📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 20:51

#ii wojna światowa

Gazety Polskie z lat 39-44

konto usunięte2013-04-01, 17:56
Witam Sadole ! Dziś mam do zaprezentowania wam kilka zdjęć(niestety nie mam skanów) Polskich gazet z lat 39-44. Według mnie jest to bardzo ciekawa sprawa, gdyż dzięki czytaniu tych artykułów da się spojrzeć na wojnę z perspektywy przeciętnego Polaka żyjącego w tamtych czasach.

Raczej nie było bo to materiał własny szukałem ale nic nie znalazłem podobnego - chociaż mogę się mylić.

Zapraszam do lektury:

Cytat:

OBYWATELE RZECZYPOSPOLITEJ!
Nocy dzisiejszej odwieczny wróg nasz rozpoczął działania zaczepne wobec Państwa
Polskiego, co stwierdzam wobec Boga i historii.

W tej chwili dziejowej zwracam się do wszystkich obywateli Państwa w
głębokim przeświadczeniu, że cały Naród w obronie swojej wolności, niepodległości i
honoru skupi się dokoła Wodza Naczelnego i Sił Zbrojnych, oraz da godną odpowiedź
napastnikowi, jak się to już nieraz działo w historii stosunków polsko-niemieckich

Cały Naród Polski, pobłogosławiony przez Boga, w walce o swoją świętą i
słuszną sprawę, zjednoczony z Armią pójdzie ramię przy ramieniu do boju i pełnego
zwycięstwa.

( - ) IGNACY MOŚCICKI
Prezydent Rzeczypospolitej
warszawa, dnia 1 września 1939 roku















Prawo pięści:


Reklama z gazety:


Żart o cygance :



Jeżeli będzie duże zainteresowanie tematem to porobię więcej zdjęć - niestety skanów całej strony nie da się zrobić bo są to potwornie wielkie gazety

Opolskie fabryki benzyny

konto usunięte2013-03-16, 22:34
Poniższy artykuł przedstawia historię produkcji benzyny przez III rzeszę na terenie dzisiejszego opolskiego oraz wpływ jaki zbombardowanie owych zakładów miało na przebieg II wojny światowej.
Artykuł pochodzi z Gazety Wyborczej

Zdjęcie poniżej przedstawia ruiny obecnie:



Gdy hitlerowskie fabryki paliw syntetycznych na Opolszczyźnie były w pełni gotowe, by wziąć na siebie główny ciężar zaopatrzenia w paliwa i smary armii niemieckiej, zostały zniszczone przez amerykańskie lotnictwo. Był to jeden z najmniej znanych z ważnych epizodów II wojny światowej.
Syntetyczne paliwa to wynalazek niemiecki, chociaż pierwsze doświadczenia przeprowadzili już w 1902 roku dwaj chemicy francuscy. Jednak to badacze niemieccy dostrzegli oczywisty potencjał tkwiący w węglu. W kraju, który miał niewiele własnych złóż ropy, uzależnienie od jej dostaw było nie do przyjęcia w warunkach wojennych.

Paliwo dla Luftwaffe

W 1927 roku w Niemczech uruchomiono więc pierwszą fabrykę benzyny syntetycznej według metody urodzonego w 1884 r. pod Wrocławiem noblisty Friedricha Bergiusa. Tyle że uwodornianie węgla musiało przebiegać w dość szczególnych warunkach: w 12-metrowych "piecach", w temperaturze ponad 400 stopni i pod olbrzymim ciśnieniem od 200 do 700 atmosfer. Zwłaszcza ten ostatni parametr stanowił wielkie wyzwanie dla inżynierów projektujących instalacje i decydował o kosztach całej fabryki.

Drugą metodą otrzymywania paliw z węgla była - i jest stosowana do dziś (na masową skalę w RPA) - tzw. synteza F-T, czyli proces Fischer-Tropsch. Ta metoda, chociaż równie skomplikowana i kosztowna, pozwala otrzymywać paliwo o niemal idealnym składzie, wolne przede wszystkim od zanieczyszczeń siarką i azotem. Franz Fischer i Hans Tropsch uzyskali dla swoich badań patronat Kaiser Wilhelm Instytut, potężnej i znaczącej organizacji naukowej, w której istniał specjalny wydział zajmujący się badaniami nad uzyskaniem syntetycznych paliw.



W 1936 roku wysiłki obu chemików (chociaż było to właściwie trio, tym trzecim był mało znany Otto Roelen) doprowadziły do powstania pierwszej fabryki pracującej tym systemem. Paliwa pochodzące z syntezy F-T nadawały się przede wszystkim do napędzania silników lotniczych i w 1943 roku było w Niemczech już dziewięć zakładów produkujących te paliwa. Pod koniec wojny paliwa syntetyczne i produkty pochodne produkowało aż 27 fabryk, do których należy dołożyć jeszcze kilka w krajach okupowanych.

Dlaczego na Śląsku?

Śląsk do tej listy dołączył dość późno, chociaż plany były dość ambitne i miał odgrywać ważną rolę w przemyśle zbrojeniowym III Rzeszy. Według danych inspekcji zbrojeniowej z Wrocławia, która administrowała wszystkimi zakładami na Dolnym i Górnym Śląsku, pod koniec 1942 roku (późniejszych pełnych danych brak) było tu zarejestrowanych aż 395 małych, średnich i wielkich fabryk pracujących na rzecz wojska.

Gdy następny rok przyniósł nasiloną ofensywę powietrzną przeciwko niemieckim miastom w dzień i w nocy, bo do nalotów włączyli się Amerykanie, rola Śląska - oddalonego od stref zasięgu lotnictwa alianckiego startującego z baz na Wyspach Brytyjskich - gw🤬townie wzrosła.

Nic dziwnego, że obszar Śląska bardzo wcześnie został wytypowany na lokalizację przemysłu petrochemicznego. W czerwcu 1935 roku, w ramach zakrojonego na szeroką skalę programu budowy 11 fabryk paliw syntetycznych, jako jedną z lokalizacji wybrano okolice Wałbrzycha, ze względu na dobrej jakości pokłady węgla występujące na tym terenie. Fabrykę miał zbudować koncern IG Farben, a dokładnie spółka Anorgana, która na miejscu miała już odpowiednią aparaturę do produkcji amoniaku. Projekt upadł, gdyż swoje obiekcje zgłosiło dowództwo Luftwaffe, argumentując, że fabryka będzie leżała zbyt blisko granicy z Czechosłowacją.

W 1937 roku w ramach tzw. Planu Czteroletniego powrócono do zamiaru budowy na Górnym Śląsku zakładu o wydajności 150 tys. ton paliw rocznie. Ponownie nic z tego nie wyszło, a projekt tym razem storpedowali właściciele kopalń, którzy nie chcieli dołożyć się do budowy fabryki ani inwestować w kopalnie, które miały dostarczyć surowca do produkcji paliw.

Na marginesie warto zauważyć, że z dwóch ton węgla produkowano wtedy tonę paliwa. Jednak oprócz samego "wsadu do kotła" potrzebnych było jeszcze dodatkowo pięć ton węgla, jako paliwa do produkcji energii niezbędnej w całym procesie. Dla właścicieli kopalń taki stosunek kosztów do efektu wydawał się nie do przyjęcia i dopiero warunki wojenne zmusiły ich do zmiany zdania - wtedy, kiedy normalna ekonomia niewiele miała już wspólnego z realiami.

