maciekawski napisał/a:
Musisz się wyżyć, nie? Nie było WFu w szkole?
Dziś był, był.
maciekawski napisał/a:
Zrozum, że jeśli prawo jest spisane, i jest na tyle dobre, że nie trzeba go zmieniać, to na c🤬j to robić?
Np. by wywalić zasadę która odbiera kontrolę sprzedawcy nad towerem który wystawił na półkę?
maciekawski napisał/a:
Myślisz, że to jest 5 minut, tak jak napisanie twojego idiotycznego komentarza? To jest złożony proces, którego ty najwidoczniej nie umiesz sobie wyobrazić.
Dobre liberalne prawo można złożyć w jeden wieczór.
To że prawo zajmuje objętościowo tyle co 10 encyklopedii powszechnych nie oznacza że jest tak wielkie i bogate w mądrości...
maciekawski napisał/a:
Prosiłbym Cię, żebyś jeszcze raz przestudiował uważnie całą sytuację, nawet ze swojego punktu widzenia, i dostrzegł to, że działania ekspedientki (i ogólnie sklepu) jest niezgodne z prawem.
Jak mówiłem. Chore prawo.
Poszedłbym do innego sklepu, to ona traci klienta na co najmniej tydzień zakupowego focha.
maciekawski napisał/a:
Bo o to tu chodzi, a nie że nie sprzedali mi piwa. Jak masz jeszcze jakieś obiekcje, to sorka, ale
Jak na mój gust to tu właśnie o to chodzi...
Ktoś ci czegoś nie sprzedał to się próbujesz popisać widzą nt. jakiś stricte faszystowskich przepisów i że niby jesteś fajny dzięki temu...
bloodstained napisał/a:
@Arashel... w kolejnym temacie wypisujesz totalne brednie.
Gdybym tylko ja twoje, wasze błędy zliczał...
bloodstained napisał/a:
Właśnie dlatego, że sprzedawca ma prawo własności do własnego towaru to postanawia go wystawić na półkę i sprzedać. I to się nazywa w tym przypadku ofertą, czyli chęcią zawarcia umowy (lub oświadczeniem woli będąc już całkiem precyzyjnym) - w tym przypadku umowy sprzedaży i sam sprzedawca w momencie wystawienia towaru na półkę i otwarcia sklepu dla wszystkich się nią wiąże. W chwili kiedy druga strona decyduje się na zakup towaru to pozostaje tylko wypełnić postanowienia umowy - sprzedawca wydaje towar, a kupujący płaci umówioną cenę. Jeśli sprzedawca tego nie czyni to jest nierzetelnym oszustem - działa w złej wierze, ponieważ najpierw oświadcza gotowość do zawarcia umowy, przystępuje do niej, a później się z niej nie wywiązuje - i jakby nie patrzeć to takie zachowanie należy piętnować i właśnie ta zła wiara jest karana przez kodeks wykroczeń.
Szkoda tylko że nie jesteś w stanie zrozumieć że właścicielem towaru jest do momentu podpisania umowy.
Do tego czasu logicznym jest że ma prawo zrobić z nim co mu się podoba, czyli m.in. przerwać dokonywanie zakupu/podpisywanie umowy.
bloodstained napisał/a:
Ale ten sam kodeks wykroczeń nie ma takiej mocy, żeby przenieść własność - czyli dalej nikt sprzedawcy własności pozbawić nie może i nawet po nałożeniu grzywny jak się zaprze to rzeczy wydawać nie musi.
W takim razie po co tworzyć zapis prawny skoro nie ma on żadnego sensu...?
bloodstained napisał/a:
I nie p🤬l mi tu głodnych kawałków, że na świecie tak nie ma - to jest podstawa kapitalizmu - wolność zawierania umów i prawne zabezpieczenie ze strony państwa ich wykonania, gdy ktoś się miga i nie chce ich wypełnić po tym jak do nich przystąpił, różnić się to może jedynie technicznymi szczegółami dotyczącymi tego kiedy umowa zaczyna obowiązywać, kiedy nie, jakie są obowiązki stron - ale zasada jest ta sama.
Żeś k🤬a pojechał...
Od kiedy to kapitalizm przewiduje prawo które pozwala karać sprzedawce który nie chce sprzedać komuś czegoś? Nie pomyliłeś definicji...?
bloodstained napisał/a:
Dodam jeszcze, że nasz kodeks cywilny (wzorowany w dużej mierze na niemieckim Bürgerliches Gesetzbuch - przez jurystów uznawany za jedno z najlepszych kontynentalnych rozwiązań prawnych - obowiązuje bez większych zmian od 1900 r.) umożliwia dochodzenie roszczeń odszkodowawczych w przypadku poniesienia szkody spowodowanej przez takiego nierzetelnego sprzedawcę.
ten nierzetelny sprzedawca prosto z mostu powiedział człowiekowi w sklepie że mu czegoś nie sprzeda i tyle. gdzie tu k🤬a nierzetelność?
bloodstained napisał/a:
W skrajnym przypadku można nawet domagać się wypełnienia umowy na drodze sądowej.
Po sądach chcesz ciągać za niesprzedanie czegoś...?
bloodstained napisał/a:
Nigdzie nie widzę tu komunizmu, wręcz przeciwnie - zdrowe rozwiązania wolnorynkowe - bo wolny rynek nie oznacza, jak Tobie się pewnie wydaje, rynku bez reguł.
W c🤬j wolny rynek gdzie sprzedawca jest zmuszony coś komuś sprzedać...
bloodstained napisał/a:
[...]masz problem ze zrozumieniem regulacji napisanych po polsku.
Jaki problem? Jasno jest napisane że jeśli coś komuś z półki nie sprzeda to jest się przestępcom. Jaśniej się nie da.
Narwhal napisał/a:
Ty masz kompleks małego penisa czy nadmiernego owłosienia pleców? Czym ten gościu Ci zawinił? Poszedł do sklepu kupić piwo ZGODNIE Z PRAWEM, sprzedawczyni mu odmówiła NIEZGODNIE Z PRAWEM, ta sytuacja jest czarno-biała aż do bólu.
Oczywiście... Bo przecież odmówienie komuś sprzedaży czegoś to k🤬a wykroczenie na miarę morderstwa i istnienie takowej zasady jest całkowicie normalne...
Narwhal napisał/a:
mówiłem o sytuacji kiedy WŁAŚCICIEL sklepu odmawia sprzedaży towaru, bo mu nie przypasowało coś w kliencie, a w sytuacji opisanej przez autora po pierwsze sprzedaży odmówiła niedouczona ekspedientka, a po drugie zrobiła to tylko dlatego, że nie zna prawa i myśli, że "na paszport" alkoholu sprzedawać nie można (bo przecież gdyby miał dowód to by mu sprzedała, co dowodzi, że nie miała złych intencji tylko po prostu wykazała się ignorancją).
Jeden i drugi przykład oznacza praktycznie to samo.
Sprowadza się do prostej "zasady" że sprzedawca nie jest właścicielem swojego towaru i nie ma prawa odmówić mu sprzedaży.
Narwhal napisał/a:
Rozumiem, że w PRL-u ludzie łamali prawo, ale jeżeli w państwie demokratycznym wszyscy zaczęliby przestrzegać tylko tego prawa, które im pasuje, a tego, które jest ich zdaniem złe nie przestrzegaliby, to mielibyśmy ogromny burdel.
Ale ja nie mówię że mamy zrobić anarchię.
Ja mówię o spaleniu tego złego i napisaniu nowego lepszego, logicznego, zdrowego, etc.
Narwhal napisał/a:
A takie teksty "spalić prawo i spisać nowe" świadczą o tym, że nie tylko nie wiesz jak trudnym procesem jest tworzenie prawa i że metody "spalić i zbudować od nowa" NIGDY się nie udały (bo każde prawo musi się na czymś opierać), to na dodatek jesteś debilem.
Nie... To wam się k🤬a we łbach pop🤬liło że prawo musi być skomplikowane, tworzone latami a żeby móc być specjalistą od prawa trzeba się kształcić w wyższej szkole.
Proste i skuteczne prawo to kwestia jednego dnia i wieczora w gronie mądrych ludzi.
Hrabia Drapula napisał/a:
Arashel jak pójdziesz do sklepu np. p telewizor i będzie cena 2000zł ,a pani z uśmiechem na twarzy powie ci nie,nie on kosztuje trzy tysiące,to pewnie bez słowa zapłacisz?
A tylko jeden sklep mam w całym mieście że muszę iść akurat do niej...? Albo czy podroż do innego miasta i powrót kosztować mnie będzie ponad 1000zł?
Hrabia Drapula napisał/a:
jeśli tak to przez takich dekli jak ty i ta baba wracamy do PRLu
Ja ci pragnę przypomnieć że PRL = regulacje.
To co oni teraz mówią to oda do regulacji która każe sprzedawcy tobie coś sprzedać. Ja mówię o spaleniu tej regulacji.
Więc to oni szerzą tutaj PRLowe treści.