📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 12:44

Kobiety za kółkiem

konto usunięte2014-03-01, 14:46
Fotografie wykonano w latach 1905-1915.








Najlepsze zespołowe gitarsony

konto usunięte2014-03-01, 12:48
Oto jedni z lepszych gtarzystów zespołowych.
Trochę edukacji sadole.

Jak skutecznie zakłamano historię ONR

konto usunięte2014-03-01, 7:54
Z dr Wojciechem J. Muszyńskim, autorem wydanej przez IPN książki „Duch Młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo-Radykalny w latach 1934–1944” rozmawia Mateusz Rawicz.



MATEUSZ RAWICZ: – Pałkarze z ONR – taki stereotyp utrwalił się w okresie PRL, czego przykładem był film „Zezowate szczęście”. Czy może być coś ciekawego dla historyka w historii takiej organizacji?

WOJCIECH J. MUSZYŃSKI: - Cechą stereotypów jest to, że mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Propaganda PRL uczyniła wiele, aby zohydzić tę formację polityczną. ONR to był przez komunistów i lewicę szczególnie znienawidzony. O pałkarstwie jeszcze powiem, warto jednak zwrócić uwagę na sentencję „jest ONR-u spadkobiercą partia”, która wydaje się dominować nad tym tematem. Wielu ją cytuje, jednak mało kto rozumie jej sens.

Miłosz miał bowiem na myśli kilku swoich kolegów z Wilna na czele z Putramentem, którzy w latach 30. z endeków przedzierzgnęli się w komunistów. Fakt, że nie mieli nic wspólnego z ONR nie miał dla niego specjalnego znaczenia – chodziło o rzucenie na PZPR najgorszej w jego mniemaniu inwektywy.

Bo nazwę ONR lewica traktuje jako inwektywę wobec wszystkich politycznych przeciwników – rzucając ją jednym tchem z epitetami w rodzaju „faszystowski” czy „rasistowski”. Do tej pory było to łatwe, bo mało kto zdawał sobie sprawę czym był ONR i kto do niego należał. Mam nadzieję, że wydanie przez IPN mojej książki „Duch Młodych” utrudni takie pseudointelektualne harce.

MATEUSZ RAWICZ: - Jak należy się odnosić do zarzutów o „faszyzm” i „rasizm” ONR? Z czego wynikają te zarzuty?

WOJCIECH J. MUSZYŃSKI: - ONR, jak zresztą cały polskich ruch narodowy, nie głosił haseł rasistowskich. Owszem, występowano przeciwko Ż__om, głoszono hasła o przymusowej emigracji tej mniejszości z Polski, ale nie można tego stawiać na jednej szali z niemieckim nazizmem czy Holokaustem.

Zresztą w czasie wojny wielu narodowych radykałów ratowało Ż__ów, a kilku otrzymało nawet medal „Sprawiedliwego wśród narodów Świata”.

Kolejna sprawa, to twierdzenie, że przed wojną „ONR-owcy bili Ż__ów”, które jest głupawym antysemickim prymitywizmem: młodzież ż__owska to nie była banda herlaków z ilustracji w antysemickim pisemku. Umieli się bronić, a nawet atakować. Na uniwersytetach, czy na ulicach dochodziło niekiedy do bójek: bili się ONRowcy z Ż__ami, endecy z piłsudczykami, bejtarowcy z bundystami, a socjaliści z komunistami. Bito się, bo takie były polityczne temperamenty i ówczesny duch czasów. Można nad tym ubolewać. Ale nie można też popadać w przesadę, bo dojdzie się do absurdu, że lata 30. to okres ulicznej wojny domowej. Burdy miały miejsce, ale niezbyt często, a winę za nie ponosiły różne ugrupowania polityczne. W każdym razie działacze ONR nie byli bardziej winni niż BUND czy socjaliści.


ONR-owcy na pielgrzymce akademickiej w 1934 r.


MATEUSZ RAWICZ: - W swojej książce „Duch młodych” postawił pan tezę, że ONR był jedynie ekspozyturą tajnej Organizacji Polskiej.

WOJCIECH J. MUSZYŃSKI: - Ściśle to ujmując, ONR nie był samodzielnym bytem politycznym. Stanowił rodzaj parawanu, który osłaniał działalność tajnej, wewnętrznie zakonspirowanej Organizacji Polskiej. Celem mojej książki było pokazanie, kim byli ludzie tworzący OP i ONR. OP miała charakter elitarny, skupiała ludzi dojrzałych, niemal zawsze po studiach i o ugruntowanej pozycji zawodowej. Byli wśród nich liczni inżynierowie – należy pamiętać, że Politechnika Warszawska była domeną wpływów narodowych-radykałów – następnie prawnicy, ekonomiści, lekarze, ale także profesorowie, księża, ziemianie oraz przemysłowcy, którzy dodatkowo finansowali działalność. Była to po prostu elita ówczesnej polskiej inteligencji. A oenerowski kamuflaż okazał się dość skuteczny. Przedwojenna polska policja ani śledczy z gestapo nie wpadli na trop OP, choć podejrzewano, że w strukturze ONR jest jakieś „drugie dno”. Organizacja została zdemaskowana i rozpracowana dopiero przez NKWD i UB pod koniec 1945 r.

Tymczasem przedwojenny ONR – zarówno w krótkim okresie działalności legalnej, jak i później, w drugiej połowie lat 30, gdy działał w konspiracji – była to organizacja młodzieżowa. Tworzyli go studenci, którzy organizowali demonstracje, wydawali nielegalne gazetki i ulotki, a niekiedy też prowadzili akcje bojówkarskie. W porównaniu z OP nie miało to specjalnego znaczenia, choć dziś szczególnie bojówkarstwo się podkreśla. Tego rodzaju działalność była, jak to nazywam „przedszkolem do OP”: w ONR poznawano kandydatów, sprawdzano ich wartość oraz ideowość, a także czy są odporni na szykany lub pobyt w policyjnym areszcie. Ci, którzy się wykazali w ONR, byli później wprowadzani do struktur OP, czyli do elity.

Ponadto działacze OP uważali narodowy radykalizm za dobry szyld polityczny. Byli oni polskimi nacjonalistami, co łączyli z radykalizmem, czyli z programem szybkiej modernizacji Polski pod względem gospodarczym, społecznym i politycznym. Opracowano plany reformy rolnej, industrializacji i elektryfikacji kraju, rozwoju prywatnej przedsiębiorczości. Taki był prawdziwy sens istnienia OP i ONR, a nie rzekome burdy antyż__owskie.


Oddział kobiecy ONR


MATEUSZ RAWICZ: - Historycy określają mianem Obozu Narodowo-Radykalnego zarówno ONR „ABC” jak i „Falangę”. Czy to określenie zgodne z prawdą?

WOJCIECH J. MUSZYŃSKI: - Zupełnie niezgodne. „Falanga” to Bolesław Piasecki i oddani mu ludzie, którzy byli przez pewien czas w ONR. Jednak w 1935 r. wywołali rozłam i utworzyli odrębną organizację. Miała ona charakter bojówki, którą tworzyła młodzież z przedmieść, robotnicy oraz nieliczna grupa inteligencji, głównie studentów. To oni byli odpowiedzialni za większość zamieszek oraz wystąpień antyż__owskich, które przypisuje się ONR. Hasła nacjonalistyczne mieszały się tam z populizmem i uwielbieniem dla Piaseckiego, jako przyszłego wodza narodu. Nie można więc porównywać „Falangi” do ONR czy OP. „Falanga” to nie była poważna formacja polityczna, co zresztą pokazała praktyka, gdyż zakończyła swój żywot na kilka miesięcy przed wybuchem wojny.


Plakat Falangi


MATEUSZ RAWICZ: - Podobno do ONR należał m.in. Janek Bytnar „Rudy”, bohater powieści „Kamienie na szaniec”?

WOJCIECH J. MUSZYŃSKI: - Tak rzeczywiście było – Jan Bytnar należał do Grup Szkolnych ONR, które skupiały młodzież szkół średnich. W liceum Batorego, gdzie chodził Bytnar, struktura ta była bardzo prężna. Podobne grupy działały w innych liceach warszawskich: Reya, Czackiego, Poniatowskiego czy Zamoyskiego. To ostatnie było w pewnym sensie matecznikiem środowisk narodowo-radykalnych, gdyż ukończyło je wielu czołowych działaczy ONR i OP, w tym Jan Mosdorf i Jan Jodzewicz. Na początku wojny Bytnar wbrew radom kolegów poszedł do Małego Sabotażu, później znalazł się w Szarych Szeregach, ale nie oznaczało to, że zerwał kontakty z ONR, czy zmienił poglądy polityczne.

W szeregach ONR było wielu wybitnych ludzi: ks. prof. Jan Salamucha, jeden z czołowych polskich filozofów, pisarz Leszek Prorok, prof. Jerzy Regulski autor reformy samorządowej III RP, prof. Bolesław Sobociński – przed wojną wykładowca UW, po wojnie w Uniwersytecie Notre Dame w USA, prof. Felicjan Loth – znany warszawski lekarz pediatra, a z wywiadem NSZ był związany inny pisarz Jan Józef Szczepański. To tylko przykłady, gdyż takich ludzi były setki.


Jan Bytnar


MATEUSZ RAWICZ: - Druga wojna światowa była kresem działalności ONR/OP?

WOJCIECH J. MUSZYŃSKI: - Wręcz przeciwnie – wybuch wojny zmobilizował działaczy OP do walki zbrojnej i działalności politycznej. To z ich inicjatywy powstał podziemny Związek Jaszczurczy, organizacja wojskowa, która w późniejszym czasie dała początek Narodowym Siłom Zbrojnym.


Symbol Związku Jaszczurczego na odznace żołnierzy NSZ


Środowisko OP pierwsze rzuciło hasło powrotu Polski nad Odrę i Nysę Łużycką. Uporczywie, początkowo samotnie, lansowali to hasło przez kolejne lata wojny, pisali o prawach Polski do Dolnego Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich.

Ostatecznie społeczeństwo polskie zaczęło się z tą ideą identyfikować. W 1945 r. komuniści z pomocą Sowietów jedynie nieudolnie ją splagiatowali chcąc uwiarygodnić się jako polscy patrioci. A także dać Stalinowi alibi na zagrabienie wschodnich województw Polski. Tymczasem środowisko OP nigdy nie dopuszczało możliwości wyrzeczenia się Kresów Wschodnich – Wileńszczyzna i Małopolska Wschodnia były dla nich integralną częścią Rzeczypospolitej.

Ważnym wkładem środowiska OP było opracowanie koncepcji powojennej odbudowy Polski w ramach Służby Cywilnej Narodu. Strukturę tę tworzyli inżynierowie i kadra naukowa różnych dziedzin. To oni byli autorami szeregu opracowań dotyczących powojennej odbudowy i rozbudowy przemysłu, reformy rolnictwa, systemu prawnego, szkolnictwa, rozwoju samorządu terytorialnego i administracji cywilnej oraz zintegrowania ziem zachodnich z resztą kraju. Część z tym opracowań przekazano Delegaturze Rządu, za pośrednictwem której niektóre rozwiązania udało się wcielić w życie. Niestety większość dorobku SCN przepadła w zniszczonej Warszawie.


Wojciech J. Muszyński


Innym istotnym wkładem OP w walkę o niepodległość był konsekwentnie głoszony program zwalczania z bronią w ręku podziemia komunistycznego. Stanowisko Komendy Głównej AK i Polskiego Państwa Podziemnego było w tym względzie chwiejne – próbowano z komunistami negocjować, kiedy indziej zwalczano ich politycznie, lecz przypadki fizycznej likwidacji należały do rzadkości.

Działacze OP głosili, że PPR oraz GL/AL to agentury Sowietów, jednego z dwóch wrogów Polski w tej wojnie i należy je niszczyć na równi z niemieckim aparatem okupacyjnym, a komunistów traktować jak zdrajców-folksdojczów. Partyzantka NSZ zwalczała komunistów z bronią w ręku do początku lat 50.



Rozmawiał Mateusz Rawicz, wywiad ukazał się w tygodniku „Nasza Polska”, nr 1, 03.01.2012 r.
Część materiałów na tej stronie jest widoczna tylko dla zalogowanych użytkowników
Zaloguj się lub zarejestruj aby je zobaczyć.
Zarejestruj się

Zostań użytkownikiem Premium - wyłącz reklamy i wspieraj serwis!

Polska obronność

konto usunięte2014-02-28, 12:30
Z dr. hab. nauk wojskowych Romualdem Szeremietiewem, byłym wiceministrem obrony narodowej, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Z prawie 8 miliardów złotych oszczędności ponad 3 miliardy mają pochodzić z cięć wydatków na armię. Czy oszczędzanie na obronności może być dla Polski groźne?

– Oczywiście, jest to groźne. To, co robi obecny rząd, przypomina sytuację właściciela samochodu, który nie mając za dużo pieniędzy, postanowił zrezygnować z naprawy hamulców, mało tego, zamierza tym samochodem jeździć.

Podobna sytuacja jest w relacjach międzynarodowych, jeżeli chodzi o funkcjonowanie państwa, które nie dba o swój system obronny, o swoje siły zbrojne. Rząd, który obecnie sprawuje władzę w Polsce, wpisuje się w taką dziwną rolę. Oszczędzanie na obronności jest po pierwsze niedopuszczalne, a po drugie nieodpowiedzialne.

Wiadomo, że na początku i na końcu wszystkich spraw, jakie trzeba w Polsce rozwiązać, pojawia się kwestia bezpieczeństwa narodowego. Co z tego, że zrealizujemy taką czy inną inwestycję, jeżeli nie zadbamy należycie i tym samym stworzymy zagrożenie bezpieczeństwa państwa. Dlatego armia i wydatki na obronność są sprawą kluczową. Dziwne, że nie rozumieją tego ludzie, którzy sprawują władzę w Polsce.

Mamy do czynienia z jakąś schizofrenią, bo cięcia w armii wprowadza rząd, który w jednym z ostatnich wydań brytyjskiego tygodnika „The Economist” chwalony był za utrzymywanie wydatków na armię na stałym poziomie…

– Zalecenia NATO-wskie są takie, żeby państwa członkowskie Sojuszu przeznaczały co najmniej 2 proc. PKB na potrzeby obronne swoich krajów. Można powiedzieć, że Polska, posiadając ustawową gwarancję, że wydatki na obronność będą wynosiły 1,95 proc. PKB, była bliska realizacji tego zalecenia.

Trzeba też stwierdzić, że sporo państw NATO nie dotrzymuje tych dwuprocentowych wskaźników. Weźmy chociażby naszych sąsiadów na północy czy państwa nadbałtyckie, które przeznaczają nawet poniżej 1 proc. PKB na obronę. Patrząc w ten sposób, owszem, można powiedzieć, że nic się nie stało.

Tymczasem na ten problem należy spojrzeć inaczej. Nie możemy naszego 1,95 proc. PKB na obronność odnosić do tego, co się dzieje w NATO. Natomiast musimy się zastanowić, jak wyglądają wydatki na obronę państw, które niekoniecznie darzą nas sympatią. Na przykład Rosja, która – co tu dużo mówić – nie jest przecież wobec nas krajem przyjaznym, przeznacza na obronę oficjalnie ok. 4 proc. PKB.

Proszę zwrócić uwagę, że Polska przeznacza na obronność niecałe 2 proc., a Federacja Rosyjska 4 proc., przy czym wielkość PKB Polski i Rosji jest różna. Widać zatem, że Rosja przeznacza dużo więcej na wojsko niż Polska. To najlepiej pokazuje, jaka jest nasza sytuacja. Odnosząc się do opinii tygodnika „The Economist”, można powiedzieć, że ta pochwała Polski w sytuacji, w jakiej się znajdujemy, brzmi podobnie jak powiedzenie „przystojny jak na garbatego”.

Są głosy, że Polsce, która jest w strukturach NATO, nic nie grozi, stąd w wydatkach na armię można sobie nieco pofolgować. Czy zgadza się Pan z taką interpretacją?

– Rozważając sytuację różnych państw NATO, trzeba wziąć pod uwagę ich położenie geograficzne. Polska znajduje się na tzw. skraju Sojuszu, jesteśmy krajem brzegowym, a więc każde zagrożenie dla Sojuszu, jeżeli nastąpi, a może nastąpić, w pierwszym rzędzie dotyczy przede wszystkim takich krajów jak nasz.

Ponadto, biorąc pod uwagę zagrożenia, trzeba się zastanowić, czy NATO w obecnym kształcie dysponuje siłami czy też środkami, które będą w stanie zareagować natychmiast, aby takiemu zagrożeniu przeciwdziałać. Tutaj pojawiają się wątpliwości. Powołam się na opinię amerykańskiego geopolityka i geostratega prof. George'a Friedmana, człowieka dobrze zorientowanego, który pytany, w jakim czasie od wystąpienia zagrożenia Polska mogłaby liczyć na wsparcie, powiedział, że oczywiście otrzymamy pomoc, ale najpierw musimy wytrzymać co najmniej trzy miesiące.

Zatem tyle czasu potrzeba na zgromadzenie odpowiednich sił i środków, żeby ewentualnie taką pomoc uruchomić. Zdaje się, dostrzegł to także prezydent Komorowski, który w swoim przemówieniu 15 sierpnia br. powiedział, że my w zasadzie nie mamy armii, która mogłaby wykonać takie zadanie.

To niepokojące, że przez ponad 20 lat nie stworzyliśmy potencjału zdolnego do obrony kraju…

– To dziwne i niebezpieczne, tym bardziej że o braku armii tak na dobrą sprawę mówi prezydent, w końcu osoba, która powinna być dobrze o tych kwestiach poinformowana. Jak zatem jest w rzeczywistości? Bo przecież cały czas utrzymywano nas w przekonaniu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie ukrywam, że byłem krytyczny i od lat mówię, że z polską obronnością jest źle i dlaczego, natomiast nigdy dotąd nie zauważyłem, żeby Bronisław Komorowski to potwierdzał bądź aby wyrażał tego typu krytyczne poglądy. Przeciwnie – można było odnieść wrażenie, że jako minister obrony, członek sejmowej komisji obrony czy marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zna dobrze stan armii. Tymczasem nagle, po latach otwierają mu się oczy i głosi takie opinie.
Jaki z tego wniosek?

– No właśnie, powstaje pytanie, co się stało i czy Bronisław Komorowski wreszcie przejrzał na oczy i podziela opinie ludzi, którzy znają się na wojsku i od lat mówią o fatalnym stanie polskiej armii. Istotne, co prezydent zamierza z tym zrobić. Osobiście nie wierzę, że za sprawą prezydenta Komorowskiego coś w tej materii się zmieni.

Może się okazać, że nie będzie miał nas kto bronić?

– Myślę, że z taką sytuacją mamy do czynienia już dzisiaj. Trzeba by się poważnie zastanowić, czy dzisiaj w przypadku zagrożenia bylibyśmy w stanie wystawić np. pełnowartościowy związek taktyczny, nie mówiąc już o dywizji, ale przynajmniej brygadę. Mam poważne wątpliwości. Ponadto musimy pamiętać, że przeszliśmy na armię zawodową, a to oznacza, że nie szkolimy żadnych rezerw. To z kolei oznacza, że w przypadku zagrożenia wojennego nie będziemy mieli kogo mobilizować. Komplikacji, jak widać, jest bardzo dużo.

Na czym powinny się koncentrować dzisiejsze siły zbrojne w Polsce?

– Najpierw należałoby odpowiedzieć sobie na pytanie, jaka jest koncepcja i sposób na obronę Rzeczypospolitej i czy ten rząd w ogóle ma taką koncepcję. Jest to nic innego jak wymóg Konstytucji Rzeczypospolitej, w której widnieje zapis, że Siły Zbrojne RP służą do obrony niepodległości całości granic i integralności terytorialnej kraju.
Pytanie, w jaki sposób ma się to wyrażać. Jeżeli sposobem ma być zapewnienie, że w razie niebezpieczeństwa NATO nam pomoże, to mówię wyraźnie, że jest to kiepski pomysł. Zatem konieczna jest budowa oryginalnego polskiego systemu militarnego, w którym racjonalnie należy rozłożyć nakłady na rodzaje wojsk, jakie są nam potrzebne do obrony. Następny krok to sensowne wydawanie pieniędzy. Warto by się też zastanowić, czy wskaźnik 1,95 proc. PKB na obronność, kiedy – przypomnijmy – Rosja przeznacza 4 proc., to nie za mało. Tak czy inaczej w tej chwili, jeśli chodzi o obronność, jesteśmy na bezdrożach.

Dziękuję za rozmowę.

Wyjazd do USA wiza

konto usunięte2014-02-27, 21:11
Jeśli kogoś interesuję i serio myśli o wjeździe (wnioskuję po postach pod róznymi filmami nie interesuje scrolować)

Antysyjonizm to nie antysemityzm

konto usunięte2014-02-27, 20:00
Przemówienie z 19 czerwca 1967.
Jakże trafne wypunktowanie ż__-syjonistycznych nacjonalistycznych sp🤬olin.


Cytat z pewnego forum.
Wypowiedź odnośnie Ukrainy.
Schemat działań taki sam jak za czasów Jaruzela w Polsce.

Cytat:

O Gierka bedziemy jeszcze dlugo sie sprzeczac.
Prawda jest, ze zarowno Gomulka jak i Gierek budowali szkoly, dbali o przemysl i uslugi socjalne.
Budowalo sie ogromna infrastrukture, bo wojna zniszczyla kraj a my bylismy bardzo biedni.
I nie bujajmy sie. Za Gierka nie bylo mowy o separacji Slaska. Nastroje ludnosci byly inne. Polacy pracowali za MNIEJ ale nie NIEWOLNICZO. Kazdy mial gdzie mieszkac.
Mielismy wczasy i kolonie letnie, obozy harcerskie , przedszkola i zlobki, w ktorych pracowaly wykwalifikowane nauczycielki.
Mielismy konkursy literackie olimpiady przedmiotowe dla licealistow, konkursy poezji, obozy wedrowne, miedzyszkolne zawody sportowe..

No i mielismy polityke socjalizmu.
Ale przecietny Polak ( ani nikt inny) sama ideologia nie zyje. Zwlaszcza, ze dostep do nauki, poziomu zycia i kariery byl jednakowy dla wszystkich.

Nawet bardzo przecietny obserwator, zauwazy, ze w KAZDYM kraju, w ktorym zaczyna sie dobrobyt i jako tako unormowana stabilizacja – jak muchy do gowna zlatuja sie sepy i podrasa ludzi, ktora zyje ze zbojowania.

Tak Wikingowie napadali na bogate wsie i tak piraci napadali na bogate miasta.
Tak NATO i zboje z USA napadli na kwitnaca Jugoslawie, Libie, Syrie, Irak.
Zeby ludziom sie za dobrze nie powodzilo.

Polska nie byla zadnym wyjatkiem. Pod koniec lat gierkowskich widac bylo wyraznie, ze ktos Polakom robi kolo piora.
Pamietam, ze w laboratorium chemicznym gdzie przyszlo mi pracowac, nagle nie wiadomo kto i dlaczego zabronil rozpakowywac nowiutkie spektrografy, ktore dostalismy z NRF. Magazyny pelne byly nowoczesnych urzadzen, a nie wolno bylo ich nawet dotykac. Czulo sie wyraznie, ze dziala jakies podziemie i ktos podejmuje jakies dziwne decyzje.

Rok 1968 byl bardzo dziwnym okresem w Polsce. Bo jak Gomulka zaczal pyskowac na zydow i przepedzac ich z Polski – to natychmiast stal sie ‘wrogiem narodu’. Narod postraszono mozliwoscia wojny. Awantury studenckie i wjazd do Czechoslowacji urzadzila CIA. Byla to jawna prowokacja, zeby zastraszyc ludzi. Lepiej niech siedza cicho, bo moga miec wojne.

Na urodzinach u naszego kolegi (bardzo partyjnego) , nagle wstal (bardzo partyjny kolega- naturalnie z Socjologii z UJ i powiedzial, ze nas wszystkich aresztuje za szkalowanie dobrego imienia POlski Ludowej. Bylismy naturalnie niezupelnie trzezwi i pamietam, ze spiewalismy nieprzystojne czastuszki. Kolezanka przyniosla ulotke, ktora ktos jej dal na ulicy. Na ulotce pisalo ‘precz z Gomulka’.

Ktos juz wtedy ‘krecil lody’ i probowal oderwac uwage od spraw istotnych: mielismy znakomite teatry, ciezki przemysl i zaczelismy rozwijac przemysl lekki. Bylo ogromne ozywienie, zaczelismy zwiedzac swiat.
W zadnym duzym przedsiebiorstwie nie mogl byc dyrektorem, czy kierownikiem ktos, kto nie mial odpowiedniego do zawodu przygotowania. A napewno o zysku przedsiebiorstwa nie decydowal zaden bankier ani ksiegowy z fantazja.

Ja nie bardzo wiem, czy do konca rzadzili sami zydzi- ale wiem, ze byli pod kontrola i byla zachowana jakas rownowaga. Polak mial szanse na realizowanie swoich planow i robienia kariery.
Po odwilzy w 1956 roku juz sie tak nie panoszyli i wielu wyjechalo do Izraela, albo w ogole na Zachod. (Jak prof. Bauman)
Natomiast pod koniec rzadow i Gomulki i potem Gierka zaczeto organizowac jakies kursy; niektore oficjalne w Warszawie o naukach politycznych a i podziemne dla studentow o cudach demokracji zachodniej.
Zaraza byla przygotowywana. W kazdym zakladzie pracy siedziala ubecja.

W tej sytuacji, stara zydowska szkola, zaczeto obwiniac … jednoosobowo szefa rzadu. Byla to oczywiscie wina Gomulki, ze ktos wstrzymywal produkcje … rajtek dla dzieci, czy Gierka, ze zakupiony nowoczesny sprzet techniczny nie mogl byc nawet rozpakowany.
I byla to niewatpliwie wina Gierka, ze walcownia blach karoseryjnych na japonskiej licencji w Krakowie-Nowej Hucie – nagle nie zakupila przy tej okazji, i za ta sama cene, urzadzen do wytrawialni stali w kwasie solnym. Stara metoda hartowania kwasem siarkowym byla mocno przestarzala.

Ruszyly pierwsze konwertory; przyjechal Gierek na otwarcie piecow tlenowych do wytopu stali.
Jakis k🤬a ubecka podlozyla 8 kilo mazutu do tlenowni.
Mielismy jednak inzynierow i fachowcow, ktorzy do ostatniej chwili pilnowali kazdego procesu. Tlenownia nie wybuchla. Mazut usunieto. Krakow ocalal.

Niestety, zdaje sie, ze stal wysokiej jakosci polskiej produkcji byla wielkim zagrozeniem dla innych producentow stali. Trzeba bylo polskie huty puscic w rece prywatne.

Bedziemy jeszcze dlugo snuc knoty i domysly na temat katastrofy w Smolensku.
A kiedy zaczniemy dochodzic, dlaczego i kto zamordowal polskich ministrow inz. Barszcza i Olszowskiego, ktorzy cala swoja kariere zawodowa poswiecili budowie Polski??
Nikogo w Polsce nie obchodzi, co sie stalo w Miroslawcu. (Widac jestesmy takie same glupy jak te Ukraincy)

Nie chcielismy Gierka?
Mamy Tuska.
I mamy jednojajowego blizniaka i Balcerowicza, ktory wlasnie jedzie na Ukraine ‘poprawiac’ ekonomie .



Pejsatym-syjonistycznym ścierwom na pohybel!

ż__ołaki dążą do utworzenia Judeopolonii swojej wyimaginowanej "ziemi obiecanej"

Wiersz na koniec:

Nie będzie ż__ pluł mi w twarz, bo pójdzie w gaz.

Związek Polaków w Niemczech

konto usunięte2014-02-27, 16:18
Związek Polaków w Niemczech powstał 92 lata temu, 27 sierpnia 1922 roku, ale dokładnie 74 lata temu został zdelegalizowany. Dziś działacze organizacji polskich w Niemczech skupiają się głównie na walce o odzyskanie praw, które zostały Polakom odebrane przez władze III Rzeszy.

Działacze ZPwN zajmowali się działalnością kulturalną, gospodarczą i polityczną. Mieli swoich reprezentantów w sejmikach krajowych i radach miejskich. Wraz z eskalacją nazizmu zaczęli być jednak poddawani coraz dotkliwszym represjom. Wpisywani byli m.in. na listę tzw. wrogów Rzeszy – znalazło się na niej 61 tys. nazwisk.


Rodło – znak Związku Polaków w Niemczech

Musieli się nauczyć zręcznie omijać zakazy i nakazy. Doskonałym tego przykładem jest historia godła związku – rodła (słowo powstałe ze złożenia pierwszych liter wyrazu „rodzina” i trzech ostatnich „godło”). Przyjęto je w 1933 r. Gdy naziści nakazali zmianę symboli wszystkich organizacji działających na terenie III Rzeszy, polscy działacze stawali na głowie, aby wymyślić znak, który nie łamałby przepisów, ale też nie traciłby polskiego charakteru. Tak powstało białe rodło na czerwonym tle przypominające bieg Wisły z zaznaczonym Krakowem. – Niemcy nie bardzo rozumieli, co przedstawia znak. Niektórzy uważali, że to pół swastyki – wspominała przed laty Janina Kłopocka, autorka symbolu.

Cytat:

Po wybuchu II wojny światowej związek został zdelegalizowany, a jego majątek skonfiskowany. Część działaczy rozstrzelano, a około 1200 osób uwięziono w obozach koncentracyjnych. Rozporządzeniem z 27 lutego 1940 roku odebrano też Polakom prawa przynależne mniejszości narodowej. Dotąd RFN oficjalnie nie uznaje Polaków za mniejszość, choć w kraju tym mieszka ok. 1,5-2 mln osób przyznających się do polskich korzeni.



Nie rozwiązano też należycie spraw skonfiskowanego majątku. Działacze polscy w Niemczech czekali na zmiany najpierw w czerwcu 1991 roku, gdy rządy polski i niemiecki podpisały traktat „o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy”, i 20 lat później, kiedy doszło do polsko-niemieckiego „okrągłego stołu”.

- Nie dotrzymano wielu obietnic. Wciąż jest problem ze stworzeniem i dofinansowaniem polskich mediów oraz z nauką języka polskiego – tłumaczy mec. Stefan Hambura, który wielokrotnie reprezentował interesy Polonii w Niemczech.

źródło: Rzeczpospolita

Forteca

dzarul2014-02-26, 23:58
Rewelacyjna kapela! Polecam !!

Zdjęcie "z rąsi"(1920r.)

konto usunięte2014-02-26, 20:31
Fotografia wykonana przez pracowników "Byron Company", w Nowym Jorku.



Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem