Wysłany:
2016-11-21, 22:45
, ID:
4759835
1
Zgłoś
eligurf -> częściowo masz rację, ale jeśli chodzi o kryzys w krajach zachodnich to jest on dość poważny. Owszem, ich gospodarka ma się jeszcze całkiem nieźle, ale to trochę tak jakbyś miał dobrą pracę i jakieś oszczędności, ale od tygodnia intensywnie pada i nie zamierza przestać. Za oszczędności stawiasz wały, ale wiesz dobrze, że jeśli będzie padać dalej to zaraz zaleje zarówno Twój dom jak i firmę, w której pracujesz. Polska z kolei to taki trochę ubogi rolnik, który zawczasu przewidział, że tylko jego grunt daje mu stabilność, więc kupił sobie ziemię na wyżynie. Powódź dla Polski nie jest jakimś wielkim zagrożeniem, gorzej z mieszkańcami zatopionych terenów, którzy będą szukać oazy i pożywienia, a jak nie znajdą go sami, to wezmą siłą.
Warto obserwować politykę zagraniczną nie tylko na poziomie medialnym, ale po prostu jeśli chodzi o działania podejmowane przez rządy. Nie trzeba być politologiem, żeby zaobserwować, że trwają przygotowania do wojny. No może, że to zupełny przypadek, że większość krajów Europy w ostatnich latach mocno zwiększyła wydatki na obronę. I choć tego nie widać w oficjalnym budżecie na wojsko, to jednak budżet się zwiększył. Coraz więcej wydaje się na rezerwy żywności, wspiera się innowacyjne projekty pod warunkiem zakazu sprzedaży ich patentu zagranicę, a nawet z klauzulą utajenia rozwiązań technicznych, budując drogi tworzy się nieuzasadnione ekonomicznie, ale strategiczne punkty, których zniszczenie odetnie możliwość poruszania się drogą lądową. No może, że autostrady na kilkumetrowym wzniesieniu, o pochyleniu nasypu niemożliwym do pokonania przez jakikolwiek pojazd czy osobę pieszą bez odpowiedniego sprzętu robi się po to żeby nie tworzyć pochylenia na odcinku kilku kilometrów.
I wcale nie cieszy mnie to, że idea lewicowej Unii się sypie. Unia Europejska z założenia jest spoko, o ile dotyczy ułatwień w międzynarodowym handlu, wzajemnego wsparcia w kryzysowych sytuacjach (a nie regularnego transferu pieniędzy), ułatwień w przekraczaniu granic itp. Jednak wolałbym, żeby to była współpraca na zasadzie zakupów grupowych czy operacji win-win, a nie kombinowania jak tu się wzajemnie wykorzystać w maksymalnym stopniu, bo do tego to się obecnie sprowadziło.
UE ma sens jeśli chodzi o kwestie jednakowe lub dla różnych krajów członkowskich. Bo zamiast wykonywać kontrolę jakości towaru sprowadzanego z Chin czy USA przez każdy kraj z osobna, łatwiej i taniej będzie przeprowadzić ją raz pod kątem wszystkich wymogów stawianych przez różne kraje. Jednak ktoś "mądry" stwierdził, że lepiej opracować wspólne wymagania zamiast wspólnej realizacji. I tym sposobem gdy Niemcy chcą jeść proste banany, to my też musimy. I nie za bardzo mamy możliwość dyskusji, bo 'jesteśmy we wspólnocie', podczas gdy my chcemy tylko by te banany były smaczne i w miarę tanie.