📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 1:16
Czerwiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
Lipiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31
Sierpień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31

Polska myśl techniczna

grigori9852013-07-17, 20:07
wychodząc po flaszeczkę napotkałem na sowim osiedlu bardzo ciekawy samochodzik zdjęcia z przed 30 minut materiał oczywiście własny więc nie było



zaraz się jakiś mądry mod znajdzie i to wrzuci na suchary

Co zrobić kiedy ktoś ugodzi Cię nożem

konto usunięte2013-07-17, 16:48
Postać która dźga nożem to typowy sadol...

90-letni Pan uprawia Free run i Parkour

konto usunięte2013-07-17, 10:34


Robi to lepiej niż nie jeden trenujący

Die Hard

rolinka2013-07-17, 20:47
w tłumaczeniu na polski.... "szklana pułapka"

Działania policji po złapaniu rowerzysty pod wpływem %

konto usunięte2013-07-17, 15:24
Witam, wrzucam ku przestrodze rowerzystów lubiących piwko moją historię (w formie skargi, jaką wystosowałem na policję) Opisaną tu macie aktywność policji względem przestepcy.

Sz.P. Nadkomisarz mgr A/….. K…..

Sz. Panie, piszę do Pana w bulwersującej mnie sprawie, mianowicie dnia 08.05.2013 r. zostałem zatrzymany za jazdę rowerem pod wpływem alkoholu (0,34 promila – według dwóch wskazań alkomatu cyfra 0,17). Moje wątpliwości budzi metodyka pracy panów policjantów. Zatrzymanie trwało godzinę, badanie alkomatem oraz czekanie na 2 radiowóz mający dostarczyć „zwrotkę” która rzekomo niezbędna była do postępowania. (Uważam że sprawę skutecznego dostarczenia wezwania można było załatwić stosownym oświadczeniem – „zwrotki” to druk stricte pocztowy). W trakcie przymusowego postoju pytałem panów co mi grozi – mówili, iż będę musiał się z tego „wytłumaczyć” na komisariacie i grozi mi mandat, w związku z faktem iż nie byłem karany za tego typu sytuacje sprawa powinna być potraktowana ulgowo. Mój obecny stan wiedzy (bynajmniej nie dzięki funkcjonariuszom zatrzymującym mnie) jest inny, wiem że będę miał sprawę w sądzie oraz grożą mi poważne konsekwencje. Rozstaliśmy się ok. godziny 21.30. W toku kontroli sprawdzono mój rower pod kątem legalności posiadania, telefonu nie sprawdzano (ta informacja może być istotna dla dalszej analizy zdarzeń). Finalnie zbadano mnie, podpisałem „zwrotkę” i otrzymałem wezwanie wystawione przez Sierżanta Pawła Cz....................o.
O godzinie 01.02 w nocy (dnia następnego tj. 09.05.2013 r.) zadzwonił do mnie telefon (numer zaczynał się cyfrą 5 – tyle pamiętam), dzwonili panowie policjanci, poproszono mnie o wyjście z bloku i spotkanie, co też uczyniłem niezwłocznie, obudzony
w nocy nie założyłem soczewek kontaktowych, obudzono też moją rodzinę (małżonkę
w stanie zagrożenia ciąży oraz 2 letnie dziecko które należało uspokoić, żona nie jest w stanie (nie może się podnosić z łóżka, tym bardziej podnosić malca). Funkcjonariusz stał pod klatką schodową paląc e-papierosa (co dla przypadkowych obserwatorów mogło znaczyć
iż spotkanie jest nie oficjalne – o tym dalej), po krótkiej rozmowie zaproszono mnie do radiowozu i po czasie ok. 15 minut przedłożono do podpisania protokoły z pomiaru alkomatem (w sumie 4 sztuki). Informowałem funkcjonariuszy, iż nie widzę (nie miałem założonych soczewek kontaktowych) poprosiłem o wspólne udanie się do mojego domu (100 metrów) celem założenia soczewek. Pan policjant zasugerował mi, iż jeżeli nie podpiszę, uzna to za odmowę podpisania protokołu, powiedział ponadto iż teraz jestem „w jego dyspozycji” i nie mogę opuścić radiowozu – cytowana fraza jest na nagraniu w moim telefonie. W toku tych działań zaniepokojony tym co się dzieje postanowiłem nagrać telefonem działalność panów policjantów. (informując ich też o tym). Telefon został mi wyszarpnięty, pomimo iż dobrowolnie chciałem go dać (sama ta czynność również jest nagrana), rzekomo, celem sprawdzenia czy nie był kradziony (tu pytanie, czy dokonano istotnie takiego sprawdzenia). Pewnym jest natomiast, iż w toku czynności Pan Policjant wykasował ślad po swoim połączeniu telefonicznym do mnie (na szczęście połączenia są rejestrowane przez operatora). Najbardziej bulwersującą sprawą w tym wszystkim jest fakt, iż dzwoniła do mnie żona zaniepokojona przedłużającym się pozostaniem w radiowozie oraz złą sytuacją w domu – telefonu mi nie oddano pomimo mojego żądania, odebrał go funkcjonariusz obcesowo informując żonę (rozmowa trwała 20 sekund), iż wrócę do domu. Będąc pod presją całej wyżej opisanej sytuacji, oraz stanu domowników podpisałem protokoły nie będąc w stanie fizycznie ich przeczytać (nadmienić należy, iż funkcjonariusz Grzegorz (nazwiska nie pamiętam) wyjaśniał mi oględnie co w nich jest). – poprosiłem również o jedne egzemplarz dla mnie – nie dostałem go, uzasadniono to faktem iż 4 egzemplarze są niezbędne (czy istotnie tak jest? ja w swojej pracy również sporządzam protokoły (kontroli, wizji, itp.)) – zawsze jeden pozostawiam stronie kontrolowanej. Po całym zajściu celem uspokojenia żony i zapewnienia iż istotnie działania mające miejsce podjęte są przez policję poprosiłem funkcjonariuszy o pokazanie się przed domem radiowozem – uczyniono to, za co dziękuję. Cała sytuacja odbiła się negatywnie na postrzeganiu mnie przez sąsiadów (starsi mieszkańcy nabrali dystansu, młodsi mieszkańcy (Dąbie jest osiedlem kibiców – ja się do nich nie zaliczam) również nabrali dystansu (ze zgoła innych pobudek). Treść protokołów z badania jest dostępna online (nie wiem na ile wiarygodna) – dowiedziałem się po fakcie, iż mogłem skorzystać z badania krwi lub badania alkomatem stacjonarnym – którego pomiar jest wiarygodnym dowodem, z obecnego punktu widzenia jestem pewien, że skorzystał bym z tych możliwości. Sądzę ze ewentualne postępowanie przeciwko mnie będzie wadliwe, bazować będzie na dowodach pozyskanych niezgodnie z dobrą praktyką, elementarnymi zasadami i prawem.
W całej tej sytuacji przykre jest, że jest to moje drugie spotkanie z funkcjonariuszami KP Lubicz (pierwsze miało miejsce we wrześniu 2011) poprosiłem o pomoc w oszustwie dokonanym na mojej osobie poprzez zakup allegro w dość znacznej kwocie, przedłożyłem kompletny materiał dowodowy (wyjaśnienia, aukcje allegro, zapewnienia sprzedawcy iż towar jest oryginalny (a nie był), dowody zakupy i przelewu środków, zaproponowałem również ekspertyzę fachowca) Po czasie poinformowano mnie, że sprawę umorzono
z powodu znikomej szkodliwości czynu). W świetle ostatnich wydarzeń, zaangażowania sił
i środków w moje wykroczenie, uważam że funkcjonariusze w obydwu wypadkach (oszustwo i alkohol na rowerze) zaangażowali się zdecydowanie odmiennie .
Jestem człowiekiem praworządnym, posiadam prawo jazdy od 17 roku życia, jestem pewien, że analiza moich dotychczasowych wykroczeń uświadczy Pana w tym przekonaniu. W swojej pracy niejednokrotnie współpracowałem z Policją, do dnia dzisiejszego mając dobre zdanie o ich fachowości i właściwie określonej misji (ślubowanie). Sytuacja jaka się wydarzyła jest dla mnie wstydem, na swoje usprawiedliwienie mogę przybliżyć jedynie kulisy mojej jazdy pod wpływem. Od dnia 22.04.2013 r. moja żona jest przykuta do łóżka, mamy problemy finansowe (zatrudniam osobę do opieki nad nią i synem, sam pracując za podobną stawkę) po powrocie z pracy do uśnięcia syna (ok. 20-21) zajmuję się nimi i domem, potem mam chwilę wytchnienia. W feralny dzień po uśnięciu syna wypiłem piwo, po czym żona uświadomiła sobie że skończył jej się lek – musiałem się po niego udać, zrobiłem to rowerem (nie autem), rowerem oświetlonym, sprawnym, zgodnie z przepisami ruchu drogowego, ścieżką nadwiślańską (nie ulicą). Jestem osobnikiem o wadze 105 kg i spożyte piwo było dla mnie raczej środkiem na ugaszenie pragnienia, jednakże wykazało tyle, ile wykazało, jest mi głupio, jednak mam nadzieję że w ocenie Pana i Sądu będzie to odebrane jako okoliczność łagodząca. Utrata prawa jazdy oraz wyrok skazujący będzie dla mnie katastrofą życiową (jako osoba nie posiadająca nieposzlakowanej opinii - stracę pracę). Z tego co się orientuję jeżeli popełniłem wykroczenie i prowadziłem samochód w stanie po użyciu alkoholu od 0,1 do 0,25 mg/l alkoholu w wydychanym powietrzu, wówczas nie mogę się ubiegać o warunkowe umorzenie postępowania o to wykroczenie i zachowanie prawa jazdy, gdyż Kodeks Wykroczeń nie zna instytucji warunkowego umorzenia postępowania. W opinii prawników jest to rażąca niekonsekwencja ustawodawcy, który w przypadku popełnienia przestępstwa prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości, o znacznie większym stężeniu alkoholu w organizmie, przewidział możliwość tak łagodnego potraktowania kierowcy, zaś w przypadku popełnienia wykroczenia jazdy samochodem po użyciu alkoholu takiej możliwości nie przewidział. Jeśli tak jest istotnie i dobrze rozumiem, to chyba lepiej było by dla mnie gdybym wypił 3 piwa, zachował bym wtedy szansę na czystą kartotekę. Mam zamiar spotkać się z Panem osobiście w godzinach przyjmowania stron (poniedziałek). Pozdrawiam.

