Proszę tylko nie brać moich słów za obrazę. Po prostu mam wrażenie, że treść mojego postu nie została przeczytana dokładnie - być i może to, że jesteś w pracy miało na to wpływ.
Ogółem mam swoją wizję tego, dlaczego jestem osobą wierzącą i ma ona właśnie spory związek z nauką. Niestety, w wierze i nauce istnieje taki problem, że zawsze dochodzi się do rachunku prawdopodobieństwa, który składa się z tylko dwóch możliwości "tak" lub "nie". Po prostu są teorie, w których me myślenie podąża w taki sposób, że ostatecznie - osobiście - nie wyobrażam sobie nie wierzyć. To jest tylko i wyłącznie moja opinia, moje odczucie. Podobnie mają właśnie moi koledzy, znajomi z wrocławskich uczelni.
Dowody na istnienie Boga istnieją, jak i nie istnieją. Prawdziwość w nich zawarta jest tak samo prawdopodobna jak zwyczaje starożytnych cywilizacji (włącznie z "cudami", mającymi miejsce w ich zapiskach dotyczących wiary). Z tą jednak różnicą, że tych drugich jest więcej, jako że dotyczyły większej grupy osób(za wykluczeniem "cudów").
My po prostu musimy wybrać, mamy pięćdziesiąt procent.
Mam nadzieję, że to iż zwracam się w formie "Ty" nie jest tutaj źle odbierane.
Dziękuję i pozdrawiam!
Ja się w żaden sposób nie czuję urażony, a nieuważne czytanie mi się zdarza. Jak każdemu zresztą. Niemniej jednak nie chciałem wrzucać całości opracowania. Pewnie bym przekroczył limit znaków w poście w ogóle. Wybrałem fragment, który mówi najwięcej.
Jeśli chodzi o dowody na istnienie boga, to chętnie bym się z nimi zapoznał. Jak dotąd trafiałem wyłącznie na demagogię, debilizmy i oszołomów. Perełki, które coś tam logicznie próbowały wyjaśniać nie wytrzymały prób podważenia ich dowodów (aczkolwiek szacun dla nich za próby i trzymanie się metod naukowych w tak trudnej kwestii jak wiara). Może to będzie coś nowego?