Nie oszukujmy się

. Na ten moment nasze siły zbrojne (z całym swoim potencjałem) nie byłyby w stanie wykonać samodzielnej (bez wsparcia sojuszników) operacji o znaczeniu strategicznym (pokroju interwencji francuskich sił zbrojnych na Mali lub rosyjskich w Gruzji) lub akcji z rodzaju ewakuacji swoich obywateli z kraju trzeciego świata. Nasze wojsko ograniczono ilościowo, jednak nie wprowadzono zmian koniecznych do odnalezienia się w czasach wojny manewrowej, gdzie dominują dynamiczne ruchy wojsk, w celu związania walką i wyeliminowania bardziej licznego przeciwnika. Reasumując mamy wojsko "zawodowe", ale dowództwo nadal mentalnie tkwi w okopach. Oczywiście posiadamy kilka jednostek gotowych do przeprowadzania precyzyjnych uderzeń, ale tego typu siły zbrojne potrzebują zaplecza. W przeciwnym wypadku państwo kapituluje, a specjalsi idą "do lasu" w celu prowadzenia wojny paryzanckiej (co w skali kraju oznacza porażkę).
Władze mogły też wyciągnąć taki wniosek, że im dłużej się walczy, tym gorzej dla przyszłości kraju (zniszczenia, ofiary cywilne), stąd celowo obrano strategię małych, nieodpowiednio przeszkolonych sił zbrojnych. Prowadzenie wojen po prostu stało się nieopłacalne i lepiej skapitulować, niż zrównać z ziemią swój kraj (do podobnych wniosków doszli Francuzi po I wojnie światowej).