Załączniki (kserokopie)
1. Zaświadczenie o stanie zdrowia żony. Poronienie zagrażające (w zaświadczeniu jest błąd daty wpisano 22.06.2012 r. ma być 22.05.2013.) skorygowane zaświadczenie, oraz kolejne zaświadczenie przedłożę w poniedziałek –
w związku z pogorszeniem się stanu żony udajemy się ponownie do lekarza.
2. Zaświadczenie lekarskie mojego lekarza prowadzące konieczność stosowania przeze mnie korekcji wzroku (soczewek lub okularów).
3. Rejestr połączeń (zarówno przychodzących moich, jak i wychodzących żony).

Dodatkowo:
Jeśli zaistnieje potrzeba sądzę że mogę pozyskać zapisy monitoringu pobliskiego sklepu potwierdzające spotkanie po godzinie 1 w nocy dnia 09.05.2013 r. oraz zeznanie żony jak i sąsiadów o sytuacji mającej miejsce (wizyta funkcjonariusza pod blokiem, 30 minut później radiowóz na światłach pod blokiem). W poniedziałek przedłożę Panu zapis rozmowy z funkcjonariuszami z mojego telefonu.

Zgadnijcie jaki finał! dam odpowiedź w komentarzach.
Nie wiem czy to ja jestem nienormalny czy ten kraj już doszedł do tego poziomu absurdalności. Historia aktualna z Stargardu Szczecińskiego.

-----

"Sąd Okręgowy w Szczecinie orzekł, że producent "Kreta" - firma Global Pollena S.A. - musi zapłacić 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia chłopcu, który w 2010 roku połknął żrące granulki środka do udrażniania rur. Będzie także musiał zapłacić za przyszłe szkody i powikłania. Rodzice zapowiadają apelację; chcą dożywotniej renty dla syna.

Wyrok zapadł w Sądzie Okręgowym w Szczecinie. Sprawa toczyła się z powództwa cywilnego, ponieważ prokuratura wcześniej nie dopatrzyła się znamion przestępstwa i umorzyła postępowanie przygotowawcze w sprawie karnej. Rodzice walczyli o pieniądze na rehabilitację i dalsze leczenie chłopca. Domagali się co najmniej 100 tys. złotych. Proces toczył się od grudnia 2011 r.

Sąd, oprócz zadośćuczynienia, orzekł również, że producent "Kreta" będzie odpowiadał za przyszłe szkody wywołane przez środek. Zasądził także, że pozwany musi ponieść koszty procesu.

Rodzice chcą się odwołać
Wyrok nie jest prawomocny. Rodzice Adriana zapowiedzieli, że odwołają się od wyroku, ponieważ zadośćuczynienie jest za niskie. Ojciec chłopca uważa ponadto, że producent środka i sklep, w którym go sprzedawano, powinni odpowiadać karnie (takiej możliwości już nie ma, sąd podtrzymał decyzję o umorzeniu śledztwa w 2011 r. - red.). Według ojca, chłopiec nie mówi i będzie wymagał jeszcze wielu operacji. Matka chłopca dodała, że będą walczyć o dożywotnią rentę dla syna.

Połknął żrące granulki
W kwietniu 2010 roku 2,5-letni wówczas Adrian był na zakupach wraz z rodzicami w jednym z supermarketów Netto w Stargardzie Szczecińskim. Gdy rodzice na chwilę się odwrócili, dziecko wzięło z dolnej półki "Kreta" - preparat do udrażniania rur w granulkach - po czym odkręciło nakrętkę i połknęło garść granulek.
Środek wywołał u chłopca silne poparzenia jamy ustnej i przełyku. Adrian trafił do szpitala w ciężkim stanie."

-------

K🤬a mać. Żyjemy w świecie w którym uczy się ludzi braku odpowiedzialności za samych siebie. Jakieś dziecko nie upilnowane przez rodziców którzy w danym momencie na pewno kłócili się o to jaki zapach płynu do okien jest lepszy, najadło się trującego środka. Następnie upomnieli się o odszkodowanie, ale po wyroku 100tyś okazało się że im mało bo prawnik powiedział że mogą nachapać się więcej.
Litości, to że jakaś dwójka jest na tyle niedoj🤬a że stawiają/sadzają dziecko obok kreta po czym mają go w dupie, co to k🤬a ma kogokolwiek obchodzić. Jak się nie potrafi upilnować 2.5 latka to proponuję chomika bo psa też szkoda.
Funkcjonujące prawo w coraz większej ilości aspektów jest abstrakcyjne.

-------

Uwaga hit:
"Niewłaściwe zabezpieczenie
Sędzia Agnieszka Tarasiuk-Tkaczuk wskazała w uzasadnieniu, że skutkiem połknięcia "Kreta" były poważne obrażenia, jakich doznał chłopiec, w tym poparzenia, zrosty w jamie ustnej, zaburzenia świadomości, zaburzenia mowy i niedoczynność tarczycy.

Stwierdziła także, że producent "Kreta" niewystarczająco zabezpieczył opakowanie środka - nakrętka na produkcie była wadliwa, a oznakowanie żrącego środka chemicznego było nieprawidłowe. - Kontrola wszystkich plastikowych opakowań "Kreta", przeprowadzona bezpośrednio po zdarzeniu przez Inspekcję Handlową wykazała, że w kilkudziesięciu opakowaniach tzw. bezpieczne nakrętki nie działałby prawidłowo, gdyż można je było odkręcić bez użycia siły - powiedziała Tarasiuk-Tkaczuk. - W związku z tym towar wycofano z sieci sklepów Netto - dodała.

Jej zdaniem, opakowania z niebezpiecznymi preparatami nie powinny mieć kształtu i dekoracji, które przyciągają dzieci, powinny mieć także znaki ostrzegawcze i określenia bezpiecznego stosowania. - Treść oznakowania "Kreta" jest niezgodna z obowiązującymi przepisami - podkreśliła sędzia.
Jak dodała, na butelce znajduje się kolorowa dekoracja "z motywem lubianych przez dzieci bąbelków i rurki z dziurkami", co może przyciągać uwagę i ciekawość dzieci. Tarasiuk-Tkaczuk zaznaczyła też, że etykieta jest słabo widoczna i może wprowadzać konsumenta w błąd."

------

Brak mi słów, proponuję na opakowania takich środków wrzucać zdjęcia z harda. Gwarancja że dzieci nie dotkną.
Poza tym każdy 2.5 latek ogarnia znaki ostrzegawcze, proste.

Nie wiem co mnie śmieszy bardziej, prawko które powinno mieć wartości edukacyjne a nie promujące debilizm i cwaniactwo, chciwość nieudanych rodziców którzy nie potrafią upilnować dziecka a potem węszą interes czy moda na antykorporacyjno liberalne słodkie współczucie wszystkim pokrzywdzonym ludziom.
Nie wiem ile osób podziela moje poglądy ale zaczynam się bać jutra patrząc jak świat się rozwija. Może ktoś mnie poda do sądu że przez to że na niego spojrzałem wpadł pod samochód, kto wie.

Źródło: tvn24.pl/100-tysiecy-zlotych-dla-chlopca-ktory-polknal-granulki-kreta,...

Telefon do pizzeri

konto usunięte2013-07-17, 3:26


Klapki kubota.

Historie żołnierzy przy których Rambo to amator

konto usunięte2013-07-17, 23:29
Drodzy Sadole, przedstawiam Wam artykuł Mateusza Zielińskiego z jednego z numerów CKMa pt. „Twardsi niż stal”.

John Rambo przy tych kozakach którzy istnieli naprawdę wypada iście blado
Poznaj historię prawdziwych żołnierzy, dokonali na wojnie takich rzeczy, że przy niech Rambo i inni filmowi herosi stają się małymi dziewczynkami w różowych sukienkach.
Nie nakręcono o nich hollywoodzkich przebojów. Nie postawiono im pomników. Piękne napalone kobiety nie pchały im się nieproszone do łóżka. Ale ci autentyczni żołnierze wyczyniali na froncie rzeczy, które nie śniły się nawet Chuckowi Norrisowi! Co więcej: przeżyli!


SIERŻANT YORK

Gdyby Amerykanin Alvin York urodził się sto lat później, spędziłby młodość, chlając w podejrzanych spelunkach, uczestnicząc w barowych mordobiciach i grając w „Battlefielda”. Ale za jego czasów komputerów nie było, więc musiał ograniczyć się tylko do chlania i mordobicia. Żył tak sobie wesoło aż do czasu, gdy wybuchła I Wojna Światowa. 8 października 1918 roku sierżant York stacjonował we Francji, a jego 18-osobowy oddział atakował niemieckie okopy. Szło im świetnie, puki nie wpadli pod ostrzał trzydziestu dwóch karabinów maszynowych. Szwabskie serie skosiły dziewięciu kumpli Alvina, a pozostali uznali że mają dosyć i schowali się w ziemiance. Wtedy Alvin York naprawdę się wk🤬ił. Zaczął ostrzeliwać załogi cekaemów ze zwykłego karabinu powtarzalnego Enfield. Chodź nigdy nie grał w „Battlefielda”, teraz strzał po strzale zdejmował kolejnych Niemców. Gdy sześciu szkopów wyskoczyło na niego z bagnetami, wyciągnął sześciostrzałowego Colta .45, zastrzelił wszystkich i jeszcze została mu jedna kula w zapasie. Wreszcie Niemcy uznali, że nie mają szans i rzucili broń… Łącznie sierżant York zabił tego dnia 28 żołnierzy wroga, a 132 wziął do niewoli! Sam nie został draśnięty.

SZALONY JACK

Jack Churchill uważał, że oficer udający się do boju bez miecza jest nieodpowiednio ubrany. Dlatego na pole bitwy zawsze zabierał szkockiego pałasza, a dodatkowo łuk z kompletem strzał oraz dudy. Nie było by w tym może nic dziwnego, gdyby np. żył w XV wieku – ale kapitan, później major, wreszcie podpułkownik Churchill żył w czasach II wojny światowej i był dowódcą angielskich komandosów! ! 1940 roku we Francji zaliczył w tamtej wojnie oficjalne zabicie Niemca strzałą z łuku. Rok później podczas desantu na brzegu Norwegii na przemian grał na dudach i rzucał granatami. W 1943 roku na Sycylii ruszył w nocy na niemieckie stanowiska z mieczem w ręku i przy wsparciu tylko jednego podoficera – bez oddania strzału wziął 42 jeńców. Aż wreszcie w 1944 roku razem ze swym oddziałem wylądował w Jugosławii, aby partyzantów w walce z hitlerowcami. W jednym z krwawych starć trafił do niewoli… Ale oczywiście Jack Churchill zbyt się tym nie przejął. Uciekł z obozu, został złapany, uciekł z drugiego obozu i przeszedł na piechotę 240 km przez Alpy, gdzie w końcu spotkał amerykański patrol. Ku jego zmartwieniu wojna w Europie już się kończyła. Pojechał do Birmy walczyć z Japończykami, ale na wieść o tym Imperium Japońskie od razu skapitulowało…

BIAŁA ŚMIERĆ

Dobra rada: nie wnerwiaj rolników z Finlandii. Simo Hayha był zwykłym farmerem. Owszem od czasu do czasu wygrywał jakieś turnieje strzelecki, ale na co dzień spokojnie uprawiał swoje pólko na farmie niedaleko ZSRR i był szczęśliwy. Aż w listopadzie 1939 r. niejaki Józef Stalin postanowił napaść na to jego pole i przy okazji na resztę Finlandii. Co zrobił Simo? Założył ciepłe gacie, biały mundur maskujący, wziął karabin snajperski Mosin (ale zdemontował z niego lunetę, bo mu przeszkadzała) i poszedł zabijać Sowietów. Przez całą zimę, maskując się w śniegu i czatując na drzewach w temperaturach do minus 40 stopni, Simo Hayha zastrzelił ze snajperki … 505 radzieckich żołnierzy! Gdzieś w połowie tej liczby Rosjanie zorganizowali specjalną jednostkę, której jedynym celem było jego odnalezienie i zlikwidowanie. Simo zabił ich wszystkich. Sowieci wysłali więc na niego grupę własnych snajperów. Simo zabił ich wszystkich. Za pomocą pistoletu maszynowego Suomi pozbawił życia jeszcze 200 innych wrogów i być może zabijałby Rosjan aż do dzisiaj, gdyby w końcu w marcu 1940 r. przypadkowa kula nie oderwała mu połowy głowy. Ku zdziwieniu lekarzy Simo Hayha nie zginął. Odzyskał przytomność dokładnie w dniu, w którym Finlandia i upokorzony ZSRR zawarły pokój.

MEDALISTA

Można powiedzieć, że Audie Murphy chciał zostać żołnierzem od małego. Ale to niezbyt ścisłe stwierdzenie, bo był kurduplem całe życie i nawet jako dorosły mierzył raptem 165 cm. Mimo nikczemnego wzrostu, gdy tylko do USA dołączyły do II wojny światowej, Audie na ochotnika zgłosił się do wojska. Trochę to trwało, zanim jakaś jednostka zechciała przyjąć liliputa, ale w 1943 roku kapral Murphy wreszcie desantował we Włoszech. Tam pokazał, że rozmiar nie gra roli, robiąc takie akcje, jak np. zdobycie samemu gniazda niemieckich karabinów maszynowych, a potem obrócenie zdobycznego MG42 i wykoszenie z jego pomocą jeszcze dwóch innych szwabskich cekaemów. Ale najlepsza akcja Murphy`ego miała miejsce 26 stycznia 1945 roku. Walczył wtedy we Francji tak się złożyło, że był sam – bo jego oddział został rozbity w poprzednim starciu. Tak więc mamy las, samotnego Audie Murphy`ego i nagle nadchodzą dwie kampanie wk🤬ionych hitlerowców, wspartych przez sześć Tygrysów. Normalny człowiek by od razu uciekł. Ale nie Audie! On wpierw wystrzelał do szkopów całą amunicję w swoim karabinie M1, a potem wskoczył na zniszczony, płonący transporter i zaczął pruć z jego wieżyczki z karabinu maszynowego! Walił tak przez niemal godzinę, a gdy już rozstrzelał ok. 50 Niemców, pomyślał o wsparciu przez telefon polowy naprowadził na cel artylerię, która wykończyła Tygrysy i resztę szkopów. Po tej Akcji Audie Murphy dostał 33 medale, wrócił do domu i… został gwiazdą Hollywood.

JOHN BROWN

Jan Zumbach oprócz polskiego paszportu miał też paszport szwajcarski. Mógłby więc całe życie nie wyściubiać nosa z neutralnego alpejskiego kraiku i podliczać złoto, po które nie zgłosili się właściciele. Ale wtedy byśmy o nim nie pisali w CKM. Jednak zamiast spokojnego życia Jan Zumbach wybrał karierę pilota. Dowodził dywizjonem 303 i zestrzelił 13 niemieckich samolotów, co uczyniło go jednym z największych asów w dziejach polskiego lotnictwa. Ale w CKM piszemy o nim z innego powodu. Otóż po II wojnie światowej podpułkownik Jan Zumbach wybrał życie przemytnika i najemnika. Do legendy przeszedł w 1967 r., gdy kupił z demobilu stary bombowiec B-26, stając się w ten sposób twórcą i naczelnym dowódcą sił powietrznych Biafry walczącej o oderwanie się od Nigerii. Zaorał pół kraju bombami zrobionymi z beczek wypełnionych benzyną i fosforem (ręcznie zrzucanymi lukiem towarowym przez czarnoskórych wojowników), a niedobitki rządowej armii dziurawił z karabinu maszynowego na dziobie bombowca (działało to tak, że Zumbach szarpał za sznurek, lokalny wojownik „na ślepo” naciskał na spust cekaemu, a kolejne szarpnięcie sznurka nakazywało przerwanie ostrzału) Brzmi prymitywnie? Ale wystarczyło, by m.in. podczas nalotu na lotnisko zabić szefa nigeryjskiej armii! Nic dziwnego, że spisane kilka lat później pamiętniki Jana Zumbacha stały się bestsellerem.

ŁAPACZ KUL

Grenadier Yogender Singh Yaday ma nazwisko trudne do wymówienia, ale w Indiach takie językowe łamańce są normą. Yaday wyróżnił się czymś innym. W 199 roku wybuchła krótka wojna w Kaszmirze. 3 czerwca 1999 roku jego oddział dostał zadanie z gatunku „niemożliwych” : indyjscy żołnierze mieli wejść na pokryty śniegiem pionowy klif i tam, na wysokości ponad 5000 m n.p.m., zniszczyć trzy pakistańskie bunkry. Yaday był najmłodszy, a może najgłupszy. W każdym razie zgłosił się na ochotnika, żeby wspiąć się gołymi rękami i na szczycie zainstalować uprzęże, po których wciągnie się reszta żołnierzy. W połowie drogi wrogie bunkry otworzyły ogień z cekaemów. Yaday dostał trzy kule, ale szedł dalej. Wdrapał się na szczyt klifu, oberwał kilka kolejnych kul, doczołgał się do pierwszego bunkra i zabił granatem całą jego załogę. Ale to nie koniec! Krwawiący z niezliczonych ran Yaday ruszył na drugi bunkier, oczywiście załapał kulkę, ale wcale się tym nie przejmując, wpadł do środka i w wale wręcz zabił trzech kolejnych żołnierzy! Wtedy wreszcie jego kumple z oddziału łaskawie sami wspięli się na klif i zdobyli trzeci bunkier… Za swój niewiarygodny wyczyn Yogender Singh Yaday został pośmiertnie odznaczony najwyższym indyjskim orderem. Po czym okazało się, że – choć ciężko ranny – to jednak żyje.

FORTECA

Gurkhowie, jeden z walecznych ludów Nepalu, służą w brytyjskiej armii od pierwszej połowy XIX wieku. Zawsze uważano ich za twardych żołnierzy. Ale po wyczynie kaprala Dipprasada Puna uważa się ich za najtwardszych niepokonanych sukinsynów na świecie. 17 września 2010 roku kapral Pun siedział na dachu posterunku w Afganistanie i pilnował okolicy. Słoneczko świeciło, krowy muczały. Sielanka skończyła się, gdy zza krów wyszło ok. 30 Talibów z kałasznikowami, którzy ze wszystkich stron otoczyli posterunek. Powtórzmy. Dipprasad Pun był sam. Ale nie miał zamiaru się poddać. Zdjął z trójnoga karabin maszynowy kaliber 7.62 mm z podpiętą taśmą amunicyjną i kilka minut niczym Rambo siekł z niego we wszystkich kierunkach. Gdy wystrzelił ponad 400 pocisków, skończyła się amunicja, a trochę napastników jeszcze stało na nogach, wiec zaczął rzucać granatami. Po 17 eksplozjach skończyły się też granaty i , choć nieposzarpanych Talibów było już niewielu, jakiś wyjątkowo odważny egzemplarz wdrapać się na dach posterunku. Dipprasad nie miał czym strzelać, więc strącił go na ziemię stalowym trójnogiem od cekaemu. Ostatnim wrogom odpalił w twarz kierunkową minę przeciwpiechotną Claymore i bitwa się skończyła. A trwała raptem kwadrans, czyli pewnie tyle ile Ty czytałeś ten artykuł…

Tekst przepisywane ręcznie. Literówki mogą gdzieś być.
Nie znalazłem po tagach bo nie szukałem

Ulubione jedzenie lwic?

podbama2013-07-17, 19:48
Ciepłe jąderka. Na drugim filmiku spożywanie na żywca.



Nigeryjscy skinheadzi

konto usunięte2013-07-17, 20:50
Zdjęcia pochodzą z wczesnych lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Zrobiono je w Lagos, Nigeria.







Jak się spodoba wrzucę więcej

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem