#warszawa

2 października - koniec Powstania Warszawskiego

S................3 • 2013-10-02, 13:33


Jako, że dzisiaj w nocy tj. z 2 na 3 października przypada 69 rocznica upadku Powstania Warszawskiego pozwoliłem sobie napisać krótki tekst. Może kogoś zaciekawi mój punkt widzenia. Liczę na owocną dyskusję

Dzisiaj przypada dokładnie 69 rocznica upadku Powstania Warszawskiego. Z perspektywy dnia dzisiejszego ciężko ocenić jego rację bytu. Wiadomo, że przyniosło blisko 200 tys. ofiar polskiej ludności w tym oprócz zwykłych „przypadkowych” mieszkańców Warszawy dziesiątki tysięcy wartościowych jednostek, które charakteryzował silny charakter, ideowość, oddanie Polsce oraz praktyczne zrównanie stolicy z ziemią. Osoby te w przyszłości miałby stać się elitą narodu polskiego i zająć się odbudową powojennej Polski.
Dzisiaj możemy sobie tylko wyobrazić, rozgoryczenie oraz bunt przeciwko niemieckiemu okupantowi, chęć odzyskania wolności, o czym świadczy stawienie się praktycznie całej stolicy na znak dowództwa. Ogromna większość osób zaangażowanych w powstanie, tych które brały bezpośredni udział w walce oraz tych pośrednio uczestniczących jak ludność cywilna pomagająca powstańcom nie znały pomysłu masowego powstania przygotowywanego przez najwyższe dowództwo, a co dopiero konkretnej daty, co było wynikiem utrzymania tego wydarzenia w głębokiej konspiracji w celu możliwości zaatakowania okupanta z zaskoczenia, co udało się wykonać, o czym świadczą liczne sukcesy w pierwszych dniach walk na ulicach Warszawy.
Podjęcie decyzji o przystąpieniu do powstania czy pomocy powstańcom było dla przeważającej większości decyzją spontaniczną, co świadczy o nastroju panującym wśród mieszkańców okupowanej Warszawy, tak jak by wszyscy podświadomie czekali na hasło „do ataku!”. Tych ludzi nie trzeba było nakłaniać do zaryzykowania życiem w imię upragnionej wolności, walki z hitlerowską machiną wojenną, co podeprzeć można faktem, iż nawet przeciwne wywoływaniu powstania środowiska narodowe (które twierdziły, że ze względu na przeważające siły niemieckie szanse na odniesienie militarnego zwycięstwa graniczyły z cudem) zgłosiły swoją gotowość do walki, uznając to za żołnierski oraz patriotyczny obowiązek, co było również spontaniczną decyzją, ze względu na brak informacji o dokładnym wybuchu powstania ze strony dowództwa AK w stronę NSZ.

Być może Powstanie miało szansę na realne powodzenie mimo wielu wcześniejszych głosów o niemożliwości jego sukcesu. Jednak o jego porażce zadecydowało wiele czynników, jak:
- klęska „akcji Burza", do której środowiska narodowe również podchodziły sceptycznie, ostrzegając przed możliwymi skutkami „ubocznymi”, tutaj również rację trzeba przyznać środowiskom narodowym. „Akcja Burza” doprowadziła do dekonspiracji struktur podziemia wobec sowietów, a następnie masowych aresztowań i fizycznej likwidacji tysięcy żołnierzy i oficerów AK przez wchodzącą do Polski armię sowiecką wraz z jej strukturami bezpieczeństwa, bez ponoszenia żadnych konsekwencji ze strony „przyjaciół” Polski z zachodu,
- aktywna pomoc aliantów (nie ta ograniczająca się do zrzucania paczek na walczącą Warszawę). Polska pozostawiona została przez aliantów z zachodu poprzez decyzję o włączeniu całego terenu okupowanej Polski pod radziecki obszar operacyjny podczas konferencji teherańskiej w 1943 roku, co jednoznacznie było kolejną zdradą, ze strony zachodnich aliantów i pozostawienie Polski na „łaskę” sowietów oraz w pewnym sensie zapowiedź konferencji jałtańskiej.
- reakcja Armii Czerwonej, która opieszale "spieszyła" na "pomoc" walczącej stolicy, by w końcu na drugim jej brzegu obserwować, jak walczące miasto upada oraz uniemożliwianie bezproblemowego wykorzystywania lotnisk przez samoloty alianckie znajdujących się na terenie zajmowanym przez sowietów, czy nawet obietnice pomocy do ostatnich dni powstania, która nigdy nie została udzielona doprowadzając do dalszego wykrwawiania się stolicy Polski.
Sukces Powstania Warszawskiego nie był wyczekiwany przez Stalina, jednym z dwóch głównych założeń zrywu stolicy była próba ratowania powojennej suwerenności poprzez odtworzenie w wolnej od niemieckiej niewoli Warszawie legalnych władz państwowych, będących kontynuacją rządu przedwojennej Polski, czyli tych niezależnych od Moskwy.

Całość sytuacji, złych kolei losu, błędów najwyższego dowództwa, które według mnie, do końca wierzyło we wsparcie dla Polski z zachodu w sprawie ambicji Stalina co do ziem polskich, mimo wielu wcześniejszych lekcji, iż zachód o Polskę po prostu nie dba. Całość niepowodzeń nie zmienia jednak faktu, że walczącym powstańcom i dręczonej ludności cywilnej należy się cześć, chwała i godne miejsce w historii Polski. Przykład ich wiary, poświęcenia i walki o wolność na zawsze powinny być dla Polaków żywym świadectwem postawy narodowej w potrzebie Ojczyzny.

Z góry chciałbym ustosunkować się co do komentarzy, iż dzisiaj czasach świętuje się porażki.
Bez wątpienia Powstanie Warszawskie było porażką polityczną oraz militarną, jednak osobiście uważam, iż nie świętujemy porażki, chodzi raczej o oddanie hołdu tym, którzy potrafili stanąć w szranki i zapłacić najwyższą cenę za wolność Ojczyzny, cenę własnego życia.

Cytat:

"Tu mówi Warszawa", autor nieznany:

Uwaga! Tu mówi Warszawa!
Notujcie w "Trybunach" i "Timesach".
Trzymamy się jeszcze! Słyszycie! Uwaga!
Robotnik, lud, dzieci na szańcach.

Tu z ruin, pożarów i zgliszczy
Przemawia wolności stolica.
Niełatwo tak damy się zniszczyć.
Możecie się nami zachwycać.

Jak długo? To o tym nie wiecie?
Dopóki krew płynie nam w żyłach.
Bo ducha Narodu nie zgniecie
Ni przemoc brutalna, ni siła.

Tu bracia żołnierzy z Tobruku,
Synowie walczących w Cassino,
Meldują w ogniowym walk huku:
Za wolność gotowiśmy zginąć.

Bój za nas i za was się toczy,
Lecz walka nierówna. Uwaga!
W krwi za was i za nas tu broczy
Walcząca - zwycięska - Warszawa!



CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM!
Czołem Wielkiej Polsce!
Rosjanie mają to do siebie, że lubią budować duże budowle. Ich dar dla nas, czyli Pałac Kultury i Nauki w stolicy jest tego przykładem (najwyższy budynek w Polsce). No i jak już kilka razy mieliśmy okazję na sadistic.pl widzieć, Rosjanie lubią czasem sobie powchodzić na wysokie budyneczki. Był już pan co podciągał się na krawędziach anten i wież, chodził po gzymsach. Inni stawali na rękach na krawędzi itp. Słowem na sam widok można było, mówiąc kolokwialnie - zj🤬 się w gacie gorąca kupą. W moim materiale panowie Vadim Mahora oraz Vitaly Raskalovym pokazują nam Europę z właśnie takiej, ciekawej perspektywy (jest i Polsza kochana). Oczywiście reszta fotek w komentarzach hew fan.





Po więcej zdjęć z wyprawy zapraszam na: dedmaxopka.livejournal.com/71558.html , raskalov-vit.livejournal.com/133352.htmlcutid1 .
Polecam też inne zajebiste galerie, są tam też i kupogenne filimiki.

Zakłady Ursus

T................i • 2013-09-19, 22:09
Zakłady Ursus mogą poszcycić sie barwną i długą historią, którą można opowiadać o opowiadać, ale co by za długo nie było to postaram się jako tako streścić opowieść.

Same zakłady powstały w 1893 roku. Założycielami byli trzej inżynierowie oraz czterech przedsiębiorców. Kapitałem zakładowym był posag siedmi panien - córek właścicieli, cu upamiętniono nazwą ulicy Posag 7 Panien.

Na początku swego istnienia w zakładach była produkowana armatura dla przemysłu cukierniczego, spożywczego oraz gorzelnianego.
W trakcie działania, zakłady zaczęły produkować także silniki spalinowe, w późniejszym czasie silniki napędzane gazem.

Najbardziej jednak owe zakłady kojarzą nam się z ciągnikami rolniczymi URSUS. Pierwszy pojazd tego typu powstał w fabryce w 1922 roku. W przełomie lat 1922-1927 wyprodukowane 100 ciągników.

W czasie wojny w fabryce poczęto produkować motocykle (sokół-1000, sokół-600), czołgi i ciągniki wojskowe.

W 1939 roku zakłady zostały zajęte przez Niemców , zakłady zostały doszczętnie znisczone, natomiast wszelkie maszyny wywiezione.

Po wojnie (mówiąc po krótce) wszystko wróćiło do normy, powróćono do produkcji ciągników projektując coraz to nowsze modele itd.
W 2003 roku spółka ZPC URSUS S.A ogłasza opadłość.

Na zdjeciach poniżej można zobaczyć jak zakłady wyglądają na chwilę obecną, ogromne przestrzenie które pamiętają lata historii.

Pisząc tekst wspomagałem się wikipedią gdzie znajdziecie dużo więcej ciekawostek na temat tych zakładó, a zdjecia są moją własnościa i więcej znajdziecie u mnie na fb: Fotki hal









Nietypową formę protestu wybrał sobie kierujący samochodem ciężarowym, który zablokował przejazd Rondem Radosława w dniu 17.09.2013. O godzinie 16 zatrzymał swój pojazd na rondzie w poprzek torowiska tramwajowego twierdząc, że czas pracy mu się skończył i musi stać tam do godziny 20, protestując w ten sposób przeciwko jakości życia w Polsce i towarzyszącemu jej wyzyskowi.

Makieta przedwojennej Warszawy

Vof2013-09-19, 15:34
Przedwojenna Warszawa odbudowana. Zobaczcie unikalną makietę miasta sprzed 1939 roku.

Takiej makiety jeszcze nie widzieliście. Ma 20 metrów kwadratowych i powstawała przez blisko rok. Można na niej zobaczyć, jak dokładnie wyglądała Warszawa tuż przed zniszczeniem przez Niemców. Jest wielka, dokładna i widać na niej to, czego w stolicy już nie ma. My już widzieliśmy i przyznajemy – robi wrażenie. Możecie przekonać się o tym sami już od 30 września w stołecznym Teatrze Kamienica.


Okolice Placu Dąbrowskiego i Alei Marszałkowskiej

– Mieliśmy mnóstwo zerwanych nocy, aby zdążyć z wrześniowym terminem – opowiada nam Bogna Romańska. Twórcy przyznają, że najgorsza była pierwsza faza projektu. – Najpierw musieliśmy nauczyć się szukać odpowiednich zdjęć, dzięki którym mogliśmy odtworzyć miasto. Następnym zadaniem było wyliczenie proporcji tak, aby wszystkie budynki były dopasowane do siebie pod względem rozmiarów. Dopiero potem wzięliśmy się za prace plastyczne – tłumaczy Bogna Romańska.


Przedwojenny wygląd ulicy Świętokrzyskiej

Jak się okazuje, bardziej pomocny od konserwatora zabytków był internet. Dostęp do archiwalnych zdjęć wymagał dużo papierkowej i mozolnej pracy. Okazało się, że te same fotografie przedwojennej Warszawy można znaleźć właśnie w sieci.– W tej chwili jest tyle pasjonatów Warszawy, że w internecie znajdziemy wszystkie przedwojenne zdjęcia. Dlatego szkoda marnować czas na urzędy. No i od razu mówię, że nie oglądaliśmy filmu "Warszawa 1935". Woleliśmy sami odkryć to miasto – opowiada Michał Mroczka.


Przedwojenna ulica Królewska

Co ciekawe, bardzo pomocne okazały się fotografie Luftwaffe sprzed bombardowania miasta. Autorzy makiety natrafili na nie poprzez album „Warszawa: ostatnie spojrzenie”. Są to zdjęcia lotnicze, które Niemcy wykonali w celu zniszczenia miasta. Naszym wrogom służyły do rozpoznawania najważniejszych budynków. Tymczasem autorom makiety pomogły odtworzyć miasto.


Przedwojenny wygląd Ogrodu Saskiego

– Te zdjęcia były niezwykłym uzupełnieniem do fotografii, które znaleźliśmy. Są niezwykle precyzyjne. Dzięki nim z wielką dokładnością odtworzyliśmy dawny układ ulic. Sama byłam zaskoczona faktem, że była tak gęsta zabudowa. Na przykład taka aleja Marszałkowska wcale nie była tak ekspansywną ulicą, jaką jest obecnie – opowiada o swoich obserwacjach Romańska/


przedwojenna Warszawa

Sama makieta powstała ze zwykłego gipsu budowlanego. Jej autorzy do końca nie pamiętają ile go wykorzystali, ale mówią, że na pewno poszło ponad sto 15-kilogramowych worków. – Najpierw robiliśmy odlew budynku. W drugiej fazie rzeźbiliśmy fasady i następnie je malowaliśmy. Tamte budynki powstawały za pomocą rąk, nasze modele także. Oczywiście tu dokonaliśmy pewnej manipulacji. Ówczesny stan niektórych budynków na pewno był gorszy niż ten przedstawiany na makiecie. Gdzieś mogła farba odpadać, gdzie indziej tynki. Jednak nie mogliśmy być aż tak precyzyjni. Zajęłoby nam to zbyt dużo czasu – opowiada Mroczka.


Teatr Letni w Ogrodzie Saskim. Dziś przebiega tam droga.

Jeden z inicjatorów stworzenia makiety, właściciel Teatru Kamienica Emilian Kamiński nie krył zachwytów nad tym dziełem. W rozmowie z dziennikarzami powiedział, że już teraz wielu varsavianistów je ceni. Mówił, że potrafią spojrzeć na dany budynek i opowiedzieć całą jego historię, czyli kiedy powstał, kto go stworzył i w jakich okolicznościach został zburzony.


Twórcy makiety z szefami Teatru Kamienica.

– Były też pewne ciekawe konfrontacje, włącznie z mieszkańcami dawnej Warszawy – opowiada Romańska. – Pewna pani, która mieszkała tu przed 1939 rokiem powiedziała, że trochę nas poniosła fantazja z ulicą Królewską, gdzie ustawiliśmy tory tramwajowe. Powiedziała, że nigdy ich tam nie było. Postanowiliśmy raz jeszcze wszystko zbadać i wyszło na nasze. Jak się okazało na ulicy Królewskiej postawiono pierwsze szyny tramwajowe w stolicy – opowiada artystka.

Koncept stworzenia makiety powstał kilka lat temu. Kamiński, którego teatr mieści się w jednym z budynków, który przetrwał wojnę, chciał pokazać ludziom, co miasto straciło. Jednak trochę trwało zanim udało mu się znaleźć sponsora i odpowiednich wykonawców. Zamiarem pomysłodawcy było dokładne odtworzenie całego miasta, a nie ogólnego zarysu. Dlatego cały proces powstania makiety trwał niemalże rok. Mroczka nawet żartował, że przez ten okres makieta została jego dziewczyną.


Twórcy zadbali o każdy szczegół

– Pan Kamiński chciał pokazać jak Warszawa wyglądała w przededniu wojny, więc liczyła się dokładność. Myślał najpierw o architektach, ale ostatecznie postawił na nas. Architekci może i wykonują makiety, ale są one nieco inne. Oni robią je za pomocą najnowszej technologii laserowej. Nasze modele powstają za pomocą techniki używanej w latach 60-tych, czy może jeszcze starszej – mówi Mroczka.

Pytam się twórców, czy mają jakieś ulubione części miasta. Romańska od razu mówi, że była zachwycona modernistycznymi budynkami. – Widać było, że Warszawa miała pomysł na siebie. Rozwijała się w kierunku modernistycznym. To widać chociażby w przypadku Domu pod Orłami, który do 30 września ma pojawić się na makiecie. Zdecydowanie wolimy starą Warszawę, niż tą, którą zafundowano nam po wojnie – mówi Romańska


Zachęta w przedwojennym otoczeniu

Kamiński ma nadzieję, że dzięki swojej inicjatywie uratuje od zapomnienia fragment Warszawy, który po wojnie nie został odbudowany. – Kolejnym etapem będzie stworzenie programu edukacyjnego, który przywoła pamięć o latach świetności miasta, jego historii i będzie przypominał o nieistniejącej już zabudowie – mówi Kamiński, który zaznacza, że niewykluczona jest dalsza rozbudowa makiety. Do tego jednak potrzebny będzie sponsor.


Budynek PASTy w przedwojennym otoczeniu

Uroczysta prezentacja makiety, która jest dodatkową atrakcją nowego sezonu teatralnego odbędzie się 30 września.

źródło: natemat.pl/75323,przedwojenna-warszawa-odbudowana-zobaczcie-unikalna-m...

Prezydent na miarę stolicy

Vof2013-09-18, 16:21
W II RP piłsudczykowskie władze zmieniły prawo i nagięły kilka ustaw, byle Warszawą nie rządziła opozycja. Odniesiono sukces jedynie dlatego, że komisaryczny prezydent Stefan Starzyński nad polityczne sztuczki przedkładał ciężką i uczciwą pracę.

Referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz jest przesądzone. Chociaż jeśli nawet do niego dojdzie i mieszkańcy Warszawy opowiedzą się w głosowaniu za zakończeniem kadencji pani prezydent, to wcale nie jest pewne, co będzie działo się potem. Teoretycznie powinny odbyć się nowe wybory, po których na niecały rok (do ogólnopolskich wyborów samorządowych w listopadzie 2014 r.) w stolicy władzę mogłaby przejąć opozycja. Jednak Platforma Obywatelska nie może pozwolić sobie na tak spektakularną klęskę. Tym bardziej że istnieje niebezpieczeństwo, iż nowy prezydent okazałby się lepszym gospodarzem niż obecny, co można znakomicie wykorzystać także podczas kampanii parlamentarnej.

Taki scenariusz wydarzeń nie jest nieunikniony. Według ekspertów prawnych z Krajowego Biura Wyborczego istnieje możliwość zablokowania przez Radę Warszawy (większość ma w niej PO) nowej elekcji aż do listopada 2014 roku. Na ten czas osobę pełniącą funkcję prezydenta stolicy powołałby premier.

W takiej sytuacji urząd mogłaby zachować Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jednak rozwiązaniem bardziej perspektywicznym wydaje się mianowanie kogoś, kto potrafiłby zdobyć sympatię warszawiaków oraz – za rok – ich głosy. Ten sposób „utrzymania” Warszawy wygląda kusząco. Kłopot w tym, że aby sztuczka się udała, p.o. prezydenta powinien zostać ktoś formatu Stefana Starzyńskiego.



Stolica nie dla piłsudczyków

Entuzjazm, z jakim część Polaków w maju 1926 r. powitała przewrót dokonany przez Józefa Piłsudskiego, spowodował, że obóz rządzący rok później zupełnie nie spodziewał się tak fatalnych wyników wyborów samorządowych. W Warszawie na 120 mandatów do Rady Miejskiej przedstawiciele sanacji zdobyli ich zaledwie 16. Porażka była tym bardziej bolesna, że głównemu przeciwnikowi politycznemu, czyli Narodowej Demokracji, startującej pod szyldem Gospodarczego Komitetu Obrony Polskości Stolicy, przypadło 47 mandatów. Polska Partia Socjalistyczna również okazała się popularniejsza – uzyskała 27 mandatów.

Piłsudczycy nie liczyli się więc zupełnie podczas wybierania przez Radę prezydenta. Został nim kandydat narodowców Zygmunt Słomiński, dotychczasowy Naczelny Inżynier Warszawy. Prestiżowe stanowisko w rękach endeka – ten fakt obóz rządzący znosił z największym trudem. Prezydent Słomiński swoje urzędowanie rozpoczynał bardzo obiecująco. Przywrócił w mieście zawieszoną trzy lata wcześniej komunikację autobusową, zadbał o wprowadzenie chlorowania wody przez komunalne wodociągi, zmodernizował miejską gazownię.

W marcu 1933 roku parlament przyjął nową ustawę o ustroju samorządu terytorialnego. W razie wykrycia dużych nieprawidłowości dawała ona organom rządowym możliwość skracania kadencji rad miejskich i przejmowania ich obowiązków przez komisarzy. Po uchwaleniu nowego prawa nie rozpisano jednak wyborów, tylko zaczęto szukać w Warszawie wszelkich nieprawidłowości. Jako że trwał już trzeci rok światowego kryzysu, mieszkańcy miasta odczuwali go coraz mocniej. Oficjalnie zarejestrowano 60 tys. bezrobotnych, choć tak naprawdę bez pracy pozostawało trzy razy więcej osób. 
W jedenastu schroniskach dla bezdomnych mieszkało na stałe 22 tys. ludzi. Jedna noc kosztowała lokatora 5 groszy, zaś miasto dopłacało ze swojego budżetu 27 groszy.

„Nie jest jeszcze późno, dopiero dziewiąta wieczór, a już trudno o miejsce na narach (prymitywnych łóżkach – aut.) 
i pryczach. Nie każdy posiadacz karty wstępu może się dostać na nie. W korytarzach, przy ubikacjach, wśród okropnych wyziewów leżą ludzie ubrani w łachmany” – pisał dziennikarz Konrad Wrzos na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” wiosną 1934 r. w reportażu o noclegowni przy ul. Dzikiej, nazywanej „Cyrkiem”. Gdy ją odwiedził, w „Cyrku” mającym 300 miejsc do spania nocowało ponad tysiąc osób. Najbiedniejsi nie zawsze pozostawali w takim ukryciu. „Ulice Warszawy roją się od żebraków i wszelkiego rodzaju włóczęgów” – donosiła na początku 1934 r. prorządowa „Gazeta Polska”. Przy okazji informowała czytelników, że magistrat nie robi niczego, aby zapobiec inwazji jałmużników z prowincji.

Oprócz ekstremalnego ubóstwa rosła w Warszawie także liczba przestępstw, kwitł handel narkotykami. Policja szacowała liczbę dilerów nazywanych wówczas „porcjarzami” na ok. 15 tysięcy.

Swój do swojego

Jednak wcale nie tłumy żebraków na ulicach ani nawet przestępczość najbardziej irytowały warszawiaków. Urzędująca bezterminowo Rada Miejska oraz prezydent coraz częściej byli oskarżani o rozrzutność, niegospodarność i nepotyzm. W ciągu kilku lat Warszawa zadłużała się, jednocześnie zwiększając zarobki urzędników. Budżet miasta na rok 1934 wynoszący ok. 100 mln zł przewidywał, że 47 proc. będzie wydane na pensje i świadczenia emerytalne. Na obsługę zadłużenia musiano przeznaczyć 11 procent. Natomiast na nowe inwestycje zamierzano wydać zaledwie ok. 8 proc. środków. Co gorsza, jeśli inwestowano, to w budowę na Żoliborzu osiedla dla pracowników samorządowych zwanego Kolonią Kościuszkowską. Zbudowano też kilka budynków szkolnych z tak bogatym wystrojem, że zyskały nazwę „pałaców”.
W administracji samorządowej zatrudnienie znajdowali głównie działacze Stronnictwa Narodowego lub Młodzieży Wszechpolskiej. O tych „magistrackich porządkach” prorządowe gazety informowały coraz częściej, co zapowiadało, że coś się szykuje. Faktycznie, 2 marca 1934 roku decyzją ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego rozwiązano Radę Miejską i Zarząd Miejski Warszawy. Oficjalnie powód brzmiał dość nieprzekonująco. Chodziło o zapisanie w projekcie budżetu miasta pożyczki w wysokości 2,1 mln zł na inwestycje, co miało spowodować przekroczenie zdolności stolicy do obsługi rosnącego zadłużenia. Ogólnie długi Warszawy przekraczały wówczas 80 mln zł i przy tej sumie rozmiary nowego kredytu wydawały się niezbyt imponujące.

Powołanie przez rząd komisarycznego prezydenta wszyscy traktowali jako początek odbijania stolicy z rąk opozycji. Zwłaszcza że dwa tygodnie później tak samo rozprawiono się z Radą Miejską Wilna. Rolę przywódcy mającego odzyskać Warszawę powierzono Marianowi Zyndramowi-Kościałkowskiemu, wojewodzie białostockiemu i byłemu wiceprzewodniczącemu BBWR. Urzędowanie rozpoczął od czystki – wyrzucił z magistratu osoby uznane za wrogów sanacji. Tym niespecjalnie zjednał sobie warszawiaków. Podobnie jak pierwszymi oszczędnościami w wydatkach z kasy miejskiej, poczynionymi, aby zmniejszyć deficyt. Jedynie zadbanie o wypłatę zaległych emerytur nieco ociepliło wizerunek nowego prezydenta.

Tymczasem w kraju działy się rzeczy coraz bardziej dramatyczne. Sejm przyjął projekt nowej konstytucji, która miała wkrótce radykalnie zmienić ustrój polityczny II Rzeczypospolitej. Coraz ciężej chory Piłsudski odgradzał się od ludzi. Marszałek już nie dyskutował z podwładnymi, lecz wydawał rozkazy i egzekwował ich wykonanie. Nie poprawiało to stanu gospodarki pogrążonej w głębokim kryzysie.

Zapaść ekonomiczna i brak perspektyw wzbudzały też radykalne nastroje wśród młodzieży. Założony przez młodych endeków Obóz Narodowo-Radykalny chciał przejąć władzę siłą, tak jak to zrobili we Włoszech faszyści. Podobnie radykalizował się PPS, zapowiadający po kongresie partii w lutym 1934 r. walkę na drodze rewolucyjnej o wprowadzenie „dyktatury proletariatu”. Do tego jeszcze ukraińscy nacjonaliści poczynali sobie coraz śmielej.

15 czerwca przed klubem BBWR przy ul. Foksal w Warszawie zginął w zorganizowanym przez nich zamachu minister Pieracki. W odpowiedzi rząd utworzył w Berezie Kartuskiej obóz odosobnienia dla przeciwników politycznych. Nowy premier Leon Kozłowski, bojąc się narastającego w kraju wrzenia, postanowił Ministerstwo Spraw Wewnętrznych powierzyć osobie, której całkowicie ufał – Marianowi Zyndramowi-Kościałkowskiemu. Nominację na szefa MSW otrzymał 1 lipca 1934 roku i Warszawa znów straciła prezydenta.

Człowiek od czarnej roboty

„Miał wszakże istotną wadę – źle znosił przełożonych i często znajdował się z nimi w konflikcie. To tłumaczy liczne zmiany miejsc pracy w okresie pomajowym” – tak charakteryzował postać Stefana Starzyńskiego historyk prof. Andrzej Garlicki. Starzyński – legionista i gorący piłsudczyk – dwukrotnie był wiceministrem skarbu, po czym z powodu konfliktu ze zwierzchnikami i zbytniej niezależności lądował na bocznym torze.
Nieposzlakowana uczciwość oraz wielkie kompetencje nie ułatwiały mu kariery. Zwykle w obozie sanacyjnym przypominano sobie o nim w sytuacjach krytycznych. Kiedy w 1933 roku krajowi zagroziło bankructwo, to Starzyńskiego premier Jędrzejewicz uczynił komisarzem rządowym odpowiedzialnym za przebieg ogłoszonej właśnie przez prezydenta Mościckiego dobrowolnej zbiórki pieniędzy od obywateli.

Komisarz z typową dla siebie energią sterroryzował wszystkie istniejące w kraju organizacje przedsiębiorców i pracodawców. Zapraszał do siebie ich kierownictwa i wymuszał konkretne deklaracje – ile pieniędzy członkowie stowarzyszeń oddadzą na ratowanie budżetu. Te oświadczenia publikowała potem prasa i ofiarodawcy nie mogli się już wycofać. We wrześniu 1933 r. w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” Starzyński chwalił się, że zebrał 120 mln złotych, czyli prawie dwa razy więcej, niż planował rząd, i obiecał pomnożenie tej kwoty.

Ostatecznie cała Pożyczka Narodowa zamknęła się datkami na sumę 340 mln złotych. Jednak ten wielki sukces komisarza wcale nie przełożył się na polityczną karierę. Wiele wskazywało na to, że znów trafi na boczny tor, ale w obozie rządzącym nikt nie palił się do wzięcia na siebie odpowiedzialności za stolicę. A wszystko przez to, że nawet mający w mieście władzę niemal absolutną prezydent komisaryczny i tak musiał zmierzyć się z zapaścią ekonomiczną, przerwami w dostawach prądu oraz wody, a także narastającą wrogością wśród mieszkańców.

Nominację wręczono Starzyńskiemu z zaskoczenia 31 lipca 1934 r., kiedy właśnie przebywał na urlopie. Przyjął ją, 
bo nigdy się nie uchylał od obowiązków i wielkich wyzwań. „Nie mam zamiaru zasklepiać się tylko w zagadnieniach finansowych. Będę chciał być prezydentem miasta jako całości, we wszystkich przejawach jego życia, a będę starał się być również – niech Pan to zaznaczy – i prezydentem przedmieść, tak dotychczas upośledzonych” – opowiadał Starzyński w pierwszym wywiadzie udzielonym „Kurierowi Porannemu” dzień po objęciu urzędu (3 sierpnia 1934 roku).
Wprawdzie nowy prezydent był warszawiakiem z Powiśla, mocno związanym z rodzinnym miastem, jednak mieszkańcy przyjęli go wrogo, nazywając w najlepszym razie „impertynentem”. Ich podejście do narzuconego przez rząd komisarza nieco złagodniało, gdy okazało się, że można zwolnić od ręki 4 tys. urzędników, a pozostałym obniżyć pensje, jednocześnie poprawiając funkcjonowanie urzędów.
Podczas konferencji prasowej 20 września 1934 r. prezydent obiecał dziennikarzom, że będzie dążył do ograniczenia biurokracji, bliższego związania samorządu ze społeczeństwem, a przy podejmowaniu decyzji będzie kierować się zdrowym rozsądkiem. „Pragnę jak najgoręcej zrealizować zasadę, którą wypowiedziałem do urzędników w chwili objęcia stanowiska prezydenta Warszawy, a mianowicie: my dla ludności, a nie ludność dla nas” – mówił.

Poradnik cudotwórcy

Podbicie serc większości warszawiaków, co wydawało się wówczas nieosiągalne, zajęło Starzyńskiemu nadspodziewanie mało czasu. Choć należy przyznać, że otrzymał wsparcie rządu, o którym nawet nie mogła marzyć poprzednia ekipa. Pod koniec 1934 r. Ministerstwo Skarbu oddało stolicy skrypty dłużne (czyli dowody istnienia długu) na sumę 20 mln złotych. Tą jednorazową redukcję zadłużenia warszawiacy nazwali ironicznie „posagiem Starzyńskiego”. Dzięki niej prezydent skutecznie zmienił proporcje wydatków w budżecie miasta i znalazł więcej środków na nowe inwestycje. Przy czym wyłuskiwał je niemal zewsząd, także z budżetów poszczególnych przedsiębiorstw miejskich. Co tydzień wzywał do siebie na konferencje ich dyrektorów i wspólnie opracowywali plany nowych przedsięwzięć.

Dzięki temu w 1935 r. Warszawa na inwestycje wydała nie 8, lecz 29 mln złotych. Do tego jeszcze doszło 47 mln zł kredytu od Banku Gospodarstwa Krajowego na ten cel. Program robót publicznych umożliwił w ciągu zaledwie roku trzykrotne zmniejszenie bezrobocia, do 21 tys. zarejestrowanych osób w urzędach pracy. Położono twardą nawierzchnię na kilkudziesięciu ulicach, rozpoczęto budowę 10 szkół i szpitala. Warszawiaków jednak najbardziej ucieszył fakt, że dzięki szybkiej reformie w urzędach i zracjonalizowaniu wydatków ceny za usługi komunalne spadły nawet o 30 procent.

Z ulic stolicy zniknęli żebracy. Na polecenie prezydenta wyłapywano ich i odstawiano do specjalnie przygotowanego budynku przy ul. Okopowej 59. Tam myto ich, dezynfekowano, po czym następnego dnia wywożono na prowincję do miejscowości, z których przyjechali.

Starzyński, kiedy nie miał nad sobą żadnego zwierzchnika, okazywał się urodzonym przywódcą i wizjonerem. Już na początku urzędowania zaczął tworzyć długofalowy program przebudowy miasta, nazwany „europeizacją Warszawy”. Początkowo mieszkańcy podchodzili do tego hasła bardzo sceptycznie, ale nie mogli zaprzeczyć, że z każdym miesiącem ich miasto piękniało.

Na Woli i Grochowie zasypano cuchnące rowy melioracyjne, sukcesywnie poszerzano i brukowano kolejne ulice. Wzdłuż nich stawiano elektryczne latarnie, sadzono drzewa, dbano o ukwiecone trawniki i klomby. Dzięki przejęciu przez magistrat elektrowni i jej błyskawicznej modernizacji skończyły się przerwy w dostawach prądu. O dziwo spadła też jego cena. Podobnie rzecz się miała z poprawą jakości usług wodociągów.

Prezydent nie zapominał nawet o środowiskach twórczych, uznając, że warto zdobyć ich sympatię. Przyjęto nowy statut Nagród Warszawy w dziedzinach: artystycznej, literackiej, muzycznej i naukowej. Podnosił on rangę i wartość wyróżnienia. Sławny poeta Jan Lechoń już 20 kwietnia 1935 r. na łamach „Gazety Polskiej” apelował: „Warszawa – to jest właśnie pole do wspólnej roboty dla Pana Prezydenta Starzyńskiego i nas wszystkich: pisarzy i artystów; powinniśmy pracować, aby Warszawa była równie piękna jak najpiękniejsze miasta”.
Nawet największych sceptyków nie mogły pozostawić obojętnymi ambitne plany budowy dwóch linii metra, rozwoju połączeń tramwajowych i ogólny czteroletni plan rozbudowy stolicy. A co najbardziej zaskakujące, trwający skok cywilizacyjny nie był realizowany na kredyt . Starzyńskiemu udało się szybko zrównoważyć budżet i powoli spłacano stare długi.

Trudno się więc dziwić, że warszawiacy w końcu docenili i polubili komisarycznego prezydenta. A zapewne żadnemu innemu przedstawicielowi obozu rządzącego wówczas ta sztuka by się nie udała. Bowiem w latach 30. „sanatorzy” już dawno utracili wiarę w to, że polityk to osoba, która pragnie władzy, żeby móc służyć społeczeństwu i ciężko pracować dla wspólnego dobra.

źródło: forbes.pl/prezydent-na-miare-stolicy,artykuly,160663,1,5.html

Tusk - Likwidator przemysłu

Szarky2013-09-14, 15:32
Takie oto pocztówki rozdawano dzisiaj, podczas strajku związkowców w Warszawie.

Przód:


Na tyle pocztówki możemy przeczytać:

Cytat:

Rządy Donalda Tuska to likwidacja polskiego przemysłu na niespotykaną dotąd skalę. Za jego sprawą przestał istnieć polski przemysł stoczniowy, fabryki silników okrętowych, poznańskie Zakłady im Cegielskiego i wiele innych ważnych przedsiębiorstw.
W tym roku zabrał się za polską energetykę i zatrzymał inwestycje w Elektrowni Opole, w Elektrowni Dolna Odra w Szczecinie, w Elektrowni Ostróda i w Elektrowni Błachownia. Brak rozwoju przemysłu to jego likwidacja! Rządy Tuska zniszczyły polski przemysł bardziej niż stan wojenny. Dość niszczenia! Powiedz "NIE" rządom likwidatorów"



Myślę że to zmierza w dobrą stronę lecz w ślimaczym tempie...
Ponadto w telewizji można usłyszeć że uczestników jest 100 tyś. - gówno prawda! Jest ich więcej, wspierają ich Warszawiacy którzy wyszli na ulicę, pozdrawiają przechodzących związkowców i na swój sposób ich w ten sposób wspierają.
PS.
Pierwszy temat, materiał własny, przepraszam za jakość zdjęcia - było robione na szybko telefonem. po tagach nie znalazłem

Zlot Dorectionerek

Nieuchwytny_Uchwyt2013-09-13, 19:48
Zdjecie to wykonalam podczas wczorajszego spaceru po warszawskiej starowce.




Podczas zlotu fanek One Direction jak widac doszlo do dewastacji miejsca historycznego. Jest to mur Domu Profesorow, niezdobyty bastion obrony Starego Miasta, ktorego bronili podczas Powstania Warszawskiego naszy rodacy, za ktory umarlo 104 Polakow. Jak widac informuje o tym kamienna tablica, tak wiec jeszcze bardziej bezczelne jest to, ze podpisaly sie zaledwie ok 30 cm od tej informacji.

Daje to wiele do myslenia, jak bardzo zmienila sie mlodziez w te 74 lata.

złoty pomink dla tuska

Dr0mg2013-09-13, 15:52

Związkowcy odsłonili przed Sejmem pomnik premiera Donalda Tuska. Statuta powleczona złotą farbą, przedstawia premiera w peruwiańskiej czapce z piłką pod pachą. Umieszczono pod nią napis "premierowi naród"
i odsłonięcie owego pomnika

StreetArt w Warszawie

p................y • 2013-09-10, 17:28
Street Art w mieście stołecznym, motyw powstańców