Maj 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31
Czerwiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
Lipiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31

Angry Joe - Prezentacja Xbox One

Konto usunięte • 2013-06-07, 8:54
Jeden z bardziej popularnych amerykańskich recenzentów internetowych o gali Microsoftu. Filmik został wrzucony na youtube od razu po konferencji, ale dopiero niedawno doczekał sie polskich napisów.


Bar

Konto usunięte • 2013-06-07, 21:20
Wchodzi Litwin do baru i mówi
- Poproszę kieliszek wódki

Ale to nie bar! To więzienie dla jeńców wojennych!

I Wilno znów Polskie.

Odchudzanie na pełnej k🤬ie

BongMan2013-06-07, 19:04
Jak trzeba mieć naj🤬e we łbie?

Cytat:


Dwudziestolatka z warszawskiej Pragi zmarła po kuracji dinitrofenolem (DNP) - śmiertelną trucizną - który zażywała, by schudnąć. Preparat kupiła przez internet, bo z jego dostępnością nie ma problemów, a fora kulturystyczne pełne są rad, jak go zażywać. - Przy gw🤬townym spalaniu tłuszczu wytwarza się tak duża ilość ciepła, że organizm zaczyna się gotować - mówi prof. Zbigniew Fijałek.
- Córka zaczęła się źle czuć, brakowało jej powietrza i ciągle wychodziła z niej woda - mówi o ostatnich dniach przed śmiercią dwudziestolatki jej matka. - To wyglądało strasznie. Woda z niej parowała tak, jakby ktoś gdzieś żelazkiem dotykał. Bardzo się pociła, a przy tym nie mogła oddychać i czuła, że się dusi. To trwało kilka dni - dodaje matka, która zwróciła się do radia TOK FM z apelem, by ostrzec przed zażywaniem kapsułek z DNP. - Córka nie przyznała się, co brała. W szpitalu była jeden dzień. Poszła wieczorem, a nad ranem, 17 maja, zmarła. Zdrowa, normalna dziewczyna - podkreśla matka.

Nie wiedzieliśmy, co bierze. A ona mówiła, że wie, jak te leki stosować

Nie wiadomo, skąd u dwudziestolatki wzięła się obsesja odchudzania. Z relacji rodziny i przyjaciół wynika, że nie miała problemów z nadwagą, była wręcz szczupła. A mimo to stale się odchudzała.

- Nie mieliśmy pojęcia, co bierze. Twierdziła, że jakieś leki na kręgosłup, bo miała wcześniej kontuzje - wspomina jedna z przyjaciółek zmarłej dziewczyny. - Mówiła mi, że objawy po tych lekach są takie, że się poci, ma gorączkę, pije dużo wody, ale twierdziła, że wie, jak je stosować, bo brała te tabletki wcześniej - dodaje. O tym, że stan dwudziestolatki się pogarsza, znajomi dowiadywali się z SMS-ów. Pisała w nich: "Coś jest nie tak, temperatura mi skacze do 40 stopni", "Chyba nie dojadę do szpitala, padnę gdzieś po drodze", "W kółko mi gorąco, brakuje mi powietrza".

Dinitrofenol? To silny środek chemiczny, ale nie do spożycia! Specjalista jest przerażony

Dinitrofenol jest używany w przemyśle chemicznym (do produkcji barwników czy herbicydów), ale nie nadaje się do spożycia. - Ma szerokie zastosowanie, ale nie w medycynie. To, co może kusić: rzeczywiście błyskawicznie spala tłuszcz - mówi prof. Zbigniew Fijałek, dyrektor Narodowego Instytutu Leków. Tym, że ktoś zażywa DNP, jest przerażony. - Jeżeli zaczynamy bardzo gw🤬townie spalać tłuszcz, to wytwarza się bardzo duża ilość ciepła. Jeśli tego ciepła nie możemy odprowadzić, to się po prostu gotujemy - opisuje działanie DNP prof. Fijałek. - Toksycznie działanie dinitrofenolu wzrasta wraz z dawką. Skuteczne są tylko dawki na granicy śmiertelnych - przestrzega specjalista.

Przesyłkę z 50 tabletkami po 100 mg dostarczył kurier. 9 dni przed śmiercią

- Sprawą śmierci kobiety, do której doszło w wyniku zażycia substancji o nazwie dinitrofenol i nielegalnego handlu DNP, zajmują się już warszawscy śledczy - potwierdza zapewnia prokurator Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury okręgowej. Dinitrofenol został użyty jako środek o działaniu odchudzającym - potwierdza pierwsze ustalenia śledztwa prokurator. - Bezpośrednią przyczyną była niewydolność krążeniowo-oddechowa, ale zarządziliśmy dodatkowe badania toksykologiczne - dodaje.

Na wyniki tych badań trzeba jeszcze czekać. Prokuratorzy jako dowód w sprawie zabezpieczyli też pigułki, które dziewczyna zażywała przed śmiercią.

Jak wynika z ustaleń śledztwa, kupiła je 8 maja tego roku. Przesyłkę z opakowaniem 50 tabletek po 100 mg dostarczył kurier od anonimowego nadawcy. Przez kolejnych 8-9 dni dwudziestolatka połknęła aż 40 pigułek. 16 maja trafiła do szpitala na warszawskiej Pradze, ale lekarze niewiele mogli zrobić. O tym, co zażywała dwudziestolatka, lekarze dowiedzieli się podczas ostatniej próby reanimacji, kiedy przejrzeli jej rzeczy osobiste.

"DNP burner" - przez internet bez problemu

Internetowe fora kulturystyczne są pełne informacji i ostrzeżeń o działaniu DNP. Użytkownicy wymieniają się też radami, jak tę substancję stosować: "dawka ma być taka, aby było grzanie organizmu, jeden czuje przy 200 mg, a drugi przy 600" - czytamy.

Kto tą substancją handluje nie wiadomo. Ale preparat w kapsułkach można bez problemu kupić przez internet. Zamówienie złożone e-mailem, żadnych nazwisk, żadnych telefonów; kurier dostarcza przesyłkę pod wskazany adres, płaci się przy odbiorze. Koszt z przesyłką to około 160 zł za opakowanie.

Na opakowaniu zachęta dla odchudzających się: DNP burner.

Za handel substancjami niedopuszczonymi do użycia jako preparaty farmaceutyczne grozi do dwóch lata więzienia. A za nieumyślne spowodowanie śmierci - do 5 lat.

Przez rok - 60 przypadków śmierci po stosowaniu DNP

- To po prostu przerażające, że tego typu środki są używane przez młodych ludzi, a szczególnie młode kobiety jako preparaty na odchudzanie - podkreśla prof. Zbigniew Fijałek. - To igranie ze śmiercią - przestrzega. - DNP całkowicie zaburza metabolizm na poziomie komórkowym. Organizm głupieje. Zaczyna niesamowicie spalać wszystko co ma, a to prowadzi do bardzo silnego przegrzania organizmu. DNP powoduje uszkodzenia narządów wewnętrznych, udar mózgu, a przy dłuższym stosowaniu może prowadzić do powstawania nowotworów - wylicza skutki toksycznej diety prof. Zbigniew Fijałek. - Jeżeli zażywa to osoba drobna lub chuda, to szybciej odczuje te poważne działania niepożądane. To dlatego, że organizm takiego człowieka nie ma co spalać i spala własne tkanki, czym doprowadza do silnych uszkodzeń - wyjaśnia naukowiec.

Tylko w minionym roku na świecie odnotowano 60 przypadków śmierci po zażyciu pigułek na odchudzanie z DNP. Ostatni opisywały brytyjskie media w kwietniu po śmierci Sarah Houston, 23-letniej studentki medycyny. Preparat w medycynie próbowano stosować 80 lat temu. Lek został jednak wycofany z rynku, gdy lekarze uznali, że jest zbyt niebezpieczny dla ludzi.


tokfm.pl/Tokfm/1,103085,14054174,20_latka_zmarla_po_zazyciu_toksyczneg...

Stary dowcip o Michniku

krakowiak692013-06-07, 21:09
Przychodzi Michnik do rabina i mówi: „Rebe, mam problem..”

- Jaki? - pyta świątobliwy mąż

- Wygrałem milion w Totka i nie wiem co z tym zrobić...

Rabin pomyślał, pomyślał – i powiedział:

- Ty weź ten milion i Ty go wpłać do PKO!

- Ależ rebe! - zawołał przerażony – Przecież to PKO to podejrzana instytucja!

- Co za podejrzana, co za podejrzana?!? Za PKO ręczy PRL!

- Ale-ż rebe! Sam wiesz, że to państwo może się w każdej chwili rozwalić!

- Co Ty mnie wygadujesz: za PRL stoi Związek Sowiecki!

- Rebe! Przecież to kolos na glinianych nogach! A jak i on zbankrutuje?

- Za Związkiem Sowieckim stoi cały obóz socjalizmu!

- Rebe!!! Przecież chyba wiesz, że ten socjalizm to wymyślili jacyś – nasi, niestety – myszygene kopfen! To musi zbankrutować!

-Oj Szechter, ty głupi! Jak upadnie PRL, ZSRR i zbankrutuje cały socjalizm – to Ty będziesz żałował głupiego miliona złotych?!?
Loa loa – gatunek pasożytniczego nicienia występujący w Afryce Zachodniej i Środkowej. Żywicielem ostatecznym jest człowiek (u którego wywołuje loajozę), zaś wektorem muchówki z rodzaju Chrysops (Chrysops silacea i Chrysops dimidiata)



Opis:

Dorosłe osobniki to nitkowate zwierzęta. Samice mają długość 40–70 mm i średnicę 0,5 mm, zaś samce mierzą 30–34 mm przy średnicy 0,35-0,43 mm. Mikrofilarie mierzą 250–300 μm przy średnicy 6–8 μm.

Cykl życiowy:

Podczas odżywiania się krwią zakażona Loa loa muchówka zwraca część krwi, wraz z larwami w stadium L3 na skórę człowieka. Larwy aktywnie przez nią wnikają do tkanki podskórnej, gdzie dojrzewają. Dorosłe osobniki rozmnażając się produkują mikrofilarie, które można znaleźć we krwi, płynie mózgowo-rdzeniowym, moczu, ślinie oraz w płucach. Gdy zakażony człowiek zostanie ukąszony przez ślepaka, mikrofilarie przedostają się do przewodu pokarmowego owada, tracą osłonkę i przez układ krwionośny docierają do jego mięśni szyi, gdzie przechodzą kolejne stadia larwalne od L1 do L3.

Wiecie co robić z pasożytami ? To samo co z komunistami.. Tępić, tępić i jeszcze raz tępić to ścierwo..



..

Mariusz Max Kolonko jednak nie mówi jak jest?

Konto usunięte • 2013-06-07, 20:21
Większość sadoli ma tutaj ogromny szacunek do Maxa Kolonko, sięgający niemal jakiejś armii jego wyznawców. Jak się okazuje, ostatni film Pana Maxa ("GOTCHA JOURNALISM po polsku") jednak zweryfikował trochę jego "prawdomówność" w ramach zwykłego populizmu, o który już wcześniej wiele osób go podejrzewało.




Słowa o prof. Pawłowicz nie do końca trafne, a rzekome "fakty" mocno naciągane:



Kilka rzeczy w tej krytyce też jest nie do końca trafnych, czy profesjonalnych, natomiast mimo wszystko Kolonko wypowiadając się na tematy polskie powinien trochę więcej uwagi poświęcić detalom, a nie szukać taniej sensacji. Polecam przeczytać cały artykuł:
natemat.pl/63983,gacie-journalism-mariusz-max-kolonko-bredzi-a-nie-mowi-jak-jest

Tymczasem w świecie bogatych...

Konto usunięte • 2013-06-07, 16:53


Nie wiem jak wy, ale ile razy czytam tego typu historie to mam wrażenie, że coś mnie omija w życiu...

Dla większości ludzi umieszczenie w pierwszej setce listy najbogatszych "Forbesa" to powód do zadowolenia. Jednak nie dla pewnego Saudyjczyka, który poczuł się urażony "zaniżeniem" wartości jego majątku. Miejsce w trzeciej dziesiątce to dla niego ujma, więc Saudyjczyk poszedł z tą sprawą do sądu.

Jak donosi brytyjski "Guardian", saudyjski książę Alwalid bin Talal dochodzi sprawiedliwości przed sądem w Londynie, zarzucając magazynowi "Forbes", że zaniżył wycenę jego majątku. Książę należy do saudyjskiej rodziny królewskiej i należy do najpotężniejszych ludzi na Bliskim Wschodzie.

Saudyjczyk znalazł się na liście "Forbesa" "zaledwie" na 26. miejscu i dopatruje się w tym ukrytych zamiarów. Twierdzi, że gazeta jest uprzedzona do saudyjskich biznesmenów. Książę uważa, że jest "wart" prawie 30 miliardów amerykańskich dolarów, a nie 20 miliardów, jak wynikałoby z listy "Forbesa". Gdyby przyjąć wycenę Saudyjczyka, to należy mu się miejsce w pierwszej dziesiątce najbogatszych Ziemian.

Majątek księcia to m.in. duże pakiety akcji takich firm jak Twitter, Apple, czy koncern News Corporation Ruperta Murdocha. Także ekskluzywny londyński hotel Savoy należy do jednej z firm Saudyjczyka.

Jak podaje "Guardian", główny doradca finansowy księcia wysłał do "Forbesa" serię listów starając się nakłonić amerykańskich dziennikarzy do zmiany zdania. W jednym z listów stwierdził, że rzekome niedoszacowanie majątku księcia "jest uderzające w obliczu poprawiających się relacji Stanów Zjednoczonych i Arabii Saudyjskiej. 'Forbes' poniża Królestwo Arabii Saudyjskiej i wymierza policzek rozwojowi oraz modernizacji".

"Forbes" obstaje przy swojej wycenie majątku księcia i wyraża "zdziwienie" skierowaniem przez niego sprawy do sądu. Według odpowiedzialnego za listę Kerry'ego Dolana, wyceny majątku przedstawiane przez księcia są zupełnie nierzetelne i dopasowywane do potrzeb listy "Forbesa". - Nikt inny nie stara się tak bardzo na nas wpływać - twierdzi dziennikarz.

Saudyjczyk miał między innymi wysyłać do redakcji "Forbesa" okładki takich magazynów jak "Vanity Fair" czy "Time" z wstawioną swoją twarzą. - Gdy w 2006 roku wyceniliśmy go na siedem miliardów mniej niż on sam siebie wyceniał, to zadzwonił do mnie następnego dnia po publikacji niemal z płaczem - twierdzi Amerykanin.


Pałac księcia

Dolan opisuje przy tym skrajne uwielbienie dla siebie i bogactwa, które przejawia książę. Saudyjczyk ma żyć w "absurdalnym przepychu" marmurowych pałaców, których ściany są wypełnione jego własnymi portretami. Ma też na przykład swojego Boeinga 747 "Jumbo Jeta" wzorowanego na Air Force One prezydenta USA, z tą różnicą, że w jego samolocie jest tron.


Tron w Boeingu 747 księcia

BONUS:


A oto jego córka. Tak dla Waszej rozrywki wstawiam

PRISM - czyli jak agencje rządowe USA zdobywają TWOJE dane

Konto usunięte • 2013-06-07, 15:44
The Washington Post dorwało się do ściśle tajnych informacji o prowadzonym przez amerykańską Agencję Bezpieczeństwa Narodowego programie PRISM - sposobie na zbieranie danych na temat użytkowników usług należących m.in. do Microsoftu, Google, Apple i Facebooka.
Według informacji zebranych przez The Washington Post Agencja Bezpieczeństwa Narodowego i FBI mają bezpośredni dostęp do serwerów, na których znajdują się dane użytkowników Yahoo, Facebooka, Skype'a, AOL, PalTalka, YouTube'a i innych usług należących do Microsoftu, Google, czy Apple. Podobno zbierane są w ten sposób informacje m.in. na temat prowadzonych przez nas rozmów (w formie audio i wideo), wysyłanych zdjęć, dokumentów i historii logowań.

Informacje Washington Post opierają się na 41 slajdach prezentacji szkoleniowej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Podobno zweryfikowano jej autentyczność, ale przedstawiciele wymienionych firm - oczywiście - zaprzeczają i zapewniają, że nikt dostępu do ich serwerów nie ma, a oni muszą zobaczyć nakazy sądowe, żeby podzielić się jakimikolwiek danymi na temat swoich użytkowników ("Nigdy nie słyszeliśmy o PRISM", jak powiedział rzecznik prasowy Apple). W swoich oświadczeniach zaprzeczają jednak głównie temu, jakoby ktoś miał wstęp na ich serwery.

Problem w tym, że slajdy prezentacji są bardzo niekonkretne w opisie procedury, która charakteryzuje PRISM. W innym ściśle tajnym dokumencie opisano bowiem działanie systemu jako zbieranie danych z serwerów przez konkretną osobę, która wysyła je później do odopowiedniego sprzętu zamontowanego na terenie siedziby określonej firmy. Znaczy to tyle, że ktoś ma pozwolenie na zbieranie informacji i przekazywanie ich w ręce chociażby FBI, ale FBI nie może wziąć ich sobie samo. Zgrywa się to zgrabnie z komentarzami przedstawicieli koncernów, którzy stwierdzili na przykład, że: "Jeżeli to robią, to robią to bez naszej wiedzy".

Podobno zbieranie informacji na nasz temat odbywa się we współpracy ze wspomnianymi firmami, ale wszystkie (i nic dziwnego) zaprzeczają. Wydane przez nie oświadczenia wyglądają jednak trochę dziwnie, kiedy zestawi się je ze slajdem zawierającym daty ich dołączenia do programu. Jako pierwszy, już w 2007 roku, podobno jako wolontariusz, zgłosił się do niego Microsoft (który, swoją drogą, prowadzi aktualnie kampanię reklamową głoszącą: "Twoja prywatność jest naszym priorytetem"), dwa lata później dołączyło Google. Najnowszym nabytkiem kosztującej 20 milionów dolarów rocznie operacji jest Apple - dołączyło dopiero w październiku 2012.

Jeżeli wszystko to okaże się prawdą, to najgorsze jest to, że program dotyczy całego świata... poza granicami Stanów Zjednoczonych. Chociaż PRISM powstało na gruzach projektów George'a Busha dających służbom specjalnym możliwość zbierania informacji na temat obywateli bez posiadania nakazu sądowego, to w przeciwieństwie do odrzuconych w kongresie aktów prawnych, dotyczy tylko i wyłącznie "nas" i prawdopodobnie dlatego nikt nie widział w nim problemu.

Oczywiście chęć do monitorowania działalności obcokrajowców jest zrozumiała, jeśli się weźmie pod uwagę wyłącznie interes USA. Tyle że jeżeli PRISM rzeczywiście działa i ma się dobrze, to większość ruchu, który generujemy w sieci, już od dawna trafia do rąk amerykańskiego rządu - bez zgody ani obywateli, ani rządów poszczególnych państw. Wszystkie wielkie firmy mają serwery w Stanach, a sposób działania PRISM regulowany jest tak, by nie zbierać danych na temat ani jednego obywatela Stanów Zjednoczonych. Jeśli więc sprawa się potwierdzi, będziemy mieli do czynienia z wielkim skandalem międzynarodowym.

James R. Clapper, dyrektor wywiadu, stwierdził w czwartkowym oświadczeniu, że dane zbierane za pomocą PRISM są: "jednymi z najważniejszych i najbardziej wartościowych danych na temat zagranicy, jakie zbieramy, i służą do chronienia naszego narodu przed rozmaitymi zagrożeniami. Nieautoryzowane dzielenie się informacjami na temat tego całkowicie legalnego programu jest karygodne i stanowi ryzyko dla bezpieczeństwa Amerykanów".

Faktycznie, stanowi. O ile bowiem możemy współczuć Chińczykom, że wiele najpopularniejszych serwisów internetowych na świecie u nich nie działa, to działanie rządu USA nie wydaje się dużo lepsze. Jak uważacie: czy takie stawianie się w roli Wielkiego Brata jest w porządku?



Zaj🤬e z cdaction.pl