Wysłany:
2015-09-18, 15:18
, ID:
4198066
2
Zgłoś
Tak to jest w państwie policyjnym. W normalnym słowo obywatela ma taką samą wagę jak słowo policjanta. Słowo przeciwko słowu + domniemanie niewinności = uniewinnienie. W państwie policyjnym zeznania policjantów to niepodważalny dowód. Zresztą sam raz policjant powiedział kumplowi, któremu wypisywał mandat (niesłusznie) "pan przyjmie ten mandat, w sądzie i tak pan nie wygra" (szkoda, że akurat nie włączył dyktafonu po kryjomu).
Za jedno tylko nadużycie władzy w stosunku do obywatela, policjant powinien z miejsca tracić prawo do pracy w policji czy jakimkolwiek stanowisku państwowym i w zależności od stopnia przekroczenia uprawnień karany co najmniej dwa razy bardziej, niż byłby za to karany zwykły obywatel. Za pobicie oraz wyrwanie telefonu i usunięcie dowodu swojego przestępstwa dałbym obydwu po 10 lat więzienia, mówię poważnie. Takie rzeczy mogą się dziać w ustrojach totalitarnych na porzadku dziennym, jeżeli natomiast władze wyraźnie chcą zaznaczyć, że żyjemy w państwie prawa, kary dla tych, którzy je łamią a powinni stać na jego straży powinny być bardzo dotkliwe. A i ustalić czy rzeczniczka to wszystko wiedziała, jeżeli świadomie kłamała, to 2 lata więzienia i tak samo, zakaz wykonywania jakichkolwiek funkcji publicznych. Wystarczyłoby trochę uczciwych prokuratorów i sędziów i dałoby się ten system uzdrowić.