Wywiad z pracownikiem stanowiska dowodzenia międzykontynenta

b................5 • 2013-01-24, 9:16
Dosyć ciekawy wywiad, polecam przeczytać, jeśli ktoś zainteresowany w tematyce.

Wywiad z pracownikiem stanowiska dowodzenia międzykontynentalnych pocisków balistycznych.

- Czy jesteście na okrągło pod nadzorem kamer? Czy ktoś podgląda co robicie tam na dole?

- Nie, nie jesteśmy. Jesteśmy oficerami, mamy nadzór nad rakietami i zespołami zabezpieczenia. A zabezpieczenia mamy świetne! W czasie trzęsienia ziemi na Haiti byliśmy postawieni w stan alarmu i wiedzieliśmy o wszystkim na bieżąco. Nasze detektory ruchu są na tyle czułe, że wykryły to trzęsienie ziemi i wysłały alarm, że ktoś może drążyć tunel do silosów rakietowych.

- Czy taki podkop to realne zagrożenie?

- Oczywiście! Jeśli ktoś kopie długi tunel przez zamarzniętą tundrę, żeby dostać się do głowic nuklearnych to "na pewno nie ma dobrych zamiarów", jak mawiała moja babcia.

* * * * *

- Czy wiecie co się dzieje w świecie zewnętrznym? Czy jesteście kompletnie odizolowani i dostajecie rozkazy przez "czerwony telefon"?

- Wiemy. Nie ma czerwonego telefonu, to legenda. Wszystkie rozkazy przychodzą zaszyfrowane przez kilka różnych systemów satelitarnych. Wiemy co się dzieje u góry. Ostatnio nawet zainstalowali nam internet (nie, nie w bunkrze). Mamy też telewizję satelitarną i odtwarzacz DVD.

* * * * *

- Jak wyglądało przejście procedur bezpieczeństwa? Możesz powiedzieć jaki masz poziom dostępu?

- Wszyscy "rakietowcy" muszą mieć dostęp na poziomie Ściśle Tajne NC2. Oznacza to Nuclear Command and Control, czyli, że możemy popatrzeć na kody odpalające.

- Jak dostałeś taką pracę?

- Musisz być oficerem Sił Powietrznych, więc najpierw trzeba skończyć studia. Następnie trzeba dostać przydział na to stanowisko, a to nie jest trudne (większość chce latać). Następnie trzeba się poddać dokładnemu prześwietleniu pod względem bezpieczeństwa, przejść przez rygorystyczne szkolenie w bazie Vandenberg, w Kalifornii (super przydział, kiedy miałem wolne ciągle surfowałem).
Surfing był super, mieliśmy własną plażę, zaraz przy polach silosów. Było świetnie. No, może poza żarłaczami białymi.

* * * * *

- W przypadku Nuklearnego Holokaustu, jak w Falloucie, wasza baza byłaby dobrym schronieniem, czy byłaby ośrodkiem zdziczałej inwazji potworów?

- W czasie Zimnej Wojny Rosjanie natychmiast by odpowiedzieli kontruderzeniem, więc nasze bunkry byłyby NAJGORSZYM możliwym schronieniem. Ale z drugiej strony świetnie by się sprawdziły na wypadek apokalipsy zombie.

- Zawsze mnie zastanawiało co tam na dole można robić? Wiem, że jest konserwacja sprzętu i ćwiczenia, ale poza tym, co robicie?

- Tak jak mówisz, w "kapsule" można mieć bardzo pracowity dzień. Rakiety mają po 40 lat, więc trzeba je stale doglądać. Systemy bezpieczeństwa są tak czułe, że mogą je wzbudzić małe zwierzęta. Od czasu do czasu musimy zmienić punkt wycelowania rakiet, czasami mamy ćwiczenia. Ale czasami, na przykład w nocy, jest bardzo spokojnie. Oglądałem całe sezony seriali telewizyjnych, które przynosili na dół koledzy. I przeczytałem tony książek.

Przy okazji odpowiem na kilka pojawiających się pytań:

Nigdy nie byłem blisko przekręcenia klucza. Tylko na ćwiczeniach. To znaczy, że dobrze wykonujemy swoją robotę.
Nie, nie popieram dalszej redukcji arsenału nuklearnego USA, z wielu powodów. Przede wszystkim uważam, że opuszczenie gardy nie spowoduje, że nikt nas nie uderzy. A jeśli nikt nas nie uderzy, nie będziemy musieli oddawać.
Nie, nigdy UFO nie "wyłączyło" moich rakiet (ludzie, serio?)
Pytanie o seksualne gratyfikacje w "kapsule" zostawię bez odpowiedzi, wyobrażajcie sobie co tylko chcecie
Jestem byłym "rakietowcem" - nie mam, nie chcę i nie potrzebuję zgody od USAF na to AMA. Moje odpowiedzi są celowo mało szczegółowe i zawierają tylko informacje odtajnione, a przez to koszerne!
Siły Powietrzne są bardzo nieudolne jeśli chodzi o social media, pewnie gdzieś tam jest teraz jakiś biedny rzecznik prasowy, który dostał rozkaz namierzenia mnie i odkrycia kim jestem. A nawet jeśli im się uda nic mi nie mogą zrobić. Chciałbym, żebyśmy mieli zespół medialny z Marynarki, oni to naprawdę ogarniają!

- Mógłbyś wyjaśnić to "zmienić punkt wycelowania rakiet"?

- Jasne, w różnych sytuacjach trzeba celować w różne miejsca. Rakiety są wycelowane w pewien obszar oceanu. Ziemia przesuwa się o kilka metrów rocznie, więc musimy zmieniać parametry celu.

- Czy kiedykolwiek wpadłeś w panikę lub popełniłeś błąd? Gdzie jest to pole rakietowe? Możesz je pokazać na Google Earth?

- Robiłem masę błędów! Niektóre małe, jak zepsucie toalety (a to powoduje WIELE problemów), jeden czy dwa duże, jak wpisanie złej wartości przy zmianie celu. Na szczęście mamy zabezpieczenie za zabezpieczeniem, zapewniające aby każdy błąd został szybko naprawiony.

- Jak wygląda zabezpieczenie w przypadku zepsutej toalety?

- Procedura zawiera wykonanie telefonu do hydraulika w bazie. A to zajmuje GODZINY!

- Czy hydraulicy musza mieć dopuszczenie do informacji niejawnych, żeby zejść na dół? Czy armia utrzymuje w pogotowiu oddział hydraulików tajnych urządzeń?

- Hydraulicy to żołnierze Sił Powietrznych lub cywilni pracownicy DoD (Department of Defence, odpowiednik MON) z dopuszczeniem do informacji tajnych. Ale i tak nie widzą niczego poza toaletą, a ta wygląda jak zwykłe toalety w samolotach.

* * * * *

- Czy macie tam na dole jakieś luksusy? Jak dobre jedzenie, piwo, albo może McDonald'sa czy inny fast food?

- Dobre pytanie. Mamy szefa kuchni, który znosi nam na dół jedzenie. Mamy też kuchenkę mikrofalową. Jeden z kolegów przynosił kuchenkę gazową i robił steki. Nie ma piwa! Picie w sytuacji alarmu nuklearnego jest... nieciekawym pomysłem

- Przede wszystkim dzięki za AMA, czy kiedykolwiek przeprowadzałeś test, nie wiedząc, że to test, tak że dostałeś tylko rozkaz, wykonywałeś procedurę i nie wiedziałeś co się stanie na końcu? Nie wiem czy wiesz o czym mówię, ale na początku filmu Gry Wojenne coś takiego miało miejsce i ludzie przy pulpitach nie wiedzieli, że to tylko symulacja.

- Nigdy! To fajnie wygląda w kinie, ale to bardzo zły pomysł! Co jeśli przeciwnik dowiedziałby się, że 70% ludzi by nie odpaliło rakiet? Jeśli nasi wrogowie podejrzewaliby, że nasze odstraszanie to ściema, to byłoby to słabe odstraszanie.

* * * * *

- Czy jest jakiś film lub serial, który według ciebie dobrze pokazuje jak wygląda życie w bunkrze?

- Jest taki film "First Strike", który został nakręcony przez Siły Powietrzne za czasów Cartera. Pokazuje procedury odpalenia rakiet Minuteman II i całą resztę systemu odstraszającego. Jak na 30-letni film procedury są pokazane dość dokładnie.

- Czy była jakaś sytuacja kryzysowa? Kiedy myślałeś, że faktycznie możecie odpalić rakiety?

- Jak pisałem wcześniej - nigdy. Jak się domyślam gotowość bojowa była podniesiona po atakach na WTC, ale to było najbliżej do odpalenia od czasów Zimnej Wojny.

- Co byłoby celem 11 września?

- To nie jest kwestia celu. Kraj został zaatakowany. To się wydarzyło jedynie kilka razy w historii. Od II wś stworzyliśmy system, który wymusza reakcję wojska na taki atak. Rezerwiści i Gwardia zostają postawieni w stan alarmu, samoloty zaczynają tankować, okręty wychodzą w morze itd. Ta reakcja dotyczy też wojsk rakietowych. Na przykład usuwamy z kapsuły wszystkie nie przymocowane przedmioty. Jeśli zrzucono by na nas atomówkę wstrząs byłby tak duży, że moneta zmieniłaby się w pocisk. Dlatego nasze fotele mają pasy bezpieczeństwa jak w kolejce górskiej i przytwierdzamy fotele do podłogi.

- Wyobrażam sobie, jak ty i drugi oficer stoicie przy pulpicie, z kluczami w rękach, czerwone światełka migają, alarmy wyją, a wszyscy inni biegają wokół z górami kaset i książek, i pospiesznie wyrzucają je przez właz, a za nim powstaje wielka góra wyrzuconych rzeczy.

- Na dole jest nas tylko dwóch, więc jeśli dostalibyśmy informację przed uderzeniem to my byśmy wyrzucali rzeczy przez drzwi, a po otrzymaniu rozkazu odpalilibyśmy rakiety.

* * * * *

- Jak oceniasz wstęp do gry Red Alert 2?

- Uwielbiałem RA2! (Co EA zrobiło z tak wspaniałym pomysłem?!) Niezłe jak na filmik w grze, ale niezbyt realne

- A przy okazji, jak tam graliście w gry? Czy mogliście mieć prywatne komputery (oczywiście bez internetu)?

