W Gdańsku na lotnisku, w 22-gim ludzie czekali na "badanie" z wymazu na covid. Wyglądało to tak, że punkt otworzyli o 6. rano, w mig kolejka liczyła około 200 ludzi, przy czym było widać stresik czy się zdąży na taśmy i bramki. Absurd polegał na tym, że idąc na rękę ludziom, jeden kazał siadać na krzesełko, pomiział patyczkiem (niezgodnie z ówczesnymi wytycznymi), żeby to wyglądało na badanie i nie czekając kolejnego kwadransa szło się właśnie po pieczątkę. 160 zeta za cały cyrk.
Jeden się nawet oburzył, że w tym wszystkim chodzi o kasę... Mógłbym mu wyjaśnić, że jednak nie o samą kasę, bo to większy wał, ale nie było sensu. Takim trafem wśród tych około 200-tu ludzi pojawiło się kilku dumnych foliarzy.
Nomen-omen chora służba zdrowia brzmi jak oksymoron, w sumie