Osobiście mam kilka szerszeni na liście fragów, ale zamiast z szerszeniami, zawsze nad morzem toczę walkę z tymi p🤬lonymi osami. Zatłukłem ich w życiu tyle, że by się cały rój uzbierał. Czasami w jeden dzień dochodziłem w ocenie strat wroga nawet do 40. sztuk.
Odkąd byłem mały, jeździłem z rodzicami nad morze, i w każde wakacje, od pierwszego leżakowania zaczynała się wojna.
Zawsze bzyczące, wredne gówno zlatuje się do jedzenia, a jak w pobliżu jest śmietnik, to nie dadzą Ci spokoju...
Zazwyczaj brałem saperkę i lutowałem je w locie, używałem też wyprostowanej dłoni, a jak suka spadła na piasek to ładowałem jej z piąchy. Dwa razy po zabiciu osy nie mogłem uwierzyć co mi się udało.
Raz machałem sznurkiem, ~30cm długości, cienki, ciężki, zbity sznurek. Leciała suka, wyczaiłem ją i machnąłem. Przeciąłem na pół.
Za drugim razem miałem w ręce mój ukochany nożyk. Znowu przelatywała koło mnie osa, znowu machnąłem. Tym razem tułów i łeb spadły osobno.
Nienawidzę tego żółto-czarnego, jadowitego gówna. Wytłukłbym je wszystkie. Zawsze mi przykro kiedy sobie przypomnę program, w którym osy robiły inwazję do ulu, żeby podj🤬 pszczółkom miód