📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 9:53




Grypa: organizacja głupoty w Polsce. #Część 1

Przypadkowo natrafiłem na opracowanie Dymitra Orłowa pt: „Zrozumieć organizację głupoty”. Praca ta pozwoliła mi otworzyć oczy na dużo zagadnień związanych z funkcjonowaniem służby zdrowia w kraju nad Wisłą. Autor używa także terminu „ku...ewsko głupi” w celu sprecyzowania diagnozy. I ten termin bardzo przypadł mi do gustu. A wszystko zaczęło się od cyklu wykładów p.prof. Bogusław Wolniewicza. P. Profesor w sposób niezwykle łopatologiczny sformułował tezę o ciążeniu mas w dół. Czyli, innymi słowy, im większa będzie jakaś populacja wypowiadająca się na dany temat, tym głupsze będą jej wnioski. Teoretycznie bowiem tzw. krzywa Gausa wskazuje, że zarówno mądrych, jak i głupich powinno być mniej więcej tyle samo, czyli co najwyżej kilka procent w danej populacji, grupie, komitecie. Niestety, jak wykazują obserwacje, w tzw. demokracji jest zupełnie odwrotnie. Krzywa przesuwa się w stronę głupoty w proporcji 1:20, lub nawet większej.

Dymitr Orłow twierdzi, że inteligencja zhierarchizowanej grupy ludzi jest odwrotnie proporcjonalna do jej wielkości. Generalnie to wszystko mieści się w pojęciach cywilizacji sformułowanych przez Feliksa Konecznego przed prawie 100 laty. Zawsze cywilizacje azjatyckie, zbiorowe, są bardziej prymitywne, aniżeli cywilizacje personifikujące. Właśnie z tego wyżej wymienionego powodu.

Funkcjonalna głupota jest niezbędna, aby utrzymywać hierarchiczne struktury w całości, aby nie uległy one dezintegracji. Jest to motyw przewodni wszelkich organizacji typu wodzowskiego- partii, partyjek, komisji i komitetów. Wszak do nas przyszły te pojęcia wraz z wojskami sowieckimi, nie sięgając dalej. Przecież przez całe 50 lat tzw. komunizmu, a faktycznie okupacji sowieckiej, o wszystkim decydowały komitety, od szczebla państwa, po szczebel gmin. Po prostu w ten sposób łatwiej można było trzymać tubylczy ludek, mniej wartościowy [St.Michalkiewicz] za przysłowiową mordę. Do kontroli potrzeba było znacznie mniej swoich ludzi. Było to ekonomicznie uzasadnione, dużo tańsze. Po 1990 roku także powstały zorganizowane struktury, łatwe do zarządzania, a więc wszelkiego rodzaju izby lekarskie, prawnicze etc., mające skanalizować indywidualne działania w kierunku odpowiednim dla armii urzędników. Można to obserwować na co dzień, śledząc doniesienia prasowe na temat działania tzw. Narodowego Funduszu Zdrowia [ciekawe jakiego to narodu jest ten fundusz, ponieważ Polska zawsze była wielonarodowa] .

Pisze się już otwarcie, że lekarz to nie leczy chorego, ale wypełnia procedury narzucone przez urzędnika. Skutki są widoczne. Oczekiwanie na wizytę u specjalisty trwa kilka, często kilkanaście miesięcy. A koszty nikomu niepotrzebnych badań dodatkowych wzrosły kilkanaście razy. Przypomnę, że w stanie wojennym było u nas ok. 50 000 urzędników, a obecnie, na dzień 31 grudnia 2012, jest ok. 968 000 plus 168 000 tzw. MOPS-ów [pomoc rzekomo społeczna] oraz ok. 130 000 strażników plus ok. 100 000 policjantów [a w II Rzeczypospolitej, większej o prawie 1/3 terytorium, wystarczało na wszystko 12 000 policjantów] czyli ok. 1 300 000 ludzi nic nierobiących, nie wytwarzających żadnego dochodu narodowego, ale w znaczącym stopniu pasożytujących na tym narodzie. Dla porównania np. budowlańcy, podstawowa grupa wytwarzająca dochód narodowy, liczy sobie tylko ok. 900 000 ludzi.

Opierając się na prawie prof. B. Wolniewicza, taka masa musi ciągnąć w dół, czyli w istotny sposób wpływać na zwiększanie tzw. funkcjonalnej głupoty w społeczeństwie. Możemy to wyraźnie prześledzić na licytowaniu się sejmu w ilości zatwierdzanych ustaw w kolejnych kadencjach. Czyli nie jakość, ale ilość decyduje.

Po tym przydługim może, ale niezbędnym wstępie, przechodzę do konkretów. Jak oszukać obywatela? Wszystko od wielu lat sprowadza się u nas do jednej, podstawowej wartości - pieniądza. Pieniądz rządzi obecnym światem. Czyli wszelkie działania tej grupy darmozjadów sprowadzają się do tego, jak oskubać ludzi, nie ponosząc ryzyka narażenia się na .... [proszę wpisać właściwe pojęcie].

Sprzedaż leków zawsze, od tysiącleci, była podyktowana strachem. Świetnie to pokazuje Akira Kurosawa w swoim filmie przedstawiającym sytuacje w Japonii na początku XX wieku pt. "Rudobrody" Ale jak wywołać strach w sytuacji kiedy się nic nie dzieje, a poprzednie machlojki z informacjami na temat świńskiej grypy zawiodły?

Jest to doskonale widoczne w tytułach artykułów przeznaczonych dla służby zdrowia. I tak, Medexpress z 13 września 2013 roku rusza z tytułem: „Rusza sezon na szczepienia przeciwko grypie”. Jest to tytuł w stylu: "Ruszają wykopki", czy "Rusza sezon na grzyby", "Rusza świąteczna wyprzedaż" itd. Innymi słowy, zaczynamy zarabiać. Niestety „głupi" nie chcą się szczepić. I to nie chcą się szczepić pomimo wysiłków rozmaitych organizacji, z nazwy pozarządowych. Np. Polskie Towarzystwo Oświaty Zdrowotnej, czy Ogólnopolski Program Zwalczania Grypy, zorganizowany przez p.prof.mgr Lidię Brydak w 2008 roku. Jak wypowiada się prezes tego stowarzyszenia, p.Wł. Jezierski: „Zależy nam, żeby Polacy [a inne narodowości to nie?] wiedzieli dla kogo grypa jest szczególnie groźna. Grypa, oprócz negatywnego wpływu na zdrowie społeczeństwa [ a moim zdaniem, komunizm czy też dziki kapitalizm, o wiele bardziej uszkodził zdrowiu społeczeństwa, aniżeli grypa- jj] powoduje również poważne konsekwencje ekonomiczne, które w sezonie epidemii mogą wynieść 4.3 miliarda złotych". Ba, powstał jeszcze Instytut Oświaty Zdrowotnej - znowu prywatna firma [niewiadomy fundusz zasilania], który opracował Ogólnopolski Program Zwalczania Grypy.

Wyraźnie widać, że pojęcie "grypa" ma działać jak straszak na ludzi. Pomimo, że jak wskazuje nazwa "Instytut", jest to placówka naukowa, to nauki tutaj niewiele widać. I tak, we wszystkich podręcznikach od 100 lat grypa jest znana jako wirusowa choroba, nie wymagająca specjalnego leczenia. Najlepszym dowodem, że nie jest ona specjalnym problemem medycznym jest fakt, że p. prof. L. Brydak od ok. 20 lat zajmująca się grypą w PZH, do dnia dzisiejszego nie umie rozdzielić grypy, od innych zakażeń paragrypy i chorób wirusowych dróg oddechowych. Na swoim portalu dowartościowuje się podając liczby dotyczące łącznych zakażeń ok. 200 wirusami. Nie umie, lub z niewiadomych powodów nie chce nawet przeprowadzić prostego rozdziału: ile osób z grupy chorych było uprzednio szczepionych, a ile nie, z rozbiciem na poszczególne województwa. Wypada także przypomnieć, że manipuluje danymi twierdząc, że świńska grypa A1H1N1 to jest inna grypa, niż ta sezonowa, kiedy od 1976 roku ok. 85% zachorowań w grupie sezonowej powodował właśnie wirus A1H1N1, czyli ten sam wirus. Problem polega na tym, że szczepionki wprowadzono do Polski dopiero po 2000 roku i trzeba ludzi postraszyć, ponieważ inaczej nie kupią. Przecież przez poprzednie ćwierć wieku, pomimo istnienia wirusa, żadnej epidemii pani prof. Brydak nie ogłaszała. Dlaczego więc nagle poczciwy wirus miałby się zbuntować?

Innym problemem, wymagającym nie tylko wyjaśnienia, ale i sprawdzenia, jest fakt podawania danych o rzekomych skutkach ekonomicznych zachorowań na grypę. I tak opracowanie to zostało dokonane przez firmę ERNEST I YOUNG, POWIĄZANĄ Z WYWIADEM. Opisane to szerzej jest tutaj Klik

Nie podano nigdzie, kto finansował takie opracowanie, czyli za czyje to pieniądze je wykonano, publiczne, czy też prywatne? Jeżeli prywatne, to kto płacił? Firma należy do drogich. I ile kosztowało takie opracowanie na zamówienie? Wiadomo nie od dzisiaj, że opracowania są robione pod zlecającego. Ile i za co płacono? Nie wiadomo więc, jakie były cele opracowania i jakie ustalenia dotyczące kosztów. To, że firma ta „odwaliła chałturę", jest widoczne z każdego prawie kawałka opracowania. PT Autorzy tego opracowania nie rozróżniają pojęcia "grypa", od pojęć "zachorowania grypopodobne", "zakażenia górnych dróg oddechowych" itd. Czyli sztucznie zawyżają liczbę chorych. A raport miał rzekomo dotyczyć grypy! Przecież rzekoma szczepionka nie działa na wszystkie 200 wirusów, tylko na kilka. Aby przybliżyć problem i pokazać go w odpowiedniej proporcji, podam dane amerykańskie. I tak, rzekoma świńska grypa była oceniana na ponad 61 000 zgonów, a nawet do 90 000, wg specjalistów od grypy i urzędników CDC, sprzedających szczepionki. Badania przeprowadzone po roku wykazały, że tak naprawdę w sezonie zmarło tylko 256 osób. Ale z tej liczby zgonów, z powodu grypy zmarło tylko 18 osób. Czyli dane urzędników i ekspertów od grypy były zawyżone 4000 razy czyli 400 000% .To robi wrażenie. Jakiej klasy muszą to być eksperci i jakimi pieniędzmi muszą dysponować, aby usłużni dziennikarze natychmiast publikowali takie bzdury. No ale skoro aż 4000 razy zawyżyli dane, to należy te kwoty, podane przez Ernest & Younga, odpowiednio podzielić, ponieważ oni także nie rozróżniali grypy od innych chorób. I tak, jeżeli koszt grypy wg tej renomowanej firmy, wynosi od 800 000 000 do 4.3 miliarda, to tak naprawdę wynosi on 200 000 do 1 075 000. Czyli koszt prawdziwy grypy to od 200 tysięcy do miliona, wg obliczeń firmy Ernest i Young, skorygowanych przez prawdziwą liczbę zachorowań.

Czyli mamy problem. Koszt leczenia wynosi w normalnym roku 200 000 zł, a chcą szczepionkowcy zaszczepić co najmniej 50% populacji, czyli ok. 15 milionów ludzi, po 50 złotych jedna szczepionka, tj.chcą wywieźć z kraju ok. 750 000 000 złotych. Czyli jest się o co bić!

Teraz chyba rozumiesz Wielce Szanowny Czytelniku, dlaczego tyle artykułów sponsorowanych i taka aktywność sekty szczepionkarskiej. Jeżeli koszt produkcji szczepionki wynosi ok. 33 groszy, to pomnożony przez 15 milionów „do zaszczepienia” , to koszty materialne całej imprezy wynoszą 5 000 000 złotych. A reszta to jest ponad 700 milionów to czysty zysk bezkarnie ściągnięty z frajerów. Jak zauważyliście, odliczyłem te głupie 50 milionów jako koszta reklamy. Ale moi koledzy oraz wpisy blogerów wskazują, że na „koszta pośrednie" idzie nawet 30% tej kwoty, czyli ok. 200 milionów. Warto więc szaleć z dezinformacją.

Grypa: organizacja głupoty w Polsce. #Część 2

Tak więc akcja straszenia grypą rusza do przodu. Już w październiku ukazują się tytuły: „Polacy nie chcą się szczepić i umierają po grypie” [GW 16.10.2013] P. prof. Antczak z Instytutu Oświaty Zdrowotnej [prywatnej firemki] już 07 listopada 2013 załamuje ręce: ”zabrakło szczepionek na grypę, jeszcze gorsze będą konsekwencje”. Oczywiście takie tytuły ukazują się w gazetach głównego nurtu dezinformacji, przedrukowywane potem gdzie się da. Ale ta sama redakcja dopiero 20 listopada podaje: "Grypa dotarła do Polski. Czy grozi nam epidemia?" No jak to, najpierw Polacy się nie szczepią, a po kilku tygodniach, że zabrakło szczepionek. No i oczywiście straszenie śmiercią przez p. prof. magister L.Brydak. Ale kilka dni wcześniej rynek zdrowia.pl 08.11 2013 podaje: "Zainteresowanie szczepieniami przeciw grypie nadal spada. Jak podaje producent firma Sanofi Pasteur zainteresowanie szczepionkami przeciw grupie w ciągu ostatnich 3 lat spadło o 45%". Już 13 listopada rusza do boju znana reklamówka przemysłu szczepionkarskiego "Medycyna Praktyczna", podając: „Media alarmują: Brakuje szczepionek przeciwko grupie. I szczepionki przesłane do POlski już się skończyły. To zainteresowanie pacjentów wzbudza nadzieję, że w ciągu najbliższych lat wzrośnie zainteresowanie pacjentów szczepionkami."

Ale zaraz? Jak to, najpierw podają, że zainteresowanie systematycznie spada. A potem nagle ludziska się obudzili i wykupują na zapas, tak jak ocet i papier toaletowy w stanie wojennym? Ale nie martwcie się drodzy Rodacy, starsi i mądrzejsi czuwają. I już niedługo pojawią się nowe szczepionki przeciwko grypie, w tzw. opakowaniach międzynarodowych. Co to znaczy z polskiego na nasze? A to znaczy, że będą to zbiorowe opakowania zawierające rtęć, czyli jedną z najsilniejszych neurotoksyn. No i o to chodziło. I dopiero w tym aspekcie należy zapoznać się z wywiadem, jakiego udzieliła tej wymienionej już reklamówce przemysłu szczepionkarskiego, tj.Medycynie Praktycznej, p.prof. Waleria Hrynkiewicz. Nie mogłem znaleźć informacji, jakie specjalizacje medyczne zdobyła p. Profesor, ale jej wypowiedzi bardziej przypomina reklamę aniżeli wypowiedź naukowca. I tak, pani Profesor powtarza wielokrotnie już dementowaną informację na temat szczepionek: ”Dzięki szczepieniom udało się wyeliminować ciężką chorobę wirusowa, jaką jest ospa prawdziwa”. Nie wiem czy płakać czy się śmiać. Kobieta pracująca w medycynie kilkadziesiąt lat nie zna zupełnie historii swojej specjalizacji. Szczepienia wprowadzono ok. 1700 roku. Wyeliminowanie ospy, jak twierdziło WHO, nastąpiło w 1978 roku, czyli po ok. 300 latach tj. 12 pokoleniach. Natomiast inna, równie groźna, lub nawet groźniejsza choroba wirusowa, tzw. poty angielskie, bez szczepień została wyeliminowana w okresie ok. 30 lat, tj. jednego pokolenia. Jakoś nie może to dotrzeć do główek pracowników PZH. Zaburzyłoby to ich marketingowy system dezinformacji?

Kolejny cytat: ”Polska przeżyła poważną epidemię ospy dokładnie 50 lat temu, we Wrocławiu". Zapomniała znowu podać szanowna pani Profesor, że ospę przywiózł agent Informacji Wojskowej z Indii. Lekarze wojskowego szpitala nie tylko nie umieli jej rozpoznać, ale u zakażonej innej osoby rozpoznali chorobę nowotworową i leczyli tak jak raka, skutecznie ją uśmiercając. Dopiero po kilkunastu zachorowaniach lekarze z Instytutu Medycyny Tropikalnej z Trójmiasta ustalili co to jest. Kolejny akapit dotyczy polio. I znowu same dyrdymały na poziomie gazetowym. P.Profesor nie wie, że polio dzikie już praktycznie nie istnieje. Do 2010 roku notowano na świecie kilkadziesiąt - kilkaset przypadków. Epidemia wybuchła dopiero jak „ONZ-Billy Gates and Company” zaczęli szczepienia. W samych Indiach epidemia poszczepienna objęła ponad 61 000 dzieci. Związek przyczynowo skutkowy był tak wyraźny, że zdesperowani rodzice zastrzelili ludzi od szczepionek. Trzeba przyznać, że była to zasłużona kara za inwalidztwo tylu tysięcy zdrowych dzieci. Szkoda tylko, że jak to zwykle bywa, cygan zawinił a kowala powiesili. Nikt z organizatorów nie poniósł żadnej kary. Wręcz przeciwnie, zarobili grube miliony. Oczywiście szczepionkarze spłynęli błyskawicznie z Indii. O żadnym odszkodowaniu nie ma mowy. O tym wszystkim p.prof. W.Hrynkiewicz nie wie albo woli nie mówić. Musisz sam Szanowny Czytelniku odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie są motywy takiej dezinformacji pracownika - urzędnika państwowej placówki, opłacanej przez podatnika. Kolejna dezinformacja pani prof. W.Hrynkiewicz: „Wiemy, że dzięki zastosowaniu szczepionki przeciw zapaleniu wątroby B w sposób spektakularny obniżyliśmy zachorowania na tą ciężką chorobę” Nie wiadomo co robić, ręce opadają. Student wyleciałby na zbity łeb po takiej odpowiedzi. Niestety potwierdza to cykl, który napisałem: „Polska medycyna sto lat za murzynami, z całym szacunkiem dla czarnoskórych". Proszę zobaczyć wykres, szczepienia wprowadzono w Polsce w 2007 roku. Natomiast spadek zachorowań obserwowaliśmy, po wycofaniu kartek na mydło wprowadzonych w stanie wojennym, już w roku 1994.

Żeby pracownik instytucji państwowej nie miał zielonego pojęcia o zachorowalności na kilka podstawowych chorób zakaźnych? Przecież tak naprawdę to mamy: żółtaczkę, choroby dziecięce, choroby wirusowe dróg oddechowych. Zgodzicie się ze mną PT Czytelnicy, że można się tych kilku wykresów nauczyć na pamięć. Może wypadałoby zakupić pracownikom PZH chociażby podręcznik dla szkół średnich pt. „Zarys epidemiologii”. W tym podręczniku wszelkie wykresy się znajdują. Kolejny akapit dotyczy gruźlicy. I to samo pomieszanie z poplątaniem. Pani Profesor nie wie, że ten wzorowy kraj USA w ogóle nie stosuje szczepień przeciwko gruźlicy, a spadek zachorowań miał lepszy, aniżeli Anglia, która stosowała szczepienia dzieci przeciw gruźlicy. Jeszcze było zrozumiałe, że bezpośrednio po wojnie stosowano szczepienia. Taka była w tamtym okresie wiedza. Ale obecnie wiemy, że gruźlica to głównie niedożywienie. Te wszelkie fast foody. Dlatego PZH miał pilnować tego co robią duże korporacje z produktami żywnościowymi. Dlatego jest opłacany przez podatników. I co? I nic. A już przed 10 laty były główny technolog rzeźni w Gdańsku powiedział mi, że gdyby w latach 70-tych produkował takie kiełbasy jakie obecnie sprzedają supermarkety, to z więzienia nie wychodziłby przez długi czas.

No i na końcu „nasza” ulubiona przez Narodowy Instytut Zdrowia P. jednostka chorobowa - grypa. Oczywisty wniosek wypływa z wypowiedzi p. prof. Hrynkiewicz: "Warto się szczepić” i nawoływanie do obowiązku szczepienia pracowników służby zdrowia. Ani jednego słowa o możliwości powikłań. Czysta reklama. No ale to wywiad do takiego biuletynu reklamowego. A tymczasem prasa medyczna donosi: "Szczepionka A1H1N1 spowodowała 700 procentowy wzrost poronień u kobiet". A więc szczepcie się przyszłe mamusie, skrobanka będzie niepotrzebna. Autorytatywne badania ujawniają brak przekonujących dowodów co do skuteczności szczepienia przeciwko grypie dzieci do 2 lat, osób zdrowych oraz starszych, a także pracowników służby zdrowia opiekujących się starszymi osobami. Masowe badania listonoszy w Anglii wykonane zgodnie z zasadami medycznymi, czyli grupa szczepiona i grupa nieszczepiona, udowodniły bezsens szczepień. Liczba dni opuszczonych była podobna, liczba hospitalizacji także, ale koszty szczepień zdecydowanie odstraszają od bezmyślności. Kolejne badania tym razem kanadyjskie wykazały, że przyjmowanie szczepionki przeciw grypie przez Kanadyjczyków faktycznie spowodowało wzrost zachorowań i hospitalizacji, spowodowanych grypą AH1N1. Najciekawsze jest to, że poważne podręczniki od ok. 100 lat podają, że szczepienie przeciwko grypie jest i będzie bezskuteczne z prostego powodu, te 200 wirusów powodujących podobne objawy chorobowe bardzo często mutuje. Czas przygotowania szczepionki to ok. 6-9 miesięcy. Nie ma więc żadnych możliwości przetestowania skuteczności szczepionki i wyeliminowanie powikłań. Tym bardziej, że zgadujemy, który to akurat wirus, z tych 200, będzie szalał. Innymi słowy PZH prowadzi testowanie leków - szczepionek, bez zgody i wiedzy królików doświadczalnych, to jest polskiego społeczeństwa, vide sprawa w Grudziądzu i Białymstoku.

19 września Rząd Jej Królewskiej Mości przyznał, że szczepionka przeciwko grypie może powodować narkolepsje czyli krótkotrwałą senność z zaburzeniami neurologicznymi, tj. zwiotczeniem mięśni. Szczepionka Pandermix sprzedawana prze GSK, głównego sponsora "Medycyny Praktycznej", podawana szczególnie dzieciom i osobom starszym, jest związana z narkolepsją. Szczególnie narażeni są młodzi ludzie, u których szczepionka może powodować trudności w nauce, prowadzeniu pojazdów mechanicznych, całkowitą utratę kontroli nad mięśniami, zaburzenia poczucia własnej wartości, zaburzenia w funkcjonowaniu w pracy, powodujące zwolnienia. Prawnicy oceniają, że odszkodowania będą w wysokości jednego miliona funtów na ofiarę. Rzecznik prasowy GSK przyznał się już do zanotowania ok. 900 przypadków takich powikłań. Sprawa musi być poważna, ponieważ GSK idzie na ugody wypłacając po 120000 funtów. Badania wykazały, że szczepionka przeciwko grypie może działać w ok. 1.5% przypadków. Cohrane Libery stwierdziło po analizie dostępnych prac naukowych, że skuteczność szczepionki przeciwko grypie jest taka sama jak mycia rąk. Ale do tej pory nikt po myciu rąk nie zmarł i mydła za 50 złotych jeszcze kupować nie musimy.

Zastanawiasz się Szanowny Czytelniku dlaczego profesorowie typu W. Hrynkiewicz, A. Antczak, L. Brydak o tym nie wiedzą? Albo dlaczego nie informują społeczeństwa? Tak, to poważny problem. Czym się kierują nie ujawniając prawdy? Zdziwienie budzi także fakt, że na stronie bądź co bądź jeszcze państwowej instytucji, jaką jest Narodowy Instytut Zdrowia Pub., brak konkretnych danych o składzie szczepionek. Przypominam, że p. prof. Bucholc publicznie zapraszała do odwiedzenia zakładu i zobowiązywała się do udostępnienia wszelkich materiałów związanych ze składem szczepionek, a jak umówiona osoba przyszła, to zakazała jej wpuszczania do Instytutu.

Ciąg dalszy nastąpi...

Źródło

Black Panthers - czyli czarny rasizm

konto usunięte2013-12-08, 23:45
temat iście sadystyczny bo czegoś takiego świat nie widział: afroamerykanie w USA założyli organizację która łączyła w sobie cechy rasizmu, nacjonalizmu i jednocześnie komunizmu walcząc o demokratyczne prawa mniejszości. Brzmi głupio i dziwnie ale tak też było w przypadku czarnych panter. Ale takie rzeczy tylko w Ameryce

Partia Czarnych Panter - Black Panther Party

Organizacja założona w 1966 roku i głównym fundamentem działalności była siłowa a nawet zbrojna obrona praw czarnoskórych w Ameryce. Czarne Pantery postawiły sobie za cel walkę z białym rasizmem. Niestety radykalizm, przemoc, demonstracje i sposób działania był dokładnie rasizmem ale wymierzonym w stronę każdego białego.



Czarne Pantery opracowały własny dekalog zatytułowany "Ziemia, chleb, mieszkanie, edukacja, odzież, sprawiedliwość i pokój":
1. Chcemy wolności i uznania miejsca w społeczeństwie (czarny ma być szanowany nie za to co robi tylko za to że jest z mniejszości)
2. Równe traktowanie czarnoskórych pracowników
3. Chcemy zakończenia okradania czarnych i innych ciemiężonych przez kapitalistów
4. Chcemy godziwych warunków mieszkaniowych nadających się do schronienia (bezpłatne mieszkania socjalne)
5. Chcemy dostępu do edukacji takiego samego jak mają inni oraz żeby wszystkich uczono o historii czarnych i ich historycznej roli
6. Chcemy bezpłatnej opieki zdrowotnej dla czarnych i innych mniejszości
7. Chcemy zakończenia zabijania i używania przemocy przez policję wobec czarnych i innych represjonowanych
8. Chcemy zakończenia wszystkich wojen i agresji
9. Chcemy wolności dla wszystkich więźniów koloru czarnego i równego traktowania na sprawach sądowych (pierwotne założenie jest takie, że czuli się pokrzywdzeni więziem tylko ze względu na kolor skóry a nie przez to co zrobili)
10. Chcemy ziemi, chleba, mieszkań, wykształcenia, ubrań, sprawiedliwości, pokoju i społecznej kontroli nowoczesnych technologii



Czarne Pantery z jednej strony chciały równości z drugiej być równiejsze od reszty. Przykładem może być postulat według którego rząd USA miał zwolnić czarnych z obowiązku służby wojskowej gdyż "Afroamerykanie są używani do zabijania i walki z innymi narodami na świecie, które tak jak Czarni są prześladowane przez biały rasistowski rząd USA".

Początkowo w działaniu przypominali rasistów którzy dbają tylko o swoją rasę by z czasem przejść na myślenie lewicowe. Duży wpływ na funkcjonowanie ideologiczne CP miała książka Mao Zedonga z której to czerpano garściami filozofię starając ją się wprowadzić w życie.

Czarne Pantery tworzyły uzbrojone patrole które nie rzadko wdawały się w potyczki z policją. W wyniku starć zginęło kilkunastu policjantów i kilkudziesięciu bojówkarzy.

Dla przeciwwagi na początku działalności policja wspierałą się pomocą ze strony Ku Klux Klanu jednak to zaogniało konflikty. Zwiększona liczba policjantów też nie przynosiła rezultatów więc zaczęto stopnio wcielać czarnoskórcyh w szeregi i wysyłać ich w nefralgiczne rejony. Ironią losu dwóch członków CP zostało zastrzelonych przez tego samego czarnoskórego policjanta.

Czarne Pantery z bojówkarskiej organizacji która doczekała się indywidualnej opieki ze strony FBI pod postacią osobnego działu przeszła na pomoc potrzebującym działąjąc w obrębie kościołów.

W obrębie czarnych Panter działał Martin Luter King i również z tego ruchu wyłoniła się ideologia Black Power

Na igrzyskach olimpijskich w 1968 dwóch medalistów Tommie Smith oraz John Carlos zademonstrowało swoje poparcie dla Black Power unosząc w górę zaciśniętą pięść. W nagrodę poza medalami otrzymali dożywotnią dyskwalifikację. Foto poniżej

Kampania francuska

konto usunięte2013-12-08, 21:20
Odnośnie kampanii francuskiej narosło w Polsce wiele mitów. Ogólny jej obraz wygląda mniej więcej tak - Francuzi byli za tchórzliwi, żeby opuścić linię Maginota, zagłupi, by pomyśleć, że Niemcy mogą ją obejść, a potem się praktycznie bez walki poddali. Trochę psuje ten obraz, że kampania na zachodzie trwała dłużej od wrześniowej, ale tłumaczy się to tym, że Polacy stawiali opór jako jedyni. Obraz ten, chociaż powszechny, jest kompletnie błędny.
Francuzi doskonale wiedzieli, że główne uderzenie pójdzie przez Belgię, linia Maginota miała służyć przede wszystkim osłonięciu mobilizacji armii francuskiej, czyli kupić trochę czasu. Problemem jednak był brak chęci do kooperacji ze strony belgijskiej - sam kraj zadeklarował przed wojną neutralność(w 1936), nie zgodził na rozlokowanie wojsk francuskich przed agresją niemiecką, a już w trakcie walk spieszące się z pomocą siły alianckie przywitał strajkiem kolejarzy. Brzmi to trochę absurdalnie? Jednocześnie obala to tezę, że francuska doktryna polegała tylko na siedzeniu na linii Maginota, ba można uznać, że właśnie opuszczenie pozycji obronnych było główną przyczyną porażki. Czemu to zrobiono? Powodów jest kilka - z plaży we Flandrii jest najłatwiejsze dojście do inwazji na Wielką Brytanię, więc Anglicy nalegali na obronę Belgii. Chciano też chronić jeden z największych okręgów przemysłowych Francji wokół Lilie. Próbowano pomóc też wojskom belgijskim i holenderskim, które zwiększały potencjał aliancki. Jak się okazało było to błędem.
Niemcy początkowo chciały atakować podobnym planem jak w czasie I wojny światowej - zmodyfikowanym planem Schlieffena i na taki wariant się alianci przygotowali. Dopiero później, na osobisty rozkaz Hitlera, zdecydowano się go zmodyfikować na tak zwany sierp Mansteina. Polegał on na ataku przez Ardeny, które Francuzi i Anglicy, po przeprowadzeniu próbnych manewrów, uznali za niemożliwe do sforsowania przez czołgi. Okazało się to decydującym błędem kampanii - kiedy I Grupa Armii spieszyła się ku atakującym od północy siłom niemieckiej Grupy Armii B, oddziały pod dowództwem Rundstedta uderzyły w kierunku Sedanu na nie bronioną flankę, odcinając najlepsze jednostki francuskie. Tym jednym manewrem Wermacht wygrał kampanię, jeszcze jakiekolwiek szans na kontratak przekreśliło odwołanie dotychczasowego dowódcy Gamelina i zastąpienie go Weymandem - przez 3 dni alianci byli pozbawieni naczelnego dowództwa. Jeszcze Francuzi walczyli przez ponad miesiąc przeciwko przeważającym siłom(generał von Reichenau określił, że walczyli jak lwy), jednak nie mieli szans i podpisali rozejm 22 czerwca, kiedy to wprawdzie wciąż połowa kraju nie była okupowana przez Wehrmacht, kiedy nie była już możliwa skuteczna obrony i oznaczało to tylko bezsensowną masakrę francuskich żołnierzy.
Mimo wszystko można uznać, że III Rzesza poniosła bardzo bolesne straty - około 67 tysięcy zabitych lub zaginionych, 110 tysięcy rannych, 1800 zniszczonych lub uszkodzonych samolotów, 800 zniszczonych czołgów. Dla porównaniu w Polsce było około 17 tysięcy zabitych lub zaginionych, 250 czołgów, 550 samolotów, a w czasie pierwszych 5 miesięcy walk z ZSRR 71 tysięcy zabitych lub zaginionych, 138 tysięcy rannych, 1300 czołgów i 660 samolotów. Jak widać więc, opór był zacięty.
z blogu pzmr


Od pewnego czasu na sporej części nacjonalistycznych manifestacji (wyszczególniając te organizowane przez autonomicznych nacjonalistów) pojawiają się flagi z symbolem przedstawiającym młot skrzyżowany z mieczem. Flagi z tym na razie niezbyt popularnym w Polsce symbolem ze względu na swoje znaczenie, od wielu lat zaliczają się do najważniejszych proporców używanych przez europejskich narodowych rewolucjonistów, a także środowiska odwołujące się do idei i zasad Trzeciej Pozycji. Warto nakreślić kilka słów o tym symbolu.

Historia tej symboliki może budzić kontrowersje. Symbol skrzyżowanych ze sobą logotypów przedstawiających młot oraz miecz – aczkolwiek w formie nieco odstającej od tej używanej obecnie – został rozpowszechniony w latach ’30-tych ubiegłego wieku przez niemieckie ugrupowanie Czarny Front (niem. Schwarze Front), założone przez braci Gregora i Ottona Strasserów. Było to jedyne antyhitlerowskie ugrupowanie w III Rzeszy o zdecydowanie nacjonalistycznym charakterze, którego przywódcy (bracia Strasserowie) i działacze przez cały czas swojej politycznej aktywności pozostawali w twardej opozycji wobec Adolfa Hitlera, jak i samej NSDAP. Za ich działalność, podobnie jak resztę antyhitlerowskich opozycjonistów, spotkały ich prześladowania – Gregor Strasser został zamordowany przez SS podczas tzw. nocy długich noży w 1934 roku, jego bratu udało się natomiast uciec zagranicę, gdzie kontynuował politykę. Otto Strasser przebywając na emigracji działał m.in. w Ruchu Wolnych Niemców, a także prowadził rozgłośnię radiową, w której agitowano przeciwko działaniom Hitlera i rozpętanej przez niego wojnie.

„Dzisiejszy” symbol młota i miecza co prawda jedynie nawiązuje swoją stylistyką do tego, który przyjęto za oficjalne logo Czarnego Frontu, jednak w tekście go przedstawiającym nie mogło zabraknąć wzmianki o tym ugrupowaniu. Skupmy się jednak na obecnym znaczeniu flag, które co najmniej od lat ’60-tych zwykły pojawiać się na demonstracjach nacjonalistów w całej Europie.

Znaczenie tego symbolu jest bardzo proste i wymowne. Młot oznacza solidaryzm społeczny, miecz z kolei symbolizuje nacjonalizm. Skrzyżowane ze sobą podkreślają symbiozę walki o przetrwanie narodu z walką o prawa pracownicze i społeczną sprawiedliwość – symbolizują chęć zarówno narodowej jak i społecznej rewolucji. Właśnie dlatego rzeczoną symboliką poważniej zainteresowały się wszelakie ugrupowania narodowo-rewolucyjne oraz trzeciopozycyjne, dostosowując ją na swoje potrzeby i używając przy adekwatnych okazjach. Od wielu lat flagi z młotem i mieczem pojawiają się m.in. we Francji czy Włoszech na nacjonalistycznych manifestacjach w obronie miejsc pracy, lub odwołujących się do historycznych wystąpień robotników. Część europejskich nacjonalistów (zwłaszcza w Niemczech) sięgając po ten symbol pragnie również zaznaczyć swoje przywiązanie do idei Strasseryzmu, jednak dzisiaj młot skrzyżowany z mieczem jest przede wszystkim jednym z symboli Trzeciej Pozycji – światopoglądu odrzucającego zarówno komunizm i kapitalizm, jak też „tradycyjny” podział na lewicę i prawicę. Z tego względu zdecydowano się zacząć eksponować go również w Polsce.

Młot i miecz to uniwersalny symbol, w którym każdy współczesny nacjonalista przykładający dużą uwagę do kwestii socjalnych odnajdzie odpowiadające mu znaczenie. Jako polscy nacjonaliści posiadamy co prawda bogatą gamę własnej, polskiej tradycji ideowej, a co za tym idzie, także własne symbole, co jednak nie stoi na przeszkodzie adaptowaniu symboli o tej „bardziej europejskiej” genezie (zresztą jednym z tego typu symboli jest np. Krzyż Celtycki). W Polsce młot skrzyżowany z mieczem zaczął pojawiać się na takich okazjach jak coraz chętniej „zawłaszczane” przez nacjonalistów Święto Pracy, rocznice robotniczych wystąpień przeciwko władzy PRL, na których nie brak odniesień do obecnej sytuacji gospodarczej, a także wszystkich innych wydarzeniach podkreślających społeczny charakter nacjonalizmu.

Identyfikowanie się z tym symbolem nie jest w żadnym wypadku obowiązkowe, jak również nie powinno zawężać całej społeczno-nacjonalistycznej idei właśnie do tego symbolu. Jednak faktem jest już obecność tej symboliki wśród polskich nacjonalistów, dlatego też warto się nad nią pochylić. Z pewnością wśród wielu narodowych działaczy flagi czy transparenty eksponujące młot i miecz będą dopełnieniem do prezentowanych przez nich poglądów, cała reszta natomiast będzie musiała się do nich po prostu przyzwyczaić.

J.


Baner „Wolni, socjalni, narodowi” na manifestacji 1 Maja w Warszawie

Jak to z tymi Ruskimi jest?

mak6672013-12-07, 13:54
Karol Wędziagolski był doradcą Marszałka Józefa Piłsudskiego do kontaktów z Rosją.
Fragment z "Pamiętników" Karola Wędziagolskiego dotyczący audiencji autora u Naczelnika Państwa.
„…– Proszę nadal zachować przyjazne stosunki z Rosjanami, bo czy my chcemy, czy nie chcemy, czy lubimy, czy się brzydzimy, musimy z nimi żyć o miedzę,a to wcale nie jest łatwe ani proste…
Tylko uważajcie – po raz pierwszy Piłsudski użył zwrotu wy – ja ich znam dobrze i dawniej, niż wy ich znacie.
Pamiętajcie,że dusza Rosjanina, jeśli nie każdego, to prawie każdego, jest przeżarta duchem nienawiści do każdego wolnego Polaka i do idei wolnej Polski.
Oni są łatwi i zdolni do uczucia nawet wielkiej przyjaźni i będą was kochać szczerze i serdecznie,jak brata, dopóki nie poczują, że w sercu swoim jesteście wolnym człowiekiem i boicie się ich miłości, w której dominującym pierwiastkiem jest żądza opieki nad wami, inaczej mówiąc: władzy.
To jest skaza urodzeniowa ich duszy, dziedziczna i kilkusetletnia, za ich niewolę, za Tatarów,za Iwana, za opryczników, za odwieczne bunty topione we krwi.
Jeśli własna wolność jest nieosiągalna, wolność cudza wzbudza zawiść i odrazę. Jesteśmy od wieków zbyt bolesnym dla nich wzorem, zaprzeczeniem ich własnego losu. Obawiam się ,że dużo czasu upłynie, zanim oni zrozumieją, że nikt i nic, chyba śmierć, odbierze nam prawa do wolności…”


Karol Wędziagolski (1886 – 1974)

Urodzony w Jaworowie pod Wilnem. W młodości związany z radykalnymi socjalistycznymi organizacjami rosyjskimi. Absolwent Korpusu Kadetów w Petersburgu. W czasie rewolucji lutowej blisko związał się z antybolszewickimi partiami socjalistycznymi. Po rewolucji październikowej przyłączył się do Armii Ochotniczej Korniłowa. W 1918 roku z ramienia polskich władz nawiązał współpracę z rosyjskimi emigracyjnymi ugrupowaniami antybolszewickimi.
Od roku 1939 na emigracji. Zmarł w Brazylii.

Wędziagolski wyraźnie swoją refleksję kieruje nie do Rosji, nie do Polski, lecz do całego świata. Gdy to się czyta dziś, w r. 1972, tak zdawałoby się odległym od tamtych wypadków, trudno doprawdy oprzeć się wrażeniu, że nastroje panujące w tzw. wolnym świecie wykazują wiele, czy zbyt wiele, analogii z ”Kiereńszczyzną”, powiedzmy to w cudzysłowie. Aleksandr Błok w swym słynnym poemacie ”Dwienadcat” pisał w r. 1918 (w dosłownym tłumaczeniu):

Największa grabież w historii

Vof2013-12-07, 12:27
Rewolucja bolszewicka, czyli największa grabież w historii.



Bolszewicy grabili wszystko i bez litości, a za złupione w Rosji i sprzedawane na Zachodzie złoto kupowali sprzęt wojenny. Tylko dzięki temu mogli stłumić bunty ludności chłopskiej i utrzymać się u władzy.

Grabież tę opisuje historyk Sean McMeekin w książce „Największa grabież w historii”. Jak dotąd nie budziła ona zbyt wielkiego zainteresowanie historyków, choć - jak zaznacza autor - bolszewicy „wydarli "wrogom klasowym" znacznie więcej złota, srebra, klejnotów niż naziści ofiarom Holokaustu.

W pierwszych latach po rewolucji październikowej Rosja bolszewicka nie wytwarzała niczego, co można by sprzedać za granicę. Bolszewicy dysponowali tylko skonfiskowanym złotem i innymi metalami szlachetnym, czy diamentami. To właśnie za nie kupowali broń i materiały wojenne.

Jest to – jak stwierdza autor - klucz do zrozumienia największej zagadki rewolucji rosyjskiej: jak to się stało, że bolszewicy mając przeciwko sobie cały świat i pozostawiający za sobą ruinę, zdołali mimo to utrzymać się przy władzy.

Zaraz na początku swoich rządów bolszewicy zlikwidowali wszystkie prywatne banki i zaczęli obrabowywać wszystkie depozyty bankowe.

„Praw własności odmawiano każdemu uznanemu w latach czerwonego terroru za "wroga ludu": kułakom, bogaczom, oficerom białych, podejrzanym elementom, mieńszewickim kontrrewolucjonistom”.

Powstał specjalny urząd - Gochran, gromadzący skonfiskowane metale, kamienie szlachetne i dzieła sztuki. Do końca 1921 r. Gochran zgromadził dobra o wartości dzisiejszych 45 mld dolarów.

Gdy sprzedano już zapasy carskiego złota, w 1922 roku bolszewicy obrabowali prawosławne monastyry i ławry. Poprzedzili tę akcję brutalną kampanią propagandową. Wykorzystując klęskę głodu na Powołżu, rzucili mające ugodzić w Cerkiew (prowadzącą zresztą akcję pomocy dla głodujących) i usprawiedliwić rabunek - hasło: „Zamień złoto na chleb”.

Jak pisze autor było to hasło kłamliwe: 20 miliardów dolarów (według dzisiejszej wartości) uzyskanych w 1921 roku ze sprzedaży złota poszło nie na pomoc głodujących, lecz na import strategiczny, zbrojeniowy. Także na zakup luksusowych artykułów żywnościowych i części zamiennych do rządowych rolls-royce'ów.

Grabież dóbr cerkiewnych objęła także ikony. Wiele z nich kupowali obcokrajowcy. Olof Aschberg, szwedzki finansista, kluczowa postać w bolszewickich transakcjach zrabowanym złotem, kupił 277 ikon; przekazał je później sztokholmskiemu muzeum. Większość ikon została zniszczona podczas rozbierania ich na czynniki pierwsze w celu pozyskania pereł, złota i srebra.

Bolszewicy dysponowali złotem i innymi kosztownościami na sumę dzisiejszych 160 mld dolarów. „Byłoby to aż nadto na zapoczątkowanie światowej rewolucji, o jakiej marzyli Lenin i Trocki, gdyby ów łup wykorzystano na ten cel. Bolszewicy budzili jednak tak wielką niechęć w narodzie, (…) że większość skarbów Rosji musieli pospiesznie wydać za granicą na broń niezbędną im do utrzymania się przy władzy”.

Do zwycięstwa bolszewików przyłożyły rękę rządy Szwecji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, a także biznesmeni z tych krajów, zawierający ogromne kontrakty na dostawy płacone zrabowanym złotem.

23 listopada 1918 roku misja bolszewicka podpisała w Sztokholmie kontrakt na dostawy sprzętu wojskowego, m.in. silników lotniczych. Rząd szwedzki oparł się naciskom Francji i Wielkiej Brytanii, by ograniczyć bolszewickie transakcje i wydalić handlową misję bolszewicką. „Każde z tych posunięć wywołałoby głośnie sprzeciwy szwedzkich kręgów biznesowych, które zawarły z bolszewikami intratne umowy” - pisze Sean McMeekin.

Do zwycięstwa bolszewików przyłożyły rękę rządy Szwecji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, a także biznesmeni z tych krajów.

Szwedzi wprawdzie zgodzili się na zakaz skupu i sprzedaży papierowych rubli, ale nie złota, co umożliwiło bolszewikom nawiązanie kontaktów z zachodnimi rynkami kapitałowymi.

Brytyjski premier Lloyd George na konferencji w San Remo w kwietniu 1920 roku stwierdził, że handel z Rosją „położy kres bestialstwom, grabieżom, brutalności bolszewizmu prędzej niż jakakolwiek inna metoda”, a Francuzi i Włosi zgodzili się z tą argumentacją. Została otwarta droga do rozmów z bolszewicką misją, na czele której stał Leonid Krasin, kluczowa postać prowadząca transakcje z Zachodem, na temat wznowienia stosunków handlowych.

W miesiąc później Krasin podpisał w Sztokholmie z konsorcjum Nydqusit i Holm wielki kontrakt kolejowy na dostawę lokomotyw i wagonów, wartości dzisiejszych 20 mld dolarów.

Sean McMeekin zauważa, że zwrot w polityce Zachodu wobec Rosji bolszewickiej dokonał się w momencie, gdy polska armia podjęła ofensywę przeciw Armii Czerwonej. W lipcu 1920 roku w Londynie i w Sztokholmie złożone zostały zamówienia na medykamenty, a także na tkaniny mundurowe dla Armii Czerwonej. W 1920 r. na samą odzież dla Armii Czerwonej wydano 3-4 mld dolarów.

Wiktor Kopp, handlowy agent bolszewików, kupił w listopadzie 1920 roku w Niemczech kilkaset tysięcy karabinów. Jak podaje autor w 1920 roku zakupiono za zrabowane złoto sprzęt wojskowy za 20 mld dzisiejszych dolarów. Na szczęście dla Polski, dostawy były realizowane już po zawarciu rozejmu.

Masowy napływ broni i materiałów wojennych przyczynił się znacznie do uśmierzenia masowych buntów chłopskich. A właśnie jesienią i zimą 1920 r. wybuchły one z nową siłą na Ukrainie, Syberii, Kaukazie, Powołżu i guberni tambowskiej.

Autor pisze o wyposażeniu dowodzonej przez Tuchaczewskiego armii tłumiącej bunt w guberni tambowskiej: „Kawaleria jeździła teraz w importowanych siodłach, ciężarówkom nie brakowało opon, świec zapłonowych i części zamiennych, można było też wykorzystywać najbardziej zaawansowane technologicznie zagraniczne samoloty bojowe do penetracji terenu i bombardowań”.

Zdaniem Sean McMeekina, gdyby nie sprzedaż carskiego złota, za które sfinansowano import sprzętu wojskowego reżim sowiecki prawdopodobnie przegrałby wojny chłopskie w latach 1920-1922.

„Strach Lenina przed gniewem chłopów znalazł odzwierciedlenie w błyskawicznym wzroście wypływu metali szlachetnych z Rosji zimą 1920-1921 (...) Szwedzka mennica przetapiając zrabowany rosyjski kruszec, umożliwiła bolszewickiemu złotu dotarcie do londyńskiego City” - pisze amerykański historyk. Od maja 1920 do marca 1921 roku mennica przetopiła 70 ton carskiego złota. Na nowych sztabach nie było już rosyjskich znaków. W ten sposób „wyprano” złoto.

„Przez całe lato i jesień 1921 roku, gdy ich współobywatele masowo głodowali, bolszewicy wciąż sprowadzali samoloty, samochody, karabiny i działa wraz z butami wojskowymi i mundurami dla Armii Czerwonej. Owszem importowali też żywność – lecz nie tyle zboże czy ziarno na przyszłe zasiewy w rejonach głodu (…) co luksusowe towary dla samych siebie” - pisze amerykański historyk.

W 1928 roku zaczęła się wielka sprzedaż arcydzieł dawnego malarstwa ze zbiorów rosyjskich. Wśród 450 obrazów były m.in. dzieła Rembrandta, Rubensa, Tintoretta, van Dycka. „Pod koniec lat dwudziestych galerie, sklepy antykami i domy aukcyjne w Berlinie, Wiedniu i Sztokholmie opływały w zrabowane rosyjskie przedmioty, od diamentów i rubinów, po proste przedmioty z brązu i drzewa (...) do tego dochodziły tysiące prawosławnych ikon” - zauważa Sean McMeekin.

Amerykański milioner Armand Hammer organizował kiermasze „skarbów Romanowów”, wśród nich były nich słynne jajka Fabergé. Inny biznesmen Andrew Mellon kupił wiele obrazów z Ermitażu. Autor pisze, że nabywcy zrabowanych dzieł sztuki, zapewne nie mieli świadomości czemu posłużą pieniądze z ich sprzedaży.

„Dziś jednakże nie ma już najmniejszej wątpliwości, że wyrastające jak grzyby po deszczu mordercze kołchozy, huty i zakłady zbrojeniowe były finansowane w przeważającej mierze ze sprzedaży dzieł sztuki i antyków kupowanych przez zachodnich kolekcjonerów” - pisze Sean McMeekin.

Książka „Największa grabież w historii. Jak bolszewicy złupili Rosję” ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Pogrom Cyganów

Adamko522013-12-06, 20:58
Przedstawiam trzy przypadki kontaktu polaków z cyganami.
Historia.

Pogrom mławski (26 i 27 czerwca 1991 roku w Mławie) – zbiorowy wybuch agresji części mławian skierowanej przeciwko mieniu najbogatszych przedstawicieli miejscowej ludności cygańskiej.
Przebieg zdarzeń[edytuj | edytuj kod]

Impulsem do wybuchu kilkudniowych zamieszek był wypadek samochodowy, który nastąpił 23 czerwca około godziny 23.00 na przejściu dla pieszych przy ulicy Piłsudskiego (róg Zuzanny Morawskiej). Wypadek spowodował siedemnastoletni Roman Paćkowski, należący do mniejszości romskiej. Wbrew obiegowym opiniom sprawca posiadał prawo jazdy. Sprawca zbiegł z miejsca wypadku nie udzielając pomocy ofiarom i ukrył się. W wypadku zostało poszkodowanych dwoje Polaków: przebywający na przepustce dwudziestojednoletni żołnierz, który w wyniku obrażeń kilka dni po wypadku zmarł i towarzysząca mu siedemnastoletnia dziewczyna, u której zdarzenie spowodowało uraz psychiczny. Społeczność romska w Mławie przez dwa dni ukrywała sprawcę wypadku, odmawiając wskazania miejsca jego pobytu służbom porządkowym. W wyniku pertraktacji z wójtem społeczności romskiej 25 czerwca sprawca wypadku został przywieziony na komendę policji a w dniu następnym 26 czerwca przyprowadzono samochód, którym spowodowano wypadek[2]. Ze względu na rosnące napięcie społeczne policja rozplakatowała informację o pojmaniu i osadzeniu w areszcie poza obrębem miasta sprawcy wypadku, jednak to nie zdołało uspokoić nastrojów[2]. 26 czerwca (dwa dni po wypadku) tłum Polaków przez dwa kolejne dni, w różnych odstępach czasu i z różnym nasileniem, dokonywał czynnych napaści na domostwa, własność i mienie Romów zlokalizowane w różnych częściach miasta, uchodzących od lat za "cygańskie". Większość ludności romskiej w trakcie wydarzeń opuściła miasto, niewielki odsetek ukrywał się u Polaków. Nie doszło do fizycznej napaści na żadnego przedstawiciela mniejszości romskiej, a cała agresja tłumu skierowała się na niszczenie mienia. W wyniku zamieszek dokonano dużych zniszczeń w majątkach należących do Romów. W sumie zniszczono całkowicie siedemnaście domów, a częściowo (napastnicy nie zdołali się do nich wedrzeć) cztery, zdemolowano też dziewięć mieszkań. Do Mławy sprowadzono dodatkowe oddziały policji, wprowadzono godzinę policyjną. Premier Jan Krzysztof Bielecki powołał komisję specjalną, która oszacowała straty ludności romskiej poniesione w wyniku zamieszek na 4,8 mld złotych (wartość sprzed denominacji)[3]. Wydarzenia zostały nazwane przez media pogromem mławskim. Za udział w zajściach zarzuty postawiono 21 osobom[4], 17 osób zostało skazanych na kary pozbawienia wolności od pół roku do 2,5 roku oraz grzywny i nawiązki, 10 osobom sąd zawiesił wykonanie kary i dał dozór kuratora.[3]

Zapomniany Pogrom Oświęcimski - Marek Isztok
Kilka dni temu (21-22 października), minęła 29 rocznica pogromu oświęcimskiego. W 1981 roku błahy z pozoru incydent, podczas którego doszło do bójki miedzy przedstawicielem społeczności romskiej i polskiej, przerodziła się szybko w regularny pogrom. Po raz kolejny powtórzył się klasyczny mechanizm „kozła ofiarnego” czyli w chwili kryzysu całe odium uśpionej nienawiści i lęku kierowane jest wobec „innych”, „obcych”, w tym przypadku utożsamionych z Romami.

Do tego czasu wydawało się, że miejscowi Romowie żyją w harmonii z resztą mieszkańców Oświęcimia. Utrzymywali ze sobą poprawne stosunki, często przyjaźnili się z sobą. Jednak w tamte jesienne dni było inaczej.

Do pojedynczych prowodyrów stopniowo dołączało coraz więcej ludzi. Próbowano w różny sposób interpretować, jakie było tło zajść, istniały opinie, że miały one charakter spontaniczny, a bójka stała się iskrą ur🤬amiającą nagromadzoną spiralę niechęci. W rzeczywistości pogrom był prowokacją ze strony ówczesnych Sił Bezpieczeństwa, czego dowodem mogą być próby manipulacji i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji - m.in. jakoby Romowie z województwa mieliby być przesiedleni do Oświęcimia, a także, że miejscowi Romowie wykupili cześć budynku komunalnego, co okazało się zwykłą plotka – celem podjudzenia negatywnych emocji wobec Romów wśród mieszkańców miasta na krótko przed wybuchem pogromu.

Dodatkowym argumentem przemawiającym za zasadnością twierdzenia o inspirowanym charakterze zajść antyromskich był fakt, iż w Oświęcimiu pogrom uzyskał swoiste ramy organizacyjne w postaci zawiązanie przez tłum „Komitetu na rzecz wypędzenia Cyganów”, co w przypadku czysto spontanicznej akcji, gdzie rządzi przypadek i chaos, byłoby raczej niemożliwe. Co jeszcze straszniejsze, komitet został potraktowany jako równoprawny partner dialogu na linii władza – społeczeństwo lokalne, a Romowie stali się przedmiotem dyskusji, niczym „podludzie”, z którymi zdaniem nikt się nie liczy. Jednocześnie postawę ówczesnych władz i milicji można określić jako ambiwalentną, gdyż choć pertraktowali z przedstawicielami wrogiego tłumu, którzy chcieli ostatecznie zlikwidować „problem romski” w mieście, to należy zaznaczyć, że tylko zdecydowana postawa milicji pozwoliła zapobiec tragedii. W efekcie tłum ruszył pod dom uczestnika bójki, spalono i zniszczono wiele samochodów. Cześć rodzin romskich w popłochu musiało uciekać ze swoich mieszkań. Po 2 dniach walk milicji z uczestnikami pogromu, Romowie zostali ocaleni, jednak cena, jaką za to zapłacili, była wielka.

Władze pod presją mieszkańców wypracowały swoisty „kompromis”, rozwiązujący problem zamieszek antyromskich. Poprzedziło go spotkanie, do jakiego doszło miedzy przedstawicielami ówczesnych władz, milicji oraz Komitetu z wójtem romskim, który wraz z delegacją romską przybył na nie pod osłoną eskorty milicji. Stronie romskiej złożono propozycje opuszczenia Oświęcimia i osiedlenia się na terenie wyznaczonego dla nich osiedla pod Bielskiem czyli de facto zamieszkania w swoistym gettcie romskim. Ze zrozumiałych względów propozycja ta została odrzucona, co w konsekwencji spowodowało, że władze złożyły propozycje nie do odrzucenia, od której Romowie nie mogli się już odwołać. W efekcie negocjacji Komitetu z władzami, w których uczestniczył również wójt Romów, doszło do ugody, na mocy której cała społeczność romska otrzymała paszporty (choć dla wielu innych obywateli Polski otrzymanie tego dokumentu było sprawą trudną, jeżeli nie niemożliwą) i wyemigrowała do Szwecji. Były to tzw. wilcze bilety, uprawniające do przejazdu przez granicę w jedną stronę z adnotacją, iż posiadacz nie jest obywatelem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ostatnia, najliczniejsza grupa Romów wyjechała 13 grudnia 1981 roku, w dniu wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Rozwiązanie wypracowane wówczas stało się „modelowym”, które następnie było stosowane wobec Romów w całej Polsce. Nie można również zapominać, iż pogrom w konsekwencji miał również skutki ekonomiczne - zmuszone do wyjazdu rodziny romskie z braku czasu i możliwości musiały często za bezcen wyprzedawać swój majątek – meble, sprzęt elektroniczny, samochody, a nabywcami i jednocześnie beneficjentami tego procederu byli miejscowi.

W ten sposób ludzie, którzy urodzili się w Polsce, których przodkowie od wielu pokoleń byli obywatelami państwa polskiego, zostali przymusowo pozbawieni obywatelstwa i wyrzuceni ze swojej ojczyzny tylko dlatego, że byli Romami. Niestety, świadomość o tych wydarzeniach wśród społeczeństwa jest wręcz zerowa, dlatego też należy ustawicznie o tym przypominać, aby pogrom ten nigdy nie został zapomniany.

Wydarzenia w Oświęcimiu sprzed blisko trzydziestu lat stanowią czarną kartę w historii powojennej Polski, odrażający przykład inżynierii społecznej, która problemy natury etnicznej rozwiązuje drogą decyzji administracyjnej i przymusowych wysiedleń. Pogrom to lekcja pokazująca, że władze nie powinny lekceważyć żadnych incydentów, potęgujących napięcia społeczne, gdyż ciągle w podświadomości społeczeństwa nagromadzone są ogromne pokłady stereotypów antyromskich, niechęci, strachu, braku zrozumienia, co w sytuacjach kryzysowych grozi eskalacją nienawiści. Pomimo tego, że obecnie żyjemy w zupełnie innych realiach polityczno-społecznych, w warunkach demokratycznego kraju, będącego członkiem Zjednoczonej Europy, to, jak pokazał ostatni przypadek próby linczu na jednej z rodzin romskich, jaki miał miejsce w Limanowej, natura ludzka jest niezmienna i należy usilnie pracować, aby tego typu wydarzenia nie miały nigdy miejsca.

Cygan zły nawet w trumnie

Wykop
Drukuj

Napisał(a): Marcin Ogdowski w wydaniu 10/2003.
Cygan zły nawet w trumnie

W czasie pogrzebu Cygana z Kęt koło Oświęcimia ksiądz nazwał żałobników złodziejami. Jak sam przyznaje, chciał dać im nauczkę...

- Cygan to szmata. Ot, byle co, niewarte nawet odrobiny szacunku... Spotykasz takiego na ulicy i przechodzisz na drugą stronę. Albo patrzysz dumnie w ślepia i spluwasz pod nogi. Bo mijasz złodzieja, oszusta, lenia, brudasa. Gardzisz nim - to najlepsze określenie. I dlatego nie stać cię na przyzwoitość. Nawet wówczas, gdy ów Cygan nikomu nie wadzi, bo leży w trumnie. A wokół płacze rodzina, bliscy, znajomi. Ale ciebie to nie rusza. Nie widzisz tej rozpaczy. Więc trzaskasz słowami jak biczem. I nieważne, że jesteś księdzem. Bo przecież przemawiasz do Cyganów - żali się Adolf Szmyt, wiceprezes oświęcimskiego Stowarzyszenia Romów w Polsce.
Nocą, 1 grudnia ub.r., czterech mężczyzn jechało osobowym autem na południe Polski. Wśród nich Stefan Majewski i Krzysztof Bartosiewicz. Rom i Polak, o tyle wyjątkowi, że połączeni więzami rodzinnymi - siostra Majewskiego, Ćierema, była żoną Bartosiewicza. W okolicach Świebodzina kierowca nie zdołał bezpiecznie wyprowadzić samochodu z poślizgu. W czołowym zderzeniu z tirem na miejscu zginęło trzech mężczyzn. Majewski osierocił żonę i troje dzieci. Bartosiewicz zostawił żonę, 20-letnią, pozbawioną nerek córkę i dwóch synów, 18- i 14-latka

Ostatnie słowo

Kęty, niewielkie miasteczko w pobliżu Oświęcimia - rodzinna miejscowość Stefana Majewskiego. Trzy dni po wypadku w kościele pw. św. Małgorzaty i Katarzyny zebrał się tłum ludzi. Trzysta, może czterysta osób, przede wszystkim Cyganów. Wśród nich spora grupa Romów z Niemiec, Francji, Szwecji, a nawet Kanady. Cygańska elita. Przyjechali, by pożegnać Majewskiego. Jego ojciec to cygański wójt z Kęt. Osoba znana i poważana wśród Romów, także tych, którzy wyemigrowali za granicę. Obecność na pogrzebie jego syna to sprawa honoru i szacunku.
Tego dnia w tym samym miejscu żegnano również Bartosiewicza. Obie trumny stały obok siebie. Wspólne pogrzeby Cyganów i Polaków nie zdarzają się zbyt często. Lecz Bartosiewicz żył wśród Romów ponad 20 lat. Miał czas, by stać się jednym z nich. I to oni towarzyszyli mu w ostatniej drodze. Pełnej spokoju i powagi. Do czasu...
- Cyganie! - wołał w trakcie kazania Franciszek Knapik, proboszcz kęckiej parafii. - Teraz się pojawiliście. A na co dzień do kościoła nie chodzicie. Okradacie go tylko, skarbonki zabieracie, figurki i szyby rozbijacie. Mnie wyzywacie, zakonnice obrażacie. A wasze dzieci w chrzcielnice z uświęconą wodą sikają. Złodzieje i bezbożnicy...
- Horror, prawdziwy horror - wspomina Ćierema Bartosiewicz uroczystość pogrzebową. Rozmawiamy w jej mieszkaniu w Oświęcimiu. Budynek to brudna i zniszczona czynszówka. Lecz w środku czysto i po cygańsku kolorowo - mnóstwo obrazków, figurek, dywaników. Na biurku przewiązane czarną kokardą zdjęcie Krzysztofa Bartosiewicza. Kobieta co rusz zerka w jego stronę. - Jednego dnia straciłam męża i brata. Myślałam, że nic gorszego spotkać mnie już nie może. A tu taki cios, i to ze strony księdza. Do żywych mówił, ale i zmarłego, Cygana przecież, tak samo obraził. Przyszłam na pogrzeb słaba, na prochach, więc gdy usłyszałam te słowa, zemdlałam. Później opowiedzieli mi, co się dalej działo. W kościele podniósł się szum. Niemal do awantury doszło - kobiecie łamie się głos.
- Jedna z Cyganek krzyknęła, że Polacy też kradną, lecz nie wypada o tym mówić, bo to pogrzeb - opowiada Adolf Szmyt, uczestnik ceremonii. - Ksiądz na to, że jak nam się nie podoba, to możemy zabrać ciała i wyjść z kościoła... Bo tak naprawdę to on nam łaskę robi. Nikt mu Cygana chować nie każe. Dziś trochę mi głupio, że przyłączyłem się do reszty - wsadziliśmy dumę w kieszeń i pozwoliliśmy, by proboszcz dokończył pogrzeb. Ale co było robić? Zmarłego nie pochować?
Potem w czasie stypy żałobnicy doszli do wniosku, że ksiądz, dla Polaków autorytet, publicznie ich naznaczył. Wskazał jako tych, których trzeba gnoić. Bo kradną i są źli. Jakby chciał, by powtórzyły się wydarzenia sprzed pięciu lat.

Kamienie w odwecie

19 lutego 1998 r. do jednego z kęckich marketów przyszło kilkoro cygańskich dzieci. Ochroniarz nazwał je brudasami i złodziejami, a następnie pogonił ze sklepu. Cygańscy rodzice poskarżyli się właścicielowi, który wyrzucił nadgorliwego pracownika. Ten w odwecie zebrał 15 kolegów i udał się z nimi pod romskie domy. Najpierw obrzucili je kamieniami, wybijając kilkanaście okien. Później rozbili szyby i lusterka w należących do Cyganów samochodach. Na końcu udało im się dopaść kilku Romów i dotkliwie ich pobić.
W relacjach z tamtych zdarzeń Cyganie podkreślają bezradność i obojętność policji. To nie do końca jest zgodne z prawdą. Funkcjonariusze ujęli bowiem większość napastników. Cyganie jednak zdołali rozpoznać tylko dwóch.
Przykład siedzących w areszcie kolegów nie zniechęcił pozostałych bandytów. Jeszcze przez cały marzec spotykanych na mieście Cyganów obrzucano wyzwiskami, opluwano. Młodzi Polacy grozili, że ich zabiją, podpalą, zgw🤬cą ich kobiety. Sterroryzowani Romowie z całego miasteczka przenieśli się do jednego mieszkania. Wystawiali warty, a na ulice wychodzili w większych grupach. I pewnego dnia, pod koniec maja, nie wytrzymali atmosfery oblężenia. Kilkunastu napadło na bar w pobliskim Czańcu, gdzie spotykali się skini.
O konflikcie w Kętach usłyszała cała Polska. I choć o Romach nie wypowiadano się wówczas najlepiej, to jednak zamierzony cel udało im się osiągnąć - otwarte ataki ze strony Polaków ustały.

Prokuratura nie dopatrzyła się

- Miejscowemu proboszczowi taki porządek zdaje się nie pasować - mówi Adolf Szmyt. - Dlatego skierowałem wniosek do oświęcimskiej prokuratury o wszczęcie dochodzenia w sprawie jego wypowiedzi na pogrzebie. Napisałem, że ksiądz Franciszek Knapik, publicznie nazywając nas złodziejami, roznieca nienawiść na tle narodowościowym i podburza do wystąpień antyromskich. Ale prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. W uzasadnieniu napisano, że nie można uznać, by ksiądz dopuścił się przestępstwa podżegania do waśni narodowych.
- I dobrze, że prokuratura taką opinię wydała - twierdzi ksiądz Knapik. - Bo ani mi do głowy nie przyszło, by napuszczać na Cyganów. Lubię tych ludzi, choć parafianie z nich raczej kiepscy. Do kościoła przychodzą i księdza potrzebują tylko wtedy, gdy trzeba kogoś pochować. A co z chrztem, bierzmowaniem, ślubami? Co z niedzielnymi mszami? Tu Cyganów nie zobaczysz. No i kradną - niejedną skarbonkę mi opróżnili, niejeden zostawiony przed kościołem rower zwinęli. A radia z samochodów... Bóg jeden wie, ilu parafian je straciło.
- Kradną - aspirant Jerzy Jarosz, zastępca szefa kęckiej policji, potwierdza wypowiedź księdza.
- W Kętach mieszka około 50 osób narodowości romskiej. Ze starszymi nie mamy żadnych problemów, ale młodzi to prawdziwe utrapienie. Od 1995 r. prowadziliśmy kilkadziesiąt spraw przeciwko młodym Romom. Przede wszystkim chodziło o kradzieże i włamania - do mieszkań, samochodów i na teren parafii. Kradli, co popadło, najczęściej drobnicę - kościelne skarbonki, biżuterię, radia. Ale ostatnio się uspokoili.
Cygańskie opamiętanie dostrzegł również ksiądz Knapik.
- Przemówiłem Romom do rozsądku i uspokoili się - podkreśla. - Nie pamiętam dokładnie, co mówiłem, choć na pewno nie kazałem ludziom zabierać ciał i wynosić się z kościoła. To byłoby nie po chrześcijańsku. Wiem natomiast, co chciałem powiedzieć - że kradną, do kościoła nie chodzą. Po co to wszystko? Bo wiedziałem, że wśród żałobników są Romowie ze świata. Byłem przekonany, że jeśli w ich obecności padną te słowa, kęckim Cyganom zrobi się wstyd. I dzięki temu opamiętają się. To był celowy afront. Taka - można powiedzieć - twarda pedagogika.

Cygan ponad prawem

I jak przekonywał mnie ksiądz Knapik, nie chodziło o kościelne skarbonki. Tuż przed pogrzebem miał do niego przyjść policjant z kartoteką jednego z Romów.
- Występków było tam co niemiara - relacjonuje duchowny. - Gdy złodziejaszkowi zaczęło się palić pod nogami, ziomkowie wysłali go do Szwecji. Nie pierwszy zresztą raz Cygan umknął sprawiedliwości. Polscy parafianie widzą to i złoszczą się, że Rom ponad prawem stoi. A stąd tylko krok do pogromów. W latach 1980-1983, w czasie fali antycygańskich wystąpień, byłem wikarym w Oświęcimiu. Nie chciałbym, by w Kętach znów doszło do podobnych zdarzeń.
- A było to tak na pogrzebie gadać? - cygański wójt Stefan Majewski z dezaprobatą kręci głową. - Co to, młodzi Cyganie ojców nie mają? Jeśli naprawdę coś nakradli czy rozbili, jeden czy drugi gówniarz po dupie by dostał i byłby spokój. Ale ksiądz wolał inaczej, pamięci zmarłego nie szanując. Ludziom krwi i nerwów napsuł. Teraz żaden Cygan mu do kościoła nie przyjdzie. Żeby choć przeprosił. Do mnie z dobrym słowem przyszedł. Do biednej Ćieremy pojechał. Ale on twardy jak głaz...
- Nie chcieliśmy z księdzem walczyć - dodaje Adolf Szmyt. - Ale skoro on taki niewzruszony, skoro publicznie przeprosić nie chciał, nie było innej drogi, niż oddać sprawę prokuraturze. Teraz, gdy rejonówka nas zignorowała, zwrócimy się do prokuratury okręgowej. I o całej sprawie poinformujemy Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Helsińską Fundację Praw Człowieka. Nie może być tak, żeby katolicki ksiądz Cyganowi w twarz napluł i nic mu za to nie groziło.
- Przeprosić? - ksiądz Knapik zastanawia się nad taką możliwością. - Czy mógłbym? Na pewno nie za intencje. Może rzeczywiście nie powinienem był mówić w ten sposób na pogrzebie. Ale jeśli nie przy tej okazji, to kiedy, skoro Cyganie kościoła unikają? - pyta retorycznie i milknie na chwilę. - Jeśli chcą przeprosin, niech do mnie przyjdą - kończy własne rozmyślania i jednocześnie naszą rozmowę. Odprowadza do drzwi plebanii. Jestem już przy głównej bramie prowadzącej do parafii, gdy słyszę, jak krzyczy: - Tylko nie róbcie ze mnie cyganożercy, rasisty!
Miga mi zawieszona przy bramie ulotka ze słowami Bismarcka: \"Bezmyślność Polaków czyniła zawsze z Polski eldorado dla Ż__ów\".

Marcin Ogdowski

Romowie, Cyganie - grupa etniczna licząca w Polsce od 30 do 50 tys. W 1989 r. polscy Romowie uzyskali status mniejszości narodowej.
Zdaniem Marcina Kornaka, szefa antyrasistowskiego Stowarzyszenia \"Nigdy Więcej!\", Cyganie w Polsce spotykają się z wyjątkową nietolerancją, zwłaszcza w niewielkich miejscowościach południowej Polski. W jego opinii, wynika to przede wszystkim z utrwalonych stereotypów, zgodnie z którymi Cygan to złodziej, brudas, leń i kombinator. Niechęć wobec Romów nie jest cechą jakiejś określonej grupy, charakteryzuje ogół Polaków - twierdzi prezes stowarzyszenia. Różnice ujawniają się w sposobie manifestowania tej antypatii - jedni \"najwyżej\" nie usiądą koło Roma w autobusie, inni dążą do siłowej konfrontacji.
- Prowadzimy monitoring wystąpień o charakterze rasistowskim, do jakich dochodzi na terenie całej Polski - mówi Marcin Kornak. - Jednak do tej pory nie odnotowaliśmy przypadku, w którym za takimi działaniami w odniesieniu do społeczności romskiej staliby księża katoliccy. Wręcz przeciwnie, znam kilka historii, w których to właśnie duchowni starali się zapobiec prześladowaniom ze strony osób narodowości polskiej.

Jednostka powstaje w suchym doku Samsung Heavy Industries, w południowokoreańskim mieście Geoje. Zwodowany kadłub ma 74 metry szerokości i 488 metrów długości. Jeśli drugą z tych wartości odniesiemy do najwyższych budynków świata, to okaże się, że Prelude FLNG przerasta wieżę Eiffela, Petronas Towers w Kuala Lumpur czy wspomniany Empire State Building w Nowym Jorku. Masa w pełni załadowanej jednostki przekroczy 600 tys. ton.
Prelude FLNG nie jest jednak zwykłym statkiem towarowym. To pływająca rafineria, mogąca wyprodukować nawet 3,6 mln ton skroplonego gazu ziemnego rocznie. Będzie on przechowywany w zbiornikach o pojemności odpowiadającej 175 basenom olimpijskim. Z nich paliwo powędruje do mniejszych statków, a następnie do klientów. Taka strategia umożliwi szybsze, bardziej elastyczne i przede wszystkim tańsze dostawy surowca tam, gdzie dotychczas było to nieopłacalne.

Pływająca rafineria Shella będzie operować 475 km na północny-wschód od Broome (Australia Zachodnia, północne wybrzeże) przez 25 lat. Rejon ten jest niezwykle niebezpieczny z powodu huraganów, które występują tam od kwietnia do listopada.

Jednostka może stawić czoła huraganom, które w skali Saffira-Simpsona opisuje cyfra 5 - towarzyszą im wiatry wiejące z prędkością 250 km/h i ponad 5-metrowe fale. Będzie to możliwe dzięki jednemu z największych systemów cumowniczych świata. Dzięki niemu Prelude FLNG pozostanie stabilny nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach i nie będzie zmuszony przerywać pracy.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to jednostka będzie gotowa przed końcem 2017 roku. Jednak do tego czasu może stracić zaszczytne miano największego statku świata.
Zaj🤬e z interii.

Gábor Vona: Islam

whorejp2013-12-06, 2:36
Od Tłumacza: Ze względu na barierę językową i powielane w środkach masowego przekazu publicystyczne klisze, zagadnienia koncepcji polityki zagranicznej i koncepcji tożsamości międzynarodowej Węgier rozwijanej przez Jobbik nie są szerzej w Polsce znane.

Dodatkowe zamieszanie wprowadzają związki węgierskich narodowych radykałów z polskim Ruchem Narodowym, prezentującym stanowisko rusofobiczne i islamofobiczne, oraz mającym w swoim kierownictwie „chrześcijańskich syjonistów” (Artur Zawisza) i proamerykańskich republikanów (Krzysztof Bosak). Z przyjaznych kontaktów Jobbiku i RN można by wnioskować, że ten pierwszy prezentuje poglądy na politykę międzynarodową podobne do tego drugiego. Tekst Gábora Vony, przywódcy Ruchu na rzecz Lepszych Węgier, falsyfikuje taką tezę.

Lider węgierskich narodowych radykałów, który spotkał się niedawno z rosyjskim ideologiem eurazjatyzmu, Aleksandrem Duginem, wskazuje w nim na tradycjonalizm integralny jako na filozoficzny punkt wyjścia dla swoich poglądów politycznych. Charakterystyczne dla tego nurtu przekonanie o transcendentnej jedności religii i o wspólnych metafizycznych źródłach wielkich światowych kultur, prowadzi Gábora Vonę do pozytywnego ustosunkowania się do wojującego antymodernizmu świata islamskiego i do szukania związków Węgier ze światem turańskim (1) oraz z Rosją (2).

Prezentowany artykuł, choć pochodzi z 2010 roku, wskazując na filozoficzne i metafizyczne źródła poglądów Vony, pozwala zrozumieć, bez tego mogące być odbieranymi jako paradoksalne i wewnętrznie sprzeczne, koncepcje polityki międzynarodowej przywódcy węgierskich nacjonalistów.


Islam

Prasa i większość opinii publicznej myśli o narodowych radykałach jako o grupie homofobicznej, ksenofobicznej, która jest całkowicie nieczuła wobec innych ras. By być uczciwym, muszę przyznać że tego rodzaju myślenie jest obecne w umysłach niektórych spośród naszych zwolenników, ale dodać też muszę natychmiast, że odsetek tych ludzi nie jest większy niż wśród wyborców FIDESZ-u (Związku Młodych Demokratów) lub MSZP (Węgierskiej Partii Socjalistycznej). Odzwierciedla to jedynie typowe uwarstwienie społeczne, które nie wynika z bycia zwolennikiem Jobbiku (Ruchu na rzecz Lepszych Węgier), ale jest zjawiskiem społecznym występującym niezależnie od czasu i miejsca. Faktem jest jednak, że wielu ludzi myśli o nas jako o grupie rasistowskiej i przeciwnej imigracji. Właśnie dlatego wszyscy są zaskoczeni, gdy okazuje się że nie ma to nic wspólnego z prawdą. Na Węgrzech, jedynie Jobbik reprezentuje koncepcję polityki zagranicznej zakładającą otwarcie na Wschód, w ramach której domagamy się rozwiązań poprawiających stosunki z Rosją, Chinami, Indiami, Azją Centralną i światem muzułmańskim. (nasze propozycje były aż dotychczas wołaniem na puszczy, MSZP i LMP (Polityka może być Inna) nie wiedzą nawet o czym mówimy a FIDESZ wiedząc że mamy rację, drepce jedynie w miejscu).

Często pojawiają się pytania w związku z kwestią stosunku Jobbiku, w tym także mnie samego, do świata muzułmańskiego, wobec którego wiele razy wyrażaliśmy sympatię. Jeszcze w roku 2002, zanim ukończyłem studia, po zmianie rządu, wystąpiłem z prelekcją na wystawie palestyńskiej w Vác, następnie wziąłem udział w konferencji młodzieżowej w Jemenie, oraz w wielu propalestyńskich demonstracjach. Wiele nieporozumień tyczących się moich poglądów istnieje nawet wśród naszych zwolenników. Lewicowe i prawicowo-liberalne środki masowego przekazu rozwiązanie tej kwestii znajdują oczywiście bardzo łatwo, gdyż wierzą że – co jest prawdą jedynie w ich pojęciu – jest to jedynie kolejny dowód mojego antysemityzmu. Ponieważ Arabowie (muszę tu dodać, że wielu ludzi utożsamia świat arabski z islamem, czego bezmyślność nie jest nawet warta, by o niej wspominać) walczą z Ż__ami, zaś ja nie lubię Ż__ów, myślą że wrogiem mojego wroga musi być islam. Ale nie o to bynajmniej chodzi. Tak więc o co chodzi? By na to odpowiedzieć, muszę bardziej zagłębić się w temat.

Moja koncepcja społeczeństwa i ludu powstała i rozwinęła się pod wpływem takich wielkich myślicieli jak Schopenhauer, Nietzsche, Mircea Eliade, Rüdiger Safranski, Konrad Lorenz i zawsze dla mnie najważniejszy Mistrz Eckhart. Jeśli jednak miałbym zdefiniować kategorię w której mieści się mój sposób myślenia i światopogląd, byliby to wymienieni poniżej tradycjonaliści. Wspomnieć tu muszę Bélę Hamvasa, Juliusa Evolę i René Guenona. Ich światopogląd – a także mój, który przejąłem od nich – scharakteryzować można jako przekonanie o istnieniu pradawnej, fundamentalnej wiedzy, która wraz z upływem czasu była coraz to mniej i mniej rozumiana przez ludzkość, i dziś, w czasach nowożytnych, nasze życie – znane nam jako zglobalizowane, neoliberalne, konsumpcyjne – zatonęło w antytradycjonalizmie.

Najpewniej Średniowiecze było ostatnią epoką, która podtrzymywała światło pradawnej tradycji, nawet jeśli było to światło zamglone. Ale proces rozpoczęty przez Renesans i Reformację, kontynuowany przez Oświecenie i rewolucję przemysłową, zamroczył wszystko. Pisma jedynie z zakresu ekonomii politycznej nie przywiązują takiej uwagi jak ja do subtelnych, intelektualnych pasm, z których utkana jest historia. Stany Zjednoczone Ameryki zostały założone jako państwo bez tradycji. Utożsamiły się one ze zniekształconą koncepcją wolności i wydawało im się, że ich nadzwyczajna potęga wynika z ich światowego posłannictwa. Co nie oznacza nic innego, niż eksport w świat swoich „wartości”, niezależnie czy jest to potrzebne, czy nie. Ponieważ zazwyczaj nikt się tego nie domagał, jako środek pozostawała jedynie przemoc ukryta w przebraniu takich ładnie brzmiących słów jak światowy pokój, demokracja, liberalizm.

Zorganizowane na sposób tradycyjny państwa Europy – Monarchia Austro-Węgierska, Niemcy – przegrały I Wojnę Światową na rzecz tych, którzy walczyli pod sztandarem liberalizmu, i po krótkiej przerwie jaką była II wojna światowa, przyszłość Europy została ostatecznie przesądzona. Jednocześnie, liberalizm zaniepokoił wielkie państwa Azji. Wydaje się że Rosja, Japonia, Chiny i Indie pozostały przy swoich tradycjonalizmach, ale jest to tylko światło błyszczące na powierzchni, w głębi pod którą czerw neoliberalizmu powoduje gnicie społeczeństw. Objawy wewnętrznego rozkładu są wyraźne i jest tylko kwestią czasu, gdy wrzody staną się jednoznacznie widoczne. Patrząc z tej perspektywy, Afryka nie przedstawia sobą żadnej siły; Australia i Ameryka Południowa cierpią z powodu swojej niejednolitej tożsamości, związanej ze złożonością tamtejszych społeczeństw. Mając to wszystko na uwadze, zostaje tylko jedna kultura dążąca do obrony swoich tradycji: świat islamski. Oczywiście nie popieram zamachowców-samobójców i wojen toczonych bez pardonu ale zarazem zastrzegam, że ostatnimi utrzymanymi do dziś przez ludzkość bastionami tradycyjnej kultury – gdzie ludzie doświadczają transcendencji w życiu codziennym – jest świat islamski. Piszę to jako rzymski katolik. Jej sukces lub porażka, w układzie świata islamskiego i Ameryki/Izraela, istotna jest dla mnie w odniesieniu do ludzkości. Jeśli islam przegra, zgasną ostatnie światła. Globalizm nie będzie już miał żadnego przeciwnika. Wówczas historia naprawdę dobiegnie końca i nie będzie to koniec szczęśliwy…

Gábor Vona

(opublikowano w Barikád, 9 grudnia 2010 r.)

(z języka angielskiego tłumaczył: Ronald Lasecki)

Przypisy tłumacza:

1. Zob. xportal.pl/?p=3319 (dostęp: 9.11.2013)

2. Zob. nacjonalista.pl/2013/06/07/gabor-vona-europie-potrzebna-jest-rosja/ (dostęp: 9.11.2013)

Przedświąteczne spojrzenie

konto usunięte2013-12-05, 20:33
W związku z nadchodzącymi świętami
i Tym że z każdej możliwej strony jesteśmy atakowani przez różnego rodzaju: wyprzedaże, tanie i łatwe kredyty etc. w mojej głowie pojawiły się pewne pomysły a propos tej frustracji, która się w człowieku pojawia, gdy zda sobie sprawę, że ciągle bez względu na opór jest dymany w tyłek przez wielkie korporacje i media, które wciskają nam ciemnoty do głowy.Rząd, który wciska nam do głowy głupoty, albo odwraca uwagę od swoich posunięć jakimiś błahostkami. Sklepy, które wymyślają różnego rodzaju metody na oszukanie klienta i przyciągnięcie go do siebie już nawet się z tym nie kryją. Czasami się zastanawiam czy wiedząc to co wiem teraz nie lepiej byłoby mi żyć w czasach gdy to wszystko było jeszcze w powijakach.


"Mapa prawdopodobieństwa ataku przez usa"

Oto moje wypociny, wrzucam je tu oczekując opinii i ewentualnie ciekawej konwersacji jak coś nie tak to wiadomo...

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem