
Samobójcy.

Co robi człowiek, który spada z wysokości 10 piętra? Najczęściej ginie. Jednak ten młodzieniec... poprosił o papierosa.
– Nigdy nie zapomnę tego popołudnia. Siedzieliśmy z synem na podwórku przy grillu, gdy nagle usłyszeliśmy potężny huk. Zerwaliśmy się na równe nogi i pobiegliśmy w stronę szopki, w którą coś uderzyło. Na ziemi w krzakach leżał chłopak i jęczał z bólu – opowiada Wojciech Chodzyński (55 l.) z Ostrowca Świętokrzyskiego.
To był Patryk Z., który właśnie spadł z wysokości 25 metrów. Miał niesamowite szczęście. Trafił wprost w blaszany dach szopki stojącej na podwórku.
Odbił się od niego jak od sprężystej trampoliny i wylądował w kępie krzewów. Nawet na chwilę nie stracił przytomności. Wystraszeni ludzie, którzy otoczyli go chwilę po upadku nie mogli uwierzyć, że żyje.
– Leżał na trawie, popatrzył na mnie i poprosił o papierosa i piwo – opowiada, nie dowierzając własnym słowom, Paweł Chodzyński, mieszkaniec kamienicy stojącej tuż obok wieżowca. – Stałem jak wryty, a on zaczął się nagle chwalić, że chciał popełnić samobójstwo, wiec wybił szybę na klatce schodowej, wszedł na dach wieżowca, wziął rozbieg i skoczył. Mówił jeszcze, że w powietrzu wykonał salto! – twierdzi pan Paweł.
Jan Adamski (61 l.), sąsiad pana Pawła, mieszka na 10 piętrze, dokładnie pod miejscem, z którego desperat wykonał swój niesłychany skok.
– Odpoczywałem na wersalce, bo był już późny wieczór. Nagle usłyszałem potężny huk, jakby wybuchł telewizor, który ktoś wyrzucił przez okno. Przestraszyłem się nie na żarty, wybiegłem na balkon i zobaczyłem leżącego na ziemi człowieka. Zewsząd zbiegali się ludzie, krzyczeli, ktoś wzywał pomocy. Po chwili zawyły syreny i zrobiło się niebiesko od błyskających świateł – opowiada rozgorączkowany pan Jan.
Lekarz pogotowia i sanitariusze nie wierzyli, że po upadku z takiej wysokości Patryk Z. żyje. Obejrzeli go możliwie jak najszybciej i natychmiast przewieźli ambulansem do najbliższego szpitala.
Chłopak trafił na oddział ortopedii, bo miał tylko złamane nogi. Zdumieni lekarze nie znaleźli żadnych obrażeń, które mogłyby zagrażać jego życiu. Jest przytomny, ale o tym, co zrobił, rozmawiać nie chce. Twierdzi, że to był wypadek
Do szokującej zbrodni doszło w Niemczech, gdzie ojciec piłą spalinową zabił trzyletniego synka, a następnie przy jej użyciu popełnił samobójstwo - podaje portal TheLocal.de.
Ciała w lesie na peryferiach Bonn znalazł w środę przypadkowych przechodzień. Wezwani na miejsce zdarzenia policjanci relacjonowali, że scena zbrodni stanowiła "przerażający widok". Mężczyzna piłą spalinową odciął dziecku głowę, później popełnił samobójstwo.
Według ustaleń śledczych, 24-letni ojciec chłopca żył w separacji z jego matką, na co dzień wychowującą trzylatka. We wtorek mężczyzna zabrał synka "na lody", jednak już nie wrócił.
W środę zaniepokojona kobieta zgłosiła sprawę zaginięcia chłopca na policji i zeznała, że jego ojciec groził, że go zabije. Chwile później dotarły do niej wieści o tragedii.
Nie wiadomo do końca, co pchnęło ojca trzylatka do tak desperackich kroków. Z pewnością wpływ na to miała sytuacja rodzinna, jednak dokładne okoliczności zbrodni ma ustalić wszczęte śledztwo - czytamy w serwisie TheLocal.de.