Lipiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31
Sierpień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31
Wrzesień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30

Egzorcysta

Konto usunięte • 2013-08-13, 8:47
Recenzja


Pewien koleś bardzo się ucieszył, gdy zauważył na chodniku coś co wyglądało jak dziesięciodolarowy banknot. Nie, żeby dziesięć dolców miało zmienić jego życie, ale jednak to miłe. Okazało się jednak, że to nie był jego szczęśliwy dzień. Po rozwinięciu zobaczył...



... że tak oto kościoły 'reklamują się' w stanach

tłumaczenie początku: "Rozczarowany? Jezus Cię nie zawiedzie. Uczyń Jezusa Chrystusa Panem swojego życia!..."

A tak swoją drogą, to taką kase, należałoby wrzucać na tace.

Tajemniczy ksiądz

Konto usunięte • 2013-08-13, 11:57
Ksiadz “aniol” odwiedza miejsce wypadku w Missouri

Pracownicy pogotowia wraz z pobliską społecznością we wschodnim stanie Missouri nie są pewni co zrobić z tajemniczym księdzem, który pojawił się w miejscu wypadku w niedziele 4 sierpnia rano a którego modlitwy zmieniły zagrażające życiu wydarzenia.
Jeszcze dziwniejsze jest to, że ubrany na czarno Kaplan nie pojawił się na żadnym z 70 zdjęć z miejsca wypadku, w którym 19 letnia dziewczyna mało nie umarła. Nikt nie zna księdza który zniknął bez słowa – mówi Raymond Reed, szef straży pożarnej New London, MO.

“Uważam, że to cud” – powiedział Reed, “Powiedziałbym, że czy to był Anioł który był do nas przysłany w postaci księdza, czy ksiądz przyszedł jako Anioł – nie wiem. W każdym bądź razie, dobrze mi z tym”.

Carla Churchill Lentz, matka nastolatki z krytycznymi obrażeniami, powiedziała, ze ratownicy powiadomili ją, że nie widzą możliwości w jaki sposób jej córka przeżyła w tak zniszczonym samochodzie. Co do kapłana powiedziała „Uważam, ze na pewno mógł to być anioł przebrany za księdza, ponieważ Biblia mówi nam, ze anioły są wśród nas.”

Z wypadku, Katie Lentz, studentka drugiego roku na uniwersytecie w Tulane, jechała od swoich rodziców z Quincy IL do Jefferson City MO, gdzie miała letnie szkolenia i planowała pójść do kościoła z przyjaciółmi. Mercedes, który prowadziła, zderzył się z innym samochodem na autostradzie w okolicach Center MO. W wyniku wypadku samochód Lentz został zmiażdżony na kształt metalowej kuli i leżał przewrócony na stronę kierowcy, powiedział Reed.



Wywiad z szeryfem, który był pierwszy na miejscu wypadku

Szeryf - otrzymałem wezwanie, kiedy byłem w drodze do innego wezwania ale zostałem poproszony, by udać się do wypadku na autostradzie, ponieważ był bardzo poważny. Byłem pierwszym ratownikiem udającym się na miejsce wypadku. )
Reporterka – Ok, pierwszym ratownikiem, który odpowiedział, tak?
Szeryf – Tak
Reporterka- Ok, proszę powiedz jak widziałeś tego księdza!
Szeryf – wiec, próbowaliśmy wyciągnąć Katie z samochodu, prawdopodobnie od co najmniej godziny. I ksiądz zjawił się od północnej strony autostrady nr 90.
Reporterka – na poboczu?
Szeryf – on był na autostradzie (na drodze) i było tam dużo samochodów ratunkowych, straży pożarnej, policji, które były zaparkowane po tej stronie, i on przeszedł pomiędzy nimi i zapytał, czy może namaścić dziewczynę z samochodu. I w pierwszej chwili pomyślałem, ze to może dać złe przeslanie dla Katie, pomyśli, ze może my zadzwoniliśmy po księdza, bo myśleliśmy, ze nie przeżyje tego. Wiec poprosiłem go, by zaczekał i poszedłem spytać kolegę szepcząc mu do ucha, co o tym myśli, ale on miał to samo wrażenie, wróciłem więc do księdza i powiedziałem mu o tym, a on mi powiedział, chciałem tylko namaścić ją, wiec pozwoliliśmy mu podejść do niej. Kiedy ksiądz podszedł do Katie swoim palcem zrobił jej znak krzyża, używając olejów, pomodlił się, odszedł. Nie wiem czy Katie zawołała go z powrotem, nie wiem nawet czy Katie była świadoma, ze on tam był, czy jakiś ratownik go zawołał, wiec ksiądz wrócił a kiedy skończył stanął około 10 metrów dalej na poboczu, był tam jakieś 20- 15 minut i odmawiał różaniec, czarny, drewniany różaniec przesuwając paciorki i w którymś momencie odszedł. Nie wiem jak, nigdy nie widziałem jak przybył i nie widziałem jak odszedł. Droga była zablokowana na jakieś 1,5 km, nie widzę jak on by mógł podjechać samochodem, ponieważ nie pozwolono by mu przejechać, i było to tez za daleko, żeby zwyczajna osoba mogła przejść pieszo do tego miejsca. Hmm i jak się odwróciłem po prostu zniknął. Nie wiem jak tajemnicze to jest, ale widocznie jego działania dały nadzieje i wiarę ratownikom. Zanim ksiądz się zjawił, szef Reed, powiedział, że niepokoi się, bo nie ma już żadnych opcji bez funkcjonujących narzędzi, bo to była już godzina, i on nie wie jak to rozwiązać. Powiedziałem mu, słuchaj, obiecałem matce, że damy rade, musimy dać rade. Odpowiedział, wiem, wiem… i wrócił na miejsce. Za jakieś 5-10 minut pojawił się ksiądz.
Reporterka – 5-10 minut po tym (tej rozmowie), tak?
Szeryf – Tak, wtedy ksiądz nadszedł. I tu zaczęła się nowa historia, bo myślę, że ludzie potrzebują tej nadziei i wiary, wiesz, szukają jej. Katie jest nadzwyczajną dziewczyną. Robię to już długo, 27 lat, jako oficer policji i nigdy nie widziałem osoby tak silnej jak ona, przez cały czas nigdy nie krzyknęła z bólu czy zapłakała, prosiła tylko ludzi, by się z nią głośno modlili. I to jest nadzwyczajne.
Reporterka – Powiedziałeś mi w rozmowie telefonicznej, że obraz pamięciowy jaki się pokazał, nie wygląda jak ten ksiądz, powiedz mi, co mi wtedy powiedziałeś.
Szeryf – On nawet trochę nie przypomina księdza. Ksiądz miał 60, do 65 lat, około 1,7 m, w czarnej koszuli i spodniach, i miał typową białą koloratkę, i srebrny, metalowy, wyglądający na stary krzyż (na szyi). I miał obcy akcent, właściwie bardzo duży obcy akcent, nie mogę ci powiedzieć, czy to był hiszpański, czy włoski albo niemiecki, to po prostu był akcent, którego nie mogę skojarzyć skąd mógł być.
Reporterka – Niesamowita historia, myślę, że spytałam ciebie już wszystko co chciałam spytać. Powiedziałeś, że rozmawiałeś z nim.
Szeryf – mhm
Reporterka – słyszałam, że on wyglądał jak Waalter Matthau, zgodziłbyś się z tym?
Szeryf – eee, (chwila zawahania i śmiech) może nie aż tak duży nos, można mieć takie referencje, ale w ogóle nie wygląda tak jak przedstawia obraz pamięciowy. To był starszy pan, starszy ksiądz. I tutaj nie ma dużo kościołów katolickich w okolicy, z którego on by mógł być, i w tej okolicy zdaje się nikt go nie rozpoznaje, jak się on tutaj dostał albo skąd przybył?
Reporterka – już o wszystko cię spytałam, czy jest jeszcze coś, co byś chciał dodać, czego nie poruszyłam?
Szeryf – tylko, że pracuje w tym długo i to był najokropniejszy wypadek, jaki widziałem, w którym człowiek przeżył. Wraz z tym księdzem, cale zdarzenie, to Katie, jej niesamowita silą jaka miała, ja i wszyscy którzy tam byli, byliśmy zdumieni jej postawa. Bóg musi mieć dla niej specjalne zadanie, (sądzę) po jej sile, jaką miała będąc tak strasznie okaleczona.

tłumaczenie nie jest moje

UFO,spiski,tajna wiedza itp.

Konto usunięte • 2013-08-13, 20:23
Zauważyłem, że ostatnio lubiane są tu newsy rodem ze świata ufologów i tropicieli spisków(wykopany nieziemski młotek,maszynowo cięte kamienie w starożytnych budowlach). Zatem ja dodam więcej. Taki krótki album zdjęć z serwisu, który przeglądam i komentarze.
Na początek ciekawostka rzekomo z Księżyca.To sfotografowała podobno sonda na ciemnej stronie Księżyca.Podobno, gdyż upubliczniający zdjęcie nie ma dowodów.
A to już zdjęcie z Księżyca z NASA, na którym niektórzy widzą wieżę
Teraz coś o ingerencji kosmitów na Ziemi.Oto starożytna figurka kogoś, kto wygląda na kosmonautę.
To z kolei rzeźba również z ameryki środkowej.Małpolud,bo człowiek to to nie jest, nosi hełm pilota albo kosmonauty
Na koniec jedna z wielu znajdowanych czaszek ziemskich istot, uznawanych za pierwszych super-ludzi
Teraz ciekawe znaleziska przeczące historii i geologii.Oto wydobyta gdzieś na Syberii łapa, twierdzi się że dinozaura.Czyżby więc żyły one razem z mamutami i ludźmi?
Potwiedzałyby to następne rzeczy.To jedna z setek znajdowanych figurek, znowu w ameryce łacińskiej, przedstawiająca dinozaurowego jeźdźca
Rycerzy takich przedstawiają też takie kamienie, których pewien badacz uzbierał aż 17.000
Na koniec znaleziska made in china.To coś wykopano w Chinach,ale władze kazały znowu zakopać
Niektórzy wiążą to z tym znaleziskiem.Ten zegarek z początku XX wieku podobno znaleziono w starożytnym, nieobrabowanym, chińskim grobowcu.Chińczycy latają w czasie?
To tyle, tak pokrótce. Zdjęcia widać skąd i tam też można udać się po więcej szczegółów.

Z futbolu do załadunku

gameboy0082013-08-13, 9:07
Artykuł ukazuje życie sportowca po zakończeniu kariery.

Kałużny: magazyn DHL w Nuneaton, dział załadunku



Radosław Kałużny: 41 meczów w reprezentacji Polski, 11 goli. Uczestnik finałów mistrzostw świata w 2002 roku, dwukrotny mistrz Polski w barwach Wisły Kraków, były zawodnik Bayeru Leverkusen. Dzisiaj - pracownik magazynu DHL na angielskiej prowincji, w 70-tysięcznej mieścinie Nuneaton koło Birmingham. Po karierze piłkarskiej zostały mu głównie mięśnie, dlatego dziś odpowiada za załadunek. Na zdjęciu - oparty o ścianę, na niej napisy: "team" i "pride". Ale to już nie jest taka drużyna, w jakiej zwykł funkcjonować i nie taka duma, do jakiej się przyzwyczaił. 39-letni były gwiazdor kadry próbuje zacząć wszystko od nowa.

Smutny, bardzo smutny obrazek, ale też życiowy: pokazujący, że życie po karierze to rzadko wymienianie starego modelu ferrari na nowy, a znacznie częściej udręka dnia codziennego. Pytanie: czy byłego reprezentanta kraju nie można dla futbolu odzyskać? Kiedyś w Anglii, w sortowni śmieci, odnaleziono Agatę Wróbel. Okazało się, że jest jeszcze dla niej miejsce w polskim sporcie i że może wracać do kraju, że ktoś tu na nią czeka. Dzisiaj pracownicy punktu DHL w Nuneaton też nie wiedzą, z kim pracują. Nie wiedzą, że paczki ładuje zawodnik o takiej przeszłości. Tylko dwudziestu piłkarzy w całej historii polskiej kadry zdobyło więcej goli niż ten defensywny pomocnik. A będąc jeszcze dokładniejszym: Kałużny to najskuteczniejszy defensywny pomocnik w historii naszego futbolu.

W środowisku piłkarskim o problemach "Taty", o jego rozwodach, wiadomo było od dawna. Lubił znikać. Jakiś czas temu przepadł jak kamień w wodę i dopiero dzięki temu artykułowi wiele osób dowie się, gdzie tak naprawdę Kałużny aktualnie się podziewa. Ktoś powie: pracuje jak każdy normalny człowiek, nie ma w tym nic dziwnego, ani nic, nad czym trzeba byłoby się pochylać. A nam jest jednak go szkoda i mamy nadzieję, że ktoś mu pomoże. Nawet jeśli chce mieszkać w Anglii (w co nie dowierzamy), to czy nie mógłby wyciągnąć w jego kierunku ręki PZPN? Czy nie mógłby odpowiadać za wyszukiwanie piłkarzy z polskimi korzeniami, potomków polskiej emigracji, których przecież na Wyspach coraz więcej? A może wystarczą małe gesty? Może wypadałoby zaprosić go na mecz Anglia - Polska, który odbędzie się na Wembley? Może pracę mógłby zaoferować mu któryś z klubów, w roli skauta na przykład lub trenera młodzieży? Tak się tylko głośno zastanawiamy, bo nawet jeśli Kałużny był wystarczająco nierozsądny, by roztrwonić wszystko, na co pracował przez karierę, a dziś jest zbyt dumny, by głośno prosić o wsparcie (za to jak prawdziwy facet zakasał rękawy i wziął się do roboty), to nie znaczy, że nie można byłoby mu pomóc. Wielu może przerzucać paczki, niewielu w naszej piłce znaczyło tyle, co Kałużny.



źródło: weszlo.com

Islandia: Jak wyjść z kryzysu*

Konto usunięte • 2013-08-13, 20:11
W przeciwieństwie do Unii Europejskiej, która ratuje upadające banki miliardami euro podatników, Islandia, wbrew interesom światowej finansjery, pozwoliła im zbankrutować, jednocześnie umarzając długi hipoteczne niemal wszystkich obywateli, z których zdjęto odpowiedzialność wobec kredytodawców. Dzięki temu gospodarka Islandii odradza się, a unijna – pogrąża się w coraz większym kryzysie.

Jak doszło do kryzysu?

Światowy kryzys z 2008 roku na Islandii rozpoczął się w momencie niewypłacalności trzech największych w kraju prywatnych banków komercyjnych, które oferowały bardzo atrakcyjne oprocentowanie depozytów, a jednocześnie uwikłały się w ryzykowne inwestycje na dużą skalę. Z jednej strony banki nie miały pieniędzy na wykupienie swoich krótkoterminowych wierzytelności, a z drugiej strony w wyniku światowego kryzysu finansowego mieszkańców Wielkiej Brytanii i Holandii, którzy w tych bankach trzymali swoje oszczędności, rozpoczęli masową wypłatę depozytów. Tuż przed kryzysem zagraniczne zadłużenie islandzkich banków Kaupthing Bank, Glitnir Bank i Landsbanki wynosiło ponad 85 mld USD, podczas gdy PKB Islandii sięgał w tym czasie około 12 mld USD. Kryzys bankowy wywołał kryzys gospodarczy. Bezrobocie na Islandii w krótkim czasie zwiększyło się trzykrotnie do 9,3 proc., a w latach 2009-10 PKB spadł o prawie 11 procent. Gw🤬townie zaczęło rosnąć zadłużenie publiczne (do niemal 100 proc. PKB), a inflacja podczas kryzysu wyniosła niemal 20 procent.

Jednak w przeciwieństwie do Unii Europejskiej Islandia szybko podniosła się z kryzysu. Obecnie bezrobocie na Islandii wynosi około 6 proc. i nadal spada, wzrost gospodarczy w 2011 roku wyniósł 3,1 proc., na 2012 rok oszacowano go na poziomie 2,8 proc., a w 2013 roku kraj powróci do nadwyżki budżetowej. Wskaźniki te są nieosiągalne dla krajów Unii Europejskiej, gdzie bezrobocie jest niemal dwa razy wyższe, a powszechnie występującym zjawiskiem jest spadek PKB i znaczny deficyt budżetowy. W krajach strefy euro spadek gospodarczy w 2012 roku ma wynieść 0,3 proc., a bezrobocie w połowie tego roku sięgnęło 11,3 proc. Inflacja na Islandii została zmniejszona do 4,2 proc. w 2011 roku, a w 2013 roku ma wynieść 3,9 proc.

Jak zwalczano kryzys?

Jak to możliwe, skoro w wyniku kryzysu Islandia znalazła się w znacznie gorszej sytuacji niż reszta Europy? Otóż władze wyspiarskiego kraju całkowicie inaczej podeszły do kwestii zwalczania kryzysu. Przede wszystkim nie ratowano banków, co zrobiła i robi nadal Unia Europejska, bo i tak Islandia nie miała na to tak wielkich pieniędzy, lecz pozwolono im upaść, a Islandzki Urząd Nadzoru Finansowego przejął krajowe operacje wszystkich trzech banków, które objął w zarząd komisaryczny. – Mieliśmy rację, nie pomagając bankom, gdyż ich długi były niemal dziesięciokrotnie większe od naszego PKB. Nabywcy obligacji banków nie powinni liczyć, że rząd im pomoże w kłopotach – mówił Mar Gudmundsson, prezes islandzkiego banku centralnego. Ponadto zamiast użyć stymulacji, obcięto wydatki publiczne i zastosowano środki oszczędnościowe, które były bolesne, ale szybko przyniosły dobre rezultaty. Poza tym zapewniono depozytariuszom zwrot ich bankowych depozytów, a mającym problemy finansowe zadłużonym gospodarstwom domowym i przedsiębiorcom dano ulgi w spłacie zaciągniętych zobowiązań, co uchroniło je od bankructwa. Darowano długi jednej czwartej populacji o wartości 13 proc. PKB kraju. Islandia miała też pewną przewagę nad krajami unijnymi już w momencie rozpoczęcia się kryzysu w roku 2008. Po pierwsze, kraj był w stosunkowo niewielkim stopniu zadłużony (28,5 proc. PKB), posiadając coroczne nadwyżki budżetowe. Po drugie, kurs korony był niekontrolowany przez urzędników, co spowodowało 30-50-procentową dewaluację, która z jednej strony uderzyła w Islandczyków (nastąpił spadek płac o około 50 proc.), ale z drugiej – pozwoliła utrzymać ważne rynki eksportowe.

Rządy Wielkiej Brytanii i Holandii same zrekompensowały straty swoim obywatelom i domagały się oddania pieniędzy przez Islandię. Althing, parlament Islandii, przygotował, co prawda, ustawę, na mocy której Brytyjczykom i Holendrom miało zostać przekazane prawie 6 mld USD w ramach kompensaty za utracone depozyty po upadku islandzkiego banku Icesave (oddział Landsbanki), jednak Olaf Ragnar Grimsson, prezydent Islandii, ją zawetował. Petycję do prezydenta, by zawetował ustawę, podpisało aż 56 tys. Islandczyków (prawie jedna piąta populacji wyspy). Zdecydowano, że ostatecznie decyzję o oddaniu pieniędzy podejmą Islandczycy w referendum. W marcu 2010 roku ponad 90 proc. głosujących obywateli Islandii odrzuciło propozycję spłacenia przez władze blisko 300 tys. holenderskich i brytyjskich klientów Landsbanki. W kwietniu 2011 roku na Islandii odbyło się drugie referendum, w którym 58 proc. głosujących opowiedziało się przeciwko spłacie w ciągu 30 lat 4 mld euro długu wobec Wielkiej Brytanii i Holandii.

Islandia zabezpiecza się też na przyszłość. Na początku sierpnia br. mniejszościowy partner koalicyjnego rządu przedstawił parlamentowi propozycję, według której banki nie mogłyby wykorzystywać gwarantowanych przez państwo depozytów do finansowania ryzykownych inwestycji, co oznaczałoby rozdzielenie bankowości inwestycyjnej od bankowości depozytowej. Zdaniem Alfheidur Ingadottir, przedstawiającej propozycję parlamentarzystki, jest to najlepszy sposób na powstrzymanie banków przed tworzeniem baniek aktywów. – Teraz bankowość inwestycyjna stanowi mniej niż 5 proc. operacji banków, których depozyty są gwarantowane przez państwo. Przed kryzysem wskaźnik ten w największym islandzkim pożyczkodawcy wynosił aż 33 proc. – powiedział Dawid Stefansson, ekonomista islandzkiego Arion Bank.

Politycy pod sąd

Jednak kryzys finansowy i gospodarczy na Islandii miał też inne dalekosiężne skutki. W wyniku protestów w styczniu 2009 roku centroprawicowy rząd premiera Geira Haarde’a podał się do dymisji. Z kolei w wyborach samorządowych w Reykiawiku jako wyraz protestu przeciwko politycznemu establishmentowi w maju 2010 roku aż 34,7 proc. głosów uzyskała nowo założona Partia Komików. Ponadto doprowadzono do powołania Zgromadzenia Narodowego w celu spisania nowej konstytucji.

Jednocześnie ponad 200 Islandczyków, w tym były premier i dyrektorzy wykonawczy upadłych banków, usłyszało zarzuty kryminalne dotyczące ich działalności. Decyzję o postawieniu tych osób przed sądem podjął Althing. We wrześniu 2010 roku były premier Haarde został postawiony przed sądem za to, że wpędził kraj w poważny kryzys gospodarczy. Według parlamentarzystów Haarde w okresie od lutego do października 2008 roku nie podjął żadnych działań, które mogłyby zapobiec rozwojowi kryzysu na Islandii. – To incydent bez precedensu. Przez ostatnie dwa lata banki upadały, a gospodarki miały problemy. Oczywiście, w przeszłości głowy państw były oskarżane za zbrodnie wojenne, jak Slobodan Milosevic czy Charles Taylor, ale jeszcze nigdy nie były sądzone za nieudolność ekonomiczną – skomentował w 2010 roku Gudni Th. Johannesson, historyk z Akademii w Reykiawiku. W kwietniu 2012 roku specjalny trybunał do rozpatrywania odpowiedzialności polityków orzekł, że Haarde jest winny jednego z czterech stawianych mu zarzutów dotyczących przyczynienia się do krachu krajowego systemu bankowego w 2008 roku, ale nie zostanie za to ukarany. Trybunał obciążył go winą za to, że w obliczu zbliżającego się kryzysu nie zwoływał poświęconych tej sprawie posiedzeń rządu. – Miałem przekonanie, że Islandia może stać się międzynarodowym centrum finansowym, takim jak Luksemburg czy Nowy Jork – bronił się Haarde. – Nikt nie przewidział, że może nastąpić finansowa zapaść – dodał.

Unia Europejska remedium na kryzys?

Pod koniec 2011 roku islandzki rząd rozważał zamianę korony na euro, ale w związku z problemami UE, w kraju nasilały się wątpliwości, czy to rozwiązanie byłoby rzeczywiście najlepsze. Dlatego islandzcy ekonomiści proponują w zamian zastąpienie korony stabilnym dolarem kanadyjskim. Zdaniem socjaldemokratycznej premier Johanny Sigurdardottir, utrzymanie korony jest niemożliwe, a obecna „sytuacja nie może zostać niezmieniona”. W sierpniu 2012 roku premier Siguardardottir przyznała, że kraj stoi w obliczu wyboru między kanadyjskim dolarem a euro. – Wybór jest między zrzeczeniem się suwerenności Islandii w polityce monetarnej przez jednostronne przyjęcie waluty innego kraju lub staniem się członkiem Unii Europejskiej – uważała szefowa rządu. A o przystąpieniu Islandii do UE mówiło się od dawna, co miało dać stabilizację makroekonomiczną. Już w lipcu 2009 roku islandzki parlament przegłosował rozpoczęcie rozmów dotyczących przystąpienia do Unii Europejskiej. Kilka dni później Ossur Skarphedinsson, minister spraw zagranicznych Islandii, złożył formalny wniosek o przyjęcie Islandii do Unii, mimo że w tym czasie aż 48,5 proc. Islandczyków było przeciwnych anszlusowi, a tylko 34,7 proc. opowiadało się za członkowstwem. Później uniosceptycyzm Islandczyków tylko wzrastał. Kiedy w czerwcu 2010 roku ministrowie spraw zagranicznych państw UE zgodzili się na otwarcie negocjacji akcesyjnych z Islandią, 57 proc. mieszkańców Islandii opowiadało się za wycofaniem przez ich kraj wniosku akcesyjnego. W lipcu 2010 roku rozpoczęły się formalne rozmowy Islandii w sprawie przystąpienia wyspy do Unii Europejskiej, a w czerwcu 2011 roku Islandia rozpoczęła negocjacje przedakcesyjne.

Mimo to sprawa członkostwa Islandii w Eurokołchozie nie jest jeszcze przesądzona. Kraj może wycofać wniosek o członkostwo. W maju 2012 roku aż 63,9 islandzkich przedsiębiorców opowiedziało się przeciwko członkostwu w UE.

Dlaczego nie chcą Unii

Zdaniem Hjörtura J. Guðmundssona, dyrektora islandzkiego wolnorynkowego think tanku Civis, jest wiele powodów, dla których Islandczycy nie chcą wchodzić do Unii Europejskiej. Przede wszystkim nie chcą tracić niezależności i niepodległości. Wśród powodów Guðmundsson upatruje też kwestię połowów ryb i swobodnego dostępu do wód terytorialnych, gdyż po wejściu do Unii obowiązywałby ich traktat lizboński, a to oznaczałoby utratę kontroli nad polityką dotyczącą połowów. Po przystąpieniu do UE Islandia musiałaby nie tylko dzielić się swoimi łowiskami, lecz także dostosowywać się do unijnych limitów połowowych, jak również przekazać Brukseli kompetencje dotyczące rolnictwa.

Do tego dochodzą kwestie czysto finansowe. Islandczycy uważają, że 990 mln koron (ponad 8,1 mln USD), które mają pójść na przygotowania do członkostwa, mogłoby zostać wydane na pilniejsze potrzeby. Co ciekawe, w 2010 roku Islandia odrzuciła propozycję otrzymania od Unii Europejskiej 30 mln euro w obawie przed tym, że pieniądze zostaną przeznaczone na unijną propagandę. Umiejętność tak trzeźwej oceny sytuacji, której niestety brakuje polskim oficjelom, może dawać nadzieję na rezygnację islandzkich polityków z ubiegania się o przyłączenie do Eurokołchozu już w przyszłym roku.

Dirlewangerowcy

Konto usunięte • 2013-08-13, 18:03
Wspomnienia sapera - Mathiasa Schenka

Moj warszawski szal. Druga strona Powstania

W Warszawie stoczylem 19 walk na noze i bagnety. W piwnicach. Piwnice to byla druga Warszawa. Kiedy walczysz w piwnicy, jest cicho, nic nie widzisz Bylem szybszy. Zabilem tego Polaka. Warszawa to moje najstraszniejsze przezycia.

Lato 1944. W gospodzie jedza zupe fasolowa, Mathi Schenk z Peterem, kolega z wojska. Obaj w mundurach Wehrmachtu. Urwali sie z koszar na miasto. Gadaja o tym durniu Felsie i ze wczoraj jakims chlopakom znowu udalo sie zwiac z wojska. Mathi nie moze uciekac, bo gestapo zagrozilo, ze wezma jego ojca na front wschodni. Jest najmlodszy w 46. Brygadzie Szturmowej, wolaja na niego Bubi. Niedawno skonczyl 18 lat. Stacjonuja pod Bonn. Do brygady wzieli ich podstepem. Najpierw szukali chetnych do SS, potem ochotnikow do nowej brygady szturmowej. Nikt sie nie zglosil. To oglosili, ze potrzebuja szoferow ciezarowek. Chlopacy sie pchali. Kazdy chcial pojezdzic. Mathi byl szczesliwy, ze sie dostal. Dali im nowe mundury, okulary ochronne i przywiezli pod Bonn. Tu przywital ich porucznik Fels: - Bezczelne swinie, co sie tak wystroiliscie jak cyrkowcy, zdjac te okulary!

O ciezarowkach nie bylo juz mowy.
Oberzysta podkreca radio. Mowia o Führerze, ze byl zamach, ze chyba nie zyje. W gospodzie robi sie cicho. Po ulicy jezdza zolnierze na motocyklach. Slychac rozkazy. Nagle sala pustoszeje. Jedzenie zostaje. Nikt nie placi. Oberzysta chowa sie za lade. Mathi z kumplem uciekaja tylnymi drzwiami.
W koszarach zamieszanie, wyja syreny. - Czy Hitler nie zyje? - pyta jakis zolnierz
- Zamknac mordy! Nawet jesli zostalismy calkiem sami, pozostaniemy wierni naszemu Führerowi. Kto sie zawaha, bedzie rozstrzelany! - wrzeszczy Fels. Ustawia warty wokol koszar, a zolnierze sie podsmiewaja, ze przeciez jeszcze broni nie maja.
Karabiny i granaty dostali po kilku dniach. Gotowosc. Grala orkiestra. Pomaszerowali na dworzec. Byli pewni, ze jada do Francji. Cieszyli sie, bo tam latwiej zwiac. Prowiant na dwa dni i pelno czerwonego wina w 20-litrowych kanach. Wagony otwarte, na podlodze siano. Wygodnie. Pija, spiewaja. Graja w karty. Ludzie na polach machaja. Na postoju poslali Bubiego na tyl pociagu, zeby zalatwil nastepne 20 l wina. Pociag byl dlugi, kiedy ruszyl, Bubi nie zdazyl do swojego wagonu. Noc przesiedzial na schodku miedzy wagonami. Dlatego, jak o swicie wjechali miedzy male wioski, tylko on byl trzezwy. Od razu pomyslal, ze to Polska, bo plasko, chaty pod strzecha. Znow zaczelo sie picie. Bylo goraco, 1 sierpnia. Lezeli na sianie i wsluchiwali sie w stukot kol. Nagle zobaczyl, jak drewno z desek wagonu dziwnie odpryskuje. Krzyki, krew. - Ktos do nas strzela! Pociag zaczal sie cofac. Ranni umierali, pijani sie budzili. - Cholera, na ruski front nas wywiezli. Nawet dowodca kompanii sie zataczal; byl niezdolny do walki. Jakies dzieci prosily o chleb. Przez pola biegl zolnierz; mial podarty mundur, twarz umazana krwia. - W Warszawie wybuchlo powstanie! - krzyczal.

W "Bakowie"

Lato 2004. 1200 km z Warszawy do Büllingen, malej belgijskiej wioski przy granicy z Niemcami [po jednej stronie ulicy knajpa belgijska, po drugiej niemiecka]. Okolica malownicza, wiatraki-elektrownie. Mathias Schenk mieszka w chatce po przodkach z zona i najmlodszym synem. Chata kryta strzecha. Dziadkowie nazwali to miejsce "Bakowem" od roju bakow, ktore gniezdzily sie w starym debie.
Nad kominkiem Matka Boska Czestochowska. Dar od polskich chlopow z Ochodzy, ktorzy w 1945 roku uratowali Mathiasowi zycie.
Pojechalismy do "Bakowa", zeby wysluchac relacji z Powstania Warszawskiego. Relacji drugiej strony.
Opowiada 78-letni Belg Mathias Schenk, wtedy 18-letni Sturmpionier, [saper szturmowy - torowal droge SS-manom]. Jego pociag byl ostatnim, ktory 1 sierpnia wjechal do powstanczej Warszawy.
Tego sie nie da tak opowiedziec... - krzywi sie staruszek. - Jak sie pali ciala, to one sie poruszaja. Slychac odglosy, jakby jeki. Wtedy myslalem, ze oni naprawde jeszcze zyja. I te muchy, robaki. Ilu ludzi zostalo zabitych w Warszawie? Chyba ze 350 tys. Tak?

Ordynans kapitana

- Od dziecka chcialem zostac weterynarzem. Mielismy gospodarstwo. Kiedy w 1940 roku niemieckie wojsko pojawilo sie w naszej wiosce, mialem 14 lat. [Region Eupen-Malmedy to dzisiaj Belgia niemieckojezyczna. Jako teren przygraniczny przechodzil z rak do rak, w 1919 roku zostal przyznany Belgii traktatem wersalskim. Hitler po zajeciu Belgii traktowal te tereny jak czesc Rzeszy]. Niektorzy sasiedzi zaczeli sie witac "Heil Hitler!". U nas mowilo sie po staremu "Guten Tag". Patrzyli na nas jak na zdrajcow, bo nie wywiesilismy w oknach swastyk. Nazisci pytali ojca, dlaczego nie jestem w Hitlerjugend. Przesluchiwali rodzicow, bo dwaj moi bracia uciekli w glab Belgii. Bylo gestapo, mnie tez pytali o braci. Trzeci brat ukrywal sie w okolicy. Zlapali go. Wrocil z frontu rosyjskiego ciezko ranny.
Najlepszym moim przyjacielem byl kuzyn Daniel, uzdolniony majsterkowicz Zrobil nawet potajemnie radio. Skrzynka odbierala tylko BBC. Na sluchaniu audycji przylapali nas ojcowie. Dali lanie i rozbili skrzynke.
Daniela powolali do Wehrmachtu. Zostal radiotelegrafista; polegl na Krymie.
Od dziecka znalem droge przez zielona granice. Pomagalismy uciekac do Belgii Zydom z Niemiec, szmuglowalismy jedzenie. Ostatni raz szedlem przez nia na Wielkanoc 1944, juz w niemieckim mundurze. Zlapali mnie, ale mialem szczescie, bo sluzbe pelnil pan Furt, szewc z Losheim. Przed wojna szyl nam buty. Pozwolil uciec.
Wezwanie do obowiazkowej pracy dla Rzeszy dostalem w pazdzierniku 1943 roku. Pierwsze Boze Narodzenie poza domem. Przepustek nie bylo. W dwudziestu przeskoczylismy plot i poszlismy na pasterke. Za kare musielismy oprozniac latryny, biegac po kupie gnoju i spiewac koledy.
Pol roku pozniej wzieli mnie do wojska specjalnosc saper. Czesc chlopakow zwiala. Ja nie moglem, bo moja rodzina byla juz na cenzurowanym i grozili, ze wysla ojca na front wschodni. Na szkoleniu saperskim nie cierpialem cwiczen wodniackich. Plywac sie nie nauczylem, bo kapitan wzial mnie na ordynansa.
Kombinowalem jak moglem, zeby wyrwac sie na pare dni do domu. Kiedy szef kompanii zapytal, kto ma w domu dosc kur, zeby przywiezc sto jaj na sniadanie wielkanocne, sklamalem i dostalem cztery dni urlopu. Zbieralem jaja po sasiadach. W wiosce zlapali akurat rosyjskiego jenca, ktory uciekl z obozu. Pedzili go bosego ulica, ludzie go okladali. Wtedy obowiazywala juz instrukcja, jak traktowac podludzi. Moja mama dala nieszczesnikowi pare butow i maslo. Sasiedzi doniesli i nie dostalismy kartek na buty i maslo.
Kiedy wracalem do wojska, matka dala mi rozaniec z czarnych paciorkow.

Gdzie byliscie, swinie?!

- Wkraczalismy do Warszawy po kocich lbach. Polacy strzelali, ale nie bylo ich widac. Na domach biale flagi. Skoczylem przez wybite okno. Na schodach lezeli mezczyzna i kobieta zabici strzalem w czolo.
Szturmowalismy kolejne domy, wszedzie cywile, kobiety, dzieci. Wszyscy z dziura w glowie. Dotarlismy do koszar SS. Druga kompania, ktora przyjechala ciezarowkami, zle skrecila i trafila wprost pod polskie pozycje. Kilka ciezarowek plonelo, zolnierze uciekali. Wielu bieglo pod lufy Polakow. Sierzant upadl kilka metrow ode mnie.
Nastepnego dnia mielismy zdobyc jakas droge. Szlismy przez ogrodki dzialkowe. Nasz dowodca porucznik Fels gnal nas na przod. Trzeba bylo wysadzic drzwi domu, z ktorego strzelali najbardziej. Wrzucilismy granaty i wskoczylismy do srodka. Otoczyli nas Polacy, krotka walka na noze i ucieczka w krzaki. Czterech z naszego wagonu zginelo. Fels znowu gnal nas do ataku, ale Polacy siedzieli dobrze ukryci. Nie moglismy sie wycofac, bo z tylu tez strzelali. Cala noc siedzielismy w ogrodkach jak sploszone zwierzeta. Chcialo mi sie pic. Znalazlem pomidory. Polacy ciagle nas ostrzeliwali. Nastepnego dnia pod wieczor przyszla na pomoc piechota, ale nie posunelismy sie naprzod. Potem nadciagnal oddzial SS. Dziwnie wygladali, nie nosili dystynkcji, cuchneli wodka. Zaatakowali z marszu, "Hurraa!" i gineli tuzinami. Ich dowodca w czarnym skorzanym plaszczu szalal z tylu, pedzac nastepnych do ataku.

[... wielki SS-man w czarnym skorzanym plaszczu... Oskar Dirlewanger]

Przyjechal czolg. Pobieglismy za nim z esesmanami. Kilka metrow przed budynkami czolg zostal trafiony. Wybuchl, czapka zolnierza poleciala wysoko w powietrze. Znowu ucieklismy. Drugi czolg wahal sie. My oslanialismy przod, a esesmani wypedzali z okolicznych domow cywilow i obstawiali nimi czolg, kazali siadac na pancerzu. Pierwszy raz widzialem cos takiego. Pedzili Polke w dlugim plaszczu; tulila mala dziewczynke. Ludzie scisnieci na czolgu pomagali jej wejsc. Ktos wzial dziewczynke. Kiedy oddawal ja matce, czolg ruszyl. Mala wysunela sie matce z rak. Spadla pod gasienice. Kobieta krzyczala. Jeden z esesmanow skrzywil sie i strzelil jej w glowe. Pojechali dalej. Tych, co probowali uciekac, esesmani zabijali.
Atak sie udal. Polacy cofali sie. Bieglismy za nimi. Za nami z piwnic wychodzili ludzie z podniesionymi rekami. "Nis partizani!" [nie jestesmy partyzantami], krzyczeli. Nie widzialem, co sie tam dzieje, bo ostrzeliwalismy sie z Polakami, ale slyszalem, jak ten esesman w skorzanym plaszczu krzyczal do swoich ludzi, zeby zabijali wszystkich. Kobiety i dzieci tez.
Wpadlismy za Polakami do jakiegos domu. Bylo nas trzech. My na parterze, Polacy atakowali z pieter i piwnicy. Cala noc palilismy w pokoju rozne sprzety, zeby troche widziec. Co chwila walczylismy na bagnety. O swicie zobaczylem, ze zostalismy we dwoch, trzeci kolega lezal z poderznietym gardlem. W kazdym pokoju byly ciala. Z dachu domu naprzeciwko strzelal snajper. Trafilismy go, zwalil sie i zahaczyl noga o belki. Wisial z glowa w dol. Zyl jeszcze dlugo.
Kiedy wracalismy, na ulicach lezaly ciala Polakow. Nie bylo miejsca, trzeba bylo isc po zwlokach; w tej goraczce szybko sie rozkladaly. Slonce zaslanial kurz i gesty dym. Mnostwo robakow i much. Bylismy usmarowani krwia, mundury sie lepily. Przywital nas porucznik Fels, glupi fanatyk: "Gdzie byliscie, bezczelne swinie?!". Chwalil SS za dobra robote. Nic nie moglem zjesc, wymiotowalismy.

Mowilismy o nim "rzeznik"

W koszarach Bubi uslyszal, ze ten wielki SS-man w czarnym plaszczu to Oskar Dirlewanger, a jego ludzie to kryminalisci wyciagnieci z wiezien. Wiecej o "towarzyszach broni" dowiedzial sie dopiero po wojnie. [...]
- Wtedy w piwnicach Warszawy mowilismy o nim "rzeznik". Ale po cichu, bo u Dirlewangera droga na sznur byla krotka. Mial zwyczaj wieszania co czwartek, Polakow albo swoich, za byle co. Czesto sam odkopywal wieszanym stolki.
W restauracji stary Schenk siada w kacie, zawsze plecami do sciany.
- Glupi zwyczaj - usmiecha sie - tez pamiatka z Powstania.
- Po paru dniach walk zostalismy przydzieleni do Dirlewangera, po trzech saperow szturmowych na kazdy pluton SS. Mielismy torowac esesmanom droge, wysadzac przeszkody i drzwi. Wskakiwalismy do domow i wypedzalismy z nich ludzi. Podlegalismy Felsowi, ale w walce wykonywalismy rozkazy dirlewangerowcow.
Zawsze na przodzie. Podbiec, zalozyc ladunek i po detonacji wskoczyc do budynku. Za nami szla horda Dirlewangera. Wygladali jak lumpy; mundury brudne, podarte, nie wszyscy mieli bron, brali zabitym. Rano dostawali wodke. My, saperzy, tez. Pilo sie na pusty zoladek, przed atakiem sie nie je. Jak trafia w pusty brzuch, to sie moze wylizesz, jak w pelny, to zdychasz w bolach.
Dirlewanger szedl z tylu, czasem jechal w czolgu, zawsze dobrze oslaniany. Pedzil swoich. Tym, ktorzy sie ociagali, strzelal w plecy.

Pielegniarka z mala biala flaga

- Do zwyklych drzwi od kamienic i domow wystarczyl duzy lom. Pod te mocniejsze podkladalismy ladunek wybuchowy albo wiazanke z trzech granatow. Ciezkie podwojne drzwi Palacu Biskupiego wylecialy w dwie strony. W srodku wszystko bylo purpurowe. W jadalni stalo jedzenie na stole. Jeszcze cieple. Nie sprobowalismy, balismy sie, ze zatrute.
Trzeba wiedziec, gdzie podlozyc ladunek. Z boku, na srodku. To zalezy od tego, w ktora strone maja wyleciec drzwi. I wszystko jak najciszej, bo Polacy za drzwiami sluchali i strzelali. Wiec jak sie zakladalo ladunek z lewej albo na srodku, to sie najpierw skrobalo drzwi z prawej strony, zeby zmylic Polakow.
Podkladalem ladunek pod duze drzwi, gdzies na Starym Miescie. Uslyszelismy ze srodka: "Nicht schießen! Nicht schießen!" [Nie strzelac]. W drzwiach stanela pielegniarka z mala biala flaga. Weszlismy do srodka z nastawionymi bagnetami. Ogromna hala z lozkami i materacami na podlodze. Wszedzie ranni. Oprocz Polakow lezeli tam ciezko ranni Niemcy. Prosili, zeby nie zabijac Polakow. Polski oficer, lekarz i 15 polskich siostr Czerwonego Krzyza oddalo nam lazaret. Ale za nami biegli juz dirlewangerowcy. Zdazylem wepchnac jedna z siostr za drzwi i zakluczyc. Slyszalem po wojnie, ze przezyla. Esesmani rozstrzelali wszystkich rannych. Rozwalali im glowy kolbami. Niemieccy ranni krzyczeli i plakali. Potem dirlewangerowcy rzucili sie na siostry, zdzierali z nich ubrania. Nas wypedzili na warte. Slychac bylo krzyki kobiet. Wieczorem na Adolf Hitler Platz [plac Pilsudskiego] byl wrzask jak na walkach bokserskich. Wdrapalismy sie z kolega po gruzach, zeby zobaczyc, co sie dzieje. Zolnierze wszystkich formacji: Wehrmacht, SS, kozacy od Kaminskiego, chlopcy z Hitlerjugend; gwizdy, nawolywania. Dirlewanger stal ze swoimi ludzmi i sie smial. Przez plac pedzili pielegniarki z tego lazaretu, nagie, z rekami na glowie. Po nogach ciekla im krew. Za nimi ciagneli lekarza z petla na szyi. Mial na sobie kawalek szmaty, czerwonej, moze od krwi, i kolczasta korone na glowie. Szli pod szubienice, na ktorej kolysalo sie juz kilka cial. Kiedy wieszali jedna z siostr, Dirlewanger odkopnal jej cegly spod nog. Nie moglem na to patrzec. Pobieglismy z kolega do kwatery, ale na ulicach kozacy Kaminskiego pedzili cywilow. Mowilismy na nich Hiwis - od Hilfswillige [ochotnicy, chetni do pomocy]. Obok upadla Polka w ciazy. Jeden z Hiwis zawrocil i zdzielil ja pejczem. Probowala uciekac na czworaka. Stratowali ja konmi.

Polacy spiewali cos skocznego

- Spalismy w piwnicach. Na kwaterze miedzy kolejnymi szturmami pilo sie duzo wodki, gadalo. "Moze jutro mnie postrzela - mowilismy - i wroce do domu".
Mielismy koszmary, krzyczalem przez sen. Wtedy towarzysze cucili mnie zimna woda. "Bubi, du hast den Warschaukoller" [Bubi, masz warszawski szal] - mowili.
Spalismy w ubraniach, ciagle alarmy; "Raus! Raus!" - wrzeszczal Fels. Nieraz gdzies przez sciane slychac bylo Polakow. Raz nawet spiewali cos skocznego. Czasem sobie poplakalem. Bo jak szturmujesz, to strachu nie ma, ale na kwaterze sie trzesiesz Pilismy.

Komando wniebowstapienia

- Wysadzilismy mur, ktory zaslanial duze podworze. SS chcialo szturmowac budynki naprzeciwko. Kiedy kolega walil lomem w drzwi, zobaczylem po lewej Polaka. Pociagnalem kolegow w dziure w scianie, ale obaj juz dostali. Jeden caly magazynek, drugi w pluco, kula odbila sie od niesmiertelnika. Kiedy oddychal, z ust wyplywala krew. Dziure w plucach zatkalem mu ziemia. Lezalem z martwym i rannym, przycisnalem sie do muru, modlilem sie. Kolega zajeczal, Polacy rzucili granaty. Jeden odrzucilem, drugi poturlal sie za daleko. Bylem czerwony od krwi i kawalkow miesa. Po poludniu czterech z Wehrmachtu przybieglo z noszami. Udalo nam sie przejsc, ale ranny kolega dostal trzy strzaly i zmarl. Nie moglem wydobyc z siebie slowa, mialem dreszcze i ciagle wymiotowalem. Major dal mi dzien odpoczynku, wiec widzialem, jak grzebali kolegow. Sciagneli im buty, wrzucili do wykopu z innymi zabitymi. Posypali wapnem. Polscy cywile musieli robic to wszystko.

Koledzy gineli, przydzielali mi nowych. Mialem glupie szczescie, moze przez to, ze kiedy Fels gnal mnie do akcji, zyczyl, zebym "zdechl jak pies" [Schenk sie smieje]. Chyba mnie nie lubil. Nasza grupe saperow szturmowych nazywalismy wtedy Himmelfahrtskommando [komando wniebowstapienia], bo zawsze szlismy na przodzie, a Polacy nie wiadomo gdzie, nie wiadomo, skad strzela. Kulka swisnie i lecisz do nieba. Szybko sie jednak uczylismy od sprytnych Polakow, jak sie kryc. Potrafili strzelac spod lekko uniesionej dachowki. Wielu walczylo w niemieckich mundurach i bardzo dobrze mowilo po niemiecku. Nie moglismy nosic naszych stalowych helmow, bo Polacy je nosili. Balismy sie, ze zaczniemy strzelac do swoich.
Na poczatku kiepsko strzelalem. Karali mnie za brak celnosci. Nie umialem przymknac lewego oka. Podejrzewali, ze symuluje. Wyslali do lekarza. Kazal strzelac z drugiej strony. Zostalem strzelcem lewoocznym. Odwrotna pozycja przydawala sie w walkach ulicznych.
Kiedys w walce wrecz Polak wyszarpnal nowemu koledze karabin. Przybiegl Fels z esesmanami, kazal chlopakowi go odzyskac. Ten drzal jak osika. Ale Fels chwycil pistolet i pognal chlopaka za Polakami. Chlopak zaraz wrocil bardzo poraniony nozem; krwawil i krzyczal.
Znow zostalem sam. Moi towarzysze z grupy uderzeniowej byli ciezko ranni od noza i bagnetu. Byl 6 sierpnia. Od tego momentu daty mi sie zacieraja. Tylko najciezsze walki moge podac w jakiejs kolejnosci, ale bez dat. Pamietam, ze 14 sierpnia dostalem kartke od pastora z Manderfeld, ostatnia wiadomosc z domu. 15 wrzesnia patrzylem na drugi brzeg Wisly. Zobaczylem rosyjski czolg. Potem drugi, trzeci. Podjechaly do brzegu. U nas wybuchla panika. Rosjanie musieli doskonale widziec nasze pozycje, nie strzelali. Czolgi znikly miedzy domami.

Cos goracego

Lezalem w pokoju na trzecim pietrze. Oficer SS rozkazal nam utrzymac dom. Cale mieszkanie bylo wysypane gruba warstwa piasku. Dobry pomysl, podziwialem mieszkancow. Tez bym tak zrobil. Musieli sie napracowac. Piach chronil je przed ogniem. "Po wojnie tylko go usuna", myslalem. Przez okno rzucalem w kierunku sasiedniego kina zapalajace butelki z benzyna. Dom obrzucony takimi butelkami stawal zwykle w plomieniach. Myslalem, ze wykurzylismy Polakow, ale oni ciagle strzelali i rzucali granaty. W kurzu kolejnego wybuchu zaczalem zbiegac po schodach. Kiedy mijalem okno na klatce, poczulem bol jak od uderzenia pejczem i cos goracego. Twarz i rece we krwi. Czulem, ze jestem ciezko ranny. Koledzy tez. Zdarli mi spodnie i zaczeli kulac ze smiechu. Na posladku mialem mala szrame. Kula trafila w manierke z kawa.

Gefreiter Bubi w gazecie

Chyba jakos wtedy awansowali Bubiego na Gefreitera [kaprala]. Awans byl automatyczny po 15 walkach wrecz Kazda walke wpisywali do ksiazeczki wojskowej. Nawet Fels baknal cos o dzielnosci Schenka. Tym bardziej ze we frontowym "Das Weichselblatt" ["Wislanej Gazecie"] napisali, ze Gefreiter Schenk uwolnil niemieckich jencow.
- To byl czysty przypadek. Po prostu wysadzalem kolejne drzwi. Zakladam ladunek i slysze: "Nicht schießen!". Biala flaga w oknie. Drzwi sie otworzyly i wyszlo 30 niemieckich zolnierzy. Plakali z radosci, wycalowali mnie. Mowili, ze Polacy, ktorzy wzieli ich do niewoli, traktowali ich dobrze.
Za Warszawe Bubi dostal Krzyz Zelazny drugiej klasy.

Zona spi dlugo, ja probuje ich policzyc

- Czasem pokazuja na filmach jakies sceny z Powstania, ale tam nie ma nic, co ja widzialem. Nikomu jeszcze tak dokladnie nie opowiadalem. Tak o wszystko pytacie. Macie prawo. Ale wszystko sie znowu budzi. Wtedy nie mielismy pojecia, ze ci zabici nigdy nie umra, ze beda zawsze obok. Wszystko dzialo sie tak szybko. Krzyki, strzaly. Pojedyncze twarze. Jakos bardzo mocno sie uczepily mojej pamieci.
[Schenk chowa twarz w dloniach].
- Wysadzilismy drzwi, chyba do szkoly. Dzieci staly w holu i na schodach. Duzo dzieci. Raczki w gorze. Patrzylismy na nie kilka chwil, zanim wpadl Dirlewanger. Kazal zabic. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali glowki kolbami. Krew ciekla po tych schodach. Tam w poblizu jest teraz tablica, ze zginelo 350 dzieci. Mysle, ze bylo ich wiecej, z 500.
Albo ta Polka [Schenk nie pamieta, jaka to byla akcja]. Za kazdym razem, kiedy szturmowalismy piwnice, a byly w niej kobiety, dirlewangerowcy je gwalcili. Czesto kilku ta sama, szybko, nie wypuszczajac broni z rak. Wtedy, po jakiejs walce wrecz, trzaslem sie pod sciana, nie moglem sie uspokoic; wpadli ludzie Dirlewangera. Jeden wzial kobiete. Byla ladna, mloda. Nie krzyczala. Gwalcil ja, przyciskajac mocno jej glowe do stolu. W drugiej rece mial bagnet. Najpierw rozcial jej bluzke. Potem jedno ciecie, od brzucha po szyje. Krew chlusnela. Czy wiecie, jak szybko zastyga krew w sierpniu...?
Jest tez to male dziecko w rekach Dirlewangera. Wyrwal je kobiecie, ktora stala w tlumie na ulicy. Podniosl wysoko i wrzucil do ognia. Potem zastrzelil matke.
A tamta dziewuszka, ktora wyszla nagle z piwnicy, byla chuda i niewysoka, jakies 12 lat. Ubranko podarte, wlosy rozczochrane. Z jednej strony my, z drugiej Polacy. Stala pod sciana, nie wiedziala, gdzie uciec. Podniosla raczki, powiedziala: "Nis partizani". Machnalem do niej, zeby sie nie bala, zeby podeszla. Szla z raczkami do gory. W jednej cos sciskala. Byla juz blisko, padl strzal, glowka jej odskoczyla. Z reki wypadl kawalek chleba. Wieczorem podszedl do mnie plutonowy, byl z Berlina. "Czyz to nie byl mistrzowski strzal?" - usmiechnal sie z duma.
Czesto przychodzily do nas dzieci. Nie mogly znalezc rodzicow. Chcialy chleba. Maly Polak przynosil nam jedzenie na warte. Chyba nie byl jencem. Nie wiem. Mialem wtedy warte w fabryce tekstyliow w piwnicy. Nie mowil po niemiecku, ale potrafilismy porozumiewac sie gestami. Jak mialem, dawalem mu papierosy. Przechodzil esesman. Kiwnal na niego, maly poszedl za nim. Uslyszalem strzal. Pobieglem, chlopiec lezal martwy na schodach. Esesman skierowal pistolet na mnie. Patrzyl dlugo, ale odszedl. Tak bylo w Warszawie.
Nasza maskotka byl kaleki chlopiec, tez ze 12 lat. Stracil noge, ale potrafil bardzo szybko skakac na drugiej. Byl z tego bardzo dumny. Zawsze skakal wokol zolnierzy, w ta i z powrotem. Mowilismy, ze to na szczescie. Troche pomagal. Ktoregos dnia zawolali go esesmani. Skoczyl do nich chetnie. Smiali sie, kazali mu skakac w strone drzew. Widzialem z daleka, jak wsuwaja mu dwa granaty do torby. Nie zauwazyl. Skakal, a oni sie smiali: "Schneller, schneller!" [szybciej, szybciej]. Wylecial w powietrze.
Zwykle budze sie bardzo wczesnie, moja zona spi dlugo. Czasem w polsnie widze przed soba zabitych. Czasem probuje liczyc tych, ktorych sam zabilem. Nie moge policzyc.

Kara za niebieskie gatki

- Wody w Warszawie bylo bardzo malo. W punkcie opatrunkowym stala wanna, do ktorej dolewano swiezej wody. Kiedys do niej wskoczylem. Wielu tam wskakiwalo. Znajomy sanitariusz powiedzial, ze w opuszczonej piwnicy jest duzo bielizny. Byla niebieska, nieregulaminowa. Swoje wojskowe lumpy wyrzucilem. Potem za te niebieskie cywilne gatki dostalem od sierzanta tydzien kompanii karnej. Musialem nosic miny nad Wisla.
Druga karna warte dostalem za ksiedza. Wysadzalismy tylne drzwi do klasztoru - bardzo ciezkie, prowadzily do piwnicy. Klasztor, ogromny budynek niedaleko Starego Miasta, byl juz bardzo uszkodzony przez bomby i granaty. Wskoczylismy we dwoch do srodka. Przed nami stal ksiadz Trzymal oplatek i kielich. Moze to byl odruch, nie wiem, ukleklismy, dal oplatek. Wpadl trzeci z naszej grupy, tez dostal oplatek. Wlecieli esesmani, jak zwykle strzaly, krzyki, jeki. Siostry byly w habitach. Kilka godzin pozniej zobaczylem tego ksiedza w rekach dirlewangerowcow. Pili wino z kielicha, hostia lezala polamana. Obsikiwali krzyz oparty o mur. Dreczyli ksiedza mial zakrwawiona twarz, rozerwana sutanne. Zabralismy im tego ksiedza, to byl jakis odruch. Esesmani byli zdumieni, ale tak pijani, ze nie wiedzieli, co sie dzieje. Nastepnego dnia tez niczego nie pamietali. Ksiedza oddalismy do naszego batalionu, wiecej nic o nim nie slyszalem, ale po drodze natknelismy sie na Felsa. Dostalem za ksiedza samotna warte na moscie, chyba Kierbedzia. Mosty na Wisle byly juz wysadzone, ale czesc przesel stala. Rosjanie mieli stanowisko karabinu maszynowego po swojej stronie, my po naszej. Mialem w polowie mostu dzien i noc trzymac straz wywiadowcza. Ukrywalem sie za stalowymi dzwigarami. Noc byla spokojna. Od czasu do czasu oba karabiny sie ostrzeliwaly, raczej tak na wiwat, bo byly za daleko. W dzien Rosjanie poruszali sie dosc beztrosko. Na zapleczu jezdzily male samochody, przywiozly kuchnie polowa. Oficerowie z szerokimi pagonami obserwowali przez lornetki nasza czesc Warszawy. Zolnierze sie opalali.
Na innej karnej warcie ukryty w belach z materialami w jakiejs fabryce tekstyliow obserwowalem Polakow. W razie ataku mialem wystrzelic czerwona race i uciekac. Bylo ich ze 40. Dowodzil oficer w mundurze. Wygladali nedznie. Wielu rannych. Widzialem kobiety z bronia, cywilow, dzieci. Bron mieli kiepska. Wieczorem wrocilem z meldunkiem, rano szturmowalismy kryjowke powstancow.
Juz nie pamietam, ktorego dnia postanowilismy zabic te swinie Felsa. Zeby przezyc, bo gnal nas ciagle naprzod. W siedmiu czy osmiu losowalismy karabiny. Dwa byly nabite. Jak tylko Fels znalazl sie z przodu, wypalilismy mu w plecy. Padl, a my ucieklismy. Nowy dowodca byl bardziej ludzki.

Portki ciezkie od zlota

- Dzis juz nie wiem, czy wtedy wysadzalismy Panstwowa Wytwornie Papierow Wartosciowych, czy raczej Bank Polski. W kazdym razie gdzies w centrum. Nie moglismy dlugo tego zdobyc. Kazali nam zrobic podkop. Kopalismy we dwoch, tylko w slipach. Zmienialismy sie na przodku. Kiedy bylem na przodzie, poczulem dziwny zapach, potem kolega przestal odbierac ziemie. Podczolgalem sie, lezal martwy. Podkop wychodzil na piwnice. Uslyszalem Polakow. Pewnie odbili piwnice. W nocy sie wyczolgalem i piwnicami doszedlem do swoich. Nie moglem rozpoznac wartownika. Kazal mi polozyc sie na ziemi. Wykrzyczalem swoje nazwisko i haslo: "Heidekrug" [Dzban wrzosu]. Pytal, dlaczego jestem w majtkach. W koncu uwierzyl.
Nastepnego dnia przywiezli goliata. Cywile musieli torowac mu droge, bo Polacy nauczyli sie wysadzac goliaty jeszcze przy naszej linii i duzo zolnierzy ginelo. Goliat wywalil dziure w murze. Cala noc gonilismy sie z Polakami po piwnicach i pietrach. Rano przyjechal czolg i budynek zostal zdobyty. W piwnicach lezalo pelno zlotych monet. Upychalismy je sobie po kieszeniach, az portki spadaly. Potem zloto zniklo. Nasi szeptali, ze Dirlewanger je gdzies wywiozl.

Wiedzialem, kto ile bedzie zyl

- To byla chyba moja ostatnia akcja w Warszawie. Zdobywalismy jakis budynek, bieglem przez pole. Lezal ranny zolnierz Dalem mu wody z mojej manierki i pobieglem wysadzic drzwi. SS szlo za nami. Jak wracalem, zatrzymal mnie Dirlewanger. Wskazal rannego: "Ty dales tej swini pic?". Dopiero teraz zauwazylem, ze na niemieckim mundurze ranny ma brudna bialo-czerwona opaske.
"Zastrzel go!" - Dirlewanger dal mi swoj pistolet.
Stalem bez ruchu, mialem dosc wszystkiego. Dirlewanger byl tak wsciekly, ze nie rozumialem, co wrzeszczy. Ten Polak patrzyl na mnie. Nie zapomne tego wzroku. W Warszawie nauczylem sie poznawac, czy ranny pozyje dziesiec minut, czy kilka godzin. Jak sie widzi tylu umierajacych, to sie juz wie, ile kto bedzie zyl. Jeden z SS-manow Dirlewangera wyrwal mi pistolet i zastrzelil Polaka.
Dirlewanger wrzeszczal, ze mnie rozstrzela. Ale przybiegli zolnierze z Wehrmachtu, wiec zaczal grozic sadem wojennym. Jakis oficer piechoty zaczal z nim ostro dyskutowac. Dalem noge.
- Pod koniec wrzesnia podeszli do mnie trzej Polacy z podniesionymi rekami. Oddali karabin maszynowy i dwa pistolety. Jeden mowil perfekcyjnie po niemiecku. Stalem sam na posterunku. Nie wiedzialem, co mam z nimi zrobic. Powiedzialem, ze musza zaczekac i lepiej, zeby ich nikt nie zauwazyl. Mialem szczescie, szybko znalazlem naszego nowego porucznika. Odebral jencow osobiscie i zaprowadzil do SS.
Ostatni przyczolek Powstania skapitulowal. Jakis wysoki oficer przyszedl jako przedstawiciel narodu z biala flaga. Zaprowadzilismy go do dowodcy batalionu. Widzialem tam naszego majora Wullenberga, Dirlewangera i innych dowodcow. Po paru godzinach Polacy przyszli, ciagnac za soba mase ludzi i bron. Wszystkich rannych polozono w wielkim magazynie fabryki octu. Nam rozkazano wyjsc. Z zewnatrz slyszelismy krzyki i strzaly. Wiem, co tam sie stalo.
W dniach kapitulacji natknalem sie na Felsa. Byl ciezko ranny, ale przezyl nasz zamach. Obszedlem go z daleka. Dirlewangera widzialem ostatni raz, jak szedl wsrod ruin z dwiema pieknymi kobietami. Miasto plonelo, na ulicach trupy. Jego skorzany plaszcz byl podarty. One - blondynka i brunetka - bardzo eleganckie, zadbane. Szczebiotaly wesolo. Nie wiem, czy to Polki, bylem za daleko.
To, co pozostalo z Warszawy, wysadzali minerzy. Zostalismy przeniesieni, ale w listopadzie znowu tam bylismy. Gralismy w pilke. Pilka wpadla do piwnicy. Wskoczylem, zeby ja wyciagnac. W piwnicy lezaly niezliczone ciala, juz prawie szkielety.

Rusek, Niemiec czy Mateusz

W Ochodzy, malej wsi pod Gnieznem, jeszcze pamietaja Mateusza, ale nie z czasow, kiedy ukrywal sie w stajni Brzewinskich, tylko jako eleganckiego pana, ktory w latach 80. przyjezdzal busem pelnym jedzenia i zachodnich ciuchow. Dary ksiadz rozdzielal wsrod parafian.
Zajrzelismy do zagrody Libnerow. Jozef Libner zmarl w ubieglym roku. Byl rowiesnikiem Mateusza lubili sie mocowac, tarzali sie po podworku, ale Mateusz, zaprawiony w walkach wrecz, kladl go na lopatki.
Syn Libnera pokazal nam date wycieta na scianie drewnianej ubikacji: "1946 M.S." - Juz dwa razy przerabialismy ubikacje, ale tata kazal te deski zostawic, bo to pamiatka po Mateuszu.
- Wycialem scyzorykiem, jak wyjezdzalem - Schenk sie wzrusza, kiedy opowiadamy o Ochodzy. - Z Jozefem bylismy bracmi krwi. Nacielismy sobie nadgarstki i przylozylismy je jak Indianie.
Odwrot spod Warszawy sapera szturmowego Schenka to osobna opowiesc. Spisal ja pare lat temu. Z zolnierzy, z ktorymi 1 sierpnia przyjechal do Warszawy, zostalo trzech. Zima 1944 roku uciekali przed rosyjskimi czolgami i komandami SS, ktore wieszaly uciekinierow na drzewach. Glodni i wycienczeni kierowali sie do Goscieszyna [Godesberg] pod Gnieznem, gdzie rozproszonym zolnierzom wyznaczono miejsce zgrupowania.
- Wyrzucilismy prawie wszystka bron. Pasy, helmy. Kilku mialo rany, ktore probowali ukryc, zeby ich koledzy nie zostawili. Iwany tropily w sniegu nasze slady. Odcieli nam droge do lasu. Ucieklismy na srodek zamarznietego jeziora. Nie weszli za nami na lod, ale czolg strzelal w jezioro. Kolega zaczal odmawiac "Ojcze nasz", mowil coraz ciszej, az zamilkl. Umarl. Kiedy chmury zaslonil ksiezyc, podpelzlismy do brzegu. Rosjanie palili papierosy, czolgalismy sie miedzy posterunkami. Ukrylismy sie w lesie, ale w poludnie czolg znowu jechal naszym sladem. Nie mialem juz sil, polozylem sie w rowie na skraju lasu. Na mundurze mialem bialy kombinezon ochronny, podobne nosili Rosjanie.
Znalezli mnie polscy chlopi. "Rusek? - zapytali. - Niemiec?" - kiwnalem glowa. Wtedy ten najwyzszy powiedzial po niemiecku: "Biedny chlopcze, jestes glodny?". Zaciagneli mnie do domu. Balem sie. "Polacy sa przebiegli, podstepni i falszywi" - uczyli mnie w wojsku. Kiedy do kuchni weszla dziewczyna z duzym nozem, myslalem, ze mnie zarzna. Rozciela mi buty, bo nie mogli ich zdjac. Mialem zlamana noge, reke i liczne odmrozenia. Dali cieplego mleka. Tak trafilem do braci Brzewinskich z Ochodzy [juz nie zyja]. Na starszego, Ignacego, mowilem "ojciec", a na Wincentego - "wuj". Na mnie wolali Mateusz Ukrywali mnie w stajni z trzema konmi, Mucka, Gniadym i Murzynem. W mrozne noce spalem nad parownikiem do ziemniakow.
Rosjanom, ktorzy zagladali do wsi, Brzewinscy powiedzieli, ze jestem ciezko chorym synem, a chorych Rosjanie omijali z daleka. Polskim wladzom wmowili, ze juz pol roku sie u nich ukrywam, bo zdezerterowalem z Wehrmachtu.

Dlaczego mnie uratowalil Nigdy sie nie dowiedzialem. Chyba z litosci; wygladalem jak pobity dzieciak. Kiedys mi powiedzieli, ze przez czarny rozaniec, ktory znalezli na piersi, jak zdzierali ze mnie mundur.

Bylbym Polakiem

Kiedys "ojciec" powiedzial: "Hitler kaputt", "wojna kaputt" i Mateusz juz sie nie musial ukrywac. Wies lubila Mateusza, on byl w Ochodzy szczesliwy. Pomagal w gospodarstwie.
- Przesluchiwali mnie w Trzemesznie, Polak i Rosjanin. Kazali mi sie rozebrac. Ogladali, czy nie mam tatuazy SS. Na podworzu lezal rozstrzelany chlopak w mundurze Hitlerjugend. Krecili nosem na te 19 walk wrecz w Warszawie, ktore mialem w ksiazeczce. Ale "ojciec" poreczyl za mnie, a ksiazeczke zamurowal w scianie.
Pamietam, jak miejscowy proboszcz wrocil z obozu koncentracyjnego. Parafianie wyjechali mu naprzeciw. "Ojciec" tez mnie zabral. Ksiadz szedl, wspierajac sie laska, chudy i blady, w pasiaku. Pojechalismy do kosciola. Pierwszy raz po dlugim czasie uslyszalem Tantum Ergo, brzmialo tak jak w domu. Ksiadz szedl, spiewajac, przez kosciol i blogoslawil. Mnie tez. Bylem szczesliwy, pelen wstydu i winy.
Mateusz wyjechal z Ochodzy w czerwcu 1946 roku. Brzewinscy dali mu na droge 200 zl, chleb i maslo.
- Prowizoryczna ambasada belgijska byla w Warszawie. Siedzialem na schodkach budynku, ktory kiedys zdobywalem. Ludzie mieszkali w ruinach piwnic. Tylko tramwaj jezdzil przez Wisle na Prage. Wracalem do domu trzy miesiace. Przez polskie areszty, amerykanski oboz jeniecki w Berlinie. Belgijska zandarmeria zabrala mnie do Brukseli na przesluchania. Belgowie mnie nie chcieli. Nie mialem dokumentow. Kazdy mogl powiedziec, ze jest Belgiem.
Zone poznalem po wojnie. Na granicy belgijsko-niemieckiej wszyscy wtedy szmuglowali. Niosla do Belgii prosiaka, ja do Niemiec kawe. Spotkalismy sie w lesie, wrocilem do domu z prosiakiem.
Mathias Schenk ma trzech synow i corke. Przez 30 lat produkowal w Brukseli szpachlowke do samochodu i szlifowal karoserie. Szpachlowke Schenk Braun sprzedawal w calej Europie. Teraz firme prowadza syn z zieciem.
Dziesiec lat chodzil w pielgrzymkach pokutnych do Banneux, gdzie Matka Boska ukazala sie malej dziewczynce. W latach 80. organizowal w Brukseli akcje pomocowe dla Polakow. 32 razy wiozl do Polski jedzenie, ubrania i pampersy.
- Znowu bylem w Warszawie. Spotkalem sie z weteranami Powstania. Byli mili. Jeden opowiadal, jak 1 sierpnia ostrzelal ostatni niemiecki pociag.

W Ochodzy nie wiedzialem juz, kim jestem - Belgiem, Niemcem, Mateuszem? Nawet nie wiedzialem, czy Belgia jeszcze istnieje. Myslalem, ze moja rodzina nie zyje.

Gdybym w marcu 1946 roku nie dostal od nich wiadomosci, zostalbym w Ochodzy. I bylbym Polakiem, tak jak wy.