Maj 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31
Czerwiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
Lipiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31

Quadrocopter - zabawka przyszłości

Konto usunięte • 2013-06-23, 22:06
Witam, w tym temacie chciałem przedstawić wam "artykuł" mojego autorstwa, napisanego dla portalu www.gadzetowisko.pl Wiem że na forum pojawiły się już filmiki o quadrocopterach, lecz niektórzy mogą jeszcze nie wiedzieć o co chodzi. Dajcie znać w komentarzach co o nim sądzicie i czy w przyszłości chcielibyście abym wrzucał podobne teksty.

"Od kilku miesięcy można zauważyć coraz większe zainteresowanie urządzeniami jakimi są quadrocopter’y. Zastanawialiście się czym tak naprawdę są i jakimi możliwościami dysponują? Jeśli tak poniżej znajdziecie kilka ciekawych informacji na ten temat.



Quadrocopter to rodzaj helikoptera, który wykorzystuje cztery śmigła pozwalające na unoszenie się w powietrzu. Pierwsze próby skonstruowania tego typu latającej maszyny sięgają lat dwudziestych ubiegłego wieku. Poniżej możecie zobaczyć helikopter de Bothezat’a z 1922 roku, który został wyprodukowany dla armii amerykańskiej.



Dzisiejsze quadrocopter’y różnią się od swoich pierwowzorów. Są to drony, czyli bezzałogowe statki latające. Oprócz braku załogi znacznie różnią się od swoich poprzedników rozmiarami. Ich wymiary wynoszą od kilkunastu do kilkudziesięciu centymetrów. Aktualnie są dostępne proste wersje urządzeń, które mogą być wyposażone w kamerę pozwalającą nakręcić film lub zrobić zdjęcie. Ich ceny wynoszą od kilkuset do kilku tysięcy złotych za większe egzemplarze mogące unieść bardziej profesjonalny sprzęt . W zależności od wersji mogą posiadać złącze USB lub Wi-Fi umożliwiające zapisanie utworzonych danych na dysku komputera. Do kontroli statku można wykorzystać urządzenia oparte na systemie iOS oraz Android. Istnieją również aplikacje pozwalające stoczenie „pojedynku” dronów, niczym z filmów sci-fi.

/watch?v=jc-DX3S_QMw (ten film jest już na sadolu i nie mogę go wrzucić ponownie)

Obecnie trwają badania nad innymi, bardziej zaawansowanymi możliwościami wykorzystania quadrocopter’ów. W tym filmiku możecie zobaczyć latającego robota wyposażonego w specjalne ramię, które radzi sobie z chwytaniem przedmiotów przy prędkości ponad 10 km/h.



Drony wyposażone w kamery są testowane na polu militarnym oraz podczas akcji ratunkowych. W poniższym filmiku zaprezentowane są możliwości balansu oraz dokładności tych niepozornych urządzeń. Dwa roboty „żonglują” między sobą cienką tyczką niczym wytrawni cyrkowcy.

/watch?v=pp89tTDxXuI (również znalazł się już na forum)

W tym wideo drony odbijają między sobą piłeczką pingpongową.

/watch?v=3CR5y8qZf0Y

Na razie quadrocopter to przednia rozrywka dla osób, które lubią nowoczesne gadżety. W przyszłości jednak, drony mogą stać się bardziej użyteczne w naszym życiu codziennym. Jeśli popularność i dostępność robotów zwiększy się, już niedługo nasz świat może coraz bardziej przypominać rzeczywistość rodem z filmów i literatury science fiction."

Świecące jedwabniki

Konto usunięte • 2013-06-23, 12:03
Japońscy naukowcy (tak tak – nie amerykańscy!) umieścili w DNA jedwabników geny, które kodują białka świecące w ultrafiolecie. Posłużyli się trzema takimi sekwencjami dającymi trzy różne kolory – czerwony, zielony i pomarańczowy.
Suknia utkania z takiego jedwabiu idealnie nadaje się na imprezę techno
Po co to wszystko? Na przykład do zastosowań medycznych, gdzie jedwabne nici stosuje się w chirurgii. Świecące mogą ułatwić zakładanie i zdejmowanie szwów.


ze strony crazynauka.pl

Roztańczona Azjatka

Konto usunięte • 2013-06-23, 22:53


Ah te kocie ruchy

Uwaga polecam ściszysz głośniki/słuchawki.

Niemcy odebrali Polakom dziecko

Vof2013-06-23, 23:41
Przyjechali do Berlina za pracą i chlebem. Nieuczciwy pracodawca wyrzucił ich na bruk, a pracownicy Jugendamtu odebrali sześciotygodniowego synka. Od trzech tygodni polscy rodzice koczują w samochodzie w oczekiwaniu na wynik rozprawy w sądzie opiekuńczym. - Nie wrócimy do kraju bez naszego dziecka - mówią zrozpaczeni.



Wojciech Pomorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech nie ma wątpliwości, że na ulicach Berlina rozgrywa się nowy dramat pod starym tytułem: nadgorliwy Jugendamt kontra polscy emigranci, nie znający niemieckiego i przysługujących im praw.

- Chodzi o zwykłą rodzinę ze Śląska, żadną patologię - zastrzega Wojciech Pomorski.- To co ich spotkało jest ewidentnym przykładem dyskryminacji Polaków. Wyrządzono im niewyobrażalną krzywdę. Proszę sobie wyobrazić, jak czuje się matka karmiąca piersią, której odebrano sześciotygodniowe niemowlę? To barbarzyńskie postępowanie w majestacie prawa. Nikt mi nie powie, że służy dobru dziecka.

Po sześciu latach emigracji zarobkowej w Wielkiej Brytanii operator koparek Leszek C. razem ze swoją partnerką Danielą M. postanowili poszukać pracy w Berlinie. W połowie kwietnia urodził mu się syn, Wiktor. Pana Leszka zatrudnił Polak z niemieckim obywatelstwem, właściciel firmy budowlanej. Niestety pracodawca okazał się oszustem. Nie dość, że nie wypłacił zaległych poborów, to wyrzucił rodzinę z mieszkania służbowego. Jednocześnie odebrano im zasiłek socjalny. Polacy zostali bez dachu nad głową i środków do życia. Pani Daniela zamieszkała w domu samotnej matki z dzieckiem. Pan Leszek bezskutecznie szukał nowej pracy. W końcu postanowili, że na początku czerwca wrócą do Polski. Nie zdążyli. O ich planach dowiedział się Jugendamt. W dniu 31 maja urzędnicy w asyście 15 policjantów odebrali Polakom sześciotygodniowego Wiktora i oddali do niemieckiej rodziny zastępczej.

- Sposób odebrania dziecka woła o pomstę do nieba. Policjanci obezwładnili matkę, powalili na ziemię i wykręcili jej ręce, jakby była groźnym przestępcą. Pan Leszek nie ułomek, musiało go przytrzymywać czterech funkcjonariuszy - opowiada oburzony Wojciech Pomorski. - Nie ulega wątpliwości, że Polacy potrzebowali pomocy, ale Jugendamt jak zwykle wybrał sposób najgorszy z możliwych. Powołując się na „dobro dziecka” siłą rozłączył je od rodziców zamiast zrobić wszystko, aby zostali razem.

Szukają pomocy

Zdesperowany ojciec poprosił o pomoc stowarzyszenie Dyskryminacja.de, walczące od 2007 roku o prawa polskich rodziców i dzieci pokrzywdzonych przez niemieckie sądy rodzinne. - Nie mieli pieniędzy, jedzenia, myli się pod uliczną pompą. Skrzyknąłem członków naszego Stowarzyszenia i zorganizowaliśmy łańcuch ludzi dobrej woli - mówi Wojciech Pomorski. - Jedni zapraszają rodziców do domu na ciepły posiłek. Inni udostępniają łazienkę. Ze skromnych funduszy wygospodarowaliśmy dla nich 70 euro na pokrycie najpilniejszych wydatków. No i zaalarmowaliśmy naszego prawnika.

Mecenas Markus Matuschczyk przyjechał do Niemiec w wieku sześciu lat. Mieszka w Hanowerze od wielu lat, ale nie zapomniał o polskich korzeniach. Od trzech lat współpracuje z Polskim Stowarzyszeniem Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. - Z mojej praktyki zawodowej wynika, że większość interwencji urzędów ds. dzieci i młodzieży wobec Polaków nie dotyczy rodzin z marginesu społecznego, lecz osób, które znalazły się w tarapatach życiowych, często nie z własnej winy - stwierdza prawnik. - W przypadku rodziny ze Śląska pracownicy Jugendamtu argumentowali, że musieli przystąpić do działania, ponieważ polska rodzina nie ma uregulowanej sytuacji mieszkaniowej i jest praktycznie bezdomna. Urzędnicy obawiali się, że podobny los spotka sześciotygodniowego Wiktora. Jednak zapomnieli, że to decyzje niemieckich urzędników ściągnęły kłopoty na polską rodzinę. W maju pan Leszek i pani Daniela złożyli podanie o pomoc socjalną i do tej pory nie rozpatrzono ich wniosku. Jednym słowem jedni urzędnicy skazali rodzinę na bezdomność odbierając środki do życia, a drudzy dodatkowo ukarali za opieszałość kolegów.

Drugiego lipca sąd rodzinny dla berlińskiej dzielnicy Tempelhof zadecyduje, czy polscy rodzice odzyskają rodzone dziecko. - Wysłaliśmy do urzędu ds. dzieci i młodzieży pismo z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego rodzinie odebrano dziecko. Cały czas czekamy na odpowiedź. Na pewno będziemy na wtorkowej rozprawie w sądzie rodzinnym - informuje Michał Bolewski, I sekretarz ambasady RP w Berlinie, odpowiedzialny za pomoc prawną. Do tego czasu pani Daniela i pan Leszek spotykają się z synkiem dwa razy w tygodniu po półtorej godziny. „Widzenia“ odbywają się w siedzibie Jugendamtu pod czujnym okiem urzędników.

- Bierzemy pod uwagę dwie opcje. Pierwsza, że wygramy sprawę przed sądem socjalnym i rodzice dostaną zasiłek. Wówczas będą mieli środki finansowe, aby wynająć w Berlinie mieszkanie. Wtedy Jugendamt odda im dziecko. Drugą alternatywą - równie realistyczną - jest wyjazd do kraju.

Jugendamt żąda „twardych” dowodów, że rodzice po powrocie do Polski będą mieli środki do życia i dach nad głową. Tymczasem Pan Leszek i pani Daniela nie mają w Polsce własnego mieszkania. Babcia, mieszkająca w Ustroniu obiecała, że przyjmie ich pod swój dach. Pomoc zaofiarowało również Górnośląskie Towarzystwo Charytatywne, aby polska rodzina spełniła warunki formalne, stawiane przez Jugendamt. - Nie wiemy tylko, jakie dokumenty zadowolą niemieckich urzędników i rozwieją ich podejrzenia - mówi Markus Matuschczyk.

Kto ma dziecko, ten ma władzę

- Zdajemy sobie sprawę, że na rynku pracy panuje trudna sytuacja, ale bez stałego zajęcia rodzina nie będzie w stanie podołać obowiązkom wychowawczym - stwierdza urzędniczka Jugendamtu w berlińskiej dzielnicy Tempelhof-Schöneberg. Zgodziła się porozmawiać z Wirtualną Polską, bo przez pomyłkę wzięła naszą korespondentkę za opiekunkę środowiskową.

Czy nie byłoby lepiej, gdyby pozwolono Polakom powrócić kraju? - A kto zagwarantuje, że rodzice zapewnią dziecku właściwe warunki opieki? - odpowiada urzędniczka. - Jednak musi pani przyznać, że to nieludzkie, aby matka widywała się z dzieckiem dwa razy w tygodniu? - nie daję za wygraną. - Jesteśmy zadowoleni, że tak szybko udało się nam znaleźć rodzinę zastępczą dla niemowlaka. Liczba spotkań nie jest idealna, ale zgodna z przepisami. Proszę pamiętać, że rodzice zastępczy mają również inne obowiązki - wyjaśnia. - Czy Jugendamt miał prawo ingerować w problemy rodziny z polskim obywatelstwem? - Narodowość rodziców nie ma dla nas znaczenia. Ur🤬amiamy procedury, jeśli jest zagrożone dobro dziecka - kończy moja rozmówczyni.

Czy Jugendamty rzeczywiście zachowują się równie bezkompromisowo wobec innych narodowości, żyjących w Niemczech, tak jak w przypadku polskich rodziców?

- Machina biurokratyczna Jugendamtów nie oszczędza także rodzin niemieckich, choć wobec Turków i Arabów zachowują większą wstrzemięźliwość - odpowiada Markus Matuschczyk. - To rodziny wielodzietne o całkowicie odmiennej kulturze i mentalności. Natomiast urzędnicy bardzo chętnie wkraczają do rodzin z jednym lub dwojgiem dzieci, zwłaszcza wychowanych w kulturze europejskiej. Powód jest oczywisty. Dzieci te nadają się do łatwiejszej socjalizacji w Niemczech niż ich rówieśnicy z innych kultur.

Celem działalności Jugendamtów jest szeroko rozumiana prewencja dla dobra dziecka. Poparta ogromnymi uprawnieniami stanowi groźną i nieobliczalną broń. Jugendamty nie podlegają kontroli ze strony państwa i organów wykonawczych. Trzeba wiedzieć, że każde dziecko i każda rodzina przebywająca na terenie Niemiec z mocy prawa automatycznie podlega pieczy lokalnego Jugendamtu.

- Urzędnicy często insynuują sytuacje, które wcale nie muszą się wydarzyć - opowiada Uwe Kirchof, długoletni pracownik Jugendamtu w Hanowerze i placówek opiekuńczych dla młodzieży. - Na przykład matka jest Polką więc w głowach urzędników natychmiast rodzi się podejrzenie, że zechce pani wyjechać z dzieckiem do Polski.

Uwe Kirchof przyznaje, że od dawna Niemcy mają spory problem etyczny z Jugendamtami. - Pracownicy socjalni często podejmują interwencje sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, burzące spokój rodziny. Urzędnicy powinni włączyć logiczne myślenie, a nie tylko wypełniać decyzje, wpisujące się w schematy paragrafów.

- Nie jest tajemnicą, że Jugendamty stosują dyskryminujące praktyki wobec niektórych narodowości, zwłaszcza z Europy Wschodniej - kontynuuje Uwe Kirchof. - Nie będę ukrywał, że należą do nich także Polacy. Urzędnicy działają wobec rodziców w myśl zasady: wiemy lepiej, co jest dla was dobre. Po odebraniu dziecka rodzice biologiczni muszą udowadniać urzędnikom, że są porządnymi ludźmi. Dziecko staje się kartą przetargową, zakładnikiem urzędu. W myśl dewizy: kto ma dziecko, ten ma władzę.

"Omijajcie Jugendamty szerokim łukiem"

Działania Jugendamtu rozpoczynają się w różny sposób. Urzędnicy często otrzymują informacje od „życzliwych” sąsiadów albo szpitali, gdy lekarze zauważą u małych pacjentów „coś niepokojącego”. Niedawno Markus Matuschczyk zajmował się tego rodzaju przypadkiem. Polskie dziecko wybudziło się po operacji z narkozy i zaczęło przeraźliwie krzyczeć. Szpital w Karlsruhe wezwał psychologa, a ten zdiagnozował głęboką psychozę. Doszedł do przekonania, że dziecko jest w domu systematycznie bite. Natychmiast zawiadomiono Jugendamt. Historia rozgrywała się w szpitalu miejskim, a te podobnie jak Jugendamty podlegają samorządom i działają ręka w rękę. Później okazało się, że psycholog postawił błędną diagnozę, ale wystarczyła do odebrania dziecka. Na szczęście polski prawnik odkręcił całą sprawę i chłopiec szybko wrócił do domu.

- Może to marne pocieszenie, ale wielu niemieckich rodziców także boi się zwracać o pomoc do Jugendamtów - opowiada Uwe Kirchof. - Ten fakt powinien dawać Polakom wiele do myślenia. Chyba z naszymi urzędami ds. dzieci i młodzieży jest coś nie tak, skoro ich pomoc budzi paniczny lęk. Skutki pomocy mogą być opłakane i wpędzić rodziców w jeszcze większe tarapaty. Dziwię się, że polskie władze reagują tak spokojnie na działania Jugendamtów, często naruszających prawa polskich obywateli.

Niemieckie sądy opiekuńcze prowadzą na zlecenie Jugendamtówco co roku 80 tys. postępowań w sprawie regulowania kontaktów rodziców z dzieckiem. Urzędy ds. dzieci i młodzieży odbierają rodzicom 40 tys dzieci rocznie. To ewenement na skalę europejską.

W grudniu 2009 roku Jugendamty znalazly się pod ostrzalem Parlamentu Europejskiego. Komisja Petycji PE stwierdziła, że niemieckie urzędy ds. dzieci i młodzieży dopuszczają się licznych naruszeń zasady niedyskryminowania ze względu na narodowość i powinny być poddane demokratycznej kontroli. Komisja postulowała zacieśnienie współpracy pomiędzy resortami sprawiedliwości i ministerstwami ds. rodziny poszczególnych państw UE. Eurodeputowani zapowiedzieli, że będą patrzeć na ręce niemieckim urzędnikom. - Może i patrzą, ale póki co nie odczuwamy żadnej poprawy - ocenia Wojciech Pomorski.

Do stowarzyszenia zgłasza się coraz więcej polskich rodziców, szykanowanych przez Jugendamty. W tym tygodniu wpłynęła kolejna sprawa: matka magister ekonomii, ojciec muzyk w Operze Bydgoskiej. Jugendamt stwierdził, że "nie sprawują właściwej opieki zdrowotnej nad 2-letnią córką". W ciągu dziesięciu minut sąd rodzinny w Cottbus odebrał rodzicom prawa rodzicielskie. Rodzice nagrali na komórki przebieg rozprawy. - Przesłuchałem nagranie i jestem zaszokowany - opowiada Wojciech Pomorski. - Sędzina wyzywała matkę, traktowała ją jak element przestępczy. Na szczęście Jugendamt nie zdążył odebrać córeczki, bo rodzice natychmiast wyjechali do Polski.

Wojciech Pomorski ostrzega polskie matki i ojców o konsekwencjach przyjazdu do Niemiec. - Pamiętajcie, że w przypadku rozwodu, utraty pracy, konfliktu z prawem Jugendamt w majestacie niemieckiego prawa może wam odebrać dzieci i oddać do pogotowia rodzinnego albo niemieckiej rodziny zastępczej - stwierdza na zakończenie. - Pocztą otrzymacie rachunki za pobyt dziecka w rodzinie zastępczej. Mogą wynieść nawet kilka tysięcy euro.

źródło: wp.pl

Kościelny zakaz imprez w piątki

Konto usunięte • 2013-06-23, 3:34
Ale ci katolicy to mają dobrze z tym kościołem. Od teraz nawet na imprezę mogą iść w piątek... Biskupi znieśli przykazanie o zakazie organizowania hucznych imprez w piątki!



Cytat:

Episkopat pozwala organizować huczne imprezy w piątek. Biskupi zmienili czwarte przykazanie kościelne.

Dotąd zakaz udziału w zabawach i jedzenia mięsa dotyczył wszelkich okresów pokutnych, czyli także każdego piątku. Episkopat zdecydował wykreślić ten dzień z przykazania. Ksiądz biskup Marek Mendyk powiedział, że w miejsce dotychczasowego zapisu przyjęto nową formułę, obejmującą jedynie Wielki Post: "Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w czasie Wielkiego Postu powstrzymywać się od udziału w zabawach".

Jak zaznaczał biskup Marek Mendyk decyzja jest podyktowana faktem, że wielu wiernych coraz częściej organizowało zabawy w piątek. "Dotychczasowy zapis zagubił swoje znaczenie" - przyznał duchowny. Jednocześnie biskup zaznaczył, że osoby, które chcą zachować wstrzemięźliwość w piątek mogą to robić.

Zmianę zaakceptowali biskupi podczas 362 zebrania Konferencji Episkopatu Polski, które dobiega końca w Wieliczce.



Źródło

Dawka śmiertelna i skutki choroby popromiennej

Konto usunięte • 2013-06-23, 14:48
Z dedykacją dla rockface123, o dawce śmiertelnej promieniowania i skutkach choroby popromiennej. Artykuł w 99% zaj🤬y z innych stron. Tej i tej.

zdjęć ludzi napromienowanych niestety nie dam, bo podobny post już jest:

sadistic.pl/hiroszima-i-nagasaki-vt44668.htm

Jak wysoką dawkę promieniowania jesteśmy w stanie przeżyć?

We wrześniu 1987 roku, dwóch mężczyzn włamało się do opuszczonej kliniki medycznej w Goiânia (Brazylia), demontując przyrządy, które ich zdaniem posiadały wartościowe części. Po paru godzinach obaj zaczęli wymiotować. Następnie wystąpiła biegunka oraz zawroty głowy. Nie wiedzieli, że skradzione fragmenty zawierały substancje o wysokiej radioaktywności używane do leczenia pacjentów z nowotworami. Części te kupił handlarz złomem - Devair Ferreira. Zdziwił się widząc w ciemności emitowaną przez nie niebieską łunę. Radioaktywny pył umieścił więc w małym kanistrze w swoim salonie, gdzie zaprosił przyjaciół, aby pochwalić się zdobyczą. Lśniąca substancja, którą później okazał się chlorek cezu, zaintrygowała ich - dotykali jej, rozmazując na swoich ciałach, a resztę zabrali do domów. W ciągu miesiąca, żona kupca, 6-letnia siostrzenica i jego dwoje pracowników, zmarło z powodu ostrego zespołu popromiennego. Całkowita liczba zatrutych osób wyniosła aż 249.



Śmiertelna niebieska poświata (Chris Shinn / Getty)

Dawki promieniowania, podawane w siwertach (Sv), mierzy się uwzględniając jego rodzaj i powierzchnię ciała poddaną ekspozycji. Siwert to wielkość fizyczna odnosząca się do działania promieniowania jonizującego na organizmy żywe. Jest względnie dużą jednostką - u człowieka już po przekroczeniu dawki skutecznej 1 Sv promieniowania gamma dla całego ciała może wystąpić ostry zespół popromienny, mogący prowadzić do zgonu. U wszystkich ofiar śmiertelnych znalezionego chlorku cezu stwierdzono natomiast 4,5- 6 Sv. To bardzo duża porcja, biorąc pod uwagę fakt, że każdego roku przyjmujemy z naturalnych źródeł promieniowania (stanowiących ok. 70% promieniowania na Ziemi) średnio 2,4 milisiwertów, a ze źródeł sztucznych – średnio 1,1 mSv.



Dla porównania, w wyniku katastrofy w Czarnobylu każdy mieszkaniec Polski został narażony średnio na dawkę niespełna 0,3 mSv. Oznacza to, że otrzymaliśmy dodatkowo ok. 1/10 dawki, jaką pochłaniamy rocznie w następstwie naturalnego promieniowania tła i bez porównania mniej niż w wyniku jednego prześwietlenia rentgenowskiego. Dawki otrzymane w efekcie katastrofy przez ludność Europy (największe w Bułgarii - 0,8 mSv) stanowiły zaledwie niewielkie części naturalnych różnic w promieniowaniu tła. Dla Polaka roczny pobyt we Francji (350 mSv w ciągu całego życia z naturalnego tła) jest teoretycznie siedmiokrotnie "groźniejszy" niż rok spędzony w kraju po Czarnobylu. Nawet w okolicach fatalnej elektrowni promieniowanie nie przekracza naturalnego, choć najwyższego w Europie promieniowania tła w Finlandii (500 mSv). Przeciętna długość życia należy w tym kraju do najwyższych na świecie. Do tej pory jedynym potwierdzonym skutkiem katastrofy jest pewien wzrost liczby nowotworów tarczycy u dzieci. Przyczyną pogorszenia się stanu zdrowia ludności (m.in. chorób układu krążenia) na dotkniętych katastrofą obszarach Ukrainy i Białorusi jest najprawdopodobniej obniżenie się poziomu życia i stresy związane z podsycanymi, między innymi przez media, obawami przed skutkami promieniowania. Zrobione swego czasu w Kijowie zdjęcia dzieci bez włosów, rzekomo cierpiących na chorobę popromienną, przedstawiały w rzeczywistości pacjentów z "grzybicą strzygącą powierzchowną", pojawiającą się u dzieci, które żyją w złych warunkach sanitarnych. Jak wynika z raportu Międzynarodowego Instytutu Badań Raka (IARC), Czarnobyl może przynieść łączny wzrost zgonów na raka o dziewięć tysięcy. Raport opracowano, zakładając, że każda, nawet najmniejsza dawka promieniowania zwiększa ryzyko choroby. Jednak według innych teorii dawki poniżej pewnego progu (ok. 1 Sv) nie pociągają za sobą żadnych niekorzystnych skutków. Więcej informacji na temat szkodliwości małych dawek promieniowania (a raczej ich niezbędnego do życia funkcjonowania) znajdziecie w tym poście.



Wartość progowa promieniowania zwiększająca ryzyko śmierci to ok. 2 Sv. Najczęściej śmierć występuje jednak dopiero przy 6 Sv. Wyjątkiem był Devair Ferreira, który przeżył mimo zaobserwowanej u niego dawki 7 siwertów. Nikt nie wie jak to się stało. Jedynym możliwym wytłumaczeniem jest to, że w odróżnieniu do jego żony, spędził on większość czasu poza domem. Dał więc najprawdopodobniej czas swoim komórkom na regenerację uszkodzeń. Zmarł dopiero w 1994 roku z powodu marskości wątroby wywołanej alkoholizmem.

Choroba popromienna



Przyjmuje się, że graniczna dawka napromieniowania, przy której mogą wystąpić objawy choroby popromiennej to ok. 1 siwerta (Sv). Jest to dużo, a naukowcy uspokajają, że nie ma możliwości, aby w wyniku awarii w Japonii, do Europy mogła dostać się ilość substancji radioaktywnych mogąca wywołać nawet setki razy mniejsze skażenie. Tego szczęścia nie mają jednak Japończycy, u których choroba popromienna już zbiera obfite żniwo.

Co to za choroba?

Napromieniowanie to nic innego jak pochłonięcie przez organizm dużej ilości energii promieniowania jonizującego, w wyniku czego dochodzi m.in. do uszkodzenia komórek. Objawy stają się widoczne, gdy uszkodzeniu ulegnie tak duża ilość z nich, że narządy wewnętrzne nie mogą prawidłowo funkcjonować. Mają one jednak różną wrażliwość na promieniowanie. Zwykle w najgorszym położeniu znajdują się komórki szpiku kostnego i przewodu pokarmowego. To one zazwyczaj ulegają uszkodzeniu w pierwszej kolejności.

Jakie są objawy?

Objawy ostrej choroby popromiennej w pierwszym jej etapie to najczęściej nudności, wymioty, bóle i zawroty głowy, dezorientacja, a przy bardzo wysokim napromieniowaniu również krwiste biegunki. Pojawiają się one w różnym czasie po ekspozycji na promieniowanie. Przy niższych dawkach mogą to być dziesiątki godzin, a nawet i dni, przy wysokich – objawy mogą wystąpić już w ciągu godziny. Określenie dawki jest bardzo istotne przy doborze właściwego leczenia choroby.

Jeśli dawka promieniowania nie była wysoka, to po wstępnej fazie objawów, następuje zwykle poprawa. Potem, w różnym czasie następuje jednak tzw. manifestacja objawów narządowych.

Co się dzieje dalej?

Są trzy scenariusze, w zależności od stopnia napromieniowania. Zespół hematologiczny występuje, gdy dochodzi do uszkodzenia komórek macierzystych szpiku kostnego, co dzieje się zwykle po przekroczeniu dawki ok. 1 Sv, natomiast zespół żołądkowo-jelitowy, gdy uszkodzeniu ulegają komórki w kryptach jelitowych występuje po przekroczeniu ok. 6 Sv.

Znacznie gorzej jest gdy organizm zaabsorbuje od 10 do 12 Sv i dojdzie do powstania zespołu naczyniowo-mózgowego. W pierwszym etapie dochodzi tu do uszkodzenia śródbłonka naczyniowego, obrzęku tkanki nerwowej, a przy bardzo dużych dawkach do jej trwałego uszkodzenia.

Choć według szacunków dawka śmiertelna to już 3,5 Sv, przy szybkim podjęciu leczenia udawało się uratować nawet osoby, które otrzymały 7 Sv. Dużą rolę w leczeniu odgrywają też urazy towarzyszące (np. złamania czy urazy brzucha), które pogarszają rokowanie, podobnie jak popromienne uszkodzenie skóry, często towarzyszące i wikłające ostrą chorobę popromienną.

Jak to się leczy?

W pierwszym okresie stosuje się leczenie objawowe, przeciwdziałające nudnościom, wymiotom i biegunkom. Niezbędnym elementem jest jak najszybsze wykonanie badania morfologicznego krwi z rozmazem, które wykaże m.in. wyjściowy poziom limfocytów. Po ich spadku też można szacować, na jaką dawkę promieniowania narażony był organizm i dobrać właściwe leczenie. Zespół hematologiczny leczy się zapobiegając ewentualnym zakażeniom, stosuje się też tzw. czynniki wzrostu stymulujące komórki macierzyste szpiku kostnego.

W przypadku zakażeń, podaje się antybiotyki, niekiedy również ratunkiem jest przetaczanie płytek krwi. Leczenie zespołu żołądkowo-jelitowego polega na dożylnym uzupełnianiu traconych płynów ustrojowych i elektrolitów.W przypadku pojawienia się zespołu naczyniowo-mózgowego wiele już zrobić nie można. Najczęściej opieka medyczna ogranicza się więc do zapewnienia choremu jak największego komfortu w czasie ostatnich dni życia.
Za słaba moim zdaniem na harda wrodzona wada rozwojowa zwana niedomknięciem cewki nerwowej. Pod tekstem dodatkowe 3 zdjęcia:

Xiaowei urodził się z niewielkim guzem przypominającym ogon. Wraz z upływem czasu narośl zaczęła się powiększać. Dziś siedmiomiesięczny chłopiec ma guz długości 10 cm.

Xiaowei cierpi na wrodzoną wadę rozwojową spowodowaną niekompletnym domknięciem cewki nerwowej w czasie rozwoju embrionalnego. Dziecko urodziło się z przepukliną oponową. Z tym syndromem rodzi się o wiele więcej dzieci niż z zespołem Downa i rozszczepem kręgosłupa razem wziętych, jednak ten typ wady w niektórych przypadkach jest niewielki i można go stwierdzić dopiero w czasie szczegółowych badań.

Wady związane z niekompletnym zamknięciem cewy nerwowej to dysrafie. Syndromy te wykształcają się na bardzo wczesnym etapie rozwoju - zanim zarodek osiągnie wiek czterech tygodni. Ich przyczyną jest zwykle niewystarczająca ilość kwasu foliowego w organizmie matki.

Rokowania u dzieci z tego typu wadami zależą od stopnia ich nasilenia. Pod względem intelektualnym chorzy zazwyczaj rozwijają się normalnie, jednak do końca życia cierpią na różnego rodzaju przypadłości neurologiczne. U takich osób obserwuje się również podniesione ryzyko zachorowania na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych.

Komfort życia pacjentów dotkniętych przepukliną oponową można podnosić poprzez zabiegi chirurgiczne zmniejszające narośl. Z powodu problemów neurologicznych zwykle konieczna jest również rehabilitacja ruchowa.

Tej tragedii prawdopodobnie można było uniknąć. Szacuje się, że regularne przyjmowanie preparatów z kwasem foliowym przed zajściem w ciążę oraz w jej pierwszym trymestrze zmniejsza ryzyko wystąpienia tego typu wad aż o 70%! "Program pierwotnej profilaktyki wad cewy nerwowej" prowadzony w Polsce od 1997 roku ma na celu nakłonienie wszystkich kobiet w wieku rozrodczym, które potencjalnie mogą zajść w ciążę, do regularnego przyjmowania kwasu foliowego.







Źródło

Monopolowy w Dagestanie

evilmatt2013-06-23, 20:59
Islamscy bojownicy okazują swoje niezadowolenie ze sprzedaży alkoholu na tym terenie.