Lipiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31
Sierpień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31
Wrzesień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30

W Izraelu wybrano Miss Holokaustu

Konto usunięte • 2013-08-27, 11:52
Piękne suknie, lśniąca biżuteria i wytworne fryzury. 18 pań stanęło na scenie w Maccabi Haifa Basketball Club podczas finału konkursu piękności Miss Holokaustu.






Konkurs odbył się już po raz drugi. W tegorocznym finale znalazły się panie w wieku od 70 do 94 lat, wszystkie są byłymi więźniarkami obozów koncentracyjnych.

GROM walczący

Konto usunięte • 2013-08-27, 16:35
Z operatorem GROM-u – najlepszej polskiej jednostki specjalnej – rozmawiamy o tajnych misjach, poległych kolegach, ukochanych karabinach oraz o tym, czego najbardziej pragną nasi komandosi w Afganistanie



CKM: Kto to jest „breacher”?
Vinci: Facet, który robi przejście dla swojej ekipy. Wysadza okna, ściany, dachy oraz inne takie rzeczy. Byłem breacherem przez większość z tych 13 lat, które spędziłem w GROM-ie.

CKM: A co robiłeś przez resztę służby?
Vinci: Jakiś czas byłem też we wsparciu i odpowiadałem za wszystkie sprawy związane z materiałami wybuchowymi. Zaś na sam koniec trafiłem do szkoleniówki, gdzie miałem zaszczyt i przyjemność uczyć młodych adeptów GROM–u.

CKM: Gdzie byłeś na misjach?
Vinci: W Zatoce Perskiej, Afganistanie oraz Iraku. To wszystko, co mogę powiedzieć.

CKM: Ile osób poza wojskiem wie, że jesteś operatorem GROM-u?
Vinci: Teraz już coraz więcej. Ale przez wiele, wiele lat o tym, w jakiej jednostce naprawdę służę, wiedzieli tylko moi rodzice i kilku najbliższych przyjaciół. Żonie powiedziałem dopiero po długiej znajomości, kiedy już wiedziałem, że na pewno będziemy ze sobą dalej.

CKM: O ilu akcjach GROM–u są informowani zwykli ludzie?
Vinci: To bardzo mała część. Niewielki procent.

CKM: Robicie dobrą robotę. Nie jest ci żal, że prawie nikt o tym nie wie?
Vinci: Opowiem ci taką rzecz. Rozmawiałem kiedyś ze swoim przyjacielem policjantem. On wiedział, że jestem w GROM-ie. Byłem świeżo po misji w Iraku, miałem w sobie mnóstwo emocji, musiałem się nimi z kimś podzielić. Powiedziałem mu trochę o tym, co robiliśmy, on kiwał głową, okej, okej... Ale widać było, że mnie nie rozumie, zupełnie nie czuje tych emocji! Wojna, szczególnie w wykonaniu sił specjalnych, to zupełnie inny świat. Tak naprawdę to, co robimy np. w Afganistanie, zrozumieją tylko ludzie, którzy tam byli. Nikt inny.

CKM: Jak wygląda standardowa akcja GROM-u?
Vinci: Ha, to bardzo trudne pytanie - bo tu nie ma standardu. Nigdy nie ma takiej samej operacji, każde zadanie jest inne. Najkrótsza misja, na której byłem, trwała parę minut: wysiadasz ze śmigłowca, robisz swoją robotę, wracasz do śmigłowca. Na najdłuższej misji to było kilka długich dni w terenie, z dala od bazy.



CKM: Gdy z rzadka pojawiają się jakieś oficjalne informacje o bojowej akcji GROM–u, zawsze to jest sukces i zawsze bez żadnych strat. Nie tylko nie giniecie na polu bitwy, ale nie macie też żadnych rannych ani zadraśnięcia! Czy tak jest w rzeczywistości?
Vinci: Na całym świecie nie mówi się o stratach jednostek specjalnych. Ale zapewniam cię, że w Polsce, na razie i nie kusząc losu - bo pewnie nawet teraz, gdy rozmawiamy, chłopaki w Afganistanie wykonują jakąś robotę - nigdy żaden GROM-owiec nie zginął w akcji. Ranni oczywiście byli, ale żaden nigdy nie poległ.

CKM: Za to na ćwiczeniach...
Vinci: No, niestety. Kilku GROM-owców straciło życie.



CKM: Tylko w 2012 roku były trzy tragiczne wypadki...
Vinci: Cztery. Jednemu na ćwiczeniach nie otworzył się spadochron, drugi miał wypadek w górach, trzeci zaś podczas nurkowania. A czwarty, tyle że już po służbie, rozbił się motorem. To ekstremalne przypadki i wyjątkowo nagromadziły się w tym roku. Bóg przez chwilę zasnął.

CKM: Może wasze treningi są za ostre, zbyt ekstremalne?
Vinci: To nie tak. Musimy nadążyć za naszymi przeciwnikami. Musimy być zawsze dwa kroki do przodu, a nie dwa do tyłu. Czasem się śmiejemy i mówimy, że wszystkich głupich już zabiliśmy. Teraz zostali ci groźniejsi i nie możemy im odpuścić.

CKM: Ilu operatorów oberwało na waszych słynnych treningach z ostrą amunicją?
Vinci: Nigdy to się nie zdarzyło.

CKM: Jaka jest twoja ulubiona broń?
Vinci: Wiesz, obecnie wszyscy operatorzy GROM–u mają taką samą broń podstawową – to karabin automatyczny H&K 416. Ale możemy wprowadzać w nich przeróbki i to jest fajne. Mój ukochany egzemplarz miał trochę inną iglicę, inną sprężynę, inną kolbę, spust był trochę lżejszy. Takich przeróbek były dziesiątki, bo ja strzelam tzw. nachwytem, czyli trzymając karabin od góry, a nie od dołu jak większość. Oczywiście nie sam to wszystko przerabiałem, tylko mój rusznikarz.

CKM: Jak długo ci ten karabin służył?
Vinci: Chyba ze cztery lata. Ale już taki nie jest, bo gdy kończyłem służbę w GROM–ie, przed zdaniem do magazynu musiałem go przywrócić do stanu początkowego.

CKM: W zeszłym roku, na dwa tygodnie przed odejściem do cywila, dostałeś telefon...
Vinci: Byłem właśnie na poligonie. Dzwonił dowódca i pytał, czy - skoro i tak odchodzę z jednostki - nie zechcę zostać oficjalnym konsultantem przy grze „Medal of Honor: Warfighter”. W pierwszej chwili odmówiłem. Ale szybko zmieniłem zdanie.

CKM: Co takiego konsultowałeś?
Vinci: Wszystkie nowoczesne służby specjalne działają podobnie i różnią je tylko niuanse. Więc poleciałem do studia Electronic Arts w Los Angeles i pokazywałem im te drobne różnice: sposoby trzymania broni, celowania, wymiany magazynków. To niby drobiazgi, ale ważne – i wszystko to widać w grze. Ciekawa sprawa: w studiu spotkałem głównych konsultantów tej gry, byłych komandosów SEALs. Okazało się, że się znamy, spotkaliśmy się parę lat wcześniej na misji w Bagdadzie.

CKM: Jesteś zadowolony z gry?
Vinci: Pewnie. Cały „Warfighter” jest fajny. Ale mnie osobiście najbardziej podoba się coś innego niż strzelanina. Chodzi mi o pokazanie relacji operatorów z rodziną. Na początku gry żona zarzuca bohaterowi, że jeździ gdzieś za granicę, nie wiadomo dokąd i po co, a nie zajmuje się rodziną. Daje mu ultimatum – albo jednostka, albo ona. Dopiero gdy terroryzm dotyka ją osobiście, ona rozumie i docenia, jak ważna jest praca jej męża – operatora służb specjalnych.

CKM: Czy inni GROM–owcy też się cieszą, że zostali bohaterami gry komputerowej?
Vinci: Jakby ci to powiedzieć... Dokładnie wczoraj rozmawiałem przez telefon z kumplami w Afganistanie. Jakiś czas się nie widzieliśmy, ale nie pytali, co u mnie słychać, jak leci itd. Pytali, kiedy wreszcie przyślę im „Medal of Honor”. Bo też chcą sobie pograć.


źródło:
ckm.pl/lifestyle/grom-walczacy,8687,1,a.html

Zdjęcia lotniczne Czarnobyla i okolic

Konto usunięte • 2013-08-27, 20:30
Zdjęcia lotnicze elektrowni atomowej w Czarnobylu, radaru Czarnobyl-2 oraz miasta Prypeć 27 lat po katastrofie. Niedługo teren wokół elektrowni i miasto pochłonie las. Dwa ostatnie zdjęcia są sprzed katastrofy.







Wywiad z Romanem Polko

Konto usunięte • 2013-08-27, 0:24
Generał Roman Polko powie Ci szczerze i prosto w oczy, czy jesteś wystarczająco dobry, żeby zostać komandosem



CKM: Najsłynniejszy polski komandos na kanapie, w kapciach, z piwem w dłoni?! Panie Generale, spoczął Pan na laurach?

Roman Polko: Oczywiście, że nie. Po odejściu z wojska mam wreszcie czas na rozwój w innych dziedzinach, wykorzystanie niedawno obronionego doktoratu. Wykładam na różnych uczelniach, biorę udział w konferencjach na całym świecie, mogę jeszcze ostrzej trenować, brać udział w morderczych maratonach...

CKM: Właśnie, przyszedłem do Pana, by się przekonać, czy nadaję się do komandosów. Zacznę od tego, że uwielbiam się bić.

R.P.: To niekoniecznie dobra cecha, zwłaszcza gdy góruje nad rozumem. Oczywiście komandos musi dawać sobie radę w starciach wręcz. Sam musiałem czasami wykorzystywać te umiejętności w zetknięciu z niezbyt kulturalnymi ludźmi, zwłaszcza w PRL–owskich pociągach. Ale nigdy nie biłem się dla samego bicia. To bardzo zła motywacja do wstępowania w szeregi sił specjalnych.

CKM: John Rambo zawsze był głęboko umotywowany!

R.P.: Ależ to bardzo kiepski żołnierz. Wywaliłbym go z mojej jednostki na zbity pysk! W armii nie ma miejsca dla gwiazdorów chcących w pojedynkę wygrywać wojny, idących samemu z kałasznikowem na całą armię. Nie ma miejsca dla takich groźnych indywidualistów, niebezpiecznych dla innych żołnierzy.

CKM: Rozumiem, że idealny komandos to wytrenowany trep ze skłonnością do wazeliniarstwa?

R.P.: To nie tak. W GROM–ie nie zrobi się kariery dzięki tępemu wykonywaniu rozkazów i osiąganiu mistrzostwa we wchodzeniu w tyłek oficerom. Tu ceni się kreatywność, inteligencję i własne zdanie. Wręcz niepokorność. To cecha genetyczna sił specjalnych rządzących się zupełnie innymi zasadami niż zwykłe jednostki. Możesz przychodzić na służbę nieogolony i nie salutować przełożonym. Im mniej typowo wojskowych nawyków, tym mniejsze ryzyko wpadki, gdy musisz wtopić się w tłum cywilów.

CKM: Czy mogę starać się o robotę w GROM–ie, jeśli mdleję na sam widok wiertła dentystycznego?

R.P.: Może być z tym kłopot. Komandos musi mieć wysoko postawiony próg bólu. Do tego dochodzą odpowiednie ćwiczenia. W GROM–ie jednym z bardzo ważnych elementów szkolenia jest przygotowanie do przetrwania brutalnych przesłuchań. Proszę mi wierzyć – te treningi są bardzo zbliżone do realnych sytuacji. Podkreślam – bardzo!

CKM: W programie, domyślam się, są również zajęcia z waterboardingu?

R.P.: Oczywiście. Ale to nic, znacznie bardziej wstrząsające są ćwiczenia z prądem o bardzo wysokim napięciu. Wszystko odbywa się pod kontrolą lekarzy i psychologa. Ten ostatni jest przydatny nie tylko do obserwowania „ofiary”. Bacznie kontroluje także operatora grającego rolę kata. Bo czasami dochodzi do takiego wzrostu poziomu adrenaliny, że ludzie podczas ćwiczeń zbyt daleko zapędzają się, żeby wyciągnąć zeznania.



CKM: Jeśli mam delikatne podniebienie i byle czego do ust nie wezmę...

R.P.: Brzydzą pana gąsienice i dżdżownice? Niedobrze... Trzeba być wszystkożernym. Ale spokojnie, człowiek odpowiednio głodny zje absolutnie wszystko. Swoją drogą, wspólnie zjedzony pies czy kot genialnie buduje poczucie wspólnoty wśród żołnierzy.

CKM: Ale jeszcze lepsze jest chyba wspólne zabicie człowieka?

R.P.: Przede wszystkim nie „zabicie”, lecz „wyeliminowanie”. Nie jesteśmy mordercami czerpiącymi frajdę z pozbawiania ludzi życia. Owszem, zdarzają się tacy psychopaci, lecz są natychmiast usuwani z oddziału. Profesjonalista wie, że strzał do człowieka to ostateczność, konieczność...

CKM: Nawet jeśli ma np. 9 lat?

R.P.: O ile mierzy do ciebie z kałasznikowa...

CKM: Gdybym był celem ostrzału i zawiodły mnie – powiedzmy brutalnie – zwieracze, przekreśliłby mnie Pan jako żołnierza?

R.P.: Ludzie reagują na takie sytuacje różnie. Dowiadują się tego dopiero na polu bitwy – żaden trening z ostrą amunicją nie przygotowuje wystarczająco dobrze do tego momentu. Właśnie – przypominają mi się sytuacje z misji w byłej Jugosławii, gdzie Serbowie lubili puszczać serie z karabinu tuż obok nowych żołnierzy z kontyngentu pokojowego. Strzelali nie po to, żeby zabić, ale żeby przekonać się, czy dany żołnierz jest tchórzem. No i przy okazji świetnie się bawili (śmiech).

CKM: Ci, którzy okazywali się babami, odpadali z płaczem?

R.P: Oj, uważajmy – choć pod niektórymi względami kobiety są gorszymi żołnierzami, to jest jedna kategoria, w której przewyższają mężczyzn o głowę – chodzi o konsekwencję i bezwzględność. Mówię serio! Proszę mi uwierzyć, że to właśnie kobieta w sytuacjach ekstremalnych zachowa zimną krew i, gdy będzie taka konieczność, wyeliminuje zagrożenie, nawet jeśli będzie miało ono postać wspomnianego dziewięciolatka.

CKM: Jasna cholera!



Inny wywiad z Roman Polko


źródło:
ckm.pl/lifestyle%2Fwojsko-polskie-grom-i-roman-polko,1037,1,a.html