Wysłany:
2013-02-19, 0:52
, ID:
1867241
Zgłoś
@ dyspans i baranq.
Ależ ja nigdzie nie pisałem, że ktoś jest jest pedał, czy pozer, bo ubiera takie spodnie, a nie inne. Nawet zauważyłem, że nie ma znaczenia czy ktoś wbija się w rurki czy dzwony, dorzucę jeszcze bawełniane dresiwo z wypchanymi kolanami - żeby był komplet. W swoim ubiorze zwracam uwagę, czy ramiona marynarki za bardzo nie odstają i czy rozmiar kołnierzyka jest dobrze dobrany. O kancie na spodniach i wypastowanym obuwiu nie zapominając.
Napisałem też o korzyściach płynących z ryzyka - tylko (mój błąd) nie wyraziłem się jasno. Odnosząc się do drugiego akapitu Dyspansa, wyjaśniam mój tok rozumowania. Po obejrzeniu dziesiątek kompilacji wypadków i kilku wypadków na żywo, z udziałem deskorolkowców, rowerzystów, a nawet koszykarzy doszedłem do wniosku, że masa ludzi niepotrzebnie ryzykuje. Amatorszczyzna. Nie mając niekiedy podstawowych umiejętności w danej dziedzinie sportu próbują dorównać ludziom z długim doświadczeniem w tydzień. I tak 15 letni koleś który dostał deskorolkę pod choinkę wspina się dwa miesiące później na rampę wielkości skoczni mamuciej i efektownie spada z deski na samym szczycie. Podobnie to się ma do rowerzystów, czy młodych właścicieli seicento (900ccm FWD WRC, wielkim tłumikiem z rurą o średnicy kanalizacji od klopa). Dziwi mnie to, że zamiast zacząć małymi krokami, nauczyć się sztuczek od najprostszych i najbezpieczniejszych - rozwijając tężyznę fizyczną, tępe głowy lecą skakać po poręczach, jakby to było łatwe jak jedzenie jogurtu (bo nawet gryźć nie trzeba). Niejednokrotnie kolorowy sprzęt ma się nijak do tego, co używają zawodowcy. Można to porównać do początkującego gitarzysty, który na rozjechanym pudle ze źle dobranymi strunami, rżnie paluchy do krwi, bo chciałby już jutro naparzać solówki jak Dave Murray. W każdej dziedzinie trzeba cierpliwości, żeby osiągnąć jakiś stopień rozwoju.
Pasja kolego baranq. Mam i rozwijam swoje pasje i prawie nie jest mi do tych pasji potrzebny komputer. Nie będę wymieniał czym lubię i chcę się zajmować, bo to nie pamiętnik. Fakt, że realizując dowolne z moich hobby ciężko sobie kark skręcić, ale w początkach też porywałem się czasem z motyką na słońce i nieraz najadłem się wstydu.
Wreszcie odniosę się do "gimbazy". Jako że byłem edukowany w starym systemie, nie było gimnazjów i nie było na kogo zrzucić popularyzacji poronionych pomysłów. Nawet wirtualnej polski. Moda jaka panuje w gimnazjach skądś się bierze, prawda? Nie dam sobie wmówić, że największą inwencją wykazują się ludzie w wieku gimnazjalnym i to oni popularyzują wbijanie się w "rurki" nawet jeśli nie mają BMX'a. Skądś biorą przykład. Nie wydaje mi się, żeby podglądali modę w podstawówkach.