📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 9:54

#wojna

Latająca Forteca.

Cwieku2012-10-22, 14:21
Północna Afryka, gdzieś nad Tunezją, 1 lutego 1943 roku, godzina 11:00.
- Pięć minut do celu – powiedział spokojnym głosem dowódca bombowca B-17 do drugiego pilota.
Ten odpowiedział skinieniem głowy.
To nie była zbyt wymagająca misja. Zwykłe bombardowanie doków w tunezyjskiej Bizercie, zaledwie 350 kilometrów na północny wschód od bazy w Biskrze. Bułka z masłem w porównaniu z misjami nad Niemcy.
Formacja dziesięciu Latających Fortec ustawiła się w szyku bojowym. Na czele leciały cztery bombowce prowadzone przez maszynę pilotowaną przez majora Roberta Coultera. Leciała ona nieco wyżej od trzech podążających za nią Fortec. Pozostałe sześć bombowców leciało kilkaset metrów dalej i kilkadziesiąt metrów niżej.
Niemcy przygotowali jednak komitet powitalny. Doki w Bizercie były częstym celem alianckich nalotów, więc niemieckie myśliwce stacjonujące w pobliżu były utrzymywane w stanie gotowości bojowej. Tym razem w niebo wzbiły się cztery Focke-Wulfy Fw 190 – samoloty, które za kilka lat zostaną okrzyknięte najlepszymi myśliwcami II Wojny Światowej. I to w zgodnej opinii pilotów niemieckich i alianckich.
Myśliwce zaatakowały amerykańską formację od czoła. Dwa z nich zaatakowały grupę prowadzoną przez majora Coultera, a dwa inne zajęły się sześcioma maszynami drugiego rzutu.
Porucznik Kendrick Bragg, pilot jednej z Fortec pierwszej grupy obserwował jak dwa Fw 190 nabierają wysokości i z odległości kilkuset metrów otwierają ogień do jego dowódcy. Górny strzelec maszyny majora Coultera nie pozostawał im dłużny. Wieżyczka Fortecy pluła ogniem w stronę nadlatujących myśliwców, a ślady pocisków smugowych świadczyły o tym, że strzelec nie pudłował. Karabiny pierwszego z atakujących Focke-Wulfów umilkły. Myśliwiec jednak nie zmienił kursu. Nadal leciał prosto na Fortecę majora Coultera.
- Poderwij! – wyrwało się z ust porucznika Bragga.
Nic z tego. Myśliwiec spadł prosto na maszynę jego dowódcy. Prawe skrzydło Fortecy oderwało się od kadłuba i bombowiec runął korkociągiem w dół. Niemiecki myśliwiec także kontynuował swój lot ku śmierci.
„Jasna cholera! Leci prosto na nas!” – pomyślał porucznik Bragg.


Bombowiec B-17 nieprzypadkowo został nazwany Latającą Fortecą. Nie tylko był potężnie uzbrojony (13 karabinów maszynowych Browning, w tym 4 podwójnie sprzężone), ale słynął także z odporności na uszkodzenia. Piloci żartowali, że Forteca spada dopiero wtedy, kiedy Niemcy władują w nią tyle pocisków, że ich waga przekroczy dopuszczalny udźwig. Niektóre maszyny wracały z misji bombowych nad Europą tak zmasakrowane, że piloci towarzyszących im myśliwców nie mogli uwierzyć własnym oczom. Fortece lądowały w bazie z metrowej szerokości dziurami w skrzydłach i kadłubie, z trzema zniszczonymi silnikami, z potrzaskanymi urządzeniami nawigacyjnymi i sterami.
Jednak to, co się stało 1 lutego 1943 roku nad Tunezją graniczy z cudem.
Podczas II Wojny Światowej Tunezja opowiedziała się po stronie Francji, a w 1940 roku zadeklarowała lojalność wobec kolaboracyjnego rządy Vichy. Dwa lata później kraj zajęły wojska włoskie i niemieckie.
W listopadzie 1942 roku w wyniku operacji desantowej „Pochodnia” Maroko i Algieria zostały opanowane przez Brytyjczyków i Amerykanów. Niewielkie pustynne lotniska zamieniły się w bazy lotnicze, skąd alianci zaczęli przeprowadzać regularne rajdy bombowe na tunezyjskie porty i doki. Najważniejszymi celami ataków były Tunis i Bizerta.
Bombowcom czasem towarzyszyły myśliwskie Mustangi. Często jednak z tej osłony rezygnowano – odległość do celu nie była zbyt wielka, a Niemcy nie dysponowali imponującymi siłami powietrznymi w regionie.
Rankiem 1 lutego 1943 roku z bazy w algierskiej oazie Biskra wystartowała formacja dziesięciu Latających Fortec z 414. Dywizjonu 97. Grupy Bombowej Sił Powietrznych USA i obrała kurs na doki w tunezyjskiej Bizercie. Jedna z maszyn lecących w pierwszej grupie złożonej z czterech bombowców pilotowana była przez porucznika Kendricka Bragga i nosiła przydomek „All American”.
Lot do celu przebiegał spokojnie. Kiedy formacja znajdowała się zaledwie kilka minut od celu na niebie pojawiły się cztery niemieckie Focke-Wulfy Fw 190. Dwa z nich zaatakowały cztery Fortece lecące na przedzie. Górny strzelec bombowca pilotowanego przez majora Roberta Coultera puścił długą serię w kierunku nadlatującego myśliwca. Karabiny maszynowe Focke-Wulfa umilkły, ale on kontynuował lot w kierunku swojej niedoszłej ofiary.
Najprawdopodobniej strzelec pokładowy Fortecy zabił lub ciężko ranił niemieckiego pilota, który nie był już w stanie sterować myśliwcem.
Focke-Wulf wbił się w skrzydło Fortecy majora Coultera. Potężny bombowiec przechylił się na bok i wpadł w korkociąg. Tylko trzech członków jego załogi zdołało wyskoczyć ze spadochronami.
Focke-Wulf po staranowaniu maszyny Coultera spadał dalej lecąc w kierunku bombowca „All American”. Porucznik Bragg instynktownie pchnął wolant do przodu, ale było już za późno. Niemiecki myśliwiec zahaczył skrzydłem o kadłub Fortecy przecinając go ukośnie aż do ogona.
Bombowiec w jednej chwili stracił ster wysokości i kierunku. Przestało działać radio i część systemów elektrycznych. Przewody tlenowe również zostały przecięte, a na domiar złego oba silniki na prawym skrzydle przestały działać. Jeden z silników na lewym skrzydle zaczął się „krztusić” – szwankowała pompa paliwowa. Ogon z uwięzionym w nim strzelcem tylnym trzymał się tylko na dwóch żelaznych belkach i kilku płatach aluminiowego poszycia. Forteca przypominała teraz olbrzymiego owada z przetrąconym odwłokiem trzymającym się reszty ciała na małym pasku skóry i nieruchomym skrzydłem. W kadłubie tkwiły części skrzydła niemieckiego myśliwca. Używając ich oraz linek z własnych spadochronów załoga desperacko starała się uchronić odciętą część kadłuba przed całkowitym oderwaniem, co byłoby równoznaczne z katastrofą.
Po chwili znaleźli się nad celem. Bombardier Ralph Burbridge otworzył luki i zwolnił bomby.
Otwarcie luku bombowego wywołało potężny podmuch wewnątrz maszyny. Był on tak silny, że boczny strzelec Michael Zuk został „wdmuchnięty” do odciętej części ogonowej. Z pomocą kolegów i linek od ich spadochronów zdołał się stamtąd wydostać. Tylny strzelec Sam Sarpolus próbował pójść w jego ślady, ale odcięty ogon zaczął się niebezpiecznie trząść. Sam zrozumiał, że stanowi balast, który nieco stabilizuje tę część kadłuba i postanowił zostać na miejscu.


Bombowiec B-17 Latająca Forteca „All American” z 414. Dywizjonu Bombowego gdzieś nad północną Afryką. Zdjęcie wykonane z myśliwca Mustang.

Aby wrócić do bazy bombowiec musiał zawrócić, jednak lecąc z niemal oderwanym ogonem porucznik Bragg musiał unikać wszelkich ostrzejszych manewrów – odcięta część trzymała się na słowo honoru i w każdej chwili mogła odpaść. Poprowadził więc maszynę po ogromnym okręgu – aby zawrócić do bazy Forteca zatoczyła półkole pokonując dystans ponad 70 mil zanim znalazła się na kursie powrotnym.
Cały czas traciła prędkość i wysokość, a na dodatek była sama na afrykańskim niebie. Wkrótce w pobliżu pojawiły się dwa Messerschmitty Bf 109. Zbliżyły się do Fortecy jak wilki do rannego odyńca, ale czekał ich spory zawód. Karabiny maszynowe bombowca były nadal sprawne. Strzelcy pokładowi przywitali Niemców ogniem tak skutecznym, że ci stracili ochotę na dalszą walkę i odlecieli.
Tylny strzelec Sam Sarpolus mógł strzelać tylko krótkimi seriami. Odrzut jego Browninga wprawiał odciętą część kadłuba w niebezpieczne drżenie.
Piloci Mustangów, którzy przechwycili Fortecę nad Algierią przecierali oczy ze zdumienia. Wiele potrzaskanych bombowców mieli okazję oglądać, ale czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Ogon „All American” wyginał się na boki jakby bombowiec był ogromną rybą płynącą przez przestworza. Na migi dali znak pilotowi, by rozkazał załodze skakać. Bragg odpowiedział, że pięć spadochronów zostało zużytych do przywiązania odciętego ogona i wobec tego spróbuje posadzić maszynę normalnie.
Bombowiec bez problemów wypuścił podwozie i dotknął kołami pasa startowego w bazie Biskra. Natychmiast podjechały do niego karetki. Niepotrzebnie – żaden z członków załogi nie został ranny. Cały personel bazy wybiegł na pas, by z bliska obejrzeć zmasakrowaną Fortecę. Wszyscy byli zgodni, że to cud. Historia nie znała przypadku, by tak uszkodzony samolot doleciał o własnych siłach do bazy.


Po wylądowaniu w bazie w Biskrze.

Dziesięcioosobowa załoga wyszła z maszyny. Na końcu z odciętego ogona wygramolił się tylny strzelec Sam Sarpolus. Na miejsce przyjechał przedstawiciel zakładów Boeinga – producenta samolotu. Kiedy zobaczył „All American” opadła mu szczęka.
- To niemożliwe, by ten samolot utrzymał się w powietrzu! – krzyknął.
A jednak się utrzymał. Latająca Forteca jeszcze raz udowodniła, że zasługuje na swoją nazwę.

Jeśli się spodoba wrzucę więcej ciekawych historii.

Polski kontyngent - korzyść dla Polski

konto usunięte2012-10-21, 17:07
Pamiętacie kiedy polski żołnierz jechał do Iraku?Pamiętacie co wtedy obiecywano?Demokrację w Iraku,a dla Polski kontrakty,umowy,miliony...skończyło się na tym,że płaciliśmy 300 000 tyś. z moich i Twoich podatków na utrzymanie kontyngentu,j🤬e trzysta tysięcy złotych każdego dnia!Tylko po to żeby pieprzony Wujek Sam położył teraz łapy na irackiej ropie i nie zamierza się z nikim dzielić.Widać Polska jest bogatym krajem skoro może tak szastać pieniędzmi...
Później przyszła kolej na Afganistan,znów to samo p🤬lenie,ale nie Panowie i Panie,tym razem mamy wymierne korzyści!Dostaliśmy czołg!Tak,tak,prawdziwy czołg!Może gdyby był to jaki niemiecki Tygrys,albo choć sprawny ruski T-34 nie byłoby tak źle,ale dostaliśmy nasz własny czołg,który uwaga, jakoś w 1920 roku podj🤬i nam ruscy.Ruscy ten podj🤬y czołg popchnęli w 1923 roku do Afganistanu,a teraz wspaniałomyślnie,za zasługi w Afganistanie,za tysiące złotych z podatków,dostajemy go z powrotem,oczywiście transportem sami musimy się zająć.Nie przeczę to kawał historii,a historia jest ważna,dla każdego kraju,ale ten kraj to kraj paradoksów...Zatem cieszmy się,bo w końcu mamy jakieś korzyści

Taddammmm

Na zdjęciu nasz Renault FT-17,ciekawe o ile wzrosła teraz nasza zdolność bojowa

Co by było gdyby..

konto usunięte2012-10-20, 12:18
Czyli co by było gdyby wybuchła wojna polsko-ruska

Blitzkireg pozamiatany

Stygmat2012-10-16, 20:28
Szkoda, że nie wpadli na to w 1939. Szkopy pewnie dałyby się nabrać, w końcu ordnung muss sein

Oto historia pewnego żołnierza z USA.




Travis po raz pierwszy ujrzał Kelsey na zdjęciu na profilu Myspace swojego kumpla z wojska, Josha Bucka. Niedługo potem wzięli ślub, Kelsey zaszła w ciążę, a sierżant Mills wyjechał na trzecią już turę do Afganistanu wraz ze swoim nowym szwagrem.

10 kwietnia 2012 podczas pieszego patrolu Travis nastąpił na prymitywnie skonstruowaną minę. W wyniku wybuchu został poważnie ranny. Przeżył tylko cudem. Wraz ze swoim szwagrem przebył 7-dniową trasę z Afganistanu do Niemiec, gdzie lekarze, chcąc uratować życie 25-latka, zmuszeni byli amputować mu wszystkie cztery kończyny. Tylko 5 żołnierzom na przestrzeni wszystkich lat walk toczonych w Afganistanie i w Iraku udało się przeżyć mimo amputacji wszystkich kończyn...

Od tej pory zaczęła się nieustanna walka o powrót do zdrowia i do częściowej chociaż sprawności fizycznej...






Reszta w komentarzu.

Obóz koncentracyjny w Oświęcimiu zbudowano w 1917 roku

konto usunięte2012-10-08, 15:31
W artykułach i książkach poświęconych obozowi Auschwitz-Birkenau można wyczytać, że Niemcy utworzyli go w połowie 1940 roku. Jest to prawda, ale tylko połowiczna. Rzadko wspomina się o tym, że obóz został w rzeczywistości zbudowany niemal ćwierć wieku wcześniej!

Ostatnie lata XIX wieku i pierwsze XX były okresem masowej emigracji mieszkańców Galicji. Biedota z małopolskich i podkarpackich wsi szukała lepszego życia w Ameryce i Europie Zachodniej, ale wielu nie było stać na tak daleką podróż. Ci wyjeżdżali do pracy „na saksy” – a więc do sąsiednich Prus. Po drodze trafiali do ostatniego galicyjskiego miasteczka przed granicą: Oświęcimia.

Oczywiście w Prusach nie było pracy dla każdego. W efekcie tysiące bezrobotnych zostawały w Oświęcimiu, czekając tu na jakąkolwiek, choćby dorywczą pracę. Problem narastał, szczególnie że wybuch I wojny światowej wielu tułaczom zupełnie uniemożliwił powrót do domów.

Aby zaradzić zupełnemu zalaniu miasteczka przez bezrobotnych, jego władze wydzieliły specjalny teren w odległości około trzech kilometrów od śródmieścia. W 1916 roku obszar ten został sprzedany rządowi Austro-Węgier, a ten w roku kolejnym utworzył kolonię dla emigrantów i robotników sezonowych. Opisała ją w książce „Auschwitz. Obóz i miasto” austriacka historyczka Sybille Steinbacher: Obóz dla robotników sezonowych składał się z 22 murowanych budynków z czterospadowymi dachami oraz 90 drewnianych baraków, przeznaczonych dla 12 tysięcy osób poszukujących pracy (s. 19).


Polskie koszary w Oświęcimiu w dwudziestoleciu międzywojennym. Tutaj Niemcy utworzyli obóz koncentracyjny...

Obóz uruchomiono, ale funkcjonował tylko przez niespełna dwa lata. W międzyczasie zakończyła się I wojna światowa, a Austro-Węgry zniknęły z mapy Europy. Władze odrodzonej Polski nie były zainteresowane dalszym utrzymywaniem gigantycznego obozu, ale jego teren automatycznie przeszedł na ich własność. Od tej pory pełnił przeróżne funkcje.

Zakwaterowano w nim kilka tysięcy uciekinierów z Zaolzia – spornego terytorium na polsko-czeskiej granicy. Jak pisze Sybille Steinbacher azylanci stworzyli tu sobie małą osadę ze szkołą, kaplicą, teatrem, klubem sportowym oraz związkiem strzeleckim (s. 20). Inny fragment obozu oddano Państwowemu Monopolowi Tytoniowemu. Największą część zabudowań przejęło jednak Wojsko Polskie, przekształcając obóz dla bezrobotnych w obóz wojskowy.

Jedynym reliktem dawnej funkcji baraków był urząd pośrednictwa pracy. Aż do lat trzydziestych działał on na terenie obozu.

Kompleks baraków przetrwał do wybuchu wojny, a w 1940 roku zwrócił na niego uwagę Erich von dem Bach-Zalewski kierujący nadokręgiem SS Południowy Wschód. Zaproponował, by właśnie tam ulokować planowany obóz koncentracyjny. Wprawdzie kierownictwo SS nie było zadowolone ze stanu rozpadających się baraków oraz z faktu, że obóz leżał na terenach zalewowych, ale specjalna komisja uznała, że zalety lokalizacji przeważają nad wadami: miejsce miało dobrą infrastrukturę, było uzbrojone, znajdowało się przy węźle kolejowym oraz było łatwe do odizolowania od świata zewnętrznego (s. 30). Decyzja zapadła w kwietniu 1940 roku. Natychmiast wysiedlono 1200 żyjących jeszcze na terenie obozu przybyszy z Zaolzia i Niemcy przystąpili do tworzenia niesławnego Konzentrationslager Auschwitz.

Warszawa roku 1940

konto usunięte2012-10-07, 21:58
W 1939 roku mówiono, że Warszawa zaczyna przeganiać stylem życia Paryż. Niedawno ujawnione plany inwestycyjne z tamtych czasów przyprawiłyby o ból głowy dzisiejszych włodarzy tego miasta. Natomiast w 1940 roku...

Przerażająca sprawa.

Oreo

morbik2012-10-04, 21:29
Dziadku miałeś oreo na wojnie?


Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem