wyobrażasz sobie sytuacje, że w bardzo ciężkim stanie przywoza jakies dziecko do szpitala. w biegu lecą z nim na OIOM i nagle zatrzymują się przed drzwiami do sali operacyjnej zeby lekarz mogl zadzwonic i zapytac sie rodzicow czy oby napewno moga zrobic transfuzje ?
mówię o przypadku, w którym matka mojej kuzynki pojechała z nią do szpitala i będąc przy tym wszystkim nie chciała się zgodzić na operację.
Nie wspominając już o tym ile dziewczyna leżała w domu i się męczyła, pojona jakimiś (rzecz jasna naturalnymi) ziółkami, zanim jej ten wyrostek się rozlał i zanim ktoś mądrzejszy zadzwonił po karetkę
Poza tym, co Ty ich tak bronisz? Wszem i wobec znany jest fakt, że jehowcy nie tolerują transfuzji krwi i wielu innych zabiegów, co w sytuacji zagrożenia ludzkiego życia jest z lekka idiotyczną postawą.
W takim razie, znając, jak twierdzisz, "zasady" tej "religii" odpowiedz mi na pytanie: dziecko z rodziny jehowej potrzebuje transfuzji krwi. W tym przykładzie decyzja o transfuzji należy do rodziców dziecka, którzy są jehowcami. Pytanie: czy rodzice, będąc zapalonymi wyznawcami swojej "religii" zgodzą się na zabieg?