📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 19:42

#polska

Kraj wtórnych analfabetów

konto usunięte2013-03-22, 15:49
Smutna rzeczywistość.

"Trzy czwarte Polaków to mniej lub bardziej zaawansowani... wtórni analfabeci. Czy można to zmienić?

Według badań międzynarodowych organizacji PISA (Międzynarodowego Programu Oceny Umiejętności Uczniów) i OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) blisko 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rodaków rozumie, ale w niewielkim stopniu. Powodów postępującego otępienia społeczeństwa jest kilka - najważniejszy to zanik nawyku czytania, bezrefleksyjne oglądanie telewizji oraz wzrastające ubóstwo (dzieci wychowywane w biedzie mogą mieć nawet o 9 punktów niższy iloraz inteligencji). Wtórny analfabeta bez większego wysiłku może przejść przez życie i jego ułomność intelektualna specjalnie mu nie przeszkadza. Nie musi czytać gazet, by wiedzieć, co się dzieje na świecie (informacji dostarczają mu telewizja i radio). Po skończeniu szkoły nie musi nawet pisać (listy zastąpiła rozmowa telefoniczna, a życiorys czy podanie pisze rzadko i według schematu). Nawet w instrukcjach obsługi umieszcza się rysunki ułatwiające zrozumienie, co trzeba zrobić. Paradoksalnie, może być "czytelnikiem" prasy - choć tylko telewizyjnej (to najpopularniejsze w Polsce gazety) i brukowej, w której tekst ogranicza się do podpisu pod zdjęciem.
Z socjologicznego punktu widzenia analfabeta wtórny to człowiek, który mimo ukończenia szkoły nie potrafi sprawnie czytać ani pisać. Można być także analfabetą funkcjonalnym, czyli osobą, która wprawdzie składa litery w wyrazy, a wyrazy w zdania, ale nie potrafi zrozumieć ich treści ani znaczenia. Dotyczy to nawet prostych komunikatów, z którymi mamy do czynienia na co dzień, np. ulotek informacyjnych o sposobie dawkowania leków.

Analfabeta po uniwersytetach

Choć brzmi to zaskakująco, analfabetyzmem wtórnym i funkcjonalnym zagrożeni są nawet absolwenci szkół wyższych. Z badań przeprowadzonych pod patronatem OECD wynika, że co szósty magister znad Wisły to analfabeta funkcjonalny! W badaniach porównywano zdolności rozumienia tekstu i poradzenia sobie z wyczytanymi informacjami u mieszkańców siedmiu państw: USA, Kanady, Polski, Niemiec, Szwajcarii, Holandii i Szwecji. W każdym kraju obserwowano ok. 3 tys. osób. Okazało się, że Polacy gubili się przy odczytywaniu rozkładu jazdy pociągów czy mapki pogody (40%). Trzy czwarte rodaków bezradnie rozkładało ręce przy pytaniu, czy dostrzegają związek między dwoma wykresami (jeden dotyczył sprzedaży petard, drugi - liczby wypadków). W rezultacie na najwyższych (piątym i czwartym) poziomie znalazło się zaledwie 3% Polaków. Do dwóch najsłabszych grup zaliczono natomiast prawie 80% mieszkańców naszego kraju. Co trzeciego z nas uznano za analfabetę wtórnego lub funkcjonalnego. Zajęliśmy ostatnie miejsce w rankingu.
- Dlaczego wypadamy tak nisko w międzynarodowych rankingach na rozumienie instrukcji obsługi? Bo zamiast ją czytać, Polak woli zapytać znajomego, który wcześniej instalował podobny sprzęt. Jesteśmy społeczeństwem gadanym i unikamy tego, co jest obce naszej kulturze, czyli czytania - komentuje psycholog społeczny, prof. Janusz Czapiński.
Dane budzące grozę, ale czy aby na pewno powinniśmy się temu dziwić? O tym, jak posługują się językiem pisanym wykształceni rodacy, mogliśmy się przekonać pod koniec lutego, kiedy to parlamentarzyści zostali poproszeni o napisanie dyktanda. Nie musieli pisać samodzielnie, lecz... w grupach, tak by mogli się konsultować w przypadku wątpliwości. Kiedy sprawdzono wyniki, okazało się, że nasza elita elit, na co dzień posługująca się językiem mówionym i pisanym, nie potrafi poprawnie pisać! Wbrew logice przyznano jednak tytuł Bezbłędnego Klubu Parlamentarnego tym zawodnikom, którzy... popełnili najmniej błędów!
Analfabeta w szkole

W międzynarodowych testach na rozumienie czytanej treści nie lepiej wypada polska młodzież. W 2002 r. Międzynarodowy Program Oceny Umiejętności Uczniów PISA przebadał 265 tys. 15-latków z 31 państw. W Polsce do testów zabrało się aż 4 tys. uczniów, którzy mieli się wykazać zdolnością wyszukiwania informacji, interpretacji tekstu, refleksji i krytycznej oceny. Nietypowa klasówka wypadła fatalnie. Wyniki podzielono na pięć poziomów. Tylko 6% młodych Polaków zakwalifikowało się do najwyższego poziomu. Natomiast niemal 10%... nie spełniało wymogów najniższego poziomu! Wylądowaliśmy na 24. miejscu. W raporcie końcowym PISA stwierdziła, że co dziesiąty absolwent polskiej podstawówki nie potrafi czytać, w zasadniczych szkołach zawodowych zaś analfabeci wtórni stanowią jedną trzecią!
Jak wyplenić analfabetyzm wtórny i funkcjonalny skoro już młodzież szkolna jest nim zarażona?
Według prof. Janusza Czapińskiego, jeśli chcemy skutecznie walczyć z analfabetyzmem wtórnym, powinniśmy przede wszystkim zabrać się do zmiany systemu szkolnictwa. W Polsce zamiast uczenia samodzielnego myślenia mamy mechaniczne wkuwanie na pamięć dat i formułek. - Tendencje do ułatwienia sobie życia dotyczą nie tylko nowoczesnych technologii, lecz także edukacji. Uczniowie starają się czytać nie lektury, ale ich omówienia. Nawet na wyższych uczelniach sięga się po nowoczesne metody przekazywania wiedzy, np. slajdy, które pomagają przyswoić wiedzę bez żmudnego, lecz owocnego siedzenia w bibliotekach - ocenia prof. Czapiński. - Warto też się zastanowić nad różnicą podręczników polskich i amerykańskich. Tu widać przepaść, jeśli chodzi o ich cele. W przypadku naszych podręczników celem zdaje się ukazanie erudycji autora. Celem amerykańskich zaś jest dotarcie z jak największą liczbą informacji do odbiorcy. Nie da się ukryć, że nasze po prostu nudzą i zniechęcają do czytania.
Sposobem na analfabetyzm wtórny i funkcjonalny jest wypracowywanie nawyku czytania - od książek i prasy począwszy, a skończywszy na ulotkach, regulaminach i instrukcjach obsługi.
Być może internet spowolni proces rozszerzania się analfabetyzmu - wymusza bowiem kontakt ze słowem pisanym. W sieci można znaleźć nie tylko miliony informacji o świecie (hasła encyklopedyczne, artykuły), ale także jest miejsce na indywidualną aktywność - pisanie pamiętników (blogów) czy komentowanie bieżących wydarzeń i czytanych tekstów.
Zdaniem prof. Czapińskiego, warto zacząć od najprostszych rozwiązań, chociażby od emitowania w telewizji filmów z napisami.
- My puszczamy filmy z lektorem, a w Europie, np. w Belgii, Skandynawii i Niemczech opatrzone są tylko napisami. To świetne rozwiązanie, bo lektor rozleniwia, a napisy wymuszają kontakt ze słowem pisanym. Przy okazji odbiorca osłuc🤬je się z obcym językiem i łatwiej mu się go uczyć - zauważa.
Warto dodać, że statystyczny Polak spędza przed telewizorem cztery godziny dziennie.
Brak refleksyjnego podejścia do przekazywanych treści widać znakomicie na przykładzie reklam. Wiele sloganów pozbawionych jest logiki, roi się w nich od błędów językowych, ale nikomu to nie przeszkadza. To pierwszy krok do bycia współczesnym analfabetą. Podobnie jest z językiem piosenek, np. emitowany od kilku lat serial \"Klan\" w swojej sztandarowej piosence uczy Polaków błędnej formuły językowej: \"Czasem chcesz się pożalić, ale nie masz do kogo\". Ilu telewidzów razi ten błąd?
- Tracimy wyczucie językowe. Przejawia się ono choćby w akceptacji bezsensownych tekstów, np. reklamowych typu \"Zmieniamy sens twoich stóp\", \"Serek dla mocnych kości\" czy \"Polskie mleko z polskiej krowy\". Ich pojawienie się świadczy o stępieniu się naszej wrażliwości na kłamstwo i manipulację - uważa dr Katarzyna Kłosińska, językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.
Skutecznym sposobem zahamowania analfabetyzmu wtórnego i funkcjonalnego jest uczestnictwo w kulturze. Niestety, do tej metody Polacy raczej się nie rwą. Nie chodzimy do teatru, na wystawy, a nawet do kina. Z badań CBOS wynika, że jeszcze w 1989 r. 42% Polaków było przynajmniej raz w roku w kinie, w 2003 r. już tylko 29%. Biblioteki są dostępne za darmo, mimo to są coraz rzadziej odwiedzane. W 1989 r. 64% Polaków twierdziło, że czyta jedną książkę w roku. W 2003 r. odsetek ten zmniejszył się do 54%. Aż 44% rodaków przyznaje, że w ogóle nie sięga po książki.

Analfabetyzm wyniesiony z domu

Do tej pory naukowcy przekonywali, że poziom i jakość uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych nie zależą od stanu materialnego Polaków. Ci, którzy wynieśli z domu lub sami wypracowali nawyk czytania, sięgają po książkę niezależnie od grubości portfela. Jednak pracownicy ośrodków pomocy społecznej alarmują, że długotrwałe, niemal 20-procentowe bezrobocie przyczynia się do dziedziczenia, a więc przechodzenia z rodziców na dzieci, analfabetyzmu wtórnego. Mówią wręcz o powstaniu nowej grupy społecznej - o zawodowych analfabetach. Osoby te nie potrafią zrozumieć najprostszych komunikatów wywieszanych w urzędach. Prowadzi to do bezradności i nieumiejętności dochodzenia swoich praw.
Prof. Czapiński uspokaja, że niebezpieczeństwo nie jest tak wielkie. - Problem dotyczy nie tyle bezrobotnych, ile zamkniętych enklaw - terenów postpegeerowskich. Dziecko bezrobotnych rodziców, które chodzi w mieście do szkoły, styka się z dziećmi z większym bogactwem kulturowym i to może je mobilizować do wyrwania się z marazmu, zniechęcenia i bezradności. Natomiast jeśli się obraca w środowisku zamkniętym, wśród społeczności o podobnych (niskich) aspiracjach, to oni nie zarażą chęcią innego życia. To nimi, a nie bezrobotnymi powinno się zająć ze szczególną troską państwo - przekonuje prof. Czapiński.

***
Jest jednak druga strona medalu. Jeśli przestajemy rozumieć treść komunikatu, wina może leżeć po stronie jego autora, a nie odbiorcy.
- To, że wiele osób nie rozumie przekazu telewizyjnego, to raczej wina dziennikarzy. Z instrukcjami też czasem dzieje się podobnie. Producent przetłumaczy dosłownie obcojęzyczną instrukcję lub zapomni umieścić jakiejś informacji w treści - pociesza prof. Czapiński.
Pamiętajmy więc, że nie tylko czytający może być analfabetą wtórnym. Także piszący."

Artykuł dosyć długi. Pewnie niewielu przeczyta go do końca. Ciekawe ilu pojmie o co w nim chodzi...

Polski Kraj Narodowo-Terytorialny

konto usunięte2013-03-21, 20:52
Czy wiesz, że w 1990 Polska była bliska uzyskania eksklawy na Litwie? Tamtejsi Polacy w regionach wokół Wilna, gdzie stanowili większość, utworzyli region autonomiczny z własną (biało-czerwoną) flagą i hymnem "Rota". Ostatecznie plany zaprzepaścili komuniści i polska władza

Według mnie była to bardzo ciekawa inicjatywa, która przypomniała, że kresy wschodnie były kiedyś Polskie. Może gdyby większy napór polskich władz utrzymała by się na dłużej. Może była szansa odzyskania kresów po rozpadzie ZSRR? Zapraszam do dyskusji

Artykuł z wiki:

Polski Kraj Narodowo-Terytorialny − polskojęzyczny okręg autonomiczny, jednostronnie utworzony w ramach Litwy przez litewskich Polaków. Okręg obejmował ziemie odrywającej się od ZSRR Litwy, na których Polacy stanowili większość mieszkańców. Jego utworzenie obiecała specjalną uchwałą Rada Najwyższa Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, jednak po jej wystąpieniu ze Związku Radzieckiego zobowiązanie nie zostało zrealizowane. Polacy jednostronnie ogłosili utworzenie okręgu autonomicznego, jednak władze samorządowe zostały przez władze litewskie zlikwidowane i zastąpione zarządami komisarycznymi.

Do autonomii prowadziły dwie drogi. Jedna we współpracy z Litwinami (autonomia od góry), którą poszedł Związek Polaków na Litwie (ZPL) i druga, realizowana oddolnie przez lokalnych działaczy wywodzących się z Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – (KPZR) (Jan Ciechanowicz, Czesław Wysocki z Solecznik).

Liderzy ZPL wiązali duże nadzieje na zapewnienie praw mniejszości polskiej od góry przez nowe władze litewskie, w czym utwierdziła ich uchwała parlamentu w Wilnie ze stycznia 1990 roku, w której zobowiązano rząd litewski do przygotowania projektu polskiej jednostki terytorialnej do 31 maja 1990 roku. Ważyły się w owym czasie losy całego ZSRR, a Litwa przygotowywała się do ogłoszenia niepodległości. Po deklaracji niepodległości 11 marca 1990 roku problem polski przestał mieć znaczenie i sprawę zaczęto przeciągać, by wreszcie nigdy uchwały nie zrealizować.

Gdy 31 maja 1990 roku minął termin na przedstawienie przez rząd litewski projektu polskiej jednostki terytorialnej, Rada Koordynacyjna zorganizowała w krótkim czasie trzy zjazdy delegatów polskiej mniejszości w sprawie utworzenia polskiej jednostki terytorialnej w składzie Litwy. Zjazdy, w których uczestniczyło blisko 240 delegatów, odbywały się w Ejszyszkach, Jaworowie i Mościszkach, a do udziału w nich zapraszano litewskie władze i litewskie media.

W tym samym czasie kwestię polskiej autonomii podjął ZPL, a zarząd tej organizacji poparł we wrześniu ideę polskiego okręgu, który miałby jednak pozostać w składzie państwa litewskiego.

Ostatecznie polscy deputowani Wileńszczyzny na zjeździe w Ejszyszkach 6 września 1990 roku jednogłośnie podjęli uchwałę o utworzeniu Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego. Od tego dnia istnieć miała jednostka autonomiczna w składzie Litwy.

Polski region miał obejmować:

- Rejon wileński
- Rejon solecznicki
- Rejon święciański
- Rejon trocki
- Rejon szyrwincki

Siedzibą władz autonomicznych miała być położona centralnie Nowa Wilejka, obecnie wschodnia dzielnica Wilna z największym udziałem ludności polskiej. Terytorium autonomiczne miało obejmować obszar nie całej litewskiej Wileńszczyzny, ale tylko tej części, na której ludność polska stanowiła zdecydowaną większość, a zatem około 4 930 km² (uwzględniając rozszerzone granice Wilna) z ludnością 215 tys. mieszkańców, w tym 33 tys. Nowa Wilejka (dla porównania Luksemburg ma powierzchnię 2 586 km² i ludność 470 tys. mieszkańców, a autonomiczna niemieckojęzyczna wspólnota w Belgii obejmuje tylko 854 km² i 71 tys. mieszkańców). Osoby deklarujące narodowość polską stanowiły na tym obszarze ponad 66%, ale ten wskaźnik zapewne by w sposób naturalny wzrastał, gdyby język polski stał się tu urzędowym lub jednym z urzędowych obok litewskiego – a nawet białoruskiego. Poza terytorium autonomicznym pozostawało samo Wilno, w którym Polacy w liczbie ponad 100 tys. stanowili 18-20% mieszkańców. Przyjęto hymn terytorium, Rotę, i flagę biało-czerwoną. W istniejącym obecnie podziale administracyjnym Republiki Litewskiej na 10 okręgów (apskritis) polski okręg autonomiczny byłby średnią jednostką zarówno pod względem liczby ludności jak i powierzchni.

2 maja 1991 roku rady rejonów wileńskiego i sołecznickiego proklamowały Polski Rejon Narodowo-Terytorialny.

W oczekiwaniu na uznanie Polskiego Narodowo-Terytorialnego Kraju przez Radę Najwyższą Litwy, do której przesłano uchwałę i projekt ustawy o powołaniu jednostki autonomicznej, zarząd powierzono Radzie Koordynacyjnej.

Przeciwko autonomii stanęły murem elity litewskie wskazując na irredentę, zdradę i realizację scenariusza rozpisanego w Moskwie. Rząd i elity w Warszawie całkowicie popierał litewskie dążenia niepodległościowe zakładając, że wdzięczni Litwini sami zechcą problemy polskiej mniejszości rozwiązać, a tymczasem polskie dążenia autonomiczne jedynie osłabiały litewski ruch niepodległościowy.

19 sierpnia w Moskwie doszło do próby komunistycznego puczu, został on poparty przez polskich komunistów na Litwie. Jego upadek oznaczał koniec planów utworzenia polskiego regionu autonomicznego. 3 września 1991 roku rejonowa rada sołecznicka odwołała przewodniczącego Czesława Wysockiego i jego zastępcę za poparcie puczu, jednak następnego dnia parlament Litwy rozwiązał samorządy terytorialne w polskojęzycznych rejonach i wprowadził zarząd komisaryczny w rejonie wileńskim i solecznickim. Polskim przywódcom wytoczono procesy karne i zwolniono z pracy. W tym czasie redakcje polskich czasopism włączono do litewskich, redakcję polską w telewizji litewskiej zastąpiono litewską itp.

Korzystając z litewskiego zarządu komisarycznego w następnych latach w ramach reprywatyzacji przeprowadzono faktyczną kolonizację Wileńszczyzny, bowiem prawo litewskie zezwalało na zwrot ziemi upaństwowionej przez ZSRR w dowolnej części Litwy, a zatem wielu etnicznych Litwinów ziemię utraconą na przykład na Żmudzi odzyskało pod Wilnem (znacznie większej wartości). Ziemię „zwracano” według kryterium klasy rolnej gruntu, a zatem za lepszej klasy ziemię pod Poniewieżem przekazywano większy obszar gorszej, ale znacznie droższej, ponieważ położonej w pobliżu dużego miasta – Wilna. Wśród tych, którzy uzyskali ziemię na Wileńszczyźnie i w Wilnie kosztem polskich właścicieli i spadkobierców, są przedstawiciele litewskiego establishmentu, jak np. „ojciec litewskiej niepodległości” Vytautas Landsbergis (zob. lituanizacja).




Artykuł z ahistoria.pl

„Republika Wschodniej Polski” w byłym ZSRR"

20 lat temu na terytorium ówczesnego ZSRR mignęła przez chwilę resztka polskich Kresów Wschodnich. Tamtejsi Polacy próbowali utworzyć na dawnych Kresach polskie narodowe terytorium. I w pewnym sensie im się udało.

Na przełomie lat 80-tych i 90-tych ZSRR trzeszczał już w szwach. I choć nie wszyscy spodziewali się, że radzieckie imperium całkowicie się posypie, wiadomo było, że sprawy wcześniej czy później osiągną punkt krytyczny.

Działacze niepodległościowi poszczególnych republik kuli żelazo póki gorące i przygotowywali grunt pod przyszłą niepodległość.

Jan Ciechanowicz, ówczesny polski deputowany do Rady Najwyższej ZSRR, zaproponował w Moskwie utworzenie w ZSRR polskiej autonomii. Miała ona obejmować tereny dawnych polskich kresów. Kraj ten miał nazywać się „Republiką Wschodniej Polski”.

Ruch taki nie był w owym czasie rzeczą niezwykłą. O swoje upomnieli się tureckojęzyczni Gagauzi, których kraj leżał w ramach Mołdawskiej SRR. Rosjanie mieszkający w republikach bałtyckich, w Mołdawii i na Ukrainie również bali się wynarodowienia w przyszłych – nierosyjskich – państwach, w których przyjdzie im żyć. Za broń chwycili Abchazi by odłączyć się od Gruzji, pod rządami Tbilisi nie chcieli żyć również Osetyńcy ani Adżarowie. Karabascy Ormianie nie chcieli obudzić się jako obywatele muzułmańskiego Azerbejdżanu. Polski ruch – choć niezbyt szeroki – wpisywał się w ten nurt.

Jak powiedział „AHISTORII” dr Jan Ciechanowicz, obecnie wykładowca na Uniwersytecie Rzeszowskim, „chodziło wyłącznie o to, by w taki sam sposób zabezpieczyć prawa mniejszości polskiej w ZSRR”.
Czy projektodawcy Republiki Wschodniej Polski naprawdę liczyli na realizację swojego – powiedzmy to – niezbyt realistycznego pomysłu?
- Traktat Ribbentrop-Mołotow uznany został za nieważny – mówi Ciechanowicz – należało więc domagać się przywrócenia Polakom tych terenów, które im w wyniku tego traktatu odebrano. Republika Wschodniej Polski miała pokrywać się z przedwrześniowymi granicami II RP, miały do niej należeć Lwów, Wilno, Grodno…
Ciechanowicz przyznaje jednak, że w sytuacji, gdy uaktywniały się ruchy narodowe Bałtów, Ukraińców i Białorusinów – od dawna stanowiących większość na terenach Kresów – utworzenie polskiej autonomii było raczej nieprawdopodobne.
- Za to – przypomina dr Ciechanowicz – autonomia taka powstała na Wileńszczyźnie. Przez prawie dwa lata nad samorządem w Sołecznikach powiewał biało-czerwony sztandar.

„Polski Kraj Narodowo-Terytorialny”

To prawda. Litewskim Polakom udało się utworzyć de facto funkcjonujące polskie narodowe terytorium na Litwie. Ten „Polski Kraj Narodowo-Terytorialny”, jak brzmiała jego nazwa, utworzony został przez polskich działaczy 6 września 1990 roku, prawie pół roku po ogłoszeniu niepodległości Litwy.

Jego nominalną stolicą była Nowa Wilejka, odległa od centrum dzielnica Wilna, w której Polacy stanowią znaczny procent. Wilno miało stanowić litewską enklawę wewnątrz polskiego terytorium. Hymnem była „Rota”. Flagą – biało-czerwony sztandar. Polacy stanowili ponad 65 procent mieszkańców terytorium. Obejmowało ono obszar prawie 5000 km 2.

Istnienie Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego mogło być na rękę Moskwie, która podsycała konflikt między Litwinami a Polakami. Jak pisał w liście do „Rzeczpospolitej” ambasador Litwy w Polsce Egidijus Meilūnas, „Przywódcy Związku Sowieckiego wówczas nie chcieli nawet słyszeć o niepodległości Litwy, donosiły się pogróżki w rodzaju: >>jeżeli chcecie być niepodlegli, proszę bardzo, ale bez Wilna i Kłajpedy<<”. Ambasador przypomina, że jeszcze przed powstaniem autonomii, a już po ogłoszeniu niepodległości Litwy, „w dniu 15 maja 1990 roku Rada Rejonu Solecznickiego, pod przewodnictwem Cz. Wysockiego, powzięła uchwałę, w której zaznaczono, że na terenie rejonu nadal obowiązuje Konstytucja ZSRS oraz odtąd rejon solecznicki miał się nazywać „Polski Rejon Narodowościowo – Terytorialny”.

Zwrócono się do prezydenta i Rządu Związku Sowieckiego. Podobną decyzję, w dniu 24 kwietnia, powzięła Rada Rejonu Wileńskiego, która zaznaczyła, że kwestia „wyjścia” ze Związku Sowieckiego może być rozwiązana drogą referendum”.

Litewscy politycy i prasa nazywali okręg „sowieckim bantustanem”. Przypominano o silnych związkach wielu polskich działaczy z KPZR. Brakowało również wsparcia Warszawy, która uważała, że dążenia polskich (lecz w dużym stopniu lojalnych wobec Moskwy) działaczy osłabiają litewski ruch niepodległościowy. Być może Polska liczyła na autonomię, którą litewskim Polakom litewskim zapewni niepodległa już Litwa.

Przez jakiś czas organizująca się dopiero państwo litewskie tolerowało funkcjonowanie polskiej autonomii. Po zadeklarowaniu jednak poparcia przez polskich działaczy dla puczu Janajewa, który miał doprowadzić do przejęcia w ZSRR władzy przez twardogłowych kapezeterowców, Litwini uznali, że miarka się przebrała. Władze polskiej autonomii zostały rozwiązane, a w ich miejsce wprowadzono komisaryczny zarząd litewski.

Opancerzany pojazd wsparcia "ANDERS"

konto usunięte2013-03-19, 21:36
Polska jednak jakieś militarne osiągi w ostatnich latach ma ; )...


Cytat:


Wielozadaniowa Platforma Bojowa „Anders” – projekt polskiej rodziny wozów bojowych projektowanych przez gliwicki Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych OBRUM sp. z o.o. Pierwszy prototyp skonfigurowany jako wóz wsparcia ogniowego publicznie zaprezentowany został we wrześniu 2010 roku na targach uzbrojenia w Kielcach. Platforma otrzymała nazwę na cześć generała Władysława Andersa. Matką chrzestną została córka generała, Anna Maria Anders, i to ona dokonała uroczystego odsłonięcia. Później w 2010 roku ten sam prototyp zademonstrowany został w konfiguracji bojowego wozu piechoty z wieżą Hitfist-30P, znaną z KTO Rosomak.



Cytat:

Konstrukcja wozu została zaplanowana na bazie wielozadaniowej platformy bojowej. Umożliwia zamontowanie wież bezzałogowych oraz załogowych; może więc w zależności od potrzeb być docelowo haubicą, sanitarką lub wozem dowodzenia. Wóz obsługiwany będzie przez trzech członków załogi, a dodatkowo zmieści czterech żołnierzy desantu. Maksymalna prędkość pojazdu wynosi 80 km/h.



Jeżeli trafi do produkcji - ten pojazd będzie wyprzedzał technologicznie USA o 20 lat .

to tak dla tych, co mówią, że Polska armia w dupie jest.
Na żywca zjechane z czyjegoś artykułu. Pomysłowe, szkoda tylko, że mieszkam w centrum tego "kraju".

- U nas nie ma pracy, to co było robić? Kupiłem auto z dużym zbiornikiem i jeżdżę do Rosji po paliwo. Sprzedaję je zaufanym klientom, ale i tak nie nadążam z zamówieniami. Zarabiam nawet trzy i pół tysiąca złotych miesięcznie - mówi pan Roman (44 l.), bezrobotny mieszkaniec Lidzbarka Warmińskiego.

Z tego procederu, choć legalny jest tylko częściowo, są zadowoleni niemal wszyscy – ci, którzy przywożą paliwo, i ci, którzy od nich kupują i sami na nim jeżdżą.
– Kupiłem starego forda z dużym zbiornikiem, zamontowałam instalację gazową i wyrobiłem wizę za 137 złotych do Rosji. Co dobę przywożę z Rosji 75 litrów paliwa – zdradza nam Pan Roman. – Mam tylu klientów, że nie mogę nadążyć z zamówieniami.

Do najbliższej stacji paliw za granicą w Obwodzie Kaliningradzkim z Lidzbarka ma ok. 40 km. Stacja jest 2 km za przejściem granicznym. Tam litr benzyny kosztuje poniżej 3 zł (w Polsce – 5,36 zł), LPG zaledwie 70 gr (u nas – 2,84 zł). Litr oleju napędowego – w Rosji 2,70 zł (a w Polsce 5,59 zł).

– Codziennie jadę po paliwo. Mam pusty zbiornik, a jadę na gazie. Po odprawie dwa kilometry za granicą w Bezledach wjeżdżam na stację benzynową i tankuję auto pod korek – zdradza pan Roman. – Żeby więcej weszło, pochylam auto, najeżdżając kołem na krawężnik. Jeszcze tankuję 10 litrów do kanistra. Potem tankuję gaz, kupuję papierosy i wracam.

Pan Roman nie jest jedyny. Na Warmii, przy granicy z Rosją, podobnie żyje wiele osób. Czasem paliwo wożą całe rodziny – bo jedna osoba w Rosji zatankować do pełna może raz na dobę. Ale jeden samochód może wjechać kilka razy. Wieczorami pan Roman spuszcza paliwo ze zbiornika i sprzedaje klientom – po 4,50 zł za litr. A stałym odbiorcom jeszcze taniej.
Gdybym miał pracę, to nie paprałbym się tym procederem, ale państwo do tego mnie zmusiło, bo nie mam za co wyżywić moich dzieci – mówi pan Roman.

Każdy kombinuje jak może... Dodam, że ceny w artykule mogą być przedawnione, gdyż został napisany jakiś czas temu.

Syrenka pogromcą szos

OstatniLogin2013-03-17, 10:23
Według zawiadomienia wysłanego do rodziny Kościków przez Główny Inspektorat Transportu Drogowego wynika, że wiekowa, zdezelowana syrenka pędziła 105 km/h w terenie zabudowanym, a za kierownicą siedział 86-letni pan Józef, który od lat jest sparaliżowany.



Starszy pan dostał mandat w wysokości 500 złotych i 10 punktów karnych za przekroczenie dozwolonej prędkości o 55 km samochodem, który nie chce nawet odpalić. Ponad trzydziestoletnia syrena czasy świetności ma już za sobą, od 5 lat stoi na przysłowiowych kołkach.

W pierwszym momencie trochę się uśmialiśmy, bo wiemy, że to auto stoi i rdzewieje, ale później się okazało, że musimy coś z tym zrobić - mówi Mariusz Kościk - wnuk pana Józefa. Właściciel auta - 86-letni pan Józef - jest po udarze, nie wstaje z łóżka i wymaga całodobowej opieki. Samochodu nie prowadzi od dawna.

Zdjęcie z radaru, który rzekomo zarejestrował syrenę pana Józefa rozpędzoną do 105 km/h nie zostało wysłane do właściciela. Przepisy nie nakładają obowiązku, a nawet nie pozwalają na przekazywanie stronom postępowania zdjęć na tym etapie czynności - tłumaczy Marcin Flieger - dyrektor Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.

Najwidoczniej system źle odczytał dane. Tego pana nie spotkają żadne konsekwencje. Proszę pamiętać, że gro czynności odbywa się z automatu... - dodał Marcin Flieger.

Pytanie ilu kierowców z tzw. „automatu” płaci nie swoje mandaty.

źródło: tvp.pl/wroclaw/aktualnosci/rozmaitosci/syrenka-pogromca-szos/10388148

Na granicy

konto usunięte2013-03-16, 10:59
Kontrola Niemca na granicy przy wjeździe do Polski:
- Name?
- Hans
- Age?
- 31
- Occupation?
- No, just visiting

Rząd chce zmian w imionach dla dzieci!

konto usunięte2013-03-15, 16:52
Artykuł skopiowany ze źródła poniżej, widać chcą z Polski zrobić coś na modłę multikulturalnej papki jak na Zachodzie.

Cytat:

ząd chce wprowadzić nową ustawę, zgodnie z którą dzieci będą mogły oficjalnie dostawać imiona zdrobniałe i “bezpłciowe”, czyli daleko odbiegające od utartej w Polsce tradycji.

Na chwilę obecną przepisy obowiązujące w Polsce zakazują rodzicom nadawania dziecku imion zdrobniałych oraz takich, które nie pozwalają na łatwe odróżnienie płci. Prawo zabrania więc nadawania imion typu Ryś, Krzyś czy Zosia, będących zdrobnieniami oraz takich jak Angel czy Szasza, na podstawie których trudno rozpoznać płeć dziecka.

Według Małgorzaty Piotrak, będącej dyrektorem Departamentu Spraw Obywatelskich MSW, zmiany tego typu są potrzebne ze względu na coraz większą liczbę małżeństw z cudzoziemcami i pojawieniem się niespolszczonych imion, które nie pozwalają rozpoznać płci dziecka. Zmiany mają też związek z opinią, że decyzja wyboru imienia powinna bardziej zależeć od rodziców.

Opinie na temat planowanych zmian są mocno podzielone. Wiceprezes Fundacji Helsińskiej, dr Adam Bodnar, opowiada się zdecydowanie za zmianami. “Jestem za daleko idącą swobodą rodziców w nadawaniu imion, gdyż nie ma żadnych racji, by państwo ingerowało w tę sferę. Ku temu stanowisku przychyla się też Trybunał w Strasburgu” – powiedział.

Przeciwnego zdania jest kierownik USC w Zielonej Górze i prezes Stowarzyszenia Urzędników Stanu Cywilnego RP, Tomasz Brzózka. Twierdzi on, że “decyzja o wyborze imienia jest podejmowana często pod wpływem emocji, chęci chwilowego zabłyśnięcia, dodania dziecku wątpliwej oryginalności. Jednak w przyszłości może być dla dziecka krzywdząca” – zauważa.

Jeszcze dobitniej swój sprzeciw uzasadnia adwokat Krzysztof Uczkiewicz, twierdząc, że ministerstwo ulega presji środowisk genderowych, które podważają tradycyjne rozumienie płci. Taką zmianę Uczkiewicz ocenia wręcz jako obrzydliwą, gdyż “w imię wyimaginowanych idei naruszane jest tradycyjne rozumienie imienia”.

Nowe przepisy mogą wejść w życie już w przyszłym roku.

na podstawie Rzeczpospolita



Źródło: Autonom.pl

Po wódzie mi odp🤬la

matt63amg2013-03-15, 13:55
ot bardzo dobrze znany wszystkim problem


Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem