Wysłany:
2014-02-28, 17:14
, ID:
2997147
9
Zgłoś
Kurde nie znoszę takich śliniących się psów. Z cyklu "Trudne sprawy":
Dosyć niedawno byłam odwiedzić brata (studiuje w innym mieście) i jego współlokatorka miała psa. Chociaż w sumie ciężko to psem nazwać, bo bydle wielkie jak krowa. Jeden z takich, co wyżrą rozmrażające się mięso z miski w zlewie, cały czas stojąc na czterech łapach. No i czas się zbierać, to podnoszę buta, co by go założyć, a ten cały (dosłownie cały) obśliniony. I to jakieś gęste gluty były, a nie taka "kapiąca woda". No k🤬a myślałam, że zajebię tego psa. I w bucie i na zewnątrz - wszędzie te gluty! Jedyne szczęście, to to, że dziewczyna brata ma mniej więcej taki sam rozmiar buta i pożyczyła mi jakieś swoje trampki, bo chyba bym boso prowadziła samochód z powrotem do domu.