- Świetne pytanie, zasługujące na całą oddzielną rozmowę. Na dole, w kapsule nie można grać. Jakakolwiek elektronika, która nie została zatwierdzona przez speców z Hill AFB może zakłócić działanie naszego sprzętu. Ale ludzie i tak to robią. Nie uważałem, żeby taszczenie tam mojego XBoxa była warte wysiłku, ale pewnie bym go zabrał gdybym miał nową grę, jak Gears of War albo Halo, albo CoD, w której miałbym do przejścia kampanię. Przeszedłem przez GoW2 na jednej zmianie "przy pulpicie". Jeden z naszych podoficerów z góry wykombinował jak grać ze swojego pokoju w World of Warcraft. Do dziś nie wiem jak mu się to udało. W pokoju nie miał internetu i w okolicy nie było zasięgu komórek. Ale mu się udało i to na świetnym łączu. On był moim bohaterem!

- Jak przebiega odpalenie pocisków nuklearnych?
Prezydent wydał rozkaz ataku. Co się dzieje od tej chwili do momentu startu rakiety? Co dokładnie robisz, żeby wystrzelić pocisk? Chyba nie jest duży czerwony przycisk z żółto-czarną klapką?

- Większość z tego jest tajna. W każdym razie, jeśli dostaniemy rozkaz możemy go wykonać dość szybko. Odtajniona wersja wygląda tak, że dostajemy zaszyfrowaną wiadomość przez 5 różnych systemów komunikacyjnych, niektóre z nich przetrwają nawet impuls elektromagnetyczny (EMP). Weryfikujemy czy wiadomość jest poprawna i autoryzujemy ją przy pomocy klucza zamkniętego w sejfie z dwoma zamkami (w ten sposób jedna osoba nie może dostać się do kluczy). Jeśli bunkry zostałyby zniszczone, ale rakiety by przetrwały, specjalny samolot może przelecieć nad polami rakietowymi i zdalnie odpalić rakiety.

- Samolot zdalnie odpala rakiety? To trochę przerażające.

- Pociski muszą przejść w tzw. Tryb Radiowy. Jeśli silos traci kontakt z kapsułą na określony okres czasu ten tryb włącza się automatycznie. W innym przypadku samolot nic nie zrobi.

* * * * *

- Dzięki za ten wątek. Odkąd obejrzałem Gry Wojenne zawsze się zastanawiałem jak to wygląda. Mam kilka pytań:
Czy jesteście uzbrojeni, a jeśli tak, czy macie "zmusić" do działania partnera, który nie chce wykonać rozkazów?
Wspomniałeś o zmianie celów rakiet. Czy wiecie gdzie pociski są wycelowane, czy raczej wpisujecie jakiś kod i komputer sam ustawia cel? (Chyba nie macie mapy świata na ekranie z krzyżykiem sterowanym myszką, ale może znacie współrzędne?)

- Nie ma broni! Mieli ją w czasie Zimnej Wojny, ale nie było jej tam od dawna, już kiedy dostałem przydział. Kody. Nie wiemy gdzie rakiety są wycelowane, ale gdybyśmy chcieli możemy to sprawdzić. Ja nie chciałem. Mógłbym wyobrazić sobie jak wygląda cel i mieć opory przed odpaleniem.

- Jak długo trwa zmiana celu? Czy to skomplikowany proces, czy łatwa i szybka procedura?

- Możemy to zrobić szybko. Zatrważająco szybko.

- Czy to prawda, że kod odpalenia był kiedyś ustawiony na 000000000000?

- Czytałem o tym w prasie. Oczywiście w żaden sposób nie skomentuję tematu kodów.

* * * * *

- Czy odizolowanie w bunkrze w jakikolwiek sposób na ciebie wpłynęło?

- Dla niektórych jest to męczące. Inni lubią ciszę. To jest jak z walką - różnie wpływa, na różnych ludzi.

* * * * *

- Jaki jest rzeczywisty odpowiednik dużego czerwonego przycisku?

- Cztery przełączniki odpalające

* * * * *

- Czy mieliście tam chińszczyznę?

- Nie było żadnego jedzenia na zamówienie. Chyba, że ktoś sam sobie przyniósł do odgrzania. Bunkry dowodzenia są bardzo, bardzo odosobnione. Z bazy do naszego posterunku jechało się dwie godziny.

- Czy naprawdę nosicie Snuggies (koce z rękawami)?

- Nie wszyscy! Ale wymogi ubioru są bardzo luźne. Siedzisz za dwoma grubymi, ciężkimi drzwiami bunkra. Twój partner zwykle śpi na pryczy. Więc dres, jeansy, cokolwiek ci pasuje. W czasie jednego z alarmów zepsuło się nam chłodzenie. Temperatura w kapsule osiągnęła ponad 38 stopni C. Ten alarm przesiedziałem z bieliźnie.

- Jest coś bardzo niepokojącego w myśli, że gdzieś pod ziemią siedzi koleś w gaciach i odpala atomówki.

- Mi to mówisz?

* * * * *

- Czy był taki moment, że prawie nacisnąłeś przycisk?

- Ani razu. Dzięki Bogu! Przechodziliśmy w stan podwyższonej gotowości, jeśli zagrożenie jest poważne. Jak się domyślam 11 września jednostki rakietowe były w stanie bardzo wzmożonej czujności. Na co dzień zwykle po prostu pilnujemy, żeby pociski były w stanie gotowym do użycia.

- Czy byłeś na służbie 11 września?

- Wtedy byłem jeszcze na studiach.

- Jeśli musiałbyś wystrzelić rakiety, czy czułbyś się źle będąc odpowiedzialnym za śmierć milionów ludzi? Jak dużo o tym myślałeś?

- Szkolenie jest tak przeprowadzone, żebyś wykonał procedurę startową bez emocji. Nigdy nie musiałem tego wykonać naprawdę, tylko na ćwiczeniach. Myślę, że byłbym bardzo smutny, że wydarzenia tak się rozwinęły, że musiałem wykonać swój obowiązek. Ale myślę, że nie wykonanie go spowodowałoby, że czułbym się jeszcze gorzej. Od 1945 nie użyliśmy broni atomowej. Jeśli dostałbym rozkaz, wszyscy wiemy, że byłaby to dla nas ostateczność.

* * * * *

- Ile osób przebywa w takich bunkrach? Co robiliście dla rozrywki?

- 3 pola rakietowe mają po 150 rakiet w stanie gotowości. Każda eskadra ma 50 pocisków kontrolowanych przez 5 grup po 2 osoby każda. Więc w każdej chwili w gotowości siedzi 90 "rakietowców". W czasie Zimnej Wojny było tego dużo więcej, bo wtedy mieliśmy 9 pól rakietowych.

* * * * *

- Czy to był system z dwoma kluczami, jak w filmach?

- Odpalenie wymaga czterech rąk. Są dwa zestawy przełączników odpalających i każdy z tych przełączników wymaga klucza. Klucze są zamknięte w sejfie z dwoma zamkami, więc do jego otwarcia potrzeba dwóch osób.

- Dla większości osób, nie pracujących w twojej branży, łatwo jest ignorować świadomość ryzyka ataków nuklearnych. Czy pracując tam zdałeś sobie sprawę jak łatwo może dojść do takiego ataku? Czy jest tak źle jak myślimy, czy jesteśmy w stanie sprzątnąć wszystko zanim do nas dotrze? Poza odpaleniem rakiet, jak dobry jest nasz system kontrataku?

- Tak, czasami to jest przerażające. To modne, aby protestować przeciwko broni nuklearnej. Trochę tym ludziom zazdroszczę, bo widzą nasz świat takim, jak my byśmy chcieli żeby był. Pokojowy i bez idiotów gotowych do użycia takiej broni. Moim obowiązkiem było upewnienie się, że NIGDY jej nie użyją, a żeby to osiągnąć musiałem mieć pewność, że moje pociski są sprawne.

* * * * *

- 4 8 15 16 23 42

- lol! Uwielbialiśmy tam Zagubionych!

* * * * *

- Jakie tam są zabezpieczenia przed samodzielnym odpaleniem pocisków przez załogę?

- Cała masa! Jako załoga o wielu z nich nawet nie wiemy, ponieważ są związane z budową pocisku i trzeba być ekspertem w tym temacie (i mieć dostęp na poziomie Q). W czasie alarmu my jesteśmy najważniejszym zabezpieczeniem. Jeśli ktoś przechwyci kody i pocisk zostanie "włączony" inne kapsuły mogą go szybko wyłączyć. Nigdy do tego nie doszło, o ile wiem. Ale każde odpalenie wymaga wielu kodów i chęci wielu osób. To dobry system. Nigdy nie mieliśmy przypadkowego wystrzelenia lub wybuchu.

* * * * *

- Czy są jakieś oficjalne plany co robić po odpaleniu pocisków?

- Tak, jest właz ucieczkowy wypełniony piaskiem. Nim się można kawałek wydostać, dalej trzeba kopać

- Dla tych, którzy nie wiedzą to jest najprawdopodobniej (oczywiście nie mam jak tego sprawdzić) system podobny do tego we francuskiej linii Maginota. Szyb dwukrotnie głębszy niż potrzeba, z górną połową wypełniona piaskiem, żwirem czy czymś podobnym, przez co ciężko się przekopać. Kiedy trzeba uciekać otwiera się zapadnia w środku szybu, zrzucając wypełnienie do komory poniżej i otwiera drogę na górę.

- Jaka była najstraszniejsza część bunkra?

- Jest wiele opowieści o "nawiedzonych" bunkrach. Myślę, że to wynika z długich okresów izolacji. Spotkałem kiedyś instruktora, który przysięgał, że kiedy otworzył właz bunkra usłyszał głos śpiewającej małej dziewczynki. Wierzę mu, ale uważam, że to raczej wynika raczej z otępienia zmysłów, niż ze spraw nadprzyrodzonych.

Muszę dodać, że według mojej wiedzy nie było bunkrów budowanych w miejscu indiańskich cmentarzy.

* * * * *

- Ile razy w tygodniu ludzie nakrywali cię na "polerowaniu rakiety"?

- lol. Bez komentarza. Ale sam się możesz domyślić. Jesteś 30 metrów pod ziemią. Samotny. I nie ma wiele do roboty. Nie trzeba być inżynierem rakietowym, że tak powiem

* * * * *

- Dzięki za to AMA. Jak sobie dawałeś radę pod ziemią przez tak długi czas, mając świadomość, że masz możliwość zniszczenia całego narodu?

- Właściwie to wielu narodów. Bez problemu mógłbym rozwalić Luksemburg i kilka karaibskich wysp używając tylko 10 rakiet. Ale nikt tam w ten sposób nie myśli. Jesteśmy jedynymi ludźmi w służbie wojskowej, którym się płaci za NIE używanie ich broni.

- Co jest najlepszą stroną twojej pracy? I najgorszą?

- To naprawdę świetne pytanie. Najlepszą chyba jest koleżeństwo. Jest ekipa wspaniałych ludzi po 20-kilka lat, która dzieli ze sobą wiele prób i radości (mniej radości, niestety) na służbie. Wynajmowaliśmy mieszkanie w pobliskim ośrodku narciarskim, braliśmy przepustki i znikaliśmy w górach, kiedy tylko nie było alarmu. Ale służba jest ciężka. Jest wymagająca emocjonalnie oraz wymaga rygorystycznego szkolenia i działania. Ciągle cię kontrolują, co zawsze powoduje stres. Najgorszą rzeczą jest to, że zdajesz sobie sprawę, że w Iraku czy Afganistanie są ludzie, którzy narażają swoje życie, a ty narzekasz na swoją służbę z gorącymi posiłkami i ciepłym łóżkiem. To mnie wykańczało, dlatego odszedłem jak tylko mogłem. Ale cieszę się, że mogłem tego doświadczyć.

* * * * *

- Jak walczyłeś z nudą? Domyślam się, że byliście w dużym stopniu odizolowani od świata zewnętrznego? Mieliście przepustki czy to był przydział długoterminowy?

- Walczyliśmy z nudą na wszystkie sposoby. Czytałem dużo książek i oglądałem filmy. Dostaje się przepustki, ale miesiące są długie. Łącznie z treningami i podróżami z i do pola rakietowego wychodziło 26-27 dni roboczych w miesiącu.

* * * * *

- Miałem kumpla, który pracował w podziemnym bunkrze. Zachorował na raka krtani, a nigdy nie palił.

- Bunkry są STARE. Sam mam problemy z układem oddechowym związane ze służbą tam. Biedny kumpel.

- Czy jest tam jakiś układ samozniszczenia (dla bunkra, rakiet)? Czy odmówiłbyś wykonania rozkazu gdybyś miał odpalić rakiety na przykład na Niemcy, Wielką Brytanię czy Kanadę? Jeśli mógłbyś odpalić jedną rakietę na wybrany przez siebie cel (tylko nie ocean czy pustynię), wiedząc, że nie nie byłoby żadnych skutków w stylu trzeciej wojny światowej, w co byś strzelił?

- lol, nie! Rozkazy przychodzą zaszyfrowane, więc nie wiemy gdzie polecą rakiety. Odpowiedź na trzecie pytanie: Księżyc oczywiście. Musi być zniszczony!

* * * * *

- Co się dzieje w przypadku pożaru w bunkrze? Czy możecie próbować ugasić go samemu, czy musicie uciekać?

- Jest kilka sposobów na ugaszenie ognia, ewakuacja to ostateczne rozwiązanie. Wszystko ma układy zapasowe, więc jeśli to konieczne inny zespół może przejąć kontrolę nad naszymi rakietami.

* * * * *

- Jak głęboko jest położony bunkier?

- Większość znajduje się około 30 metrów pod ziemią.

* * * * *

- Ile zarabiałeś?

- Nieźle. Pensja oficerska jest całkiem niezła, ale w sektorze prywatnym zarobiłbym więcej.

- Jako kontroler punktów dowodzenia jestem trochę zaniepokojony. Nie wiem czy mówisz prawdę. Jestem zdziwiony, że nie macie kuchni, domyślam się, że pracujecie na 12-godzinnych zmianach. Jaki masz stopień i gdzie służysz?

- Mieliśmy kuchnię na górze, i kucharza. A punkt dowodzenia znajdował się w bazie i zajmował się odbieraniem telefonów o kotkach na drzewach, więc nie dziwię się, że brzmi to trochę obco (przepraszam, musiałem). Ale odpowiadając na twoje pytanie, byłem kapitanem, instruktorem w OSS, dowódcą załogi, zastępcą i miałem niewątpliwą przyjemność uczestniczenia w 3-dniowych alarmach. To powinno wystarczyć, aby zaspokoić twoją ciekawość.

* * * * *

- Czy zajmowałeś się też serwisem rakiet, czy zajmowali się tym technicy?

- Technicy. Oni są niesamowici! Pracują na zewnątrz, czasami do białego rana, w ujemnych temperaturach. My siedzieliśmy w klimatyzowanym bunkrze i doglądaliśmy tego co oni robią, żeby mieć pewność, że nic nie namieszają. Wprowadzaliśmy ich i wyprowadzaliśmy z terenu. Upewnialiśmy się, że właz do bunkra jest zamknięty.

* * * * *

- Mam jedno proste pytanie. Pewnego dnia budzi się prezydent i wydaje rozkaz odpalenia rakiet. Nikt nie wie dlaczego, ale on wielokrotnie powtarza, że chce aby odpalono pociski. Co by się stało?

- Jeśli kody byłyby prawidłowe rakiety by poleciały i bombowce wystartowały. Na szczęście nigdy czegoś takiego nie było.

* * * * *

- Jak fajnie się czujesz, kiedy mówisz komuś o swojej pracy?

- Szczerze mówiąc to jest super! Ludzie są szczerze zainteresowani i to jest wspaniałe uczucie. A ja lubię o tym opowiadać. Ludzie bardzo mało wiedzą o tym jak wygląda praca w jednostce rakietowej. Dlatego zdecydowałem się zrobić to AMA.

- Hipotetyczny scenariusz: Z jakiegokolwiek powodu Rosja i Chiny dokonują pierwszego uderzenia na Amerykę, które wszystkich zaskakuje. Uderzenie unicestwia praktycznie wszystko. Na podstawie zniszczeń wiadomo, że wojna jest przegrana, ale rząd nie chce się jeszcze poddać. Twój bunkier i pociski przetrwały i dostajesz rozkaz odpalenia. Co byś zrobił? Wojna już jest przegrana, a Ameryka zniszczona. Pociski byłyby wystrzelone tylko dla zemsty i żeby zabić jeszcze więcej ludzi w wojnie, która już się skończyła. Co byś zrobił?

- A może chcą zniszczyć pozostałe rakiety Rosji i Chin, żeby dostali na tyle mocno, aby nie mogli dalej zagrażać Stanom? I wtedy będziemy mogli się odbudować. Szkoli się nas tak, abyśmy nie myśleli w ten sposób. To jest problem dla wyższego dowództwa, nie dla tych, którzy pociągają za spust. Tak działa wojsko.

* * * * *

- Jaki jest czas składowania pocisków? Widziałem we wcześniejszej odpowiedzi, że wymagają dużo pracy, bo mają już ponad 40 lat. Jest jakiś czas przydatności do użycia, po którym są złomowane i zastępowane nowymi?

- Ciągle wymieniamy części na nowe, więc dla Sił Powietrznych to są "nowe" rakiety. Ale cała infrastruktura, jak linie przesyłowe, komunikacyjne czy konstrukcja silosów, zużywają się i coś z tym trzeba będzie zrobić. Wydaje nam się, że pociski Minuteman III będą w służbie do 2030.

* * * * *

- Pewnie głupie pytanie, ale zawsze mnie to zastanawiało. Czy przez bliską pracę z rakietami byłeś wystawiony na wyższe niż przeciętnie poziomy promieniowania?

- Bunkier jest dość daleko od rakiet, kilkanaście kilometrów. Z bliska widziałem tylko 3 czy 4 pociski. Nie miałem potrzeby tam chodzić!

* * * * *

- Jaki był twój najbardziej stresujący dzień?

- Tajne, ale nie dlatego, że mieliśmy odpalać rakiety. Miało to związek z zepsutą toaletą.

Kradzione z joemonster.pl

POBÓR POLAKÓW Z POMORZA DO WEHRMACHTU

t................0 • 2013-01-23, 21:00
Obiecany materiał spodoba się będzie więcej

POBÓR POLAKÓW Z POMORZA DO WEHRMACHTU

Podbój Polski w 1939 r. i włączenie części ziem polskich w skład terenów wcielonych do Rzeszy narzuciły mieszkańcom Pomorza obowiązek służby wojskowej w armii niemieckiej. W utworzonym decyzją Hitlera z 8 października 1939 r. Okręgu Rzeszy-Prusy Zachodnie (od 2 listopada 1939 r. - Gdańsk-Prusy Zachodnie) już w 1940 r. przeprowadzono pobór Polaków - byłych obywateli Wolnego Miasta Gdańska do Wehrmachtu.

W pierwszym rzędzie brano do armii niemieckiej tych, którzy przed wybuchem wojny nie odgrywali aktywnej roli w polskim życiu społeczno-politycznym w Wolnym Mieście. Po ogłoszeniu rozporządzenia o Niemieckiej Liście Narodowej z 4 marca 1941 r., dotyczącego określenia stopnia przynależności państwowej mieszkańców z terenów wcielonych do Rzeszy, pobór Polaków z Pomorza nabrał charakteru masowego. Oznaczało to również, że poboru do armii niemieckiej dokonywano, zanim prawnie uregulowano status administracyjno-państwowy mieszkańców tych ziem.

Komisje rozpatrujące wnioski o przyznanie wobec poszczególnych grup ludności Niemieckiej Listy Narodowej miały obowiązek przekazać wojskowym komendom uzupełnień spisy mężczyzn, którzy podlegali służbie wojskowej. Na podstawie marcowego rozporządzenia Heinricha Himmlera oraz reskryptu z 13 marca 1941 r. Oberkommando der Wehrmacht wydało 2 października 1942 r. dekret dotyczący zasad pełnienia służby wojskowej przez osoby wpisane do III grupy Niemieckiej Listy Narodowej. Zgodnie z nim osoby powołane do wojska przed wpisaniem na listę miały być zwolnione od pełnienia służby wojskowej w przypadku, gdyby decyzja komisji do spraw Niemieckiej Listy Narodowej okazała się odmowna. Zwolnienie przysługiwało również wtedy, jeżeli jedno z rodziców poborowego lub oboje zostali zakwalifikowani do grupy IV.

Kategorie Niemieckiej Listy Narodowej

Rozporządzenie z 4 marca 1941 r. o Niemieckiej Liście Narodowej i przynależności państwowej ustalało status mieszkańców terenów wcielonych do Rzeszy - zatem dotyczyło bezpośrednio osób zamieszkujących Reichsgau Danzig-Westpreussen. Wstępem do niego był dokument z 12 września 1940 r., który wprowadzał podział na poszczególne kategorie ludności zamieszkującej te tereny.

O rozpoczęciu akcji przyjmowania wpisów na Niemiecką Listę Narodową informowała miejscowa prasa. Rozporządzenie z 4 marca 1941 r. dotyczyło obywateli polskich, którzy z dniem 26 października 1939 r. zostali bezpaństwowcami, oraz posiadaczy obywatelstwa gdańskiego, którzy je utracili z dniem 1 września 1939 r., lecz z tymże dniem ich miejsce zamieszkania znajdowało się na terenie byłego Wolnego Miasta Gdańska.

Do grupy I zaliczono Niemców-posiadaczy obywatelstwa polskiego lub gdańskiego biorących czynny udział w niemieckim (narodowosocjalistycznym) życiu politycznym. Do grupy II zaliczono Niemców bądź osoby pochodzenia niemieckiego, które zachowały niemiecką świadomość narodowościową wyrażaną na co dzień oraz do wojny nie występowały w sposób aktywny politycznie.

III grupa Niemieckiej Listy Narodowej była wyjątkowo szeroka. Do niej, decyzją twórców dokumentu, należało zaliczyć osoby pochodzenia niemieckiego (spolonizowane), które dawały gwarancję na powrót do narodowosocjalistycznej wspólnoty narodowej, osoby z małżeństw mieszanych (z osobą pochodzenia nieniemieckiego), mające decydujący wpływ na współmałżonka oraz wszystkich tych, którzy - zdaniem twórców rozporządzenia - należeli do grup ludności skłaniającej się ku niemczyźnie (mieszkańcy Pomorza, Śląska).

Grupa IV była przeznaczona dla osób, które co prawda zachowały niemiecką świadomość narodową, ale politycznie przed wybuchem wojny i w czasie akcji wpisowej deklarowały przynależność do polskości.

Wpisowi na Niemiecką Listę Narodową nie podlegali obywatele polscy i obywatele Wolnego Miasta Gdańska, których miejsce zamieszkania z dniem 7 marca 1941 r., tj. wejścia w życie rozporządzenia, znajdowało się na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Z grona osób uprawnionych do wpisu na listę wykluczano również tych, którzy byli posiadaczami obywatelstwa gdańskiego, lecz do dnia wejścia w życie przepisów o Niemieckiej Liście Narodowej nabyli obce obywatelstwo.

Himmler wydał 16 lutego 1942 r. okólnik, w którym precyzował kryteria, jakim podlegali umieszczeni w grupie IV. Zalecał przyjmować do tejże grupy osoby pochodzenia niemieckiego, żyjące w mieszanych małżeństwach z "obcoplemieńcami", następnie dzieci z małżeństw mieszanych osób pochodzenia niemieckiego i "obcoplemiennego". W grupie tej znajdowali się również ci, którzy ulegli wpływom Kościoła katolickiego lub ewangelickiego. Zgodnie z okólnikiem do grupy IV wpisywano wszystkich, którzy dobrowolnie wyrzekli się niemieckości ze względów stanowych bądź dla osiągnięcia wysokiej pozycji w Polsce, oraz tych, którzy utracili niemiecką tożsamość narodową na skutek przebywania w izolacji od wpływów niemieckiej kultury. Posiadaczy IV grupy Himmler polecił określać w sposób oficjalny mianem "spolszczonych Niemców". Nieoficjalnie jednak nazywano ich renegatami.

Zmiany kryteriów poboru

Wcielanie do wojska odbywało się na mocy ustawy z dnia 16 marca 1935 r. o służbie wojskowej Trzeciej Rzeszy wraz z późniejszymi przepisami wykonawczymi. Do wybuchu wojny w myśl tego aktu prawnego służbę wojskową w armii Trzeciej Rzeszy mógł pełnić Niemiec, który jednocześnie spełniał nazistowskie wymogi rasowe. Zgodnie z paragrafem 4 ustawy czas trwania obowiązku wojskowego ustalono na okres rozpoczęty 19 rokiem życia, a zakończony 45 rokiem życia. Wymóg pełnienia służby podczas wojny podlegał rozszerzeniu o kolejne roczniki.

W okresie od grudnia 1942 r. do sierpnia 1943 r. ponownie przystąpiono do kolejnych regulacji problemów związanych z poborem do armii niemieckiej (w tym i zasad awansowania) osób wpisanych do grupy III oraz ich rodzin, którym przyznano grupę IV Niemieckiej Listy Narodowej.

Osoby należące do grupy III i pełniące służbę wojskową podlegały wielu obostrzeniom, wynikającym z nieufności władz co do ich lojalności wobec Trzeciej Rzeszy. Z wcielonych do Wehrmachtu nie wolno było tworzyć odrębnych pododdziałów, rozdzielając ich w miarę możliwości pojedynczo lub po kilku w plutonie (2-3 osoby). Oprócz tego, zgodnie z zarządzeniem z 25 listopada 1942 r., za próby łamania dyscypliny, usiłowania dezercji lub sabotażu przynależnych do III grupy karano śmiercią. Powołanych do służby wojskowej kierowano od roku 1943 do różnych formacji służących na terenie Rzeszy i państw okupowanych. Powodem, dla którego rozrzucano ich po całej Europie, była obawa administracji przed możliwością popełnienia przez wcielonych dezercji. W tym przypadku represjom podlegali również bliżsi i dalsi członkowie rodzin dezerterów. Możliwość awansu dla osób z poboru ograniczono do stopnia starszego strzelca.

Uchylanie się od służby i dezercje

Występujące przypadki ukrywania się przed powołaniem do wojska były ścigane przez organa powołane do tego celu - żandarmerię, policję i komendę uzupełnień Wehrmachtu. Rozporządzenia o poszukiwaniach osób uchylających się od służby wojskowej publikowano w dziennikach urzędowych właściwych dla danego powiatu. Prócz uchylania się od poboru dość powszechnym zjawiskiem wśród Polaków z ziem wcielonych do Rzeszy była dezercja. Porzucający wrogie szeregi na różnych odcinkach frontu zachodniego trafiali do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Ocenia się, że łącznie do PSZ trafiło ponad 70 tys. Polaków z ziem wcielonych do Rzeszy - dezerterów i osób z obozów jenieckich. Liczba dezerterów na froncie wschodnim, chociażby ze względu na stosunek bolszewików do jeńców, musiała być nieporównywalnie mniejsza. Pomorscy dezerterzy i poborowi uchylający się od służby w Wehrmachcie zasilili licznie oddziały partyzanckie Armii Krajowej i "Gryfa Pomorskiego" w Borach Tucholskich. Spotykamy ich nie tylko w grupach leśnych na Pomorzu, ale też i w oddziałach partyzanckich AK na terenie całego kraju, z Kresami Wschodnimi włącznie. Wielu z nich zapisało się chlubnie w dziejach swych partyzanckich jednostek. Należy jednak wspomnieć o tym, że część unikających służby wojskowej w armii niemieckiej miała na uwadze nie tyle patriotyzm i niechęć do noszenia obcego munduru, ile dążyła do ratowania własnego życia.

Poborowi o zbyt polskim nazwisku początkowo musieli się liczyć z koniecznością jego zmiany na niemiecko brzmiące, gdyż dotychczasowe brzmienie nastręczało jego posiadaczowi wielu trudności. Z biegiem czasu odstępowano od tego procederu, pozostawiając nazwisko niemal niezmienione. Natomiast polska prasa konspiracyjna sugerowała, że do problematyki używania języka polskiego przez osoby wcielone do Wehrmachtu niemieckie władze administracyjne przez jakiś czas podchodziły dość łagodnie, wręcz ułatwiając możliwość porozumiewania się rekrutów z przełożonymi.

Z biegiem czasu, w związku z pogarszającą się sytuacją wojenną Niemiec i koniecznością mobilizowania coraz to młodszych i starszych roczników, patrole żandarmerii częściej kontrolowały młodych ludzi. Jednocześnie funkcjonariusze właściwych dla danego terenu komórek NSDAP przystępowali do sporządzania spisów osób zdolnych do służby w formacjach Volkssturmu. Ta akcja rejestracyjna powodowała ucieczki mężczyzn z miast na tereny wiejskie, zwane potocznie "Volkssturmkrankenheit" (choroba chroniąca przed Volkssturmem).

***

Dokonywanie przez władze niemieckie wśród mieszkańców terenów wcielonych do Rzeszy poboru do wojska stanowi część polskiej historii wieku XX. Przez długie lata dla wielu był to fakt wstydliwy, pomijany milczeniem lub wielokrotnie "naciągany" dla uzyskania doraźnych celów. Jednak nie sposób zapomnieć o tym, do dziś bolesnym, fragmencie naszych dziejów.

Warszawa w przededniu wojny. 1939

H................8 • 2012-09-01, 23:33
W przededniu wojny Warszawa była tętniącą życiem Stolicą II Rzeczypospolitej. Miasto, zwane "Paryżem Północy", z wielkim spokojem szykowało się do konfliktu zbrojnego. Aż trudno uwierzyć, że utrwalone na taśmach filmowych, skupione twarze warszawiaków, widzimy chwilę przed zagładą ich świata. Dwa tygodnie, parę dni później, niszczone są domy, od pocisków i bomb ginie ludność cywilna.
Po kilku miesiącach kamera okupanta rejestruje zniewoloną Warszawę, która nie przypomina tamtego - przedwojennego miasta. Nie ma znaczenia, czy domy są całe, czy Nowy Świat ozdobiono kwiatami - nie ma ludzi, którzy tworzyli tamte miasto ...twarze warszawiaków oglądamy w niemieckich kronikach z obozów koncentracyjnych.
Póki co, na filmie trwają przygotowania do wojny...

Arizona

N................k • 2012-07-01, 14:47
Dla odmiany od kompilacji wszelakich i wypadków made in Росси́яz, polecam 46-minutowy obraz z życia sąsiadów z tzw. Polski "A".
Film dokumentalny Ewy Borzęckiej z 1997 roku, opowiadający historię mieszkańców pewnej popegeerowskiej wsi.

Cz.1


Cz.2


Info dla agroturystów: film nakręcono we wsi Zagórki położonej około 20 kilometrów od Słupska (woj. pomorskie).

"Powróćże Komuno do zakładów pracy
Żeby znów szczęśliwi byli rodacy
Żeby pospać mogli sobie za maszyną
Żeby nic nie robić i pić tanie wino"



Jeśli nie było to dziwne.. Albo nieumiejętnie szukałem (świeżak rozumisz)

Endgame

Centurion2009-01-16, 1:37
Najnowszy film dokumentalny Alexa Jonesa, o spisku globalnej elity, mającej na celu ustanowienie Nowego Porządku Świata. Ma on polegać na eliminacji 90% populacji Ziemi i totalnej kontroli pozostałej resztki niewolników. Co nie udało się tyranom takim jak Napoleon i Hitler, udaje się globalistom wprowadzać podstępem krok po kroku. Czy 'Rok 1984' czai się tuż za rogiem? Kim są ciemne elity chcące rządzić całym światem?

Zeitgeist: Addendum

Centurion2009-01-12, 0:13
Zeitgeist, wyreżyserowany przez Petera Josepha, powstał jako utwór non-profit, mający na celu zainspirowanie ludzi, by zaczęli patrzyć na świat z bardziej krytycznej perspektywy, oraz aby zrozumieli, iż bardzo często rzeczy nie są tym, czym większości populacji się wydaje.