📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 18:16

#morderstwo

Nawiedzony Dom (BYCZYNA OPOLSKIE)

konto usunięte2012-08-27, 14:53
5 kilometrów na północ od Byczyny znajduje się stary dom , z 1908 roku . 76 lat temu doszło w nim do brutalnych morderstw .. To było 18 sierpnia 1929 roku Henryk K***** wrócił do domu po obchodzie okolicznych lasów (prawdopodobnie był leśniczym)po czym pod wpływem alkoholu wszczął kłótnie z 34 letnią żoną ,sięgnął po strzelbę myśliwską po czym trafił ją najpierw w ramię a później w serce , na tym jednak się nie skończyło ..
Odciął żonie głowę i wrzucił do stajni gdzie wówczas trzymał świnie .. wtedy prawdopodobnie usłyszał płacz dziecka dobiegający z pokoju na wschód od wejścia , nie potrafił go uspokoić więc sięgnął po nóż i nim je uspokoił .. po tym jak doszło do niego co zrobił wszedł do góry po schodach , na strych , po czym przerzucił sznur przez drewnianą belkę .. rano znaleziono trzy ciała : Wisielca , dziecka z wydłubanymi oczami oraz kobiety którą pozbawiono głowy .. (Głowy nie znaleziono do dziś ) ..
Kolejne rodziny które wprowadzały się do tego domu szybko z niego rezygnowały , jak się później okazało widywano w lustrze kobietę która czesze swoje włosy , w kuchni odbywała się kilku-sekundowa kłótnia po czym głosy milknęły , spadały talerze a sztućce się wyginały, jednak najbardziej przerażający według tam mieszkających był płacz dziecka którego źródła nie dało się ustalić ..
Ostatnia rodzina uciekła z owej posiadłości około 20 lat temu pozostawiając wszystkie swoje rzeczy od zdjęć ,obrazów poprzez ubrania i sprzęt gospodarstwa domowego ..
dom musiał być opuszczany w pośpiechu .. do dziś nie wiadomo co widzieli ostatni mieszkańcy owego domu ..

Poniżej zdjęcia włącznie z ich prywatnymi rzeczami , które w pośpiechu zostawili na miejscu



Ta makabryczna zbrodnia wstrząsnęła całą Polską. W nocy z 13 na 14 czerwca 1997 r. na grupę młodych ludzi świętujących przy ognisku zdanie matury napadła banda uzbrojona w kije baseballowe. Przypadkową ofiarą bandy, której przewodziła 24-letnia Monika, był 19-letni Tomek. Zanim go zabito, przez kilkanaście godzin był przetrzymywany i torturowany.
Miał tyle planów, tyle marzeń przed sobą...
Tomasz wkraczał w dorosłość z wielkimi planami na przyszłość. Chciał projektować drapacze chmur. W tragiczny piątek zdawał pierwszy egzamin na wymarzoną architekturę na Politechnice Warszawskiej. Poszło mu bardzo dobrze. Absolwent klasy informatyczno-matematycznej w jednym z LO w Warszawie zdał wcześniej wzorowo maturę z matematyki. Zawsze konsekwentny i pracowity, zawsze pogodny i uśmiechnięty. Wyniósł z domu bardzo dobre wychowanie, które sprawiało, że wszyscy go lubili - zarówno koledzy, jak i nauczyciele.
Wieczorem 13 czerwca Tomek świętował z klasą przy ognisku zdanie egzaminu dojrzałości. Przed północą impreza wieńcząca licealny etap życia młodych została brutalnie przerwana przez pijaną grupę dresiarzy.
"Dajmy im nauczkę"
Polana w warszawskim Parku Młocińskim. Tutaj 13 czerwca 1997 r. klasa Tomka zorganizowała ognisko. Tomek jak zwykle poinformował wcześniej rodziców, gdzie będzie i o której godzinie wróci ze spotkania. Impreza rozpoczęła się o ósmej wieczorem. Bawiło się na niej ok. 30 osób. Piekli kiełbaski, śpiewali, rozmawiali o planach na przyszłość, studiach. Około godz. 23 miłą atmosferę spotkania klasowego zaburzyło pojawienie się bandy pijanych, młodych ludzi z Łomianek. Żel we włosach, ubrani w dresy i adidasy. Chcieli dołączyć się do ogniska. Któryś z maturzystów nieopatrznie kazał im dorzucić drzewa do ognia. Ta uwaga stała się przyczyną dalszej, tragicznej sekwencji wydarzeń. Dresiarze poczuli się urażeni, ale nie byli razem wystarczający "silni", aby odegrać się za ''zniewagę''. Planując zemstę, udali się do pobliskiego baru. Tam spotkali Monikę Sz. i jej trzech kolegów. Uzgodnili, że wspólnymi siłami dadzą nauczkę młodzieży z ogniska.
Tymczasem spotkanie maturzystów dobiegało końca. O północy na polanie pozostało już tylko około ośmiu osób, które zamierzały wracać nocnym autobusem jadącym w kierunku placu Wilsona. Reszta porozjeżdżała się samochodami. Nagle na polanę zajechały dwa samochody: polonez (w nim banda z Łomianek) i fiat 125 p (z grupą Moniki) - około dziesięciu osób wyskoczyło z aut. W rękach trzymali kije baseballowe.
Bili kogo popadnie
Maturzyści widząc zmierzającą w ich kierunku grupę dresiarzy jednoznacznie odebrali to jako napad. Natychmiast rozbiegli się po lesie. Kto mógł, chował się w kępach drzew. Bandyci szybko ich dogonili. Bili i kopali - po głowie, nogach i plecach. Używali kijów baseballowych i drągów znalezionych przy ognisku. Agresja napastników z każdą minutą narastała coraz bardziej. Pierwszą ofiarą był Konrad M. - został brutalnie pobity. Potem Jarosław K., przyjaciel Tomka, dostał kijem i butelką w głowę, napastnicy, zanim go okradli, kazali mu szczekać.
W pewnym momencie jeden z napastników rzucił hasło, aby rozbić zaparkowany nieopodal samochód, w którym znajdował się wówczas Marek G. z dziewczyną. Para nie należała do klasy Tomka. Chuligani zaczęli okładać samochód kijami baseballowymi, gaśnicą, deskami, wszystkim, co mieli pod ręką. Marek G., odjeżdżając w popłochu, uszkodził samochód jednego z napastników, to ich rozwścieczyło. Bandyci wpadli na pomysł, żeby złapać jednego z maturzystów, który wskaże im właściciela forda. Chcieli wiedzieć, kto uszkodził im samochód i kto zapłaci za odszkodowanie. Napastnicy wrócili na polanę, tam gdzie ukryła się reszta maturzystów. Wrzeszcząc, przeklinając, grożąc użyciem broni (później okazało się, że jej nie posiadali) chcieli zmusić ukrywających się maturzystów, by wyszli z kryjówki. Wtedy z przyczyn zupełnie niezrozumiałych z kępy drzew wyszedł Tomek...
Ktoś musi zapłacić okup
Po krótkiej gonitwie Tomek został szybko złapany i powalony na ziemię. Najpierw kijem baseballowym bił go Tomasz K., potem do katowania Tomka dołączyło się jeszcze dwóch innych napastników. Świadkowie słyszeli, jak Tomek krzyczał: "Przestańcie! Nie bijcie, nic wam nie zrobiłem! Oddam wam wszystko!".
Bandyci wcale nie zamierzali go wypuścić - sądzili, że Tomek zna właściciela forda. Chcieli za jego pośrednictwem lub wprost od niego wyegzekwować odszkodowanie. Zapadła decyzja o jego uprowadzeniu. Krwawiącego i pobitego Tomka bandyci wrzucili do bagażnika fiata, uderzając go przy tym klapą w głowę.
Kiedy maturzyści zorientowali się, że napastnicy odjechali, wyszli z kryjówek. Wszyscy byli w szoku, błądząc po lesie, szukali bezpiecznej drogi do domu. Zaczęli się rozpraszać. Początkowo nikt nie zauważył zniknięcia Tomka. W tym samym czasie Marek G.- właściciel forda - zawiadomił policję o brutalnym napadzie na polanie w Lasku Młocińskim.
Seks, picie i katowanie ofiary
Oprawcy przewieźli swoją ofiarę do mieszkania Moniki na warszawskim Bródnie. Tutaj kontynuowali libację, jedli, oglądali telewizję, uprawiali seks. W trakcie imprezy bandyci zabawiali się torturowaniem Tomka, robili to w sposób, jaki podpatrzyli na filmach. Bili Tomka kijem baseballowym, obcinali mu włosy, grozili tasakiem, przywiązywano chłopaka do kaloryfera. Około wpół do czwartej Tomkowi udało się dodzwonić do przyjaciela, Jarosława K., który kilka godzin wcześniej został brutalnie pobity na polanie. Tomek zapytał kolegę, czy z nim wszystko w porządku. Sam zdążył tylko powiedzieć, że kiepsko się czuje i nie może rozmawiać. Potem połączenie zostało przerwane...
Przez cały dzień, 14 czerwca, Tomek cierpiał niewyobrażalne męczarnie, bandyci nie przestawali go torturować i poniżać. Dla jego oprawców ważne było tylko odzyskanie pieniędzy. Kiedy katowany przez nich Tomek nie mógł powiedzieć, kto jest właścicielem forda, bo go nie znał, zażądano od niego telefonów i adresów do innych uczestników ogniska. Później wyszło na jaw, że w sąsiednim bloku mieszka rodzina Tomka. W obawie przed rozpoznaniem Monika podjęła błyskawiczną decyzję, co dalej zrobią z ofiarą. Chłopak jest dla nich niebezpieczny, bo może wskazać miejsce przetrzymywania. Bandyci przystąpili do makabrycznego finału zbrodni.
Plan Moniki
Mord na maturzyście został dokładnie zaplanowany. Tomasz K. dostarczył nóż i łopatę. Napełnili kanister benzyną. Monika Sz. kazała kupić sznurek. To ona będzie mózgiem tej zbrodniczej akcji, kierując nią do końca.
Ok. godz. 22 cała trójka - Monika Sz., Tomasz K. i Marek Sz. - wyprowadzili Tomka do samochodu, bosego i w koszuli swojej oprawczyni. Pojechali w znane sobie miejsce, samochód prowadziła Monika, która była najbardziej trzeźwa. Dziewczyna przez cały czas kontrolowała przebieg zbrodniczej akcji. Oprawcy zatrzymali się nad Kanałem Żerańskim w Białołęce. Kiedy mężczyźni kopali dół, Monika zagadywała Tomka w samochodzie. Potem to ona wskazała egzekutora: zabić ma Tomasz K. Mężczyźni wyprowadzili ofiarę do wykopanego dołu. Udręczony Tomek nie prosił o litość. "Dobij mnie" - to były ostatnie słowa wypowiedziane do kata. Tomasz K, zadał mu cztery śmiertelne ciosy w okolice serca. Monika sprawdziła, czy Tomek nie żyje, przydepnęła go butem, później odebrała nóż od Tomasza K. - 19-latka, który był pod jej wpływem i który opiekował się jej dziećmi.
"Wyrwaliśmy chwasta"
Ciało Tomka oblano benzyną i podpalono. Niedopalone zwłoki zasypano ziemią. Po powrocie do mieszkania libacja trwała nadal. Słabszy psychicznie Marek Sz. przyznał się koledze, który uczestniczył w maltretowaniu Tomka - Robertowi W.- co zrobili maturzyście. "Wyrwaliśmy chwasta" - powiedział. Potem cała trójka ukryła samochód, pozbyła się rzeczy Tomka, sprzątnęła mieszkanie. Na sam koniec pojechali na wycieczkę do Ciechanowa, rodzinnego miasta Moniki, gdzie wychowywały się jej dzieci.
Stracone godziny
W sobotę nad ranem rodzice Tomka złożyli zawiadomienie o zaginięciu syna. Ich niepokój wzmógł dziwny telefon około czwartej nad ranem. Rozmówczyni mówiła o uszkodzonym fordzie i dopytywała się, jakim samochodem chłopak przyjechał na ognisko, potem się rozłączyła. Rodzice Tomka natychmiast udali się na policję. - Pewnie upił się i śpi gdzieś z dziewczyną - usłyszeli od funkcjonariusza. Zdaniem pani Jadwigi, matki chłopaka, gdyby ich zgłoszenie potraktowano poważnie, chłopak mógłby żyć. Od momentu zgłoszenia do morderstwa upłynęło około 20 godzin. Na komendzie rodzice maturzysty spotkali kolegę syna, który powiedział im o napadzie na polanie. Pani Jadwiga zaczęła przeczuwać, że coś złego mogło spotkać jej syna.
Akcja pościgowa warszawskiej policji rozpoczęła się w sobotę wieczorem. Na ocalenie Tomka było już za późno, jego los dopełnił się w lasku nad Kanałem Żerańskim.
Przełom w dochodzeniu nastąpił w poniedziałek, 16 czerwca. Wtedy policja aresztowała Roberta W. - właściciela fiata 125 p. To on później przyznał się do pobicia i porwania Tomka oraz wskazał sprawców morderstwa. Wieczorem tego samego dnia aresztowano kolejne trzy osoby, w tym Monikę Sz. W środę, 18 czerwca, w lasku nad Kanałem Żerańskim odnaleziono zwłoki chłopaka, zakopane kilkadziesiąt centymetrów pod ziemią. Policjanci, którzy uczestniczyli w odkopaniu zmasakrowanego ciała, powiedzieli później, że w czasie swojej wieloletniej służby nie widzieli jeszcze takiego okrucieństwa, jakie zostało zadane ofierze.
Monika - królowa zbrodni
Bestialskie zabójstwo Tomka wzburzyło opinię publiczną. Mordercami byli młodzi ludzie, dotychczas niekarani (19-letni Tomasz K., 34-letni Marek Sz.) Całą akcją kierowała 24-letnia Monika - matka trójki dzieci, którą media okrzyknęły później ''królową zbrodni''.
Sposób popełnienia morderstwa, okrutne tortury, jakie zadano ofierze, unaoczniły potworną demoralizację i psychopatię sprawców. Z kolei przywódcza rola Moniki w tej makabrycznej zbrodni przez kolejne lata będzie analizowana jako jeden z najbardziej szokujących przykładów rosnącej agresji wśród młodych kobiet. Morderstwo Tomasza wpisuje się w czarną serię zbrodni popełnianych przez gangi młodych ludzi. Parę miesięcy wcześniej całą Polską wstrząsnęło morderstwo Michała Ł. w Krakowie. Wybitnie uzdolniony student matematyki Uniwersytetu Jagiellońskiego został zatłuczony kijem baseballowym na śmierć przez dwóch niepełnoletnich sprawców - uczniów szkoły zawodowej. Wkrótce kij baseballowy stał się w całym kraju symbolem bezsensownej agresji.
23 czerwca 1997 r. ulicami Warszawy przeszedł czarny marsz w proteście przeciwko przemocy. Około czterech tysięcy osób oddało hołd Tomaszowi. Wśród nich była jego rodzina, znajomi, koledzy z klasy, świadkowie dramatycznych wydarzeń na polanie. Na czele pochodu niesiono czarny transparent: "Tomek nie żyje, bestialsko zamordowany bez żadnej przyczyny".
W latach 1995-98 w różnych miastach Polski zorganizowano łącznie ponad 20 protestów przeciwko rosnącej przemocy i agresji w społeczeństwie.
Wzajemne obwinianie się oskarżonych
W maju 1998 roku przed stołecznym Sądem Wojewódzkim ruszył proces oskarżonych o zabójstwo Tomka. Na ławie oskarżonych siedziało dziewięć osób. Trójce z nich: Monice Sz., Tomaszowi K. i Markowi Sz. prokurator zarzucił dokonanie zabójstwa, pozostałym sześciu oskarżonym zarzucono m. in. udział w rozboju, uprowadzenie, niepowiadomienie o zabójstwie. W charakterze oskarżycieli posiłkowych występowali rodzice zamordowanego maturzysty. Na każdej rozprawie przybywała tłumnie publiczność, w tym liczna grupa dziennikarzy, rodzina oraz znajomi zamordowanego. Sprawa, która wstrząsnęła Polską, w wyjaśnieniach oskarżonych, zeznaniach świadków i rodziców zabitego unaoczniła przerażające okrucieństwo zadane Tomkowi, męczeństwo jego ostatnich godzin życia, niewyobrażalną tragedię, jaką przeżywali jego rodzice.
Na większości rozpraw Monika Sz. nie pochylała głowy, siedziała wyprostowana, nie unikała kontaktu wzrokowego z matką Tomka, panią prokurator, publicznością. W złożonych przed sądem wyjaśnieniach mówiła, że była ofiarą silniejszych mężczyzn. Współoskarżeni mieli ją straszyć, że coś złego stanie się jej dzieciom, jeden z nich miał zgw🤬cić ją lokówką. Dlatego nie przeciwstawiała się aktom przemocy dokonanym na Tomku. Stanowczo zaprzeczała twierdzeniom współoskarżonych - Marka Sz. i Tomasza K., że to ona była inicjatorką i kierowała całą akcją. Przez cały proces nie przyznała się do udziału w zabójstwie. Twierdziła, że nie wiedziała, że zabito Tomka, miała dowiedzieć się o tym dopiero na komendzie.
Według opinii psychologa złożonej przed sądem, Monika Sz. miała ponadprzeciętną inteligencję, seksuolog podkreślał jej nietuzinkową, dominującą osobowość. Według biegłych nie była ona typem ofiary.
Przed sądem do zabójstwa przyznał się Tomasz K.- to on zadał ofierze śmiertelne ciosy nożem. Prosił rodziców Tomka o przebaczenie. Natomiast Marek Sz. - trzeci współoskarżony o zabójstwo - przed sądem przyznał się tylko do uprowadzenia i przetrzymywania Tomka w mieszkaniu Moniki i do tego, że był na miejscu zbrodni. Podtrzymywał swoje wcześniejsze wyjaśnienia, że to Monika Sz. miała być organizatorką zbrodni. Według niego i Tomasza K., Monika była odpowiedzialna także za śmierć innej kobiety. Później wszczęto osobne dochodzenie w sprawie uprowadzenia Anety D. przez Monikę zakończone aktem oskarżenia. W 2003 r. sąd rejonowy w Otwocku (sąd I instancji) w wydanym wyroku uznał Monikę Sz. współwinną porwania Anety D. Ciała zaginionej w 1995 r. byłej przyjaciółki Moniki nigdy nie odnaleziono.
To nie zemsta, to sprawiedliwa kara
Wyrok sądu I instancji w sprawie zabójstwa maturzysty, który transmitowało kilkanaście stacji telewizyjnych i radiowych, został ogłoszony 19 listopada 1998 r. Główni oskarżeni w sprawie zostali uznani winnymi zabójstwa Tomasza. Według sądu Monika Sz. była "mózgiem zbrodniczej akcji" i została skazana na dożywocie, Tomasz K. był "wykonawcą zadania" - w jego przypadku również orzeczono dożywocie. Zdaniem sądu odpowiedzialnym za zabójstwo Tomka był też Marek Sz. W wyniku zastosowanego wobec niego nadzwyczajnego złagodzenia kary (ujawnił informacje istotne dla sprawy) został skazany łącznie na 15 lat pozbawienia wolności.

Autor: Joanna Zajączkowska

Za serwisem Onet z dn. 28.06.2011 r.

Miejsce zbrodni



Niestety zdjęć dużo nie ma. Tylko z wizji lokalnej pare, nic ciekawego.




Co ciekawe jeden z oskarżonych wyszedł po 10 latach i zgw🤬cił 14-to latkę.

wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,6263704,Oprawca_Tomka_Jaworsk...
[/size]
Czyli z serii: "Czarni to uczciwi i praworządni ludzie..."
Cytat:

To jak scenariusz do najgorszego horroru. W RPA rozegrał się dramat, który wstrząsnął całym krajem. Trzech mężczyzn brutalnie zamordowało trzyosobową rodzinę. Chłopca ugotowali żywcem w wodzie. Jego matkę, zanim zamordowali, brutalnie zgw🤬cili. Ojca zastrzelili. Nie oszczędzili nawet psa, któremu bezlitośnie rozpruli brzuch.

Policja podejrzewa, że do zabójstwa doszło z zemsty. Trzej mężczyźni, którzy są sprawcami tej ohydnej zbrodni, byli bowiem pracownikami rodziców chłopca. Podobno czuli się źle potraktowani przez jego matkę, Geraldine Vienę (+ 42 l.).

Zakradli się więc do jej domu z bronią, kijami bejsbolowymi i maczetami. Jej męża Tonyego Vienę (+ 53 l.) zastrzelili z zimną krwią strzałem w głowę. Ją samą kobietę, zanim zabili, zgw🤬cili. Na koniec zostawili sobie syna. Wiedzieli, że jeśli go oszczędzą, rozpozna ich w sądzie. Związali więc 12-latka i ugotowali w wannie z ukropem. Na końcu zabili psa i obrabowali dom.

Zabójcy to Sipho Mbele (21 l.), David Motaung (20 l.) i Patrick Petrus Radebe (24 l.). Już zostali złapani przez policję i trafili do więzienia. Podczas rozprawy na ich twarzach nie rysowało się ani poczucie winy, ani żal. Uśmiechali się opowiadając o swojej zbrodni.

Źródło
Wiadomo, co z nimi powinni zrobić

Jak giną ludzie?

0statniSprawiedliwy2012-07-07, 0:05
Nie ma odpoczynku od szkoły



Trzeba dbać o szare komórki, żeby się ostały przez 2-3 miesiące chlania

J.H.Dąbrowski, wracając ze swoich rodzinnych stron koło Bochni, poślizgnął się przy wysiadaniu z powózki na podjeździe pałacu w Winnej Górze, w wyniku czego otwarła sie mu zadawniona rana na nodze - co wywołało gangrenę...

***

Zabójca króla Francji Henryka IV został podczas egzekucji "niezaplanowanie" rozerwany na części przez tłum widzów, a następnie te części zostały dosłownie pożarte przez tłum. "Kąski" były ofiarowywane oglądającym egzekucje Polakom, ale oni odmówili, czym wzbudzili nieprzychylność paryżan. Widział to wszystko Jakub Sobieski ojciec Jana, późniejszego króla.

***

Bolesław Śmiały, po tym, jak skazał na śmierć biskupa krakowskiego Stanisława,musiał uciekać na Węgry. Umarł jako mnich-pokutnik,w tamtejszym klasztrorze w Osjaku

***

Makabra: egzekucja Jerzego Dozsy, przywódcy powstania węgierskich chłopów w 1514 roku. Ranny w bitwie pod Timisoarą, wzięty do niewoli, na rozkaz Jana Zapolyi został spalony żywcem na rozpalonym żelaznym tronie, a następnie... zjedzony przez swych współtowarzyszy (w wypadku odmowy groził im ten sam los)

***

Kazimierz Wielki spadł z konia i złamał nogę. Wdało się zakażenie i król umarł.

***

Nie najlepiej skończył "bohater" dymitriad - Dymitr I, którego Rosjanie najpierw spalili, a potem jego prochy wystrzelono z armaty w kierunku Polski, aby wracał skąd go przysłano...

***

Król Grecji Aleksander zginął w 1920 r. zabity przez swoją małpkę

***

Książe Filip,francuski następca tronu został przygnieciony przez własnego konia, który potknął się o świnie. Wtedy król zabronił wyprowadzania świń na paryskie ulice.

***

Prezydent USA William Henry Harrison umarł z powodu... swojego przemówienia. Gadał tak długo, że zaziębił się biedaczek i wkrótce potem zmarł...

***

Jeszcze jedna historia o chciwym konkwistadorze Pedro de Valdivii. Schwytany przez Araukanów został nadziany na pal, serce wycięto i zjedzono, ale pierwej nalano mu do gardła rozpalonego złota aby nasycił się tym, czego tak chciwie pożądał.

***

Pierwszy elekcyjny król Polski - Henryk Walezy, zginął na wychodku, zasztyletowany przez szalonego mnicha. Nim zginął zdążył krzyknąć "Zabijcie go!" i jego straż to właśnie z mnichem uczyniła.

***

A nikt nie wspomniał o tym, że Attyla, przywódca Hunów i postrach całej Europy zmarł w młodym wieku w noc poślubną. Rzekomo zapił się tak, że dostał krwotoku z nosa i zadusił się własną krwią.

***

Ryszard Lwie Serce zginął z rąk jednego z panów francuskich, gdy Ryszard przybył do jego posiadłości po nowo odkryte złoto. Sprytny możny ustrzelił Ryszarda z kuszy. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że tuż przed śmiercią Ryszard Lwie Serce pogratulował listownie swojemu zabójcy świetnego strzału.

***

Król Sparty, Pauzaniasz, dowódca spod Plateji, miał zostać zabity w swoim rodzinnym polis. Skrył się w świątyni, gdzie go zamurowano. Pierwszą cegłę położyła matka Pauzaniasza.

***

Kazimierz II zwany Sprawiedliwym w końcu XII wieku umarł z powodu... nadużycia alkoholu. Po prostu zachlał się na śmierć.

Dosyć nietypową śmiercią zginął baron Ungern von Sternberg. Otóż na kilka sekund przed rozstrzelaniem połknął swoje odznaczenie bojowe - Krzyż Świętego Jerzego.

***

Fryderyk Nietzsche doznał ponoć załamania nerwowego widząc, jak ktoś bije batem konia. Nigdy po tym wydarzeniu nie odzyskał już świadomości, więc można powiedzieć że go to zabiło.

***

Heraklita z Efezu zjadły psy. Według legendy był tak brudny, że jego własne psy nie poznały go i zagryzły na śmierć. Ale nie ma co się spierać, bo to tylko legenda.

***

Ryszard Siwiec podpalił się w ramach protestu przeciwko wkroczeniu polskich wojsk do Czechosłowacji w 1968 roku.

***

A ja słyszałem o Krzysztofie Arciszewskim: przewidział, że jego zwłoki nie zostaną na cmentarzu złożone. I rzeczywiście, w chwili pogrzebu w zbór uderzył piorun. Kościół spłonął, a z nim zwłoki naszego genarała artylerii.

***

Podobno do Jana Filipa Rousseau, gdy ten leżał na łożu śmierci, przyszedł ksiądz, by udzielić ostatniego namaszczenia. Po tym zaczął śpiewać umierającymu pieśń żałobną. Rousseau miał wtedy powiedzieć : "Jak można tak fałszywie śpiewać?". Po czym zmarł.

***

Ostatnie słowa Woltera brzmiały : "To nie najlepszy czas, na robienie sobie wrogów". Tak odpowiedział na pytanie księdza, czy ten wyrzeka się diabła.

***

Siódmy Prezydent Republiki Francuskiej, Współksiąże Andory Félix Faure zmarł w trakcie sprawowania urzędu, w wieku lat 58. Stało się to 16 lutego 1899 roku. Faure stał sobie w swoim gabinecie, oparty plecami o ścianę, a między jego nogami klęczała naga, 20 letnia Marguerite Steinheil. To co robiła, przyprawiło Prezydenta Republiki o atak apopleksji

***

Może to nie śmierć...ale to okropne.

Książę czeski Udalryk, działając z inspiracji Rychezy, uwięził Mieszka II Lamberta i jako karę za zdradzenie jego córki kazał wykastrować władcę poprzez ściśnięcie genitaliów skórzanym rzemieniem. Kastracja ta sprawiła, iż Mieszko miewał od czasu do czasu chwile przemijającego obłędu

***

Jak umarł Chodkiewicz, to żołnierze nic o tym nie wiedzieli i nie chcieli walczyć, dopóki nie zobaczą wodza. I ktos wystawił jego ciało przez okno i pomachał jego reką i żołnierze walczyli

***

"Ciekawą" śmierć miał Dymitr "Bajda" Wiśniowiecki: sprzedany do niewoli tureckiej powiesili go na haku i tak wisiał przez trzy dni. Dopiero wtedy zaczął przeklinać Mahometa - i Turkowie go zabili.

***

Gen. Sedgewick, który zagrzewał do walki swoich żołnierzy (ponoć chowających się przed strzelcem wyborowym), mniej więcej takimi okrzykami: "wstyd mi za was! dorośli mężczyźni chowający się przed jedną kulką! przecież to jasne, że nawet słonia nie trafiliby z tej odleg..." w tym momencie niestety został postrzelony w głowę.

***

Król Francji Henryk II uwielbiał turnieje rycerskie. Kapitan jego własnej Gwardii Szkockiej trafił go kopią tak nieszczęsliwie, że przebił się przez ochronny hełm prosto do mózgu. Król zmarł parę godzin później. Ponoć tę śmierć przepowiedział Nostradamus i tak zaczęła się jego kariera

***

Jedną z ciekawszych śmierci miał król Anglii Karol II. Gdy w 1685r. dostał jakiegoś ataku wezwano dwunastu medyków, którzy rozpoczęli kurację. Najpierw upuścili władcy całą kwartę krwi, następnie za pomocą środków wymiotnych i lewatywy usunęli płyny ustrojowe. W następnych dniach ogolili królowi głowę i przypalali ją gorącym żelazem, napełniali nos tabaką i oklejali jego ciało gorącymi plastrami, które następnie zdzierali. Kiedy nic nie skutkowało zastosowali ostateczne środki i wydrążyli królowi otwory w głowie.
Takiej kuracji biedny król nie wytrzymał.

***

Gen. Albert Syd Johnson w czasie bitwy o Shiloach został ranny kulą ,która przerwała tętnicę kolanową. Aby zatamować upływ krwi należało założyć opaskę uciskowa powyżej rany, jednak żaden ze sztabowców takiej nie posiadał, a także nie umiał zaimprowizować. Wszyscy stanęli nad umierającym generałem i patrzyli jak konał z upływu krwi. Kiedy składano zwłoki znaleziono opaskę w kieszeni munduru zmarłego.

***

Gdy w 1492 roku śmiertelnie zachorował papież Innocenty VIII medycy zalecili przetoczenie krwi. Poproszono trzech zdrowych młodzieńców (bodajże mnichów), z których spuszczono krew i wtoczono ją do sześćdziesięcioletniego ciała pontyfika. Innnocenty oczywiście nie przeżył eksperymentu (był to pierwszy historycznie potwierdzony przypadek transuzji krwi). Żaden z młodzieńców również.
Dzieje papieży to skarbnica "dziwnych" śmierci.

***

Filozof grecki, Chryzyp widząc jak nieporadnie jego osioł próbuje zrywać z drzewa figi, umarł ze śmiechu w 207 r. p.n.e.

Pomoc w realizacji marzeń

Swirussss2012-07-04, 19:52
Jeden dzieciak powiedział mi, że chce być jak batman. Odpowiedziałem, że mogę pomóc.

Pozbyłem się jego rodziców.

Metamorfoza

konto usunięte2012-03-16, 19:13
Już wiecie w kogo strzelać. Jaka metamorfoza o.0



Powiedzenie

konto usunięte2012-02-05, 18:12
Co czujesz jako pierwsze, kiedy zabijasz niewinnego człowieka?
- Odrzut strzelby

Głuchoniemy przyszedł na policję

konto usunięte2011-08-01, 15:18
Kraśnicki sąd aresztował dzisiaj Dariusza Ż., podejrzanego o zamordowanie swojej matki. Głuchoniemy mężczyzna sam przyszedł na policję i na kartce napisał "zabiłem matkę”.
76-letnia kobieta zginęła 28 lipca od uderzeń kijem. Następnego dnia na policję przyszedł jej syn Dariusz. Mężczyzna jest głuchoniemy. Na kartce napisał "zabiłem matkę”. Policjanci pojechali do jego domu. Znaleźli zwłoki kobiety.

- Na przesłuchaniu przyznał się do zabójstwa – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

dziennikwschodni.pl
Dziesięcioletnia dziewczynka udusiła się, gdy rodzina za karę zamknęła ją w małej skrzyni i zostawiła na noc. Policja aresztowała czworo bliskich ofiary - podaje serwis internetowy dziennika "Daily News".

Tragedia rozegrała się kilka tygodni temu w Phoenix w Arizonie. Początkowo rodzina twierdziła, że był to nieszczęśliwy wypadek i dziecko zmarło podczas zabawy w chowanego. Jednak policyjne śledztwo odkryło przerażające praktyki, które odbywały się w domu dziewczynki.

Okazało się, że 10-latka, która mieszkała ze swoją babcią, ciocią i dwojgiem pełnoletnich kuzynów, była poddawana szokującym karom. Za dziecięce przewinienia rodzina zmuszała ją do męczących ćwiczeń fizycznych w upale, jedzenia psich odchodów i spania pod prysznicem. Również zamknięcie jej w małej skrzyni było karą za wzięcie bez pozwolenia loda z zamrażarki.
Zmęczone wyniszczającymi ćwiczeniami dziecko udusiło się w kufrze głębokim na 30 centymetrów i mającym zaledwie niecały metr długości oraz 35 centymetrów szerokości. W tym czasie jej rodzina beztrosko spała.
Do zamknięcia 10-latki przyznali się kuzynowie, policja postawiła im zarzuty morderstwa. Babci oraz ciotce dziewczynki (która była jej legalnym opiekunem), które przyznały się, że w przeszłości również zamykały ją w skrzyni, postawiono zarzuty m.in. znęcania się nad dzieckiem - pisze "Daily News".

W niektórych rodzinkach klaps w dupę nie wystarcza.

[ Komentarz dodany przez: angel: 2011-07-30, 18:48 ]
źródło

Jaka może być kara za... ?

konto usunięte2011-03-31, 13:26
Ja was przepraszam ale mnie to rozśmieszyło bo już przeszedłem podobny chrzest

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem