📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 23:46

#historia

Ciekawa historia

konto usunięte2013-09-21, 16:16
Opowieść prosto z mojego bloku, opowiedziana przez wujka, którego młodość przebiegała za czasów cudownego komunizmu.
Dwóch kumpli kupiło sobie narty bo zbliżała się zima i chcieli pojechać w góry. Jeden z nich wpadł na pomysł, żeby spróbować zjechać na nartach...po schodach na parterze(mieszkali w 10 piętrowym bloku). Jak chciał pech, kiedy już było za późno żeby wyhamować, jakaś stara babcia weszła do klatki i stanęła na drodze narciarzowi. Babka dostała dosyć mocną masą i przyspieszeniem, straciła przytomność, a chłopaki zadzwoniły po karetkę. Wszystko było w porządku, do momentu kiedy okazało się, że babcię zwinęli do zakładu psychiatrycznego(nazywamy go w Radomiu "Krychnówek"), ponieważ po przebudzeniu bredziła że potrącił ją w klatce narciarz...
Na szczęście obaj poszli do szpitala i wyjaśnili sprawę.

Margines społeczny średniowiecznego Paryża.

konto usunięte2013-09-20, 0:04


Czas późnego średniowiecza cechował się szczególnym nasileniem działań przestępczych.

- za przestępstwa groziła kara banicji. Osobę taką każdy mógł pobić, nie działała na nią żadna ochrona. Banicji często towarzyszyło obcięcie prawego ucha, pręgierz albo chłosta

- surowo karano wszelkie kradzieże. Z 84 osób skazanych za kradzież z życiem uszło tylko 11. Wyroki paryskiego Châtelet wskazywały na to, że kara śmierci była stosowana w 79% przypadków.

- stosowanie wytrycha było okolicznością obciążającą, bo wskazywała na profesjonalizm przestępcy

- przestępcy często wygalali sobie na głowie tonsurę (symbol przynależności do stanu duchownego), dzięki temu mogli podlegać łagodniejszym w wyrokach sądach kościelnych

- dużą liczbę stanowili księża – włóczędzy, którzy nie mieli parafii, a więc podczas wędrówki szukali źródła dochodu. Księża skazywani byli za branie udziału w tańcach, za występowanie w farsie w kobiecym stroju, za granie na niecnych instrumentach, kąpiel w obecności kobiet, a także za zbyt długie włosy czy też nieodpowiedni strój. Wizytatorzy diecezji paryskiej stwierdzili, że kościoły są: „norami rzezimieszków, czy też pospolitymi stajniami”

- Ludwik Pobożny wymyślił ciekawe prawo, które miało zwalczać nierząd. Otóż jeśli w jakimś domu znalazła się nierządnica gospodarz musiał wynieść ją na ramionach na plac targowy, gdzie wymierzona zostanie jej chłosta.

- słowa prawnika z XVI wieku:

(…) za porwanie lub zgw🤬cenie kobiet lekkich obyczajów, pospolicie lub w domu publicznym uprawiających swe rzemiosło, nie może grozić żadna kara, jako że trzeba, aby były one zdane na wolę wszystkich, nikomu nie mogły się sprzeciwiać lub przeciwstawiać (…)

- w pewnym szpitalu prowadzonym przez księży doszło do rozruchów. Pacjenci wołali: „trzymacie sobie w domu wasze tłuste nierządnice, a przychodzicie tu tylko po to, aby okradać biednych!”

Widok Paryża w 1493 r

- współcześni oceniali liczbę profesjonalnych żebraków na 4 tys. Według badaczy żebraków było od 8 do 20 tys – ok. 10% ludności Paryża

- żebracy porywali dzieci, by dzięki temu więcej zarabiać:

(…) rzeczony Stefan Tierrier ukradł dwoje dzieci, jedno w Saint-Laurent-de-la-Plaine, w Andegawenii, które zwało się Jan Hemont, a któremu to dziecku obciął nogi powyżej stóp, drugie zaś ukradł w Chapelle -Blanche w pobliżu Loches, a zwało się ono Jan Gisart, i temu dziecku wyłupił oczy… a wszystko po to, aby zdobyć pieniądze i wzbogacić się (…)

- hazardem zajmowali się uliczni ciastkarze. W grze np. w kości stawką były miały być ciastka. Zdarzały się głosy na temat oszustw stosowanych przez ciastkarzy takich jak odpowiednio wyważone kostki

- fałszerze pieniędzy byli karani śmiercią przez ugotowanie żywcem

- pewnego razu urządzono dziwny turniej. Otóż czterech niewidomych miało zabić przy pomocy kijów wieprza. Jeśli by im się to udało w nagrodę dostali by mięso. Turniej dostarczył wiele zabawy mieszkańcom Paryża, ponieważ ślepcy bili się nawzajem.

Na podstawie:

B. Geremek, Życie codzienne w Paryżu Villona, Warszawa 1972

Najsłynniejsi żołnierze starożytności

konto usunięte2013-09-18, 23:37
1 Nieśmiertelni



Według Herodota, ich nazwa – Nieśmiertelni – pochodziła z faktu, iż gdy na skutek ran lub chorób ginął jakiś gwardzista, natychmiast kolejny zastępował go w szeregu (miało to mieć efekt psychologiczny – wydawało się, że żaden wojownik nie zginął. Nie wiemy, jak oddział gwardii nazywany był przez samych Persów, jednak jego istnienie potwierdzają również historycy z okresu Aleksandra Wielkiego, w relacjach których noszą oni określenie "dzierżący jabłko". Pochodzi ono od ich broni - długich, ciężkich włóczni, na których tępym końcu umieszczono przypominającą kształtem jabłko przeciwwagę, która ułatwiała operowanie tą bronią.

2.Hoplici



Hoplici powstali w Grecji znamy ich m.in. z filmu "300" gdzie 300 spartan walczy z persami stosując zwartą falangę.Falanga była stosowana przez hoplitów przez cały okres ich istnienia,była formacją obronną niezwykle skuteczną na ataki frontalne,boki i tyły były jednak narażone na atak,który mógł rozgromić formację,Przeciętna falanga miała 8 rzędów.
Typowy hoplita był wyposażony w włócznie Dorę,miecz,tarczę Hoplon,kirys z brązu lub zbroję skórzaną,na głowię miał w latach swojej świetności hełm koryncki do tego jeszcze nagolenniki i osłony przedramion z brązu.

3.Pedzetajr Macedoński



Pedzetajrowie zawdzięczają swoje istnienie hoplitom,od któych wzięli swoją taktykę.Tworzyli oni falangę tylko że 16 rzędową.Ich główną bronią była Sarrisa dzięki której zawdzięczają swoją sławę ,Sarrisa miała ok.6 metrów długości,była ona ostra na dwóch końcach po pierwsze dlatego żeby żołnierz mógł ją wbić w ziemie żeby stałą równo po drugie żeby po złamaniu piki mógł ciągle walczyć.Innym zastosowaniem sarrisy może być również użycie ich jako tarczy przeciwko strzałom(Pierwsze 5 rzędów trzymało pikę poziomoa pozostałe trzymały je pochylone co mogło zatrzymać strzały w pewnym stopniu przy takiej ilości sarris.Taki pikinier był wyposażony w tarczę,której nie używał w trakcie kiedy trzymał sarrisę ponieważ wymagała ona użycia 2 rąk albo nosił ją na ramieniu.Na ogół nosili oni skórzane zbroje lub rzadziej napierśniki z brązu i hełmy najcześciej beockie lub frygijskie.Byli również wyposażeni w miecz najczęściej Kopis.

4.Hetajrowie



Ciężkozbrojna jazda macedońska(można ich porównać do naszej husarii)rekrutująca się z przedstawicieli arystokracji, stanowiąca królewską gwardię przyboczną, dowodzoną podczas bitwy bezpośrednio przez króla.Zbroja jest mniej więcej taka sama jak u pedzetajrów tylko że lepszej jakości.Nie używali tarcz za to walczyli Xystonem czyli ok.3 metrową włócznią a ich zadaniem było przebić się przez szeregi wrogą(dlatego porównałem ich do husarii)

5.Katafrakci



Katafrakt (gr. κατάφρακτος kataphraktoi – pokryty, osłonięty, opancerzony) – ciężki kawalerzysta w czasach starożytnych i w średniowieczu. Ciężkozbrojnej jazdy używali m.in. Sarmaci, Partowie, Seleucydzi, Sasanidzi, Ormianie, Rzymianie i Bizantyńczycy.Katafrakci dosiadali specjalnie hodowanych ciężkich koni bojowych. Ich opancerzenie najczęściej stanowiła kolczuga lub zbroja łuskowa oraz hełm. Inaczej rzecz się przedstawiała w zachodnich, zhellenizowanych satrapiach Seleucydów – tamtejsi jeźdźcy nosili metalowe kirysy, laminowane naramienniki i nagolenice, hełm tracki z maską jeźdźca. Katafraktowie, według Tytusa Liwiusza mieli stanowić część agemy Antiocha III Wielkiego. Zazwyczaj byli uzbrojeni w długą na 4-4,5 m włócznię (kontos), ciężki miecz oraz łuk. Podobno opancerzane miały być również konie – bądź to ladrami łuskowymi, bądź płytowymi (z brązu). Niektóre źródła mówią o katafraktach jeżdżących na wielbłądach.
W średniowiecznym Bizancjum katafrakci stali się najcięższą jazdą świata, przewyższając pod względem opancerzenia nawet zachodnioeuropejskie rycerstwo. Często wiąże się ich z elitarnym oddziałem Nieśmiertelnych, choć nie istnieją bezpośrednie dowody, że była to jednostka katafraktów.

6.Rzymscy Legioniści(po reformach Mariusza)



Prawdopodobnie najbardziej znani żołnierze starożytności.
Rzymskie Legiony podbiły spory kawałek świata nic dziwnego,ponieważ była to jedna z najlepiej zorganizowanych armii w historii o niezwykłej dyscyplinie i wyszkoleniu.Każy Legionista po reformach Mariusza był jednakowo wyposażony na początku była to

Lorica Hamata



a później Lorica Segmentata



Używali hełmów montefortino oraz tarcz scutum
Jako uzbrojenia ofensywnego używali 2 oszczepów ciężkiego i lekkiego pilum,miecza gladius oraz sztyletu pugio.

Jest to mój pierwszy post tego typu trochę skopiowałem z wikipedii ponieważ nie mogłem ułożyć sobie zdań a trochę sam napisałem

Jak było wyj🤬

Prezydent na miarę stolicy

Vof2013-09-18, 16:21
W II RP piłsudczykowskie władze zmieniły prawo i nagięły kilka ustaw, byle Warszawą nie rządziła opozycja. Odniesiono sukces jedynie dlatego, że komisaryczny prezydent Stefan Starzyński nad polityczne sztuczki przedkładał ciężką i uczciwą pracę.

Referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz jest przesądzone. Chociaż jeśli nawet do niego dojdzie i mieszkańcy Warszawy opowiedzą się w głosowaniu za zakończeniem kadencji pani prezydent, to wcale nie jest pewne, co będzie działo się potem. Teoretycznie powinny odbyć się nowe wybory, po których na niecały rok (do ogólnopolskich wyborów samorządowych w listopadzie 2014 r.) w stolicy władzę mogłaby przejąć opozycja. Jednak Platforma Obywatelska nie może pozwolić sobie na tak spektakularną klęskę. Tym bardziej że istnieje niebezpieczeństwo, iż nowy prezydent okazałby się lepszym gospodarzem niż obecny, co można znakomicie wykorzystać także podczas kampanii parlamentarnej.

Taki scenariusz wydarzeń nie jest nieunikniony. Według ekspertów prawnych z Krajowego Biura Wyborczego istnieje możliwość zablokowania przez Radę Warszawy (większość ma w niej PO) nowej elekcji aż do listopada 2014 roku. Na ten czas osobę pełniącą funkcję prezydenta stolicy powołałby premier.

W takiej sytuacji urząd mogłaby zachować Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jednak rozwiązaniem bardziej perspektywicznym wydaje się mianowanie kogoś, kto potrafiłby zdobyć sympatię warszawiaków oraz – za rok – ich głosy. Ten sposób „utrzymania” Warszawy wygląda kusząco. Kłopot w tym, że aby sztuczka się udała, p.o. prezydenta powinien zostać ktoś formatu Stefana Starzyńskiego.



Stolica nie dla piłsudczyków

Entuzjazm, z jakim część Polaków w maju 1926 r. powitała przewrót dokonany przez Józefa Piłsudskiego, spowodował, że obóz rządzący rok później zupełnie nie spodziewał się tak fatalnych wyników wyborów samorządowych. W Warszawie na 120 mandatów do Rady Miejskiej przedstawiciele sanacji zdobyli ich zaledwie 16. Porażka była tym bardziej bolesna, że głównemu przeciwnikowi politycznemu, czyli Narodowej Demokracji, startującej pod szyldem Gospodarczego Komitetu Obrony Polskości Stolicy, przypadło 47 mandatów. Polska Partia Socjalistyczna również okazała się popularniejsza – uzyskała 27 mandatów.

Piłsudczycy nie liczyli się więc zupełnie podczas wybierania przez Radę prezydenta. Został nim kandydat narodowców Zygmunt Słomiński, dotychczasowy Naczelny Inżynier Warszawy. Prestiżowe stanowisko w rękach endeka – ten fakt obóz rządzący znosił z największym trudem. Prezydent Słomiński swoje urzędowanie rozpoczynał bardzo obiecująco. Przywrócił w mieście zawieszoną trzy lata wcześniej komunikację autobusową, zadbał o wprowadzenie chlorowania wody przez komunalne wodociągi, zmodernizował miejską gazownię.

W marcu 1933 roku parlament przyjął nową ustawę o ustroju samorządu terytorialnego. W razie wykrycia dużych nieprawidłowości dawała ona organom rządowym możliwość skracania kadencji rad miejskich i przejmowania ich obowiązków przez komisarzy. Po uchwaleniu nowego prawa nie rozpisano jednak wyborów, tylko zaczęto szukać w Warszawie wszelkich nieprawidłowości. Jako że trwał już trzeci rok światowego kryzysu, mieszkańcy miasta odczuwali go coraz mocniej. Oficjalnie zarejestrowano 60 tys. bezrobotnych, choć tak naprawdę bez pracy pozostawało trzy razy więcej osób. 
W jedenastu schroniskach dla bezdomnych mieszkało na stałe 22 tys. ludzi. Jedna noc kosztowała lokatora 5 groszy, zaś miasto dopłacało ze swojego budżetu 27 groszy.

„Nie jest jeszcze późno, dopiero dziewiąta wieczór, a już trudno o miejsce na narach (prymitywnych łóżkach – aut.) 
i pryczach. Nie każdy posiadacz karty wstępu może się dostać na nie. W korytarzach, przy ubikacjach, wśród okropnych wyziewów leżą ludzie ubrani w łachmany” – pisał dziennikarz Konrad Wrzos na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” wiosną 1934 r. w reportażu o noclegowni przy ul. Dzikiej, nazywanej „Cyrkiem”. Gdy ją odwiedził, w „Cyrku” mającym 300 miejsc do spania nocowało ponad tysiąc osób. Najbiedniejsi nie zawsze pozostawali w takim ukryciu. „Ulice Warszawy roją się od żebraków i wszelkiego rodzaju włóczęgów” – donosiła na początku 1934 r. prorządowa „Gazeta Polska”. Przy okazji informowała czytelników, że magistrat nie robi niczego, aby zapobiec inwazji jałmużników z prowincji.

Oprócz ekstremalnego ubóstwa rosła w Warszawie także liczba przestępstw, kwitł handel narkotykami. Policja szacowała liczbę dilerów nazywanych wówczas „porcjarzami” na ok. 15 tysięcy.

Swój do swojego

Jednak wcale nie tłumy żebraków na ulicach ani nawet przestępczość najbardziej irytowały warszawiaków. Urzędująca bezterminowo Rada Miejska oraz prezydent coraz częściej byli oskarżani o rozrzutność, niegospodarność i nepotyzm. W ciągu kilku lat Warszawa zadłużała się, jednocześnie zwiększając zarobki urzędników. Budżet miasta na rok 1934 wynoszący ok. 100 mln zł przewidywał, że 47 proc. będzie wydane na pensje i świadczenia emerytalne. Na obsługę zadłużenia musiano przeznaczyć 11 procent. Natomiast na nowe inwestycje zamierzano wydać zaledwie ok. 8 proc. środków. Co gorsza, jeśli inwestowano, to w budowę na Żoliborzu osiedla dla pracowników samorządowych zwanego Kolonią Kościuszkowską. Zbudowano też kilka budynków szkolnych z tak bogatym wystrojem, że zyskały nazwę „pałaców”.
W administracji samorządowej zatrudnienie znajdowali głównie działacze Stronnictwa Narodowego lub Młodzieży Wszechpolskiej. O tych „magistrackich porządkach” prorządowe gazety informowały coraz częściej, co zapowiadało, że coś się szykuje. Faktycznie, 2 marca 1934 roku decyzją ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego rozwiązano Radę Miejską i Zarząd Miejski Warszawy. Oficjalnie powód brzmiał dość nieprzekonująco. Chodziło o zapisanie w projekcie budżetu miasta pożyczki w wysokości 2,1 mln zł na inwestycje, co miało spowodować przekroczenie zdolności stolicy do obsługi rosnącego zadłużenia. Ogólnie długi Warszawy przekraczały wówczas 80 mln zł i przy tej sumie rozmiary nowego kredytu wydawały się niezbyt imponujące.

Powołanie przez rząd komisarycznego prezydenta wszyscy traktowali jako początek odbijania stolicy z rąk opozycji. Zwłaszcza że dwa tygodnie później tak samo rozprawiono się z Radą Miejską Wilna. Rolę przywódcy mającego odzyskać Warszawę powierzono Marianowi Zyndramowi-Kościałkowskiemu, wojewodzie białostockiemu i byłemu wiceprzewodniczącemu BBWR. Urzędowanie rozpoczął od czystki – wyrzucił z magistratu osoby uznane za wrogów sanacji. Tym niespecjalnie zjednał sobie warszawiaków. Podobnie jak pierwszymi oszczędnościami w wydatkach z kasy miejskiej, poczynionymi, aby zmniejszyć deficyt. Jedynie zadbanie o wypłatę zaległych emerytur nieco ociepliło wizerunek nowego prezydenta.

Tymczasem w kraju działy się rzeczy coraz bardziej dramatyczne. Sejm przyjął projekt nowej konstytucji, która miała wkrótce radykalnie zmienić ustrój polityczny II Rzeczypospolitej. Coraz ciężej chory Piłsudski odgradzał się od ludzi. Marszałek już nie dyskutował z podwładnymi, lecz wydawał rozkazy i egzekwował ich wykonanie. Nie poprawiało to stanu gospodarki pogrążonej w głębokim kryzysie.

Zapaść ekonomiczna i brak perspektyw wzbudzały też radykalne nastroje wśród młodzieży. Założony przez młodych endeków Obóz Narodowo-Radykalny chciał przejąć władzę siłą, tak jak to zrobili we Włoszech faszyści. Podobnie radykalizował się PPS, zapowiadający po kongresie partii w lutym 1934 r. walkę na drodze rewolucyjnej o wprowadzenie „dyktatury proletariatu”. Do tego jeszcze ukraińscy nacjonaliści poczynali sobie coraz śmielej.

15 czerwca przed klubem BBWR przy ul. Foksal w Warszawie zginął w zorganizowanym przez nich zamachu minister Pieracki. W odpowiedzi rząd utworzył w Berezie Kartuskiej obóz odosobnienia dla przeciwników politycznych. Nowy premier Leon Kozłowski, bojąc się narastającego w kraju wrzenia, postanowił Ministerstwo Spraw Wewnętrznych powierzyć osobie, której całkowicie ufał – Marianowi Zyndramowi-Kościałkowskiemu. Nominację na szefa MSW otrzymał 1 lipca 1934 roku i Warszawa znów straciła prezydenta.

Człowiek od czarnej roboty

„Miał wszakże istotną wadę – źle znosił przełożonych i często znajdował się z nimi w konflikcie. To tłumaczy liczne zmiany miejsc pracy w okresie pomajowym” – tak charakteryzował postać Stefana Starzyńskiego historyk prof. Andrzej Garlicki. Starzyński – legionista i gorący piłsudczyk – dwukrotnie był wiceministrem skarbu, po czym z powodu konfliktu ze zwierzchnikami i zbytniej niezależności lądował na bocznym torze.
Nieposzlakowana uczciwość oraz wielkie kompetencje nie ułatwiały mu kariery. Zwykle w obozie sanacyjnym przypominano sobie o nim w sytuacjach krytycznych. Kiedy w 1933 roku krajowi zagroziło bankructwo, to Starzyńskiego premier Jędrzejewicz uczynił komisarzem rządowym odpowiedzialnym za przebieg ogłoszonej właśnie przez prezydenta Mościckiego dobrowolnej zbiórki pieniędzy od obywateli.

Komisarz z typową dla siebie energią sterroryzował wszystkie istniejące w kraju organizacje przedsiębiorców i pracodawców. Zapraszał do siebie ich kierownictwa i wymuszał konkretne deklaracje – ile pieniędzy członkowie stowarzyszeń oddadzą na ratowanie budżetu. Te oświadczenia publikowała potem prasa i ofiarodawcy nie mogli się już wycofać. We wrześniu 1933 r. w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” Starzyński chwalił się, że zebrał 120 mln złotych, czyli prawie dwa razy więcej, niż planował rząd, i obiecał pomnożenie tej kwoty.

Ostatecznie cała Pożyczka Narodowa zamknęła się datkami na sumę 340 mln złotych. Jednak ten wielki sukces komisarza wcale nie przełożył się na polityczną karierę. Wiele wskazywało na to, że znów trafi na boczny tor, ale w obozie rządzącym nikt nie palił się do wzięcia na siebie odpowiedzialności za stolicę. A wszystko przez to, że nawet mający w mieście władzę niemal absolutną prezydent komisaryczny i tak musiał zmierzyć się z zapaścią ekonomiczną, przerwami w dostawach prądu oraz wody, a także narastającą wrogością wśród mieszkańców.

Nominację wręczono Starzyńskiemu z zaskoczenia 31 lipca 1934 r., kiedy właśnie przebywał na urlopie. Przyjął ją, 
bo nigdy się nie uchylał od obowiązków i wielkich wyzwań. „Nie mam zamiaru zasklepiać się tylko w zagadnieniach finansowych. Będę chciał być prezydentem miasta jako całości, we wszystkich przejawach jego życia, a będę starał się być również – niech Pan to zaznaczy – i prezydentem przedmieść, tak dotychczas upośledzonych” – opowiadał Starzyński w pierwszym wywiadzie udzielonym „Kurierowi Porannemu” dzień po objęciu urzędu (3 sierpnia 1934 roku).
Wprawdzie nowy prezydent był warszawiakiem z Powiśla, mocno związanym z rodzinnym miastem, jednak mieszkańcy przyjęli go wrogo, nazywając w najlepszym razie „impertynentem”. Ich podejście do narzuconego przez rząd komisarza nieco złagodniało, gdy okazało się, że można zwolnić od ręki 4 tys. urzędników, a pozostałym obniżyć pensje, jednocześnie poprawiając funkcjonowanie urzędów.
Podczas konferencji prasowej 20 września 1934 r. prezydent obiecał dziennikarzom, że będzie dążył do ograniczenia biurokracji, bliższego związania samorządu ze społeczeństwem, a przy podejmowaniu decyzji będzie kierować się zdrowym rozsądkiem. „Pragnę jak najgoręcej zrealizować zasadę, którą wypowiedziałem do urzędników w chwili objęcia stanowiska prezydenta Warszawy, a mianowicie: my dla ludności, a nie ludność dla nas” – mówił.

Poradnik cudotwórcy

Podbicie serc większości warszawiaków, co wydawało się wówczas nieosiągalne, zajęło Starzyńskiemu nadspodziewanie mało czasu. Choć należy przyznać, że otrzymał wsparcie rządu, o którym nawet nie mogła marzyć poprzednia ekipa. Pod koniec 1934 r. Ministerstwo Skarbu oddało stolicy skrypty dłużne (czyli dowody istnienia długu) na sumę 20 mln złotych. Tą jednorazową redukcję zadłużenia warszawiacy nazwali ironicznie „posagiem Starzyńskiego”. Dzięki niej prezydent skutecznie zmienił proporcje wydatków w budżecie miasta i znalazł więcej środków na nowe inwestycje. Przy czym wyłuskiwał je niemal zewsząd, także z budżetów poszczególnych przedsiębiorstw miejskich. Co tydzień wzywał do siebie na konferencje ich dyrektorów i wspólnie opracowywali plany nowych przedsięwzięć.

Dzięki temu w 1935 r. Warszawa na inwestycje wydała nie 8, lecz 29 mln złotych. Do tego jeszcze doszło 47 mln zł kredytu od Banku Gospodarstwa Krajowego na ten cel. Program robót publicznych umożliwił w ciągu zaledwie roku trzykrotne zmniejszenie bezrobocia, do 21 tys. zarejestrowanych osób w urzędach pracy. Położono twardą nawierzchnię na kilkudziesięciu ulicach, rozpoczęto budowę 10 szkół i szpitala. Warszawiaków jednak najbardziej ucieszył fakt, że dzięki szybkiej reformie w urzędach i zracjonalizowaniu wydatków ceny za usługi komunalne spadły nawet o 30 procent.

Z ulic stolicy zniknęli żebracy. Na polecenie prezydenta wyłapywano ich i odstawiano do specjalnie przygotowanego budynku przy ul. Okopowej 59. Tam myto ich, dezynfekowano, po czym następnego dnia wywożono na prowincję do miejscowości, z których przyjechali.

Starzyński, kiedy nie miał nad sobą żadnego zwierzchnika, okazywał się urodzonym przywódcą i wizjonerem. Już na początku urzędowania zaczął tworzyć długofalowy program przebudowy miasta, nazwany „europeizacją Warszawy”. Początkowo mieszkańcy podchodzili do tego hasła bardzo sceptycznie, ale nie mogli zaprzeczyć, że z każdym miesiącem ich miasto piękniało.

Na Woli i Grochowie zasypano cuchnące rowy melioracyjne, sukcesywnie poszerzano i brukowano kolejne ulice. Wzdłuż nich stawiano elektryczne latarnie, sadzono drzewa, dbano o ukwiecone trawniki i klomby. Dzięki przejęciu przez magistrat elektrowni i jej błyskawicznej modernizacji skończyły się przerwy w dostawach prądu. O dziwo spadła też jego cena. Podobnie rzecz się miała z poprawą jakości usług wodociągów.

Prezydent nie zapominał nawet o środowiskach twórczych, uznając, że warto zdobyć ich sympatię. Przyjęto nowy statut Nagród Warszawy w dziedzinach: artystycznej, literackiej, muzycznej i naukowej. Podnosił on rangę i wartość wyróżnienia. Sławny poeta Jan Lechoń już 20 kwietnia 1935 r. na łamach „Gazety Polskiej” apelował: „Warszawa – to jest właśnie pole do wspólnej roboty dla Pana Prezydenta Starzyńskiego i nas wszystkich: pisarzy i artystów; powinniśmy pracować, aby Warszawa była równie piękna jak najpiękniejsze miasta”.
Nawet największych sceptyków nie mogły pozostawić obojętnymi ambitne plany budowy dwóch linii metra, rozwoju połączeń tramwajowych i ogólny czteroletni plan rozbudowy stolicy. A co najbardziej zaskakujące, trwający skok cywilizacyjny nie był realizowany na kredyt . Starzyńskiemu udało się szybko zrównoważyć budżet i powoli spłacano stare długi.

Trudno się więc dziwić, że warszawiacy w końcu docenili i polubili komisarycznego prezydenta. A zapewne żadnemu innemu przedstawicielowi obozu rządzącego wówczas ta sztuka by się nie udała. Bowiem w latach 30. „sanatorzy” już dawno utracili wiarę w to, że polityk to osoba, która pragnie władzy, żeby móc służyć społeczeństwu i ciężko pracować dla wspólnego dobra.

źródło: forbes.pl/prezydent-na-miare-stolicy,artykuly,160663,1,5.html
Był piękny wrześniowy dzień.
Słońce świeciło, ptaszki ćwierkały, dziś wolne w pracy normalnie same pozytywy. Ale nie przyszedł pan listonosz i namówił mnie żebym przeszedł na dietę cud chleba+woda bo w tym miesiącu na nic więcej stać mnie nie będzie
.




I za co oni każą mi płacić za seriale typu "Wredne Sprawy" czy "Dlaczego ja?". No właśnie dlaczego ja? , akurat to pytanie będzie siedzieć w mojej głowie przez długi czas.
Ale nie bójcie się drodzy Sadole listonosz pewnie przyjdzie do niejednego z was.

Ciekawe cytaty

xseror2013-09-12, 16:24
To nie świat stał się gorszy, to serwis informacyjny jest o wiele lepszy.

Tolerancja jest cnotą ludzi bez przekonań.

Baśnie są bardziej niż prawdziwe, nie dlatego iż mówią nam, że istnieją smoki, ale że uświadamiają, iż smoki można pokonać.

Biblia mówi nam, abyśmy kochali naszych bliźnich, a także naszych wrogów, prawdopodobnie dlatego, że to przeważnie ci sami ludzie.

Edukacja – to okres, w którym jesteś nauczany przez kogoś, kogo nie znasz, o czymś, czego nie chcesz wiedzieć.

Jeżeli ktoś urodził się po niewłaściwej stronie muru, wolno mu chyba przesadzić mur?

Kiedy ludzie przestają wierzyć w Boga, to nie jest tak, że w nic nie wierzą, ale wierzą w cokolwiek.

Jedyną zbrodnią rządu jest to, że rządzi.

Ludzie biedni niekiedy protestują przeciw złym rządom. Bogacze natomiast zawsze protestują przeciw każdej próbie rządzenia nimi. To arystokraci bywają z reguły anarchistami.

Przygody mogą być wariackie, lecz ich bohater musi mieć zdrową głowę. Smok bez świętego Jerzego nie byłby nawet groteską.

Aby pokochać jakąś rzecz, wystarczy sobie powiedzieć, że można ją utracić.

Jedną z wad pośpiechu jest to, że zabiera dużo czasu.

Każdy człowiek, który dba tylko o jedną rzecz jest niebezpieczny.

Kobieta – jedyna istota, która równocześnie jest pułapką, przynętą i tym, co tę pułapkę zastawia

Literatura jest luksusem, fikcja zaś koniecznością.

Ludzkość wydaje optymistów, gdy przestaje wydawać ludzi szczęśliwych

Łatwo dostrzec górną granicę dobra, nikogo jednak nie powstrzyma dolna granica zła, bo jej w ogóle nie ma. Droga schodzi coraz niżej i niżej.

Moderniści, jak zawsze sentymentalni, odmieniają słowo „miłość” przez wszystkie przypadki, aż świat dostaje odruchu wymiotnego na sam dźwięk tego najwspanialszego z ludzkich słów.

Mówimy, że niebezpiecznym przestępcą jest przestępca wykształcony. Mówimy, że najbardziej niebezpiecznym przestępcą jest teraz samowolny filozof współczesny. W porównaniu z nim włamywacze i bigamiści to właściwie ludzie moralni.

Należy się wystrzegać ludzi, o których zapominamy, bo tacy właśnie mają nad nami absolutną przewagę.

Nie można się gniewać na złych ludzi. Ale jeżeli błądzi dobry człowiek, budzi to w nas rządzę krwi.

Nowoczesny świat twierdzi, że nie należy karać herezji. A ja wątpię, czy mamy prawo karać kogokolwiek prócz heretyków!

Zawsze byłem stronnikiem polskiej idei, nawet wtedy, gdy moje sympatie opierały się wyłącznie na instynkcie (…) Moja instynktowna sympatia do Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń miotanych przeciwko niej; i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzało mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, uprawiającego lichwę i kult terroru, grzęznącego przy tym w bagnie materialistycznej polityki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski. Nauczyłem się oceniać ją na podstawie tych nienawistnych sądów – i metoda okazała się niezawodną.

Polska jest nie tylko koniecznością dla wolnej Europy, ale przede wszystkim koniecznością dla wolnej Anglii.

Prawdziwie wielcy są ci, przy których wszyscy inni czują się wielkimi.

Protestantyzm przypisuje sobie władzę, jaką w chwili obecnej nie może się poszczycić żadna religia. Od niechcenia zawłaszcza miliony agnostyków, ateistów, hedonistycznych pogan, niezależnych mistyków, badaczy fenomenów parapsychicznych, teistów, teozofów, wyznawców wschodnich kultów i przeróżnych wesołych koleżków żyjących jako te bydlęta, które zginą.

Tradycji nie pielęgnuje nikt prócz biedaków. Arystokracja hołduje modzie, nie tradycjom.

Trzeba być mądrym, żeby robić pieniądze. Zgoda! Ale najpierw trzeba być wystarczająco głupim, żeby pieniędzy pragnąć.

Tylko wtedy można odkryć prawdę za pomocą logiki, gdy już odkryło się prawdę bez nie

Uczciwy biedak może czasem zapomnieć o własnym ubóstwie. Uczciwy bogacz nigdy nie zapomina, że jest bogaty.

Udawana miłość prowadzi do kompromisów i łatwych filozofii, natomiast prawdziwa miłość zawsze kończy się rozlewem krwi.

Wariat to nie jest człowiek, który stracił rozum. Wariat to człowiek, który stracił wszystko, prócz rozumu.

We współczesnych dyskusjach przyjął się idiotyczny zwyczaj twierdzenia, że takie to a takie poglądy są do przyjęcia w jednej epoce, a nie do przyjęcia w innej. Tłumaczy się nam, że pewne dogmaty są wiarygodne w XII wieku, a nie są wiarygodne w wieku XX. (…) To, w co człowiek może wierzyć, zależy od wyznawanej przez niego filozofii, a nie od godziny czy epoki. Jeśli człowiek wierzy w niezmienne prawa natury, to nie może wierzyć w żaden cud, kiedykolwiek miałby się on zdarzyć, jeśli zaś wierzy w to, że prawo jest przejawem woli, może dać wiarę każdemu cudowi.

Wolnomyśliciele też czasem myślą, choć dosyć wolno im to idzie.

Wolność słowa oznacza w naszej współczesnej cywilizacji, że musimy mówić tylko o rzeczach mało ważnych.

Zjawisko czy przedmiot może być czasami zbyt blisko, by je dostrzec.

Winston Churchill

Nigdy, nigdy, nigdy, nigdy się nie poddawaj.

Naturalną wadą kapitalizmu jest nierówny podział bogactwa. Naturalną zaletą socjalizmu jest sprawiedliwy podział biedy.

Każdy rząd, który jest dość silny, by dać ci wszystko czego pragniesz, jest dość silny by zabrać ci wszystko co posiadasz.

Jedyną rzeczą, której powinniśmy się bać, jest strach.

Fanatyk to ktoś, kto nie może zmienić tematu i nie może zmienić zdania.

Jeśli przechodzisz przez piekło, nie zatrzymuj się!

Jedyną rzeczą, której uczy historia, jest to, że większości ludzi niczego nie uczy.

Czasami ludziom zdarza się potknąć o prawdę, ale większość prostuje się i idzie dalej, jakby nic się nie stało.

Krytykować może każdy głupiec. I wielu to robi.

Lubię świnie. Psy patrzą na nas z podziwem, koty patrzą na nas z góry, a świnie traktują nas jak równych sobie.

Kto nie chce kiedy może, ten nie będzie mógł kiedy będzie chciał.

Człowiek, który zgadza się ze wszystkim, nie zasługuje na to, by ktokolwiek się z nim zgadzał.

Będąc dzieckiem, byłem szczęśliwy, bawiąc się zabawkami w pokoju dziecinnym. Byłem szczęśliwszy z każdym rokiem, od czasu gdy stałem się dojrzałym mężczyzną. Ale czas szkoły to czas ciemności, czarna dziura na mapie mojej życiowej podróży.

Dobry polityk musi umieć przepowiedzieć, co będzie się działo jutro, za tydzień, czy za rok i musi umieć wytłumaczyć, dlaczego nie zaszło to, co przepowiedział.

Dyktatorzy jeżdżą na tygrysach, z których boją się zsiąść, a tygrysy czasem głodnieją.

Dyplomata to człowiek, który dwukrotnie się zastanowi, zanim nic nie powie

Epoka zwłoki, półśrodków, łagodzenia i wyciszania, przekładania na później, zbliża się do końca. Rozpoczyna się epoka stawiania czoła konsekwencjom.

Gadatliwe kobiety mówią, by nic nie powiedzieć; gadatliwi mężczyźni, by nic nie robić.

Generałowie starają się, aby bitwy przegrane na polach walki zostały wygrane przynajmniej w ich pamiętnikach.

Godnym zastanowienia jest fakt, że nasi przyjaciele prędzej umierają niż nasi wrogowie.

Komuniści są jak krokodyle, które kiedy otwierają paszcze, nie wiemy – uśmiechają się, czy chcą nas pożreć.

Historia będzie dla mnie łaskawa, ponieważ mam zamiar ją napisać.

Jak straszne są przekleństwa jakie mahometanizm nakłada na swych czcicieli! Poza fanatycznym szaleństwem, które jest tak niebezpieczne dla człowieka jak wścieklizna dla psa, jest też ta pełna strachu apatia. Efekty tego są widoczne (...) gdziekolwiek zwolennicy Proroka rządzą lub mieszkają. Upadła zmysłowość deprawuje życie z jego dostojeństwa i wytworności, następnie z jego godności i świętości. Fakt, że w prawie mahometańskim każda kobieta musi należeć do jakiegoś mężczyzny jako jego absolutna własność, musi opóźniać ostateczne zniesienie niewolnictwa do czasu, aż wiara islamu zaniknie jako siła między ludźmi. Indywidualnie muzułmanie mogą okazywać znakomite właściwości. Tysiące staje się lojalnymi i odważnymi żołnierzami Królowej; wszyscy wiedzą jak umierać; ale, wpływ tej religii paraliżuje rozwój społeczeństwa w śród tych, którzy się nią kierują. Nie ma na świecie większej siły degenerującej. Daleki od upadku, mahometanizm jest militarną i prozelityzującą wiarą.(...) gdyby nie to, że chrześcijaństwo chroni się w silnych ramionach nauki, cywilizacja współczesnej Europy mogłaby upaść, jak upadła cywilizacja starożytnego Rzymu.

Jednym z najmilszych doświadczeń w życiu jest być celem, nie będąc trafionym.

Niewiele jest cnót, których Polacy nie posiadają, ale niewiele też jest błędów, których potrafili uniknąć...

Dla siebie samego. Jestem optymistą. Bycie kimkolwiek innym, nie zdaje się być do czegokolwiek przydatne.

Mając takich przyjaciół, nie potrzebujemy już wrogów.

Mężowie stanu postępują zgodnie z nakazami rozumu. Zwykli ludzie – zgodnie z nakazami uczciwości.

Najtrudniej nauczyć się tego, że nawet głupcy czasami mają rację

Nic tak nie cieszy jak chwila, gdy do ciebie strzelają bez rezultatu.

Nie biegaj gdy możesz stać, nie stój gdy możesz siedzieć, nie siedź gdy możesz leżeć.

Nie ma lepszej inwestycji dla narodu niż napełnienie dzieci mlekiem.

Nie rozumiem tego przewrażliwienia na punkcie użycia gazu. Jestem jak najbardziej za tym, żeby używać trujących gazów przeciwko niecywilizowanym plemionom. Efekt psychologiczny będzie w tym wypadku tak dobry, że przypadki śmierci powinny być ograniczone do minimum. Nie ma przecież potrzeby używać tylko najbardziej zabójczych gazów. Wystarczą takie, które wywołują silne dolegliwości i sieją panikę.

Nigdy się nie poddamy. Będziemy walczyć do ostatniego Rosjanina.

Nigdy w dziejach wojen tak liczni nie zawdzięczali tak wiele tak nielicznym.

Perswazja jest bardzo złą metodą współżycia społecznego, ale niczego lepszego do tej pory nie wymyślono.

Podejście jest tą małą rzeczą, która robi dużą różnicę.

Polityka jest niemal tak samo ekscytująca jak wojna, tyle że bardziej niebezpieczna. Na wojnie bowiem można być zabitym tylko raz, a w polityce po wielokroć.

Powtórzę Izbie to, co powiedziałem członkom mego gabinetu: Nie mam nic do ofiarowania prócz krwi, znoju, łez i potu.

Pozostaje to tajemnicą i tragedią historii że naród [Polacy] gotów do wielkiego heroicznego wysiłku, uzdolniony, waleczny, ujmujący powtarza zastarzałe błędy w każdym prawie przejawie swoich rządów. Wspaniały w buncie i nieszczęściu, haniebny i bezwstydny w triumfie. Najdzielniejszy pośród dzielnych, prowadzony przez najpodlejszych wśród podłych.

Przyjaciół można mieć o każdym czasie. Pod warunkiem, że się ich nie potrzebuje.

Sukces nigdy nie jest ostateczny. Porażka nigdy nie jest totalna. Liczy się tylko odwaga.

Tylko straceńcy mówią prawdę. Człowiek, który chce coś osiągnąć powinien prawdę znać, ale broń Boże się z nią nie afiszować.

W życiu chodzi o to, aby uczyć się tak, by inni nie spostrzegli, że się człowiek uczy.

Wierzę tylko w te statystyki, które sam sfałszowałem.

Wojny nie wygrywa się ewakuacjami.

Zawsze jestem gotów się uczyć, chociaż nie zawsze chcę, żeby mnie uczono.

Zwycięstwo – zwycięstwo za każdą cenę, wszystko jedno jak długa i ciężka miałaby być do niego droga.

J. D. Rockefeller

Największym ograniczeniem w drodze do bogactwa jest sposób myślenia.

Kto cały czas ciężko pracuje, nie ma czasu zarabiać pieniędzy.

Umiejętność postępowania z ludźmi jest takim samym towarem handlowym jak cukier czy kawa. I zapłacę za tę umiejętność więcej niż za jakąkolwiek inną pod słońcem.

Nie wystarczy postępować słusznie. Trzeba jeszcze uświadomić ludziom, że się postępuje słusznie.

Zawsze starałem się wykorzystać każdą katastrofę jako szansę.


Skopiowane z portalu: ateista.pl. Autor postu:Neuromanta.

Nie życzę tego nikomu

KiecolPB2013-09-06, 21:55
Zauważyłem że historię własne są tutaj bardzo "pożądane", więc postanowiłem spróbować. Sporo lat temu, gdy miałem jakieś 9-10 lat wracając z ojcem ze szkoły spotkaliśmy jego znajomego.

Jak się okazało znajomy niedawno wyszedł z Toszka po 1,5 miesięcznej terapii (dla niewtajemniczonych Toszek to jest psychiatryk). Pamiętam to jak dziś, mina poważna, wręcz grobowa. Jakby chciał oznajmić że ktoś zmarł. Odzywa się do mojego ojca i mówi:

- 1,5 miesiąca tam byłem i nie życzę tego nikomu. Tam było tylko 2 normalnych, ja i taki jeden

Westerplatte

konto usunięte2013-09-01, 14:14
Takie tam, spod Pomnika Obrońców Westerplatte


z wrzesnia 2009 roku - stare, ale jare

Lekcja historii

konto usunięte2013-08-28, 19:15
Rok 2060 , dziadek wygodnie siedząc w fotelu opowiada wnukowi o historii świata..
-Wiesz , kiedyś byli ludzie zwani Arabami , byli mieszkańcami bliskiego wschodu , lub jak to teraz nazywamy ''strefy napromieniowania''.

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem