
Brutalność Policji
Mudżin zły, mudżin zabił.
Przepraszam trochę wypity jestem.

Z zapisu przesłuchania Pawła Tuchlina:
- Znaczy, odpychała się?
- Tak, później mnie tak odepchnęła i mówi, co pan tu tego i tak jakby chciała uciekać...
- Tak, co dalej?
- Wtedy ją uderzyłem…
- Czym, czym podejrzany ją uderzył?
- Wtedy uderzyłem...
- No ale czym? Przecież podejrzany wie doskonale, że nie ręką?
- ... (milczenie)
- No ale kiwanie głową to nic nie daje, czy to prawda, że nie ręką?
- Prawda...
- No więc czym?
- Jak mówiłem… młotkiem…
- A ile podejrzany uderzeń zadał ofierze?
- To się nigdy nie liczy... ręka sama chodzi…
Tutaj Inny przykład:
"...Wyciągnął wówczas szybko swój nóż i zadał gospodarzowi śmiertelne ciosy w szyję, płuca i serce, po czym rzucił Jana Miazka (ur. 24 maja 1960, zm. 8 stycznia 1991)na wersalkę. Zwłoki Jana Miazka zostały odnalezione z prawie odciętą głową od tułowia.
Następnie poszedł do kuchni, w której zastał półtoraroczną Monikę, córkę Miazków. Posadził dziecko na krześle, po czym wyszedł na podwórko. Wszedł następnie do obory, w której zauważył światło. W oborze zastał żonę Jana, Annę (ur. 21 października 1968, zm. 8 stycznia 1991) trzymającą na ręku 3-letnią córeczkę Agnieszkę (ur. 29 czerwca 1987, zm. 8 stycznia 1991) i upośledzonego brata Anny, 16-letniego Grzegorza Stachowskiego. W sposób wulgarny oświadczył Annie, że ich pieniądze są mu już niepotrzebne, ale lepiej niech wezwie pogotowie do swojego męża. Wówczas przerażona Anna zaczęła krzyczeć, co zdenerwowało Mazura. Według niego zamachnął się i "chlasnął" kobietę w twarz, zapomniał jednak, że w dłoni trzymał nóż. Kobieta odruchowo zasłoniła się dzieckiem, którego szyja została przecięta od machnięcia nożem. Krzyczącą z przerażenia kobietę ugodził nożem w serce, następnie zadał jeszcze kilkanaście ciosów zarówno Annie Miazek jak i trzymanej ciągle przez nią na rękach Agnieszce. Obrażenia zadane czterocentymetrowej szerokości nożem okazały się śmiertelne dla żony Jana Miazka. Brat Anny, Grzegorz ruszył z widłami w rękach w kierunku Mazura na pomoc siostrze. Mazur rzucił w niego nożem trafiając prosto w serce (umiejętność rzucania nożem ćwiczył od młodych lat) po czym zaczął głową nieprzytomnego chłopaka uderzać o ścianę. Według Mazura próbował tylko wyrwać tkwiący głęboko w ciele nóż. Osuwającemu się na ziemię Grzegorzowi zadał jeszcze kilkanaście ciosów nożem. Ponieważ mała Agnieszka ciągle płakała, uderzył więc główką dziecka o ścianę powodując rozległe obrażenia tyłu głowy, następnie zadał kilka ciosów nożem w klatkę piersiową i szyję by na koniec rzucić dziecko o ziemię powodując m.in. pękniecie czaszki ofiary. Opuszczając miejsce zbrodni zapalił papierosa i rzucił zapalona zapałkę. Niedługo później zabudowania gospodarskie stanęły w płomieniach..."
Scotswood, biedne przedmieścia Newcastle, to w dużej mierze pozbawione zieleni monotonne ulice z szeregami ciasnych ceglanych domów, na których dziesięciolecia rewolucji przemysłowej pozostawiły osad węglowego pyłu.
Martin Brown miał cztery lata. W ciepłe majowe popołudnie grzebał sobie w ziemi na podwórku. Mniej więcej kwadrans po trzeciej zniknął z oczu opiekunom. O wpół do czwartej trzech wyrostków zbierających drewno znalazło jego ciało przecznicę dalej, w zrujnowanym domu przeznaczonym do rozbiórki.
Dziecko leżało pod oknem, wpatrując się szklistym wzrokiem w sufit, po policzku i brodzie spływała mu krew ze śliną. Przerażeni chłopcy zaalarmowali pracujących na budowie robotników. Mężczyźni pamiętali Martina, tego samego dnia rano częstowali go herbatnikami, kiedy przyszedł pooglądać koparkę. Próbowali reanimować malca, ale bez rezultatu, ktoś pobiegł zadzwonić po policję.
Na chodniku przed domem kręciły się dwie dziewczynki, zaglądały przez okna i koniecznie chciały dostać się do środka, ale je przegoniono. Dziesięcioletnia Mary Bell i jej przyjaciółka Norma poszły więc do ciotki małego Browna powiedzieć, że zdarzył się wypadek i chyba chodzi o Martina i że "wszędzie było pełno krwi".
- Pokażę ci, gdzie to jest - zaproponowała Mary zszokowanej kobiecie.
Reszta artykułu i opisów zabaw małej sadystki pod adresem ->> Słodka Mary Bell
21-letni Pankaj Kishore Karotia właśnie miał zabrać swoją narzeczoną z wesela do domu rodziców, gdy jego wuj wyciągnął broń - na którą miał pozwolenie - i wystrzelił kilka razy w powietrze. Gdy zmieniał magazynki broń przypadkowo wystrzeliła, trafiając pana młodego w głowę.
Przyjęcie weselne właśnie dobiegało końca, gdy doszło do tragedii. Panna młoda czekała w samochodzie na ukochanego, gdy zginął.
Ojciec pana młodego powiedział, że wuj był "podniecony i radosny" i chciał jeszcze raz wystrzelić w powietrze, żeby zakończyć świętowanie. Został zatrzymany i oskarżony o morderstwo.
gazeta.pl