📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 8:40

#historia

Historia jednej fotografii: Sęp i głodujące dziecko

konto usunięte2013-03-02, 22:37
Nie znalazłam na Sadisticu nic na temat tego zdjęcia, więc dodaję, ba, nie znalazłam nawet podobnej serii o historii pochodzenia niektórych ciekawych fotografii, więc niewykluczone, że dodam coś jeszcze z tego cyklu .

Zapraszam do lektury .

Sudańska dziewczynka chwiejmy krokiem zmierza do punktu żywnościowego. Trudno ocenić jej wiek. Nie jest chuda, jest przerażająco wychudzona. Ciemna skóra opina się na drobnym szkielecie, który z trudem dźwiga nieproporcjonalnie dużą główkę. W pewnym momencie braknie jej sił, przykuca na środku wypalonej słońcem łąki. Jest głodna, wycieńczona, odwodniona. Bez opieki.
Bacznie przygląda jej się sęp, ptaszysko z ogromnymi skrzydłami i zakrzywionym dziobem. W tej scenie wygląda niczym stwór z piekieł. Na dziecko zwrócił uwagę również Kevin Carter, młody, lecz popularny już fotoreporter z RPA. Przyleciał tu wraz ze znajomym fotografem Joao Silvą, podpięli się pod ekipę z ONZ. Nigdy wcześniej nie widział na własne oczy ofiar klęski głodu.

Kevin z aparatem przy twarzy czeka, aż sęp, szykując się do ataku, rozłoży skrzydła. Taki obraz poruszyłby miliony, wyrył się w pamięci każdego człowieka, który zobaczyłby to zdjęcie. Byłby jak oskarżycielski palec wymierzony w każdego, kto bez opamiętania zanurza się w konsumpcyjnym stylu życia. We mnie, w Ciebie, w nich.

Ptaszysko jednak tylko obserwuje, ani drgnie. Jest cicho. Ta cisza musi być przerażająca, trudniejsza do zniesienia niż najbardziej natarczywy hałas. Carter po 20 minutach nie wytrzymuje napięcia i robi mniej efektowną fotografię niż planował. Nie szkodzi, to zdjęcie i tak wstrząśnie światem. Ten bezruch zapiera dech w piersi.



Po wykonaniu zdjęcia przegonił sępa, lecz nie udzielił dziewczynce jakiejkolwiek pomocy. W jednym z późniejszych wywiadów wspominał, iż po zrobieniu fotografii usiadł pod drzewem, modlił się i długo płakał myśląc o swojej małoletniej córce. A co stało się z dziewczynką?

Kilkanaście dni potem zdjęcie to ukazało się na okładce „New York Timesa” i bardzo szybko zostało przedrukowane do wielu dzienników na świecie. Czytelnicy zaczęli zasypywać redakcję pytaniami o los dziewczynki, a organizacje humanitarne otrzymały datki od tysięcy ludzi poruszonych losem sudańskich cywilów. Kiedy Carter przyznał w końcu, że nie udzielił pomocy dziewczynce, spadła na niego ogromna fala krytyki. Zdjęcie wywołało dyskusje na temat standardów etycznych w zawodzie fotoreportera. Krytykę odpierali obrońcy Cartera, którzy stwierdzili, że jeszcze nigdy jedno zdjęcie nie wywołało takiej masowej reakcji społecznej i zwiększenia wrażliwości na problemy żywieniowe krajów Trzeciego Świata. Tysiące ludzi, pod wpływem tego zdjęcia, zdecydowały się na przesłanie określonej pomocy materialnej dla dotkniętych klęską głodu Sudańczyków.

Za zdjęcie "Dziewczynki z sępem" Kevin Carter w 1994 roku otrzymał prestiżową nagrodę Pulitzera. W tym momencie droga do dalszej kariery stała dla niego otworem. Niestety, wydarzenia, których był świadkiem w Sudanie, silnie odbiły się na jego psychice. Fotoreporter coraz częściej sięgał po używki, nie wywiązując się ze swoich obowiązków. Kolejnym silnym przeżyciem była dla niego tragiczna śmierć jego bliskiego przyjaciela Kena Oosterbroeka, również fotoreportera. Zginął on jako przypadkowy świadek strzelaniny. Carter zdawał sobie sprawę, że on sam również mógł zginąć, gdyby kilka godzin wcześniej nie udał się do hotelu. Popadł w głęboką depresję. 27 lipca 1994 roku popełnił samobójstwo.

W chwili śmierci Carter miał 33 lata. Osierocił córkę. Przed śmiercią napisał kilka pożegnalnych słów do rodziny i bliskich. Carter był znany w środowisku jako osoba wrażliwa i uczuciowa. W wywiadzie dla gazety "The New York Times" Jimmy Carter, ojciec fotografa, powiedział, że "syn zawsze nosił w sobie koszmary pracy, którą wykonywał".

W swym liście pożegnalnym fotograf napisał: "Jestem załamany. Bez telefonu, bez pieniędzy na czynsz i na alimenty. Prześladują mnie żywe obrazy zabitych i cierpiących; widok ciał, egzekucji, rannych dzieci. Odszedłem, i jeśli będę miał szczęście, dołączę do Kena".

Kevin Carter nie popełnił samobójstwa z powodu widma małej sudańskiej dziewczynki, której nie wyciągnął w piekła. Jego śmierć była efektem 11 lat życia na krawędzi, które odbiło się na nim i jego bliskich oraz odejścia najlepszego przyjaciela. W pełni poświęcił się dla pokazywania światu jego brutalniejszej strony.

Dzięki zdjęciu Cartera oczy świata na chwilę zwrócone były w kierunku pogrążonej w bratobójczych walkach i nędzy Afryki. Nastąpił też znaczny wzrost zainteresowań kwestią niedożywienia - opinia publiczna na całym świecie poruszona była tragedią tysięcy istnień ludzkich. Ale gdy opadły już emocje, o Sudanie znów jakby zapomniano. Obecnie - jak donosi ONZ - w kraju tym, z powodu głodu, cierpią ponad 4 miliony osób. Przyczyna takiej sytuacji jest niezmiennie taka sama - susza i nieustający konflikt wewnętrzny.

Źródła:
niewiarygodne.pl
politykaglobalna.pl

Rosja się zbroi.

lajtus2013-02-25, 23:45
ROSJA SIĘ ZBROI - wystąpienie prof. Romualda Szeremietiewa.
Trochę historii coby skłonić do refleksji najtwardszych Sadoli. I nie pierdzieć, że nie pasuję do portalu - w odpowiednim dziale. Angielski mile widziany, ostatecznie można posłuchać muzyki. Zalecam słuchawki by poczuć klimat po wcześniejszej ZMIANIE JAKOŚCI na najwyższą.



Pierwszy temat.

Powstanie Słuckie

Vof2013-02-21, 2:44
Powstanie słuckie (biał. Слуцкі збройны чын, Słucki zbrojny čyn, Слуцкае паўстаньне, Słuckaje paŭstańnie) – zbrojne wystąpienie oddziałów białoruskich przeciwko Armii Czerwonej w okolicach Słucka w listopadzie i grudniu 1920.

Po zakończeniu działań wojennych wojny polsko-bolszewickiej 18 października 1920 w strefie działań wojsk polskich znalazły się zachodnie ziemie Białorusi. Zgodnie z podpisanymi 12 października w Rydze preliminariami pokojowymi z Rosją radziecką, II Rzeczpospolita zobowiązała się do wycofania swoich wojsk na zachód od Słucka.

Z oddaniem ziem białoruskich bolszewikom nie pogodził się jednak gen. Stanisław Bułak-Bałachowicz, który na czele swojej Ochotniczej Sprzymierzonej Armii 5 listopada przekroczył linię przerwania ognia, a 10 listopada ogłosił w zdobytym Mozyrzu powstanie niepodległej Białorusi.

Stacjonująca na Słucczyźnie 4 Armia gen. Leonarda Skierskiego przekazała władzę Białoruskiemu Komitetowi Narodowemu. Ten 4 listopada zwołał Białoruski Zjazd Słucczyzny i uznał Radę Najwyższą Białoruskiej Republiki Ludowej. Wybrana na Zjeździe Rada Słucczyzny wydała 21 listopada deklarację, wzywającą ludność białoruską do walki o niepodległą Białoruś w granicach etnograficznych. Rozpoczęła też formowanie jednostek wojskowych. Wkrótce utworzono I Słucką Brygadę Strzelców, w sile dwóch pułków. 24 listopada wojska polskie rozpoczęły wycofywanie się ze Słucczyzny, pozostawiając jednak 15 km pas ziemi niczyjej. Wkraczające oddziały Armii Czerwonej staczały walki z oddziałami białoruskimi, które jednak szybko zostały przyparte do pasa 15 km. W grudniu 1920 ostatnie zwarte białoruskie oddziały wojskowe przeszły na stronę polską, gdzie zostały rozbrojone. W pasie neutralnym zainstalowały się lokalne władze białoruskie, którym udało się ujść przed bolszewikami. Organizowały one stamtąd wypady partyzanckie na pozycje białoruskie.

Intensywne walki partyzanckie na Słucczyźnie trwały jeszcze wiosną 1921, a ostatni żołnierze tych oddziałów utrzymali się w miejscowych lasach nawet do lat 30.

Władze polskie wykorzystały to powstanie jako dywersję antybolszewicką w czasie negocjacji przebiegu granicy polsko-rosyjskiej, zatwierdzonego podpisaniem traktatu ryskiego w 1921.

zbrodnicze ż__zisko

konto usunięte2013-02-20, 11:29
Ciekawostka z Gazety Bydgoskiej z 02.04.1932 r.

Jeden z dowodów na to, że Polacy Ż__ów nigdy nie kochali



[/b]
Walczyli z trzema tysiącami Niemców i odparli 13 szturmów

W powszechnym przekonaniu niemieckie siły biorące bezpośredni udział w szturmach były nieporównanie większe niż – licząca nieco ponad 210 żołnierzy – załoga Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Mówi się często nawet o trzech tysiącach Niemców. A jak to wyglądało naprawdę? Istotnie, atakujący mieli przewagę, ale nie aż tak miażdżącą. Zgodnie z tym co pisze Jarosław Tuliszka w książce „Westerplatte 1962-1939” ich liczba nie przekroczyła 1000 (nie licząc oczywiście załogi pancernika). Jeszcze bardziej szczegółowe dane możemy znaleźć w pracy „Boje Polskie 1939-1945. Przewodnik encyklopedyczny”. Autor hasła poświęconego interesującej nas batalii podkreśla, że według najnowszych badań w bezpośrednich atakach na Westerplatte wzięło udział około 570 żołnierzy i policjantów.

Skoro już wiemy z jakimi siłami przyszło walczyć obrońcom, to teraz należy pochylić się nad kolejnym mitem. A mianowicie wielokrotnie powtarzaną informacją o trzynastu odpartych szturmach. Ba, w Internecie można się nawet spotkać z tekstami, gdzie jest mowa o z czternastu niemieckich szturmach i dziewiętnastu nocnych wypadach! Rzecz jasna wszystko to należy włożyć między bajki. W rzeczywistości – jak podkreśla Jarosław Tuliszka – Niemcy przeprowadzili tylko dwa szturmy generalne oraz jeden atak będący głębokim rozpoznaniem walką. Oba szturmy miały miejsce pierwszego dnia zmagań i – jak doskonale wiemy – zostały krwawo odparte. Atakujący stracili blisko 40 zabitych i wielu rannych, z których kilkunastu później zmarło w szpitalach. Ta kosztowna lekcja dała niemieckiemu dowództwu do myślenia.

Kolejny szturm generalny kilkukrotnie przekładano, skupiając się na innych obszarach działań. W końcu sam Hitler zezwolił, aby szturm odbył się 8 września. Dzień wcześniej postanowiono przeprowadzić natomiast wspomniany już atak będący głębokim rozpoznaniem walką. W jego trakcie zostało rannych kilku Niemców, jednak nikt nie zginął. Z uwagi na kapitulację obrońców nigdy nie doszło do trzeciego – tym razem już dobrze przygotowanego – szturmu, który zapewne zakończyłby się masakrą polskiej załogi.
Byli ustawicznie ostrzeliwani z lądu i morza oraz bombardowani z powietrza

Następnym mitem jest informacja jakoby Westerplatte przez cały czas oblężenia było niemal non stop pod silnym ostrzałem prowadzonym z lądu i morza, dodatkowo wspieranym cyklicznymi nalotami bombowymi. Analiza niemieckich źródeł pozwoliła Jarosławowi Tuliszce dokładnie odtworzyć skalę wrogiego naporu. Okazuje się, że przez cały okres walk „Schleswig-Holstein” jedynie pierwszego i ostatniego dnia walk prowadził ostrzał składnicy ze swych dział.

Pierwszego września były to trzy podejścia, trwające odpowiednio 7, 37 i 26 minut. Sześć dni później pancernik również trzykrotnie użył swej artylerii pokładowej, prowadząc łącznie ogień przez prawie dwie godziny. Należy tutaj jednak podkreślić, że wbrew ostatnio lansowanym teoriom, ostrzał był całkiem skuteczny – szczególnie ten z siódmego września. Do ataków z morza trzeba jeszcze zaliczyć – otwarty dwukrotnie czwartego września – krótkotrwały ogień ze 105- milimetrowych dział starego torpedowca „T-196” oraz pięciominutowy ostrzał podjęty przez trałowiec „Von der Groeben” tegoż dnia. I to tyle jeżeli chodzi o udział Krigsmarine.

A jak wyglądały ataki Luftwaffe? Jeszcze skromniej, chociaż z lepszym efektem. Już na wstępie należy podkreślić, że niemieckie lotnictwo przeprowadziło tylko jeden nalot na Westerplatte! Początkowo planowano go na pierwszego września. Ostatecznie – po kilkukrotnym przekładaniu godziny ataku – dopiero krótko po godzinie osiemnastej następnego dnia 58 Junkersów Ju 87B Stuka zrzuciło 26,5 tony bomb na wyznaczone cele. Nalot był przy tym bardzo skuteczny i wywołał spore zamieszanie w szeregach obrońców. Dodatkowo jedna z 500-kilogramowych bomb zniszczyła Wartownię Nr 5, zabijając siedmiu polskich żołnierzy i raniąc dwóch kolejnych. Na tym zakończył się współudział Luftwaffe w walkach o Westerplatte.

Podobnie jak w przypadku marynarki i lotnictwa, również artyleria lądowa nie wykazywała nadmiernej aktywności. Poza użyciem przez atakujących pierwszego dnia kilku działek przeciwpancernych, dopiero piątego września wykorzystano baterię haubic 105 milimetrów, które wystrzeliły 200 pocisków. Następnego dnia Niemcy ostrzelali Westerplatte z ciężkiego moździerza i baterii artylerii. Również i tym razem nie spowodowało to oczekiwanych zniszczeń. Można zatem chyba uznać, że kolejny mit upadł.Czy Sucharski się załamał?

Inną sprawą wzbudzająca spore kontrowersje jest kwestia dowodzenia obroną po wspomnianym wcześniej nalocie. Jak zostało bezspornie ustalone, późnym popołudniem drugiego września major Henryk Sucharski zdecydował o kapitulacji i nakazał wywieszenie białej flagi. Jednak jego zastępca, kapitan Franciszek Dąbrowski, sprzeciwił się temu rozkazowi i dzięki poparciu większości podwładnych walka była kontynuowana.

Czy decyzja Sucharskiego była podyktowana – jak chcą niektórzy – załamaniem nerwowym, czy może wynikała z trzeźwego osądu i wiedzy, której nie posiadali inni? Aby odpowiedzieć na to pytanie należy cofnąć się do 31 sierpnia 1939 r. Tego dnia na Westerplatte przybył podpułkownik Wincenty Sobociński z Komisariatu Generalnego RP w Gdańsku. Przekazał on Sucharskiemu kilka ważnych informacji. Między innymi o tym, że według ustaleń polskiego wywiadu Niemcy zaatakują w ciągu najbliższych 24 godzin oraz że obrońcy nie mogą liczyć na żadną pomoc z zewnątrz!

Dostarczył także rozkaz prowadzenia obrony przez 12 godzin – wcześniejsze rozkazy mówiły o sześciu godzinach – która miała być manifestacją polskiej woli walki. Jak zatem widzimy, decyzja majora Sucharskiego o kapitulacji nie była raczej podyktowana załamaniem nerwowym, lecz trzeźwą oceną zaistniałych realiów. Obrona trwała wtedy już ponad trzykrotnie dłużej niż zakładano, a na odsiecz nie było szans. Z kolei kapitan Dąbrowski nie znając całej prawdy po prostu dopuścił się jawnej i nieuzasadnionej niesubordynacji. Chociaż należy podkreślić, że działał w dobrej wierze.
Ile trwała obrona i jakie straty poniosły obie strony?

Zmierzając powoli ku końcowi, pozostaje odpowiedzieć jeszcze na dwa pytania. Pierwsze z nich dotyczy tego ile właściwie trwała obrona? Przez całe dziesięciolecia uważano, że było to siedem dni. Znów mamy do czynienia z błędną interpretacją faktów. Walki rozpoczęły się 1 września o godzinie 4:48, a zakończyły – Niemcy zauważyli biała flagę – 7 września o 9:30. Zatem było to 6 dni 4 godziny i 42 minuty.

Drugie zagadnienie obraca się wokół liczby ofiar po obu stronach. Niektórzy twierdzą, że Niemcy stracili nawet do 1000 zabitych i rannych. Bardziej ostrożne szacunki mówiły o 300-450 zabitych i rannych. Najnowsze ustalenia mocno jednak zweryfikowały te hipotezy. Według nich bezpośrednie straty niemieckie wyniosły około 50 zabitych i 150 rannych. Co do polskich ofiar można przyjąć, że było to co najmniej 15 zabitych i około 40 rannych i kontuzjowanych.

To tylko niektóre z mitów Westerplatte. Niedługo do kin wchodzi kontrowersyjny film poświęcony obronie Wojskowej Składnicy Tranzytowej, czas więc chyba przypomnieć, jak było naprawdę. Nawet, jeśli wersja utrwalana przez dziesięciolecia przez propagandę wydaje się niektórym ciekawsza.

"Polskie obozy śmierci"...

Mr.Drwalu2013-02-18, 17:31


"Polskie obozy śmierci", czyli polityka historyczna ma znaczenie.

Największa agencja prasowa w Niemczech użyła sformułowania "polski obóz zagłady". Za nią powtórzyły kolejne gazety i portale internetowe...


Na marginesie warto się zastanowić kto i kiedy wymyślił ten sugerujący, że niemieckie obozy śmierci były polskie, zbitek słów? Otóż był to... Niemiec, Adolf Benzinger - członek zachodnioniemieckiego kontrwywiadu. W 1956 roku, z uwagi na trwający od końca II wojny światowej bojkot niemieckich towarów na światowych rynkach, postawiono mu zadanie wymyślenia sposobu na zdjęcie z narodu niemieckiego choć części odium odpowiedzialności za Holocaust. Benzinger wpadł na pomysł rozpowszechniania informacji o "polskich obozach koncentracyjnych", które jak twierdził: "mogą się przyczynić do wybielenia historycznej odpowiedzialności Niemiec za Zagładę".

Niemieckie zakłamywanie historii trwa w najlepsze. Największa tamtejsza agencja prasowa użyła sformułowania "polski obóz zagłady".
Historyk Leszek Żebrowski opowiada o żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych pochodzenia ż__owskiego wychodząc na przeciw mitowi, jakoby NSZ mordowało ludność ż__owską na terenie okupowanej Polski, wskazując jednocześnie, kto tak naprawdę, poza Niemcami, zajmował się mordami na ż__ach

Pewna opowieść

konto usunięte2013-02-13, 2:17
z wykorzystaniem obrazków

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem