Wczoraj, tj. 28 stycznia, minęło 27 lat od katastrofy promu kosmicznego "Challenger". Po wystartowaniu, w 73 sekundzie lotu cała konstrukcja uległa dezintegracji, zginęla cała siedmiosobowa załoga.

Poniżej filmik z uwiecznionym momentem katastrofy (dla niecierpliwych- wybuch w 1:20 )



jeśli zaś chcecie dowiedzieć się więcej na temat przyczynu katastrofy itpL, to żeby nie szukać daleko:

pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_promu_Challenger
Co to jest Krioprezerwacja? :

Krioprezerwacja (kriokonserwacja) – proces, w którym komórki lub tkanki są przechowywane w ujemnej temperaturze, zwykle 77 K, czyli −196 °C (punkt wrzenia ciekłego azotu). W tak niskiej temperaturze zatrzymuje się wszelka aktywność biologiczna, łącznie z biochemicznymi reakcjami prowadzącymi do śmierci komórkowej. Jednakże bez użycia mieszanin witryfikujących, przechowywane komórki ulegają uszkodzeniom związanym z niską temperaturą lub ponownym ogrzaniem do temperatury pokojowej.

A teraz fakty:

Kim Suozzi zmarła 17 stycznia w przekonaniu, że to nie koniec jej ziemskiej drogi. Życzeniem dziewczyny było poddanie jej ciała krioprezerwacji, aby mogła zostać ożywiona w momencie, gdy technologia będzie na tyle zaawansowana, by uleczyć jej ciało i zwalczyć raka mózgu, na którego cierpiała.

Kim była studentką neurobiologii na Truman State University w Missouri. W marcu 2011 roku wykryto u niej guza mózgu. Po dokładnych badaniach okazało się, że dziewczyna cierpi na wyjątkowo złośliwy nowotwór – glejaka wielopostaciowego.

W sierpniu ubiegłego roku Kim usłyszała, że zostało jej najwyżej pół roku życia. Uznała wtedy, że jedyną nadzieją jest dla niej krioprezerwacja, czyli pośmiertne zamrożenie całego ciała.

Cała idea procedury opiera się na przekonaniu, że zamrożone ciało można będzie odmrozić w momencie, gdy medycyna będzie na tyle rozwinięta, by je ożywić i ewentualnie wyeliminować czynnik, który doprowadził do śmierci. Procedura może być przeprowadzona jedynie pośmiertnie. Z ciała wypompowuje się krew, a następnie wprowadza do naczyń roztwór krioprotektantów, czyli substancji chroniących zamrażane tkanki przed tworzeniem się kryształków, które mogłyby je uszkodzić. Następnie ciało powoli ochładza się do temperatury ciekłego azotu, czyli -196 st.C i przechowuje.

Krioprezerwacja to droga procedura – studenta potrzebowała około 35 tys. dolarów. Nie dysponowała taką kwotą. Z pomocą przyszła fundacja Society for Venturism, która skupia ludzi wierzących w skuteczność krioniki. Fundacja zebrała aż 27 tys. dolarów. Część pieniędzy zebrano również za pomocą popularnego serwisu Reddit.

Kim prowadziła wideo bloga. W ostatnim z nagrań powiedziała, że ma nadzieję, że zobaczy się ze wszystkimi za kilka lat. Studentka zmarła 17 stycznia w wieku 23 lat. Zgodnie z jej życzeniem, jej ciało zostało zamrożone.

Na całym świecie jest obecnie kilkaset zamrożonych ciał. Większość z nich (ponad 200) znajduje się w klinikach na terenie Stanów Zjednoczonych.

Może mało sadystyczne ale warte uwagi.
Gdyby kogoś to zainteresowało dodam lekturki:

Krioprezerwacja

oraz

Wikipedia

Wstęga

zderealizowany2013-01-28, 16:16


Naukowcy z Centrum Badań Kosmicznych PAN, uważają, że Wstęga odkryta w ubiegłym roku przez satelitę IBEX świadczy o zbliżaniu się Układu Słonecznego do chmury gorących gazów. Ma ona temperaturę miliona kelwinów a Słońce powinno wejść w nią w ciągu najbliższych 100 lat.

Wstęga to olbrzymie pasmo w postaci niedomkniętego pierścienia. Dotychczas wysnuto kilka teorii dotyczących jej istnienia, ale wszystkie odwoływały się do zjawisk zachodzących dość blisko, na granicy Układu Słonecznego. Tymczasem profesor Stanisław Grzędzielski uważa, że Wstęga istnieje, ponieważ Słońce zbliża się do granicy bardzo gorącego obłoku materii międzygwiazdowej. Jej obecność manifestuje się rozkładem strumieni energetycznych atomów naturalnych (ENA). Powstają one gdy protony gorącego gazu mieszają się z atomami gazu neutralnego i wychwytują z nich elektrony. ENA nie mają ładunku elektrycznego, więc podróżują po prostych, gdyż nie oddziałują na nie pola magnetyczne.

Polacy, na łamach prestiżowego Astrophysical Journal Letters twierdzą, że ENA powstają wskutek procesów, które zachodzą na granicy chłodnego Lokalnego Obłoku Międzygwiazdowego (o temperaturze 6-7 tysięcy kelwinów) a Lokalnego Bąbla (temperatura ok. miliona kelwinów). Obłok znajduje się we wnętrzu Bąbla, który ma rozmiary kilkuset lat świetlnych.

Z analiz przeprowadzonych przez Centrum Badań Kosmicznych PAN wynika, że granica pomiędzy Obłokiem a Bąblem może być od nas odległa nie o kilka lat świetlnych, a o 500-2000 jednostek astronomicznych. A zatem już w przyszłym wieku Układ Słoneczny znajdzie się we wnętrzu Bąbla.

Nie ma jednak powodów do obaw. Podczas swojej wędrówki Układ Słoneczny wielokrotnie przechodzi przez takie obszary. Profesor Grzędzielski mówi, że efektem wejścia Słońca w obłok gorącego gazu będzie prawdopodobnie skurczenie się heliosfery i nieznaczne zwiększenie promieniowania kosmicznego, które dociera do Ziemi. W przyszłości ludzie będą musieli zatem projektować urządzenia bardziej odporne na promieniowanie kosmiczne.

Autor: Mariusz Błoński

źródło

"Żołnierze Wyklęci" Aleksander "Adam" Be

s................5 • 2013-01-28, 0:51
Aleksander Bednarczyk „Adam”, ur. 21 VIII 1913 w Rzekuniu (pow. Ostrołęka). Ukończył podchorążówkę rezerwy piechoty, otrzymując przydział do 33 pp „Strzelców Kurpiowskich” w Łomży. W styczniu 1937 awansowany do stopnia podporucznika rezerwy piechoty. W wojnie obronnej 1939 walczył w jednostkach Obrony Narodowej. Po zakończeniu kampanii wrześniowej powrócił na teren powiatu ostrołęckiego. Od maja 1940 był żołnierzem ZWZ, a następnie AK w Obwodzie Ostrołęka (kryptonimy: „Sęp”, „Jeleń”, „Gruszka”). W komendzie obwodu pełnił różne funkcje, najdłużej – szefa wyszkolenia. W czerwcu 1944 został wyznaczony dodatkowo na stanowisko komendanta II „Ośrodka walki”. Uczestniczył w akcji „Burza” w szeregach 5 pułku (spieszonych) AK. W październiku 1944 jego kwatera we wsi Brzozowa została wykryta przez Niemców, a on sam aresztowany z dwoma współpracownikami. Przewieziono go do obozu karnego w Działdowie, gdzie sąd wojskowy z Ciechanowa skazał go na karę śmierci przez ścięcie toporem. Wyrok miał być wykonany w obozie koncentracyjnym w Stutthof, jednak w trzeciej dekadzie grudnia 1944 ponownie przewieziono go do Działdowa w celu wznowienia śledztwa. Podczas ewakuacji obozu w styczniu 1945 uciekł i powrócił do pracy konspiracyjnej. W listopadzie został awansowany do stopnia porucznika. W lutym 1945 mianowano go na stanowisko komendanta poakowskiej organizacji AKO w Obwodzie Ostrołęka. Od września 1945 kierował Obwodem Zrzeszenia WiN Ostrołęka (krypt. „Dorota”). Od sierpnia 1946 pełnił również obowiązki prezesa (inspektora) Inspektoratu Mazowieckiego WiN obejmującego powiaty (obwody): Ostrołęka, Zambrów i Ostrów Mazowiecka oraz częściowo Radzymin i Węgrów. Jesienią 1946 za pośrednictwem Komendy Obwodu Ostrów Mazowiecka podporządkował sobie pozostałości organizacji poakowskiej – ROAK – w pow. Pułtusk, tworząc na ich bazie nową strukturę – Obwód Pułtusk WiN (krypt. „Paulina”). 1 VI 1946 awansowany do stopnia kapitana. W okresie służby w szeregach ZWZ-AKAKO-WiN odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V kl., Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami i Krzyżem Walecznych. Był jednym z najwybitniejszych, a dziś zupełnie zapomnianych, organizatorów ruchu niepodległościowego na Ziemi Ostrołęckiej. W nocy z 19 na 20 XI 1946 został otoczony przez grupę operacyjną UB z Ostrołęki na kwaterze znajdującej się w gospodarstwie Czesława Kruczyka we wsi Gnaty (gm. Lelis). Poległ śmiercią żołnierską od kul funkcjonariuszy UB, próbując wyrwać się z „kotła”. Miejsce jego pochówku pozostaje nieznane.

mjr Aleksander Bendarczyk był dowódcą 5 Pułku Ułanów Zasławskich w latach 1944-1945.
Wczoraj w nocy (27 I 2013) w brazylijskim mieście Santa Maria spłonął klub nocny; pożar był wynikiem odpalenia na scenie fajerwerków, od których zapaliły się sufit (pewnie był podwieszany i wykonany z łatwopalnych tworzyw)...
według prasy pożar nastąpił ok godziny 2 w nocy; w klubie mogło znajdować się nawet 2000 osób, pożar spowodował duże ilości dymu ludzie wpadli w panikę, jak do tej pory naliczono się 245 ciał ponad 200 osób jest rannych. (większość ofiar jest wynikiem paniki skutkującej stratowaniem przez tłum, oraz uduszenia z braku tlenu [asfiksja czy jakoś tak])
Właściciel klubu został aresztowany, według relacji świadków drzwi ewakuacyjne były zamknięte a ludzie byli mocno stłoczeni.

kilka zdjęć:





źródła:
guardian.co.uk/world/2013/jan/27/brazil-nightclub-fire-santa-maria
huffingtonpost.co.uk/2013/01/27/brazilian-nightclub-bar-fire-_n_256081...
washingtonpost.com/world/brazil-nightclub-fire-leaves-hundreds-dead/20...
imgace.com/pic/tag/families-mourn-brazil-fire-victims-video-reuters-com/

Nacjonaliści a reżim PRL - cicha przyjaźń, jawna kolaboracja

j................x • 2013-01-27, 10:05
Od kilku lat różnej maści środowiska nacjonalistyczne wychodzą na ulice 13go grudnia i wykrzykują antykomunistyczne hasła. Celem tego biuletynu jest wykazanie hipokryzji tych środowisk, których korzenie nieraz sięgają PRL, lub w różnym stopniu współpracowały z organizacjami o charakterze komunistycznym.

Głównymi organizacjami nacjonalistycznymi w Polsce są ONR (Obóz Narodowo Radykalny), Młodzież Wszechpolska, NOP (Narodowe Odrodzenie Polski), Falanga oraz powoli rosnący w siłę Autonomiczni Nacjonaliści. Zjawiskiem o mniejszej sile są nacjonalistyczni neopoganie ze Stowarzyszenia na rzecz Tradycji i Kultury „Niklot” oraz Nacjonalistycznego Stowarzyszenia „Zadruga”. Pierwsze dwie organizacje razem utworzyły Marsz Niepodległości, a obecnie próbują powołać do życia nową formacje polityczną – Ruch Narodowy.

CZERWONE KORZENIE WSPÓŁCZESNYCH UGRUPOWAŃ NACJONALISTYCZNYCH

Roman Giertych, założyciel i były prezes powojennej Młodzieży Wszechpolskiej wywodzi się z rodziny która splamiona jest jawną współpracą z władzami komunistycznego reżimu. Maciej i Jędrzej Giertychowie (ojciec i dziadek Romana) nawet poparli Stan Wojenny. Maciej Giertych był w latach 1986-1989 członkiem proreżimowej Rady Konsultacyjnej, którą bojkotowała podziemna solidarnościowa opozycja. Część opozycji, szczególnie związaną z KOR (Komitet Obrony Robotników), Giertychowie atakowali za „służącą niepolskim interesom”. Maciej Giertych cieszył się także poparciem i zaufaniem hierarchii kościelnej, zwłaszcza jej najbardziej legalistycznego, ugodowego wobec komunistów i zachowawczego skrzydła. Po 1989 roku Maciej Giertych zdołał jeszcze z ramienia Ligi Polskich Rodzin (LPR) zdobyć mandat eurodeputowanego i wsławić się m.in. ciepłymi słowami w stosunku do mordercy i byłego dyktatora Chile, Augusto Pinocheta.

Z reżimem komunistycznym kolaborował również Bolesław Piasecki, twórca przedwojennego Obozu Narodowo Radykalnego i Falangi. Piasecki wprawdzie zmarł w 1979 roku, ale założone przez niego Stowarzyszenie PAX, grupujące spadkobierców polskiej antysemickiej tradycji nacjonalistycznej, które działało legalnie od powojnia, wspierało Jaruzelskiego i ostatecznie zaakceptowało wyprowadzenie przeciw robotnikom czołgów na ulice 13 grudnia 1981 roku. PAX było organizacją całkowicie podporządkowaną władzom PRL, skupiającą tzw. postępowych katolików, a sam Piasecki popierał stalinizm nawet po okresie odwilży, której nawiasem mówiąc był przeciwny.

Spadkobiercy przedwojennego ONR uważali, że NSZZ “Solidarność” jest manipulowane przez środowiska związane z KOR-em, który uznawali za organizację żydowską. Praktycznym wyrazem tych poglądów było powołanie do życia w roku 1980 Stowarzyszenia Patriotycznego „Grunwald”, skupiającego partyjny „beton”, funkcjonariuszy komunistycznej służby bezpieczeństwa, milicji i wojska związanych ze środowiskiem “moczarowców” (choć sam Mieczysław Moczar odcinał się od działalności “Grunwaldu”), jak również weteranów przedwojennej, skrajnej prawicy, wśród nich Napoleona Siemaszko (przedwojennego działacza Młodzieży Wszechpolskiej i Stronnictwa Narodowego) i Włodzimierza Wojcika (również Wszechpolaka i członka SN). Celem istnienia ZP „Grunwald” było skompromitowanie Solidarności oraz opozycji demokratycznej, poprzez wskazanie na rzekome żydowskie pochodzenie działaczy Komitetu Obrony Robotników i NSZZ “S”. Cele te realizowane były za pomocą masówek organizowanych w zakładach pracy, m.in. w Stoczni Gdańskiej oraz poprzez drukowaną propagandę, atakującą działaczy związkowych i opozycyjnych. „Grunwald” miał przyzwolenie kierownictwa PZPR na publiczne głoszenie haseł nacjonalistycznych, ksenofobicznych i antysemickich. Stowarzyszenie, na którego czele stał znany reżyser Bohdan Poręba, próbowało w okresie karnawału „Solidarności” wykorzystać schemat nagonki antysemickiej znanej z Marca ‘68. W trzynastą rocznicę wydarzeń marcowych założyciele „Grunwaldu” zorganizowali wiec przed byłym gmachem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, podczas którego przestrzegali przed siłami „syjonistycznymi” w „Solidarności”. Komunistyczny reżim nie wahał się wykorzystywać kontrowersyjnych akcji „Grunwaldu”, a ugrupowanie to swobodnie działało do końca PRL. Było taktycznie przydatne dla ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego, która w grze politycznej z opozycją instrumentalnie posługiwała się nacjonalizmem i antysemityzmem. Stowarzyszenie zgłosiło akces do PRON i podobnie jak Podobnie jak PAX Bolesława Piaseckiego poparło stan wojenny. Po 1989 część jego działaczy pozostających aktywnymi politycznie związała się z kilkoma Stronnictwami Narodowymi, Partią X Stana Tymińskiego (Kossecki był przewodniczącym tej partii w latach 1995-99), a później z Przymierzem Samoobrona. Działali w stowarzyszeniu “Nie dla Unii Europejskiej” oraz w ruchu panslawistycznym. Tadeusz Bednarczyk współpracował z Leszkiem Bublem – czołowym antysemickim wydawcą. Kilku z nich – jak Edward Prus, Bednarczyk, Szcześniak stali się publicystami Radia Maryja. Część dawnych działaczy ZP “Grunwald” publikowała w “Tygodniku Ojczyzna“, “Myśli Polskiej“, a następnie – w “Naszym Dzienniku“.

NACJONALIZM W PRL

Skrajna prawica w okresie PRL, wierna tradycjom panslawistycznej, prorosyjskiej (i antyniemieckiej) myśli politycznej Romana Dmowskiego, po cichu (a czasem głośno)sympatyzowała sojuszowi ze Związkiem Radzieckim. Tak samo komuniści mieli wprawę w odwoływaniu się do idei narodowej, kiedy ich władza okazywała się zagrożona. Władze PRL sięgały po nacjonalizm, który w ich mniemaniu oferował utopię społecznego pojednania i zjednoczenia.

W początkowym okresie rządy komunistów opierały się na wykreowanej charyzmie Stalina i Bieruta, na rewolucyjnym etosie i wizji przy- spieszonego postępu, dzięki któremu Polska miała dogonić, a potem wyprzedzić pod względem poziomu życia kraje Zachodu. Jak pokazała historia te metody nie działały długoterminowo, a nawet jeśli to wiele z nich dało się stosować tylko w krótkim okresie. Bierut i Stalin okazali się winni “wypaczeń i błędów”, fascynacja rewolucją społeczną wygasła, a stalinowska modernizacja spowodowała wzrost produkcji czołgów i lokomotyw, ale za to spadek poziomu życia.

Przez 45 lat Polski Ludowej nacjonalizm wrósł w oficjalną ideologię i pozostał jej żywym elementem. W najczarniejszym okresie stalinizmu, w 1951 r., Bierut cytował kilkakrotnie Dmowskiego w przemówieniu na partyjnym plenum. Antysemityzm odgrywał ważną rolę w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach zarówno w 1956 r., jak i w marcu 1968 r. W obu wypadkach “oczyszczenie partii z syjonistów i kosmopolitów” otwierało drogi kariery nowym kadrom partyjnym, które czuły się sfrustrowane i niedocenione (“Niech rosną kadry aryjskie” – mówił premier Cyrankiewicz na jednym z posiedzeń Biura Politycznego w maju 1956 r.). Władza próbowała także – czasami skutecznie – wygrywać antysemickie nastroje w społeczeństwie: na porządku dziennym było sugerowanie “niepolskiego pochodzenia” członków KOR w latach 70. czy pokazywanie antysemickich transparentów podczas marcowych wieców. Władza PRL starała się przekonać Polaków, że jest władzą “czysto polską”, a jej członkowie to patrioci i “prawdziwi Polacy”. Długa droga prowadziła od Róży Luksemburg do Moczarowskich „partyzantów” i stowarzyszenia Grunwald, ale partia przebyła ją szybko. Partia poprzez propagandę i politykę wobec mniejszości narodowych kształtowała ksenofobiczną, etniczną, a nie obywatelską wspólnotę narodową, nie tylko zamkniętą na świat, ale wobec niego wrogą.

Jak widać związki skrajnej prawicy i totalitarnej lewicy nie były wcale incydentalne. Na koniec warto dodać, że jeden z prominentnych działaczy łódzkiego Narodowego Odrodzenia Polski pod koniec lat dziewięćdziesiątych, niejaki Walczak, był za czasów PRL funkcjonariuszem komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Walczak został swego czasu aresztowany pod zarzutem przygotowania zamachu na łódzką synagogę, następnie zaś usunięty z NOP w czasie jednej z czystek.

Krótko mówiąc polscy nacjonaliści nie mają moralnego prawa do upominania się o ofiary komunizmu, bo ich ówcześni ideowi liderzy w stopniu zdumiewającym ten reżim czynnie wspierali, a wielu z nich urządziło się wygodnie w strukturach aparatu władzy PRL.

Zresztą, pomimo oficjalnego antykomunizmu, część ugrupowań nacjonalistycznych po dziś dzień mniej lub bardziej oficjalnie współpracuje ze środowiskami komunistycznymi lub wręcz post PRL – owskimi.

FLIRT NACJONALISTÓW Z KOMUNISTAMI PO UPADKU PRL

W latach 90tych popularność na tzw. Narodowej Scenie Rockowej zdobywał krakowski zespół Sztorm 68. Zespół głosił radykalne hasła nacjonalistyczne i socjalistyczne. W jego twórczości silne są wątki antysyjonistyczne i antyamerykańskie. Zespół nawet przez niektórych nacjonalistów uważany jest za kontrowersyjny, ponieważ w swoich utworach wychwalał system PRL-owski, bronił decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego czy wielbił Saddama Husajna. W wywiadach członkowie pochwalali działania Zjednoczenia Patriotycznego Grunwald i uznawali za autorytet Mieczysława Moczara – działacza okresu PRL, agenta wywiadu ZSRR i inspiratora antysyjonistycznej (a w rzeczywistości antysemickiej) nagonki w marcu ’68. I tak jeden z najbardziej popularnych zespołów nacjonalistycznych śpiewał, że w noc 13 grudnia „aresztowano wszystkich wichrzycieli, cała semicka klika wpadła w sieć” i że „dziś dziękujemy za to naszym chłopcom, że wtedy bronili dzielnie nas, że przed zarazą anarchii i żydostwa bronili dzielnie nasz schorowany kraj”. W innym utworze zespół śpiewa o tym, że „Dla zdrajców nigdy nie zabraknie kul. Milicja ludowa sprawować będzie władzę, dbać o porządek i moralny ład, czuwać nad ziemią aby móc w spokoju budować narodowo-socjalistyczny kraj”. Nie jest to zaskoczeniem, gdyż po kilku letniej przerwie zespół wydał płytę w 2004 roku wspólnie z lubelskim zespołem The Gits. Ich muzyczni partnerzy z Lublina w latach dziewięćdziesiątych bardziej znani byli jako muzycy zespołu Surowa Generacja. Pod obiema nazwami występowali na tajnych koncertach organizowanych przez neo-nazistowską organizacje Blood & Honour. Jeden z takich koncertów który odbył sie w 1997 roku pod Lublinem został uwieczniony na wideo w dokumentalnym filmie „Skin Or Die” wyreżyserowanym przez Daniela Schweizera. Związek nacjonalistów ze środowiskiem neo-nazistów również nie jest zaskoczeniem. Koszulki czy naszywki czołowych zespołów neo-nazistowskich – zarówno polskich jak Honor, Konkwista 88 (gdzie cyfry stanowią akronim Heil Hitler), czy zagranicznych jak np. Skrewdriver (którego lider Ian Stuart Donaldson był współzałożycielem Blood & Honour oraz terrorystycznej frakcji Combat 18 – gdzie cyfry stanowią akronim od Adolf Hitler) po dziś dzień można zobaczyć na uczestnikach nacjonalistycznych demonstracji.

W latach 90 Bolesław Tejkowski, były członek PZPR i lider Polskiej Wspólnoty Narodowej (jednej z głównych organizacji nacjonalistycznych tamtego okresu) wysłał oficjalny list poparcia dla polityki komunistycznego rządu Chińskiej Republiki Ludowej.

Dwa lata temu Falanga – organizacja założona przez Bartosza Bekiera, byłego lidera warszawskiego ONR weszła pod pozorem walki z kapitalizmem w sojusz z maoistami z Rewolucyjnej Lewicy Komunistycznej (Obecnie pod nazwą Organizacja Czerwonej Gwardii im. Kazimierza Mijala). To środowisko najbardziej zajadłych, totalitarnych komunistów, którzy za najwyższe osiągnięcie w rozwoju komunizmu na świecie uważają wielką proletariacką rewolucję kulturalną zorganizowaną przez przywódcę Chińskiej Republiki Ludowej Mao Tse Tunga. Lider tego środowiska, Michał Nowicki, jest rzadkim przypadkiem osoby z oficjalnymi zarzutami za promowanie zbrodniczych praktyk komunizmu. Nawoływał bowiem do zaprowadzenia w Polsce bolszewizmu drogą rewolucji, namawiał do świętowania śmierci polskich żołnierzy na Bliskim Wschodzie, wzywał do wieszania polityków, wykańczania burżuazji, a nawet pochwalał autorów mordu katyńskiego. Inicjatywa porozumienia Falangi i Rewolucyjnej Lewicy Komunistycznej wyszła ze strony tych pierwszych. Do wspólnych akcji OCG i Falangi zaliczyć można między innymi demonstrację przeciwko NATO w rocznicę podpisania Traktatu Waszyngtońskiego. W środowisku nacjonalistów zawrzało, jednak przychylne głosy można było z kolei usłyszeć ze strony portalu nacjonalista.pl (główny portal NOPu). Choć nietrudno zauważyć, że określenie „maoiści” nacjonalistom przez usta nie przechodzi – w zamian korzystają oni z eufemizmu „społeczni rewolucjoniści”.

14 maja 1999 roku pod byłym pomnikiem Wdzięczności Żołnierzom Radzieckim odbyła się wspólna antynatowska manifestacja Młodzieży Wszechpolskiej i Związku Komunistów Polskich „Proletariat”. Na tej demonstracji wypłynął Daniel Pawłowiec, członek Młodzieży Wszechpolskiej, poseł Ligi Polskich Rodzin, były dziennikarz Naszego Dziennika. Jako poseł V kadencji walczył o zniesienie komunistycznego święta 1 Maja, domagał się od szefa MSWiA ścigania młodzieży eksponującej wizerunek Che Guevary. Co jest o tyle dziwne, że parę lat wcześniej jawna współpraca z komunistami mu nie przeszkadzała.

Członkowie Stowarzyszenia na rzecz Kultury i Tradycji „Niklot”( które sprzeciwia się m.in. “mieszaniu kultur, języków, narodów i ras”) – Igor Górewicz, Mateusz Piskorski i Marcin Martynowski byli członkami władz szczecińskiej Samoobrony i kandydowali do samorządu. – Jestem tradycjonalistycznym nacjonalistą – mówił o sobie w jednym z wywiadów Piskorski. Ten sam człowiek został „jedynką” na liście Polskiej Partii Pracy-Sierpień 80 w okręgu podwarszawskim. Partii, która twierdzi, że jest „jedyną prawdziwą lewicą w Polsce”. Tygodnik „Wprost” tak prezentował postać obecnego kandydata PPP-Sierpień 80: „Piskorski angażuje się politycznie i społecznie do dłuższego czasu. Na początku działał w faszystowskim piśmie dla skinów “Narodowy socjalizm”, w którym wychwalany był m. in. Hitler i faszyzm. Pismo wypuściło podziemne wydawnictwo Volk”, którego – dodajmy – Piskorski był jednym z szefów. „W latach 90. Piskorski był wydawcą nacjonalistycznego pisemka “Odala”, które propagowało walkę z obcymi naszej Rasie doktrynami, jak chrześcijaństwo, liberalizm i marksizm oraz zgłębianie tajników ezoterycznego Narodowego Socjalizmu i pierwotnego Poganizmu”. Podobnie skrajnie prawicowy charakter miało inne, wydawane przez Piskorskiego pismo, „Odala” w którym Piskorski reklamuje zespoły muzyczne Absurd i Burzum, których liderzy odsiadują w niemieckich i norweskich więzieniach wyroki za zabójstwa “wrogów” ideowych – znajomych, którzy nie akceptowali poglądów nazistowskich. Gazetka wzbogacona była licznymi, zaznaczonymi grubą czcionką cytatami z Adolfa Hitlera (np. “Wszystko, co nie wywodzi się z dobrej rasy, jest śmieciem”).” Pisemko Piskorskiego zasłynęło też negowaniem Holocaustu. Z pismem „Odala” związana była grupa młodych ludzi, którzy w połowie lat 90. XX w. w Szczecinie funkcjonowali jako Narodowi Socjaliści. Później zaczęli nawiązywać współpracę z innymi organizacjami, m.in. Unią Społeczno-Narodową. To oni właśnie zakładali szczeciński oddział neopogańskiego Stowarzyszenia na rzecz Tradycji i Kultury “Niklot”.

W tym roku łódzka Młodzież Wszechpolska na spółkę z tamtejsza brygadą ONR organizowała spotkanie z serii Narodowej Akademii Informacyjnej. Jedną z głównych twarzy wykładów był Józef Kossecki, znany jako zastępca, a potem następca Stanisława Tymińskiego na stanowisku szefa Partii X (w właściwie Partii X Patriotów Polskich). W okresie PRL współpracował z SB, a od 1983 roku odpowiadał za propagandę w Zjednoczeniu Patriotycznym „Grunwald”.

Autonomiczni Nacjonaliści również sięgają po „lewicowe” wzorce. Toruńscy Autonomiczni Nacjonaliści z Aktywu Północnego na banerze, którego używają na demonstracjach wypisane mają hasła „Wspólnota, Nacjonalizm, Socjalizm”. W tym roku środowiska Autonomicznych Nacjonalistów wykorzystały do tej pory znienawidzone przez nacjonalistów „komunistyczne” święto 1go maja i zorganizowali swój własny pochód pierwszomajowy w Warszawie. Autonomiczni Nacjonaliści próbują wylansować się na hasłach antykapitalistycznych, krytyce globalizmu – a więc hasłach do tej pory kojarzonych raczej ze znienawidzoną przez nacjonalistów lewicą lub tzw. lewakami. Co ciekawe na demonstracjach towarzyszy im były poseł PIS, obecnie prezes Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych (chociaż żołnierzem NSZ nie był) Artur Zawisza, znany dziś najbardziej jako jeden z ojców chrzestnych Marszu Niepodległości oraz nowopowstałego Ruchu Narodowego. Środowisko Autonomicznych Nacjonalistów cec🤬je największa żywiołowość w obrębie rozwijającego się w Polsce ruchu nacjonalistycznego. Swój dynamiczny rozwój zawdzięczają m. in. licznym kontaktom międzynarodowym, umożliwiającym korzystanie z doświadczeń swoich towarzyszy z Czech, Włoch, Ukrainy i Niemiec. Sama idea Autonomicznego Nacjonalizmu to pomysł Thomasa Wulffa, obecnie jednego z czołowych polityków antypolskiej, niemieckiej partii NPD – politycznych spadkobierców NSDAP. Antypolskie korzenie tej idei samym Autonomicznym Nacjonalistom nie przeszkadzają, gdyż podobnie jak NOP współpracują oni również ze ukraińskimi nacjonalistami z partii Ogólnoukraińskie Zjednoczenie Svoboda (kiedyś Socjal-Nacjonalistyczna Partia Ukrainy) którzy otwarcie wychwalają UPA i postać Stiepana Bandery, a w swoim logo mają Herb 2 Dywizji Pancernej SS „Das Reich”.

Jak widać nacjonaliści wbrew temu co głośno krzyczą 13 grudnia na ulicach bardzo dobrze dogadywali się z władzą PRL, a po zmianie systemu również współpracowali z teoretycznie znienawidzonymi przez siebie komunistami, lub sami sięgali po lewicową retorykę lub hasła. Historia wiele razy już pokazała jak brunatne ciągnie do czerwonego… Ale co się dziwić? Jednych i drugich łączą totalitarne zapędy…
Fragment zaczerpnięty z książki "Metro 2033"
opowiadającej o post-apokaliptycznym ruskim metrze

------------------------------------------------------------------------
„…będąc najmniej liczną i wpływową z grup politycznych, które walczyły o władzę i wpływy w Rosji po pierwszej rewolucji, bolszewicy nie byli uważani przez żadną z walczących stron za poważnych konkurentów. Nie posiadali poparcia chłopstwa i opierali się jedynie na nielicznych zwolennikach wśród klasy robotniczej i w marynarce. Jednak głównych sojuszników

W.I. Leninowi, który uczył się alchemii i zaklinania duchów w zamkniętych szwajcarskich szkołach, udało się znaleźć po drugiej stronie bariery między światami. Właśnie w tym okresie pierwszy raz pojawiają się pentagramy jako symbole ruchu komunistycznego i Armii Czerwonej.

Pentagram to, jak wiadomo, najbardziej rozpowszechniony i najłatwiej dostępny dla początkujących typ portalu między światami, który pozwala przedostawać się do naszej rzeczywistości demonom. Przy tym autor pentagramu, przy jego umiejętnym wykorzystaniu, zdobywa kontrolę nad wezwanym do naszego świata demonem, który jest odtąd zobowiązany, by mu służyć. Zazwyczaj, żeby lepiej kontrolować przyzwaną istotę, wokół pentagramu wyznacza się ochronny okrąg, aby demon nie mógł przekroczyć jego granicy.

Nie wiadomo, jak dokładnie przywódcom ruchu komunistycznego udało się dokonać tego, do czego dążyli najpotężniejsi czarnoksiężnicy wszystkich czasów: ustanowić kontakt z demonami władcami, którym podlegały całe hordy ich pomniejszych braci. Specjaliści są przekonani, że to sami władcy, wyczuwając nadchodzące wojny i największe rzezie w historii ludzkości, zbliżyli się do granicy między światami i przyzwali tych, którzy mogli im pozwolić zebrać żniwo ludzkiego życia. W zamian obiecali im wsparcie i ochronę.

Historia z finansowaniem bolszewickiego kierownictwa przez niemiecki wywiad jest oczywiście prawdziwa, ale byłoby głupie i powierzchowne uważać, że tylko dzięki zagranicznym pomocnikom W.I. Leninowi i jego towarzyszom broni udało się przechylić szalę historii na swoją stronę. Przyszły komunistyczny wódz miał już wtedy protektorów nieskończenie silniejszych i inteligentniejszych niż oficerowie wywiadu wojskowego wilhelmińskich Niemiec.

Szczegóły tajnej umowy z siłami ciemności są oczywiście niedostępne współczesnym badaczom. Jednak ich rezultat jest znany: w krótkim czasie pentagramy pojawiają się masowo na flagach, nakryciach głowy żołnierzy Armii Czerwonej i na jej, nielicznym na razie, sprzęcie wojskowym. Każdy z nich otwierał bramę do naszego świata demonowi obrońcy, który chronił posiadacza pentagramu od ciosów z zewnątrz. Jako zapłatę demony wedle zwyczaju otrzymywały krew. W samym XX wieku, według najskromniejszych obliczeń, w ofierze złożono około 30 milionów mieszkańców Rosji.

Umowa z władającymi przyzwanymi siłami bardzo szybko się opłaciła: bolszewicy zdobyli i utrwalili władzę, i chociaż sam Lenin, będący łącznikiem między dwoma światami, nie wytrzymał i zmarł w wieku zaledwie 54 lat, pochłonięty od środka przez piekielne płomienie, następcy kontynuowali jego dzieło bez wahania. Wkrótce nastąpiła demonizacja całego kraju. Dzieciom idącym do szkoły przypinano do piersi pierwszy pentagram. Mało kto wie, że początkowo rytuał przygotowania do wstąpienia do pionierów zawierał nakłuwanie szpilką ciała dziecka. W ten sposób demon październikowej «gwiazdeczki» kosztował krwi swojego przyszłego pana i raz na zawsze wstępował z nim w uświęcony związek. Dorastając i stając się pionierem, dziecko dostawało nowy pentagram: spoglądającym na niego ukazywała się część treści Umowy?–?wyszyty złotem portret Wodza otaczały płomienie, w których zginął. W ten sposób rosnącemu pokoleniu przypominano o jego złożeniu się w ofierze. Potem był Komsomoł, aż wreszcie przed wybranymi otwierała się droga do kasty kapłanów?–?Partii Komunistycznej.

Miliony przywołanych duchów chroniły wszystko i wszystkich w państwie sowieckim: dzieci i dorosłych, budynki i maszyny, a same demony-władcy usadowiły się w olbrzymich rubinowych pentagramach na wieżach Kremla, dobrowolnie godząc się na uwięzienie w imię powiększenia swojej potęgi. To właśnie stamtąd rozchodziły się po całym kraju niewidzialne linie pola siłowego, powstrzymujące go przed popadnięciem w chaos i podporządkowujące jego mieszkańców woli lokatorów Kremla. W pewnym sensie, cały Związek Sowiecki zamienił się w jeden gigantyczny pentagram, którego ochronnym okręgiem stała się granica państwa”.

Artem oderwał się od lektury i rozejrzał dookoła. Świeca już się dopalała i zaczynała kopcić. Daniła głęboko spał, odwrócony twarzą do ściany. Artem przeciągnął się i wrócił do książki.

„Decydującą próbą dla sowieckiej władzy stało się starcie z narodowo-socjalistycznymi Niemcami. Chronieni przez siły równie prastare i potężne, co te na usługach Związku Sowieckiego, zakuci w pancerze Teutoni drugi raz w tym tysiącleciu zdołali przebić się w głąb naszego kraju. Tym razem na ich chorągwiach namalowany był odwrócony symbol słońca, światła i rozkwitu. Czołgi z pentagramami na wieżyczkach jeszcze dziś, pięćdziesiąt lat po Zwycięstwie, prowadzą swój wieczny bój z czołgami, których pancerz zdobi swastyka: na wystawach muzeów, na ekranach telewizorów, na kratkowanych kartkach wyrwanych ze szkolnych zeszytów…”

Tragiczny musical na Dubrowce

erni_2013-01-24, 23:42
Atak terrorystyczny na moskiewski teatr na Dubrowce przeprowadzony przez czeczeńskie komando pod przywództwem Mowsara Barajewa w dniach 23 - 26 października 2002 w Moskwie, zakończony odbiciem obiektu przez antyterrorystów i śmiercią 173 osób w tym 133 zakładników.

Atak rozpoczął się 23 października ok. godz. 21:00 czasu lokalnego. Wówczas w teatrze odgrywano drugi akt musicalu "Nord-Ost". W tym momencie w teatrze znajdowały się 922 osoby. Terroryści opanowali budynek do którego wnieśli karabiny, granaty, miny i potężne bomby domowej roboty, wcześniej przetransportowane ciężarówkami z Czeczeni. Podczas kontroli drogowych, ekstremiści wręczali milicjantom wysokie łapówki, by ci odstąpili od sprawdzania transportowanych ładunków.
Wśród zamachowców były ubrane w czarne burki kobiety (tzw. czarne wdowy), które miały na sobie ładunki wybuchowe. Kobiety usiadły wśród widzów a następnie zagrożono, że w przypadku szturmu na teatr odpalą one bomby. Terroryści wywiesili na scenie czarną szahadę i zażądali zakończenia wojny w Czeczenii i natychmiastowego wycofania stamtąd wszystkich wojsk rosyjskich. Postawili ultimatum, dając tydzień na jego spełnienie. Po tym czasie mieli zabijać zakładników.

W nocy z 23 na 24 października, po negocjacjach, terroryści wypuścili z teatru wszystkich muzułmanów, Gruzinów, część dzieci, kilku cudzoziemców, a także mężczyznę chorego na serce oraz kobietę w zaawansowanym stadium ciąży. Z budynku uciekło też przez okno w garderobie 15 osób z obsługi teatru. Jednak tej nocy zastrzelono na widowni kilka osób podejrzanych o przynależność do rosyjskich służb specjalnych.

Po 57 godzinach zajmowania budynku przez terrorystów, 26 października rosyjskie oddziały specjalne "Alfa" i "Wympieł" podjęły szturm na teatr. Nim doszło do wejścia żołnierzy sił specjalnych, do teatru wpuszczono gaz usypiający (fentanyl i 3-metylofentanyl), który uśpił zakładników i terrorystów. Dzięki temu antyterroryści mogli bezpiecznie wejść do budynku, zabijając na miejscu 40 terrorystów przez strzał w głowę, w tym kobiet, które miały na sobie ładunki wybuchowe. W akcji zginęło także 133 uśpionych zakładników, którzy zatruli się gazem.

Mimo wielu ofiar, z powodu trudnych warunków, problemów przy ewakuacji rannych (niedostateczna liczba karetek, brak miejsc w szpitalach), akcja odbicia zakładników została uznana przez gen. Sławomira Petelickiego za dobrze przeprowadzoną. Prezydent Rosji Władimir Putin uznał akcję odbicia teatru z rąk terrorystów za sukces. Zarazem wyraził żal z powodu liczby ofiar. Rodziny zabitych domagały się pociągnięcia do odpowiedzialności ludzi, którzy dowodzili operacją antyterrorystyczną, jednak śledztwo zawieszono.

Operacja "Szpon Orła"

S................G • 2013-01-24, 19:48
Operacja "Szpon Orła"
Kryptonimem "Szpon Orła" określa się operację podjętą przez oddziały SFOD-D US Army w kwietniu 1980 roku. Miała ona na celu uwolnienie zakładników przetrzymywanych przez Pasdarani (Strażników Rewolucji) w ambasadzie USA w Teheranie.


Mapa z trasami przelotu

Aby zrozumieć, dlaczego USA zdecydowały się na taki krok należy cofnąć się do roku 1973. Wtedy to cena ropy naftowej na świecie podrożała czterokrotnie. Szach Iranu Mohammed Reza Pahlawi wyczuł, iż niedługo dzięki petrodolarom jego kraj może stać się jednym ze światowych mocarstw - pod ziemią znajdowały się złoża prawie 60 miliardów baryłek ropy, co w przeliczeniu na ówczesną cenę 20 dolarów za baryłkę dawało niewyobrażalny zysk. Już w 1975 Pahlawi zawarł z USA umowę handlową na kwotę 15 miliardów dolarów. W ciągu następnych 5 lat Iran miał nabyć 8 elektrowni atomowych (jednostkowa cena reaktora szacowana była na 6,5 mld dolarów), 20 fabryk domów, wyposażenie 5 szpitali, zakłady elektroniczne oraz kompletne wyposażenie portu morskiego.


Szach Mohammed Reza Pahlawi

Jednakże już w roku 1977 zaczynało się źle dziać. Najpierw kraj dotknęły przerwy w dostawach prądu. Fabryki stawały, produkcja zaczęła spadać. Potem okazało się, że kupionych na zachodzie maszyn nikt nie umie obsługiwać. Wiele stało wciąż zapakowanych w kontenery portach, skąd nikt nie mógł ich wywieźć ze względu na brak dróg i linii kolejowych. Do tego zaczęły sie niepokoje społeczne - Irańczykom nie spodobały się wzorce zachodnie, na siłę wciskane im przez szacha. Jednak na razie sam władca nie musiał się martwić - opór rozbijała tajna policja SAVAK, stosując często tortury (takie jak wyrywanie panzokci, rażenie prądem w jądra, wlewanie wrzątku do odbytu, bicie pałkami i kijami czy podtapianie). Jednak za sprawą przebywającego na wygnaniu Ajatollacha Chomeiniego opór tężał - zwłaszcza po zawiązaniu przymierza mułłów i bazaru (czyli syndyku kupców). A, jak w Iranie wiadomo "gdy Bazar i Meczet mówią jednym głosem, to drżą posady Pawiego Tronu".


Protesty w Teheranie w roku 1978

W roku 1978 przez kraj przetaczały się fale protestów przeciwko władzy oraz jej wydatkom (szach planował kupno m.in myśliwców F-16 i samolotów AWACS za ponad 8 mld dolarów). Protestujący osiągnęli cel - szach abdykował i 16 stycznia 1979 odleciał do Egiptu, a następnie do USA, gdzie miał się poddać leczeniu nowotworu. 1 lutego 1979 do kraju powrócił Chomeini i proklamował Iran Republiką Islamską (co potwierdziło referendum z 30 marca). Następnym celem mieli się stać przebywający w Iranie Amerykanie - drudzy po szachu najwięksi wrogowie Chomeiniego.


Amerykańscy zakładnicy

4 listopada 1979 studenci szkół koranicznych wtargnęli na teren Ambasady USA w Teheranie. Łącznie po opanowaniu budynków 90 pracowników ambasady stało się ich zakładnikami. Poddali się bez oporu - wiedzieli, iż jakikolwiek akt agresji wobec tłumu może zakończyć się rzezią. W Waszyngtonie prezydent Jimmy Carter nakazał natychmiastowe opracowanie planu uwolnienia zakładników. Zaczęła działać CIA - ich agenci "Bob" oraz przeciwny Chomeiniemu Irańczyk rozpoczęli rekonesans - Irańczykowi udało się kupić także ciężarówki i mikrobusy mogące przewieźć komandosów na miejsce. Wśród "zwiadowców" znalazł się także major Richard Meadows - weteran wojen w Korei i Wietnamie, jeden z twórców "Zielonych Beretów" oraz doradca jednostki Delta. To właśnie on wskazał dwa lądowiska, na których mieli zatrzymać się komandosi. Wtedy to też wyklarował się plan Operacji, której nadano kryptonim "Szpon Orła".


Szkic"Desert One"

Wyglądał on następująco - z Egiptu miało wystartować 6 transportowych samolotów C-130 Hercules z komandosami na pokładzie. W tym samym czasie z lotniskowca USS "Nimitz" miało wyruszyć 8 śmigłowców RH-53 Sea Stallion. Miały spotkać się na pierwszym lądowisku, oznaczonym jako "Desert One". Następnie śmigłowce miały przewieźć komandosów na drugie lądowisko, oznaczone jako "Desert Two". Tam komandosi mieli przesiąść się do ciężarówek, którymi dotarliby do ambasady. Tam, po uwolnieniu zakładników mieli wycofać się na stadion sportowy, skąd zostaliby zabrani śmigłowcami na lotnisko Manzarieh. Tam miały czekać samoloty C-141, które przetransportowałyby zakładników i żołnierzy do baz w Egipcie. Śmigłowce miały zostać zniszczone. Na wypadek silnego oporu, komandosi mogliby poprosić o wsparcie samoloty z lotniskowca "Nimitz" lub latające kanonierki AC130 "Spectre" (które po ewakuacji komandosów miały zrównać z ziemią budynki ambasady).


Śmigłowce RH-53 "Sea Stallion"

24 kwietnia 1980 roku operacja rozpoczęła się. Samoloty C130 bez problemów przeleciały z Egiptu do Iranu i niewykryte przez radary wylądowały na "Desert One". Gorzej było ze śmigłowcami. Zaraz po dotarciu do granicy Iranu, w jednym z nich pękła łopata wirnika. Śmigłowiec bezpiecznie wylądował na pustyni i po przeładowaniu zaopatrzenia 7 maszyn wyruszyło w dalszą drogę. Po kilkunastu minutach jednak wpadły w burzę piaskową. Ryzyko było tym większe, że ze śmigłowców zdemontowano osłony przeciwpyłowe w celu zwiększenia zasięgu. Wtedy w jednej z maszyn zepsuł się żyrokompas i nie chcąc ryzykować katastrofy, pilot zawrócił. Łącznie na "Desert One" dotarło więc 6 maszyn - absolutne minimum umożliwiające wykonanie zadania. Na samym lądowisku doszlo do dwóch incydentów - komandosi zniszczyli przebijającą się przez blokady cysternę z kradzionym paliwem, a także zatrzymali autobus wypełniony cywilami. Ostatecznie śmigłowce dotarły na lądowisko o 1:40. Wtedy odkryto nową awarię - w jednym ze śmigłowców przeciekał zapasowy system hydrauliczny. Stojąc przed wizją ataku bez jakiejkolwiek rezerwy na kompletnie obcym i wrogim terenie, dowodzący "Deltą" pułkownik Charles Beckwith zdecydował się na przerwanie operacji i powrót do bazy. Nie wiedział jednak, czym skończy się ten rozkaz...
O 2:52 śmigłowiec nr 3 pilotowany przez majora Schaeffera wystartował, by zatankować paliwo z jednego z transportowców. Pilot pochylił dziób i wtedy łopaty wirnika zahaczyły o stojącego przed nim innego "Herculesa". Śmigłowiec runął na ziemię i eksplodował, po czym ogniem zajął się także transportowiec. Wybuchła panika - wszyscy starali się jak najszybciej zająć miejsca w pozostałych C-130. W kokpitach helikopterów pozostały mapy z zaznaczonymi pozycjami "Desert Two" (gdzie czekał major Meadows) oraz inne tajne dokumenty. W końcu o godzinie 3:22 ostatni C-130 oderwał się z "Desert One". Na pustyni oprócz wraków śmigłowca Schaeffera i C-130 pozostało jeszcze 5 nietkniętych RH-53 oraz 8 zabitych - 3-osobowa załoga śmigłowca i 5 członków załogi C-130.





Fiasko operacji stało się gwoździem do trumny prezydenta Jimmiego Cartera - w wyborach roku 1980 został on pokonany przez Ronalda Reagana. Carterowi zagrali na nosie nawet sami Irańczycy - zwolnili oni zakładników zaraz po zaprzysiężeniu nowego prezydenta 20 stycznia 1981 roku...

Bibliografia:
Bogusław Wołoszański "Straceńcy"
Bogusław Wołoszański "Sensacje XX Wieku - Operacja Miska Ryżu"
W dniach 12 – 13 października 1943 roku 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki stoczyła bitwę pod Lenino. Była ona pierwszym starciem zbrojnym przeprowadzonym, przez polską jednostkę na froncie wschodnim w czasie II wojny światowej. Do dzisiaj jest ona jednym z najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń w najnowszej historii Polski. Do 1989 roku jej rocznica była obchodzona uroczyście jako Dzień Ludowego Wojska Polskiego. Po przełomie politycznym jaki nastąpił w naszym kraju poczęto negować sens oraz znaczenie tej bitwy dla losów Polski.

Po przełomowych dla losów wojny zwycięstwach Armii Czerwonej pod Stalingradem i Kurskiem w 1943 roku, Stalin zdawał sobie sprawę, że pozycja Związku Radzieckiego wśród koalicji antyhitlerowskiej znacznie się wzmocniła. Dlatego też mógł wreszcie się zdecydować na zorganizowanie spotkania przywódców trzech głównych mocarstw. Ponadto zdawał sobie sprawę z tego, że podjęte decyzje i ustalenia będą miały zasadnicze znaczenie dla powojennych losów świata. Po przygotowaniach prowadzonych przez wszystkie zainteresowane strony ustalono, że spotkanie odbędzie się w Teheranie na przełomie listopada i grudnia. Radziecki dyktator w czasie spotkania miał zamiar rozstrzygnąć wiele kwestii, dotyczących również spraw polskich. W związku z tym zamierzał zdyskredytować rząd polski w Londynie, a także wyeliminować go z wpływu na dalsze losy Polski. Równocześnie pragnął przedstawić siłę i wpływy posłusznej mu lewicy polskiej w ZSRR1. Za najlepszy sposób zaprezentowania istnienia siły lewicy, Stalin uznał obecność 1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki na froncie w jakimś spektakularnym starciu.

Przejazd do strefy przyfrontowej

Zgodnie z przyjętym programem 1. DP im. Tadeusza Kościuszki powinna ukończyć szkolenie bojowe 15 września 1943 roku. Wymarsz na front w takiej sytuacji mógłby się zbiec w czasie z czwartą rocznicą napaści radzieckiej na Polskę. Aby tego uniknąć Wasilewska i Berling wystosowali list do Naczelnego Wodza Armii Czerwonej w którym pisali „W związku, że 1 IX przypada rocznica napaści hitlerowskiej na Polskę , gorąco prosimy o umożliwienie 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki wyruszenie w tym dniu na front.” 2. Stalin oczywiście zgodził się na tą propozycję.

Zgodnie z prośbą 1 września 1943 roku „kościuszkowcy” wyruszyli na front pomimo nie zakończenia szkolenia bojowego. Trasa ich przejazdu łącznie liczyła 400 km i biegła przez Kołomnę, Moskwę, Możajsk, Gżack, Wiaźmę zaś po minięciu tej miejscowości transporty z polskimi żołnierzami zostały rozlokowane na terenie byłego niemieckiego obozu w rejonie Stiepankowa, Jurkinowa, Siemlewa, Sieliwanowa i Bogdanowki3.

W nowym leżącym około 100 km od linii frontu rejonie dywizja została podporządkowana operacyjnie dowódcy Frontu Zachodniego, gen. płk. Wasilijowi Daniłiczowi Sokołowskiemu4. W nowym rejonie ześrodkowania żołnierze musieli dokończyć rozpoczęte w obozie sieleckim szkolenie; zostali także zapoznani z nowymi zasadami taktyki i prowadzenia działań bojowych. Współczesne reguły walki opracowane były przez Armię Radziecką dzięki doświadczeniom zdobytym w pierwszej połowie 1943 roku, a także w czasie bitwy na Łuku Kurskim. Podstawą nowych zasad było m.in. zaniechanie jedno rzutowych, płytkich ugrupowań bojowych, zmniejszenie pasów natarcia dywizji do około 1,5 km (zamiast wcześniejszych 3 – 4 km, wprowadzenie drugich rzutów na poziomie dywizji zaś w pułkach organizowanie ugrupowań trzy rzutowych. Nową metodą, którą należało wdrożyć w cykl szkolenia było również natarcie piechoty bezpośrednio za przygotowanym przez artylerię tzw. wałem ogniowym5.

23 września 1943 roku 1. DP im. T. Kościuszki rozpoczęła marsz w kierunku zachodnim tzw. szosą warszawską. Przegrupowanie odbywało się w trudnych warunkach atmosferycznych, wyłącznie nocami po błotnistych zatłoczonych i zniszczonych drogach. Trasa wiodła przez Kubino, Safonowo, Jarosław, Smoleńsk, Krasne, a jej łączna długość wynosiła 250 km 6. Pod koniec września 1943 roku do dywizji dołączył 1 pułk czołgów, który 22 września wyruszył z obozu w Biełoomucie i transportem kolejowym przybył w celu wzmocnienia dywizji.

Podczas marszu dowództwo otrzymało 1 października rozkaz, w którym dywizja została podporządkowana dowódcy 10. Armii gwardii gen. lejtn. Kuźmie Trubnikowowi7. W składzie tej armii dywizja miała uczestniczyć w operacji orszańskiej, a dokładnie musiała zlikwidować niemiecki punkt oporu w miejscowości Lady. Jednak decyzja została wkrótce zmieniona i Polacy zostali przekazani pod rozkazy dowódcy 33 Armii gen. płk. Wasilija Nikołajewicza Gordowa. Konsekwencją tej decyzji było przesunięcie 1. DP ze składu 10. Armii, działającej na głównym kierunku działań toteż dodatkowo wzmocnionej w skład 33. Armii osłabionej oddaniem części sił, działającej na kierunku pomocniczym. Na obszarze działania 33. Armii dowództwo Frontu Zachodniego ponadto nie planowało natarcia zaś jedynym zadaniem miało być wiązanie sił nieprzyjaciela poprzez pozorowanie natarcia, po to by przeciwnik nie mógł wykorzystać wojska na zagrożonych kierunkach. Nie była to sytuacja wyjątkowa w czasie drugiej wojny światowej, lecz zastanawiające jest dlaczego ten fakt zatajono przed dowódcą polskiej dywizji8.

Sytuacja na centralnym odcinku frontu wschodniego jesienią 1943 roku

Jesienią 1943 roku najważniejszym celem strategicznym na froncie wschodnim był Dniepr, ponieważ obie walczące strony wiązały z tą rzeką dalsze plany wojenne. Jako jedna z najdłuższych i najszerszych rzek w Europie, Dniepr stał się dla wojsk niemieckich dobrą rubieżą obronną, dzięki której mogły zmienić swoją dotychczasową strategię wojny zaczepnej na obronną.

Dowództwo wojsk niemieckich wykorzystując zachodni wyższy brzeg rzeki, a także jej liczne dopływy, zorganizowało głęboko urzutowaną obronę nad Dnieprem i jego wschodnich przedpolach, opierając ją m.in. o rzekę Soż, Miereję i Pronię oraz linię kolejową Witebsk – Orsza – Mohylew. Tak zorganizowany system obronny dowództwo Wermachtu określiło mianem „Wału Wschodniego”. Głównym zadaniem tego przedsięwzięcia miało być zatrzymanie trwającej od początku sierpnia 1943 roku ofensywy Armii Czerwonej, a następnie wykonanie przeciw natarcia na wyczerpane i osłabione forsowaniem przeszkód wodnych wojska radzieckie9.

Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa Armii Radzieckiej, opracowała plan ofensywy jesiennej, według którego zamierzała wyzwolić znaczne obszary Białorusi i Ukrainy. 9 września wydała dyrektywę, w której nakazywała w sposób szybki i zdecydowany, nawet z marszu pokonywać wszystkie przeszkody wodne w tym również Dniepr. W ten sposób w wyniku zderzenia dwóch odmiennych koncepcji walki rozpoczęła się bitwa o Dniepr, jedna z najtrudniejszych i najbardziej złożonych operacji II wojny światowej. Front Zachodni, w ramach którego miała przejść swój chrzest bojowy 1. DP im. T. Kościuszki wykonywał ważną rolę w bitwie o Dniepr. Jego wojska prowadziły natarcie nieprzerwanie od 7 sierpnia, wyzwalając m.in. Jelenią (30 VIII) i Jarcewo (19 IX), a także bardzo ważny ośrodek obrony niemieckiej – Smoleńsk (25 IX). „Do 2 października wojska Frontu Zachodniego wyszły na linię Rudnia – Lady – Lenino – Gorki – Czausy”. Granicę niemieckiego przedmościa na wschód od Dniepru wyznaczały miejscowości Lady oraz Łojewo i dlatego głównym celem strategicznym wojsk Frontu Zachodniego na początku października była jego likwidacja. Naczelne dowództwo oczekiwało od dowództwa Frontu Zachodniego likwidacji niemieckiego oporu w rejonie tak zwanej „bramy smoleńskiej”. Dzięki temu możliwe byłoby rozwinięcie ofensywy w kierunku Wilna i Mińska. Wobec tego wojska radzieckie musiały wyzwolić dwa bardzo silnie bronione ośrodki niemieckie Mohylew i Orszę10.

30 września rada wojenna Frontu Zachodniego przedstawiła Kwaterze Głównej plan dalszego natarcia. W dokumencie tym podkreślano iż nieprzyjaciel prowadzi intensywną pracę w celu powstrzymania natarcia radzieckiego. Dowództwo Frontu planowało przerwać opór niemiecki na rubieżach rzek Mierei i Proni do wieczora 1 października, zaś do połowy tego miesiąca sforsować Dniepr. Wobec tego proszono o przydział niezbędnych uzupełnień, jednak prośba ta została zrealizowana tylko częściowo11.

3 października główne zgrupowanie w składzie 10 Armii gwardii, 21 i 33 Armii, rozpoczęło natarcie, jednak załamało się wobec silnego oporu Niemców na linii Pantery12. Wobec takiego położenia Stawka nakazała główny wysiłek natarcia przenieść z centrum na prawe skrzydło na północ od Dniepru. Dzięki temu w razie powodzenia wojska nie musiały by ponownie forsować Dniepru, zaś Orszę zdobyły by atakiem z północnego wschodu. 21 i 33 Armie działające dotychczas w centrum frontu zostały osłabione wskutek oddania części swych sił do dyspozycji wyższych dowódców13.

Charakterystyka terenu i sił nieprzyjaciela

Teren w jakim miała działać 33 Armia, a w ramach niej 1. DP był bardzo niedogodny do natarcia. Między podstawą wyjściową do natarcia polskich oddziałów, a pozycjami niemieckimi rozpościerała się kilkusetmetrowa dolina, której środkiem płynęła rzeka Miereja. Była ona stosunkowo wąska jej szerokość wahała się od 3 do 5 metrów, zaś głębokość również była niewielka. Największą przeszkodę dla wojska tworzyła w warunkach jesiennych dolina rzeki, która stawała się miękkim torfowiskiem niemożliwym dla pokonania przez czołgi i ciężki sprzęt bez odpowiedniego przygotowania inżynierskiego14.

Po zachodniej stronie rzeki (tam znajdowały się wojska niemieckie) wznosiły się dwa wzgórza 217,6 oraz 215,5 przez zbocza których przebiegał przedni skraj obronny niemieckiej. Zapewniały one przeciwnikowi dobry wgląd w pozycje polskiej dywizji nawet na głębokość 4 – 5 kilometrów. Znajdujące się na zachód od Mierei miejscowości Połzuchy, Trygubowa, Puniszcze bardzo łatwo mogły zostać przekształcone w punkty oporu i utworzyć dogodny teren obrony15.

Obszar po wschodniej stronie Mierei, gdzie rozmieszczone były siły 1. DP, był równinny, nie zadrzewiony i odkryty. Jedynie w odległości około 2 – 3 kilometrów od rzeki znajdowały się zarośla, jary i młode lasy umożliwiające ukrycie sprzętu i ugrupowań drugorzutowych. W rejonie gdzie ugrupowane była polska jednostka znajdowało się na szczęście wzgórze pozwalające na dokładną obserwację pozycji niemieckich na głębokości około 3 - 4 kilometrów16.

Ogólnie teren sprzyjał organizowaniu obrony, dlatego też strona prowadząca działania zaczepne znajdowała się w trudnej sytuacji. Na kierunku działania 33 Armii, bronił się 39 Korpus Pancerny, dowodzony przez gen. Roberta Martinka. Wojska te wchodziły w skład 4 Armii polowej z Grupy Armii „Środek”. Jednostka ta składała się z jednej dywizji szturmowej, trzech dywizji piechoty, jednej dywizji grenadierów pancernych oraz oddziału SS. Generał Martinek posiadał również wsparcie artylerii, broni pancernej oraz lotnictwa17.

W pasie natarcia 1. DP im. T. Kościuszki broniły się pododdziały 337 DP gen. leutn. Ottona Schonemanna. Niemiecka dywizja na początku października 1943 roku przeszła reorganizację wchłaniając pozostałości 113 DP. Po tych zmianach w jej skład wchodziły: „dowództwo 337 DP i pododdziały obsługi;313 i 688 pułk grenadierów; 113 dywizyjna grupa bojowa;337 zmot. Dywizjon art. Ppanc.;337 p.art.;337 batalion fizylierów; 337 bsap.;337 błącz.;337 batalion zapasowy; dywizyjne pododdziały zabezpieczenia i obsługi.” Dywizja ta posiadała ponadto w swoim wyposażeniu: 595 karabinów maszynowych 76 ciężkich i lekkich moździerzy, 137 różnego rodzaju dział oraz 18 miotaczy ognia. Dywizja ta po zmianach została uzupełniona do pełnych stanów etatowych zarówno w ludziach jak i w sprzęcie, dlatego też w przededniu bitwy pod Lenino „była pełnowartościowym związkiem taktycznym” 18.

Obrona niemiecka składała się z dwóch pozycji. Pierwsza pozycja znajdująca się na wzgórzach 217,6 oraz 215,5 i posiadała trzy transzeję. Druga zaś mieściła się na wysokości wsi Puniszcze i składała się z dwóch transzei. Ogólnie siły niemieckie posiadały dobrze rozbudowaną pod względem inżynieryjnym obronę będącą częścią pasa umocnień zwanego linią Pantery. Ponadto siły niemieckie w pasie natarcia 33 Armii liczyły około 20 tysięcy żołnierzy, których pokonanie siłami osłabionej armii radzieckiej było zadaniem niezwykle trudnym19.

Zadania 1. DP na tle zadań armii

7 października 1943 roku gen. Berling wraz z ppłk. Sokorskim udali się na odprawę do miejsca dowodzenia gen. Gordowa. Zadaniem 33 Armii było przełamanie obrony niemieckiego 39 Korpusu Pancernego na pięciokilometrowym odcinku od Sukino do chutoru Romanowo, następnie wyjście nad Dniepr, uchwycenie przeprawy i opanowanie przeciwległego brzegu rzeki na południe od Orszy. Operację tą dowództwo zamierzało przeprowadzić mając w swoim składzie: dziesięć dywizji piechoty, jeden korpus zmechanizowany, jedną samodzielną brygadę pancerną, trzy pułki artylerii pancernej, siedem brygad artylerii, trzy pułki artylerii, jeden pułk moździerzy, jeden pułk rozpoznawczy, pięć batalionów saperów, trzy bataliony pontonowo – mostowe20.

1. Dywizja Piechoty miała operować w pierwszym rzucie w centrum zgrupowania uderzeniowego 33 armii. Dywizji przydzielono dwa pułki artylerii lekkiej ze składu 144 i 164 dywizji, 538 pułk moździerzy, 67 brygadę haubic i 298 batalion saperów. Jej zadaniem było przełamanie obrony nieprzyjaciela na dwukilometrowym odcinku pomiędzy Połzuchami, a wzgórzem 215,5, następnie miała nacierać w kierunku zachodnim w celu osiągnięcia rubieży rzeki Pniewki, aby później prowadzić natarcie w kierunku Łosiewa i Czuriłowa. 42. dywizja gen. mjr Nikołaja Multana znajdująca się po prawej stronie polskiej dywizji, a także lewy sąsiad Polaków 290. dywizja gen. mjr Izaaka Gasparina, otrzymały analogiczne rozkazy miały nacierać w swoich pasach działania równolegle z polską jednostką21.

9 października po osiągnięciu przez dywizję nowego rejonu ześrodkowania w okolicach miejscowości: Ladiszcze, Zachwidowo, Budy, Pańkowo gen. Berling postanowił przeprowadzić rekonesans. Rozpoznania terenu nie udało się jednak dokończyć, ponieważ Niemcy otworzyli ogień artyleryjski, dlatego też nie rozpoznano dokładnie doliny Mierei. Następnego dnia dowódca dywizji przedłożył gen. Gordowowi swoją decyzję do natarcia, również tego samego dnia postawił zadania podległym oddziałom22.

Polska dywizja do swojej pierwszej bitwy przystępowała w pełnym składzie etatowym wzmocniona ponadto 1 pułkiem czołgów średnich, 1 kompanią rusznic przeciwpancernych, 1 kompanią fizylierek 1 batalionu kobiecego, oraz kompanią karną. „Ogólny stan osobowy dywizji wraz z 1 pułkiem czołgów 11 października wynosił 12 683 żołnierzy, w tym 994 oficerów, 2560 podoficerów i 9129 szeregowców”. Mimo iż ogólna liczba żołnierzy przekraczała etat to w dywizji brakowało 100 oficerów i 918 podoficerów. Dywizja posiadała na swoim wyposażeniu m.in. 41 czołgów, 335 rusznic przeciwpancernych, 391 dział różnego typu, 1724 pistolety maszynowe, 673 karabiny maszynowe23.

Stan osobowy dywizji oraz jej uzbrojenie przed bitwą w porównaniu z sąsiednimi radzieckimi dywizjami ( 42. i 290.), które posiadały odpowiednio 4646 i 4345 żołnierzy, pozwala stwierdzić że jednostka polska była wyborową. Dywizję przed bitwą ugrupowano zgodnie z najnowszymi zasadami pola walki. Na prawym skrzydle nacierać miał 2. pp. ppłk. Gwidona Czerwińskiego, na lewym zaś 1 pp. ppłk. Franciszka Derksa, drugi rzut tworzył 3 pp. ppłk. Tadeusza Piotrowskiego. Główne uderzenie dywizja musiała przeprowadzić na prawym skrzydle. Głębokość zadań bliższych dla pierwszorzutowych pułków wynosiła 1,5 kilometrów, głębokość do następnych rubieży, stanowiąca zadanie dalsze wynosiła 7 kilometrów24.

Ogólna koncepcja natarcia zarówno 1 pp. jak i 2 pp., przewidywała przełamanie obrony nieprzyjaciela siłami jednego batalionu, a następnie wprowadzanie kolejnych batalionów i zajmowanie nakazanych rubieży. Głównym celem 2 pp. były wsie Połozuchy i Puniszcze, zaś 1 pp. wzgórze 215,5. Ważne zadanie w nadchodzącej bitwie miało przypaść czołgom. 1 pułku czołgów, podzielony na kompanie miał zadanie wspierania piechoty podczas walki25.

Termin gotowości bojowej gen. Gordow wyznaczył na godzinę 20.00, 11 października. Natarcie miało zostać poprzedzone nawałą artyleryjską trwającą sto minut. W nocy z 9 na 10 października 1943 roku 1 batalion 1 pp. mjr. Bronisława Lachowicza zluzował radziecki 459. pp. 42 DP, zaś 1 batalion 2 pp. kpt. Sławińskiego zajął swój odcinek frontu dobę później. W nocy 10 na 11 października zgodnie z rozkazem dowódcy armii, przeprowadzono rozpoznanie walką skraju obrony niemieckiej. Dzięki temu udało się ustalić schemat umocnień niemieckich, lecz również zdemaskowano obecność oddziałów polskich w tym rejonie. Wieczorem 11 października gen. Berling otrzymał rozkaz od dowódcy armii nakazujący ponowne przeprowadzenie rozpoznania walką dnia 12 października o godzinie 6.00 tym razem jednym batalionem piechoty wspartym dywizjonem artylerii. Zabiegi polskiego dowódcy w sztabie armii u gen. Stiepana Kinosjana, aby rozpoznanie przeprowadzić patrolami nie przyniosło żadnych skutków. Poinformowano go zaś, że rozpoznanie może przekształcić się w ogólne natarcie dywizji26.

Ciekawym faktem jest to, że przed bitwą na stronę niemiecką przeszło od kilku do kilkunastu żołnierzy 1. DP. Poinformowali oni Niemców o przyszłym natarciu wojsk radzieckich, wskazali też miejsce postoju sztabu 33 Armii. Niemcy wiedząc, że do natarcia szykuje się polska dywizja rozpoczęli nadawanie audycji propagandowych. W ich czasie puszczali melodią Mazurka Dąbrowskiego oraz wzywali do przechodzenia na stronę niemiecką, a także rozprawienia się z komunistami, żydami, i komisarzami politycznymi27.

12 października 1943 roku - pierwszy dzień bitwy

12 października 1943 roku, zgodnie z rozkazem dowódcy armii o godzinie 5.55 rozpoczęła się pięciominutowa nawła ogniowa po której1 batalion 1 pp. mjr. Lachowicza rozpoczął natarcie. Nie uzyskał on jednak większego powodzenia wobec silnego oporu nieprzyjaciela. Wobec dużych strat batalion zaległ u podnóża wzgórza 215,5, okopał się i oczekiwał na główne natarcie28.

Zgodnie z przyjętym planem artyleryjskie przygotowanie natarcia powinno rozpocząć się o godz.8.20 i trwać 100 minut. Jednak z powodu gęstej mgły unoszącej się nad doliną Mierei, utrudniającej widoczność jego początek przesunięto na godz.9.20. O tej właśnie godzinie rozpoczęła je salwa artylerii jednak po zaledwie 40 minutach gen. Gordow po uzgodnieniach z dowódcą artylerii gen. lejtn. Bodrowem postanowił przerwać ogień i nakazał rozpocząć atak piechoty. Równocześnie dowódca armii nakazał przejście do wykonywania ograniczonego wału ogniowego29.

O godz. 10.30 na sygnał zielonych rakiet 1. oraz 2. pp. rozpoczęły natarcie na pozycje niemieckie. Atak Polaków był bardzo imponujący, wyrównane tyraliery dwóch pierwszorzutowych batalionów zdecydowanie ruszyły na nieprzyjacielskie transzeje zaś do historii przeszedł okrzyk podziwu jednego z obserwatorów radzieckich: „Mołodocy Polaki, na wies' rost idut !” 30. Około 11.00 bataliony pierwszorzutowe zdobyły pierwszy skraj obrony niemieckiej. Sąsiednie dywizje radzieckie natomiast nie odniosły większych sukcesów natarcie 42. DP zaległa u podnóża wzgórza 217,6 zaś 290. DP 200 metrów przed przednim skrajem pozycji nieprzyjaciela.

Po zdobyciu pierwszego skraju obrony niemieckiej, przed polskimi pułkami zarysowały się punkty które musiały zdobyć. 1. pp. skupić musiał się na opanowaniu Trygubowej, a 2. pp. Połzuch. Trygubowa była ważnym punktem w systemie niemieckiej obrony, dlatego też opanowanie jej zapewniało dalszy sukces 1. pp. Pierwszy natarcie na tę pozycję prowadził batalion mjr. Lachowicza, sam dowódca zginął w czasie ataku, poległ również zastępujący go por. Paziński. Batalion jednak nadal atakował i dzięki temu opanował pozycję ryglową łączącą wieś ze wzgórzem 215,5. Niemcy musieli wycofać się do wsi, skąd próbowali wykonać kontratak na lewe skrzydło 1 batalionu, zostali jednak odparci dzięki wprowadzeniu do walki 2 batalionu por. Wiszniewskiego. Przez pewien czas wojska polskie wdarły się do Trygubowej, wobec czego niektóre części miejscowości przechodziły z rąk do rąk, jednak wobec braku wsparcia ze strony radzieckiego 855 pułku z 290. DP, a także wyczerpania amunicji, musieli wycofać się do wschodniego odcinka wsi. Około 14.00 wobec kolejnych ataków niemieckich doszło do wymieszania batalionów 1. pp. Przejęcie dowodzenia przez płk Kieniewicza uchroniło pułk przed rozbiciem. Wobec dużych strat szczególnie w kadrze dowódczej zajął obronę na zboczu wzgórza 215,531.

W pasie natarcia 2 pułku główną rolę odgrywały Połzuchy, ich zdobycie warunkowało dalsze powodzenie natarcia i wykonania zadań postawionych przed dywizją. 1 batalion kpt. Sławińskiego szybko opanował drugi okop niemiecki, a następnie pozycje wroga znajdujące się na bezimiennym wzgórzu. Prawoskrzydłowe kompanie podeszły pod Połzuchy zaś inne oddziały znalazły się w okolicach Puniszcz. W tym czasie wróg próbował wykonać podstępny fortel, polegający na poddawaniu się Niemców przy jednoczesnym atakowaniu Polaków, przez ukryte grupy niemieckiej piechoty. Ten plan jednak nie udał się przeciwnikowi dzięki właściwej reakcji polskich żołnierzy. Wobec zaistniałej sytuacji ppłk. Czerwiński postanowił zaatakować miejscowość z trzech kierunków. 2 batalion por. Jakimionka nacierał na miejscowość ze wschodu,3 kpt. Karpowicza atakował z głębokiego obejścia i miał uderzyć z południowego zachodu, 1 kpt. Sławińskiego atakować miał od południa. Podobnie jak o Trygubową walki o tę miejscowość miały bardzo zacięty charakter, jednak do godz. 14.00 batalion por. Jakimionka zdobył ten punkt oporu32.

Około południa kiedy pogoda się znacznie poprawiła, na niebie pojawiły się niemieckie Ju – 88 i Ju – 87, które rozpoczęły ataki na polską piechotę pozbawioną artylerii przeciwlotniczej nadlatując grupami od 12 do 24 maszyn, celem lotnictwa niemieckiego stały się również przeprawy przez Miereję. Od godz. 11.00 rozpoczęto wprowadzać do walki czołgi. Jako pierwsza na przeprawę ruszyła 2 kompania czołgów ppor. Jana Kalinina jednak wobec źle przygotowanego przejścia 5 czołgów ugrzęzło w dolinie rzeki, zaś dwa zostały unieruchomione, pozostałe trzy czołgi skierowano na przeprawę znajdującą się nieopodal Lenino33. Godzinę później niż 2 kompania przeprawę rozpoczęła 4 kompania czołgów T – 70, jednak tu też nie udało się wprowadzić całej grupy, a jedynie dwa czołgi.

O 12.10 do przeprawy podeszły czołgi 1 kompanii por. Pawła Miszury, jednak wobec problemów z przeprawą musieli udać się na mostek przygotowany przez saperów dla 5 korpusu zmechanizowanego. Od 15.00 udało się przedostać na zachodni brzeg Mierei 5 czołgom. W sumie 1. pułk czołgów zdołał przerzucić do wieczora 12 października na zachodnią stronę Mierei prawie połowę swoich czołgów, a 5 stracił. Wobec tego można stwierdzić, że w skutek zaniedbania nie wykorzystano całkowicie broni pancernej. Zabrakło jej szczególnie w ważnych momentach34. Po godzinie 14.00 natarcie polskich pułków zostało zatrzymane i rozpoczęła się walka o utrzymanie zdobytych pozycji. Na lewym skrzydle rozpoczęły się znów ciężkie walki o Trygubową . Niemcy dzięki ściągnięciu znacznych sił ponawiali ciągłe ataki na pozycje polskie, udało się je odeprzeć dzięki bardzo dobrej postawie artylerii kierowanej przez płk W. Bewziuka. Zdaniem Berlinga: „Bewziuk ogniem swych dział karał – jak dobry woźnica krnąbrne zaprzęgi – niemieckie próby kąsania aż do wieczora. Rzucał pociski jak żongler piłki, po mistrzowsku, zawsze na czas, na każde żądanie i zawsze tam, gdzie były najbardziej potrzebne" 35.

Niemcy wyprowadzając atak z rejonu wzgórza 217,6 wspierany z powietrza wyparli w godzinach popołudniowych 2. pp. z Połzuch. Wieczorem gen. Berling nakazał ponowne zdobycie wsi. Zaś na lewym skrzydle za namową płk B. Kieniewicza postanowił przenieść wykrwawiony 1. pp. do drugiego rzutu zaś na jego miejsce wprowadzić 3. pp. ppłk Tadeusza Piotrowskiego. Żołnierze tego pułku podjęli działania zaczepne, w wyniku których opanowali wzgórze 215,5 oraz wzgórze bezimienne36. Zgodnie z rozkazem dowódcy dywizji 2. i 3. pp. wspierane 3 kompaniami czołgów (16 czołgów) przeprowadziły nocne natarcie. Jednak nie osiągnęło ono żadnych większych korzyści, ponieważ nieprzyjaciel również pragnął poprawić swoje położenie, poprzez wprowadzanie nowych jednostek w zagrożony teren. W trakcie nocy dokonano uporządkowania szyków, ewakuacji rannych, uzupełnienia zapasów amunicji i żywności.

Po pierwszym dniu bitwy gen. Berling oceniał sytuację jaka zaistniała w pułkach jako bardzo ciężką. We wspomnieniach podaje, że uważał bitwę 33 Armii za przegraną w pierwszej fazie. Zaś powtórzenie jej w dniu następnym przeczyłoby zdrowemu rozsądkowi. Aby osiągnąć jakiś sukces należało wprowadzić konieczne zmiany37. Pomimo strat jakie dywizja odniosła pierwszego dnia bitwy gen. Gordow wieczorem 12 października wydał rozkaz, w którym nakazywał kontynuowanie natarcia następnego dnia. Miała je poprzedzić 20 – minutowa nawała artyleryjska. Rozkaz ten Berling skomentował następująco: „Gordow, bez względu na motywy swego postępowania, bez względu na to, czy jest głupcem, czy szaleńcem – jest zbrodniarzem” 38.

13 października – drugi dzień bitwy

Zgodnie z ogólnym planem zadania bojowe dla 1. DP na dzień 13 października 1943 roku nie zmieniły się. 3. pp. miał nacierać w kierunku zachodnim na chutor Jurkowo i Mały Diatiel, a 2. pp. po opanowaniu Połzuch powinien prowadzić natarcie na Puniszcze. W godzinach porannych 13 października, po zarządzeniu gen. Bodrowa dywizje pierwszorzutowe w tym i 1. DP otrzymały brakującą amunicję od radzieckich dywizji, które nie brały udziału w walce39.

O 8.00 po zaledwie 15 – minutowym przygotowaniu artyleryjskim, rozpoczęło się natarcie w całym pasie działania 33 Armii. 2. pp. o 8.00 rozpoczął natarcie na Połzuchy, jednak o 10.30 wobec silnego i zdecydowanego oporu nieprzyjaciela, a także pojawienia się niemieckiego lotnictwa, które wykonało „23 naloty w ciągu dnia w grupach od 5 do 50 maszyn”, zmuszony był do przejścia do obrony. Także 3. pp. nie był w stanie podjąć działań zaczepnych40.

Wobec takiej sytuacji gen. Berling nakazał obu pułkom umocnić się na zajmowanych pozycjach i ruszać do przodu tylko na wyraźny rozkaz. „Postanowiłem czekać na sąsiadów. To była nie ulegająca wątpliwości niesubordynacja. Toteż kiedy przekazywałem mój rozkaz osobiście Kieniewiczowi, był zaskoczony i kierowany zapewne życzliwością zwrócił mi uwagę, że to co zarządziłem, jest zabronione i grozi za to sąd.” Następnie płk Kieniewicz poinformował sztab armii o decyzjach jakie podejmuje dowódca 1. DP. W wyniku tego Berlinga wezwano do sztabu armii w celu złożenia wyjaśnień gdzie doszło do ostrej wymiany zdań z gen. Gordowem41.

13 Października 1943 roku o godz.17.00 polski dowódca otrzymał radiogram z dowództwa 33 Armii w którym poinformowano go iż 1. DP zostanie zluzowana w nocy z 13 na 14 października zluzowana przez radziecką 164. DP. Ostatnim sukcesem w pierwszej bitwie kościuszkowców było opanowanie przez 2. pp. Połzuch w godzinach wieczornych 13 października42. Nie do końca jest wiadomo z czyjej inicjatywy wycofano 1. DP z frontu. Stanisław Jaczyński w swoich pracach43 przypisuje to dowódcy 33 Armii gen. Gordowi, zaś inna część autorów w swoich publikacjach44 podaje, że stało się to na wniosek Wandy Wasilewskiej podczas rozmowy telefonicznej ze Stalinem.

14 października zgodnie z rozkazem gen. Gordowa 1. DP została zluzowana przez oddziały 164. radzieckiej DP. Do 18 października dywizja przeszła do drugiego rzutu 33. Armii i osiągnęła rejon ześrodkowania: Nikołajewka, Słobodka, Zachwidowo, Borsuki. Walki na odcinku na którym walczyła 33 Armia a wśród jej szeregów 1. DP, trwały do 18 października 1943 roku następnie zaś wygasły. Niemcy utrzymali zaś tą ważną rubież obronną do czerwca 1944 roku, kiedy to wojska radzieckie przełamały ją w ramach operacji „Bagration”.



Ocena udziału 1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki w bitwie pod Lenino w dniach 12 – 13 października 1943 roku jest rzeczą niezwykle złożoną i trudną. Analizę bitwy należy przedstawić w kilku aspektach. 1. Dywizja Piechoty im. T. Kościuszki w dwudniowej bitwie straciła ponad 3 tysiące żołnierzy. Poległo, zmarło z ran lub chorób 510 żołnierzy (w tym 51 oficerów, 116 podoficerów, 343 szeregowców). Rannych zostało 1776 żołnierzy, zaginęło bez wieści 652 osób, do niewoli zostało wziętych 11645.

Straty polskiej dywizji wynosiły 23,7 % ogólnego stanu osobowego dywizji i przewyższały procentowo straty II korpusu w walkach pod Monte Cassino. Jednak z radzieckiego punktu widzenia były one w ówczesnych warunkach wojennych normalne jak je określił W. Mołotow w telefonicznej rozmowie z Wandą Wasilewską46.

Tak duże straty dywizji (z polskiego punktu widzenia), spowodowane były nieudolnością gen. Gordowa, jak i jego sztabu. Objawiało się to m.in. tym, że nadużywał sposobu rozpoznania walką jako elementu bitwy doprowadzając swoimi decyzjami do likwidacji 1 batalionu 1. pp. Kolejnym rażącym błędem dowódcy 33. Armii było skrócenie artyleryjskiego przygotowania o 60 minut i rozkaz wykonywania ograniczonego wału ogniowego, spowodowało to zupełną dezorganizację ataku. Radziecki dowódca ponosi także częściową winę za nieprzygotowanie przepraw w dolinie Mierei.

Dwudniowe walki na froncie wykazały znaczące braki w dowodzeniu, pracy sztabów i łączności. Także współdziałanie piechoty z innymi rodzajami wojsk budziło wiele zastrzeżeń. Bardzo źle działała ewakuacja rannych z pola bitwy, służby kwatermistrzowskie praktycznie nie pracowały47. Dywizja w swoim dwudniowym boju zadała spore straty nieprzyjacielowi, poległo około 1500 Niemców, do niewoli zaś zostało wziętych 326. Nieprzyjaciel poniósł również pewne straty w sprzęcie tracąc m.in. 42 moździerze i działa, 2 czołgi oraz pięć samolotów48.

Oceniając bitwę z wojskowego punktu widzenia podkreślić należ, iż oddziały polskie odniosły pewien sukces. Dywizji udało się przełamać pierwszą pozycję obrony niemieckiej, a także stworzyć warunki do wprowadzenia do boju 5. Korpusu zmechanizowanego. Ponadto dla większości Polaków były to pierwsze doświadczenia bojowe. Spisali się dobrze na tle doświadczonego i dobrze uzbrojonego przeciwnika, którego obowiązywał „zakaz odwrotu”. Osiągnięcia polskiej jednostki z powodu niezdolności do walki sąsiednich dywizji radzieckich nie przerodziły się w jakikolwiek sukces operacyjny. Dlatego też z militarnego punktu widzenia bitwy tej nie można w żadnym wypadku nazwać klęską, lecz niepowodzeniem taktycznym, bardzo często zdarzającym się w czasie II wojny światowej na wszystkich frontach.

Ważniejszy wydźwięk miał wymiar polityczny bitwy. Stalin wykorzystał pierwszą bitwę kościuszkowców, a szczególnie straty poniesione przez dywizję do nadania jej dużego rozgłosu. Udział dywizji na froncie wzmocnił rolę ZPP, a równocześnie osłabił pozycję rządu Rzeczpospolitej w Londynie. Dzięki temu radziecki dyktator ukazał politykom zachodnim w perspektywie konferencji w Teheranie iż na terenie ZSRR, istnieją polskie siły dysponujące wojskiem mogącym walczyć o wyzwolenie kraju. Oceniając bitwę w tym wymiarze była ona w oczach Stalina i tzw. lewicy polskiej w ZSRR wielkim sukcesem.

Bitwa posiadała jeszcze zasięg propagandowy. Narodził się po niej mit „polsko – radzieckiego braterstwa broni”. Ponadto pod Lenino rozpoczął się szlak bojowy ludowego Wojska Polskiego zakończony w Berlinie.