📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 23:54

#wojna

VBIED oraz SVBIED

konto usunięte2019-01-16, 20:42
W tym temacie połączyłem dwa wątki: VBIED oraz SVBIED ze względu na nieznaczną różnicę w ich użyciu.

VBIED (Vehicle-Borne Improvised Explosive Device- samochód pułapka) różni się od SVBIED (Suicide Vehicle-Borne Improvised Explosive Device – Samobójczy Pojazd z Improwizowanymi Ładunkami Wybuchowymi) tym, że w pierwszym przypadku samochód nie posiada kierowcy, nie porusza się a co za tym idzie dla zamachowca lub grupy zamachowców nie stanowi zagrożenia. W drugim przypadku pojazd wypełniony ładunkami wybuchowymi jest prowadzony przez kierowcę-samobójcę i detonowany w pobliżu celu.

Choć pierw­sze wyko­rzy­sta­nie samo­chodu-pułapki miało miej­sce już na początku XX w. – co zna­mienne w nie­uda­nej pró­bie zama­chu na suł­tana Imperium Osmańskiego Abdülhamida II w 1905 r. w którym zginęło 26 osób. Natomiast pierwszym znanym zamachem samobójczym z wykorzystaniem samochodu (SVBIED) była w 1927 roku masakra w Bath w Michigan, podczas którego zamachowiec używając detonatora odpalił dynamit w szkole, po czym w trakcie następującej akcji ratunkowej, zdetonował samochód ginąc na miejscu, zabijając w sumie 45 osób, w tym 38 dzieci. Przez kolej­nych sto lat zarówno VBIED jak i SVBIED były nadal wyko­rzy­sty­wane do pro­wa­dze­nia zama­chów na kon­kretne osoby lub grupy osób w mocno ogra­ni­czo­nym zakre­sie i z incy­den­talną czę­sto­tli­wo­ścią (takiej tak­tyki doko­ny­wa­nia zama­chów w mia­stach, także z wyko­rzy­sta­niem zwie­rząt pociągowych uczyli isla­mi­stów ame­ry­kań­scy „doradcy“ pod­czas sowiec­kiej inwa­zji Afganistanu). Na początku XXI w. dal­szy roz­wój islam­skich orga­ni­za­cji ter­ro­ry­stycz­nych spo­wo­do­wał jedy­nie zwięk­szoną ilość zama­chów z uży­ciem samo­cho­dów-puła­pek, w tym także samo­bój­czych, bez zna­czą­cych róż­nic w tak­tyce ich uży­cia. Sytuacja ta zmie­niła się jed­nak wraz z poja­wie­niem się i bły­ska­wicz­nym roz­wo­jem Daesh, któ­rego jed­nym ze zna­ków roz­po­znaw­czych stały się SVBIED.

