👾 Zmiana domeny serwisu - ostatnia aktualizacja: 2025-07-22, 21:51
📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 10:59

#morderstwo

OSTATNIA KS W POLSCE

JoSeed 2025-07-25, 20:27
Kiedy wykonano wyrok na naszym dzisiejszym bohaterze „rytuał” miał miejsce po raz ostatni. ..
Najpierw 7 grudnia 1989 roku sejm ogłosił amnestię zamieniającą skazanym na śmierć wyroki na 25 lat więzienia. Później obowiązywało w kraju moratorium na wykonywanie kary śmierci. Wreszcie została ona zniesiona w nowym kodeksie karnym z 1997 roku.

Opiszę dziś kim był ostatni klient polskiego kata i jak wyglądała ostatnia egzekucja. Posiłkuję się głównie dwiema pozycjami:



ANDRZEJ CZABAŃSKI

W niektórych źródłach przedstawiany również jako Stanisław Czabański - urodził się w listopadzie 1959 roku w Tarnowie. Mężczyzna razem ze swoim młodszym bratem Pawłem dorastali w dysfunkcyjnym domu. O ile mama chłopców, pani Krystyna dbała o rodzinę i kochała swoich synów to pan Czabański wykazywał zachowanie przemocowe. Miał on problem z alkoholem, który wpływał na atmosferę w domu, często wszczynał awantury, nierzadko podnosił rękę na swoich bliskich, zdarzało się że bił Andrzeja po głowie gołą ręką. Czabański Senior miał kolekcję siekier, która wzbudzała w domownikach strach i niepewność, nie wiedzieli kiedy pijany pan domu może jednej z nich użyć…
W szkole uczył się raczej słabo, był nerwowym chłopcem, który często dokuczał kolegom. Nauczyciele mieli z nim sporo problemów.
Nie wykazywał również przyjaznych uczuć w stosunku do swojego młodszego brata Pawła, potrafił zamykać go w pokoju na klucz na długie godziny i wypuszczał dopiero wtedy gdy rodzice wracali do domu z pracy.
Andrzej był nadmiernie pewny siebie, lubił rozrywkowy tryb życia, miał wielu znajomych choć nigdy żaden z nich był przyjacielem. W wieku 15 lat zaczął już pić alkohol choć później w dorosłym życiu raczej go nie nadużywał. W 1974 roku za włamanie do piwnicy sąsiada dostał opiekę kuratorską.

Udało mu się ukończyć zawodówkę, zdobył zawód kierowca-mechanik. Najpierw zarabiał na życie w przedsiębiorstwie handlu wewnętrznego, a później w zakładzie remontowo-budowlanym szpitala w Tarnowie. Był taksówkarzem, naprawiał samochody. Zwykły, spokojny człowiek...

ŻONA
W 1977 roku Andrzej poznał Teresę, swoją przyszłą żonę, Oświadczył się jej już po pierwszym spotkaniu. Kobieta na początku nie zgodziła się bo uważała Andrzeja za zbyt zazdrosnego.
Andrzej odbywał w międzyczasie zasadniczą służbę wojskową. W tym czasie niemal codziennie czas pisał do Teresy listy, wyznawał w nich swoją miłość, obiecywał zmianę. W 1980 roku para wzięła ślub, a noc poślubna była dla nich wyjątkowa ponieważ to właśnie wtedy Teresa i Andrzej współżyli ze sobą pierwszy raz. W niedługim czasie małżeństwo doczekało się potomka, Andrzej okazał się troskliwym, kochającym ojcem. Jednak w małżeństwie zaczęło się coś psuć… Chodziło o potrzeby seksualne mężczyzny, które z dnia na dzień były coraz większe, zaś dla żony seks nie miał tak dużego znaczenia. Andrzej zaczął więc szukać możliwości zaspokajania swoich potrzeb gdzie indziej.


MARZENIE

Andrzej oprócz zdrad małżeńskich skrywał jeszcze jeden sekret, chyba największy. Odkąd pamiętał kochał się w Iwonie Nowak, swojej dawnej sąsiadce z rodzinnego domu przy ulicy Skowronków. Nie przeszkadzało mu to, że jest od niego starsza o 16 lat.
Iwona miała męża Sławomira, który na co dzień pracował w Stanach Zjednoczonych, regularnie przesyłał dolary i prezenty rodzinie. Jego żona oraz 2 córki mogły dzięki temu żyć na wysokim poziomie w Polsce. Iwona była kobietą z klasą, bardzo zadbaną. Miała z mieszkańcami swojego bloku dobre relacje, zaliczała się do osób wesołych.
Jednak Iwona zwierzała się znajomym, że Andrzeja Czabańskiego nie lubiła szczególnie… Na jego widok miała dostawać ataków nerwowych.
Sąsiedzi wiedzieli, że młody Czabański podkochiwał się w sąsiadce, jasno pokazywał, że miał na jej punkcie świra. Nie bez przyczyny tak często nawet i po ślubie odwiedzał swoją matkę, która mieszkała nad Nowakami.
Iwona dobrze znała się z panią Krystyną Czabańską, często spotykały się przed blokiem i siadały na ławce, by porozmawiać. Przy kolejnym wspólnym spotkaniu pod blokiem Czabańska chwaliła się Iwonie, że ma kolejny powód do radości ponieważ po raz kolejny zostanie babcią…

MORDERSTWO
9 czerwca 1984 r. Andrzej Czabański odwiózł żonę na porodówkę, na ten dzień przypadł poród drugiego dziecka. Gdy wrócił, zaczął pić z kolegami. Około godz. 1 w nocy – zeznał potem w śledztwie – poczuł ochotę na seks. Pomyślał, że odwiedzi swoją miłość...
Zapukał do kobiety. Kobieta jest zdziwiona wizytą mężczyzny o tak późnej porze, w dodatku widzi, że jest mocno pijany.
Ten jednak uspokaja ją i mówi, że dzwoni jej mąż z Chicago i musi jechać na pocztę by mogła z nim porozmawiać. Andrzej oferuje jej, że ją tam zawiezie. Iwona jest przejęta, nie miała kontaktu z mężem od bardzo dawna, a wiadomość, że czeka na linii ucieszyła ją. Pojechali razem. Oczywiście, żadnego telefonu nie było, Czabański po długim obwożeniu Iwony po bezdrożach wyznał, że chodziło mu o seks.
Kobieta odmówiła, próbowała oddalić się od samochodu.
Wściekły Czabański pchnął Iwonę na ziemię, uderzał wielokrotnie pięściami, dusił. Jedne źródła podają, że doszło do gw🤬tu, Kirzyński w swej książce twierdzi, że nie było gw🤬tu, gdyż sprawca nie osiągnął erekcji.
Tak czy siak, Czabański posługując się podnośnikiem do samochodu oraz kluczem do kół strzaskał kobiecie czaszkę. Uderzenia były tak silne, że tkanka mózgowa i elementy kości czaszki były rozrzucone wokół ciała. Lekarz w czasie sekcji naliczył 27 ran głowy.
Po stwierdzeniu, że kobieta nie żyje Andrzej przeciągnął zwłoki w głąb pola skradł ofierze złote kolczyki.
W samochodzie zmienił ubranie i pomyślał, że córki Iwony, które widziały jak mama z nim wychodzi, będą szukać matki...

W czasie kiedy zabijał - narodziło się jego drugie dziecko.

USIŁOWANIE MORDERSTWA
Czabański ok 5.00 nad ranem wraca na ulicę Skowronków, do mieszkania Nowaków. Drzwi otwiera mu 18-letnia Daria, którą po krótkiej rozmowie atakuje i próbuje udusić krawatem. Dziewczyna krzyczy, zanim traci przytomność, wtedy młodsza Emilia biegnie siostrze na pomoc. Czabański uderza ją z całych sił. Gdy dziewczynki zaczynają krzyczeć, przestraszony morderca ucieka oknem...
Andrzej następnie kieruje się do swojej babci, która mieszka pod Tarnowem i tam, na podstawie zeznań obu dziewcząt, zostaje aresztowany.


PROCES

Andrzej Czabański w trakcie przesłuchań przyznaje się do winy - do zamordowania Iwony Nowak oraz usiłowania zabójstwa jej córek. Wskazuje śledczym miejsce porzucenia ciała.
Poproszono o opinię biegłych psychiatrów oraz seksuologów, m.in. prof. Starowicza.
Z wniosków biegłych:
(... )" Oskarżonego cec🤬je przeciętna inteligencja, jest społecznie przystosowany choć dosyć zdystansowany i powściągliwy, izoluje się, unika spotkań towarzyskich, nie posiada szerszych zainteresowań. Jest niezdolny do refleksji, przypisuje sobie zaburzenia psychiczne choć nie ma w tym potwierdzenia. Skarży się na bóle lewego ucha, twierdzi, że ktoś chce go otruć, domaga się badań i chce by ktoś sprawdził czy na pewno dostaje właściwe leki. Jego zdaniem Iwona Nowak była zaangażowana w ich relacje. O żonie natomiast wypowiada się, że najczęściej była zmęczona i nie chciała spełniać jego fantazji musiał szukać więc spełnienia gdzie indziej, jednak nie czuł nic do innych kobiet, była to tylko chęć wyżycia się" (...)

Czabański został uznany za zdrowego psychicznie, nie cechowała go żadna dewiacja seksualna, w czasie dokonywania zbrodni był poczytalny.
12 czerwca 1986 roku Sąd Wojewódzki w Tarnowie skazał 27-letniego mordercę na karę śmierci oraz pozbawienie praw publicznych na zawsze.
Sędzia, uzasadaniajac swą decyzję twierdził, że przez eliminację skazanego zagrażającego potencjalnie społeczeństwu sąd zabezpiecza życie ludzkie w przyszłości. Sędzia nie stwierdził u skazanego skruchy, a okoliczności łagodzących nie dopatrzono się.
Rodzina Czabańskiego do ostatniej chwili walczyła o to, by pozostał przy życiu. Adwokat bezskutecznie składał apelacje, matka próbowała wszelkimi kanałami błagać o łaskę dla syna.

WIĘZIENIE
W celi Andrzej dbał o czystość, za co był nagradzany. Wulgarnie odnosił się do funkcjonariuszy SW, często umieszczany był w celi zabezpieczającej.
W czasie oczekiwania na wykonanie wyroku zrobił na lewym ramieniu tatuaż: "Urodziłam się po to, by na ziemi stworzyć piekło 666".


KARA

Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski.
Andrzej Czabański został powieszony 21 kwietnia 1988 roku o godzinie 17.10 w krakowskim Areszcie Śledczym przy ul. Montelupich.

Ze wspomnień kata:
- Ostatnim życzeniem Czabańskiego przed wykonaniem wyroku był papieros. Andrzej wypalił papierosa. Gdy strażnicy weszli po niego do celi dostał amoku... Kopał, gryzł, szarpał się, bluźnił i wył. Wydawał z siebie takie dźwięki, że trudno było określić, że tak potrafi człowiek. Strażnicy skuli mu z tyłu ręce kajdankami i ciągnęli jak worek ziemniaków...

Miejsce straceń robiło ponure wrażenie. Było to małe pomieszczenie bez okien, o szarych ścianach. Z sufitu zwisał stryczek, a pod nim znajdowała się zapadnia. Do tego pomieszczenia strażnicy przyprowadzali ubranego w więzienny drelich skazańca.
Wyrok Czabańskiego wykonało dwóch, oczywiście anonimowych, katów.
Zadaniem pierwszego było założenie pętli na szyję skazanego, zaś drugi miał za zadanie pociągnąć za dźwignię zapadni.
Gdy ciało zawisnęło na sznurze zgromadzeni w pomieszczeniu ludzie obserwowali powolne konanie skazańca. Po około 20 minutach lekarz przystępował do oględzin i stwierdzał zgon.
Po wykonanej karze ciało został włożone do drewnianej trumny, kaci, zgodnie z tradycją - po raz ostatni - rzucili na piersi Czabańskiego swe białe, nylonowe rękawiczki (jak opowiadał kat - kupował je w sklepach dla nowożeńców, bo skórzanych nie można było dostać...).

Rok przed egzekucją Czabańskiego Komisja ds. Reformy Prawa Karnego rozpoczęła prace nad projektem moratorium w sprawie wykonywania kary śmierci. Zawieszenie wykonywania egzekucji zostało wprowadzone po kilku miesiącach od ostatniego stracenia – 7 grudnia 1989 Sejm Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej ogłosi amnestię, która zniosła wyroki śmierci i zamieniła je na 25 lat pozbawienia wolności.
Moratorium obowiązywało do formalnego wyeliminowania kary śmierci przez nowy kodeks z 1997 roku.
Łącznie w latach 1956-1988 w PRL stracono 321 osób. Andrzej Czabański został pozbawiony życia jako ostatnia osoba w Polsce.
Po nim na śmierć skazano jeszcze kilkanaście osób – wszystkie wyroki zmieniono na karę 25 lat więzienia.

Jako ciekawostkę dodam, że przejrzałam naprawdę dużo artykułów, podcastów, książek - nigdzie nie natrafiłam na zdjęcie Andrzeja Czabańskiego.

WAMPIR Z WARSZAWY

JoSeed 2025-07-10, 21:56
Warszawa w latach powojennych nie była przyjaznym miejscem. Jej lewobrzeżna część leżała w gruzach. Hitlerowcy dopilnowali, by na Żoliborzu, w Śródmieściu czy na Woli nie został kamień na kamieniu. Większość budynków zrównali z ziemią.
Nad ruinami jeszcze przez wiele lat unosił się smród spalenizny i trupi odór. W upalne dni wiatr wzbijał tumany ceglanego pyłu, które podczas deszczów zmieniały się w rzeki błota. Nie było kanalizacji, ani dostępu do czystej, bieżącej wody do picia.
Nieco lepiej sytuacja miała się na prawym brzegu Wisły. Powstanie na Pradze skończyło się szybko, toteż dzielnica, przynajmniej częściowo, ocalała z pożogi. To tu powstawały pierwsze urzędy, zarówno te miejskie, jak i państwowe. W podwórkach praskich kamienic i na ulicach kwitło powojenne życie.

Powojenna Warszawa była miastem wyjątkowo niebezpiecznym. Trwało w niej polowanie na żołnierzy AK, których nowa władza uznawała za zdrajców. Wśród cywilnych mieszkańców pełno było straumatyzowanych wojną mężczyzn, którzy nie wiedzieli, co ze sobą zrobić w czasie pokoju.
Te zagubione dusze łączyły się w bandy trudniące się napadaniem na przechodniów. Podnoszące się z wojennego koszmaru ulice przeważnie nie są dostatecznie oświetlone, co stwarzało idealne warunki dla kradzieży i rozbojów.
Przestępstwa były na porządku dziennym, a złoczyńców nie miał kto ścigać. Milicja Obywatelska była w powijakach. Brakowało jej sprzętu i odpowiedniej infrastruktury. Ludzie, którzy zgłaszali się do służby, sami nierzadko mieli już na koncie jakiś konflikt z prawem. Ich motywacja pozostawiała wiele do życzenia.

W takich warunkach kwitła przestępcza działalność wyjątkowo niebezpiecznego osobnika.

TADEUSZ OŁDAK.
Urodził się 22.07.1925 roku w powiecie radzymińskim. Kolejne klasy szkoły podstawowej powtarzał po 2-3 razy, edukację skończył na klasie IV.
Ojciec alkoholik, stosujący przemoc wobec bliskich. Tadeusz przyznał, że przygody z kobietami rozpoczął w 16 roku życia, głównie były to prostytutki. Na alkohol i rozrywki potrzebne były pieniądze więc kradł, co popadło.
W 1946 roku w czasie jazdy tramwajem, na stopniach pojazdu, mocno pijany Ołdak uderzył w słup mijany przez tramwaj. Upadł tak nieszczęśliwie, że koło pojazdu obcięło mu dwa palce u lewej ręki.
W 1948 roku rozpoczął pracę w firmie budowlanej oraz ożenił się. z Zofią. Jednak wkrótce w związku coś się zaczęło psuć.
Jak zeznawał później w czasie rozprawy:
- Podobała mi się. Lepiej nie mogłem dostać. Urodziła mi dziecko. Szybko jednak przestała mi odpowiadać fizycznie. Spotykałem się znów z prostytutkami. Ona chyba o tym wiedziała, bo zaraziłem ją syfilisem... Dużo wtedy piłem.

Wśród sąsiadów Tadeusz uchodził za człowieka spokojnego, nieco zgorzkniałego. On sam zaś uważał się za kogoś bardzo ważnego, szczególnego wybrańca, który będzie sprawował władzę nad losem innych ludzi, zwłaszcza kobiet.
Stąd może strój, który zawsze nosił w czasie ataków - zawsze był ubrany w wojskową bluzę polową oraz zniszczoną pelerynę. Na głowie nosił rogatywkę z orzełkiem. Przy spodniach pas z charakterystyczną klamrą z napisem Gott mit uns...
Ubranie zostało mu z pracy - 2 miesiące pracował jako strażnik w obozie pracy na Służewcu.


Jest to jedyne zdjęcie, jakie znalazłam - wycinek ze zdjęcia ślubnego.

MORDERSTWA

WALERIA Ł. (40 lat)
Kobieta nie miała łatwego życia. Była wdową i matką dwójki dzieci. Rozpaczliwie starała się zapewnić byt rodzinie, najmowała się więc do rozmaitych prac dorywczych. W godzinach wieczornych dorabiała jako praczka w prywatnych mieszkaniach.
6 kwietnia 1950 roku skończyła pracę późnym wieczorem. Chciała jak najszybciej wrócić do domu, do dzieci. Musiała w tym celu pokonać pogrążoną w ciemnościach ulicę Podskarbińską. Waleria nie lubiła tej trasy. Zebrała się jednak w sobie i ruszyła szybkim krokiem, myśląc o tym, że za chwilę będzie już bezpieczna.
Zwłoki znaleziono następnego dnia, rano. Na kompletnie zmasakrowanej twarzy widoczne były ślady obuwia. Na szyi liczne zadrapania i sińce. Odzież podarta. Ciało było obnażone, pokryte krwią. Pod pośladkami leżały kamienie - celowo umieszczone przez sprawcę, do jednego z nich przylepione były włosy Walerii.
Niedaleko ciała znaleziono pas wojskowy z charakterystycznym napisem na klamrze... Należał do sprawcy.

W czasie już przesłuchań Ołdak zeznawał:
- Mocno się podniecałem widokiem kobiet, ale miałem trudność w nawiązywaniu kontaktu i to mnie złościło. Po zabójstwie wróciłem do domu, żona nie spała. Spytała mnie, czy nie spotkałem po drodze matki, bo niedawno wyszła od nich. Gdy to usłyszałem opadłem na łóżko i płakałem, darłem włosy z głowy i gryzłem palce do krwi. Pomyślałem bowiem, że kobieta, którą zatłukłem kamieniem i zgw🤬ciłem to mogła być moja matka...

IRENA L. (24 lata) - ofiara przeżyła.
Atak miał miejsce 6.05.1950 roku na ul. Żymierskiej.
Ołdak zaatakował znienacka, bił kobietę po twarzy tak długo, aż straciła przytomność. Zaciągnał ją na pobliskie pole, tam podarł odzież i zgw🤬cił.
Gdy Irena doszła do siebie, siadł obok niej i rozpoczął rozmowę - o swoim życiu, o ojcu i perwersyjnych zachciankach. Zmusił kobietę by szła w kierunku jeziorka Gocławskiego. Tam ponownie ją zaatakował, powalił na ziemię, gryzł, bił pięściami, ponownie zgw🤬cił. Wyciągnął z kieszeni kawałek linki i zaczął dusić kobietę. Nie udawało mu się więc podniósł się w poszukiwaniu kamienia. Ten moment wykorzystała Irena - ostatkiem sił rzuciła się w wodę i zanurkowała. Odpłynęła od brzegu ciągle słysząc groźby oprawcy. Nad ranem, naga, dotarła do komisariatu milicji. Opisała co jej się przydarzyło, a także wygląd napastnika i opowiedziane przez niego historie. Zwróciła milicjantom uwagę na brak palców u lewej dłoni...

MARIA W. (20 lat)
7.05.1950 rok. Ofiara była panną, pracowała w sklepie WSS na Woli. Po zamknięciu sklepu poszła do koleżanki, u której była do godz. 22.00, a następnie tramwajem linii „24” pojechała na Grochów. Gdy do rana następnego dnia nie wróciła do domu, zaniepokojona matka udała się na poszukiwania. Od ludzi, których napotkała, dowiedziała się o znalezieniu w pobliskich ogródkach zwłok kobiety. Tam też poszła i rozpoznała w zabitej córkę.
Maria była bita, kopana, aż do utraty przytomności, następnie kilkakrotnie zgw🤬cona i uduszona. Jej odzież sprawca zabrał ze sobą.
Ołdak zeznawał:
- Wracałem z żoną do domu, zachciało mi się jakiejś kobiety. Skłamałem żonie, że idę na zabawę, na Gocławek. Zauważyłem ją na Żymierskiego, nie mogłem popuścić. Udusiłem ją i zgw🤬ciłem. Ubranie zabarałem ze sobą i sprzedałem następnego dnia.

BARBARA F. (18 lat). - ofiara przeżyła.
12.05.1950 rok. Późny wieczór, Barbara szła od kolejki elektrycznej. Czuła, że ktoś za nią podąża. W pewnej chwili mężczyzna doskoczył do niej, chwycił za szyję i pociągnął w las. Tam zaczął ją dusić, dopóki nie straciła przytomności.
Po odzyskaniu świadomości stwierdziła, że napastnika już nie było. Zauważyła brak odzieży, teczki z książkami, zegarka i butów. Samodzielnie dotarła do domu.

MODUS OPERANDI
- ofiary wybierał przypadkiem, żadnej nie znał,
- napaści dokonywał późnym wieczorem i w nocy,
- teren działania: Grochów - Gocławek - Saska Kępa,
- sposób pozbawienia życia ofiar - duszenie rękoma (zadławienie), raz sznurem (zadzierzgnięcie), uderzanie kamieniami,
- cechy nekrofilne - 1 i 3 ofiarę zgw🤬cił po śmierci,
- prowizoryczne ukrycie zwłok,
- nieudaolne zacieranie śladów,
- stan upojenia alkoholowego w trakcie dokonywania zbrodni,
- "wojskowy" strój.


ŚLEDZTWO

Milicjanci skupili się na odnalezieniu wszystkich lokatorów baraków, które przed wojną stały przy Jeziorku Gocławskim. W ten sposób namierzyli 48 letniego Józefa Ołdaka - inwalidę bez nogi, który poruszał się na wózku inwalidzkim ( o nim opowiadał Tadeusz w czasie rozmowy z Ireną). Mężczyzna miał dwóch synów: Jerzego i Tadeusza.
Obu wezwano na przesłuchanie. Jako pierwszy na komisariacie stawił się Jerzy. Było oczywiste, że nie jest mordercą, gdyż u jego lewej dłoni nie brakowało palców. Zapytany o brata potwierdził, że Tadeusz pracuje jako funkcjonariusz więzienny i faktycznie, jego lewa dłoń jest okaleczona.
Tadeusz nie zgłosił się na wezwanie milicjantów. Zamiast tego zaszył się w kryjówce, do której jedzenie i ubranie przynosiły mu matka i żona.
Przez 28 dni morderca ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Milicji udało się zidentyfikować miejsce jego pobytu dzięki przechwyceniu listów, które wysyłał do żony. 10 czerwca został zatrzymany w miejscowości Tchórznica w domu jego kuzyna Jana B. Początkowo udawał, że nie wie, z jakiego powodu został aresztowany, jednak po pewnym czasie dał za wygraną i przyznał się.

W czasie przesłuchania Tadeusz Ołdak zachowywał się normalnie. Nie przejawiał żalu czy skruchy. Popełnione przestępstwa opisywał tak, jak gdyby chodziło o rzeczy zwykłe, codzienne. Mówił o nich, pozwalając sobie niejednokrotnie na uśmiechy i żarty z pewną dozą cynizmu. ..

PROCES I WYROK
Proces rozpoczął się 29 stycznia 1951 roku. Ołdak nie przyznawał się do popełnionych zbrodni, zasłaniał się niepamięcią, stanem upojenia w czasie zdarzeń oraz urazem głowy, którego doznał w przeszłości.
Na wniosek obrony sąd powołał biegłych psychiatrów. Wezwani do oceny jego stanu zdrowia biegli stwierdzili, że w czasie popełniania przestępstw Ołdak całkowicie kierował swym postępowaniem, ponadto, że przejawia cechy psychopatyczne. Motywy jego przestępstw miały charakter patologiczny - zbrodnie dokonane były zarówno w celu zaspokojenia popędu płciowego jak i z chęci rabunku. Jednocześnie biegły zaznaczył, że nie stwierdził u oskarżonego żadnych zboczeń seksualnych.

Wyrok ogłoszono 31.01.1951 roku. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na karę śmierci. Ołdak zwrócił się do Prezydenta RP z prośbą o łaskę, jednak Prezydent decyzją z dnia 2 kwietnia 1951 r. odmówił zastosowania prawa łaski.
10 kwietnia 1951 roku o godzinie 20.20 Tadeusz Ołdak zawisł na szubienicy.

DZIECI W BECZKACH

JoSeed 2025-03-15, 15:07
ZWŁOKI ZAMORDOWANYCH DZIECI znalezione w beczkach - 2003 rok.

Od makabrycznej zbrodni, do której doszło w centrum Łodzi mijają dziś 22 lata... Polska pewnie zapomniała, w Łodzi temat nadal jest pamiętany.
Parę słów o tej tragedii...

RODZINKA
Jadwiga i Krzysztof poznali się w 1990 roku na łódzkim rynku. Krzysztof, pochodzący z patologicznej rodziny, właśnie przyjechał z Warszawy i założył na łóżku polowym stoisko z kasetami. Jadwiga, przedostatnia z siedmiorga rodzeństwa, pracowała w tkalni. Wprawdzie już na początku znajomości zauważyła, że Krzysztof staje się agresywny po alkoholu, ale myślała, że to się zmieni. W końcu po każdej interwencji policji czule ją przepraszał...

W 1992 roku na świat przyszła Monika, dwa lata później bliźniaki Kamil i Adaś. Krzysztof pił coraz więcej. W 1997 roku kazał partnerce usunąć kolejną ciążę.Regularnie stosował wobec niej przemoc: bił, dusił aż traciła przytomność, katował również dzieci. Bił je, bo sikały do łóżka, a ich nie stać było na pieluchy. Uważał, że to taka metoda wychowania, takiej samej używali wobec niego rodzice.


Kamienica przy ul. Radwańskiej 47

Kiedy złamał Kamilowi nogę, Jadwiga zawiozła dziecko do szpitala i skłamała, że wypadł z łóżeczka na klocki. Obrażenia wskazywały jednak na długotrwałe maltretowanie.
Krzysztof N. za znęcanie się nad synem dostał dwa lata w zawieszeniu na pięć. Na jakiś czas zapanował spokój. Kiedy opieka społeczna zabrała dzieci do domu dziecka, Krzysztof i Jadwiga nawet wzięli ślub, żeby je odzyskać. Jak wspominała w rozmowie z policjantami Jadwiga N.:
-Przez pewien czas się poprawił. Szefowa w pracy załatwiła mu nawet wszywkę, ale sobie wydłubał.

ZBRODNIA
W 1999 roku Kamilek narzekał na ból brzucha. Ojciec dał mu tabletkę przeciwgorączkową i czekoladę. Rano chłopczyk był martwy. Kiedy ciało w łóżeczku zaczęło się rozkładać, Krzysztof wpadł na pomysł, by schować je do beczki. Po namyśle uznał, że najlepiej będzie, jeśli umrze cała rodzina. Jednak środki nasenne z apteki podziałały tylko na dzieci. Adaś, który po zażyciu tabletek przestał oddychać, a jeszcze ojciec dodatkowo przydusił go w misce z wodą, został zamknięty w kolejnej beczce. W sumie było ich cztery, bo Krzysztof kupił okazyjnie po dwie w cenie jednej. Córka, zakneblowana kłębem waty trafiła do trzeciej beczki. Czwarta została dla Maciusia, którego narodziny były dla małżonków N. zaskoczeniem. Poród odbył się bez świadków ani pomocy medycznej. Krzysztof N. sam odebrał dziecko i od razu schował do beczki.

SPRAWA WYCHODZI NA JAW
Śledczy zainteresowali się rodziną N., gdy wyszło na jaw, że dzieci nie chodzą do szkoły, a kurator ani sąsiedzi od miesięcy ich nie widzieli. Małżonkowie N. nikomu nie otwierali drzwi, nawet listonoszowi. W domu zostawała tylko najstarsza córka, Monika, ale nie mogła nic nikomu powiedzieć, bo ojciec zagroził jej, że wtedy zabiorą ją do domu dziecka, a rodziców do więzienia.

Kiedy 26 kwietnia 2003 roku śledczym udało się wreszcie wejść do mieszkania N. przez okno, okazało się, że Jadwiga znów jest w ciąży. Zeznała, że dzieci przebywają u krewnych.
W trakcie oględzin i przeszukania mieszkania funkcjonariusze znaleźli w szafie niebieskie beczki, uszczelnione, obwiązane sznurkiem i obejmą. Po ich otwarciu funkcjonariusze zobaczyli jasnowłose dziecięce główki.



W jednej beczce były zwłoki dwojga dzieci – starszego i niemowlęcia, kolejną, także z dzieckiem umieszczono w nieco większej. W czwartej był następny noworodek. Jadwiga N. została zatrzymana. Zdążyła jeszcze ostrzec męża, który był z Moniką poza domem, że czeka na niego policja.
Dwa dni później wpadł w ręce funkcjonariuszy.

Oboje zostali oskarżeni o brak pomocy Kamilowi i zabójstwo kolejnych dzieci, by ukryć śmierć chłopca. Krzysztof N. przyznał się do wszystkich zabójstw. Jego żona mówiła, że jedyną jej winą jest to, że nie powiedziała nikomu, co się u nich dzieje. Sąd uznał ją za współsprawczynię.
Śmierci uniknęła tylko najstarsza dziewczynka, Monika, która była najważniejszym świadkiem makabrycznych zdarzeń - podczas przesłuchań szczegółowo opowiadała, jak mordowano jej kolejnych trzech braci i siostrzyczkę:
- Widziałam, jak tata morduje moje rodzeństwo. Widziałam, jak ich chowa do beczek. Kamil sam umarł. Nie mógł oddychać, jęczał. W końcu zrobił się siny. Tata się zdenerwował. Włożył Kamila do beczki, takiej niebieskiej. A potem dał mi i Adasiowi jakieś tabletki. Nie wiedziałam, co to jest, ale je wzięłam. Bałam się, że tata mnie udusi. Zasnęłam. Kiedy się obudziłam, zobaczyłam, że Adaś leży na podłodze. Chyba nie żył, ale tata jeszcze go dusił. Włożył mu na głowę reklamówkę i zacisnął na szyi. Potem włożył Adasia do wersalki. Przeleżał tam kilka dni. Później tata przeniósł go do beczki.





OPIEKA SPOŁECZNA
Wyrodni rodzice latami udawali przed światem, że dzieci trafiły do domu dziecka. Bulwersujący jest fakt, że ŻADEN z urzędników nadzorujących patologiczną rodzinę nie sprawdził, jak jest naprawdę, choć w tej rodzinie już wcześniej dochodziło do przemocy wobec dzieci. Rodzice pobierali na nie zasiłki socjalne, a urzędnicy spisywali tylko fikcyjne raporty z wywiadów środowiskowych. Nawet kuratorka sprawująca nadzór nad dziećmi, przez cztery lata nie potrafiła wejść do mieszkania i sprawdzić, co się z nimi dzieje. Mimo to jej zwierzchnicy uznali, że prawidłowo wywiązała się ze swoich obowiązków...

WYROK
21 czerwca 2004 roku sąd wydał wyrok dożywocia dla małżonków N.
Zdaniem sądu, to jedyna sprawiedliwa kara, biorąc pod uwagę ogrom zbrodni, a szczególnie przerażające jest to, że rodzice zgotowali swoim dziećmi tak okrutny los.
– Nie potraficie kochać i daliście temu wyraz, dokonując tych zbrodni. Nie zasługujecie na miano matki i ojca. Jesteście zbrodniarzami własnych dzieci – mówił po ogłoszeniu wyroku do oskarżonych sędzia Marek Chmiela.

Sąd apelacyjny zamienił go w przypadku Jadwigi N. na 25 lat więzienia.
Podczas pobytu w więzieniu rozwiodła się i zmieniła nazwisko. Najmłodsza córka, Sandra urodziła się w czerwcu 2003 roku w Zakładzie Karnym w Grudziądzu.
Krzysztof N. odsiaduje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności. Mężczyzna będzie mógł się ubiegać o przedterminowe zwolnienie po 35 latach odsiadki.

Monika, dziś 31-letnia kobieta, została adoptowana przez małżeństwo Włochów. Mieszka na stałe we Włoszech.

Obecnie w lokalu przy ul. Radwańskiej mieszka nowa lokatorka, p. Marta.

RODZINA MORDERCÓW

JoSeed 2025-03-11, 12:54
Bohaterem na dziś będzie mordercza rodzinka pochodząca ze wsi Rzepin, nieopodal Starachowic.

ADAM, CZESŁAW i JÓZEF ZAKRZEWSCY


Od lewej: Józef (68 lat), Adam (22 lata), Czesław (40 lat).

O RODZINIE
Zakrzewscy mieszkali w niewielkiej wsi Rzepin w ówczesnym województwie kieleckim. Głowa rodziny, 68- letni Józef, mąż Haliny, był chorobliwie skąpym tyranem, trzymającym dom w żelaznym uścisku. Wszyscy się go bali.
Mężczyzna miał kilkoro dzieci. Starszy syn Czesław figurował w milicyjnej kartotece m.in. za rozboje i napad. Ojciec miał na niego ogromny wpływ, a Czesław był wobec niego bezwzględnie lojalny. Miał on skłonność do przemocy, długo chował urazę, a za najdrobniejszą nawet zniewagę okrutnie się mścił. Kiedyś złapał sześcioletniego chłopca na kradzieży jabłek z sadu. W ramach kary zamknął dziecko na kilka godzin w chlewie. Maluch przypłacił to doświadczenie traumą, był leczony psychiatrycznie.
Młodsza latorośl imieniem Adam sprawiał wrażenie porządnego człowieka. Pracował w Fabryce Samochodów Ciężarowych „Star”, całą pensję oddawał rodzicom. W istocie niewiele różnił się od ojca i brata. Zadawał się z szemranym towarzystwem, był skazany za napad i pobicie.
Zakrzewscy mieli jeszcze córkę. Dziewczynie jako jedynej udało się wyrwać z patologicznej rodziny. Wyszła za mąż i wyprowadziła się do odległej wsi. Wraz z mężem własnymi siłami zbudowała dom. Miała żal do ojca, że mimo posiadania sporych oszczędności, nie chciał się nimi dzielić. Mówiła o nim, że był chytry, a nadmiar gotówki zakopywał w różnych skrytkach.
Zakrzewscy byli majętnymi gospodarzami. Posiadali duży sad owocowy, najładniejszy w całej okolicy, osiem mórg ziemi, hodowali również konie. Józef dysponował okazałą bryczką, którą czasem wynajmował na różne uroczystości. Jednak rodzina nie była lubiana we wsi, co sam przyznał Czesław...
Rodzina unikała płacenia podatków i odprowadzania na rzecz państwa danin w naturze.

RYTUAŁ
Zakrzewscy, w sytuacji, kiedy ktoś im podpadł, dokonywali pewnego rodzaju rytuału. Po uroczystej kolacji klękali przed stołem, na którym stał krzyż i lichtarz, odmawiając modlitwę do Najświętszej Panienki. Następnie matka Halina (niektóra źródła podają imię Helena) brała gromnicę i przechylając ją mówiła „Na zgubę [nazwisko ofiary] niech skapie”. Pozostali przy stole powtarzali to zdanie trzykrotnie. Matka dodawała jeszcze „Niech zginie marnie”, co również powtarzano. W ten sposób wydawano wyrok, a ojciec z synami mieli rok czasu na jego zrealizowanie...

PIERWSZE ZBRODNIE
1954 rok - Zakrzewscy dopuszczają się kradzieży drzewa z lasu. Służby dokonały kontroli w ich obejściu, zarekwirowali drewno. Zakrzewscy wmówili sobie, że drewno odebrał im funkcjonariusz UB, postanowili się zemścić. Pewnego wieczoru napotkali mężczyznę w mundurze, Czesław był pewien, że to "winny" ubek. Oddał 6 strzałów (do jak się później okazało ) niewinnego człowieka... Ofiarą okazał się Bolesław Hartung ze Starachowic, który owego wieczora zmierzał do domu z zabawy tanecznej.
Drugim zabójstwem (grudzień 1957r) było uśmiercenie Jerzego Żaczkiewicza, którego Józef obwiniał o zarekwirowanie byka w ramach nieopłaconych podatków. Mężczyzna w środku nocy został zaciągnięty na łańcuchu pod studnię, na głowę miał założoną damską spódnicę . Tam Czesław wbił mu nóż w plecy i obaj z ojcem wrzucili ciało do środka. Rano swojego ojca odnalazła sześcioletnia córka.
Na początku lat 60. Józef i Czesław napadli, zabili i okradli Jana Borowca z Rzepina Drugiego, miejscowego dentystę, który trudnił się usuwaniem zepsutych zębów. Mężczyzna był wówczas sołtysem i zbierał pieniądze na podatki. Czesław strzelił do ofiary, a Józef dobił Borowca nożem...

MORDERSTWO LIPÓW
2 listopada 1969 roku Zakrzewscy doszli do wniosku, że Lipów trzeba zabić, aby zemścić się za doświadczone od nich krzywdy (Józef Zakrzewski nie lubił sołtysa, ponieważ ten upominał się wielokrotnie o zaległe należności, a w końcu asystował nawet przy egzekucji komorniczej).
Adam na początku nie chciał brać udziału w napadzie, ale ugiął się pod naciskami ojca i brata. Około 2 nad ranem uzbrojeni mężczyźni dostali się do gospodarstwa ofiar. Zakryli twarze prowizorycznymi maskami, a następnie wypuścili na ze stajni konia, aby ten hałasem wywabił na zewnątrz któregoś z domowników.
Na ganku pojawiła się Zofia z latarką. Adam uderzył ją siekierą w plecy. Kiedy kobieta upadła, zabójcy ruszyli do środka. Adam zaatakował nożem leżącego w łóżku Władysława. Stary Zakrzewski krzyknął do Czesława Bij!, aby ten zaatakował leżącą obok męża Krystynę. Następnie zwyrodnialcy pozbawili życia starą matkę sołtysa. Dopiero w ostatniej kolejności zabrali się i za niego. Kiedy dopadli Mieczysława, najpierw kazali mu oddać pieniądze. Lipa zapewniał, że wpłacił je wcześniej na poczcie. Jednak po chwili wyjął spod siennika, na którym leżała Marianna, zwitek banknotów. Usatysfakcjonowany Józef zabrał pieniądze, a następnie kazał Lipie położyć się na podłodze. Mężczyzna otrzymał cios siekierą od Czesława. Zanim uciekli, mordercy splądrowali gospodarstwo.

Po wszystkim wpadli na pomysł, aby zamaskować przestępstwo płomieniami. Zaprószyli więc ogień. Około 3:20 nad ranem mieszkańców Rzepina obudził alarm. Ludzie w panice wybiegali z domów, próbując zorientować się, kto potrzebuje pomocy. Na miejsce została wezwana straż pożarną.
Z pogorzeliska wyciągnięto ciała: 45-letniego Mieczysława – sołtysa Rzepina, jego 54-letniej bratowej Zofii, 81-letniej matki Marianny, 27-letniego bratanka Władysława oraz 18-letniej Krystyny, żony Władysława, która była w zaawansowanej ciąży.

Na miejsce zdarzenia przyjechała grupa operacyjno-śledcza. Śledczy od razu założyli, że pożar został wzniecony przez osoby trzecie. Ze względu na liczbę ofiar i zidentyfikowane rany, które powstały na skutek różnych narzędzi wnioskowano, że sprawców było, co najmniej dwóch.
Biegli ustalili, iż pożar wybuchł poprzez podpalenie snopków słomy wewnątrz domu. Ponadto, niemal wszystkie osoby zostały zamordowane we własnych łóżkach. Jedynie ciało Zofii zostało znalezione przy drzwiach wejściowych. Narzędziem sprawców były najprawdopodobniej siekiery, noże oraz motyki.





Śledczy przyjęli dwa motywy. Pierwszy to rabunek. Tego dnia Mieczysław jako sołtys wsi zbierał podatki, w związku z czym w domu znajdowało się około 20 tys. zł. Ponadto, jak wynika z relacji sąsiadów, Wiesław w ostatnich dniach zaciągnął kredyt w kwocie 60 tys. zł. Niestety tych pieniędzy nie znaleziono. Drugim motywem miała być zemsta. Przy tak brutalnej zbrodni i tylu ofiarach można było wnioskować, że sprawcy musieli mieć ogromny uraz do rodziny Lipów.

ŚLEDZTWO
Milicyjne tropy wiodły do rodziny Zakrzewskich, szczególnie na celowniku śledczy mieli Czesława... Milicjanci podejrzewali go o kradzież drewna z lasu. Był to jednak jedynie pretekst. W trakcie przesłuchań okazało się, że podejrzany nie miał alibi na noc z 2 na 3 listopada 1969 r.
Czesław jednak wypierał się udziału w zabójstwie Lipów.



Aby uzyskać twarde dowody przeciwko mężczyźnie, dokooptowano do jego celi kompana- agenta służb bezpieczeństwa, który miał od Lipy wyciągnąć przebieg zbrodni. Kiedy usłyszał zwierzenia mordercy, uznał, że jedyne, co może uchronić go od stryczka, to list do radia “Wolna Europa” z prośbą o pomoc. Omotany i wystraszony Czesław faktycznie taki list- wypełniony drastycznymi szczegółami popełnionych czynów- napisał. Przyznał się w nim również do pozbawienia życia Hartunga ze Starachowic, sołtysa Żaczkiewicza oraz dentysty Borowca, którzy “byli złymi ludźmi”.
Na podstawie wyznań najstarszego syna Zakrzewskich oraz informacji pozyskanych z podsłuchu zainstalowanego w ich domu, milicjanci dokonali przeszukania w gospodarstwie upiornej rodziny. Znaleziono słoik z zakrwawionymi banknotami w środku, a w innych skrytkach broń i inne przedmioty użyte w trakcie napadu na Lipów.

Adam i Józef dołączyli do Czesława w areszcie, ten pierwszy oskarżony o pobicie, drugi o nielegalne posiadanie broni. Czesiek namawiał pozostałych do współpracy z milicją, ale ci konsekwentnie odmawiali. W końcu zaczęli mówić, ale pokrętnie i niejasno. Ostatecznie przyznali się do wszystkiego. Józef próbował jednak bronić Adama, mówiąc, że siłą zmusił go do zamordowania Lipów. Czesław potwierdził słowa ojca.



PROCES I WYROK
Czesław symulował chorobę psychiczną. Udawał osłabionego, odmawiał współpracy z prokuratorem i sędzią. Podczas zeznań skoczył w kierunku stołu, na którym znajdowały się m.in. narzędzia zbrodni. Swoje dziwne zachowanie tłumaczył pokrętnie, że “chciał obejrzeć beret”. Adam na rozprawach często płakał i odwoływał wcześniejsze przyznanie się do winy. Józef po przyznaniu się do morderstwa bronił najmłodszego syna Adama, twierdząc, że ten nie chciał iść do Lipów. Został tam zaciągnięty siłą przez niego samego. Tą wersję potwierdził również Czesław twierdząc, że ojciec przyłożył broń Adamowi zmuszając go do wzięcia udziału w morderstwie.



W czerwcu 1971 r. Sąd Wojewódzki w Kielcach skazał Czesława i Józefa na karę śmierci poprzez powieszenie. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Karę wykonano w lutym 1972 r.
Adam został skazany na 25 lat więzienia, Sąd uznał, że młody mężczyzna znajdował się pod presją ojca i starszego brata oraz że rokuje nadzieje na resocjalizację w przyszłości. Jednak po kilku latach odbywania wyroku Adam powiesił się w celi.
Co do roli Haliny Zakrzewskiej śledczy nie znaleźli dowodów na to, aby brała udział w morderstwach.

Na podstawie wydarzeń z Rzepina powstała ballada, którą pamiętają do dziś mieszkańcy Rzepina...

Wśród ciszy nocnej i świata burzy,

Józef Zakrzewski, chłopak nieduży,

Tęgawy w barach, straszny bandyta

Pomyślał sobie: z Lipami kwita.

Mówi do synów: Chłopcy idziemy,

Rodzinę Lipów wymordujemy.

Dom podpalimy ,forsę weźmiemy

I ślady zbrodni też zakryjemy.

Bierze rewolwer oraz dwa noże,

Czy też się cofnie któż wiedzieć może.

Czesław siekierę, Adam motykę

I już widzimy bandycką klikę.

By zniszczyć Lipów rodzinne plemię,

Czesław szef bandy daje natchnienie

I chociaż w piersiach skacze mu dusza,

Na bój bandycki pierwszy wyrusza... (...)



Cytat:

ALBUQUERQUE, NM (KOAT) - Podejrzany o morderstwo stawił się w piątek w sądzie na rozprawie w Albuquerque.

To było rutynowe postępowanie, ale to się zmieniło.

Nagranie z sali sądowej pokazuje, jak sprawy potoczyły się w złym kierunku, gdy członek rodziny ofiary wywołał bójkę.

Wyglądało to jak zwykła rozprawa sądowa w pokoju 420 Sądu Okręgowego 2.

Alexander Ortiz stanął przed sędzią oskarżonym o morderstwo Alianny Farfan.

Nagle wybuchł chaos, gdy policja twierdzi, że Carlos Lucero, wujek ofiary, przeskoczył przez bramę sali sądowej i zaczął bić Ortiza.

Ortiz i stojący obok niego funkcjonariusz upadli na ziemię, ale drugi mężczyzna, którego policja zidentyfikowała jako Pete'a Ysasiego, dołączył do bójki i również zaatakował Ortiza.

Policja twierdzi, że ojciec Ortiza również dołączył do walki, aby bronić syna. Starszy Ortiz uderzył Ysasiego i Lucero.

Historia Bałkanów to historia wielowiekowej walki narodów zamieszkujących ten tygiel. W czasach II wojny światowej rozpętało się tam prawdziwe piekło. Chorwaccy faszyści, którzy przystąpili do sojuszu z hitlerem zaczęli czystki etniczne, których ofiarami padali Serbowie. Oprawcy wykorzystywali to

Niepozorne narzędzie mordu

Srbosjek (dosłownie Serbosiek – zarzynacz Serbów – po chorwacku), był narzędziem rolniczym, a stał się specjalnym nożem do szybkiej masowej eksterminacji ofiar ustaszowskich obozów koncentracyjnych Srbosjek był produkowany podczas II wojny światowej przez niemiecką fabrykę Gebrüder Gräfrath mieszczącą się w Solingen na specjalne zamówienie marionetkowego rządu chorwackiego. Używany był podczas masowych mordów na więźniach w obozie koncentracyjnym w Jasenovacu i w innych miejscach. Chorwaci mordowali ludzi w sposób który szokował nawet Niemców. W raporcie pt. Ustachenwerk bet Bjelovar opisano sposób likwidacji około 250 Serbów z okręgu Bjelovar. Sami kopali sobie groby, po czym związano im ręce, wrzucono do dołów i żywcem zakopano. Dla oszczędzania kul podrzynano więźniom gardła. Urządzano zawody w mordowaniu ludzi. W jednych urządzonych w obozie 28 sierpnia 1942 zwyciężył Petar Brzica członek organizacji Križari, który w jeden dzień tym nożem poderżnął gardła 1360 ludziom

Krwawy kioskarz ze Lwowa

Thormentooor2025-01-31, 18:35


W chłodny lutowy poranek w 1934 roku w Parku Kilińskiego we Lwowie odnaleziono świeże ślady krwi prowadzące do zarośli. Tam znajdowało się poćwiartowane mięso, które okazało się ludzkie. W dalszym etapie odkryto je jeszcze w innych częściach Lwowa.

Mordercą okazał się kioskarz - Hieronim Cybulski.
Romantyczna historia z Ufy: Pod koniec grudnia mieszkanka tego miasta zgłosiła zaginięcie swojego 36-letniego brata.

Śledczy ustalili, że on i jego 35-letnia dziewczyna udali się do domu jej byłego chłopaka. Dziewczyna poskarżyła się staremu chłopakowi, że nowy ją regularnie bije. Między mężczyznami wywiązała się bójka i nowy chłopak został pobity na śmierć. Po tym wydarzeniu dawni kochankowie zeszli się ponownie, poćwiartowali ciało nieszczęśnika, a szczątki wrzucili do lasu.

Eugeniusz Mazur to jedna z ostatnich osób skazanych na karę śmierci w Polsce. Zbrodnia, którą popełnił 08.01.1991 roku zabijając czteroosobową rodzinę zapisała się mrocznymi zgłoskami w historii kryminalnej polski.


Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 5,00 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 3 miesiące. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem