Wysłany:
2020-12-24, 21:24
, ID:
5870667
18
Zgłoś
Gdyby był choć cień szansy, że szczepionka może uratować kogokolwiek przed tą "śmiertelną chorobą" (i jakby w ogóle jakiekolwiek zagrożenie tą chorobą istniało) to by jedna dawka kosztowała z 2000 zł i trzeba by najpierw wykorzystać cały łańcuch znajomości żeby ją dostać, dzieci i krewni najwyższych partyjnych wierchuszek przekazywałyby sobie informacje o tym, kto może mieć kilka działek na sprzedaż szeptem, uważając by nikt z plebsu się o tym nie dowiedział, lekarze by chodzili do pracy z ochroniarzami bo pod szpitalami byłyby tłumy plebsu domagającego się dawki dla siebie. Skoro tak się nie dzieje, skoro ludzi trzeba przekonywać wynajmując znanych youtuberów i wałkując temat po milion razy w telewizji publicznej (a powoli także zmuszać zapowiedziami dodatkowych obostrzeń) więc coś jest na rzeczy. Każdy z Was ma kogoś znajomego kto ma wujka/ciotkę w służbie zdrowia, popytajcie ich jak jest, gdyby był choć cień szansy na zatrzymanie epidemii tą quasi-szczepionką to poparcie dla niej w środowisku medycznym wynosiłoby 99,99%, czemu jest odwrotnie?