Standard. We Wrocławiu, w czasie tzw. "Wielkiej rewolucji telefonicznej" takie akcje były na prządku dziennym.
Na mojej dzielnicy, telefony pojawiły się bardzo późno - Dopiero ok. 1995 roku (brzmi absurdalnie, a jednak).
Instytucjom jak i nowym użytkownikom prywatnym przydzielano numery telefonu jak leci.
Tak więc TEN SAM NUMER, ale:
- z końcówką "0" był moim numerem
- z końcówką "1" był do przychodni dla dzieci,
- z końcówką "8" był do klasztoru sióstr Elżbietanek
Codziennie k🤬a od 6 rano rozdzwaniał się telefon z pytaniem, czy to rejestracja. Moja mama do czasu miała niezły ubaw, słuchając jak ludzie wywalają całą historię choroby, zamiast najpierw spytać gdzie się dodzwonili.
Następnie po godzinie 10 rano, do ok. 18 dzwoniły siostry zakonne, ich rodziny i księża, nie dający sobie tłumaczyć, że 8 jest koło zera i źle wciskają, a siostry przełożonej k🤬a NIE MA i nie będzie.
Sprawę załatwił definitywnie mój młodszy brat, który miał wtedy bodajże 5 czy 6 lat. Dopiero zaczynał rozumieć znaczenie pewnych słów. Jak ktoś dzwonił i pytał o np. rejestrację, mama zawsze odpowiadała "To mieszkanie prywatne". Brat chciał też zabłysnąć, bo chciał się poczuć taki "Dorosły".
K (ktoś) B (brat)
K- Dzień dobry. Czy to zakon sióstr Elżbietanek?
B- Nie.
K- A gdzie się dodzwoniłam?
B- Do domu PUBLICZNEGO
Telefon - Piiii Piiii Piiii
Długo trzeba było młodemu tłumaczyć, że mieszkanie prywatne to coś innego niż dom publiczny

Ale załatwił chłopak sprawę definitywnie. Przynajmniej siostry się odp🤬liły.
Po aferze, bo jak mówiłem bawiło to "do czasu", dowiedzieliśmy się, że na nowy numer możemy czekać kolejne 2-3 lata, bo teraz nie ma wolnych. Na szczęście przyszła telefonia na literkę "D" i zmieniliśmy numer bez gadania.
Z "D" były znowu inne problemy. Była to nowa sieć i cały czas p🤬liły im się podłączenia w skrzynkach. Bywało tak, że przez klika dni pół kamienicy miało spięte ze sobą numery telefonu. Ktoś dzwonił do nas, a odzywały się telefony u połowy sąsiadów. Podnosiło się słuchawkę, i można było pobawić się w szpiega.
Przej🤬e mieli też znajomi ulice obok.
Oni akurat po wielu staraniach (chyba z 5 lat!!!!) dostali upragniony telefon. Z tym, że był to numer po... podstacji pogotowia ratunkowego. O 2-3 w nocy dostawali telefony pod tytułem "Ratunku, przyjeżdżajcie bo ojciec ma zawał" . Musieli co noc wyłączać telefon, by by nie spali w ogóle.
Telefony stacjonarne swoją drogą. Na mój pierwszy numer komórkowy w sieci "ERA" dzwonił często komornik, z zapytaniem gdzie się ukrywam i kiedy zacznę spłacać dług. Miałem wtedy z 16 lat. W niczym nie chciał się dać przekonać, że rozmawia z kimś innym, niż chce. Jaja k🤬a, jaja.