Wysłany:
2015-10-05, 16:45
, ID:
4222543
1
Zgłoś
Ostatnio byłem na wakacjach z rodzinką, po drodze zatrzymywaliśmy się w Toruniu pozwiedzać i na nocleg, musieliśmy zabrać ze sobą nasze psy, bo nie miałby się nimi kto opiekować. Sprawdziłem przepisy, skonsultowałem się z punktem informacyjnym w mieście i oto co uzgodniłem:
KAŻDY pies MUSI być na smyczy
rasy uznane za AGRESYWNE (wykaz jest do znalezienia w internecie) MUSZĄ być wyprowadzane dodatkowo w kagańcu.
Moje psy to dwie suczki husky, kagańca mieć nie muszą, nikogo w życiu nie zaatakowały ale i tak przy innych ludziach trzymam je krótko, przy nodze, jeśli ktoś wykaże zainteresowanie to owszem, popuszczam im smycz, zwłaszcza jak byłem w Ciechocinku - widać było, że te schorowane starsze osoby czuły radość w kontakcie z psem, który również był zadowolony, że się go głaszcze.
Myślę, że zdrowo-rozsądkowa jest tu zasada ograniczonego zaufania, jak na drodze. Mogę znać swojego psa tyle lat, ale na zapach/widok jednej osoby może mu odbić, to jest natura, a tej nie idzie do końca okiełznać. Z drugiej strony skąd mogę wiedzieć, że akurat osoba, która nadchodzi nie jest jakimś psycholem i nie dźgnie mi czymś ukochanego zwierzaka.
Ale najgorsze są babcie z "psami" (wg mnie psem nie można nazywać czegoś, co podskakuje przy szczekaniu), które biegają luźno. Moje psy są zabawowe, ale jak im coś nie spasuje to zaraz to pokażą i obsztorcują intruza. A potem jest "ło jezusie, zabierz pan te wilki bo mi Pączusia zagryzą!" Ale to Pani nie ma psa na smyczy i co teraz, ja mam uciekać od tego szczura?
Do wszystkiego moim zdaniem należy podchodzić z odpowiednią dozą myślenia.
Nie dajmy się zwariować.