📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 12:44

Operacja Orli Szpon

konto usunięte2014-02-24, 23:41
Operacja Orli Szpon to nieudana operacja odbicia zakładników z ambasady USA w Teheranie w kwietniu 1980 przeprowadzona przez żołnierzy z jednostki specjalnej Delta Force, będąca jednocześnie pierwszą akcją tej formacji znaną opinii publicznej.



Plan działania składał się z dwóch części i miał wyglądać następująco: Z lotniskowca USS Nimitz, znajdującego się na Morzu Arabskim, wystartują śmigłowce RH-53D Sea Stallion. Osiem maszyn wyląduje na pustyni w odległości 350 km od Teheranu, na prowizorycznym lotnisku, które przygotują wcześniej agenci pracujący w Iranie. Do nich doleci 6 samolotów transportowych C-130 Hercules, które dowiozą paliwo. Po zatankowaniu, śmigłowce z 90 komandosami, przelecą na kolejne lądowisko w górach, nieopodal stolicy. Druga część operacji to akcja na ziemi. Komandosi przedostaną się do ambasady, odbiją zakładników, wrócą do lądowiska, a następnie śmigłowcami przelecą do lotniska wojskowego Manzariyeh nieopodal Teheranu, które w międzyczasie miała przejąć inna grupa amerykańskich komandosów. Stamtąd miały ich zabrać transportowce C-130. Cała akcja miała być wspierana przez sieć agentów, stworzonych jeszcze przed rozpoczęciem operacji.



Nie wyglądało to dobrze. Pułkownik Beckwith dowodzący operacją od początku dawał małe szanse na powodzenie tej misji. Do jej realizacji jednak doszło, choć jej autorzy woleliby zapomnieć o przebiegu. 24 kwietnia 1980, przed godziną 18.00 zgodnie z planem zaczęły startować śmigłowce. W związku z tym, że radary irańskiej obrony przeciwlotniczej były skuteczne powyżej 1000 m, nakazano przelot możliwie najniżej. To był pierwszy błąd. Śmigłowce lecące zaledwie 60 metrów nad ziemią wzbijały w powietrze ogromne ilości kurzu i piachu. Do tego powstał pustynny sztorm, które ograniczył pilotom widoczność niemal do zera. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Do celu doleciało sześć z ośmiu śmigłowców. Dwa uległy awarii.

Było to absolutne minimum, ponieważ utrata kolejnego oznaczała, że nie uda się zabrać wszystkich z powrotem. Startujące i lądujące na przemian Herculesy z paliwem również wzburzały niesamowite ilości kurzu. Jeden z pilotów śmigłowca stracił przez to orientację i podczas startowania uderzył w stojący samolot. Doszło do tragedii. Obie maszyny stanęły w płomieniach. Zginęło 8 komandosów. Dowódcy dłużej nie zwlekali. Zarządzili natychmiastowy odwrót.



To jednak nie koniec spektakularnej porażki Amerykanów. Pułkownik Beckwith rozkazał wysadzić wszystkie śmigłowce i ewakuować się na pokładach Herculesów. Nie wiadomo jednak czemu rozkazu nie wykonano? W pośpiechu i zamęcie pozostawiono zatankowane do pełna śmigłowce, ciała poległych i ewakuowano się z kraju. Wspaniały prezent dla Irańczyków. Jeszcze większym okazały się jednak dokumenty jakie znaleźli w jednej z maszyn - był to wykaz tajnych agentów, którzy działali w Iranie pod przykrywką. Operacja "Orli Szpon" okazała się jedną z najbardziej kompromitujących misji, nie tylko w historii Stanów Zjednoczonych, ale i tajnych misji w ogóle.

Łatwo sobie wyobrazić jak porażka wpłynęła na wizerunek Ameryki. Okryta hańbą misja okazała się gwoździem do politycznej trumny Jimmy’ego Cartera. Z kretesem przegrał wybory w 1980 r., ustępując fotel prezydenta, republikaninowi Ronaldowi Reaganowi. Po 444 dniach zakończył się koszmar pracowników ambasady. 20 stycznia 1981 r., a więc dokładnie w dniu zaprzysiężenia następnego prezydenta USA, porywacze uwolnili wszystkich przetrzymywanych zakładników. Co się stało? Potajemne pertraktacje przyniosły efekt. Zakładników zwolniono w zamian za dostarczenie broni do Iranu, która miała służyć do wzmocnienia nowego porządku.

Wokół tego wydarzenia narosło również wiele teorii spiskowych. Wątpliwości budzi przede wszystkich data zwolnienia zakładników i długi czas ich przetrzymywania. Krążą opinie, że to republikanie robili wszystko, by porażka pogrążyła Cartera, a sukces został zaliczony w poczet zasług Reagana. Tak też się zresztą stało.

Egmont R. Koch i Jochen Sperber w książce "Infomafia" niemałą rolę w tej propagandzie przypisują Williamowi J. Casey’owi, ówczesnemu szefowi CIA. Oto co piszą na łamach wspomnianej publikacji: "Największym zmartwieniem Caseya było to, że Carter zdążyłby na czas, przed terminem wyborów 4 listopada 1980 roku, uwolnić przetrzymywanych w Iranie pracowników ambasady amerykańskiej i że na fali sympatii mógłby wygrać wybory. Casey torpedował więc wysiłki Cartera, proponując Irańczykom dostarczanie za pośrednictwem Izraelczyków większych dostaw broni, o ile tylko przetrzymają zakładników do czasu, aż Reagan zostanie prezydentem".

-----
Poniżej kilka zdjęć z nieudanej operacji odbicia zakładników z amerykańskiej ambasady w Teheranie w 1980 roku. Brała w niej udział jedna z najsłynniejszych jednostek specjalnych na świecie Delta Force.
Zwróćcie uwagę na sprzęt i wyposażenie. Wybrano czarne kurtki M65 i cywilne spodnie jeansowe aby wtopić się w tłum. Oczywiście tylko na pierwszy rzut oka. Kurtki te modyfikowana doszywając kieszenie na magazynki lub światło stroboskopowe SDU5E. Oporządzenie było standardowe wojskowe i była to mieszanka modeli M56 oraz ALICE. Noszone je pod kurtką tak aby nie rzucało się w oczy. Tutaj na zdjęciach widzimy załadunek do śmigłowca więc każdy idzie jak chce
No i widać brody











źródło:
wiadomosci.onet.pl/prasa/dramat-w-amerykanskiej-ambasadzie/9b5yw

supertac.pl/operacja-eagle-claw-delta-force/

Ukraina

konto usunięte2014-02-23, 23:40
Kiedyś nieco większy rozmach mieli.

Rzeź polskich jeńców pod Batohem

konto usunięte2014-02-23, 21:03
Rzeź polskich jeńców pod Batohem, inaczej Sarmacki Katyń to masowa zbrodnia na Polakach wykonana przez Kozaków oraz Tatarów nogajskich z rozkazu ich wodza Bohdana Chmielnickiego.

(Jak by ktoś nie wiedział Ukraina jest utożsamiania z Kozakami)

Rzeź dokonana została po klęsce oddziałów polskich w bitwie pod Batohem

Drugiego dnia po bitwie dowódca kozacki Bohdan Chmielnicki wydał osobisty rozkaz w którym nakazał w dniach 3-4 czerwca wymordować polskich jeńców wojennych. Miał przy tym powiedzieć zdechły pies nie kąsa. Przeciwko masowemu morderstwu na polskich jeńcach wojennych zaprotestowali Tatarzy krymscy, którzy notabene już podczas rzezi niejednokrotnie w swoich obozach ukrywali i ocalili Polaków. Dla Tatarów każdy jeniec pozostawiony przy życiu był inwestycją, bowiem za jego uwolnienie rodziny płaciły sowity okup. Chmielnicki odrzucił żądania Tatarów krymskich co do pozostawienia Polaków przy życiu jednocześnie płacąc im stosowne należności za „każdą głowę”, następnie przekazał jeńców pod noże Kozaków i Tatarów nogajskich.

Chmielnickim podczas wydawania tego rozkazu kierowała przede wszystkim nienawiść do Polaków, ale także pragmatyzm, bowiem zdawał sobie sprawę doskonale z tego iż pozbawiając Rzeczpospolitą elity żołnierskiej zada jej brutalny cios. Wojciech Jacek Długołęcki twierdzi, że rzeź polskich żołnierzy nie miała być odwetem za porażkę Chmielnickiego pod Beresteczkiem w czerwcu 1651 roku jak to podawali niektórzy historycy, ale hetmanowi kozackiemu szło o coś więcej: odzyskanie prestiżu, nieco ostatnio nadszarpniętego, wśród kozaczyzny, a także powstrzymanie w armii Tatarów, którzy mając w ręku cennych jeńców udaliby się spiesznie na Krym.
Cytat:


Tatarowie zwyciężonych i niewolników w pień wycinać nie chcieli. Kozacy zapłacili w dwójnasób za każdą głowę i zmusili Tatarów do rzezi. Sami byli tylko widzami tego dzikiego mordu, pilnując aby się kto nie wymknął. Spod ziemi, jak mówią dobywali, oddając Tatarom. Tego mordu nie można przypisać nienawiści szczególnej Kozaków Rusi do Polski, lub pomście za krzywdy od Polski doznane. Był to prosty skutek zwierzęcej w ludziach natury, która gdy się rozbestwi krwi wylewem, w dzikości jest wyuzdaną i straszną. Tak zawsze bywało. W każdej domowéj wojnie zawziętość, zapalczywość jest najwyższą. W r. 1652 spełnili najdziksze morderstwo pod Batowem, w roku 1654 Pod Buszą sami siebie najokrutniej zabijali



Pod Batohem doszło do masakry bezbronnych osób, a w jej trakcie zginęło prawdopodobnie 3500 doborowych polskich żołnierzy i oficerów. Liczbę ocalałych z pogromu szacuje się na około 1500-2000.

Rzeź przebiegała w następujący sposób: związanych jeńców po kilku wyprowadzano na wyznaczony plac (maidan) na którym Kozacy i Tatarzy nogajscy podrzynali Polakom gardła lub ścinali głowy, niektórzy byli także zakłuwani pikami. Wszystko to odbywało się na oczach pozostałych polskich jeńców podczas oczekiwania w kolejce na swoją śmierć. Oszpeconych ciał nie grzebano. Wśród ofiar masakry znaleźli się m.in. Samuel Kalinowski – syn hetmana dowodzącego pod Batohem, Zygmunt Przyjemski – generał artylerii koronnej i pisarz polny koronny, Jan Odrzywolski – kasztelan czernihowski i weteran walk przeciw Kozakom, Moskwie, Szwecji i Turcji, Marek Sobieski – brat Jana przyszłego króla Polski, Niepokojczycki, Górka i wielu innych. Ciało starego hetmana i dowódcy Kalinowskiego odnalezione przez Kozaków po bitwie w lesie, zostało przez Kozaków ścięte, a głowę jego, zatkniętą na włóczni, obnoszono po zwycięskim obozie. Ocaleli nieliczni, w tym Krzysztof Korycki, Krzysztof Grodzicki i Stanisław Druszkiewicz, których Tatarzy ukryli w swoich namiotach.

Bitwa pod Batohem miała przełomowe znaczenie, zniszczenie najlepszych oddziałów armii koronnej pozwoliło Chmielnickiemu przejść do ofensywy i w rezultacie oderwania części Ukrainy od Rzeczypospolitej. Klęska Polaków poprzedziła wojnę z Rosją i potop szwedzki.

Źródło: pl.wikipedia.org/wiki/Rze%C5%BA_polskich_je%C5%84c%C3%B3w_pod_Batohem

Jak to mówią, historia lubi się powtarzać, kto wie kiedy dojdzie do następnej po Wołyniu?
Część materiałów na tej stronie jest widoczna tylko dla zalogowanych użytkowników
Zaloguj się lub zarejestruj aby je zobaczyć.
Zarejestruj się

Zostań użytkownikiem Premium - wyłącz reklamy i wspieraj serwis!

Mord UPA w Hucie Pieniackiej

konto usunięte2014-02-22, 20:55
Dla tych, co zbytnio podniecają się Ukrainą, wystawiają świeczki w oknach i inne duperele...

Integracją integracją, ale o swojej historii należy pamiętać. Osobiście miałem okazję posłuchać opowieści babci która była jedną z osób, które widziały na własne oczy co ukraińcy wyprawiali z Polakami na tamtych terenach.


Polecam.

Czerwono-czarni, czyli raport z Ukrainy

konto usunięte2014-02-22, 13:23
Sytuacja na Ukrainie oczami polskiego nacjonalisty.

Bartosz Bekier: Czerwono-czarni, czyli raport z Ukrainy

Poranne ulice przedmieść Kijowa nie różnią się niczym od zapracowanych arterii innych aglomeracji. Dopiero ścisłe centrum miasta nieomylnie przypomina o impasie politycznym, który stał się udziałem Ukrainy. Głęboko zakorzeniony konflikt wciąż trwa. Państwo reprezentowane przez prezydenta Janukowycza powoli wycofuje się przed wspieranymi przez Zachód siłami o zróżnicowanej proweniencji – od wiecowych liberałów, po zmilitaryzowany aktyw narodowosocjalistyczny.

Dziwna wojna

Centrum Kijowa przypomina miasto frontowe. Jest to strefa, która znajduje się całkowicie poza jurysdykcją państwową, o czym przypominają uliczne punkty kontrolne obsadzone przez opozycję. Pomiędzy wzgórzami usypanymi z worków wypełnionych piaskiem, swoją służbę pełnią wartownicy sterujący ruchem. Wzgórza zwieńczone są czerwono-czarnymi sztandarami ukraińskiego nacjonalizmu i zostały wzniesione na wszystkich rogatkach przejętego obszaru miasta. Tymczasem państwowe formacje mundurowe są obecnie całkowicie niewidoczne – najwyraźniej zostały celowo wycofane ze strefy rewolucyjnej, co jednak na pierwszy rzut oka wygląda na ich pełną kapitulację. Dostrzegamy jedynie kilku funkcjonariuszy „Berkutu” ściśniętych w bramie pałacu prezydenckiego, oraz milicjanta pilnującego wejścia przed niezbyt gwarną siedzibą Partii Regionów.

Tymczasem na Placu Niezależności, zwanym u nas z ukraińska „Majdanem”, a także w jego szeroko pojmowanym sąsiedztwie, sytuację wydaje się całkowicie kontrolować umundurowana milicja nacjonalistów, z wyraźną słabością do kamuflażu niemieckiego typu Flecktarn, uzbrojona w koktajle Mołotowa, kije bejsbolowe, tarcze, pałki wzmacniane metalowymi okuciami, karabiny pneumatyczne i granaty hukowe. Młodzi rekruci biorą udział w warsztatach odbywających się na świeżym powietrzu, gdzie pod okiem instruktorów uczą się pałować milicję. Ten, kto oglądał zamieszki, wie, iż nie jest to tylko pusta przechwałka. Nacjonaliści uczą się walczyć w formacji, taktycznie wycofywać się pod osłoną szeregu tarcz, oraz skutecznie kontratakować. Ukraińskie służby państwowe, które mogłyby mieć chociaż nieśmiałe pretensje wobec tego typu jawnych warsztatów społecznych w centrum stolicy, nie reagują. W centrum Kijowa panuje spokój, ale to już nie jest ich ziemia.

Szturm na instytucje

Nacjonaliści ukraińscy w walce o władzę realizują drogę rewolucyjną, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ich taktyka polega na „leninowskim” atakowaniu terenowych struktur administracji państwowej, a następnie ich przejmowaniu i tworzeniu tam swoich sztabów. Również w samej stolicy Ukrainy część urzędów znajduje się obecnie pod kontrolą narodowych rewolucjonistów. Taki los spotkał Kijowską Radę Miejską, gdzie po przymusowej eksmisji radnych, swój komitet utworzyła nacjonalistyczna partia „Swoboda”.

Z gmachu Rady spogląda na nas portret Tarasa Szewczenki w rysunkowej stylizacji graficznej. Przed wejściem wartownicy dokonują kontroli dokumentów, jednak sam widok polskiego paszportu działa niczym przepustka. Wartownicy na zewnątrz sprawiają wrażenie milicji „ludowej”, o czym świadczą ich futrzane czapy i kolorowe, ortalionowe spodnie, jednak wewnątrz budynku od razu napotykamy na umundurowany batalion nacjonalistów. Na kamuflażu i kamizelkach taktycznych można dostrzec „Czarne Słońca”, oraz symbolikę neobanderowską. Budynek sali obrad Rady został przekształcony w coś pomiędzy świątynią grekokatolicką, ołtarzem Stiepana Bandery, a sztabem zarządzania obszarem rewolucyjnym. W ustawionych rzędami krzesełkach zwolennicy rewolucji modlą się o jej pomyślne zakończenie, a przy okazji mogą się trochę ogrzać. Przy długich ławach ustawionych pod ścianą pracują umundurowani sztabowcy w kominiarkach. Pomiędzy zebranymi przemyka kapłan grekokatolicki w niemieckiej kurtce wojskowej narzuconej na czarny habit. Mównica została zamieniona w ołtarz, nad którym dominuje wielki portret Bandery.

Budynki zajęte przez rebeliantów połączone są kablami sieci wewnętrznej, co ułatwia kontakt i czyni go pewniejszym. Kable instalowane są na bieżąco i dyskretnie przeciągane przez mury, oraz rozwieszane ponad ulicami. Przy komputerach ktoś nieustannie pracuje, zbierane są komunikaty z terenu, sytuacja monitorowana jest również poprzez Internet. Oddziały ukraińskich nacjonalistów operujące na ulicach utrzymują kontakt poprzez krótkofalówki.

Narodowa rewolucja za obce pieniądze

Dzienny kosztorys rewolucji jest zatrważający. Strefa kontrolowana przez opozycję przypomina miejscami sprawnie zarządzaną powstańczą fortecę. Ulice prowadzące koncentrycznie z eksterioru ku obszarowi kontrolowanemu przez rebeliantów, zostały umocnione barykadami, sięgającymi niekiedy na wysokość drugiego piętra. Zdobią je ukraińskie flagi narodowe, sztandary nacjonalistów, emblematy partyjne, symbole białoruskiej opozycji, druty kolczaste, pręty żelbetonowych zbrojeń. Nie brakuje też flag unijnych i amerykańskich, a także barw rebeliantów syryjskich i czeczeńskich. Banner „Gazety Polskiej” wisi obok namiotu z wyrysowanym napisem „UPA”, naprzeciwko portretu Bandery.

Wewnętrzny obszar rewolucyjny również jest poprzecinany barykadami, pomiędzy którymi rozlokowane są wojskowe namioty, gdzie nocują setki ludzi. Nad Placem Niezależności unosi się zapach palonego drewna, który wydobywa się z kuchni polowych rozmieszczonych co kilkadziesiąt metrów. W menu m. in. barszcz, naleśniki z serem, gotowana kasza. Nie niepokojone przez nikogo ciężarówki nieustannie dowożą zaopatrzenie: tony żywności, drewna, opon. Te ostatnie lądują na barykadach oraz w odwodowych magazynach, w razie gdyby znów trzeba było zorganizować mur ognia, w charakterze zapory przed jednostkami formacji Berkut. Rozbudowany węzeł sanitarny obsługiwany jest przez cysterny, nieustannie działa też wiecowa scena, oraz wielki telebim. Niektórym osobom pełniący służbę, wartownikom, kierowcom, osobom koczującym na Placu Niezależności wypłacane są regularne pensje. Nazwy sponsorów pojawiają się niekiedy w rozdawanych na barykadach i przy kuchniach ulotkach, gdzie znaleźć można logo m. in. unijnej Partii Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy, należącej do Międzynarodówki Liberałów. Innych sponsorów można się tylko domyślać, biorąc pod uwagę wspólne wiecowanie przywódcy „Swobody” z Johnem McCainem, oraz pojawiające się tu i ówdzie amerykańskie flagi w sąsiedztwie obiektów logistycznych

Sława Ukrainie – bohaterom sława!

Pełne werwy zawołanie nacjonalistów, sięgające swymi korzeniami czasów OUN, przyciąga dziś młodych Ukraińców jak magnes. Atmosferze zbiorowości dali się ponieść nawet polscy politycy neokonserwatywni, choć w ich ustach zawołanie epigonów UPA wybrzmiewało szczególnie perwersyjnie. Nie tylko dlatego, że kiedyś pozdrawiali się nim sprawcy okrutnego ludobójstwa Polaków na Wołyniu, ale także z uwagi na to, iż obecnie jest to hasło ukraińskich idealistów, zawołanie, którym cyniczni politycy wycierają swoje kłamliwe usta. Również ci ukraińscy, a może przede wszystkim oni. Niezależnie od źródeł finansowania i geopolitycznego kontekstu, rewolucja przyciągnęła też ludzi, którzy pragną autentycznego oczyszczenia swojego kraju z podłości, fałszu i brudu. Na manowce prowadzą ich jednak liderzy rewolucji, będący de facto lokajami obcych mocarstw, a także zgubne elementy aksjologii ukraińskiego nacjonalizmu, takie jak szowinizm i nieprzejednana nienawiść do niemalże wszystkich sąsiednich narodów. Obecnie na Placu Niezależności akcentuje się przede wszystkim niechęć do Rosji, co wynika z immanentnego poczucia zagrożenia ze strony Moskwy, natomiast celowo zapomina się o „problemie polskim”, co zbieżne jest ze wsparciem Warszawy dla dążeń ukraińskiej opozycji. Reinterpretacja neobanderyzmu wciąż jest jednak zjawiskiem powierzchownym, fasadowym, o czym powinni pamiętać zarówno establishmentowi decydenci, jak i neokonserwatywni dysydenci w Polsce, którzy bezrefleksyjnie wspierają opozycję w jednym szeregu z odległym Waszyngtonem i Brukselą, pomijając niewygodne dla siebie wątki rewolucji.

Bartosz Bekier (tekst, zdjęcia)























Daj czarnemu władzę

BongMan2014-02-22, 13:22
Nie ma tu nawet krzty rasizmu, tylko fakty.

Liberia - kraj utworzony przez wyzwolonych czarnych niewolników z Ameryki. Odrzucili oni zły system amerykański i chcieli żyć po swojemu. Oto efekt.

Cytat:

(...)Pierwszym z nich był – rządzący krajem od 1971 r. – William Tolbert. Można powiedzieć, że odziedziczył on urząd po swoim przyjacielu Williamie Tubmanie. O ile jednak Tubmana bawiła władza, to Toblert – zgodnie z tym co pisał Ryszard Kapuściński w „Hebanie” – ponad wszystko kochał pieniądze:

Była to chodząca korupcja. Handlował wszystkim – złotem, samochodami, w chwilach wolnych sprzedawał paszporty. Za jego przykładem szła cała elita, owi potomkowie czarnych niewolników amerykańskich. Do ludzi wychodzących na ulicę z wołaniem o chleb i wodę Tolbert kazał strzelać. Jego policja zabiła setki ludzi.

Nic zatem dziwnego, że uciskani mieszkańcy kraju szybko mieli dosyć jego rządów. Z okazji postanowił skorzystać 28-letni sierżant Samuel Doe. Chociaż był półanalfabetą, miał wielkie aspiracje. Też chciał zostać dyktatorem! W tym celu zawiązał w liberyjskiej armii spisek i 12 kwietnia 1980 r. dokonał zamachu stanu.

Wraz z szesnastoma innymi żołnierzami Doe pod osłoną nocy wdarł się do pałacu prezydenckiego, gdzie szybko rozprawiono się z zaskoczoną ochroną. Następnie napastnicy poćwiartowali jeszcze żywego Tolberta w łóżku. Wyjęli mu wnętrzności i wyrzucili na dziedziniec psom i sępom na pożarcie. Stanowiło to złą wróżba dla tych którzy dotychczas sprawowali władzę w kraju.
Pożarty przez rebeliantów. Żałosny koniec Samuela Doe

Samuel Doe niemal natychmiast pokazał na co go stać. W pierwszej kolejności przyznał sobie stopień generalski i ogłosił się prezydentem. Następnie zabrał się za czystki polityczne, przeprowadzając publiczną egzekucję 13 ministrów z poprzedniego rządu. Na ich miejsce powołał swoich współplemieńców, którzy jednak nie mieli zielonego pojęcia o tym, jak kierować państwem. Nastąpiła całkowita zapaść. Nie było światła, zamknięto sklepy, zamarł ruch na nielicznych drogach.

Aby utrzymać się przy władzy dyktator sięgnął po sprawdzone przez poprzednika metody. Spirala przemocy rozkręciła się na dobre. Ofiary szły już w tysiące. Teraz to Doe stał się znienawidzonym tyranem, a po władzę rękę wyciągnął Charles Taylor – były przyjaciel prezydenta. Rewolta, która wybuchła w grudniu 1989 r., szybko ogarnęła cały kraj, ale w łonie samych powstańców nastąpił rozłam. Pojawiła się kolejna siła z niejakim Prince’em Johnsonem na czele. Liberię plądrowały już trzy frakcje.

Sytuacja w końcu zaniepokoiła przywódców innych krajów Afryki Zachodniej, którzy postanowili interweniować. Kontyngent wysłany przez Nigerię dotarł do portu w Monrowii latem 1990 r. Dziewiątego wrześniu Samuel Doe zdecydował, że musi na nabrzeżu osobiście powitać swoich wybawców. To był błąd, za który zapłacił śmiercią w strasznych męczarniach.

Mercedes dyktatora wpadł w zasadzkę zorganizowaną przez ludzi Johnsona. Zginęła cała obstawa. Doe został kilkukrotnie ranny w nogi, co skutecznie uniemożliwiło mu ucieczkę, ale był to dopiero początek jego cierpień. Rebelianci poddali go okrutnym torturom, mającym na celu zdobycie numeru jego szwajcarskiego konta.

Najpierw oprawcy przez kilkadziesiąt minut bili i kopali swoją ofiarę. W efekcie twarz Doe spuchła do tego stopnia, że prawie nic nie widział i miał ogromne problemy z mówieniem. Jednakże to nie wystarczyło, aby skłonić go do wyjawienia sekretu wartego miliony. W tej sytuacji Johnson – który wszystko spokojnie nadzorował – kazał torturowanemu obciąć uszy, co też niezwłocznie zrobiono. Na nic się to zdało, obalony dyktator najwyraźniej miał zamiar zabrać do grobu swoją tajemnicę. Jak zauważył Ryszard Kapuściński:

Teraz Johnson właściwie nie wie, co robić dalej. Kazać mu uciąć nos? Rękę? Nogę? Najwyraźniej nie ma pomysłu. Zaczyna go to nudzić. – Zabierzcie go stąd! – rozkazuje żołnierzom, którzy wezmą go na dalsze tortury […]. Doe, katowany, żył jeszcze kilka godzin i umarł z upływu krwi.

Następnie zwłoki zostały poćwiartowane i częściowo zjedzone przez ludzi Johnsona. Tak wyglądał żałosny koniec sierżanta, marzącego o byciu dyktatorem. Warto dodać, że cały ten krwawy spektakl został nagrany na taśmę wideo, która szybko stała się: największą atrakcją na rynku mediów.


Polecam cały artykuł.
ciekawostkihistoryczne.pl/2014/02/21/tyrania-nie-poplaca-najbardziej-m...

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem