Wysłany:
2013-05-24, 22:41
, ID:
2158458
6
Zgłoś
Ech PRIDE to było coś. UFC za czasów Tito Ortiza też dawało radę. Teraz c🤬jnia troszkę bo bo nie ma, poza kilkoma wyjątkami, fighterów charakterystycznych jak kiedyś chociażby Tank Abott czy Mirko Crocop. Można tak wymieniać bez końca. Bas Rutten, Mark Coleman, Don Frye, klan Gracie czy właśnie Vanderlei Silva. Śmiesznie było na pierwszym UFC gdzie poznajdywali nie wiadomo skąd jakichś koksów i kilku fighterów i wystawili ich do turnieju i pojawił się malutki koleżka, niejaki Royce Gracie i zjadł wszystkich bez zapojki. A teraz to już komercha i tylko czasem trafi się taki Georges St-Pierre albo Anderson Silva których, aż miło się ogląda.