Koncepcja budowy fabryki, dla której wybrano lokalizację koło Blachowni pod Kędzierzynem-Koźlem, wróciła w 1938 roku. A w sierpniu 1939 roku, kiedy wojna była już nieuchronna, fabrykanci śląscy zgodzili się wnieść swój wkład finansowy w wysokości 75 mln marek na budowę pierwszej fabryki. Pozostałe 45 mln miało dać ministerstwo finansów Rzeszy.

Wkrótce zapadła decyzja, że obok Kędzierzyna koncern IG Farben wybuduje drugą fabrykę (obie oparte na metodzie Bergiusa). Do tych dwóch fabryk wkrótce dołączyła trzecia, gdy prywatne konsorcjum Schaffgotsch-Benzin rozpoczęło budowę w Zdzieszowicach zakładu paliwowego opartego na technologii F-T.

Budują Ż__zi, jeńcy, skazańcy

Mimo że zakład pod Kędzierzynem rozpoczęto budować później, to on jako pierwszy rozpoczął produkcję. Koncern IG Farben miał po prostu większe doświadczenie i już latem 1943 roku pierwsze cysterny z paliwem lotniczym odjechały z przyzakładowych bocznic. W Blachowni dopiero w styczniu 1944 roku rozpoczęto, z kłopotami, produkcję, która dopiero trzy miesiące później przebiegała bez problemów. Nie ma danych co do zakładu w Zdzieszowicach, ale można założyć, że i tu rozpoczęto dostawy dla wojska w podobnym okresie.

Rosnące potrzeby wojenne powodowały, że wszystkie trzy zakłady były w stałej rozbudowie. Na przykład fabryka w Blachowni z początkowych 150 tys. ton miała zostać rozbudowana do poziomu produkcyjnego dającego prawie milion ton paliw i smarów rocznie. Do planowanych 120 mln marek całkowitych kosztów już w 1939 roku dopisano kolejne 130 mln (dla wydajności zakładu 350 tys. ton). Można śmiało założyć, że planowany łączny koszt trzech fabryk miał w końcu wojny przekroczyć grubo ponad miliard marek (dziś szacuje się, że nowoczesna fabryka to koszt około 1,5 mld dolarów).

Kierownictwo fabryk wciąż zgłaszało też zapotrzebowanie nie tylko na materiały budowlane, ale także na siłę roboczą. W momencie największego nasilenia prac przy budowie zakładów i przy samej produkcji w Blachowni i Kędzierzynie pracowało prawie 30 tys. ludzi, chociaż nigdy nie osiągnięto planowanego poziomu zatrudnienia.

Problem ten próbowano rozwiązać na kilka sposobów - przerzucano fachowców z innych zakładów z głębi Niemiec, poprzez przymus zatrudnienia ściągano techników z krajów okupowanych, ale do najcięższych robót skierowano przede wszystkim jeńców i więźniów.

W Sławięcicach do dziś można oglądać pozostałości po obozie - filii oświęcimskiej fabryki śmierci, w którym przetrzymywano Ż__ów. Część z nich przeniesiono z budowy innego sztandarowego projektu III Rzeszy - sieci autostrad. Realizacja jej opolskiego odcinka została wstrzymana ostatecznie w 1942 roku, a więźniowie przerzuceni między innymi do Blachowni.

Oczywiście nie tylko oni pracowali na budowach. W obozach dla robotników przymusowych skupiono w momencie rozpoczęcia nalotów około 30 tys. ludzi, w tym 15 tys. Polaków, po prawie 3 tys. Rosjan i Francuzów, a także Włochów, Ukraińców i Czechów. Sięgnięto także po skazańców osadzonych w śląskich więzieniach, skąd pozyskano około tysiąca robotników.

Wywiad AK gromadzi plany

Tak wielkich zakładów budowanych z zaangażowaniem tak wielkich sił, zwłaszcza robotników cudzoziemskich, nie można było ukryć i wywiad aliancki interesował się nimi od dawna. Teren ten był penetrowany przez kilka polskich siatek wywiadowczych koordynowanych przez ekspozyturę "Stragan" z Wiednia, podległych Komendzie Głównej AK, która ściśle współpracowała z wywiadem amerykańskim.

Wywiad Armii Krajowej miał swoich ludzi wewnątrz zakładów i już jesienią 1942 roku dokładne plany fabryk w Blachowni i Kędzierzynie zostały przekazane do Waszyngtonu.

Aresztowanie Romualda Kocura z siatki S-1 tylko na moment przerwało penetrację fabryk. Przez cały 1943 rok siatka S-5 (między innymi Zdzisław Machura i Leon Powolny) aktualizowała informacje o rozbudowie wszystkich trzech fabryk. Dane te były dublowane przez siatkę U-2 (Franciszek Malisz).

Swoją siatkę - kryptonim Lido - stworzył tu także śląski inspektorat AK. Szefował jej Alojzy Kalisch. Dzięki poświęceniu kilkudziesięciu żołnierzy podziemia i ich współpracowników w połowie 1944 roku dowództwo amerykańskiej 15. Armii Powietrznej we Włoszech dysponowało kompletem danych, dzięki którym wytypowano siedem obiektów przeznaczonych do zniszczenia - trzy fabryki paliw na Opolszczyźnie, fabrykę w Oświęcimiu i trzy rafinerie - w Trzebini, Boguminie i Czechowicach.

Dziś trudno jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego najbardziej czuły element niemieckiej gospodarki wojennej, czyli paliwa i transport, został zaatakowany tak późno. Nie wnikając w meandry planowania strategicznego aliantów, trzeba odnotować, że plan taki pojawił się dopiero w marcu 1944 roku i zakładał obniżenie przez bombardowania miesięcznej produkcji zakładów paliwowych o połowę. Plan wtedy odłożono ad acta, mimo że Niemcy spodziewali się takiego ciosu od początku wojny.

Cios ostateczny lotnictwa alianckiego

Dopiero w początku maja alianci skierowali swoje bombowce na obiekty produkujące paliwa w Niemczech. Skutek ataków od razu był druzgocący dla Niemiec. 12 maja 1944 roku nalot na pięć zakładów doprowadził do kompletnego zniszczenia dwóch z nich, a w pozostałych produkcję ograniczono o połowę. Uderzenie z niszczycielskim skutkiem powtórzono w końcu miesiąca. W efekcie nalotów Niemcy powołali specjalne szefostwo, którego zadaniem miało być jak najsprawniejsze usuwanie szkód i przywracanie produkcji.

Nie na wiele się to zdało. Od 8 czerwca 1944 roku zniszczenie zakładów paliwowych stało się celem numer jeden dla lotnictwa alianckiego. Kosztem ponad 1200 zestrzelonych bombowców do września 1944 r. niemiecka produkcja paliw wynosiła zaledwie 8 procent możliwości.

Szczególnie dotknęło to Luftwaffe, która zamiast planowanych 175 tys. ton benzyny otrzymała wtedy zaledwie 5300 i w następnych miesiącach ciężar obrony przeciwlotniczej spadł praktycznie wyłącznie na barki o wiele mniej skutecznych artylerzystów.

Ostatni etap tej ofensywy rozpoczął się 7 lipca 1944 roku. Wtedy to amerykańska 8. Armia Powietrzna wysłała 1100 bombowców na fabryki we wschodnich Niemczech, a 15. Armia po raz pierwszy tysiąc swoich maszyn nad cele na Śląsku, by powtórzyć to potem jeszcze 17 razy.

Ostatni nalot, 26 grudnia 1944 roku, dopełnił losu śląskich fabryk paliw syntetycznych. Data nalotu nie była przypadkowa. Amerykanie sądzili, że w drugi dzień świąt uda im się zaskoczyć obronę i częściowo się to powiodło. Skutkiem nalotu produkcja paliw w śląskich fabrykach została całkowicie wstrzymana i nigdy w zasadzie nie wznowiona. Tylko w Zdzieszowicach 22 stycznia 1945 roku udało się ją na chwilę uruchomić, ale w zasadzie już pod ogniem radzieckich dział.

W końcu stycznia wszystkie zakłady, a w zasadzie ich ruiny, zostały zajęte przez Armię Radziecką, a obóz w Sławięcicach został zapełniony przez nowych więźniów. Na gruzach fabryk już w Polsce powstały nowe zakłady, z których tylko zdzieszowicki nadal zajmuje się obróbką węgla, lecz to już zupełnie inna historia.

Galeria zdjęć:
Stowarzyszenie Blechhammer

P.S. Do zauważenia pewien fakt:
Rzesza Niemiecka potrafi w warunkach wojennych 70 lat temu produkować benzynę w ilościach jak na owe czasy ogromnych, tymczasem Polska - kraj demokratyczny, obecnie nie prowadzący wojny, mający dostęp do technologii XXIw. - uzależniony jest od Gazpromu, OPEC, Shell/BP, całej listy koncernów i benzyny na własne potrzeby wyprodukować nie potrafi?
Mało tego, o takiej możliwości w szerszej opinii publicznej nawet się nie mówi.

The Memphis Belle - a story of a Flying Fortress (1944)

konto usunięte2013-03-12, 19:11
Ostatni lot B-17F ,,Memphis Belle". Zapewne większość sadolowych fanów filmów wojennych słyszała o filmie ,,Memphis Belle", w polskiej wersji ,,Ślicznotka z Memphis". Tutaj wersja nagrana jeszcze w czasie wojny, prawdziwa historia, bez przekłamań typu ,,Lecimy na Bremę"



Wszystkie ujęcia nagrane w czasie prawdziwych lotów bojowych

Łapacze Ż__ów.

konto usunięte2013-02-24, 20:13
Witam dzisiaj na alehistoria.blox.pl pojawił się ciekawy artykuł na temat łapanek ż__ów, polecam materiał krótki ale ciekawy.
Jest to przykład działania bezwzględnego i typowo ż__owskiego czyli za pieniądze sprzedam nawet rodzine.

ŁAPACZE.

Gdyby Niemcy mieli samodzielnie schwytać wszystkich Ż__ów np.: w Berlinie, zapewne nigdy by tego nie dokonali. Zresztą, i tak się im to nie udało. Jednak wydatną pomoc przy łapaniu Ż__ów okazywali im… sami Ż__zi. Gestapo współpracowało z tzw. „łapaczami”, czyli ż__owskimi prowokatorami, którzy denuncjowali swoich pobratymców w zamian za pieniądze lub gwarancję uniknięcia wywózki do obozu koncentracyjnego.

Jedną najsłynniejszych ż__owskich agentek Gestapo w Berlinie była Stella Kubler urodzona w 1922 roku jako Stella Goldschlag. Kobieta miała niebieskie oczy i blond włosy i w oczach Gestapo uchodzić mogła za 100-procentową Aryjkę. Początkowo Stella podzieliła los większości Ż__ów i z gwiazdą Dawida na ubraniu pracowała w fabryce zbrojeniowej pod Berlinem. W 1943 roku uciekła, ale wkrótce ją i jej rodziców złapało Gestapo. Dziewczynę zmuszono do współpracy. W zamian za zdradzanie kryjówek innych Ż__ów, Stella otrzymała aryjskie dokumenty, pokój i 200 reichsmarek za każdego wydanego Ż__a. Obiecano jej też, że rodzice nie zostaną wysłani do Auschwitz.

Kobieta szybko stała się „wzorowym łapaczem” o dużej skuteczności. Miała świetną pamięć do nazwisk, adresów i dat. Pierwszym Ż__em, którego wydała był jej własny mąż. Szybko zyskała przydomek „blond trutki”, a jej zdjęcie krążyło wśród ż__owskich uciekinierów jako forma ostrzeżenia. Stella działała w swoim fachu do końca wojny. Nie wiadomo ile osób zadenuncjowała, ale szacuje się, że od kilkuset do nawet kilku tysięcy. Podobno, w jeden weekend potrafiła doprowadzić do Gestapo aż 62 Ż__ów! Jednak ona sama również padła ofiarą nazistów. Gestapo nie dotrzymało umowy i wysłało jej rodziców do Auschwitz. Stella ocalała, ale po wojnie trafiła do więzienia za swoje czyny. W 1994 roku mając 72 lata popełniła samobójstwo.



Historia polskiego złota

Pasikoniol2013-02-18, 15:28
Od II wojny światowej niemal całe polskie złoto znajduje się za granicą. I do kraju raczej nie wróci. A mamy go sporo, bo nasze rezerwy liczą ponad 100 ton i są warte miliardy złotych



Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej pojawiały się pomysły przewiezienia polskiego złota do Paryża, Londynu lub gdziekolwiek, byleby dalej od Warszawy, w której od dawna już pachniało zbliżającym się konfliktem zbrojnym. Ale władze się na to nie zgadzały. Ani premier Składkowski, ani generalny inspektor Sił Zbrojnych Edward Rydz-Śmigły nie chcieli o wywiezieniu złota słyszeć. Uważali, że to zbyt niebezpieczne, bo gdyby w razie wojny Polska wstrzymała spłatę swoich długów, to złoto mogłoby przepaść na rzecz wierzycieli. Ówczesny pracownik Banku Polskiego Zygmunt Karpiński wspominał później, że był to kompletny brak logiki, bo w kraju złoto było jeszcze bardziej narażone na grabież ze strony Niemców. Ale w tamtym czasie o możliwej kapitulacji Warszawy mało kto odważył się głośno mówić.

Wybuchła wojna, a około 39 ton złota w sztabkach i mnóstwo monet nadal leżało w polskich skarbcach. Na chybcika zaczęto organizować wyjazd. Łatwo nie było. Najpierw okazało się, że niemal wszystkie ciężarówki zajęte były przez wojsko. Z kolei pomysł z wylotem upadł, bo nie udało się załatwić formalności na skandynawskich lotniskach.

W końcu bank znalazł zwykłe osobowe autobusy. Pierwsze 15 ton wyjechało nimi do Brześcia pod osłoną czterech urzędników. Dla kolejnego transportu znaleziono pociągi, które okazały się zepsute. Gdy w ciągu doby je naprawiono wyszło na jaw, że wszystkiego naraz przewieźć się nie da, bo ładunek jest za ciężki. Pociąg pojechał więc dwa razy. Eskortowało go kilka osób: urzędnicy uzbrojeni w pistolety i strażnicy banku.

Po tych wydarzeniach podjęto ostateczną decyzję o wywózce złota za granicę. Najpierw pociągiem do Rumunii, później tankowcem do Istambułu. W końcu polskie sztabki i monety wylądowały we Francji.

Nikt wtedy się nie spodziewał, że to początek nowych problemów. Gdy w 1940 r. Paryż skapitulował, złoto znów wywieziono. Rząd w Londynie był święcie przekonany, że celem podróży kruszczu są Stany Zjednoczone lub Kanada. Mylił się. Polskie złoto razem z francuskim i belgijskim popłynęło do Dakaru.

Londyński rząd nalegał, żeby kruszec wywieźć do USA albo wydać go dyrektorowi Stefanowi Michalskiemu, który konwojował transport. Próśb nie spełniono.

Tymczasem między Brytyjczykami a Francuzami wybuchł ostry spór. Nieopodal Oranu między wojskami obu krajów doszło do bitwy, w której życie straciło 1600 francuskich żołnierzy.

Powstało niebezpieczeństwo, że Anglicy zaatakują także Dakar, więc złoto wywieziono w głąb lądu, na Saharę do fortu Kayes. Polacy dowiedzieli się o tym długo po tym wydarzeniu.

Wściekły rząd na uchodźstwie podał Francuzów do amerykańskiego sądu, który zablokował francuskie depozyty ulokowane w Stanach. Nic nie pomogły protesty Paryża, który twierdził, że Amerykanie nie mają do tego prawa.

Okazja do przejęcia kontroli nad złotem pojawiła się dopiero w 1943 r., kiedy na brzegach północno-zachodniej Afryki wylądowały wojska amerykańsko-brytyjskie. Francuzi poszli wreszcie na ugodę, a Polacy wycofali roszczenia w amerykańskim sądzie.

Złoto wróciło z Sahary do Dakaru, a stamtąd samolotami i statkami dotarło do Nowego Jorku, Londynu i Ottawy w Kanadzie.

Po wojnie zrodził się nowy problem. Zarząd przedwojennego Banku Polskiego stacjonował w Londynie. W Warszawie natomiast rząd komunistyczny utworzył nową jednostkę o nazwie Narodowy Bank Polski. Komu Zachód miał oddać złoto?

Po wielu negocjacjach zarząd nad depozytem przejął Bank Polski. Ale Warszawa się nie poddała. Wypuściła bony skarbowe i zmusiła Bank Polski do ich wykupienia. W ten sposób przejęła depozyty Banku Polskiego, który stracił rację bytu. Formalnie zamknięto go w 1952 r.

Fizycznie złoto pozostało jednak na Zachodzie i służyło wielokrotnie jako zabezpieczenie kredytów zaciąganych przez Polskę.

Dziś NBP ma około 100 ton złota wartych prawie 4 mld zł. Prawie wszystko znajduje się w Banku Anglii. Na początku lat dziewięćdziesiątych był co prawda pomysł utworzenia w Forcie Zegrze polskiego Fort Knox, ale za jego budowę inwestorzy chcieli pół miliarda złotych, czyli dwa razy więcej, niż planował NBP. Zresztą nawet gdyby plan zrealizowano, to i tak polskie złoto raczej by tu nie przyjechało. - Złoto NBP przechowywane jest na rachunku w Bank of England, który jest jedną z wiodących instytucji wykonujących usługi powiernicze i zapewnia najwyższy standard, bezpieczeństwo, efektywność oraz jakość usług w obrocie złotem - mówi Przemysław Kuk, rzecznik prasowy NBP. I dodaje, że planów budowy Skarbca Centralnego w Zegrzu nie należy łączyć z kwestią rezerw złota.

Według Kuka na świecie są dwa główne ośrodki przetrzymywania kruszcu: Bank of England i Fort Knox w USA. Tu swoje depozyty trzyma większość państw. Ile to kosztuje? Bank nie zdradza.

Obecnie Fort Zegrze już po raz trzeci jest wystawiony na sprzedaż. Cena wywoławcza to 28,5 mln zł. Do tej pory nikt jednak nie był nim zainteresowany.

W czasie pisania tekstu korzystałem z książek Bank Polski SA (Andrzej Jezierski, Cecylia Leszczyńska) Warszawa 1994, Odyseja skarbu Rzeczypospolitej. Losy złota Banku Polskiego 1939-1950 (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000).
Mirosław Bartołd

Obóz Bromberg-Ost

TYMB4R`k2013-02-03, 17:40
Sieć niemieckich obozów spowiła Europę podczas II Wojny Światowej. Oprócz niesławnego obozu pracy przymusowej DAG Fabrik Bromberg istniał w Bydgoszczy jeszcze jeden.



W 1944 roku zaczynało brakować miejsc w KL Stutthof co było bezpośrednią przyczyną tworzenia sieci podobozów. Dwunastego września 1944 roku komendant obozu w Sztutowie - SS-Sturmbannführer Paul Werner Hoppe - podpisał rozkaz utworzenia w Bydgoszczy obozu pracy przymusowej dla kobiet. Zlokalizowano go na rogu Fabrikstrasse oraz An den Gleisen Strasse (dzisiejszy róg Kamiennej i Fabrycznej). Już następnego dnia do obozu skierowano około trzystu kobiet - ż__ówek, pochodzących głównie z Rygi, Kowna oraz Węgier. Wśród uwięzionych znalazło się kilka Polek oraz Ukrainek. Zakwaterowano je w barakach niedaleko stacji kolejowej Bydgoszcz-Wschód.

Podobóz został oddany na potrzeby Deutsche Reichsbahn (Niemieckich Kolei Państwowych). Funkcje komendanta sprawował SS-Scharführer Anton Kniffke. Dodatkowo do obozu oddelegowano siedem nadzorczyń ze Sztutowa, w tym Ewę Paradies i Gerdę Steinhoff, które po wojnie zostały schwytane i powieszone, oraz Hertę Bothe. Dowodziła nimi Oberaufseherin Johanna Wisotzki.



Więźniarki były wykorzystywane do robót przy kolei. Do ich obowiązków należała budowa torów, załadunek towarów do wagonów i ich rozładunek oraz kopanie rowów ochronnych. Musiały też na bieżąco czyścić tłuczeń między torami. Fakt ten wykorzystywali pobliscy młodzieńcy, którzy wczesnym rankiem zakradali się na tory i wkładali między kamienie opakowane kawałki chleba, starając się w ten sposób pomóc uwięzionym kobietom. Chłopcy mieli po szesnaście - osiemnaście lat i ryzykowali w ten sposób życiem.

Ciężkie prace jakie wykonywały oraz niesprzyjające warunki atmosferyczne były przyczyną wielu zachorowań. Kobiety pracowały bez żadnej odzieży ochronnej do ósmego grudnia 1944 roku, kiedy to na wniosek komendanta obozu przysłano ze Sztutowa kilkaset płaszczy zimowych. Opiekę medyczną sprawowali lekarze kolejowi oraz jedna z więźniarek.

Obóz został zlikwidowany 20 stycznia 1945 roku po kilku miesiącach istnienia. Pozostałe przy życiu 295 więźniarek pospiesznie ewakuowano do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen-Oranienburg. Połączono je w jedną kolumnę wraz z tysiącem Ż__ówek z podobozu Bromberg-Brahnau (DAG Fabrik Bromberg) i skierowano przez Koronowo do Sępólna Krajeńskiego. Podczas marszu nie otrzymywały żadnego pożywienia, mimo że był sam środek zimy. Wiele z nich umarło z wycieńczenia bądź zamordowane przez strażników. Ze Złotowa do Czaplinka więźniarki przewieziono odkrytymi wagonami towarowymi. Następnie trafiły do Złocieńca. Po kilkunastu dniach Marszu Śmierci pozostałe przy życiu kobiety zostały uwolnione przez żołnierzy Armii Czerwonej.



Powojenne losy osób związanych z obozem:

Komendant Anton Kniffke został po wojnie schwytany i w czwartym procesie załogi Stutthofu w Gdańsku skazany na trzy lata więzienia, gdzie po krótkim czasie zmarł.

Nadzorczyni Ewa Paradies wróciła w styczniu 1945 do KL Stutthof. Mimo ucieczki pod koniec wojny została schwytana i 31 maja 1946 została skazana na śmierć przez sąd w Gdańsku. Wyrok wykonano 4 lipca o godzinie 17 na gdańskiej Biskupiej Górce przez powieszenie.



Również Gerda Steinhoff w styczniu 1945 wróciła do Sztutowa. Tydzień po tym - 25 stycznia - została odznaczona Krzyżem Żelaznym za "zasługi jako nadzorczyni". Zatrzymano ją dokładnie cztery miesiące później. Skazana na śmierć w tym samym procesie co Paradies, zginęła tego samego dnia co ona. Również przez powieszenie.



Herta Bothe po wojnie została skazana na więzienie, z którego wyszła już w 1951 roku. Wyszła za mąż i zmieniła nazwisko na Lange. Zmarła w marcu 2011 roku. W wywiadzie udzielonym przed śmiercią utrzymywała, że musiała zostać strażniczką obozu koncentracyjnego, bo inaczej naziści sami by ją tam osadzili. ("What do you mean, made a mistake? No... I'm not quite sure I should answer that. Did I make a mistake? No. The mistake was that it was a concentration camp, but I had to go to it, otherwise I would have been put into it myself. That was my mistake." - Friederike Dreykluft, Holokaust (2004))



Paul Werner Hoppe - ostatni komendant KL Stutthof i osoba, która wydała rozkaz utworzenia podobozu Bromberg-Ost - został skazany w 1955 roku przez niemiecki sąd na 5 lat i trzy miesiące więzienia. W 1957 roku zamieniono wyrok na 9 lat, jednak opuścił więzienia już w 1960. Umarł czternaście lat później.

Niemieccy żołnierze

DupaDemona2013-01-30, 16:04
Kilka lat po wojnie w podziemiach polskiego miasta ukrywali się hitlerowscy zbrodniarze!

To historia tak nieprawdopodobna, że wielu osobom ciężko w nią uwierzyć. Ale są świadkowie i relacje, które przekonują, że tak było naprawdę. Jak wynika z istniejących opisów, po ustaniu działań zbrojnych w podziemiach jednej z baz polskiego wybrzeża pozostali hitlerowcy. Według przekazów, mieli oni spędzić w ciemnościach nawet 8 lat! Niezwykłą historię żołnierzy, dla których mroczne, podziemne pomieszczenia stały się domem, opisał serwis odkrywca.pl

W słynnym filmie "Underground" Emira Kusturicy zaprezentowana została wyjątkowa sytuacja - podziemny bunkier zamieszkiwany był przez społeczność, która z dala od światła słonecznego wyczekiwała końca wojny. Ten jednak cały czas nie nadchodził. Mogło się wydawać, że zaprezentowana w filmie historia przedstawia coś niebywałego, co raczej nie mogłoby się wydarzyć naprawdę. Kilka pojawiających się świadectw mówi coś zgoła innego - istnieją relacje sugerujące, że po II wojnie światowej w podziemiach wielu polskich miast ukrywali się hitlerowscy żołnierze.

Nieznany epizod w historii powojennego świata

Historia Niemców, którzy lata mieli spędzić w zasypanych bunkrach, wydarzyła się na polskim wybrzeżu, w Babich Dołach, obecnie jednej z gdyńskich dzielnic. Znajdowała się tam torpedownia, a po wojnie stacjonowali tam Rosjanie. Teraz każdego roku organizowane są tam festiwale muzyczne; obecnie trwają też prace, które mają zaowocować otwarciem lotniska cywilnego. Ale przed laty miał się tam rozegrać prawdziwy dramat, którego aktorami byli nasi wrogowie - Niemcy.

Na ślad żyjących pod ziemią ludzi natrafił Władysław Dawidowski, który po wojnie pracował w Babich Dołach. Wśród należących do niego zadań należało m.in. inwentaryzowanie podziemnych schronów oraz torpedowni. W 1948 roku, podczas wykonywania jednego z zadań mężczyzna usłyszał dziwne, dochodzące z głębokości stukanie. Do miejsca, z którego dochodziły tajemnicze dźwięki, prowadziły rury wentylacyjne. Dawidowski postanowił natychmiast poinformować o sprawie swojego przełożonego. Ten jednak nie dał wiary w jego słowa.

Po tygodniu autor odkrycia znów udał się w miejsce, gdzie można było usłyszeć dziwny stukot. O zjawisku postanowił poinformować radzieckiego dowódcę, który wysłał w to miejsce ludzi. Ci natychmiast zaczęli kopać. Po kilkunastu dniach osobom, które brały udział w drążeniu dziury, ukazał się widok wstrząsający. Na dole, głęboko pod ziemią znajdowali się ludzie - poinformował serwis odkrywca.pl.

Życie w podziemnym państwie

Władysław Dawidowski oczywiście natychmiast przeciął wszelkie pojawiające się spekulacje na temat czasu, jaki pod ziemią spędzili odnalezieni ludzie. Nie było to osiem lat, jak można było usłyszeć w pojawiających się wcześniej historiach, ale najwyżej trzy. Znaleźli się oni na głębokościach prawdopodobnie w końcowej fazie wojny. Właśnie wtedy właz do bunkra, w którym znajdowali się Niemcy, miał zostać zasypany w wyniku wybuchu pocisku. Niemieccy żołnierze znaleźli się w potrzasku. Nie pozostało im nic, tylko czekać na to, co przyniesie los.

Jeden z Niemców, który został wydobyty z podziemia, opowiedział, że towarzysze jego niedoli stworzyli coś na wzór "państwa". Z czasem sytuacja tej hermetycznej społeczności miała się stawać coraz trudniejsza. Żołnierze stopniowo zaczynali się różnić w kolejnych sprawach i podzielili się na dwa wrogie obozy, które nawzajem się zwalczały. Nierzadko dochodziło do sytuacji dramatycznych - wojacy strzelali do siebie, ranili się wzajemnie i zabijali. W jednym z pomieszczeń utworzona została kostnica, w której składane były ciała kolejnych zabitych. Jak wynika z opowieści Władysława Dawidowskiego, jeden z mieszkańców bunkra zwariował i... niczym pułkownik Kurtza z "Czasu apokalipsy" obwołał się kapłanem.

Jak to możliwe, że ludzie przez tak długi czas trwali w podziemnej rzeczywistości? Traf chciał, że w miejscu, w którym się znaleźli, gdy bomba odcięła im drogę ucieczki, znajdował się magazyn żywnościowy - pomieszczenie, które wypełnione było zapasami wody oraz jedzenia. Przez długi czas mogli też korzystać z agregatów prądu oraz sztucznego światła. Naprawdę dramatycznie zrobiło się wówczas, kiedy urządzenia zasilające padły. Wtedy wszyscy mieszkańcy podziemnego państwa mogli korzystać tylko ze światła dostarczanego przez świeczki.

Ilu przetrwało?

W tak spartańskich warunkach mogli przetrwać tylko nieliczni. Jak zdradził Władysław Dawidowski w rozmowie z serwisem odkrywca.pl, po dotarciu do celu odnaleziono dwóch Niemców w obdartych mundurach. Obaj byli w fatalnym stanie. Jeden z nich zmarł natychmiast po tym, jak wyprowadzono go na powierzchnię ziemi; drugi został przewieziony do szpitala, gdzie zdążył jeszcze opowiedzieć tę historię, a potem też umarł. Jak wynika z zeznań świadków, teren, na którym dokonano odkrycia, został natychmiast otoczony przez Rosjan. W bunkrze, gdzie rozegrała się historia mogąca posłużyć za kanwę niesamowitego filmu, odnaleziono jeszcze ciała 15-17 niemieckich żołnierzy.

Czy to wydarzyło się naprawdę?

Wydarzenia, jakie miały miejsce w Babich Dołach, nie są powszechnie znane. Nie brakuje osób, które powątpiewają w to, że miały w ogóle miejsce; inni podważają niektóre z faktów, które są częścią tej fascynującej relacji.

Pojawia się oczywiście pytanie, dlaczego historia ujrzała światło dzienne stosunkowo niedawno? Władysław Dawidowski tłumaczył to tym, że przez lata obowiązywała go tajemnica i w czasach PRL nie mógł opowiadać o tym, czego był świadkiem zaraz po zakończeniu II wojny światowej.

Wzmianki na temat tego epizodu pojawiły się wcześniej na łamach dziennika "Wieczór Wybrzeża". Wydarzenia te opisywał też Zenon Kazimierz Skierski w książce "Gdy słońce gaśnie", która została wydana w 1959 r.

Żródło: niewiarygodne.pl

Twierdza Modlin na sprzedaż

konto usunięte2013-01-28, 11:02
W tym kraju sprzedaje się już wszystko. Słynna z II wojny światowej twierdza Modlin pójdzie pod młotek. Zamiast zmodernizować budynki i zrobić z twierdzy muzeum albo siedzibe wojska to k🤬a mendy sprzedajne chcą tam galerie zrobić. Jak ja k🤬a nienawidzę tego j🤬ego rządu i wszystkich jego struktur i ludzi .

Agencja Mienia Wojskowego szykuje się do sprzedaży Twierdzy Modlin. Przetarg najpewniej zostanie ogłoszony już w lutym. Na gruncie o łącznej powierzchni prawie 59 tys. mkw. mogą powstać m.in. obiekty handlowe i usługowe, ale także możliwe są funkcje rekreacyjne oraz mieszkaniowe.
Cena wywoławcza to 56 mln złotych. Wylicytowana cena podlega jednak 50 proc. bonifikacie z tytułu wpisania nieruchomości do rejestru zabytków.

Cała reszta wpisu tutaj:

biztok.pl/Chcesz-kupic-potezna-wojskowa-twierdze-Nie-ma-sprawy-a7025

Tirpitz - Goliat Kriegsmarine

konto usunięte2013-01-23, 21:58
Tirpitz



Tirpitz - pancernik Kriegsmarine zwodowany 1 kwietnia 1939 roku w stoczni w Wilhelmshaven.
Wyporność - 41 700 ton
Kadłub chroniony pancerzem o grubości 32 cm, a pokład o grubości 12 cm.
Wieże artylerii głównej chronione płytami o grubości 37 centymetrów.
Uzbrojenie - 8 dział kal. 380 mm, 12 dział kal. 150 mm, 16 dział kal. 105 mm, 37 do 74 działek przeciwlotniczych kaliber 37 i 20 mm i 8 wyrzutni torped kal 533 mm.
Początkowo "Tirpitz" nie brał udziału w działaniach wojennych - odbywał rejsy próbne po Bałtyku. Po zatopieniu "Bismarcka" w maju 1941 Hitler zdecydował o przebazowaniu dużych okrętów do silnie strzeżonych portów w Norwegii. Już w listopadzie 1941 roku w ramach operacji "Cerberus" udało się przebazować z Brestu do portów norweskich krążowniki "Prinz Eugen", "Gneisenau" i "Scharnhorst" (notabene, musiały płynąć one przez kanał La Manche tuż przed nosem Royal Navy, jednak dzięki silnej eskorcie Luftwaffe Niemcy nie stracili ani jednego z ważnych okrętów).
Sam "Tirpitz" przybył do norweskiego portu Trondheim w styczniu roku 1942.



Oczywistym było, iż Anglicy nie pozwolą pancernikowi na swobodne operowanie po Morzu Północnym, zwłaszcza, iż już wtedy rozpoczęto wysyłanie konwojów z zaopatrzeniem do Murmańska. Pierwszy cios nie spadł jednak na sam pancernik, lecz na dok remontowy w St. Nazaire. 28 marca 1942 roku w stronę bazy wyruszyły z Plymouth - niszczyciel "Campbeltown" (do którego załadowano 24 bomby głębinowe z zapalnikami czasowymi), kanonierka "MBG-34", ścigacz torpedowy "MTB-74" oraz dwa inne okręty, na które załadowano 611 komandosów i 16 motorówek. Plan był zabójczo prosty - korzystając z zaskoczenia obrońców "Campbeltown" miał wbić się we wrota doku remontowego, podczas gdy komandosi mieli zniszczyć instalacje portowe i wprowadzić jak najwięcej zamieszania (oryginalnie okrętem-taranem miał być niszczyciel ORP "Burza", jednak Kierownictwo Marynarki Wojennej nie zgodziło się na to). Plan powiódł się - mimo silnego ognia Niemców "Campbeltown" wbił się we wrota doku, zaś komandosi przystąpili do akcji. Łącznie zginęło 144 żołnierzy brytyjskich, zaś o 10:00 rano 29 marca zadziałały zapalniki zegarowe - dok został kompletnie zniszczony (do tego zginęło kilkudziesięciu niemieckich oficerów, którzy weszli na pokład "Campbeltowna" by ocenić straty).



Sam "Tirpitz" zaś wciąż znajdował się w Norwegii, gdzie trzymał w szachu dowództwo Royal Navy. Koronnym przykładem strachu Anglików przed kolosem stał się los konwoju PQ-17 - na wieść o wyjściu "Tirpitza" z portu dowodzący eskortą admirał Dudley Pound wydał 4 lipca 1942 rozkaz rozformowania konwoju. Była to brzemienna w skutkach decyzja - osamotnione frachtowce zdziesiątkowały U-Booty i bombowce Luftwaffe. Do Murmańska z 36 statków dopłynęło jedynie 11. A "Tirpitz"? Po krótkim rejsie zawrócił do portu (podobno został trafiony torpedą wystrzeloną z radzieckiego okrętu podwodnego K-21, aczkolwiek Niemcy nie potwierdzili tego).
Po tragedii PQ-17 Anglicy wciąż nie wiedzieli, jak dotrzeć do pancernika. W październiku 1942 roku nie powiodła się misja z użyciem
"żywych torped" - zerwały się podczas sztormu z holu kutra je przewożącego.



Jednakże w 1943 pojawiła się opcja dotarcia do kolosa - miniaturowe okręty podwodne typu X. Były to małe jednostki, zabierające na pokład 3 członków załogi i zdolne do przenoszenia dwóch dwutonowych min morskich.



11 września 1943 rozpoczęła się operacja "Source". Cel był prosty - "zatopić Tirpitza (okręty X-5, X-6 i X-7), Scharnhorsta (X-9 i X-10) i Lützowa (X-8)". Okręciki miały zostać dostarczone do celu przez większe okręty podwodne, a następnie same odszukać i zniszczyć cele. Jednakże już w trakcie rejsu z Wielkiej Brytanii pojawiły się problemy - na okręcie X-8 doszło do awarii zbiorników balastowych, przez co załoga musiała odrzucić miny. Ich przedwczesne eksplozje uszkodziły właz okrętu. Załoga musiała porzucić go i przejść na swój "holownik". Mniej szczęścia miała załoga X-9 - przy jednym z wynurzeń załoga okrętu "Syrtis" zauważyła zerwany hol. Przypuszcza się, że zerwał się podczas zanurzenia, co doprowadziło do utraty stabilności na skutek wstrząsu i zatonięcia "liliputa". Wraku nigdy nie odnaleziono.
Pozostałe okręty dotarły do Norwegii, gdzie czekało ich trudne zadanie - przejście przez sieci przeciwtorpedowe chroniące kolosa. Udało się to dwóm okrętom - X-6 i X-7 (X-5 zaginął i nie wiadomo do dziś, czy wykonał zadanie). Podłożone przez nie miny eksplodowały 21 września o godzinie 8:12. Poczyniły ogromne szkody - woda wdzierająca się przez rozerwany kadłub zalała generatory, uszkodzeniu uległy 3 silniki, zablokowały się wały napędowe śrub, unieruchomione zostały dwie wieże artylerii głównej, zniszczone zostały urządzenia kierowania ogniem.
A co z X-10? Dotarł on na miejsce jednak okazało się, że "Scharnhorsta" w fiordzie nie było - wypłynął wcześniej na ćwiczenia artyleryjskie. "Liliput" odnalazł później okręt - matkę i bezpiecznie powrócił do Anglii.
Uszkodzony pancernik nie został jednak pozostawiony sam sobie - do Kaafiordu wpłynął okręt naprawczy "Neumark" i już 15 marca 1944 roku "Tirpitz" był w stanie osiągnąć maksymalną prędkość 27 węzłów.
Nie był to jednak koniec - już 3 kwietnia 1944 uderzyła Fleet Air Arm - w ramach operacji "Tungsten" bombowce Fairey Barracuda uzyskały 14 bezpośrednich trafień pancernika. Poważnie uszkodzony "Tirpitz" po kolejnych naprawach ukrył się w porcie w Tromso. Jednakże i to nie pomogło - 12 listopada 1944 roku rozpoczęła się operacja "Catechism". Brały w niej udział specjalnie zmodyfikowane bombowce Avro Lancaster, przystosowane do przenoszenia bomb "Tallboy" o wadze 5 ton. Po trzech udanych trafieniach pancernik obrócił się do góry stępką, stając się grobem dla 1000 marynarzy...



Bibliografia - Bogusław Wołoszański "Sensacje XX Wieku - Dawid kontra Goliat".

Izraelska gazeta donosi, jak Ż__zi mordowali Polaków

konto usunięte2013-01-23, 17:43
Izraelska gazeta „Maariv” z 21 lipca 1971 r. wyjawia końcowy sekret katyńskiej masakry.



Wydra powiedział izraelskiej gazecie „Maariv” jak trzech sowiecko-ż__owskich oficerów, którzy też byli świadkami zabójstw, powiedziało mu o mordowaniu. Zaznaczył, że dochowa tajemnicy przez cały czas, ale teraz chce ją wyjawić, nim umrze.

Nazwał swojego informatora sowieckim majorem Joshua Sorokin, który przyznał się, że brał udział w masowych egzekucjach na początku wojny. Gazeta przytoczyła wypowiedź Vidry: „Ż__owski major w tajnej sowieckiej służbie i inni oficerowie przyznali mi się, że okrutnie zamordowali 12 tys. polskich oficerów w lesie katyńskim po wybuchu II wojny światowej”.

W drugim obozie pracy dwa lata później dwóch innych oficerów powiedziało, że brali udział w mordach. Wydra powiedział, że wierzyli w niego, ponieważ był Ż__em.

Jeden z oficerów, utożsamiany jako porucznik Aleksander Susłow, powiedział mu: „Chcę ci opowiedzieć historię mojego życia”. Tichonow (drugi oficer) i ja jesteśmy dwoma najbardziej nieszczęśliwymi ludźmi na całym świecie. Mordowałem »polaczków« moimi własnymi rękami. Zastrzeliłem ich.”



Stalin wybrał Ż__ów do mordowania Polaków w Katyniu

Zgodnie z paktem Ribbentrop-Mołotow, w 1939 r. Sowietom przypadła wschodnia część Polski, a Niemcom zachodnia. Tajna policja Stalina NKWD (dziś KGB) systematycznie ujarzmiała miasta pod jego kontrolę. Mieli rozkaz zgarniać wszystkich, którzy mogliby stanowić w przyszłości potencjalne zagrożenie dla komunizmu. Aresztowano więc około 15 tys. Polaków. 10 tys. stanowili oficerowie Wojska Polskiego, 5 tys. to cywile, wśród nich lekarze, prawnicy, dziennikarze, pisarze, przemysłowcy, biznesmeni, profesorowie uniwersytetów i nauczyciele szkół średnich. Wszyscy byli odtransportowani do trzech obozów koncentracyjnych w Rosji. My wiemy tylko o losie więźniów z obozu Kozielsk, ponieważ ich ciała zostały odkryte w Katyniu przez Niemców w 1943 r. Sowieci po 46 latach (wreszcie) przyznali się do odpowiedzialności za zbrodnię, którą zrzucili na Niemców. Stalin wierzył, że wykształceni polscy dowódcy mogą któregoś dnia unicestwić jego plany skomunizowania okupowanego kraju. Oni byli utalentowaną elitą narodu. To automatycznie czyniło ich niebezpiecznymi wobec planu Stalina podboju drugich narodów.

Kto mógł mordować Polaków?

Zamordować 15 tys. niewinnych to potworne zadanie, nawet dla najbardziej zatwardziałych oprawców. Stalin zwrócił się do szefa Sowieckiej Tajnej Policji, Ż__a Ławrientija Berii. Oni dyskutowali o masowym mordzie i zdecydowali, że to zadanie wykona dominująca grupa ż__owskiego aparatu bezpieczeństwa. Dawna nienawiść do Polaków katolików była notorycznie wiadoma.

Polakom w Kozielsku powiedziano, że jako wolni ludzie wrócą do domów. Pozwolono im uroczyście świętować noc przed załadowaniem na pociągi. Uściski i okrzyki „do zobaczenia w Warszawie!” wypełniały powietrze. Uciecha i radość wkrótce wygasły, kiedy odkryli, że pociągi jechały nie na zachód, ale na wschód, i były obstawione podwójną strażą.

Gdy pociąg wjechał i zatrzymał się na stacji Gniezdowo w pobliżu lasu katyńskiego, polskich jeńców ogarnęło przerażenie. Zaczęło się wyładowanie, bagaże rzucano na ciężarówkę, a jeńców zamykano w zakratowanych przyczepach ciężarówek. Stąd byli zawożeni do baraków robotników leśnych. Skazańców brano po trzech do baraków. Tam ograbiono ich z reszty posiadanych rzeczy, takich jak zegarki, pierścionki itp. Wreszcie zagnano ich nad ogromne doły i to, co zobaczyli, było horrorem nad horrory: na dnie tych dołów zobaczyli ciała swoich kolegów, którzy odjechali pociągiem przed nimi. Ciała były ułożone jedno na drugim, jak sardynki – wspak. Układała je grupa Ż__ów brodzących w głębokich kałużach krwi, czekając na nowe porcje zwłok walących się w głęboką otchłań dołów, które miały spocząć na innych ciałach, żeby było miejsce na ściśnięcie więcej i więcej. Rzędy były wysokie na 12 ciał.

Niektórzy jeńcy stawiali opór Ż__om wiążącym im ręce z tyłu. Wówczas ci zarzucali im płaszcze na głowy i wiązali ręce z przodu. Niektórym jeńcom pchano w usta trociny, co NKWD uznało za właściwy środek na uspokojenie. Obawiali się, że krzyki mogą wywołać opór czekających na swoją kolej w więźniarkach. Wielu było zabitych jednym strzałem w tył głowy i szyję, wielu kilkoma strzałami, wielu było przebitych bagnetem w plecy, piersi, co oznaczało, że jeńcy stawiali opór. 4253 było pochowanych w Katyniu. Dziś Polacy domagają się poinformowania, gdzie pochowane są ciała pozostałych 10 tysięcy jeńców. Ostatni rozdział tego straszliwego epizodu jeszcze będzie opowiedziany.

Ż__zi, którzy mordowali Polaków w Katyniu

Dziennik Izraela „Maariv” ogłosił światu imiona sowieckich oficerów NKWD uczestniczących w mordzie katyńskim. Polski Ż__ Abraham Vidro (Wydra), który mieszka teraz w Tel Awiwie, 21 lipca 1971 r. poprosił pismo o wywiad, bo chciałby, zanim umrze, wyjawić sekret o Katyniu. On opisał spotkanie z trzema Ż__ami, oficerami NKWD, w wojskowym obozie wypoczynkowym Rosji. Oni powiedzieli mu, jak uczestniczyli w mordzie Polaków w Katyniu.

Byli to: sowiecki mjr Joshua Sorokin, por. Aleksander Susłow, por. Samyun Tichonow. Susłow zażądał od Vidro zapewnienia, że nie wyjawi tego sekretu do 30 lat po jego śmierci, ale Vidro obawiając się, że tak długo nie pożyje, zdecydował się wyjawić go wcześniej. Mjr Sorokin, ufając Vidro, powiedział: „świat nie uwierzy czego ja byłem świadkiem”. Vidro mówił dziennikowi „Maariv”:
Ż__owski mjr w sowieckiej tajnej służbie (NKWD) i dwóch innych oficerów bezpieczeństwa przyznali mi się, jak okrutnie mordowali tysiące polskich oficerów w lesie katyńskim. Susłow mówi do Vidro: „Chcę ci opowiedzieć o moim życiu. Tylko tobie, ponieważ jesteś Ż__em, czy możemy mówić o wszystkim? To nie robi żadnej różnicy dla nas… Mordowałem polaczków własnymi rękami! I do nich sam strzelałem.”

Część tych opowieści jest reprodukowana na tej samej stronie wraz ze zdjęciem Vidro. Jest również interesujące, że w Katyniu było również mordowanych trochę Ż__ów. NKWD była ostrożna, selektywnie wybierała kogo „aresztować” spośród 15 tysięcy ofiar. Dziś wiadomo, że 80% polskich Ż__ów popierało ż__owski Bund, który stał się komunistyczną partią Polski. 20% tych, którzy nie popierali Bundu, było traktowanych jak reszta Polaków. Polityką Stalina było: „śmierć wszystkim, którzy mogliby sprzeciwiać się komunizmowi”.

Stalin mianował Ż__ów komendantami gułagów
Aleksander Sołżenicyn, światowej sławy rosyjski autor 712-stronicowej książki „Archipelag Gułag”, na 79 stronie zamieścił 6 zdjęć ludzi, którzy zarządzali najbardziej morderczymi obozami więziennymi w Rosji. Wszyscy byli Ż__ami: Aron Solts, Naftaly Frenkel, Yakow Rappoport, Matvei Berman, Lazar Kogan i Genrikh Yagoda.

Sołżenicyn opisuje jak Frenkel najbardziej pasował do wszystkich profesjonalnych mordów: „Frenkel ma oczy badacza i prześladowcy, z wargami sceptyka… człowiek z niezwykłą miłością władzy, nieograniczonej władzy, pragnący, by się go bano!” Jest to opis Khazara ż__owskiej rasy, który dziś jest komendantem (zarządcą obozów koncentracyjnych, w których trzyma się tysiące Palestyńczyków). Módlmy się za te biedne ofiary.

Więcej szokujących wieści
Katyńska masakra w Trzebusce


Została odkryta nowa, nieznana masakra Polaków przez Sowietów. Organizacja „Wiejska Solidarność” doniosła, że sowiecka tajna policja zamordowała 600 Polaków między 24 sierpnia a listopadem 1944 roku w lesie w Trzebusce, w pobliżu miasta Rzeszów. Zamordowani byli znów członkami inteligencji polskiej, włącznie z oficerami AK, przywódcami organizacji i księżmi. Wszystkie ofiary miały podcięte gardła od ucha do ucha. Ich groby odkryto w 1980 r., ale rząd komunistyczny PRL zdławił wiadomość o tym „Drugim Katyniu”. W 1945 r. polski oficer napisał raport o powyższej masakrze, ale został aresztowany przez bezpiekę i ślad po nim zaginął.
Polski tygodnik wychodzący w Londynie donosił, że masową masakrę zarządził dowódca I Armii marszałek Iwan Koniew. Tygodnik londyński miał naocznego świadka, który zeznał, że więźniowie byli trzymani w sowieckich obozach koncentracyjnych w brutalnych i nieludzkich warunkach zanim zostali zamordowani.

Ta sprawa jest szczególnie bolesna, ponieważ mordu dokonali ci, którzy głosili (w tym czasie), że są „wyzwolicielami Polski”.

Tłumaczył W.N.
Wreszcie Prawda
Czasopismo USA „The truth at last” nr 336/1989

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem