📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 51 minut temu
Styczeń 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31
Luty 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28
Marzec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31

Modalohr

MichaU2013-02-26, 11:56
Czyli ciekawy system transportowy.

Roofing

konto usunięte2013-02-26, 21:00
Szwabski 10minutowy dokument o ruskich miłośnikach adrenaliny (tym razem jeden z nich się doigrał).

Kenny-kompilacja śmierci.

Sekker2013-02-26, 20:33
Coś dla fanów South Park i myślę, że reszty sadoli także

Tak zaj🤬e z YT

Ronda Rousey

konto usunięte2013-02-26, 19:10


Ronda Rousey ta z pozoru niczym nie wyróżniająca się uśmiechnięta mieszkanka Stanów Zjednoczonych jest bardzo skuteczną zawodniczką mieszanych sztuk walki. Rousey urodziła się w Riverside County, jest córką pierwszej mistrzyni świata w judo pochodzącej z Ameryki. Ronda w wieku 17lat zakwalifikowała się do igrzysk olimpijskich w Atenach (2004), stając się tym samym najmłodszą zawodniczką w judo. Trzy lata później zdobyła 2 miejsce na mistrzostwach świata w Rio de Janeiro, a w 2008 roku na igrzyskach w Pekinie zdobyła brązowy medal w kategorii do 70kg. Najwyraźniej brakowało jej dodatkowych wrażeń i tym samym 6 sierpnia 2010 roku rozpoczęła amatorską karierę MMA. Po trzech wygranych pojedynkach, które kończyły się dźwignią na ramię, w pierwszych rundach (z których najdłuższa trwała 0:57), Ronda rozpoczęła zawodową karierę. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że "Rowdy" z rekordem 7-0, wygrywała za każdym razem dźwignią na ramię w pierwszych rundach! Dziś jest mistrzynią UFC, wcześniej była posiadaczką pasa federacji Strikeforce. Po tym dość nudnym wstępie zapraszam do oglądnięcia walk Rondy


Ronda Rousey vs. Ediene Gomes (KOTC)


Ronda Rousey vs. Charmaine Tweet (HKFC)


RONDA ROUSEY VS SARAH D'ALELIO (Strikeforce)


Ronda Rousey vs Julia Budd (Strikeforce)


Miesha Tate vs. Ronda Rousey (Strikeforce) - walka o pas mistrzyni federacji Strikeforce


Ronda Rousey Vs Sarah Kaufman (Strikeforce) - pierwsza udana obrona pasa

Link do ostatniej walki Liz Carmouche vs. Ronda Rousey - Obrona pasa federacji UFC

Źródła:
- en.wikipedia.org/wiki/Ronda_Rousey
- sherdog.com/fighter/Ronda-Rousey-73073
- zdjęcie onlinefreecomputers.com/wp-content/uploads/2013/01/Ronda-Rousey-Pictures31.jpg

Polska służba zdrowia

konto usunięte2013-02-26, 21:58
Chciałabym opisać historię z życia wziętą:

Byliśmy ze znajomymi w Słowackich górach na nartach/snowboardzie. Ja akurat jeżdżę na desce od niedawna, ale całkiem nieźle śmigam Oczywiście prostą sprawą jest wyrobienie karty ISIC tudzież euro26 oraz wyrobienie karty z NFZ. Na wszelki wypadek w ramach bezpieczeństwa wykupiliśmy ubezpieczenie obejmujące transport jak i leczenie za granicą. Tyle w ramach wstępu.

No to sobie jeździmy. Jest fajnie, mały mróz, generalnie spoko. W związku z tym, że poprzedniego dnia była zamieć, więc następnego szybko porobiły się muldy (mini hałdki na stoku), utrudniające jeżdżenie. Jadę dość szybko, bo czemu mam nie jechać, przechodzę na palce (czyli snowboard ustawiony bardziej tyłem do kierunku jazdy). I w tym momencie jakiś narciarz najeżdża mi na deskę. Zachwianie, wjeżdżam z impetem na muldę, podbija mi lewą stronę deski i padam z hukiem prawym barkiem na lód. Leżę. Ku*wa pomocy. Nic. Nadjeżdża koleżanka, pomaga się wypiąć z deski, jakoś wstaję. Ręka napiżdża, chrupie przy próbie poruszenia. Dobrze, że miałam kask - mogło być gorzej. Ale nie dam rady iść - strasznie stromo. Co robimy? Dzwonimy na 18300 (Ci co jeżdżą na Słowację na Chopok - zapamiętajcie ten numer) Po 10-15 min przyjeżdża ziomeczek na skuterze, krótkie rozeznanie i zakłada temblak. Pyta jak dojedziemy do szpitala - karetką czy samochodem. Prosty wybór- samochód. Jazda skuterem na dół, wypisywanie kwitka do szpitala. W międzyczasie mój chłopak sprzedał karnety i jazda do szpitala. Szybki rentgen i okazuje się, że kość ramieniowa połamana i wciśnięta tuż przy główce w barku. Nie wiem czy słabo zrobiło mi się od mega bolącego znieczulenia w dupsko, czy od informacji, że trzeba będzie zrobić operację z wkładaniem drutów w Polsce. DRUTY? W POLSCE?! Ja pier....

Ale chwila! Mamy przecież wykupione ubezpieczenie od wypadków - dzwonimy na infolinię. Po opisaniu sytuacji mówimy, że Słowacy każą jechać do Polski (mieszkamy na Podlasiu, więc trochę daleko) i co robić. Pani po rozeznaniu powiedziała, iż koszt takiej operacji jest za wysoki i musimy wracać do Polski. Dzięki karcie NFZ nie musieliśmy płacić 60 euro za zdjęcia RTG, ale za pasy stabilizujące już tak (podobno mają nam później zwrócić z tego cudownego ubezpieczenia - okaże się).

No to wracamy. Trochę lipa, bo w aucie jechały 4 osoby (w sumie było nas 14), a jeszcze pobyt się nie skończył. Jednakże przekonali nas, że jakoś się pomieszczą i żeby nie zwlekać, tylko zapierdzielać do Polski. Spakowaliśmy się i jazda. W związku z tym, iż poinformowali nas, że ma być operacja, postanowiliśmy jechać do naszego miasta - nie wiadomo czy nie potrzebny byłby jakiś dłuższy pobyt. Wyjazd ze Słowacji ok. 17, przyjazd mniej więcej koło 4.30, z przerwą na stacji na dwugodzinny sen. Mieliśmy szczęście, że nie było zamieci na drogach i korków, bo tej nocy kilka wypadków po drodze było. Dowiedzieliśmy się w czasie podróży w którym szpitalu jest ostry dyżur i tam też się udaliśmy. I tu zaczyna się parodia moi mili.

Zajeżdżamy zdezorientowani, zachodzimy na oddział i mówimy, że wypadek był. Chłop do nas "proszę stąd wyjść! to nie tu". Wychodzi babka i pyta co się dzieje. To my jej, że ręka połamana, że jedziemy prosto ze Słowacji itd, pokazujemy dokumenty podpisane przez Słowackich lekarzy. A ona na to "No i czego państwo chcą? Założone zostały już pasy i to już wszystko" My w szoku, że jakim cudem to już wszystko, ręka połamana, operacja ma być. A ona "zaraz zadzwonię po lekarza, ale nie wiem czy przyjmie was." Z nerwów aż mi słabo się robiło. Przychodzi typek, patrzy na dokumenty i rzecze: "To nie jest świeży uraz. Proszę rano iść do rodzinnego po skierowanie i wtedy do poradni się zgłosić" My gały na wierzch, mówimy, jechaliśmy jak dzikusy, bo miałam mieć poważny zabieg a tu się okazuje, że to pasy wystarczą? A typ na to "Tak, macie iść po skierowanie, a na taki zabieg czasem czeka się 2 tygodnie" Nie, no ku*wa zajebiście...

Wku*rwieni i zniesmaczeni wracamy do domu. Kładziemy się spać na 4 h. Wstajemy i jedziemy do rodzinnego. Lekarka w szoku, mówi, że są nie poważni, jakim cudem nieświeży uraz, powinni nas przyjąć. Mówi się trudno, jedziemy do ortopedy. Przyjmuje nas, też w szoku, że nas na dyżurze nie przyjęli. Zleca zrobienie nowego RTG, bo kość mogła się przemieścić. Z jednego zdjęcia z przodu stwierdza, że jest dobrze, kość ustawiona nieźle i trzeba założyć gips, bo nie ma gwarancji, że po operacji będzie kość lepiej ustawiona, a to tylko dodatkowo zmarnowany czas, wielka blizna i niepotrzebny ból. Jak powiedzieli, tak zrobili. Ortopeda powiedział, że jakby coś się działo, przyjeżdżać. No i działo się.

Następnego dnia, ręka strasznie bolała. Nie wiedzieliśmy co robić, czy to normalne czy nienormalne. Jedziemy do lekarza? Jedzieemy. Lekarz mówi, że dobrze, że przyjechaliśmy, bo chciał zobaczyć czy w gipsie będzie mi lepiej czy gorzej. Zleca nowe zdjęcia, tym razem też z boku. I zaskoczenie, bo z boku już nie jest tak elegancko jak z przodu. (jakby nie mógł od razu tego zlecić ;/) I mówi, że nie wie sam co robić, bo jest dobrze i też niedobrze. Pyta czy chcemy skierowanie do szpitala, może ktoś podejmie się robienia zabiegu. Oczywiście, że chcemy, co za pytanie. Było już dość późno, przychodnie zamknięte, więc jedziemy na dyżur tam gdzie pokierował ortopeda. I co wyszło? Źle nas pokierował. Jedziemy do następnego szpitala. A wiecie gdzie? Na dyżur gdzie skąd nas odesłali pierwszego dnia. Żeby było ciekawiej, przyjmowała nas ta sama kobieta.

Chwilę musieliśmy poczekać, w końcu mnie zawołali. W środku nowy lekarz i owa baba z miną srającego kota pyta po co przyszłam, przecież mam gips. Ja mówię, że mnie boli, że nas tu wysłali, bo chyba kość źle jest ustawiona. A ona "ale to normalne, że boli, czego jeszcze pani chce?" No kuu*wa... nie wytrzymałam i popłakałam się z bezsilności. I tu moi drodzy nastąpił przełom. Zobaczyli, że jestem jednak człowiekiem, a nie workiem kości. Baba zmiękła "Pani A., proszę się nie denerwować, opowiedzieć co i jak" To jej mówię, że nie wiem co robić i boję się, że będę miała problemy z ręką (jestem praworęczna). Lekarz powiedział, że może nie jest idealnie ustawione, ale jest spoko, żeby się nie denerwować, tylko niepotrzebnie wszyscy nas straszyli, jest dobrze, on by nic z tym nie robił i przyjść jeszcze na kontrolę po weekendzie, bo może będę miała krócej gips i zamiast niego założą mi pasy stabilizujące.

Nasuwa się pytanie: Czy nie można było tak od razu?

No i cóż. Gips na razie mam, nie mogę pisać na kartce, ale na komputerze już tak. Pozostaje kwestia tej zasranej polisy, bo okazuje się, że prawdopodobnie mogłam WSZYSTKO mieć na Słowacji, łącznie z zabiegiem. Czekamy na dokumenty i nagrania - być może zwrócą nam pieniądze za transport. Ale pocieszam się, że mogło być gorzej.

Być może temat za słaby na harda, ale przez napinaczy internetowych, nie było możliwości umieszczenia tego gdzie indziej.

Felix Baumgartner

konto usunięte2013-02-26, 14:32
O realizacji swoich marzeń
103-letni sir Nicholas George Winton to prawdopodobnie najskromniejszy człowiek na świecie. Gdyby nie przypadek, świat nigdy nie dowiedziałby się o jego bohaterskim wyczynie sprzed lat...



W 1988 roku żona sir Wintona, Greta znalazła na strychu stare dokumenty i notatki z 1939 roku. Wynikało z nich, że jej mąż zorganizował transport i znalazł rodziny zastępcze dla 669 dzieci ż__owskich, które wywiózł z terenów Czechosłowacji do Wielkiej Brytanii w operacji pod kryptonimem Czeski "Kindertransport". Wielu rodziców tych dzieci zginęło w Oświęcimiu w obozie koncentracyjnym...



W 1938 roku Nicholas Winton był zwykłym maklerem giełdowym. Tuż po nazistowskiej operacji znanej jako Kryształowa Noc, zamiast wyjechać na wczasy do Szwajcarii, postanowił odwiedzić swojego przyjaciela w Czechosłowacji. Tam narodził się pomysł wywiezienia dzieci poprzez Holandię na teren Wielkiej Brytanii.

Podczas okresu wakacyjnego wraz ze swoją matką dawał dziesiątki ogłoszeń w poszukiwaniu rodzin zastępczych dla ocalonych dzieci. Operacja ta była możliwa, ponieważ Wielka Brytania w 1938 roku wydała ustawę, która zezwalała uchodźcom poniżej 17. roku życia na pobyt na terenie kraju, jeżeli mieli zapewnione miejsce stałego pobytu i 50 funtów zdeponowanych na ewentualny koszt biletu powrotnego.



Bohaterska operacja sir Wintona została ujawniona w 1988 roku, podczas programu nadawanego przez stację BBC "That's Life!", gdzie Nicholas Winton został zaproszony jako gość honorowy. W pewnym momencie prowadząca audycję Esther Rantzen pokazała jego zapiski z listą uratowanych dzieci i zapytała publiczność zgromadzoną w studio, czy jest na sali ktoś, kto zawdzięcza sir Wintonowi swoje życie...



1 września 2009 roku "Pociąg Wintona" wyruszył z Pragi trasą "Kindertransportu". Na jego pokładzie znajdowały się 22 osoby, które zostały uratowane przez sir Wintona. Podróż ta została zorganizowana w 70. rocznicę ostatniego transportu dzieci, który miał wyjechać 3 września 1939 roku, ale nigdy nie wyruszył z powodu wybuchu II wojny światowej...


Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem