#odwaga

Viva la France

K................h • 2016-07-15, 15:20
W tym tragicznym dniu wszyscy jesteśmy Francuzami- powiedziała na konferencji unijna przedstawicielka do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa- Federica Mogherini.

Po czym wywiesiła białą flagę i sp🤬oliła do włoskiej ambasady.

Knurów - prawdziwa historia

mikelejlo2016-06-09, 13:46
-Dawid, pamiętaj żeby uważać- wycedziła z siebie kobieta z dzieckiem na rękach
-Kochanie, przecież zawsze ci mówiłem, że gdy Polska wzywa moim honorem jest walka- powiedział Dawid szykując się do wyjścia. Nie spodziewał się, że ostatni raz widzi swoją żonę i dziecko. Cóż jednak mógł zrobić, skoro gra toczyła się o tak wysoką stawkę.
Dnia poprzedniego, jak to zawsze bywało, o 21:37 w piątkowy wieczór, wybrał się na piwo z kumplami. Wybrali najdogodniejsze miejsce do spożycia najbardziej polskiego z piw - Harnasia, który jako jedyny oddaje najczystszą woń lechickiego chmielu. Wieczór był poważny, następnego dnia na tutejszym stadionie miał się bowiem odbyć mecz IV ligi między Concordią Knurów a Ruchem Radzionków.
Pech chciał, że gdy spożywali alkohol tuż obok nich przechodził pozornie nieświadomy niczego policjant. Krewki Damian, jeden z najodważniejszych knurowskich chuliganów i wierny kompan Dawida, nie namyślając się długo postanowił zmierzyć się z przechodniem. Dawid przeczuwał jednak, że może kryć się za tym jakiś spisek, mimo to postanowił nie reagować w tej sytuacji.
Damian podszedł do policjanta i rzucił:
-Przepraszam pana, czy pan czasem nie pracuje w policji? Wydaje mi się, że pana kojarzę i stąd też w tej sytuacji muszę wyzwać pana na pojedynek.
Policjant odwrócił się złowrogo, jakby zdawał się tylko zaskoczony, bowiem po grymasie jego twarzy można było odczuć złe intencje.
-He he ty dresiarska k🤬o, dałeś się złapać, teraz srogo za to k🤬a zapłacisz- wypluł z siebie policjant przez zaciśnięte mocno zęby.
-To się zaraz okaże barbarzyńco!- odparł Damian, nie zdawał sobie jednak sprawy z tego do czego zaraz dojdzie. Z pobliskich krzaków wyskoczyło 4 innych policjantów, a z nimi byli jeszcze kibic Ruchu Radzionków oraz naczelnik pobliskiego posterunku inspektor Ibrahim Zojgielbaum - Żyd, komunista i największa menda ze wszystkich policjantów w Knurowie. Po 1989tym dzięki układom utrzymał się na stołku i dalej terroryzował okoliczną ludność. Ukrywał się w krzakach żeby nagrać zachowanie zbyt śmiałego kibica.
-Zojgielbaum draniu! Co to za policyjna prowokacja?! Co ty tu robisz?!- krzyknął zdezorientowany i przejęty Damian
-Wszystkho mamy polszki śmieciu na taszme, zdechnesz w sztume i nigdy ne zobaczysz jusz żona ani córka! HEHEHE- zaśmiał się Zojgielbaum z biednego Damiana, który dobrze wiedział, że ma wyrok w zawieszeniu i ujawnienie nagrania z tej zaczepki mogą skończyć się więzieniem.
Reszta chłopaków, Dawid, Sebastian i Rafał, jak tylko wyzerowali Harnasie, podbiegli do nich i wstawili się za Damianem.
-Niczego mu nie zrobicie! Najpierw musicie nas pokonać! Chodźcie śmiało jest nas mało! Chodźcie... - począł krzyczeć Dawid a za nim reszta chłopaków, którzy wpadli w trans wykrzykując to wyzwanie niczym mantrę.
Entuzjazm i wola walki nie utrzymała się długo, bowiem Zojgielbaum przyszedł tu w konkretnym celu i nie chodziło mu o jakąś bijatykę.
-Oszczędzcze sobe to przedstawiene Polaczki! Popacz kogo ze sobą wziąłem Damianku! - wycharczał z siebie Żyd ku uciesze i wrzawie reszty policjantów. Po chwili zza jego pleców wyłoniła się kobieca postać z dzieckiem
Damiana zalał zimny pot, nieuporządkowane myśli zaczęły krzątać się po jego głowie, jakby ten wieczór, ta sytuacja, nie działy się naprawdę.
-Ty.. ty.. nędzy żydowski robaku.. ZOSTAW JĄ!- wycedził Damian, prawie zalany łzami próbował rzucić się na Zojgielbauma i ratować kobietę z dzieckiem, które okazała się być jego żoną z córką
Do porządku doprowadzili go policjanci bijąc go po kolanach pałkami z dospawanymi żyletkami. Damian upadł.
-Czego ode mnie chcesz Żydzie- zapytał
-Jutro jest mecz Polaczku, jeśli chcesz odzyskacz swojom rodzinem będziesz musiał przedrzeć się do sektora kibiców Ruchu Radzionków, tam pilnować jej będzie Szamil, wskazując na postawnego kibica, który mu towarzyszył. Był to mężczyzna wysoki i barczysty, o przeszywającym spojrzeniu oraz semickim nosie.
-Jeśli zdołacz jom odbicz hehe to uwolnię także i Polskiem od żydowskich wpływów he he, pamiętaj jednak albo ty albo twoja rodzina, jeśli ją odbijesz taszma wpłyne do prokuratury i pójdziesz siedziecz, jeśli tego nie zrobisz, już nigdy ich nie zobaczysz! He he- zaśmiał się Żyd, a za nim wrzawa bydląt niczym wydobyta z troglodyckiej pieniawy najnikczemniejszego śmiechu
Towarzystwo rozeszło się zostawiając okaleczonego i pobitego Damiana, zostali z nim tylko chłopaki.
-Co ja mam teraz zrobić? Dawid błagam. Powiedz mi.- lamentował Damian patrząc się żałośnie w stronę swego przyjaciela.
Dawid czuł się źle, wiedział bowiem, że gdyby ostrzegł Damiana do sytuacji mogłoby nigdy nie dojść. Wyrzuty sumienia nie pozwoliły mu zostawić tej sprawy samej sobie.
-Jutro odbiję Twoją żonę i córkę oraz uwolnię Polskę raz na zawsze od żydokomuny!- zadeklarował Dawid, a reszta chłopaków legła do jego stóp. Po twarzy Damiana poczęły ściekać łzy.

Była godzina 17:30 następnego dnia, na stadionie mecz dobiegał końca. Chłopcy, oczekujący na starcie, oświetlali trybunę racami. Ultrasi zagrzewali mężnych chuliganów do walki, jak to dawniej robili druidzi wobec pierwszych husarzy. W tętnie stadionowych przyśpiewek dało się jakby wyczuć głosy lechickich przodków, którzy wyklęci przez historię przemawiali do polskich serc za pomocą kibolskich głosów.
-Już czas- powiedział Dawid zaciskając dłonie na kracie ogrodzenia, które za chwile miał przeskoczyć.
Damian patrząc na poświęcenie swojego przyjaciela ledwo powstrzymywał łzy. Bo tak jak mówił Molesta Ewenement - jeśli" przyjaciół policzysz na palcach jednej ręki to już dużo w tych czasach".
Przed skokiem przez płot Dawid spojrzał na dymy unoszące się do nieba jakby były one modlitwami. Dla tych, którzy nie rozumieli o co chodzi w kibicowskim życiu, dym ten mógł stanowić jedynie zasłonę. Dla prawdziwego kibica, który wierzy w swoje ideały, owa mgła potrafiła odsłonić niebo i zdarzało się to nie zwykle rzadko.
Któż mógł przewidzieć, że stanie się tak tamtego dnia. Dawidowi dane było doznać objawienia. Zobaczył lechickich przodków, którzy na koniach ciągnęli mosiężne słupy, jakie zatknąć mieli na lechickich granicach na Renie, Dunaju i Gangesie. Wtedy ukazał mu się lechicki wój:
-Dawidzie, jesteśmy z Tobą, idź a jeszcze dziś zobaczysz Polskę! Od oceanu do oceanu!
Początkowo nasz bohater poczuł lęk, lecz spokój głosu i widok przodka dał mu sił i zaszył się w nim niepowstrzymany entuzjazm.
-Za mną bracia! Polska wzywa! - poderwał resztę kiboli do walki. Wybiegli na boisko.
Tymczasem po stronie policjantów i Ruchu Radzionków, trwała narada. Zojgielbaum szykował się do finalizacji swojego niecnego planu. Decyzję trzeba było podejmować szybko.
-Ayyyyj! Ayyyj! Tomaszuk! Tomaszuk! Chodzcze tu!- powiedział Żyd do jednego z uzbrojonych policjanów- pamiętasz co my obecywałesz? Dziś chce dostacz mięso goja! Ma być koszerne, dam czy tyle szekly ile ono waży! Ayyyj! Ayyyj!
Tomaszuk tylko kiwnął głową, jako policyjna bestia i granatowy oprawca, potrafił zrobić wszystko dla garści szekli. Załadował swoją strzelbę specjalną amunicją, którą szykował właśnie na ten dzień.
Gdy Dawid prowadził szarżę na trybunę przyjezdnych, czuł jakby płynął razem z wiatrem, świadkowie tamtego dnia wspominają, że w czasie jego szarży dało się słyszeć szelest husarskich skrzydeł. Dawid wziął tak duży rozpęd, że tylko twardy policyjny kordon mógł go powstrzymać.
Na ten dzień inspektor Zojgielbaum przyszykował specjalny oddział żydowskich komunistów, którzy tylko czekali na takie okazje i w momencie gdy pierwsi husarze, kibole wyklęci, dobiegali do ogrodzenia, padł strzał.
Dawid będący blisko barierki, zdążył spojrzeć jeszcze na stojącą za barierką kobietę swojego przyjaciela, którą zobowiązał się uwolnić.
Wtedy padł huk. Świst. Świat jakby na chwilę się zatrzymał, wszystkie myśli uległy spowolnieniu. Nastąpiło tępe uderzenie. Dawid nie wiedział co się stało. Wziął nawrót i począł iść w stronę własnej trybuny. Świat jakby zamilkł. W ciszy maszerował przez boisko.
Szok sprawił, że nie odczuwał bólu, choć powoli zaczął zdawać sobie sprawę z tego co się właśnie stało. Został bowiem postrzelony w szyję przez policyjnego oprawcę.
Damian oczekujący na trybunie, z rozpaczy począł zaciskać kraty w dłoniach, tak mocno jakby próbował je przeciąć. "Nie" - było to jedyne słowo, które był w stanie z siebie wykrztusić.
Reszta husarzy widząc, że ich wódz zaczął się wycofywać rozpoczęła panicznie rejterować.
Zojgielbaum widząc ranionego Dawida począł rozkoszować się chwilą.
-Tak! Tak! Rytuał prawie dopełniony! Ay vaj! Ay vaj!- krzyczał w ekstazie, bowiem z Dawida poczęła uchodzić krew, szykując jego ciało do żydowskiej uczty. Nim jednak stanie się ono koszerne, przez szyję musiała ulecieć cała jego krew. Nic tak nie sprawiło przyjemności Żydowi jak śmierć goja.
W tym samym czasie Dawid wsparty na ramionach Rafała dotarł do finalnej stacji swojego żywota. Leżąc na murawie boiska nie czuł już bólu. Przemówił do swojego przyjaciela:
-Nie płacz mój kochany! Ahh! To już mniej boli! To za Polskę! To za nią jest tak rozkosznie umierać! - mówił a z jego ust poczęła cieknąć krew.
-Chociaż dziś przelałem swoją krew to wiem, że nie pójdzie ona na marne. Zaprawdę, ziemia którą nią użyźnię przyniesie plony, z których wyrośnie Wielka Biała Polska!- dodał oddając ostatnie tchnienia.
Jego ostatnim życzeniem było powąchać zapach dymu z racy, dlatego też przyjaciele rzucili ją w jego stronę. W tym czasie, Zojgielbaum nie tamując krwawienia, począł reanimować męczennika żeby szybciej zaczęła uchodzić z niego krew.
-Zojgielbaum! - wykrztusił w agonalnych słowach - jeśli chcesz mego ciała to uwolnij żonę i córkę Damiana!
-Interesy z tobom to przyjemnoszcz Polaczku - zaśmiał się semita
Żyd słów dotrzymał, uwolnił kobiety, ale nie Polskę. Na ojczyznę nie trzeba było jednak czekać długo, bowiem w tym samym roku, dzięki Kukizowi, do parlamentu weszli pierwsi narodowcy od 76 lat.

Dziadek który ma wyj🤬e

Bober2014-12-22, 23:52
U nich to chyba norma

Zabawa z kotkami

dram092014-10-18, 16:30
Laska widać się nudzi i zdecydowała pobawić się z kotkami, a że zwykłe domowe są zbyt mainstreamowe to postanowiła wybrać te trochę większe.



Ma jaja level 9000 albo po prostu tępa p🤬da z niedoj🤬iem mózgowym bądź nie ma bolca co by ją uspokoił, sami oceniajcie w oczekiwaniu na wersje w dziale hard.

Waleczny lód Gurkhów

x................x • 2014-02-04, 23:51
Jako że lód Gurkhów od dawna mi imponuje chciałem się z wami podzielić ich historią, jeśli będzie zainteresowanie dodam więcej. Poniższy tekst został zaczerpnięty z bloga Biszopa a historia przedstawiona w nim jest w dużej mierze prawdziwa.

Nepalscy Gurkhowie to niezwykły naród. Od prawie dwustu lat służą w brytyjskich siłach zbrojnych i przez ten czas zdobyli zasłużoną reputację najlepszych żołnierzy świata. Brali udział w każdym konflikcie zbrojnym toczonym przez Wielką Brytanię na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci. Przedstawiają nie tylko ogromną wartość jako żołnierze, ale służą także jako potężna broń psychologiczna. Wrogowie na wieść o tym, że przyjdzie im się zmierzyć z walecznymi góralami z Himalajów najczęściej po prostu biorą nogi za pas. Co zresztą ratuje im życie. Spotkanie bowiem Gurkha na wojennej ścieżce jest równoznaczne ze spotkaniem kostuchy we własnej osobie.
W ich języku nie istnieje słowo „poddać się”, a motto, któremu pozostają wierni brzmi Kafar hunnu bhanda marnu ramro („Lepiej zginąć, niż być tchórzem”).
Ciekawostka – Gurkhowie walczyli ramię w ramię z żołnierzami generała Andersa podczas zmagań o Monte Cassino w 1944 roku.
Ci bardzo niepozorni, spokojni i uśmiechnięci ludzie podczas wojny zamieniają się w maszyny do zabijania, o których waleczności i okrucieństwie krążą legendy.
Co do okrucieństwa to sprawa dyskusyjna, ale opowieści o ich bitności są najczęściej w 100% prawdziwe.
Obecnie w Royal Army służy około 3,5 tysiąca Gurkhów podzielonych na cztery pułki.
W Afganistanie są szczególnie przydatni. Łatwiej niż Brytyjczycy uczą się języków paszto i dari (odmiana perskiego), a mniejsze różnice kulturowe między nimi, a Afgańczykami ułatwiają komunikację.
17 września 2010 roku miał miejsce wypadek, który zapisał kolejną chlubną kartę w historii gurkhijskich oddziałów i potwierdził reputację Gurkhów jako najlepszych wojowników na świecie.
Kapral Dip Prasad Pun z 1. Batalionu Royal Gurkha Rifles pełnił służbę wartowniczą w niewielkiej strażnicy położonej nieopodal wsi Babaji w afgańskiej prowincji Helmand. Rolę strażnicy pełnił mały jednoizbowy budynek, w którym zainstalowało się czterech gurkhijskich żołnierzy. Na dachu zorganizowali stanowisko ogniowe obłożone workami z piaskiem, ustawili w nim karabin maszynowy z zapasem amunicji, a w promieniu kilkudziesięciu metrów rozmieścili kilka min Claymore. Przed zapadnięciem zmroku trzech z nich udało się na patrol. W budyneczku został sam Dip, który przyświecając sobie latarką zajął się czyszczeniem swojego L85.
Nagle jego uwagę zwrócił jakiś stukot. Początkowo pomyślał, że to pewnie jakaś krowa lub osioł, który przybłąkał się z wioski, ale postanowił to sprawdzić. Wszedł na dach strażnicy, nasunął na oczy noktowizor umieszczony na hełmie i włączył go. Zobaczył dwie postaci kopiące jakiś dół przy drodze prowadzącej do strażnicy. Krzyknął do nich po angielsku, a ci w odpowiedzi sięgnęli po kałasznikowy. Zanim Gurkha zdjął noktowizor zauważył kątem oka kilkanaście innych postaci zbliżających się półkolem do jego posterunku.
Talibowie otworzyli ogień ze wszystkich pistoletów maszynowych. Pociski z kałasznikowów podziurawiły ściany strażnicy i świstały Gurkhowi koło uszu. Ten nie pozostał dłużny. Odpowiedział seriami ze swojego L85, po czym chwycił karabin maszynowy i zaczął ostrzeliwać otaczających go Talibów.
Sytuacja wyglądała jakby żywcem wzięta z filmów o Johnie Rambo. Samotny Gurkha z karabinem maszynowym w garści stał na dachu strażnicy i siał dookoła pociskami.
„Wiedziałem, że zginę i chciałem zabić jak najwięcej z nich zanim mnie dopadną.” – powiedział po walce.
Talibowie nie mieli zamiaru rezygnować i sięgnęli po granatniki. Pociski z RPG minęły głowę Dipa o kilkadziesiąt centymetrów, aż poczuł na twarzy żar gazów wylotowych. Kiedy skończyły się taśmy nabojowe rzucił karabin, padł na ziemię i zaczął obrzucać napastników granatami.
Jeden z Talibów zdołał przedrzeć się pod ścianę strażnicy i wdrapał się na dach. Dip zauważył go w momencie, gdy Talib stał już nad nim i mierzył do niego z kałasznikowa. Przetoczył się po dachu, chwycił swój L85 i nacisnął spust.
Klik!
Nie miał czasu zastanawiać się, czy to zacięcie, czy brak amunicji. Sięgnął po worek z piaskiem, by rzucić nim w przeciwnika, ale ten rozpruł się. Chwycił więc masywny trójnóg, na którym wcześniej ustawiony był karabin maszynowy i wrzeszcząc w swoim ojczystym języku Marchu talai! („Zabiję cię!”) zatłukł nim Taliba.

Strzały wokół strażnicy cichły. Większość napastników już nie żyła. Kilkadziesiąt metrów od strażnicy jeszcze dwa kałasznikowy pluły ogniem. Dip sięgnął po detonator min Claymore, o których zapomniał w ferworze walki. Rozległa się potężna eksplozja i strzały z kałasznikowów umilkły zupełnie.
Walka trwała około piętnastu minut. W tym czasie kapral Dip Prasad Pun wystrzelił około 250 pocisków z karabinu maszynowego, 180 z L85, rzucił siedemnaście granatów i zużył jedną minę Claymore zabijając w sumie około trzydziestu Talibów. Sam nie został nawet draśnięty.
Jedyną bronią, jakiej nie użył w walce był nóż kukri. Po prostu tego dnia nie wziął go ze sobą.
Każdy Gurkha równie dobrze jak nowoczesnym karabinem, czy pistoletem posługuje się swoją tradycyjną bronią – słynnym zakrzywionym nożem kukri.
Zaledwie dwa tygodnie przed opisywanymi wydarzeniami w Babaji grupa rabusiów zatrzymała pociąg jadący z Ranchi do Gorakhpur w północnych Indiach. Zaczęli bezceremonialnie okradać zastraszonych pasażerów, aż dotarli do miejsca, gdzie siedział Bishnu Shretsha, 35-letni Gurkha służący w indyjskiej armii. Bandyci rzucili się na dziewczynę siedzącą koło niego i próbowali ją zgw🤬cić na oczach jej bezradnych rodziców. Bishnu sięgnął po swój kukri i skoczył na napastników. Trzech zabił, ośmiu ciężko ranił, reszta uciekła.
Rankiem 18 września na posterunek w Babaji dotarł dowódca gurkhijskiego oddziału major Shaun Chandler. Zobaczył podziurawiony kulami budynek, trupy kilkudziesięciu Talibów i Dipa, który najspokojniej w świecie czyścił broń.
- Wszystko w porządku? – spytał żołnierza.
- Tak jest! – odpowiedział spokojnie Gurkha.
W maju 2011 roku Dip Prasad Pun otrzymał z rąk królowej Elżbiety II Conspicuous Gallantry Cross – drugie (po Krzyżu Wiktorii) najważniejsze odznaczenie za męstwo na polu walki. Został także laureatem nagrody Pride of Britain przyznawanej przez kolegium złożone z wybitnych przedstawicieli brytyjskiego życia publicznego.
32-letni sierżant Dip Prasad Pun mieszka z żoną w miejscowości Ashford w hrabstwie Kent. Jego ojciec i dziadek także służyli w brytyjskiej armii.

Stopnie odwagi

RapujacyToster2013-08-27, 21:57
Pierwszy stopień odwagi:
O trzeciej nad ranem wracasz pijany do domu. Twoja żona stoi z miotłą w drzwiach, a ty pytasz:
- Zamiatasz czy odlatujesz?

Drugi stopień odwagi::
O trzeciej nad ranem wracasz pijany do domu.
Żona leży w łóżku, nie śpi. Bierzesz krzesło i siadasz przy niej.
Na pytanie: "Co to ma znaczyć?" odpowiadasz:
- Chcę siedzieć w pierwszym rzędzie, jak zacznie się ten cyrk

Trzeci stopień odwagi:
O trzeciej nad ranem wracasz pijany do domu.
Czuć od ciebie damskie perfumy, masz ślady szminki na kołnierzu.
Klepiesz żonę w tyłek i mówisz:
-Teraz twoja kolej!

Czwarty stopień odwagi:
O trzeciej nad ranem wracasz do domu pijany w towarzystwie dwóch ślicznotek.
Stojącej żonie w drzwiach, mówisz:
- Stara, nie bądź świnia, powiedz, że jesteś siostrą...