Wysłany:
2011-05-02, 18:28
, ID:
665195
Zgłoś
Zresztą rozwój gospodarczy na początku XX wieku, to nie zasługa niskiego podatku, a rozwój maszyn i produkcji (Henry Ford więcej napędził amerykańską gospodarkę niż niski podatek), wykorzystanie na skale przemysłową elektryczności... Chyba nie zdajesz sobie sprawy jak Polska przez I WŚ, była bogata i stabilna gospodarczo (nie tak rozwinięta jak stany może). To czasy kiedy stal i maszyny weszły impetem w życie tak jak dziś są czasy kryzysu, tak wtedy dzięki potrzebie produkowania maszyn, były to czasy prosperity i kto się wtedy nie bogacił zostawał z tyłu. Niski podatek może i nieco sprzyjał, ale z pewnością nie był motorem gospodarki.
A w stanach to nie jest tak, że jest podatek stanowy i federalny (i ten stanowy faktycznie jest niski, a były czasy, że niektóre stany miały zerową stawkę podatku lub poniżej 1%).
Eeee...
No tak podatki, a co z prywatyzacją w tych gospodarkach?
Służba zdrowia, szkolnictwo, pomoc socjalna, administracja, infrastruktura... to nie są prywatne instytucje, skomercjalizowane (nie w pełnym zakresie).
Doskonale rozumiem, że obniżenie podatków i zwiększenie w ten sposób możliwości inwestycyjnych przedsiębiorstw, ma sens i dobry wpływ na gospodarkę. Tego nie kwestionuję.
Tylko powtarzam Ci po raz kolejny, obniżenie podatków i wszechobecna prywatyzacja, to właśnie plan na krótką metę. Bo kasa z prywatyzacji to małe źródełko i nie wiadomo czy pokryje to chociaż niezbędne reformy, a co dopiero bieżące potrzeby.
Po raz kolejny powtarzam, że fajnie się mówi o kasie z prywatyzacji, ale zrozum, że ta kasa nie jest pewna i nie może być bazą budżetu, a już tym bardziej źródłem budżetów na reformy.
Obniżenie podatków owszem (głównie dla przedsiębiorstw), częściowa prywatyzacja i komercjalizacja również.
Ale nie na taką skalę jak proponuje JKM, jego plan jest utopijny, bo zakłada tylko jedną wersję "musi się udać" i nie ma tak naprawdę zielonego pojęcia ile jest państwo wyciągnąć z jakiejkolwiek prywatyzacji (a opiera swoje plany na kasie z prywatyzacji) i w jakim czasie prywatyzacja może przynosić zyski. Przyjął sobie na podstawie kilku badań i teorii, że tak musi być, zapomina jednak, że Polska po wojnie i komunie wciąż jest zapóźnione infrastrukturalnie i nikt kosztów gonienia europy nam nie zwróci.
Chce radykalnie odciąć państwo od znacznych wpływów (podatków, akcyz, subsydiów itp. itd.), przy tym przeprowadzić radykalne reformy (kosztowne - tylko kto ma za to zapłacić), zwiększyć wydatki na armie (kolejne koszta), nie przewiduje przy tym kredytów ani deficytu budżetowego, a koszta te chce przerzucić na wpływy z prywatyzacji.
Wszystko fajnie, program w którym każdy znajdzie coś dla siebie (a nawet sporo), tylko niech w końcu powie jaką on sobie kasę z prywatyzacji wyobraża (rocznie ile i jakie ma na to gwarancje) i na co ona rzekomo pójdzie. Bo to w teorii wielu osobom może wydawać się proste i piękne, ale tego od tak nie da się wprowadzić w życie w Polskich warunkach i w tym jest problem.
Prywatyzacja nie jest panaceum i podstawą budżetu, co jak sobie JKM, założy budżet jakiś i 1/4 kasy nie wpłynie bo kolejki po publiczne mienie będą walić jak ostatnio po stocznie? Wyprzedaż mienia i prywatyzacja, mogą potrwać i 20 i 30 lat, przynosząc rocznie niewielkie wpływy, co w tym czasie z podatkami, akcyzami, wydatkami na administrację, przeprowadzaniem reform, prywatyzowaniem szkół, likwidacją ZUSu? A co jak w ogóle nie będzie popytu na prywatyzację?
Widzisz, pewnych rzeczy plan JKM nie zakłada i jest zbyt radykalny, żeby wszytko poszło tak idealnie jak jemu się wydaje. Jest nierealny i utopijny przez to, a jego bezskuteczne wprowadzanie może trwać i 40 lat, nie daje żadnych gwarancji powodzenia w określonym czasie.