Konstrukcja

Podstawę SVBIED, kon­stru­owa­nych przez Daesh, sta­nowi nie­zwy­kle róż­no­rodna gama pojaz­dów, z któ­rych część jest mody­fi­ko­wana w spe­cjal­nych warsz­ta­tach na zaję­tych obsza­rach Iraku i Syrii. Z oczy­wi­stych wzglę­dów naj­po­pu­lar­niej­szymi pojaz­dami wyko­rzy­sty­wa­nymi w tym celu są cywilne samo­chody oso­bowe i cię­ża­rowe, któ­rych na tere­nie opa­no­wa­nym przez Daesh zna­la­zło się kil­ka­na­ście, jeśli nie kil­ka­dzie­siąt, tysięcy. W tej kate­go­rii używa się zarówno nie­opan­ce­rzo­nych cywil­nych pojaz­dów, tzw. ukry­tych SVBIED, jedy­nie zała­do­wa­nych ładun­kami wybu­cho­wymi do ata­ków w tere­nie zur­ba­ni­zo­wa­nym, a także ich ana­lo­gicz­nie opan­ce­rzo­nych odpo­wied­ni­ków do ata­ków w otwar­tym tere­nie. W przy­padku tych ostat­nich sto­suje się naj­czę­ściej pro­wi­zo­ryczne opan­ce­rze­nie przed­niej czę­ści karo­se­rii, a także błot­ni­ków pły­tami pan­cer­nymi w celu wzmoc­nie­nia odpor­no­ści w naj­bar­dziej zagro­żo­nych ostrza­łem stre­fach. Niektóre pojazdy są jed­nak pod­da­wane bar­dziej zaawan­so­wa­nym mody­fi­ka­cjom, pole­ga­ją­cym na zastą­pie­niu ory­gi­nal­nej karo­se­rii pły­tami pan­cer­nymi (lub raczej czę­ściej sta­lo­wymi, co nadaje tym pojaz­dom cha­rak­te­ry­styczny pudeł­ko­waty kształt), cza­sami wzmoc­nio­nymi ekra­nami siat­ko­wymi, w celu zapew­nia­nia ochrony przed ogniem broni mało­ka­li­bro­wej i gra­nat­ni­ków prze­ciw­pan­cer­nych, które w chwili eks­plo­zji sta­no­wią dodat­kowy czyn­nik rażący. Prędkość mak­sy­malna SVBIED sięga 90 km/h, dopusz­czalna ładow­ność ok. 1,5 t, a zasięg sku­teczny zabój­czej fali nad­ci­śnie­nia do kil­ku­dzie­się­ciu metrów, ale zasięg raże­nia odłam­ków może wyno­sić nawet kil­ka­set!
W celu zła­ma­nia oporu sil­nie umoc­nio­nych sta­no­wisk w roli SVBIED wyko­rzy­stano także kilka bul­do­że­rów, które zostały solid­nie opan­ce­rzone poprzez przy­spa­wa­nie znacz­nych roz­mia­rów płyt sta­lo­wych, dodat­kowo wzmoc­nio­nych pry­mi­tyw­nym ekra­nem siat­ko­wym. Prędkość mak­sy­malna tego typu pojaz­dów jest nie­wielka i wynosi kilka – kil­ka­na­ście km/h, jed­nak mogą one zabrać ładunki wybu­chowe o więk­szej masie, dzięki czemu są w sta­nie burzyć całe umoc­nione obiekty. Nowością, jaką wpro­wa­dziło zarówno ISIS jak i Daesh, jest także zasto­so­wa­nie w roli SVBIED zdo­bycz­nych wozów bojo­wych – zarówno irac­kich, jak i syryj­skich wojsk rzą­do­wych. Zdecydowanie naj­po­pu­lar­niej­szymi spo­śród nich są: pojazdy HMMWV, bojowe wozy pie­choty BMP-1 (a także oparte na ich pod­wo­ziu, a bez­u­ży­teczne dla Daesh wozy dowo­dze­nia BMP-1KSz i zabez­pie­cze­nia tech­nicz­nego BREM-2), trans­po­tery opan­ce­rzone M113A2/A3, a także czołgi T-55A. W przy­padku HMMWV kon­wer­sja polega głów­nie na mniej lub bar­dziej sta­ran­nym dospa­wa­niu dodat­ko­wych płyt sta­lo­wych do karo­se­rii. W przy­padku BMP-1 i pochod­nych pod­sta­wowa kon­wer­sja polega na usu­nię­ciu wieży (w przy­padku BMP-1) lub osprzętu inży­nie­ryj­nego (w przy­padku BREM-2), choć czę­sto sto­suje się także mon­taż pry­mi­tyw­nych ekra­nów siat­ko­wych na bokach kadłuba i z tyłu tych pojaz­dów w celu ochrony przed gło­wi­cami gra­nat­ni­ków prze­ciw­pan­cer­nych. W przy­padku M113 pod­sta­wowa mody­fi­ka­cja polega na wzmoc­nie­niu przed­niej czę­ści kadłuba poprzez dospa­wa­nie dodat­ko­wych płyt sta­lo­wych bądź eka­nów pan­ce­rza prę­to­wego lub siat­ko­wego.

Przykładowe zdjęcia SVBIED użytych przez różne organizacje islamskie:







































































Filmiki z użyciem SVBIED- w tym doskonale widać jak uciekający zostają znokautowani fragmentami z rozerwanego samochodu:



Tu widać rozpraszający się konwój po rozpoznaniu zbliżającego się SVBIED zmontowanego przez ISIS :



Wojenne selfie (od 22 sekundy)



Kolejny atak (od 30 sekundy):



Olbrzymia fala uderzeniowa po wybuchu SVBIED:



To tylko kilka poglądowych zdjęć i filmików, których zarówno w mojej kolekcji jak i w necie jest dużo więcej...
Każdy żołnierz narażony jest na ryzyko utraty zdrowia w walce.

Film o tym jak inwalidzi wojenni są postrzegani przez społeczeństwo na przestrzeni różnych wojen.

Jack Churchill - jedyny żołnierz, który zabijał z łuku w czasie II wojny światowej
Odważny? Na pewno. Zuchwały? Zdecydowanie. Szalony? Tak, tak też mówiono. Jack Churchill rzucał się na niemieckie działa z łukiem na plecach i mieczem w dłoni, a pod ostrzałem wygrywał żołnierskie pieśni na dudach. Choć odniósł liczne rany i dwukrotnie trafił do niewoli, ciągle wracał na front.
Nazywał się Jack Churchill, posiadał stopień majora i należał do głównych dowódców nowo sformowanej jednostki. Długiego, prostego ostrza używał nie tylko w trakcie treningów, ale i podczas prawdziwych starć. - Każdy oficer bez miecza jest niestosownie ubrany - tłumaczył kiedyś swojemu przełożonemu. Ale wyróżniało go znacznie więcej.

Bez akcji - nuda

John Malcolm Thorpe Fleming Churchill, nazywany po prostu Jackiem, przyszedł na świat 16 września 1906 roku w hrabstwie Surrey. Choć nie byli spokrewnieni z przyszłym premierem, Churchillowie obracali się w wyższych sferach - senior familii, Alex, pracował jako ważny urzędnik kolonialny w Hong Kongu i Cejlonie. Jego synowie mogli wybierać więc wśród najbardziej prestiżowych szkół. Jack zdecydował się na działającą od blisko półtora wieku Królewska Akademię Wojskową w Sandhurst - tę samą, którą trzy dekady wcześniej kończył słynny Winston.

W 1926 roku młody Churchill odebrał pierwsze oficerskie szlify i wstąpił do Regimentu Manchesterskiego. Była to jednostka o wyjątkowo bogatej historii; w ciągu pół wieku swojego ówczesnego istnienia biła się już w Afryce Południowej, Europie i na Bliskim Wschodzie. Jack trafił do niej jednak w znacznie spokojniejszym okresie. Jak dla niego - zbyt spokojnym.

O ile stacjonując w Birmie dziarski Anglik mógł regularnie wyruszać na straceńcze wyprawy motocyklem po azjatyckich bezdrożach (raz pokonał trasę między Rangun a Kalkutą, około 2,5 tys. km), a nawet posmakował walki z powstańcami Sayo Sana, tak po powrocie do Wielkiej Brytanii zaczął się nudzić. W 1936 roku uznał, że ma dość wojskowej powtarzalności i rozstał się z armią. W cywilu imał się najróżniejszych zajęć: był redaktorem kolonialnej gazetki w Kenii, pozował jako model i przyjmował epizodyczne role w filmach. Wiele czasu poświęcał też grze na dudach; miłością do tego instrumentu zarazili go szkoccy żołnierze, których spotkał w Birmie. W 1938 roku wywołał niemałą sensację, gdy zajął drugiej miejsce na konkursie dudziarskim w Aldershot w Szkocji. Parę miesięcy później reprezentował Wielką Brytanię na łuczniczych mistrzostwach świata w Oslo. Strzelectwo było jego drugą wielką pasją.

Ale chociaż życie poza koszarami mogło wydawać mu się ciekawe, w głębi duszy pozostawał żołnierzem.

Gdy Niemcy najechali na Polskę, a Londyn wypowiedział Hitlerowi wojnę, Jack natychmiast założył mundur. - Pod moją nieobecność kraj wpakował się w kłopoty - żartował po wojnie do swojego przyjaciela i biografa, Rexa Kinga-Clarka.

Partyzant

Służąc ponownie w Regimencie Manchesterskim, jeszcze w 1939 roku Churchill znalazł się na kontynencie. Brytyjski Korpus Ekspedycyjny miał wzmocnić francuskie pozycje obronne i zabezpieczyć wybrzeże. Niemcy ominęli jednak linię Maginota i błyskawicznie przedarli się przez Holandię i Belgię. Cały plan legł w gruzach.
Przytłoczeni siłą nazistowskiej ofensywy, Brytyjczycy zaczęli szykować się do operacji Dynamo - masowej ewakuacji swoich oddziałów przez Cieśninę Kaletańską. Jack Churchill postanowił kąsać wroga do ostatnich chwil. Gdy Korpus wycofywał się w stronę wybrzeża, on - wraz z grupą kilkunastu wybranych przez siebie żołnierzy - atakował nieosłonięte flanki nieprzyjaciela. W trakcie jednej z zasadzek w pobliżu wioski l'Epinette zabił niemieckiego sierżanta przy użyciu łuku. Był to jedyny taki potwierdzony przypadek w ciągu II wojny światowej. Za swoje wyczyny podczas ewakuacji Churchill otrzymał pierwszy Krzyż Wojskowy.

Pomimo obrażeń (fragmenty przypadkowej kuli będzie nosił w barku do końca życia), Szalony Jack, jak zaczęto go już wtedy nazywać, natychmiast zapragnął wrócić na front. Dotkliwa porażka we Francji zmusiła tymczasem rząd w Londynie do gruntownego przemyślenia swoich metod walki. Jednym z nowych pomysłów było utworzenie mniejszych, ale bardziej mobilnych i lepiej wyszkolonych jednostek do zadawania precyzyjnych uderzeń na tyłach wrogach - Commando. Ich symbolem miał stać się zielony beret.

Churchill nie potrzebował zachęty. Po paru miesiącach katorżniczych ćwiczeń na szkockich plażach, mokradłach i specjalnych poligonach, czuł się w pełni gotowy do walki. Pierwsza misja, atak na niemiecki garnizon w Norwegii, stanowiła dla niego doskonały sprawdzian.

Szał na Morzu Śródziemnym

Gdy wczesnym rankiem 27 grudnia 1941 roku brytyjskie barki desantowe zbliżały się do brzegu wyspy Vagsoy, do uszu żołnierzy dotarły dźwięki znanej szkockiej pieśni "Marsz Klanu Cameron".

To Churchill, dmąc w dudy, postanowił zagrzać towarzyszy do boju.

Choć hałas mógł przedwcześnie ostrzec obrońców, dwa poddziały komandosów, dowodzone przez pędzącego z pałaszem w dłoni i łukiem na plecach Szalonego Jacka, błyskawicznie opanowały niemieckie pozycje artyleryjskie. "Działa zniszczone, straty niewielkie, demolka w toku" - krótko zakomunikował sztabowi. Chwilę później znowu broczył krwią. Jedna wersja głosi, że poharatały go odłamki muru wysadzonego przez nieostrożnego sapera. Inna mówi, że najwięcej szkód wyrządziła butelka wina, którym Churchill raczył się w chwili wybuchu. Blizna na czole nie była wysoką ceną za drugi Krzyż Wojskowy, a tym bardziej - za sukces operacji Archery. Hitler, obawiając się inwazji z północy, przesunął do Norwegii 30 tysięcy żołnierzy. Zrobił dokładnie to, na co liczyło brytyjskie dowództwo.

Po wylizaniu się z ran, Churchill został skierowany na południe Europy. Podczas desantu na Sycili ponownie przygrywał swym żołnierzom na dudach, a w trakcie nocnych walk wokół Solerno pojmał 42 niemieckich wojskowych. Pomóc mu miał w tym tylko jeden kompan. - Jeśli powiesz Niemcowi głośno i wyraźnie, co ma zrobić, a do tego jesteś od niego wyższy stopniem, on krzyknie "Jawohl!" i zabierze się do pracy - ironizował. Dokonania we Włoszech przyniosły mu Order za Wybitną Służbę i awans na podpułkownika.

Kolejnym zadaniem, które otrzymał, było wsparcie partyzantki organizowanej przez Josefa Tito w Jugosławii. Komandosi Churchilla przez kilka miesięcy nieustannie atakowali niemieckie patrole i statki u wybrzeży Dalmacji. W maju 1944 roku Anglik osobiście poprowadził atak na jedno z trzech potężnie ufortyfikowanych wzgórz na strategicznej wyspie Brac. Udało mu się dostać na sam szczyt, ale jego oddział został zdziesiątkowany. Co gorsza, z okolic nadciągały niemieckie posiłki. Kiedy sytuacja stała się beznadziejna, Szalony Jack odłożył karabin i zaczął grać na dudach. Wybuch granatu pozbawił go przytomności. Gdy się ocknął, był już hitlerowskim jeńcem.

Wielka ucieczka

Choć w niewoli, Brytyjczyk i tak miał szczęście. Dwa lata wcześniej inny oddział Commando zaatakował Niemców nad Kanałem La Manche i wykradł im mobilną wersję utrzymywanego w tajemnicy radaru Würzburg. Hitler, kipiąc ze złości, wydał jasny rozkaz: wszyscy schwytani członkowie "zielonych beretów" mają być rozstrzeliwani na miejscu.

Kapitan Hans Thorner ze 118. Dywizji, który zatrzymał Churchilla, nie uznawał jednak mordowania jeńców. Rok później, pod koniec wojny, to właśnie wstawiennictwo brytyjskiego komandosa uratuje go przed sądem wojskowym i karą śmierci w Jugosławii.

Z Sarajewa Jack został przetransportowany do Berlina, skąd trafił do oddalonego o 30 km obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Uważany za niebezpiecznego i drogocennego więźnia (początkowo zakładano, że może być związany z Winstonem), przez pierwszy miesiąc trzymany był w odosobnieniu i przykuty łańcuchami do podłogi. Wypuszczenie go do innych więźniów okazało się błędem. W sierpniu 1944 roku wykorzystał nieuwagę strażników i wraz z pilotem RAF-u uciekł z niewoli przez kanał ściekowy. Nim złapano ich w okolicy Rostocku, zdążyli przejść około 200 km w stronę Bałtyku.

Z drugiego kacetu, w Niederdorf w Austrii, Churchill zbiegł w kwietniu następnego roku. Tym razem pomogła mu awaria obozowych reflektorów. Po ośmiu dniach wędrówki przez Alpy spotkał Amerykanów. - Skręciłem kostkę, ledwo szedłem i prawie nie mogłem mówić. Wyglądałem jak obdarciuch, ale ciągle potrafiłem salutować jak na absolwent Sandhurst przystało, więc uwierzyli, że jestem brytyjskim oficerem - opowiadał z charakterystycznym poczuciem humoru.

Gdy wrócił do Anglii, wojna w Europie dobiegała końca. Szalony Jack miał poczucie, że coś go ominęło. Nie czekając na rozwój wydarzeń, od razu zgłosił się na ochotnika do walk z Japończykami w Birmie. Ledwo jednak dotarł do Azji, a Amerykanie zrzucili bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki. Tokio skapitulowało. Brytyjczyk szykował się jeszcze na boje w Malezji, ale i tam szybko ogłoszono zawieszenie broni. - Gdyby nie ci cholerni Jankesi, moglibyśmy walczyć jeszcze z 10 lat - powtarzał potem kolegom. Nikt nie był pewien, czy to żart.

Na przekór śmierci w Jerozolimie

Po wojnie Churchilla nadal roznosiła energia. Zapisał się na kurs spadochroniarski i w 40. urodziny oddał swój pierwszy skok. W 1948 roku jako wicedowódca szkockiego batalionu lekkiej piechoty trafił do Palestyny, gdzie w bólach odradzał się właśnie Izrael. Kiedy arabscy nacjonaliści zaatakowali przejeżdżający przez Jerozolimę konwój medyczny, Churchill przez kilka godzin próbował osłaniać go z zaledwie dwunastką żołnierzy. Nieco później w podobnych okolicznościach przeprowadził ewakuację oblężonego szpitala i uniwersytetu na Górze Skopus. Wyprowadził stamtąd około 700 osób.

Następnym przystankiem w życiu bitnego Brytyjczyka była Australia. Pracował tam jako instruktor w jednej z akademii wojskowych. Na wielkiej wyspie poznał surfing, który stał się jego nową namiętnością - zaprojektował nawet własną deskę. W 1959 roku zakończył służbę i zatrudnił się jako cywil w ministerstwie obrony w Londynie. Na emeryturze żył już znacznie spokojniej, lecz nadal aktywnie: wiele czasu spędzał pływając parowym stateczkiem po Tamizie i bez przerwy wyszukiwał unikatowe makiety zdalnie sterowanych okrętów bojowych.

Ekscentrykiem pozostał wszakże do końca. Wracając do domu podmiejską kolejką, regularnie wyrzucał bagaż przez okno. Nigdy nie tłumaczył współpasażerom, że wagonik przejeżdża tuż obok jego ogródka, a jemu po prostu nie chce się nosić pakunków ze stacji. - Nie chełpił się swoimi wojennymi dokonaniami, ale chętnie o nich opowiadał zainteresowanym, zwłaszcza przy kieliszku wina - wspominał jeden z jego dwóch synów, Malcolm. - Domem kierowała jednak matka. We własnych czterech kątach ojciec doceniał przede wszystkim ciszę.

Jack Churchill poznał Rosamund Margaret Denny w Szkocji mniej więcej w tym samym okresie, gdy sfotografowano go z mieczem na plaży przy Inveraray. Przy wszystkich przygodach, miłość do żony pozostawała najtrwalszym elementem jego życia. Byli małżeństwa przez 55 lat, aż do jego naturalnej śmierci w 1996 roku.





Polski kierowca wyjaśnia sytuację z Niemcem

Niemiecka reklama VR

crossdressphyxia2018-07-11, 17:50
Chwyta za serce. Każdy zasłużył na miłe wspomnienia.

Jak łamać wroga

nowynick2018-06-26, 9:42
-30 stopni umierasz z zimna i głodu a Ruskie puszczają przez 24/7 komunikat


"co 7 sekund ginie niemiecki żołnierz, Stalingrad masowy grób"

Tykający zegar i ta muzyczka były w oryginalnym nagraniu

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem