#historia

Rosyjska policja

pumba5532013-07-30, 22:12
Witajcie,
opowiem wam dzisiaj historię usłyszaną od mojego kolegi który właśnie wrócił z Rosji.
Kolega jeździ w firmie przewozowej i akurat podczas ostatniego kursu do naszych wschodnich sąsiadów wydarzyła się taka oto historia.
Spokojnie przemierzając Rosję został zatrzymany przez patrol policji po dokładnym sprawdzeniu papierów, wyposażenia i czego tam jeszcze można było okazało się, że nie ma się do czego doczepić. Lecz jak tu zatrzymać obcokrajowca i nie wyciągnąć jakiejś łapóweczki więc co robi rusek stwierdza, że kolega przekroczył prędkość ( oczywiście nie było żadnego pomiaru ). Mój kolega który już trochę jeździ po tamtych rejonach idzie w zaparte

- Jechałem 50 na godzinę i nie przekroczyłem prędkości.
W tym momencie kacap podchodzi do przedniej szyby pokazując pozostałości po rozpłaszczonej muszę i mówi

- Sądząc po ułożeniu skrzydeł ta mucha leciała w tą samą stronę co ty jechał a ten gatunek lata z prędkością 50 km/h więc aby ją zabić musiałeś jechać szybciej niż przepisowe 50

Kolega nie mając argumentów dał 5 dolarów i pojechał dalej.

Rosja kraj w którym możesz nauczyć się więcej niż Ci się wydaje...

Sylwesterowe Atrakcje 2008 Materiał Własny

Konto usunięte • 2013-07-29, 17:35
Sylwester, jak każdy wódka się leje, są dziewczyny, są chłopaki.
Brat mojego qmpla pijąc wódkę, patrzy na dziewczynę z naprzeciwka, która miała problemy ze zgryzem (Krzywe zęby, i chyba brak jakiegoś dokładnie nie pamiętam). Patrzy tak na nią pijąc wódkę i w pewnym momencie:
-Gocha (dodam, że był od niej starszy o około 5lat + )
-co?
-Ja tu z tobą piję a Ci jeszcze mleczaki nie powypadały?

I ta niesamowita cisza, poker face i bezcenna mina dziewczyny ahh

Wspominam to do dziś, i za każdym razem każdy reaguje śmiechem, jestem ciekaw jak społeczność sadola

Przyprawianie rógów Mojżeszowi

Konto usunięte • 2013-07-21, 13:18
Dosyć dziwny cennik usług snycerza (rzeźbienie w drewnie) w jakimś kościele. Niemal każda pozycja miażdży :

św. Mikołaj sam niezłe prezenty dostawał
Witam wszystkich.

Na wstępie pisze, że jak chcecie hejtować to nawet nie włączajcie i nie komentujcie. zawsze możecie zescrollować w dół.

chciałbym wam dzisiaj przedstawić kanał pewnego Rosjanina dotyczący (wielu uzna to za teorie spiskowe) Słowian i Aryjczyków jako ras dużo wcześniej rozwiniętych cywilizacyjnie niż dzisiaj się powszechnie uważa.
w materiale Używa się słowa Rus jako określenia Słowian (ze starosłowiańskiego) i nie ma na celu ukazania nas jako gorszych albo głupszych od rosjan ale jako braci krwi którymi wszyscy Słowianie są. Miłego oglądania jeśli was zaciekawi mogę podrzucić wam wiele innych źródeł podobnej wiedzy.

Historia Cesartstwa Japońskiego

Konto usunięte • 2013-07-18, 17:47
Dwuczęściowy dokument, oczywiście z polskim lektorem.



Historie żołnierzy przy których Rambo to amator

Konto usunięte • 2013-07-17, 23:29
Drodzy Sadole, przedstawiam Wam artykuł Mateusza Zielińskiego z jednego z numerów CKMa pt. „Twardsi niż stal”.

John Rambo przy tych kozakach którzy istnieli naprawdę wypada iście blado
Poznaj historię prawdziwych żołnierzy, dokonali na wojnie takich rzeczy, że przy niech Rambo i inni filmowi herosi stają się małymi dziewczynkami w różowych sukienkach.
Nie nakręcono o nich hollywoodzkich przebojów. Nie postawiono im pomników. Piękne napalone kobiety nie pchały im się nieproszone do łóżka. Ale ci autentyczni żołnierze wyczyniali na froncie rzeczy, które nie śniły się nawet Chuckowi Norrisowi! Co więcej: przeżyli!


SIERŻANT YORK

Gdyby Amerykanin Alvin York urodził się sto lat później, spędziłby młodość, chlając w podejrzanych spelunkach, uczestnicząc w barowych mordobiciach i grając w „Battlefielda”. Ale za jego czasów komputerów nie było, więc musiał ograniczyć się tylko do chlania i mordobicia. Żył tak sobie wesoło aż do czasu, gdy wybuchła I Wojna Światowa. 8 października 1918 roku sierżant York stacjonował we Francji, a jego 18-osobowy oddział atakował niemieckie okopy. Szło im świetnie, puki nie wpadli pod ostrzał trzydziestu dwóch karabinów maszynowych. Szwabskie serie skosiły dziewięciu kumpli Alvina, a pozostali uznali że mają dosyć i schowali się w ziemiance. Wtedy Alvin York naprawdę się wk🤬ił. Zaczął ostrzeliwać załogi cekaemów ze zwykłego karabinu powtarzalnego Enfield. Chodź nigdy nie grał w „Battlefielda”, teraz strzał po strzale zdejmował kolejnych Niemców. Gdy sześciu szkopów wyskoczyło na niego z bagnetami, wyciągnął sześciostrzałowego Colta .45, zastrzelił wszystkich i jeszcze została mu jedna kula w zapasie. Wreszcie Niemcy uznali, że nie mają szans i rzucili broń… Łącznie sierżant York zabił tego dnia 28 żołnierzy wroga, a 132 wziął do niewoli! Sam nie został draśnięty.

SZALONY JACK

Jack Churchill uważał, że oficer udający się do boju bez miecza jest nieodpowiednio ubrany. Dlatego na pole bitwy zawsze zabierał szkockiego pałasza, a dodatkowo łuk z kompletem strzał oraz dudy. Nie było by w tym może nic dziwnego, gdyby np. żył w XV wieku – ale kapitan, później major, wreszcie podpułkownik Churchill żył w czasach II wojny światowej i był dowódcą angielskich komandosów! ! 1940 roku we Francji zaliczył w tamtej wojnie oficjalne zabicie Niemca strzałą z łuku. Rok później podczas desantu na brzegu Norwegii na przemian grał na dudach i rzucał granatami. W 1943 roku na Sycylii ruszył w nocy na niemieckie stanowiska z mieczem w ręku i przy wsparciu tylko jednego podoficera – bez oddania strzału wziął 42 jeńców. Aż wreszcie w 1944 roku razem ze swym oddziałem wylądował w Jugosławii, aby partyzantów w walce z hitlerowcami. W jednym z krwawych starć trafił do niewoli… Ale oczywiście Jack Churchill zbyt się tym nie przejął. Uciekł z obozu, został złapany, uciekł z drugiego obozu i przeszedł na piechotę 240 km przez Alpy, gdzie w końcu spotkał amerykański patrol. Ku jego zmartwieniu wojna w Europie już się kończyła. Pojechał do Birmy walczyć z Japończykami, ale na wieść o tym Imperium Japońskie od razu skapitulowało…

BIAŁA ŚMIERĆ

Dobra rada: nie wnerwiaj rolników z Finlandii. Simo Hayha był zwykłym farmerem. Owszem od czasu do czasu wygrywał jakieś turnieje strzelecki, ale na co dzień spokojnie uprawiał swoje pólko na farmie niedaleko ZSRR i był szczęśliwy. Aż w listopadzie 1939 r. niejaki Józef Stalin postanowił napaść na to jego pole i przy okazji na resztę Finlandii. Co zrobił Simo? Założył ciepłe gacie, biały mundur maskujący, wziął karabin snajperski Mosin (ale zdemontował z niego lunetę, bo mu przeszkadzała) i poszedł zabijać Sowietów. Przez całą zimę, maskując się w śniegu i czatując na drzewach w temperaturach do minus 40 stopni, Simo Hayha zastrzelił ze snajperki … 505 radzieckich żołnierzy! Gdzieś w połowie tej liczby Rosjanie zorganizowali specjalną jednostkę, której jedynym celem było jego odnalezienie i zlikwidowanie. Simo zabił ich wszystkich. Sowieci wysłali więc na niego grupę własnych snajperów. Simo zabił ich wszystkich. Za pomocą pistoletu maszynowego Suomi pozbawił życia jeszcze 200 innych wrogów i być może zabijałby Rosjan aż do dzisiaj, gdyby w końcu w marcu 1940 r. przypadkowa kula nie oderwała mu połowy głowy. Ku zdziwieniu lekarzy Simo Hayha nie zginął. Odzyskał przytomność dokładnie w dniu, w którym Finlandia i upokorzony ZSRR zawarły pokój.

MEDALISTA

Można powiedzieć, że Audie Murphy chciał zostać żołnierzem od małego. Ale to niezbyt ścisłe stwierdzenie, bo był kurduplem całe życie i nawet jako dorosły mierzył raptem 165 cm. Mimo nikczemnego wzrostu, gdy tylko do USA dołączyły do II wojny światowej, Audie na ochotnika zgłosił się do wojska. Trochę to trwało, zanim jakaś jednostka zechciała przyjąć liliputa, ale w 1943 roku kapral Murphy wreszcie desantował we Włoszech. Tam pokazał, że rozmiar nie gra roli, robiąc takie akcje, jak np. zdobycie samemu gniazda niemieckich karabinów maszynowych, a potem obrócenie zdobycznego MG42 i wykoszenie z jego pomocą jeszcze dwóch innych szwabskich cekaemów. Ale najlepsza akcja Murphy`ego miała miejsce 26 stycznia 1945 roku. Walczył wtedy we Francji tak się złożyło, że był sam – bo jego oddział został rozbity w poprzednim starciu. Tak więc mamy las, samotnego Audie Murphy`ego i nagle nadchodzą dwie kampanie wk🤬ionych hitlerowców, wspartych przez sześć Tygrysów. Normalny człowiek by od razu uciekł. Ale nie Audie! On wpierw wystrzelał do szkopów całą amunicję w swoim karabinie M1, a potem wskoczył na zniszczony, płonący transporter i zaczął pruć z jego wieżyczki z karabinu maszynowego! Walił tak przez niemal godzinę, a gdy już rozstrzelał ok. 50 Niemców, pomyślał o wsparciu przez telefon polowy naprowadził na cel artylerię, która wykończyła Tygrysy i resztę szkopów. Po tej Akcji Audie Murphy dostał 33 medale, wrócił do domu i… został gwiazdą Hollywood.

JOHN BROWN

Jan Zumbach oprócz polskiego paszportu miał też paszport szwajcarski. Mógłby więc całe życie nie wyściubiać nosa z neutralnego alpejskiego kraiku i podliczać złoto, po które nie zgłosili się właściciele. Ale wtedy byśmy o nim nie pisali w CKM. Jednak zamiast spokojnego życia Jan Zumbach wybrał karierę pilota. Dowodził dywizjonem 303 i zestrzelił 13 niemieckich samolotów, co uczyniło go jednym z największych asów w dziejach polskiego lotnictwa. Ale w CKM piszemy o nim z innego powodu. Otóż po II wojnie światowej podpułkownik Jan Zumbach wybrał życie przemytnika i najemnika. Do legendy przeszedł w 1967 r., gdy kupił z demobilu stary bombowiec B-26, stając się w ten sposób twórcą i naczelnym dowódcą sił powietrznych Biafry walczącej o oderwanie się od Nigerii. Zaorał pół kraju bombami zrobionymi z beczek wypełnionych benzyną i fosforem (ręcznie zrzucanymi lukiem towarowym przez czarnoskórych wojowników), a niedobitki rządowej armii dziurawił z karabinu maszynowego na dziobie bombowca (działało to tak, że Zumbach szarpał za sznurek, lokalny wojownik „na ślepo” naciskał na spust cekaemu, a kolejne szarpnięcie sznurka nakazywało przerwanie ostrzału) Brzmi prymitywnie? Ale wystarczyło, by m.in. podczas nalotu na lotnisko zabić szefa nigeryjskiej armii! Nic dziwnego, że spisane kilka lat później pamiętniki Jana Zumbacha stały się bestsellerem.

ŁAPACZ KUL

Grenadier Yogender Singh Yaday ma nazwisko trudne do wymówienia, ale w Indiach takie językowe łamańce są normą. Yaday wyróżnił się czymś innym. W 199 roku wybuchła krótka wojna w Kaszmirze. 3 czerwca 1999 roku jego oddział dostał zadanie z gatunku „niemożliwych” : indyjscy żołnierze mieli wejść na pokryty śniegiem pionowy klif i tam, na wysokości ponad 5000 m n.p.m., zniszczyć trzy pakistańskie bunkry. Yaday był najmłodszy, a może najgłupszy. W każdym razie zgłosił się na ochotnika, żeby wspiąć się gołymi rękami i na szczycie zainstalować uprzęże, po których wciągnie się reszta żołnierzy. W połowie drogi wrogie bunkry otworzyły ogień z cekaemów. Yaday dostał trzy kule, ale szedł dalej. Wdrapał się na szczyt klifu, oberwał kilka kolejnych kul, doczołgał się do pierwszego bunkra i zabił granatem całą jego załogę. Ale to nie koniec! Krwawiący z niezliczonych ran Yaday ruszył na drugi bunkier, oczywiście załapał kulkę, ale wcale się tym nie przejmując, wpadł do środka i w wale wręcz zabił trzech kolejnych żołnierzy! Wtedy wreszcie jego kumple z oddziału łaskawie sami wspięli się na klif i zdobyli trzeci bunkier… Za swój niewiarygodny wyczyn Yogender Singh Yaday został pośmiertnie odznaczony najwyższym indyjskim orderem. Po czym okazało się, że – choć ciężko ranny – to jednak żyje.

FORTECA

Gurkhowie, jeden z walecznych ludów Nepalu, służą w brytyjskiej armii od pierwszej połowy XIX wieku. Zawsze uważano ich za twardych żołnierzy. Ale po wyczynie kaprala Dipprasada Puna uważa się ich za najtwardszych niepokonanych sukinsynów na świecie. 17 września 2010 roku kapral Pun siedział na dachu posterunku w Afganistanie i pilnował okolicy. Słoneczko świeciło, krowy muczały. Sielanka skończyła się, gdy zza krów wyszło ok. 30 Talibów z kałasznikowami, którzy ze wszystkich stron otoczyli posterunek. Powtórzmy. Dipprasad Pun był sam. Ale nie miał zamiaru się poddać. Zdjął z trójnoga karabin maszynowy kaliber 7.62 mm z podpiętą taśmą amunicyjną i kilka minut niczym Rambo siekł z niego we wszystkich kierunkach. Gdy wystrzelił ponad 400 pocisków, skończyła się amunicja, a trochę napastników jeszcze stało na nogach, wiec zaczął rzucać granatami. Po 17 eksplozjach skończyły się też granaty i , choć nieposzarpanych Talibów było już niewielu, jakiś wyjątkowo odważny egzemplarz wdrapać się na dach posterunku. Dipprasad nie miał czym strzelać, więc strącił go na ziemię stalowym trójnogiem od cekaemu. Ostatnim wrogom odpalił w twarz kierunkową minę przeciwpiechotną Claymore i bitwa się skończyła. A trwała raptem kwadrans, czyli pewnie tyle ile Ty czytałeś ten artykuł…

Tekst przepisywane ręcznie. Literówki mogą gdzieś być.
Nie znalazłem po tagach bo nie szukałem