Taka petarda jest jak granat, wystarczy obkleić ja jakimiś metalowymi elementami i masakra
Za młodu wrzucało się petardy kalibru grubszego ołówka do butelek. Cud, że mi i kolegom oczu nie powybijali, bo odłamki koło uszu potrafiły świstać.
Internetu jeszcze wtedy nie było, w każdym razie w Polsce.
Jest coś takiego jak smarownica kapturowa. Kiedyś była powrzechna w przemyśle i było tego oporowo. To była gotowa skorupa,wystarczyło zrobić trochę prochu ,lont spreparować ze zwykłego sznurowadła i iść daleko za miasto. Do największych wchodziło pół litra,to już nie były żarty. Do słoików to napychaliśmy mieszankę nawozów z xxx + prosty inicjator,bo nie wystarczy zapalić.
Ulubiona zabawa to było strzelanie ze słupków ogrodzeniowych ,to gotowy moździerz. Pewnego dnia przesadziliśmy.
Za to dostałem największy wp🤬l w życiu od ojca.
Pewnie zainteresują szczegóły W lesie stał wbetonowany słup z rury.Nie wiem do czego służył,ale zawsze tam byl.
Zrobiliśmu całą miednicą emaliowaną prochu ,wsypaliśmy do worków foliowych , załadowaliśmy tą rurę i zalaliśmy betonem.
Rura była gruba ,wiercenie otworu do odpalania zajęło pół dnia ,bo kiedyś nie było wkrętarek ,tylko korbka i wiertła z marchewki od ruskich.
Rura nie wybuchła. Oderwała się w całości na wysokości poziomu betonu i spadła przy szpitalu.
Teraz jest tam wieża widokowa ,a przewodniki podają że od przystanku obok szpitala jest do niej 1600m.
W domu była policja, Sprawa ucichła tylko przez to że jeden z nas był synem wysoko postawionego partyjniaka.
U nas wszyscy strzelali. Saletrę przynosił kolega ,którego brat pracował zakładach mięsnych,siarka leżała przy torach obok koksowni.
Największym problemem był więgiel drzewny,bo nie było wtedy grilla ,musieliśmy robić sami.
U nas wszyscy strzelali. Saletrę przynosił kolega ,którego brat pracował zakładach mięsnych,siarka leżała przy torach obok koksowni.
Największym problemem był więgiel drzewny,bo nie było wtedy grilla ,musieliśmy robić sami.