Październik 2012
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31
Listopad 2012
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30
Grudzień 2012
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31

Rozmowa

Konto usunięte • 2012-11-04, 22:14
Sejm. W kuluarach słychać prowadzoną przytłumionym szeptem rozmowę:
- Motyla noga, jak ostatnio uprawiałem seks i skończyłem się, to zorientowałem się, że prezerwatywa w środku została...
- Nie przejmuj się, pójdziesz srać, to wyjdzie.

Maszyna do sortowania skittlesów

Konto usunięte • 2012-11-04, 23:31
Maszyna idealna do skittelsówki
Przedstawię wam dziś drogie sadole, historię pewnego polskiego przedwojennego dowcipnisia, który swoim wybrykiem spokojnie może się równać samemu Remiemu Gaillardowi. Miłej lektury.

Romuald Gantkowski był polskim aktorem i reżyserem, który zmarł w 1989 r. w Hollywood w wieku 86 lat. Niewiele osób wie, że w przedwojennym Poznaniu jako młody chłopak uchodził za urodzonego żartownisia i prowokatora, a jeden z jego happeningów zakończył się kompromitacją władz miasta. Jak pisze reporter i poeta Aleksander Janta-Połczyński: „Światek poznański znał go znakomicie; fama jego improwizacji kawalarskich na gruncie towarzyskim szła równolegle do rosnącej reputacji aktorskiej i reżyserskiej; posiadał tupet doprawdy nieporównany, bezczelność właściwie niesamowitą i pozwalał sobie na rzeczy, które na pewno nikomu poza nim nie potrafiłyby ujść w Poznaniu płazem”.

Jego najsłynniejszy happening miał miejsce w czerwcu 1924 r. Gantkowski grał wtedy w Teatrze Polskim, gdzie mimo młodego wieku powierzano mu role Kordiana czy Judasza. W czasie rozmowy z kilkoma statystami, studentami pierwszego roku, wymyślił pomysł, by wmówić miastu, że odwiedzi je delegacja z egzotycznego kraju. Beludżystan wybrał dlatego, że mało prawdopodobne było, by ktokolwiek w Poznaniu coś o nim wiedział.

Redakcje lokalnych gazet zawiadomił o przyjeździe gości telefonicznie, przedstawiając się zmienionym głosem jako pracownik wydziału prasowego MSZ. Uwierzono mu. W „Przeglądzie Porannym” mieszkańcy przeczytali następującą notkę:

Goście z Beludżystanu

Poznań, 12.VI. – Z wielkobrytyjskiej wystawy w Wembley przybywa dziś do Poznania dwu delegatów Beludżystanu (leżącego w Azji, południowy wschód równiny Iranu). Gości podejmować będzie tutejsze Polsko-Tureckie Towarzystwo.

Statystów Gantkowski dobrał starannie. Wszyscy byli studentami pierwszego roku i przyjechali do Poznania niedawno, co ograniczało ryzyko zdemaskowania. Role książąt otrzymali Feliks Bogusławski – student Wydziału Rolniczego i Janusz Wilatowski – student prawa. Służącym został Henryk Roguski (również Wydział Rolniczy) zaś radcą niejaki Kałużniacki – student chemii.

Dla beludżyńskich książąt Gantkowski wypożyczył luksusową limuzynę francuskiego Berlieta z szoferem w liberii. Przedstawicielem Berlieta w Poznaniu był bowiem jego znajomy, inżynier Piątkowski. Z kolei w zakładzie starego fotografa Markiewicza przy ulicy 27 grudnia zamówił wykonanie pamiątkowego zdjęcia. Fotograf poczuł się tym wyróżniony i obiecał przyozdobić zakład.

„Książęta” wraz ze świtą zebrali się w jednym z domów w podpoznańskiej (wówczas) Starołęce, gdzie przebrali się w przyniesione z teatru turbany, zaś „radcę” w żakiet, cylinder i monokl. Gantkowski pojechał natomiast do Kórnika, gdzie międzymiastowo połączył się z wydziałem bezpieczeństwa w województwie. Poprosił w imieniu ministerstwa o dyskretną opiekę nad dostojnymi gośćmi oraz stwierdził mimochodem, iż liczy, że w przypadku większego zbiegowiska „policja będzie umiała odpowiednio wystąpić”. Poinformował, że około godz. 11. dostojnicy pojawią się w okolicach dworca. Jadą wprawdzie incognito, ale zamierzają zwiedzić zamek, zrobić pamiątkowe zdjęcie u fotografa, a potem odwiedzić prezydenta miasta.

Profesorowie płaszczą się przed studentami

Tuż przed godz. 11. obserwujący wydarzenia Gantkowski zauważył z zadowoleniem, że w pod dworcem kręcą się tajniacy. Gdy limuzyna dostojnie zajechała pod dworzec, biegli już za nią znający sprawę z prasowych notek mieszkańcy oraz zaciekawieni przechodnie. Na widok Berlieta z dworca wyszedł ubrany w odświętny mundur i białe rękawiczki... komendant policji z szablą. Zasalutował on przed samochodem i, jak relacjonuje Janta: „z zawodową dystynkcją na ucho potwierdził radcy, przyjmującego te honory jako rzecz rozumiejącą się samo przez się, roztoczenie „dyskretnej” opieki nad misją przez policję”.

Pojechali pod zamek, w którym mieścił się wówczas uniwersytet. Tu także czekali policjanci w białych rękawiczkach, zaś w bocznej uliczce pluton konnej policji, na wypadek problemów. Delegację z Beludżystanu powitał dziekan uniwersytetu ze świtą profesorów. Profesorowie owi z przesadną uprzejmością kłaniali się... studentom pierwszego roku. Następnie oprowadzono studentów po doskonale znanym im gmachu, szczegółowo odpowiadając na zadawane przez nich po francusku pytania.

Z kolei fotograf Markiewicz przygotował dla dostojników purpurowy dywan oraz oleandry i girlandy, a sam oczekiwał na nich stojąc przed swym zakładem w towarzystwie sześciu galowo ubranych policjantów. Zebrani mieszkańcy wznosili okrzyki „Niech żyje Beludżystan!”. Bezwzględna policja energicznie oddzieliła ich od zakładu.

Podczas przejazdu do ratusza przez plac Wolności, „książę” Wilatowski zażyczył sobie spróbować polskich papierosów. Właściciel jednego z eleganckich sklepów nie chciał nawet słyszeć o zapłacie i uznał za wielki zaszczyt przekazanie księciu, a nawet jego służącemu setek najdroższych cygar i papierosów (na które na co dzień studentów nie byłoby stać).

Na schodach przedstawiciel Rady Miasta powitał w imieniu władz „dostojnych przedstawicieli dalekiego Beludżystanu”. Podczas krótkiego spotkania władze miasta niespodziewanie zaprosiły ich na wieczorne galowe przedstawienie do opery.

Obserwujący wszystko Gantkowski zadzwonił więc do opery, proponując z głupia frant towarzyskie spotkanie znajomemu kapelmistrzowi Karolowi Lewickiemu. Ten odpowiedział głosem niechętnym i podenerwowanym, żeby mu dał spokój, bo spadło im na głowę organizowanie wieczornego koncertu galowego i wszyscy zajęci są szukaniem nut beludżystańskiego hymnu narodowego.

Kompromitacja policji i władz miasta

Przed ratuszem Gantkowski dowiedział się jednak od inżyniera Piątkowskiego, że władze bezpieczeństwa skontaktowały się z Warszawą i są poważnie zdziwione faktem, że tam nikt nie wie o wizycie dyplomatów. Wobec tego postanowił ewakuować delegację. Po wizycie w ratuszu „radca” poinformował policję, że książęta są zmęczeni uciążliwą opieką i chcą pojechać sami na krótką wycieczkę podmiejską, z której wrócą do swych apartamentów w hotelu Bazar. Tam też skierowano siły policyjne.

Delegacja ruszyła na pełnym gazie w stronę Starołęki i... zapadła się po ziemię. Na czas, bo po szeregu chaotycznych rozmów z Warszawą ustalono prawdę i po paru godzinach cały Poznań tarzał się ze śmiechu.

Do wieczora skompromitowani policjanci ustalili nazwiska sprawców skandalu. Ośmieszone władze miasta na czele z prezydentem zapowiadały surowe represje. Ze względu na autonomię uczelni o wydanie studentów zwrócono się do rektora uniwersytetu. Ten jednak oświadczył prasie, że stanowczo odmawia, bo to najlepszy kawał, o jakim słyszał w życiu. Ostatecznie prezydent miasta odpuścił (by nie pogrążać się dalej) i ogłosił, że władze też śmieją się z dowcipu.

Artykuł nie jest mój, ale w sumie kogo to obchodzi? Link do oryginału, którego treści nie zmieniłem ani słowem, bo i po co?

mmpoznan.pl/311456/2009/6/12/beludzystan-czyli-jak-w--r-nabrano-wladze...

Wędkowanie

BongMan2012-11-04, 13:44
Wrócił mąż z wędkowania i mówi do żony:
- Ty wiesz, nawet nie sądziłem, że mam takich skąpych kolegów! Jak jechaliśmy nad rzekę, to się dogadaliśmy, że ten, który złowi pierwszą rybę, stawia wódkę, a drugi - zakąskę. Siedzimy, patrzę - a Michała spławik poszedł pod wodę. A on nic! U Mariusza też - jak szarpnęło, to aż się wędka zgięła. A ten siedzi i jakby nic nie widział...
- No, a ty miałeś branie?
- Nie ma głupich! Ja nawet przynęty nie zakładałem...


Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, sowieccy inżynierowie realizowali projekty militarne, które nawet dziś wydają się być wciąż czymś odrealnionym. Amerykański badacz, powołując się na pewne źródła oraz świadków, twierdzi, że naukowcy ze Związku Radzieckiego, jeszcze zanim rozpętało się piekło konfliktu zbrojnego o globalnym zasięgu, byli zaangażowani w "budowę" super żołnierzy. Rozwiązania, które wówczas stosowali, muszą dziś robić wrażenie nawet na największych entuzjastach literatury science-fiction.

Informacje, do jakich dotarł amerykański historyk Jeff Strasberg, mogłyby posłużyć jako podstawa scenariusza do kolejnej części filmu z serii "Uniwersalny żołnierz". Jak wynika z zaprezentowanych przez niego dokumentów, Sowieci byli zdeterminowani, by stworzyć bojowników, którzy będą odpornymi na ból i spełnią rolę bezwzględnych maszynek do zabijania. W procesie kreowania super żołnierzy, na wielką skalę wykorzystano patenty bioniczne. Kości kończyn ochotników zostały zastąpione podobno przez tytanowe implanty. W związku z tym, nie miały być im straszne miny przeciwpiechotne, granaty czy pociski.

Historyk ujawnił, że połowicznie elektroniczni czerwonoarmiści mieli podłączone do mózgu wykonane ze złota elektrody. Odpowiedzialne były one za zablokowanie w centralnym narządzie układu nerwowego ośrodka odpowiedzialnego za odczuwanie bólu.

W tajemniczy projekt miało być zaangażowanych ok. 300 żołnierzy. Ze źródeł, do jakich dotarł Strasberg wynika, że wszyscy mieli być ochotnikami. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła inna. Wielu młodzieńców było zmuszanych siłą do wzięcia udziału w eksperymencie. W momencie, gdy ktoś stawiał opór był eliminowany. Jak poinformował serwis pravda.ru, każdy uczestnik programu musiał podpisać oświadczenie, w którym zobowiązywał się do zachowania w tajemnicy swojej wiedzy na temat kulisów projektu.

Działania operacyjne podporządkowane stworzeniu super armii miały charakter barbarzyński. Zdaniem rosyjskiego naukowca Siergieja Konowalenki, zabiegi przeprowadzane były w Witebsku. Żołnierzom po prostu odcinano albo wyrywano kończyny. Wielu z nich zostało okaleczonych i pozostało kalekami, inni w ogóle nie przeżyli procesu transformacji. U niektórych "śmiałków", tuż po eksperymencie, rozwinęły się choroby nowotworowe. Zdarzało się też, że młodzieńcy popadali w obłęd. Wszystko ze względu na ingerencję naukowców w ich mózg.

Projekt miał być realizowany w latach 1936-1941. Ale Sowieci bardzo szybko poczuli gorycz porażki. Połowa super żołnierzy została wyniszczona przez hitlerowców. Wiele wskazuje na to, że naziści, którzy także byli zaangażowani w wiele innowacyjnych projektów, dowiedzieli się o programie opracowanym przez komunistów. Ok. 150 sowieckich cyborgów zostało zniszczonych przez niemiecką artylerię.

Na trop wyznaczonych do zabijania radzieckich żołnierzy-robotów trafić też mieli Amerykanie. Jeden z oddziałów alianckich dotarł do nazistowskiego szpitala, w którym znajdowały się ofiary eksperymentu. W placówce odnaleziono zwłoki rosyjskich żołnierzy. U większości z nich, zamiast kości, wykryto wykonane ze stali protezy. Jeden z oficerów był wyposażony nawet w metalowe żebra. Okazało się także, że Sowieci niektórych żołnierzy "przerabiali" na... karły. Działania takie miały przynieść wymierne korzyści szczególnie podczas walk powietrznych. Okaleczeni w ten sposób piloci mogli bowiem zabrać na pokład samolotu więcej amunicji oraz zatankować więcej paliwa.

Mroczny projekt został całkowicie zastopowany tuż po wybuchu II wojny światowej. Inżynierowie, którzy uczestniczyli w pracach nad stworzeniem super żołnierzy oraz sami wolontariusze, nie dotrwali końca wojny. Ze źródeł wynika, że po 1945 r. nie wracano już do planów tworzenia oddziałów złożonych z hybryd. Uznano bowiem, że projekt był nieopłacalny.

Warto dodać, że niektóre z pionierskich działań realizowanych przez Sowietów w czasie II wojny światowej, które wówczas skazane były na niepowodzenie ze względu na ówczesny poziom rozwoju nauki, jest w nieco innej formie kontynuowana obecnie. Krajem, który wydaje miliardy dolarów na mniej drastyczne, ale równie futurystyczne projekty są oczywiście Stany Zjednoczone. DARPA (skrót od: Defense Advanced Research Projects Agency) - działająca w Stanach Zjednoczonych agencja rządowa zajmująca się opracowywaniem i wdrażaniem nowoczesnych technologii wojskowych, zgodnie z informacjami, które pojawiły się mediach, zamierza przeprowadzić m.in. serię eksperymentów, które zaowocują "wyprodukowaniem" biologicznego organizmu, który będzie żył wiecznie. Celem naukowców jest stworzenie istoty, która będzie żyć, oddychać, a nade wszystko będzie posłuszna swojemu panu-człowiekowi. Stworzone w laboratorium organizmy będą wzbogacone o cząsteczki podtrzymujące odporność komórek na śmierć.

Skok

Konto usunięte • 2012-11-04, 18:31
udał się ?
przekonajcie się sami !

kochająca matka

Rafal17572012-11-04, 10:43
-Kochanie, nasz Jaś huśta się cały czas na starym dębie za domem, nie obawiasz się, że w końcu spadnie ?
- Gałąź solidna, lina gruba ... teraz to tylko ciałko może przegnić.

Znowu o Star Wars

Konto usunięte • 2012-11-04, 14:43
Ja wiem, gimbusiarska wrzuta ode mnie. Ale Disney to nie tylko Myszka Miki, hana montana czy mała syrenka o czym chyba mało kto wie.

Przede wszystkim chciałem pokazać jak bardzo ludzie z zerową wiedzą w temacie potrafią na coś najeżdżać w swojej ignorancji.
Hejt na moje wylewanie żali (włącznie z wyp🤬alaniem z tym na kwejka) czas zacząć.

Źródło - Wikipedia

w domach

Konto usunięte • 2012-11-04, 17:04
co znajdziemy w domach?
-u cygana: cygan nie ma domu
-u murzyna: to czego jeszcze nie sprzedał.
-u rumuna: to czego jeszcze nie porąbał na opał.
-u ż🤬da: to co zdobył lichwą i sprzedażą.
-u nas wszystkich: to czego murzyn z rumunem nie wynieśli, a kupiliśmy za kredyt u ż🤬da