka się udała, p.o. prezydenta powinien zostać ktoś formatu Stefana Starzyńskiego.



Stolica nie dla piłsudczyków

Entuzjazm, z jakim część Polaków w maju 1926 r. powitała przewrót dokonany przez Józefa Piłsudskiego, spowodował, że obóz rządzący rok później zupełnie nie spodziewał się tak fatalnych wyników wyborów samorządowych. W Warszawie na 120 mandatów do Rady Miejskiej przedstawiciele sanacji zdobyli ich zaledwie 16. Porażka była tym bardziej bolesna, że głównemu przeciwnikowi politycznemu, czyli Narodowej Demokracji, startującej pod szyldem Gospodarczego Komitetu Obrony Polskości Stolicy, przypadło 47 mandatów. Polska Partia Socjalistyczna również okazała się popularniejsza – uzyskała 27 mandatów.

Piłsudczycy nie liczyli się więc zupełnie podczas wybierania przez Radę prezydenta. Został nim kandydat narodowców Zygmunt Słomiński, dotychczasowy Naczelny Inżynier Warszawy. Prestiżowe stanowisko w rękach endeka – ten fakt obóz rządzący znosił z największym trudem. Prezydent Słomiński swoje urzędowanie rozpoczynał bardzo obiecująco. Przywrócił w mieście zawieszoną trzy lata wcześniej komunikację autobusową, zadbał o wprowadzenie chlorowania wody przez komunalne wodociągi, zmodernizował miejską gazownię.

W marcu 1933 roku parlament przyjął nową ustawę o ustroju samorządu terytorialnego. W razie wykrycia dużych nieprawidłowości dawała ona organom rządowym możliwość skracania kadencji rad miejskich i przejmowania ich obowiązków przez komisarzy. Po uchwaleniu nowego prawa nie rozpisano jednak wyborów, tylko zaczęto szukać w Warszawie wszelkich nieprawidłowości. Jako że trwał już trzeci rok światowego kryzysu, mieszkańcy miasta odczuwali go coraz mocniej. Oficjalnie zarejestrowano 60 tys. bezrobotnych, choć tak naprawdę bez pracy pozostawało trzy razy więcej osób. 
W jedenastu schroniskach dla bezdomnych mieszkało na stałe 22 tys. ludzi. Jedna noc kosztowała lokatora 5 groszy, zaś miasto dopłacało ze swojego budżetu 27 groszy.

„Nie jest jeszcze późno, dopiero dziewiąta wieczór, a już trudno o miejsce na narach (prymitywnych łóżkach – aut.) 
i pryczach. Nie każdy posiadacz karty wstępu może się dostać na nie. W korytarzach, przy ubikacjach, wśród okropnych wyziewów leżą ludzie ubrani w łachmany” – pisał dziennikarz Konrad Wrzos na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” wiosną 1934 r. w reportażu o noclegowni przy ul. Dzikiej, nazywanej „Cyrkiem”. Gdy ją odwiedził, w „Cyrku” mającym 300 miejsc do spania nocowało ponad tysiąc osób. Najbiedniejsi nie zawsze pozostawali w takim ukryciu. „Ulice Warszawy roją się od żebraków i wszelkiego rodzaju włóczęgów” – donosiła na początku 1934 r. prorządowa „Gazeta Polska”. Przy okazji informowała czytelników, że magistrat nie robi niczego, aby zapobiec inwazji jałmużników z prowincji.

Oprócz ekstremalnego ubóstwa rosła w Warszawie także liczba przestępstw, kwitł handel narkotykami. Policja szacowała liczbę dilerów nazywanych wówczas „porcjarzami” na ok. 15 tysięcy.

Swój do swojego

Jednak wcale nie tłumy żebraków na ulicach ani nawet przestępczość najbardziej irytowały warszawiaków. Urzędująca bezterminowo Rada Miejska oraz prezydent coraz częściej byli oskarżani o rozrzutność, niegospodarność i nepotyzm. W ciągu kilku lat Warszawa zadłużała się, jednocześnie zwiększając zarobki urzędników. Budżet miasta na rok 1934 wynoszący ok. 100 mln zł przewidywał, że 47 proc. będzie wydane na pensje i świadczenia emerytalne. Na obsługę zadłużenia musiano przeznaczyć 11 procent. Natomiast na nowe inwestycje zamierzano wydać zaledwie ok. 8 proc. środków. Co gorsza, jeśli inwestowano, to w budowę na Żoliborzu osiedla dla pracowników samorządowych zwanego Kolonią Kościuszkowską. Zbudowano też kilka budynków szkolnych z tak bogatym wystrojem, że zyskały nazwę „pałaców”.
W administracji samorządowej zatrudnienie znajdowali głównie działacze Stronnictwa Narodowego lub Młodzieży Wszechpolskiej. O tych „magistrackich porządkach” prorządowe gazety informowały coraz częściej, co zapowiadało, że coś się szykuje. Faktycznie, 2 marca 1934 roku decyzją ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego rozwiązano Radę Miejską i Zarząd Miejski Warszawy. Oficjalnie powód brzmiał dość nieprzekonująco. Chodziło o zapisanie w projekcie budżetu miasta pożyczki w wysokości 2,1 mln zł na inwestycje, co miało spowodować przekroczenie zdolności stolicy do obsługi rosnącego zadłużenia. Ogólnie długi Warszawy przekraczały wówczas 80 mln zł i przy tej sumie rozmiary nowego kredytu wydawały się niezbyt imponujące.

Powołanie przez rząd komisarycznego prezydenta wszyscy traktowali jako początek odbijania stolicy z rąk opozycji. Zwłaszcza że dwa tygodnie później tak samo rozprawiono się z Radą Miejską Wilna. Rolę przywódcy mającego odzyskać Warszawę powierzono Marianowi Zyndramowi-Kościałkowskiemu, wojewodzie białostockiemu i byłemu wiceprzewodniczącemu BBWR. Urzędowanie rozpoczął od czystki – wyrzucił z magistratu osoby uznane za wrogów sanacji. Tym niespecjalnie zjednał sobie warszawiaków. Podobnie jak pierwszymi oszczędnościami w wydatkach z kasy miejskiej, poczynionymi, aby zmniejszyć deficyt. Jedynie zadbanie o wypłatę zaległych emerytur nieco ociepliło wizerunek nowego prezydenta.

Tymczasem w kraju działy się rzeczy coraz bardziej dramatyczne. Sejm przyjął projekt nowej konstytucji, która miała wkrótce radykalnie zmienić ustrój polityczny II Rzeczypospolitej. Coraz ciężej chory Piłsudski odgradzał się od ludzi. Marszałek już nie dyskutował z podwładnymi, lecz wydawał rozkazy i egzekwował ich wykonanie. Nie poprawiało to stanu gospodarki pogrążonej w głębokim kryzysie.

Zapaść ekonomiczna i brak perspektyw wzbudzały też radykalne nastroje wśród młodzieży. Założony przez młodych endeków Obóz Narodowo-Radykalny chciał przejąć władzę siłą, tak jak to zrobili we Włoszech faszyści. Podobnie radykalizował się PPS, zapowiadający po kongresie partii w lutym 1934 r. walkę na drodze rewolucyjnej o wprowadzenie „dyktatury proletariatu”. Do tego jeszcze ukraińscy nacjonaliści poczynali sobie coraz śmielej.

15 czerwca przed klubem BBWR przy ul. Foksal w Warszawie zginął w zorganizowanym przez nich zamachu minister Pieracki. W odpowiedzi rząd utworzył w Berezie Kartuskiej obóz odosobnienia dla przeciwników politycznych. Nowy premier Leon Kozłowski, bojąc się narastającego w kraju wrzenia, postanowił Ministerstwo Spraw Wewnętrznych powierzyć osobie, której całkowicie ufał – Marianowi Zyndramowi-Kościałkowskiemu. Nominację na szefa MSW otrzymał 1 lipca 1934 roku i Warszawa znów straciła prezydenta.

Człowiek od czarnej roboty

„Miał wszakże istotną wadę – źle znosił przełożonych i często znajdował się z nimi w konflikcie. To tłumaczy liczne zmiany miejsc pracy w okresie pomajowym” – tak charakteryzował postać Stefana Starzyńskiego historyk prof. Andrzej Garlicki. Starzyński – legionista i gorący piłsudczyk – dwukrotnie był wiceministrem skarbu, po czym z powodu konfliktu ze zwierzchnikami i zbytniej niezależności lądował na bocznym torze.
Nieposzlakowana uczciwość oraz wielkie kompetencje nie ułatwiały mu kariery. Zwykle w obozie sanacyjnym przypominano sobie o nim w sytuacjach krytycznych. Kiedy w 1933 roku krajowi zagroziło bankructwo, to Starzyńskiego premier Jędrzejewicz uczynił komisarzem rządowym odpowiedzialnym za przebieg ogłoszonej właśnie przez prezydenta Mościckiego dobrowolnej zbiórki pieniędzy od obywateli.

Komisarz z typową dla siebie energią sterroryzował wszystkie istniejące w kraju organizacje przedsiębiorców i pracodawców. Zapraszał do siebie ich kierownictwa i wymuszał konkretne deklaracje – ile pieniędzy członkowie stowarzyszeń oddadzą na ratowanie budżetu. Te oświadczenia publikowała potem prasa i ofiarodawcy nie mogli się już wycofać. We wrześniu 1933 r. w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” Starzyński chwalił się, że zebrał 120 mln złotych, czyli prawie dwa razy więcej, niż planował rząd, i obiecał pomnożenie tej kwoty.

Ostatecznie cała Pożyczka Narodowa zamknęła się datkami na sumę 340 mln złotych. Jednak ten wielki sukces komisarza wcale nie przełożył się na polityczną karierę. Wiele wskazywało na to, że znów trafi na boczny tor, ale w obozie rządzącym nikt nie palił się do wzięcia na siebie odpowiedzialności za stolicę. A wszystko przez to, że nawet mający w mieście władzę niemal absolutną prezydent komisaryczny i tak musiał zmierzyć się z zapaścią ekonomiczną, przerwami w dostawach prądu oraz wody, a także narastającą wrogością wśród mieszkańców.

Nominację wręczono Starzyńskiemu z zaskoczenia 31 lipca 1934 r., kiedy właśnie przebywał na urlopie. Przyjął ją, 
bo nigdy się nie uchylał od obowiązków i wielkich wyzwań. „Nie mam zamiaru zasklepiać się tylko w zagadnieniach finansowych. Będę chciał być prezydentem miasta jako całości, we wszystkich przejawach jego życia, a będę starał się być również – niech Pan to zaznaczy – i prezydentem przedmieść, tak dotychczas upośledzonych” – opowiadał Starzyński w pierwszym wywiadzie udzielonym „Kurierowi Porannemu” dzień po objęciu urzędu (3 sierpnia 1934 roku).
Wprawdzie nowy prezydent był warszawiakiem z Powiśla, mocno związanym z rodzinnym miastem, jednak mieszkańcy przyjęli go wrogo, nazywając w najlepszym razie „impertynentem”. Ich podejście do narzuconego przez rząd komisarza nieco złagodniało, gdy okazało się, że można zwolnić od ręki 4 tys. urzędników, a pozostałym obniżyć pensje, jednocześnie poprawiając funkcjonowanie urzędów.
Podczas konferencji prasowej 20 września 1934 r. prezydent obiecał dziennikarzom, że będzie dążył do ograniczenia biurokracji, bliższego związania samorządu ze społeczeństwem, a przy podejmowaniu decyzji będzie kierować się zdrowym rozsądkiem. „Pragnę jak najgoręcej zrealizować zasadę, którą wypowiedziałem do urzędników w chwili objęcia stanowiska prezydenta Warszawy, a mianowicie: my dla ludności, a nie ludność dla nas” – mówił.

Poradnik cudotwórcy

Podbicie serc większości warszawiaków, co wydawało się wówczas nieosiągalne, zajęło Starzyńskiemu nadspodziewanie mało czasu. Choć należy przyznać, że otrzymał wsparcie rządu, o którym nawet nie mogła marzyć poprzednia ekipa. Pod koniec 1934 r. Ministerstwo Skarbu oddało stolicy skrypty dłużne (czyli dowody istnienia długu) na sumę 20 mln złotych. Tą jednorazową redukcję zadłużenia warszawiacy nazwali ironicznie „posagiem Starzyńskiego”. Dzięki niej prezydent skutecznie zmienił proporcje wydatków w budżecie miasta i znalazł więcej środków na nowe inwestycje. Przy czym wyłuskiwał je niemal zewsząd, także z budżetów poszczególnych przedsiębiorstw miejskich. Co tydzień wzywał do siebie na konferencje ich dyrektorów i wspólnie opracowywali plany nowych przedsięwzięć.

Dzięki temu w 1935 r. Warszawa na inwestycje wydała nie 8, lecz 29 mln złotych. Do tego jeszcze doszło 47 mln zł kredytu od Banku Gospodarstwa Krajowego na ten cel. Program robót publicznych umożliwił w ciągu zaledwie roku trzykrotne zmniejszenie bezrobocia, do 21 tys. zarejestrowanych osób w urzędach pracy. Położono twardą nawierzchnię na kilkudziesięciu ulicach, rozpoczęto budowę 10 szkół i szpitala. Warszawiaków jednak najbardziej ucieszył fakt, że dzięki szybkiej reformie w urzędach i zracjonalizowaniu wydatków ceny za usługi komunalne spadły nawet o 30 procent.

Z ulic stolicy zniknęli żebracy. Na polecenie prezydenta wyłapywano ich i odstawiano do specjalnie przygotowanego budynku przy ul. Okopowej 59. Tam myto ich, dezynfekowano, po czym następnego dnia wywożono na prowincję do miejscowości, z których przyjechali.

Starzyński, kiedy nie miał nad sobą żadnego zwierzchnika, okazywał się urodzonym przywódcą i wizjonerem. Już na początku urzędowania zaczął tworzyć długofalowy program przebudowy miasta, nazwany „europeizacją Warszawy”. Początkowo mieszkańcy podchodzili do tego hasła bardzo sceptycznie, ale nie mogli zaprzeczyć, że z każdym miesiącem ich miasto piękniało.

Na Woli i Grochowie zasypano cuchnące rowy melioracyjne, sukcesywnie poszerzano i brukowano kolejne ulice. Wzdłuż nich stawiano elektryczne latarnie, sadzono drzewa, dbano o ukwiecone trawniki i klomby. Dzięki przejęciu przez magistrat elektrowni i jej błyskawicznej modernizacji skończyły się przerwy w dostawach prądu. O dziwo spadła też jego cena. Podobnie rzecz się miała z poprawą jakości usług wodociągów.

Prezydent nie zapominał nawet o środowiskach twórczych, uznając, że warto zdobyć ich sympatię. Przyjęto nowy statut Nagród Warszawy w dziedzinach: artystycznej, literackiej, muzycznej i naukowej. Podnosił on rangę i wartość wyróżnienia. Sławny poeta Jan Lechoń już 20 kwietnia 1935 r. na łamach „Gazety Polskiej” apelował: „Warszawa – to jest właśnie pole do wspólnej roboty dla Pana Prezydenta Starzyńskiego i nas wszystkich: pisarzy i artystów; powinniśmy pracować, aby Warszawa była równie piękna jak najpiękniejsze miasta”.
Nawet największych sceptyków nie mogły pozostawić obojętnymi ambitne plany budowy dwóch linii metra, rozwoju połączeń tramwajowych i ogólny czteroletni plan rozbudowy stolicy. A co najbardziej zaskakujące, trwający skok cywilizacyjny nie był realizowany na kredyt . Starzyńskiemu udało się szybko zrównoważyć budżet i powoli spłacano stare długi.

Trudno się więc dziwić, że warszawiacy w końcu docenili i polubili komisarycznego prezydenta. A zapewne żadnemu innemu przedstawicielowi obozu rządzącego wówczas ta sztuka by się nie udała. Bowiem w latach 30. „sanatorzy” już dawno utracili wiarę w to, że polityk to osoba, która pragnie władzy, żeby móc służyć społeczeństwu i ciężko pracować dla wspólnego dobra.

źródło: forbes.pl/prezydent-na-miare-stolicy,artykuly,160663,1,5.html
Wiosną 1940r. Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych hitlerowskiego Wermachtu wybrało Podkarpacie na lokalizację jednej z wysuniętych kwater dowodzenia, przygotowanych dla kierowania operacją zmierzającą do opanowania ZSRR. Jeden z głównych obiektów zlokalizowano we wsi Stępina. Prace budowlane rozpoczęto w lecie 1940r. Projektowanie i wykonawstwo spoczywało na największej niemieckiej organizacji budowlanej - Organizacji Todta.
Dla zamaskowania rzeczywistego przeznaczenia inwestycji, oficjalnie przedsięwzięcie zarejestrowano jako budowa jednego z zakładów dla berlińskiej firmy chemicznej „Askania - Werke”. Plac budowy objęty był ścisłą ochroną wojskową i dostęp do wznoszonych schronów żelbetonowych mieli tylko upoważnieni Niemcy. Łącznie zatrudnionych było ok. 3-6 tysięcy ludzi. Budowę zakończono w lecie 1941r.
27-28 sierpnia 1941r. odbyło się tu spotkanie Adolfa Hitlera z Benito Mussolinim. Przez cały okres wojny obiekt utrzymywano w stałej gotowości na przyjęcie pociągu sztabowego lub innego pociągu specjalnego. W czerwcu 1944r. wojska radzieckie dotarły do Sanu, Niemcy zarządzili ewakuację, od 3 do 29 sierpnia 1944r. utrzymywała się tu linia frontu, który następnie przesunął się ok. 15 km na zachód. Przez 4 miesiące funkcjonował tu radziecki szpital polowy, który oprócz własnych namiotów, wykorzystywał poniemieckie budynki pomocnicze. Po rozpoczęciu ofensywy w styczniu 1945r. szpital wyruszył za przemieszczającymi się na zachód wojskami. Przy głównej drodze nieopodal schronów, pozostał cmentarz, gdzie chowano żołnierzy zmarłych podczas pobytu w szpitalu.
Po wojnie schrony znajdowały się pod nadzorem Wojska Polskiego, które jednak nie miało koncepcji na wykorzystanie obiektu, dlatego też w latach 60-tych przekazano go w dzierżawę Rzeszowskiemu Oddziałowi NBP. Schron miał być składnicą mennicy państwowej, a także miejscem dla ukrycia ważnych dokumentów, środków płatniczych i depozytów, jednak bank zrezygnował z obiektu jako docelowego punktu ewakuacyjnego. Obiekt został przejęty w dzierżawę przez Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną w Stępinie. Schron kolejowy i techniczny zostały zaadoptowane, wyposażone w urządzenia klimatyzacyjne i weszły w skład kompleksu produkcyjnego pieczarkarni. Po roku 1990 nastąpiło przerwanie produkcji pieczarek z przyczyn ekonomicznych. Przez fakt, że obiekt był długie lata zagospodarowany i należycie konserwowany zachował się w dobrym stanie do dzisiaj. Schrony bierne i bojowe zostały wykreślone z ewidencji wojskowej w latach 70-tych. Jeden z nich służy jako piwniczka gospodarcza, pozostałe są puste i można do nich wejść (najlepiej z latarką i zachowując ostrożność). W roku 2000 z ewidencji wojskowej został również wykreślony schron kolejowy i przekazany gminie Frysztak. Niestety schron techniczny jest w rękach prywatnych i zobaczenia jego wnętrza jest utrudnione.
Zespół schronów obejmuje obszar o wymiarach ok. 1000 x 500 m, leżący w dolinie strumienia Stępinka. Zachowało się 7 obiektów o konstrukcji żelbetowej. Cały zespół liczył kilkadziesiąt budynków, wieży strażniczych, bunkrów bojowych i strzelniczych. W skład zespołu wchodziło także kilka budynków drewnianych wraz z willą przeznaczoną dla dowódców najwyższej rangi. Około 600 m. od głównego bunkra znajdowało się trawiaste lądowisko dla samolotów. Zespół dzieli się na dwie grupy budowli: o znaczeniu zasadniczym (tunel i maszynownia) i uzupełniające (bunkry osłonowe i pozostałe obiekty). Trzeba zaznaczyć, że całość była doskonale z niemiecką precyzją zaplanowana, wybudowana i urządzona. Zespół był całkowicie samowystarczalny i przygotowany na wszelkie działania wojenne. Niestety brak jakichkolwiek zdjęć i dokumentów, które dały by wiedzę na temat wyglądu i prawdziwego przeznaczenia fortyfikacji wybudowanej z takim rozmachem.

Schron kolejowy:

Żelbetowy schron tunelowy dla pociągu o długości 393 m. Usytuowany jest równolegle do rzeki, u stóp pokrytego lasem zbocza. Budowla naziemna. Ze względu na znaczną długość, ułatwiającą trafienie bombą lotniczą, wyeliminowano prostolinijny narys całej budowli, dlatego schron ma w rzucie poziomym kształt wycinka łuku kołowego o załamaniu około 10 stopni. Schron podzielony jest na trzy sekcje (159 m, 72 m, 152 m), oraz przedsionek o dł. około 10 metrów. W poprzecznym przekroju pionowym budowla ma kształt niesymetrycznego ostrołuku, dla sprowokowania poślizgu trafiających bomb lotniczych. Grubość murów w niektórych miejscach przekracza 3 metry. Według niemieckiej klasyfikacji odporności obiektów fortyfikacyjnych z 1939r., schron zapewniał przebywającym wewnątrz ludziom całkowite bezpieczeństwo przy kilkukrotnym trafieniu w to samo miejsce pocisku artyleryjskiego kalibru 220 mm (waga około 500kg.). Do schronu prowadzi łącznie 9 otworów komunikacyjnych, każdy wyposażony był w śluzę chroniącą przed wybuchem oraz skażeniami chemicznymi i biologicznymi. Wewnątrz schronu znajdowało się szereg pomieszczeń magazynowych i schronowych dla załogi i obsługi pociągu.



Schron techniczny:

Schron kolejowy połączony był podziemnym kanałem ze schronem technicznym, który stanowił jego zaplecze. Budynki oddalone są od siebie o około 80 m. Maszynownia jest podzielona był na kilka połączonych łącznikiem bloków, w każdym z nich znajdowały się urządzenia zapewniające funkcjonowanie całego zespołu: grzewcze, zaopatrujące w wodę, produkujące energię elektryczną, filtrujące powietrze. W budynku tym znajdowały się też zapasy wszelkich paliw i materiałów.



Schron bojowy i bierno - bojowy:




Zaj🤬e z: schronkolejowy.pl/
Oczywiście mój pierwszy post na sadolu.


P.S.

Ruski poprawczak

KiecolPB2013-09-17, 15:27
Siema, znalazłem dzisiaj fajny dokument o ruskim poprawczaku. Oglądałem całe i polecam. Mają w c🤬j krzywy wymiar sprawiedliwości, jeden za 3 morderstwa dostał 3 lata, drugi za kradzież warzyw 2,5 roku.

RoboCop

konto usunięte2013-09-17, 13:25
DARPA jest agencją Amerykańskiego Departamentu Obrony odpowiedzialną za rozwój nowych technologii w zakresie wojska i służb mundurowych. Ostatnio agencja otrzymała kontrakt (wart blisko 11 milionów dolarów) na wytwarzanie robotów humanoidalnych w celach obronnych, które będą budowane na podobieństwo ludzi. Realizacja projektu została wyznaczona na sierpień 2014 roku.

Agencja podkreśla, że roboty zostaną stworzone, aby pomagać w misjach wykopaliskowych i ratowniczych, zgodnie z działalnością statutową DARPA. Mogą one być również stosowane dla wspierania ewakuacji podczas katastrof zarówno sztucznych, jak i naturalnych. Kent Massey, dyrektor zaawansowanego programu robotyki HDT, potwierdził badania nad jeszcze bardziej zaawansowanym robotem: "celem tego wielkiego przedsięwzięcia będzie stworzenie robota humanoidalnego, który może działać w środowisku stworzonym dla ludzi".

Założeniem programu jest stworzenie maszyny - ludzkiego partnera, która będzie w stanie działać jak przysłowiowy "żołnierz w zastępstwie". Najnowocześniejsze roboty będą wykorzystywane w celach policyjnych i militarnych, będą wspierać miejscowe oddziały policji, a w niektórych sytuacjach i specjalistyczne zespoły SWAT.

Te ludzkie roboty będą wystarczająco silne, aby "zaprowadzić spokój" i "ułatwić kontrolę nad zagrożonym obszarem". Mogą zastąpić wyszkolonych żołnierzy i policjantów bez groźby uszkodzenia ciała lub utraty życia, a pod kierunkiem taktycznym dowódcy, stają się gwarantem pomyślnego ukończenia każdej misji. Filmowe RoboCopy będą zatem także niezwykle skuteczną bronią przeciwko niepokojom społecznym lub radykalnym rewolucjonistom (co już teraz budzi negatywne odczucia pośród wielu osób).

Good luck, zaczyna się era robotów i totalnej kontroli ludzi, totalitaryzm pod płaszczykiem bezpieczeństwa i zainteresowania czynnikiem ludzkim? we'll see



źródło:
thedailysheeple.com/synthetic-police-are-coming-darpa-engineering-auto...

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem