#opole

Powstanie oleskie w 1919 roku

ulifont2014-07-02, 18:19
Witam, chciałbym wrzucić dosyć ciekawy temat, jednak spore są zbieżności oraz luki w źródłach na temat tego zapomnianego powstania. Właściwie mało, która osoba zapytana na Śląsku o powstanie oleskie jest w stanie cokolwiek o nim powiedzieć, a cóż dopiero ktoś spoza regionu.

Powstanie oleskie w 1919 roku- przywódcom zrywu w Oleskiem nie udało się przyłączyć powiatu do Polski.
Ksiądz Paweł Kuczka z Wysokiej i Walenty Sojka z Łowoszowa opracowali plan opanowania powiatu oleskiego.
- Terminu powstanie oleskie użyli jako pierwsi Niemcy - mówi dr Piotr Pałys. - To jest bardzo ciekawa sprawa. Jak ustalił katowicki historyk Edward Długajczyk, Walenty Sojka otrzymał z polskiego posterunku wywiadowczego w Praszce polecenie wysadzenia mostów pod Sowczycami i Kluczborkiem. Ale nikt go nie zachęcał do wywołania powstania. Wygląda na to, że chciał się wykazać. Mostów zresztą nie udało się wysadzić.
Mimo to grupa powstańców miała uderzyć na baterię niemieckiej artylerii stacjonującą w Wojciechowie. Wcześniej zdobywając broń w magazynie ukrytym w leśniczówce w Łowoszowie. Akcja - dowodzili nią Walenty Sojka oraz Augustyn Koj i Franciszek Grobelny - rozpoczęta w nocy z 7 na 8 czerwca 1919 roku nie powiodła się. Okazało się, że w leśniczówce nie ma broni i z ataku na baterię artylerii trzeba było zrezygnować.
Gotowych do walki 300 ludzi musiało się rozejść. Landrat oleski i prezydent rejencji w Opolu po ataku na leśniczówkę ściągnęli posiłki wojskowe. W wyniku rewizji i obław aresztowano 60 osób.
W lipcu 1919 r. przed sądem wojskowym w Opolu stanęło 17 powstańców oleskich. Stanisław Węgier z Olesna i Franciszek Maroń z Łowoszowa zostali skazani na pięć lat więzienia. Pozostali otrzymali wyroki od trzech miesięcy do trzech lat.
Zerżnięte z opolskie.regiopedia.pl/wiki/powstanie-oleskie-w-1919-roku
Jednak wikipedia nieco inaczej przedstawia owe zdarzenie:
Powstanie oleskie - wystąpienie zbrojne przeciwko Niemcom zorganizowane w okolicach Olesna, poprzedzające powstania śląskie.
W nocy z 7 na 8 czerwca 1919 r. murarz z Olesna - Franciszek Grobelny i robotnik z Zębowic - Augustyn Koj, zebrali około 200-300 Ślązaków do lasu koło Łowoszowa, znajdującego się około 5 km na zachód od Olesna. Inne grupy miały opanować w Wojciechowie niemiecką baterię artylerii, zniszczyć łączność telefoniczną na wschód i zachód od Olesna oraz wysadzić dwa mosty kolejowe pod Kluczborkiem i Sowczycami.
Powstanie nie powiodło się, ponieważ w leśniczówce nie odnaleziono spodziewanego magazynu broni. Działań też nie wsparły wojska polskie zza rzeki Prosny. Wojsko niemieckie rozpędziło grupy powstańców, aresztowano 22 osoby.
Postaram się więcej wrzucić po pierwszym komentarzu bo źródła są dosyć cząstkowe i jak widać powyżej nieco rozbieżne.

Zaj🤬i mi z dzielni Bankomat... w całości.

r................l • 2014-03-18, 19:53
link


Dzisiaj w nocy ukradli nam spod Biedry bankomat, w całości i na przysłowiowego żywca. Słyszałem, że próbowali je wysadzać, rozwalać młotami, zrzucać z piętra ale w całości to mogli jebnąć tylko na tej dzielni.
Na jednym z opolskich portali piszą że został wyrwany, ale byłem dziś na miejscu (ot, mam 50m) i widać że został zgrabnie odkręcony i wywieziony, wywieziony do lasu jak się okazuje gdzie został pocięty i oskubany z hajsu. Policja niedawno znalazła jego wrak Pzdr.

Donald Tusk w Opolu

D................t • 2014-02-14, 1:00
Komentarz o wizycie Naszego Umiłowanego Przywódcy w Opolu, z napisami, bo pani dziennikarka trochę się sepleni...

Jadę sobie dzisiaj autem...

Pener2013-08-16, 23:34
Opole, okolice tesco
Lepiej przyciszyć
W skrócie: 18 latek zdał egzamin na prawo jazdy i jeszcze przed odebraniem prawka jeździł sobie po mieście. Jako że był miękkim waflem wymusił pierwszeństwo i po stłuczce wjechał na chodnik, gdzie potrącił 27 latkę łamiąc jej kręgosłup w rezultacie czego biedna kobieta zmarła. To się nazywa sp🤬olić sobie (i komuś) życie na starcie..



Cytat:

Wjechał na kobietę na chodniku. Dopiero zdał egzamin

Zmarła 27-letnia kobieta, która przechodząc przed południem chodnikiem została potrącona przez 18-letniego kierowcę. Mężczyzna niedawno zdał egzamin na prawo jazdy, nie zdążył jeszcze odebrać dokumentu. O szczegółach wypadku, do którego doszło w centrum Opola, informuje serwis 24opole.pl.

"Kierujący fordem fiestą 18-latek jadąc ulicą Damrota, wymusił pierwszeństwo i na skrzyżowaniu zderzył się z prawidłowo jadącym volkswagenem passatem kierowanym przez 43-letniego mężczyznę" - w rozmowie z serwisem 24opole.pl relacjonował mł. asp. Piotr Pogoda z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.
Zjechał na chodnik, potrącił kobietę

"Po zderzeniu ford zjechał na chodnik, gdzie potrącił 27-letnią pieszą. Poszkodowaną w ciężkim stanie, ze złamaniem kręgosłupa, urazem klatki piersiowej i jamy brzusznej zabrano do szpitala.

- O 15:30 27-latka zmarła" - poinformował kom. Sławomir Kulej, dyżurny Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.

"Jak się okazało, 18-letni sprawca wypadku niedawno zdał egzamin na prawo jazdy i nie zdążył jeszcze odebrać dokumentu uprawniającego do jazdy samochodem" - podal serwis 24opole.pl.

Zgubiłem się w internecie podczas czytania wiadomości i trafiłem na taki oto news :

Cytat:

Mężczyzna urywa głowy gołębiom, kupuje i dręczy małe zwierzęta, a ostatnio zaczął wyłapywać koty. Najprawdopodobniej jest chory psychicznie. Ludzie boją się, że w końcu zaatakuje dzieci i nie mogą zrozumieć, czemu nikt nie reaguje.



Prawdziwy z niego Sadol, nie ma chja...

Cytat:

Nie ma na niego sposobu - załamuje ręce Maria Wochowiec, właścicielka kiosku na pl. Teatralnym w Opolu, która mężczyznę widuje niemal codziennie. - Widziałam, jak kupił w sklepie zoologicznym szczurka. Stał z nim później na przystanku, a zwierzę okropnie piszczało. Podeszłam i zobaczyłam, że on łamie mu ogonek. Zaczęłam go obsztorcowywać, a wtedy uciekł



Cytat:

Pani Urszula, która sprzedaje w kiosku w centrum miasta, również widuje mężczyznę regularnie. - Kilka dni temu widziałam, jak wracał z łowów. Worek miał obciążony, a przez materiał wychodziły pióra - relacjonuje. - Zauważyłam, że ostatnio zaczął się pojawiać ze śrubokrętem. Nie wiem, czy on nie maltretuje nim tych zwierząt. Bo po co chodzi z nim dzień w dzień? - zastanawia się.



Ale to już jest chyba lekka przesada. Nie, żebym był obrońcą zwierząt, ale chętnie bym mu

Jeden z komentarzy :

Cytat:

Znam go bardzo dobrze. Niestety Grzesiu jest nei do ruszenia-wysoko postawiony wujek urzędas który Grzesia trzyma tylko dla jego mieszkania, dlatego nie pozwoli go ubezwłasnowolnić. Ps chłop ma schizofrenie i jest niebezpieczny.



Teraz przyznać się, który z Was, Sadole, to Grzesiu z Opola?
Kobieta, aby znaleźć przytulisko dla swojego ojca, przekonywała urzędników, że to kloszard znaleziony na ulicy. Kiedy kłamstwo wyszło na jaw, podrzuciła 77-letniego pana Franciszka do noclegowni dla bezdomnych. Z kromką chleba i bez grosza przy duszy.


"Córka dała mi kromkę chleba i zostawiła przed drzwiami noclegowni. Na odchodnym powiedziała, że więcej się nie zobaczymy"
- mówi, płacząc, pan Franciszek. - "Ale ja chciałbym ją jeszcze zobaczyć..."


Mężczyzna trafił do ośrodka dla bezdomnych przy ul. Popiełuszki w Opolu we wtorek wczesnym popołudniem.

- Zauważyłam przed wejściem starszego pana i kobietę, która całuje go w czoło na pożegnanie. Zaintrygowało mnie to - wspomina Elżbieta Urzędowska, dyrektor ośrodka. - Podeszłam do tego mężczyzny, a on zapytał czy przyjmiemy go na nocleg. Tej kobiety już przy nim nie było.

Urzędowska porozmawiała chwilę ze starszym panem i dowiedziała się, że to córka podrzuciła go do noclegowni. Wybiegła za nią, licząc, że uda jej się przemówić do rozsądku, ale kobiety już nie było.

- Córka zostawiła go z kromką chleba i soczkiem. Nie miał przy sobie pieniędzy, ani dowodu osobistego. Stwierdził, że zabrała mu go córka, po tym jak wymeldowała go ze swojego mieszkania - opowiada Urzędowska.

Dyrektor ośrodka chciała skontaktować się z wyrodną córką telefonicznie, ale okazało się, że nie zostawiła ojcu numeru do siebie.

Pan Franciszek szybko zadomowił się w nowym miejscu. Stara się uśmiechać, ale widać, że przytłacza go sytuacja, którą zafundowali mu bliscy.

- Na głowę mi tu nie pada, jeść dostaję... Pani sobie nie wyobraża ile ja kilometrów pieszo zrobiłem, zanim córce udało się mnie tu wsadzić - wspomina Franciszek Żmuda. - Nie chciałem się od niej wyprowadzać, ale nie miałem nic do gadania. Córkę interesowały tylko moje pieniądze (ma ponad tysiąc złotych emerytury - red.). Powiem pani, że ja każdego dnia modlę się, żeby Bóg zabrał mnie do siebie. Nie mam już siły dłużej się tułać - mówi próbując ukryć łzy.

Pan Franciszek wcześniej mieszkał u córki. Ma do niej żal, bo kiedy poprosiła, wziął dla niej 6 tys. złotych pożyczki i telewizor na raty, który, jak mówi, widział tylko w sklepie.

- Emerytura pana Franciszka przychodzi na adres córki. Podjęliśmy już odpowiednie działania, żeby zablokować taki sposób wypłaty - mówi Elżbieta Urzędowska.

Dyrektorka ośrodka przeprowadziła własne śledztwo, żeby dowiedzieć się dlaczego mężczyzna na starość wylądował na ulicy.

Ustaliła, że pan Franciszek mieszkał z drugą żoną w gminie Łubniany, ale po jej śmierci pasierbica sprzedała dom razem z ojczymem, a on został na lodzie.

Później pomieszkiwał trochę u kolegi w Opolu i w przytulisku w Bielicach.

- Ostatecznie pojechał do córki z pierwszego małżeństwa do Jastrzębia Zdroju. Ona zameldowała go nawet u siebie, ale nie spodobało się to jej mężowi, więc postanowili się pozbyć starego ojca - relacjonuje dyrektor noclegowni.

Nie mogli go wymeldować, dopóki mieszkał u nich, więc opłacili mu stancję. Ojciec widocznie nadal im zawadzał, bo postanowili znaleźć mu dach nad głową, ale taki, za który nie będzie trzeba płacić.

- Zanim córka przywiozła pana Franciszka do nas, pojechała z nim do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Twierdziła, że go nie zna i że to jest bezdomny, którego znalazła na ulicy - opowiada dyrektor Urzędowska. - Pracowników zaskoczyło to, że jak na nieznajomego, to kobieta bardzo dużo o nim wie. Zaczęli ją naciskać i wtedy przyznała się, że jest jego córką.

Pan Franciszek mówi, że jest już zmęczony i nie chce wyprowadzać się z noclegowni. - Tu mam łóżko, jedzenie, cichutko słucham sobie radyjka - mówi jakby usprawiedliwiając, że nie zrobi kłopotu.

Ostatni meldunek miał jednak na Śląsku, dlatego w opolskiej noclegowni nie może zostać na stałe.

- Znaleźliśmy ośrodek, który przyjmie pana Franciszka, staramy się też o pieniądze na pokrycie kosztów przejazdu - wyjaśnia Urzędowska. - Pracuję tu od 11 lat, ale pierwszy raz zdarzyła mi się taka historia. Żeby własna córka podrzuciła ojca do noclegowni... - kręci z niedowierzaniem głową.

Pan Franciszek ma żal do córki, ale nie złorzeczy pod jej adresem.

- Tak nie robi kochająca córka - mówi tylko cicho ukradkiem ocierając łzy...

Źródło

Może ktoś pozna tego człowieka, może zna jego córkę. Może napluje w jej kurewski pysk.

Opolskie fabryki benzyny

t................3 • 2013-03-16, 22:34
Poniższy artykuł przedstawia historię produkcji benzyny przez III rzeszę na terenie dzisiejszego opolskiego oraz wpływ jaki zbombardowanie owych zakładów miało na przebieg II wojny światowej.
Artykuł pochodzi z Gazety Wyborczej

Zdjęcie poniżej przedstawia ruiny obecnie:



Gdy hitlerowskie fabryki paliw syntetycznych na Opolszczyźnie były w pełni gotowe, by wziąć na siebie główny ciężar zaopatrzenia w paliwa i smary armii niemieckiej, zostały zniszczone przez amerykańskie lotnictwo. Był to jeden z najmniej znanych z ważnych epizodów II wojny światowej.
Syntetyczne paliwa to wynalazek niemiecki, chociaż pierwsze doświadczenia przeprowadzili już w 1902 roku dwaj chemicy francuscy. Jednak to badacze niemieccy dostrzegli oczywisty potencjał tkwiący w węglu. W kraju, który miał niewiele własnych złóż ropy, uzależnienie od jej dostaw było nie do przyjęcia w warunkach wojennych.

Paliwo dla Luftwaffe

W 1927 roku w Niemczech uruchomiono więc pierwszą fabrykę benzyny syntetycznej według metody urodzonego w 1884 r. pod Wrocławiem noblisty Friedricha Bergiusa. Tyle że uwodornianie węgla musiało przebiegać w dość szczególnych warunkach: w 12-metrowych "piecach", w temperaturze ponad 400 stopni i pod olbrzymim ciśnieniem od 200 do 700 atmosfer. Zwłaszcza ten ostatni parametr stanowił wielkie wyzwanie dla inżynierów projektujących instalacje i decydował o kosztach całej fabryki.

Drugą metodą otrzymywania paliw z węgla była - i jest stosowana do dziś (na masową skalę w RPA) - tzw. synteza F-T, czyli proces Fischer-Tropsch. Ta metoda, chociaż równie skomplikowana i kosztowna, pozwala otrzymywać paliwo o niemal idealnym składzie, wolne przede wszystkim od zanieczyszczeń siarką i azotem. Franz Fischer i Hans Tropsch uzyskali dla swoich badań patronat Kaiser Wilhelm Instytut, potężnej i znaczącej organizacji naukowej, w której istniał specjalny wydział zajmujący się badaniami nad uzyskaniem syntetycznych paliw.



W 1936 roku wysiłki obu chemików (chociaż było to właściwie trio, tym trzecim był mało znany Otto Roelen) doprowadziły do powstania pierwszej fabryki pracującej tym systemem. Paliwa pochodzące z syntezy F-T nadawały się przede wszystkim do napędzania silników lotniczych i w 1943 roku było w Niemczech już dziewięć zakładów produkujących te paliwa. Pod koniec wojny paliwa syntetyczne i produkty pochodne produkowało aż 27 fabryk, do których należy dołożyć jeszcze kilka w krajach okupowanych.

Dlaczego na Śląsku?

Śląsk do tej listy dołączył dość późno, chociaż plany były dość ambitne i miał odgrywać ważną rolę w przemyśle zbrojeniowym III Rzeszy. Według danych inspekcji zbrojeniowej z Wrocławia, która administrowała wszystkimi zakładami na Dolnym i Górnym Śląsku, pod koniec 1942 roku (późniejszych pełnych danych brak) było tu zarejestrowanych aż 395 małych, średnich i wielkich fabryk pracujących na rzecz wojska.

Gdy następny rok przyniósł nasiloną ofensywę powietrzną przeciwko niemieckim miastom w dzień i w nocy, bo do nalotów włączyli się Amerykanie, rola Śląska - oddalonego od stref zasięgu lotnictwa alianckiego startującego z baz na Wyspach Brytyjskich - gw🤬townie wzrosła.

Nic dziwnego, że obszar Śląska bardzo wcześnie został wytypowany na lokalizację przemysłu petrochemicznego. W czerwcu 1935 roku, w ramach zakrojonego na szeroką skalę programu budowy 11 fabryk paliw syntetycznych, jako jedną z lokalizacji wybrano okolice Wałbrzycha, ze względu na dobrej jakości pokłady węgla występujące na tym terenie. Fabrykę miał zbudować koncern IG Farben, a dokładnie spółka Anorgana, która na miejscu miała już odpowiednią aparaturę do produkcji amoniaku. Projekt upadł, gdyż swoje obiekcje zgłosiło dowództwo Luftwaffe, argumentując, że fabryka będzie leżała zbyt blisko granicy z Czechosłowacją.

W 1937 roku w ramach tzw. Planu Czteroletniego powrócono do zamiaru budowy na Górnym Śląsku zakładu o wydajności 150 tys. ton paliw rocznie. Ponownie nic z tego nie wyszło, a projekt tym razem storpedowali właściciele kopalń, którzy nie chcieli dołożyć się do budowy fabryki ani inwestować w kopalnie, które miały dostarczyć surowca do produkcji paliw.

Na marginesie warto zauważyć, że z dwóch ton węgla produkowano wtedy tonę paliwa. Jednak oprócz samego "wsadu do kotła" potrzebnych było jeszcze dodatkowo pięć ton węgla, jako paliwa do produkcji energii niezbędnej w całym procesie. Dla właścicieli kopalń taki stosunek kosztów do efektu wydawał się nie do przyjęcia i dopiero warunki wojenne zmusiły ich do zmiany zdania - wtedy, kiedy normalna ekonomia niewiele miała już wspólnego z realiami.

Koncepcja budowy fabryki, dla której wybrano lokalizację koło Blachowni pod Kędzierzynem-Koźlem, wróciła w 1938 roku. A w sierpniu 1939 roku, kiedy wojna była już nieuchronna, fabrykanci śląscy zgodzili się wnieść swój wkład finansowy w wysokości 75 mln marek na budowę pierwszej fabryki. Pozostałe 45 mln miało dać ministerstwo finansów Rzeszy.

Wkrótce zapadła decyzja, że obok Kędzierzyna koncern IG Farben wybuduje drugą fabrykę (obie oparte na metodzie Bergiusa). Do tych dwóch fabryk wkrótce dołączyła trzecia, gdy prywatne konsorcjum Schaffgotsch-Benzin rozpoczęło budowę w Zdzieszowicach zakładu paliwowego opartego na technologii F-T.

Budują Żydzi, jeńcy, skazańcy

Mimo że zakład pod Kędzierzynem rozpoczęto budować później, to on jako pierwszy rozpoczął produkcję. Koncern IG Farben miał po prostu większe doświadczenie i już latem 1943 roku pierwsze cysterny z paliwem lotniczym odjechały z przyzakładowych bocznic. W Blachowni dopiero w styczniu 1944 roku rozpoczęto, z kłopotami, produkcję, która dopiero trzy miesiące później przebiegała bez problemów. Nie ma danych co do zakładu w Zdzieszowicach, ale można założyć, że i tu rozpoczęto dostawy dla wojska w podobnym okresie.

Rosnące potrzeby wojenne powodowały, że wszystkie trzy zakłady były w stałej rozbudowie. Na przykład fabryka w Blachowni z początkowych 150 tys. ton miała zostać rozbudowana do poziomu produkcyjnego dającego prawie milion ton paliw i smarów rocznie. Do planowanych 120 mln marek całkowitych kosztów już w 1939 roku dopisano kolejne 130 mln (dla wydajności zakładu 350 tys. ton). Można śmiało założyć, że planowany łączny koszt trzech fabryk miał w końcu wojny przekroczyć grubo ponad miliard marek (dziś szacuje się, że nowoczesna fabryka to koszt około 1,5 mld dolarów).

Kierownictwo fabryk wciąż zgłaszało też zapotrzebowanie nie tylko na materiały budowlane, ale także na siłę roboczą. W momencie największego nasilenia prac przy budowie zakładów i przy samej produkcji w Blachowni i Kędzierzynie pracowało prawie 30 tys. ludzi, chociaż nigdy nie osiągnięto planowanego poziomu zatrudnienia.

Problem ten próbowano rozwiązać na kilka sposobów - przerzucano fachowców z innych zakładów z głębi Niemiec, poprzez przymus zatrudnienia ściągano techników z krajów okupowanych, ale do najcięższych robót skierowano przede wszystkim jeńców i więźniów.

W Sławięcicach do dziś można oglądać pozostałości po obozie - filii oświęcimskiej fabryki śmierci, w którym przetrzymywano Żydów. Część z nich przeniesiono z budowy innego sztandarowego projektu III Rzeszy - sieci autostrad. Realizacja jej opolskiego odcinka została wstrzymana ostatecznie w 1942 roku, a więźniowie przerzuceni między innymi do Blachowni.

Oczywiście nie tylko oni pracowali na budowach. W obozach dla robotników przymusowych skupiono w momencie rozpoczęcia nalotów około 30 tys. ludzi, w tym 15 tys. Polaków, po prawie 3 tys. Rosjan i Francuzów, a także Włochów, Ukraińców i Czechów. Sięgnięto także po skazańców osadzonych w śląskich więzieniach, skąd pozyskano około tysiąca robotników.

Wywiad AK gromadzi plany

Tak wielkich zakładów budowanych z zaangażowaniem tak wielkich sił, zwłaszcza robotników cudzoziemskich, nie można było ukryć i wywiad aliancki interesował się nimi od dawna. Teren ten był penetrowany przez kilka polskich siatek wywiadowczych koordynowanych przez ekspozyturę "Stragan" z Wiednia, podległych Komendzie Głównej AK, która ściśle współpracowała z wywiadem amerykańskim.

Wywiad Armii Krajowej miał swoich ludzi wewnątrz zakładów i już jesienią 1942 roku dokładne plany fabryk w Blachowni i Kędzierzynie zostały przekazane do Waszyngtonu.

Aresztowanie Romualda Kocura z siatki S-1 tylko na moment przerwało penetrację fabryk. Przez cały 1943 rok siatka S-5 (między innymi Zdzisław Machura i Leon Powolny) aktualizowała informacje o rozbudowie wszystkich trzech fabryk. Dane te były dublowane przez siatkę U-2 (Franciszek Malisz).

Swoją siatkę - kryptonim Lido - stworzył tu także śląski inspektorat AK. Szefował jej Alojzy Kalisch. Dzięki poświęceniu kilkudziesięciu żołnierzy podziemia i ich współpracowników w połowie 1944 roku dowództwo amerykańskiej 15. Armii Powietrznej we Włoszech dysponowało kompletem danych, dzięki którym wytypowano siedem obiektów przeznaczonych do zniszczenia - trzy fabryki paliw na Opolszczyźnie, fabrykę w Oświęcimiu i trzy rafinerie - w Trzebini, Boguminie i Czechowicach.

Dziś trudno jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego najbardziej czuły element niemieckiej gospodarki wojennej, czyli paliwa i transport, został zaatakowany tak późno. Nie wnikając w meandry planowania strategicznego aliantów, trzeba odnotować, że plan taki pojawił się dopiero w marcu 1944 roku i zakładał obniżenie przez bombardowania miesięcznej produkcji zakładów paliwowych o połowę. Plan wtedy odłożono ad acta, mimo że Niemcy spodziewali się takiego ciosu od początku wojny.

Cios ostateczny lotnictwa alianckiego

Dopiero w początku maja alianci skierowali swoje bombowce na obiekty produkujące paliwa w Niemczech. Skutek ataków od razu był druzgocący dla Niemiec. 12 maja 1944 roku nalot na pięć zakładów doprowadził do kompletnego zniszczenia dwóch z nich, a w pozostałych produkcję ograniczono o połowę. Uderzenie z niszczycielskim skutkiem powtórzono w końcu miesiąca. W efekcie nalotów Niemcy powołali specjalne szefostwo, którego zadaniem miało być jak najsprawniejsze usuwanie szkód i przywracanie produkcji.

Nie na wiele się to zdało. Od 8 czerwca 1944 roku zniszczenie zakładów paliwowych stało się celem numer jeden dla lotnictwa alianckiego. Kosztem ponad 1200 zestrzelonych bombowców do września 1944 r. niemiecka produkcja paliw wynosiła zaledwie 8 procent możliwości.

Szczególnie dotknęło to Luftwaffe, która zamiast planowanych 175 tys. ton benzyny otrzymała wtedy zaledwie 5300 i w następnych miesiącach ciężar obrony przeciwlotniczej spadł praktycznie wyłącznie na barki o wiele mniej skutecznych artylerzystów.

Ostatni etap tej ofensywy rozpoczął się 7 lipca 1944 roku. Wtedy to amerykańska 8. Armia Powietrzna wysłała 1100 bombowców na fabryki we wschodnich Niemczech, a 15. Armia po raz pierwszy tysiąc swoich maszyn nad cele na Śląsku, by powtórzyć to potem jeszcze 17 razy.

Ostatni nalot, 26 grudnia 1944 roku, dopełnił losu śląskich fabryk paliw syntetycznych. Data nalotu nie była przypadkowa. Amerykanie sądzili, że w drugi dzień świąt uda im się zaskoczyć obronę i częściowo się to powiodło. Skutkiem nalotu produkcja paliw w śląskich fabrykach została całkowicie wstrzymana i nigdy w zasadzie nie wznowiona. Tylko w Zdzieszowicach 22 stycznia 1945 roku udało się ją na chwilę uruchomić, ale w zasadzie już pod ogniem radzieckich dział.

W końcu stycznia wszystkie zakłady, a w zasadzie ich ruiny, zostały zajęte przez Armię Radziecką, a obóz w Sławięcicach został zapełniony przez nowych więźniów. Na gruzach fabryk już w Polsce powstały nowe zakłady, z których tylko zdzieszowicki nadal zajmuje się obróbką węgla, lecz to już zupełnie inna historia.

Galeria zdjęć:
Stowarzyszenie Blechhammer

P.S. Do zauważenia pewien fakt:
Rzesza Niemiecka potrafi w warunkach wojennych 70 lat temu produkować benzynę w ilościach jak na owe czasy ogromnych, tymczasem Polska - kraj demokratyczny, obecnie nie prowadzący wojny, mający dostęp do technologii XXIw. - uzależniony jest od Gazpromu, OPEC, Shell/BP, całej listy koncernów i benzyny na własne potrzeby wyprodukować nie potrafi?
Mało tego, o takiej możliwości w szerszej opinii publicznej nawet się nie mówi.