📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:35

#dziura

Dziura

konto usunięte2014-02-06, 21:12
- Ech, Lucjan, nie wyobrażasz sobie, jak mi się już znudziła ta dziura...
- Wyjeżdżasz?
- Nie. Rozwodzę się...

Przesądy

dram092014-02-02, 17:02
Mamy dwa typy ludzi jeżeli chodzi o przesądy, wierzących, oraz takich co uwierzyć nie chcą.

Pułapka

1.Michal2014-01-25, 22:18
Ciekawe czy wylazł. Może wysłał film telefonem, a na wiosnę śnieg odsłoni materiał na harda

Pedicabo Hominum

wójek2014-01-12, 20:40
mam zaszczyt zaprezentować wam świeżutki już trzeci odcinek serialu, który robię z kolegą, dla zachęty w tym odcinku pojawią się dz🤬ki, cyganie, policja, ruscy, zombie, krew, przemoc i wiele innych rzeczy, a to nawet nie 5 minut:

jak ktoś chce więcej:
facebook.com/dziuraserial

Najgłębszy odwiert na Ziemi

Kamilarz2014-01-06, 13:25
Witam. Chciałbym podzielić się znalezionym artykułem, a mianowicie najgłębszym odwiertem na Ziemi. Zamieszczam kilka zdjęć i opis tego miejsca, zapraszam do czytania

Oto otwór odwiertu, trwale dokręcona pokrywa:


Pracująca wieża wiertnicza:



Wieża wiertnicza w 2007 roku:


SG-3 - Kolski Supergłęboki Odwiert (Кольская сверхглубокая скважина) – najgłębszy odwiert na świecie, którego głębokość wynosi 12 262 metry.

Cała historia projektu SG-3 zaczyna się w latach 70-tych na Półwyspie Kolskim.
24 maja 1970 roku na Półwyspie Kolskim, 10 kilometrów od miasta Zapoliarnyj rozpoczęło się wiercenie w tarczy bałtyckiej najgłębszego odwiertu na Ziemi.
Oprócz oczywistego celu naukowego tego pochłaniającego ogromne fundusze przedsięwzięcia było przy okazji pobicie rekordu amerykańskich geologów, którzy w 1973 r. wywiercili w Oklahomie otwór o długości niemal 9.6 km.
Wstępnie chciano osiągnąć głębokość co najmniej 15 kilometrów.
Po Międzynarodowym Kongresie Geologicznym, który odbył się w Moskwie w 1984 roku sądzono, że uda się dojść nawet do 20 kilometrów, ponieważ dotychczas notowane temperatury były niższe niż przypuszczano.
Sytuacja jednak się zmieniła po przekroczeniu głębokości 7000 metrów. Temperatura nagle przekroczyła 700 st. C, co spowodowało przerwanie wierceń z powodu uszkodzenia wiertła Uralmasz.
Im Rosjanie głębiej się wwiercali tym zagadkowych wydarzeń było więcej.
Po naprawie wiertła wznowiono prace. Temperatura wróciła do normy nieprzekraczającej 100 st. C.
Do głębokości 12 kilometrów wszystko szło dobrze, jednak później temperatura znów zaczęła rosnąć.
Tym razem utrzymywała się na stałym poziomie, który uniemożliwił dalsze wiercenia.
Projekt badawczy został ostatecznie po cichu zamknięty z powodu braku finansowania przez pogrążone w kryzysie państwo.
Do 2007 zostały jedynie rdzewiejące konstrukcje i wysoka wieża wiertnicza.

To tyle jeżeli chodzi o historię odwiertu. Badacze jednak natknęli się na coś, co w dużym stopniu przeraziło ich, a badania zostały przerwane nie tylko z powodu problemów technicznych.

Badacze dokonali niezwykłego odkrycia. Od czasu do czasu do ich uszu dobiegały dziwne dźwięki dochodzące z głębi otworu. Na głębokości 3000 m. odkryli oni warstwę skał, która miała identyczny skład, co księżycowe kamienie. Jeszcze głębiej natknięto się na pokłady złota, jednak naukowców czekała także przykra niespodzianka. Im głębiej wiercono, tym bardziej gorące stawało się otoczenie. Szacowano, że na głębokości ponad 12.262 m. temperatura będzie wynosić ok. 100 stopni Celsjusza, jednak w rzeczywistości wynosiła 180, co poważnie utrudniało dalsze prace.

Pod sam koniec lat 80-tych zaczęły pojawiać się także pierwsze plotki na temat projektu. Mówiono, że na głębokości 14 km pod ziemią, natrafiono na coś w rodzaju pieczary. Badaczom udało się zmierzyć, że w dole panuje temperatura… 1100 stopni. Do wylotu otworu postanowiono opuścić także mikrofony, które zarejestrowały przedziwne dźwięki [prezentowane kilkakrotnie w amerykańskim programie radiowym Coast to Coast, choć w rzeczywistości były to odgłosy z horroru z 1972 r. - przyp.tłum.]. Według pogłosek, badacze mieli dokonać przerażającego odkrycia. Po analizie hałasów doszli do wniosku, że są to w rzeczywistości ludzkie wrzaski, wydobywające się z gardeł torturowanych ludzi.
nagranie :


Piekielny anioł ze skrzydłami nietoperza
Nikt nie wie dokładnie, gdzie znajdują się korzenie legendy o dziurze do piekła. Amerykański dziennikarz radiowy, Rich Buhler, postanowił poszukać źródeł tej historii, docierając do fińskiego pisma Vaeltajat, które wspomina się w wielu wersjach tej historii. Redakcja magazynu dostała list opisujący tą sprawę od jednego z czytelników. W Finlandii informacje o tym przekazało także pismo Ammenusastia powołując się na artykuł w gazecie Etela Noumen. Ostatecznie wieści o odkryciu piekła dotarły do sieci TBN (Trinity Broadcasting Network), która była największą religijną telewizją w USA.

Za rozpowszechnienie tej historii odpowiedzialny był norweski nauczyciel, Åge Rendalen. Tuż przed świętami w 1989 r., Rendalen odwiedził w Kalifornii swego przyjaciela, Ricka Kuykendalla. Obaj panowie studiowali razem teologię i podczas gdy Kuykendall został pastorem, Rendalen stracił żarliwą wiarę. Tak jak w przeszłości, obaj panowie żywo dyskutowali nad sprawami religii. Tuż po jego przylocie do Ameryki, jego przyjaciel opowiedział mu o dziwnych wiadomościach, które podała TBN twierdząca, że grupa naukowców przypadkowo dokopała się do piekła. Kuykendall pokazał wkrótce znajomemu powtórkę materiału, która rozśmieszyła ich obu.
Rendalen wpadł na pewien pomysł, decydując się na wypróbowanie wiarygodności reporterów stacji, którzy byli w stanie zaakceptować niemalże każdą informację. 4 stycznia 1990 r., napisał on do TBN list, w którym przedstawił się jako „specjalny doradca Norweskiego Ministerstwa Sprawiedliwości”, rozszerzając opowieść o kolejne wątki. Jak twierdził w swej fałszywej depeszy, badacze pracujący przy odwiercie mieli w pewnej chwili ujrzeć snop fluoroscencyjnego światła, który wystrzelił z dziury i w którym pojawiła się świetlista postać ze skrzydłami nietoperza. Jako dowód, Rendalen przekazał w swym liście artykuł z lokalnej norweskiej gazety.

– W rzeczywistości tekst mówił o inspektorze budowlanym, który narzekał, iż jego pracodawca ogranicza jego wolność wyrażania się. Wybrałem go ponieważ był on na zdjęciu trzymając sugestywnie palec na ustach. Potem dodałem wymyślone tłumaczenie – mówi.

Historia mówiła, że Bjarne Nummedal, główny geolog pracujący przy dziurze potwierdzał te rewelacje i mówił o groźbach, jakie rząd radziecki kierował ku geologom.

Przez wrota Belzebuba
Dwa tygodnie po tym, jak Rendalen wysłał swą przetłumaczoną opowieść do TBN, rozpoczyna się cała saga. I choć niemalże od razu Rendalen i Kuykendall przyznali, że wszystko to było fikcją, TBN nie zamierzało podać tego do wiadomości swoich widzów i przesłało informacje do teksańskiego ewangelisty, RW Shambacha. Jak się okazało, list wysłany dla żartu przyczynił się do budowy legendy o radzieckim piekle.

Historia o odkryciu piekła rozchodziła się jednak z lotem błyskawicy. Zaakceptowali ją także inni kaznodzieje i pisma chrześcijańskie, a także raczej wiarygodne gazety, jak Birmingham News. Brukowa Weekly Word News pisała w nagłówku: „Dowierciliśmy się do piekielnych bram”.

Legenda nie została zatrzymana nawet przez jej twórców. Rendalen opublikował wkrótce oświadczenie, że była to jedynie prowokacja. Co ciekawe, historia o odwiercie do piekła krąży nadal po Internecie.

- Jeden z moich uczniów przesłał mi link do nagrania, w którym telewizyjny kaznodzieja, Creflo Dollar, otwiera swoje kazanie z 2009 r. opowieścią o dowierceniu się do piekła. Co ciekawe, twierdzi on, że słyszał tą historię już w 1984 r., a więc na 5 lat zanim powstała! – mówi Rendalen.

Pomimo, że opowieść o piekle zrobiła zdumiewającą karierę, sam projekt „SG-3” osiągnął znacznie mniejszy sukces. W 1992 r. odwierty zawieszono. Z racji niezwykle wysokich temperatur i wzrastających z głębokością problemów technicznych, zwiększała się także niechęć do finansowania przedsięwzięcia w trudnych czasach przełomu. Przez kilka lat na miejscu na Półwyspie Kolskim przebywała jeszcze niewielka grupa uczonych, którzy zbierali na miejscu dane sejsmiczne i geomagnetyczne. Po kilku latach i oni wyjechali.

Rosyjski rząd zlecił totalną likwidację placówki, jednak i na to nie było wystarczających środków. Po pewnym czasie na miejscu zjawiła się ekipa rozbiórkowa, której prace postępowały bardzo powoli. Udało im się jedynie rozebrać ćwierć wieży górującej nad otworem, który niegdyś był najgłębszą dziurą na świecie…

Cała historia opisana została w fińskim czasopiśmie "Ammennusatia"...

Grupa geologów, która dokonała odwiertu o głębokości 14,4km w skorupie ziemskiej twierdzi, że usłyszała ludzkie krzyki. Odgłosy - wg. zeznań świadków - "potępionych dusz" dochodziły z wnętrza odwiertu. Zszokowani naukowcy obawiają się, że pozwolili szatańskim mocom wydostać się na powierzchnię.

"Informacje jakie posiadamy są tak zaskakujące, że obawiamy się tego co moglibyśmy znaleźć tam na dole." powiedział Dr. Azzacov, menadżer projektu na obszarze Syberii."

Odnosząc się do dalszej części tej historii - geolodzy osłupieli. Po tym gdy przewiercono się ledwie kilka kilometrów wgłąb ziemi, natrafiono na pustą przestrzeń (znacząco zwiększyły się obroty wiertła) - wyżłobienie w skorupie ziemskiej.

Kolejną niespodzianką na jaką napotkali badacze była wysoka temperatura na granicy odwiertu. Kalkulacje pokazały, że wynosiła ona 1100 stopni Celsjusza. "To dużo więcej niż oczekiwaliśmy" - powiedział Azzacov.

"Ostatnie odkrycie było najbardziej szokujące dla naszych uszu, tak bardzo, że naukowcy bali się kontynuować projekt. Próbowaliśmy dokonać odsłuchu ruchów tektonicznych przy użyciu superczułych mikrofonów, które zostały wprowadzone do odwiertu. To co usłyszeliśmy uczyniło z tych logicznie myślących naukowców kłębek nerwów. To był dość słaby ale wysoki dźwięk, który jak się z początku wydawało musiał pochodzić z naszego własnego sprzętu" - wyjaśnia Dr. Azzacov.

"Po dostrojeniu i przeprowadzeniu kilku pomiarów zdaliśmy sobie sprawę, że dźwięk pochodzi z wydrążenia. Nie mogliśmy uwierzyć naszym uszom. Słyszeliśmy odgłosy człowieka, krzyczącego z bólu. Przy tym wyraźnym dźwięku słyszeliśmy w tle tysiące innych, a może i miliony krzyków. Po tym koszmarnym odkryciu, połowa naukowców zrezygnowała z dalszych prac. Na szczęście to co jest tam na dole już tam pozostanie." podsumował Dr. Azzacov.

Brzmi niewiarygodnie prawda? To co często pomijane w tej historii to jej dalsza część:

To co prawdziwie wytrąciło Rosjan z równowagi, poza koszmarnymi nagraniami, to fontanna fosforyzującego gazu, który wystrzelił tej samej nocy z odwiertu. Pośród chmury gazu ukazała się świetlna istota o skrzydłach nietoperza, przedstawiająca się słowami (po rosyjsku): "I have conquered".

Incydent ten był całkowicie nierealny. Rosjanie płakali z przerażenia, mówi Bjoerne Nummedal (sejsmolog) - "Później tej samej nocy, widziałem zespoły medyczne zajmujące się obłąkanymi. Kierowca, którego znam powiedział mi, że przekazano mu, aby każdemu podano medykamenty mające doprowadzić do wyczyszczenia pamięci krótkotrwałej. Rosjanie używali takich środków wobec ofiar będących w ciężkim szoku."

Dalsza część historii jest jeszcze bardziej niewiarygodna niż jej początek. Świetlista istota o skrzydłach nietoperza? Myślę, że można było wymyślić coś lepszego.

Badacz takich niewiarygodnych historii Rich Buhler, prowadzący swój własny show radiowy, postanowił sprawdzić czy naprawdę zarejestrowano odgłosy prosto z piekielnych czeluści.

"Po raz pierwszy usłyszałem o tej historii od ludzi, telefonujących do mojego programu radiowego. Było to na początku roku 1990. Fala telefonów była tak duża, że obiecałem słuchaczom zajęcie się tą sprawą. Większość słuchaczy mówiła, że o całej tej historii dowiedziała się z "Trinity Broadcasting Network" - chrześcijańskiej stacji telewizyjnej mieszczącej się w Południowej Kalifornii. Zadzwoniłem więc do TBN z pytaniem o całą historię. Zostałem odesłany do kobiety, która powiedziała: "Tak, to prawda. Posiadamy dokumentację. Historia znajduje się w naszym najnowszym newsletterze." Rzeczywiście, znalazłem cały artykuł na grupie dyskusyjnej powiązanej z tą stacją telewizyjną. Według TBN fiński artykuł o "piekielnych odgłosach" został im przekazany przez ewangelistę z Teksasu - R. W. Schambach, będącego zresztą częstym gościem ów stacji.

Sprawdziliśmy u źródła w biurze R. W. Schambach'a i znowu utwierdzono nas w przekonaniu, że historia ta zdarzyła się naprawdę. Schambach powiedział, że posiada artykuł wprost z "szanującego się naukowego wydawnictwa" fińskiego, podobnie jak posiada list od pewnego Norwega - Age Rendalen'a, który potwierdził całą historię. Rendalen wysłał swój list bezpośrednio do "Trinity Broadcasting Network", a detale jakie przekazał dodały całej historii dodatkowego wymiaru.

Rendalen powiedział stacji telewizyjnej, że był z wizytą w Stanach Zjednoczonych i natrafił na program telewizyjny, w którym przedstawiono historię o koszmarnym odwiercie. Napisał: "Muszę przyznać, że śmiałem się kiedy usłyszałem o tej opowieści. Nie uwierzyłem w ani jedno słowo i komentowałem wtedy całą tę sprawę, mówiąc swoim przyjaciołom, że Amerykanie z pewnością muszą być bardzo łatwowierni wierząc, że piekło może być ulokowane fizycznie w dziurze w ziemi. Nie potrafię wam nawet powiedzieć, jakim szokiem było dla mnie, kiedy wróciłem do Norwegii i znalazłem w gazetach mnóstwo wzmianek na temat tego zdarzenia. Nagle zdałem sobie sprawę, że jeśli tam rzeczywiście było piekło, z pewnością tam skończę. Ogarnął mnie ogromy strach i przez dwie noce śniłem o ogniu i krzykach zanim nie odwróciłem się w stronę Boga i powierzyłem mu swoje życie w jego ręce."

W swoim liście do stacji telewizyjnej Rendalen zachęcał, aby nie pozwolić sceptykom na jakąkolwiek dyskusję na ten temat. Załączył kopię i tłumaczenie artykułu z prasy norweskiej, gdzie znalazły się dodatkowe informacje na temat odwiertu. Właśnie w tym fragmencie znalazła się informacja o świetlistej istocie, która wyłoniła się z kolumny gazu.

Wraz ze swoim zespołem postanowiłem dalej dociekać prawdy. Fińska gazeta - "Ammennusastia", która jest cytowana prawie zawsze gdy mowa o powyższym incydencie, posiada swoją placówkę na obszarze zwanym Levasjoki. Skontaktowaliśmy się z przedstawicielem tej placówki, który poinformował nas, że wydawnictwo to nie jest "prasą naukową" jak nam powiedziano na początku, ale miesięcznikiem grupy fińskich chrześcijan. Opowieść o piekle opiera się na ustnym przekazie innego redaktora, który o całej sprawie wie z fińskiego dziennika "Etela Soumen".

Kolejny kontakt z dziennikiem przyniósł nowe informacje. Okazało się, że artykuł rzeczywiście był publikowany, jednakże w sekcji, która zawierała listy od czytelników. W praktyce, w sekcji tej mógł znaleźć się dowolny tekst, bez pokrycia w rzeczywistości. Postanowiliśmy jednak drążyć ten temat do samego źródła kontaktując się kolejno z autorem informacji w "Etela Soumen" - starszym mężczyzną, który o całej sprawie dowiedział się z chrześcijańskiego newslettera - "Vaeltajat" publikowanego przez fińskich misjonarzy. Przedstawiciel "Vaeltajat" poinformował z kolei, że historia była publikowana już w 1989 roku. Skąd o niej słyszeli? Od jednego z czytelników, który również przeczytał o całej sprawie w innym wydawnictwie "Jewels of Jericho" z Kalifornii. Tutaj ślad się urwał.

Czy zatem cała ta historia to tylko typowa miejska legenda, sensacyjna i niemożliwa do udowodnienia, żyjąca tylko dzięki cytowaniu jej przez kolejne wydawnictwa? Na domiar wszystkiego, Age Rendalen rzekomo przyznał się, że sfabrykował opowieść o świetlistej istocie, tylko po to, aby sprawdzić, czy wydawnictwo dołączy ją do opowieści o odwiercie bez sprawdzenia jej autentyczności.

Wycinek z amerykańskiej prasy

Broniący historii o koszmarnym odwiercie argumentują, że nie można udowodnić, jakoby cały incydent został zmyślony. Sceptycy odwołują się do faktu powielania historii przez kolejne media - co ma dowodzić braku jednego słusznego źródła i tym samym braku wiarygodności. Warto jednak nadmienić, że autorzy kolejnych publikacji "poszli na łatwiznę" tworząc jedynie przedruki i być może nadmiernie ubarwiając całą historię. Dlaczego nikt nie przeprowadził wiarygodnego wywiadu z ekipą geologów? Dr. Dimitri Azzacov, Bjoerne Nummedal, Y. A. Kozlovsky - te trzy osoby, które jeśli jeszcze żyją mogą powiedzieć co naprawdę zdarzyło się w 1989 roku na Syberii.

Jacques Costeau - słynny podwodny badacz, skończył z głębokim nurkowaniem na jakiś czas przed swoją śmiercią. Mawia się, że w jednej z podwodnych jaskiń jakie badał usłyszał krzyki cierpiących ludzi.

"Jako komunista, nie wierzę w niebo i Biblię, ale jako naukowiec wierzę w piekło" - Dr. Dimitri Azzacov.

Źródło: zmianynaziemi.pl/forum/rosyjska-dziura-piekla-najglebszy-odwiert-swiecie

dziura (sadystyczny serial?)

wójek2013-11-24, 14:11
joł,
wrzucałem tu wam swoje komiksy/animacje i przeważnie się podobały, teraz coś nowego: serial animowany, który robię z kolegą, przed wami pierwszy odcinek tego niebywałego "dzieła" o wieloznacznym tytule "DZIURA"
myślę że się spodoba i każdy znajdzie coś dla siebie, a jak nie to podejrzewam, że napiszecie o tym..


p.s.
dla zainteresowanych strona serialu na srejsbuku:
www.facebook.com/dziuraserial
a dla alternatywnej młodzież co ma wyj🤬e na fejsbuki tu będą kolejne odcinki:
komarywczekoladzie.blogspot.com/p/dziura.html

"Po operacji leżała w kale, brudzie i smrodzie"

konto usunięte2013-11-17, 19:05
Dawno nie było tu narzekania na naszą kochaną służbę zdrowia, więc przytoczę fragmenty pewnego artykułu-wywiadu. Jak za długie to do dokumentu.



Niedowład kończyn, postępujące uszkodzenie kręgosłupa, nieoperacyjna przepuklina, nieuleczalne problemy z trawieniem i wydalaniem, utrata funkcji seksualnych. Kalectwo. To skutek 116 dni pobytu w warszawskim szpitalu na Banacha. Grażyna Garboś-Jędral padła ofiarą serii potężnych błędów ze strony lekarzy, którzy nazywali ją "roszczeniową pacjentką". Renomowany szpital ma zapłacić rekordowe 5 mln zł odszkodowania. Wyrok na razie jest nieprawomocny. Ostatecznie sprawa rozstrzygnie się - przed sądem apelacyjnym - za kilka dni: 21 listopada.

Zakrawa na ironię fakt, że pani Grażyna jako radca prawny broniła tamtejszych lekarzy w sądzie w sprawach o błędy medyczne. I - jak mówi - żadnej nie przegrała. Dziś sama jest ofiarą tych błędów.

W sprawie pani Grażyny nie wszystko jest zupełnie jasne. [...] Bezsprzeczne jednak pozostaje: kobieta trafiła do szpitala z zawałem serca, z którym lekarze uporali się szybko i skutecznie, a mimo to - po pobytach w różnych szpitalach - wróciła do domu dopiero pół roku później: z I grupą inwalidzką, niezdolnością do podjęcia pracy oraz prowadzenia samodzielnej egzystencji.

Joanna Berendt/Gazeta.pl: Kiedy zaczyna się pani historia?

Grażyna Garboś-Jędral: - 9 lat temu, na początku czerwca 2004 r. Dostałam zawału. Z mojego domu pod Warszawą zadzwoniłam po karetkę. Chcieli mnie zawieźć do Pruszkowa. A ja wiedziałam, że w tamtym szpitalu nie było wtedy sprzętu ratującego życie pacjentom po zawale. [...] Powiedziałam, że mają mnie więc zawieźć na Banacha, gdzie dawniej pracowałam jako radca prawny. [...] Mimo zawału zaczęłam się awanturować, grozić prokuratorem...
Poskutkowało. Na Banacha sprawnie założyli mi stent, dlatego żyję. [...]

To co się takiego wydarzyło?

- Niedługo po zabiegu dostałam strasznych bólów. Okazało się, że ok. 1 proc. osób, które przeszły zawał, doświadcza takich bólów. To tzw. neuralgia międzyżebrowa. Lekarze postanowili wykonać mi przeciwbólową blokadę nerwów międzyżebrowych.

No i tu zaczyna się gehenna. Przyszedł do mnie dr A.* i założył mi tę blokadę na łóżku szpitalnym (z którego przy okazji spadłam, bo tak mnie naćpali Dolarganem...). Zero antyseptyki, zero dezynfekcji... Dopiero później dowiedziałam się, że ten zabieg przeprowadza się na sali operacyjnej albo zabiegowej. A on niemal dzień po dniu, nakładał mi tę blokadę na łóżku szpitalnym, trzymając ampułki z Depo-Medrolem w szafce przy moim łóżku, mimo 12 ostrzeżeń na ulotce o konieczności zachowania ostrożności aseptycznej. I ja grzeczna, pokorna, obolała na wszystko się godziłam.

Potem opowiadał w sądzie jakieś śmieszne rzeczy, że on przecież ręce umył... Powinien był wiedzieć, czym to się może skończyć.

Czym się skończyło?

- Jestem inwalidką I grupy, niezdolną do samodzielnej egzystencji. Stwierdzono u mnie trwałe kalectwo w stopniu znacznym.

Jak do tego doszło?

- Najpierw wszystko było w porządku. 2 lipca wypisali mnie, a 4 lipca miałam jechać do sanatorium do Konstancina. Wróciłam do domu szczęśliwa, że nic mnie już nie boli, że dobrze się czuję... Budzę się następnego dnia, a ból wrócił! Tylko z drugiej strony. I narastał. Więc do sanatorium postanowiłam pojechać przez szpital na Banacha. Tam, na izbie przyjęć, powiedzieli, że wszystko jest w porządku. Nałożyli mi jeszcze jedną blokadę i napisali, że "nie ma przeciwwskazań", bym pojechała. [...]

Z tym bólem pojechałam do sanatorium. Tam zaczęły się problemy z chodzeniem. Karmili mnie, ale nie pomagali. Zero diagnostyki.

I po 10 dniach pobytu w sanatorium budzę się o 4 nad ranem i mnie nie boli! Co za ulga! W końcu... - pomyślałam. Czułam tylko, że nogi mi cierpną. Wstałam, udało mi się nawet wejść do wanny. Myślałam, że kąpiel pomoże.

Nie pomogła, a drętwienie postępowało. O 6 rano już po ścianach szłam do gabinetu lekarza, błagając o pomoc. Pół godziny później pielęgniarka niemal zaniosła mnie z powrotem do łóżka, bo już nie byłam w stanie iść. Jak mnie w tym łóżku położyła, tak już nie wstałam. Przez 4 kolejne godziny nikt mi nie pomógł.

Zadzwoniłam do domu, przyjechali córka z mężem. Dopiero dzięki ich interwencji - a raczej awanturom, bo od ich krzyków dach się trząsł! - zgodzili się zawieźć mnie do szpitala.

Trafiła pani z powrotem na Banacha?

- Tak. Lekarz powiedział mi, że jest jakiś ogromny ucisk na rdzeń i trzeba natychmiast operować. [...] Podał mi nawet telefon ze słowami, że jeżeli mam jakieś życiowe sprawy do załatwienia, to najlepiej teraz. Wiem już, jak to jest żegnać się z życiem, bliskimi.

Pani przeżyła.

- Bo ten lekarz, fantastyczny człowiek, dokonał cudu! Uratował mi życie i jakąkolwiek władzę w nogach. [...] Nieważne jak, ale chodzę... Dopiero dużo później się dowiedziałam, że szanse na zapewnienie mi jakiejkolwiek sprawności w nogach - wynosiły 5 proc. Tak wielkie było uszkodzenie rdzenia.

Skąd się wzięło to uszkodzenie?

- Okazało się, że na rdzeń uciskał ropień. Pan doktor już po operacji naprowadził mnie na to, skąd się ten ropień wziął. Zapytał mnie wprost: "Proszę powiedzieć, co pani zrobiono na tym odcinku kręgosłupa około trzech tygodni wcześniej?"

W pierwszej chwili nie rozumiałam. Zaskoczyłam dopiero, kiedy wyjaśnił, że musiało to być ok. 25 czerwca. [...] Powiedziałam mu, że byłam tu w szpitalu, leżałam na kardiologii i zakładano mi blokadę przeciwbólową... "No to przy okazji blokady prawdopodobnie wszczepiono pani gronkowca, bo miała pani ropień, który uciskał na rdzeń" - powiedział.

Wyniki badań posiewowych wykazały jednak, że to nie gronkowiec, tylko... salmonella pokarmowa. "Nigdy w życiu o czymś takim nie słyszałem!" - tak mi powiedział. To chyba jedyny taki przypadek wszczepienia komuś salmonelli pokarmowej w kręgosłup w Europie, o ile nie na świecie...

Chce pani powiedzieć, że trzy tygodnie chodziła z tą bakterią, a ona w tym czasie nigdzie się poza ten ropień nie rozprzestrzeniła?

- Dobrze pani pyta. Żyję tylko cudem. [...] Na Bloku "D", na którym leżałam, gdy doszło do zakażenia, przez kilka miesięcy szalała bakteria salmonelli, na wszystkich ośmiu piętrach. Odnotowano na nim 10 przypadków zakażeń wśród pacjentów kardiologii - choć to wyszło na jaw dużo później. W tamtym czasie władze szpitala ani nie ostrzegały pacjentów przed zagrożeniem, ani nie zgłosiły go w sanepidzie. Ale ktoś musiał o tym wiedzieć, bo wśród wszystkich antybiotyków, które mi podawano, przepisano mi również Ciprofloksacynę, lek najnowszej generacji wyjątkowo silnie zwalczający salmonellę. Do tej pory nie wiadomo, kto mi go przepisał, bo z karty choroby to nie wynika.

[...]

Zrobił się ropień, przeszła pani operację jego usunięcia... I co dalej? Wypisano panią do domu?

- Jeszcze nie. Dolna część mojego ciała ciągle była sparaliżowana. Po tej operacji 14 lipca miałam też porażone zwieracze, nie mogłam się wypróżnić. Pielęgniarki zrobiły mi więc 24 lipca lewatywę. Na ubikacji. Zabieg trzeba było przerwać, bo dostałam straszliwych boleści. Tak strasznych, że wyłam z bólu. To nie było ludzkie, ja po prostu wyłam...

Dopiero na prośby mojej córki pielęgniarki dały mi środki przeciwbólowe i zasnęłam. Ale przez cały czas wyciekała ze mnie jakaś brązowa wydzielina pomieszana z krwią. Jak się później okazało, podczas lewatywy doszło do poważnego urazu, niemal przebicia, błony śluzowej jelita grubego. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, nie rozumiałam, co się ze mną działo.

A co na to lekarze?

- Jeden wpisywał, że krwawienie jest z hemoroidów. Ale drugi pisał już, że krwawienia z hemoroidów nie stwierdził. Tak sobie pisali. A ja dopiero później dowiedziałam się, że w praktyce lekarskiej jest przyjęte, że każde krwawienie z odbytu powinno zostać precyzyjnie zdiagnozowane, bo może być oznaką ciężkiej choroby.

No ale przecież musieli wykonywać pani jakieś badania.

- Tak, robili mi badania per rectum, czyli paluchem - zamiast kolonoskopii, o którą błagałam niemal codziennie. Bo w jednym z najlepiej wyposażonych diagnostycznie szpitali w tym kraju najważniejszym narzędziem diagnostycznym chirurga jest jego palec... Potem w sądzie prof. F. z Kliniki Neurochirurgii, na której wtedy leżałam, mówił, że lekarze nie widzieli potrzeby robienia mi kolonoskopii.
- Przecież oni prawie cały miesiąc pozwolili mi tak leżeć z tym krwawieniem, z tym bólem... Mimo moich próśb, błagań nawet palcem nie kiwnęli... A nie, przepraszam! Paluch - to akurat jedyne, czym kiwali...

Źródło

Część druga, "Lekarz dowc🤬kował, że wpierw włożyłam sobie palec z salmonellą do kręgosłupa, a potem zrobiłam sobie nim dziurę w dupie":

- Mąż odszedł. Sytuacja go przerosła. Ale nie mam żalu. Miesiącami dzień w dzień bez słowa skargi mył mi tyłek, zmieniał pampersy i masował to porżnięte po operacjach ciało... On i córka przez dwa lata żyli z ropą, krwią i gównem. Dwa lata! Nie dziwię się, że nie wytrzymali. Nikt normalny by tego nie wytrzymał.

[...] Przewieziono panią na OION. Co się stało?

- Trzy dni przed tym zrobiła mi się przetoka. Miejsce uszkodzenia błony śluzowej mi zgniło i zrobiła mi się dziura między pochwą i jelitem. 25 sierpnia - czyli miesiąc po tym, jak mi źle wykonano tę lewatywę - kał zaczął mi się wylewać przez pochwę.

Pielęgniarki natychmiast zawołały lekarza urologa. Ale pan doktor przyszedł i najpierw się na nie wydarł, czemu mnie nie umyły, skoro "cała w gównie jestem" - użył dokładnie tych słów. A kiedy zorientował się, co się dzieje, to się roześmiał! I błyskotliwie zauważył: "Rzeczywiście, gówno jej pochwą wychodzi!".

Co takiego?

- Tak! Powiedział to w obecności kilku innych osób. Wcześniej, kiedy zgłaszałam problemy z oddawaniem moczu - miałam ropomocz i krwiomocz... - to powiedział tylko: "Jak szczała, tak będzie szczać". [...]

Ale wracając do pana doktora, to był z niego rzeczywiście przyjemniaczek. Jak pytałam o niego pielęgniarki, to mówiły, że on już tak ma.

Wobec innych pacjentów też się tak zachowywali?

- Nie mam pojęcia! Ale proszę sobie wyobrazić, że jeden z lekarzy - tego akurat dobrze znałam - chodził po szpitalu i dowc🤬kował, że wpierw włożyłam sobie palec z salmonellą do kręgosłupa, a potem ten sam palec włożyłam sobie do dupy i zrobiłam sobie w nim dziurę...

Nie chce się wierzyć. Skąd pani wie, że tak mówił?

- Znajomi ze szpitala mi donosili. Przecież ja tam wcześniej pracowałam, pomogłam wielu osobom... I dlatego nie wiem, dlaczego lekarze tak się wobec mnie zachowywali. Może chodziło o to, że po tym, jak przez kilka lat broniłam ich w sądzie, to nagle znalazłam się po drugiej stronie barykady.

Lekarze dopiero, jak zrobiła się pani ta przetoka, zorientowali się, że lewatywa doprowadziła do uszkodzenia jelita grubego?

- To mnie zaczęło wtedy świtać, że ta przetoka to chyba przez tę lewatywę. Co do lekarzy - ciężko powiedzieć, bo do tej pory żaden tego nie przyznał, choć jedna z biegłych w sądzie stwierdziła, że nie ma co do tego wątpliwości.

A co się stało, jak już zrobiła się pani ta przetoka?

- Po trzech dniach byłam w takim stanie, że zaczęłam tracić przytomność. Po prostu umierałam. [...]

Był piątek po południu i wszyscy albo już wyszli do domu, albo byli w blokach startowych. I mój mąż musiał biegać po całym szpitalu i robić awantury, bo nie było nikogo, kto by się mną zajął. W końcu sam zawiózł mnie na łóżku na OION. Dosłownie im mnie wepchnął na tym łóżku, kazał mnie przyjąć, mówiąc, że umieram. Łaskę mu zrobili, że mnie przyjęli. I tam to dopiero zaczął się horror...

"Dopiero"?

- Zapadła decyzja, by wyłonić mi stomię - czyli sztuczny odbyt na brzuchu - aby przetoka mogła się zagoić. Tomografia i USG nie wykazały niczego istotnego, więc w końcu zlecili mi kolonoskopię. Ale ponieważ miałam kompletnie zapchane jelita - w wyniku stanu zapalnego zamknęło mi się światło jelita - kierownik oddziału kazał kupić w szpitalnej aptece preparat X-Prep i wypić 6 litrów wody...

I się zaczęło. Cała ta zawartość jelit zaczęła mi się przez tę przetokę wylewać. Trwało to godzinami, aż odparzeń dostałam... Wyłam z bólu! Przez cały weekend musiała być ze mną córka albo mąż, by mnie obmywać. W końcu pielęgniarka zlitowała się i powiedziała córce, aby kupiła Sudocrem, żeby mi te bąble nie popękały. Trochę pomogło... Nie wiem, co by było, gdyby nie mąż i córka... Do badania ostatecznie i tak nie doszło, bo mimo tego, przez co przeszłam, uznano, że "źle było przygotowane jelito grube".

Czyli robi się pani przetoka, wyjątkowo paskudna. Nie wiadomo, skąd się wzięła, kolonoskopii zrobić nie można. Mają wyłonić pani stomię. I co się dzieje?

- Pani ginekolog, która była u mnie dwa razy na OION-ie i wiedziała o przetoce, zleciła konsultację u siebie na oddziale. Ja wtedy w ogóle nie chodziłam, miałam bezwładne nogi, ciągle traciłam przytomność.

Więc mąż z córką najpierw próbowali mnie przewieźć do pani ginekolog na łóżku, ale okazało się, że nie mieszczę się z nim do drzwi gabinetu. Przełożyli mnie więc na kozetkę - nikt im w tym nie pomagał. Dopiero do gabinetu pani doktor zawołano rehabilitantów, aby ułożyli mnie na łóżku ginekologicznym. Wszystko to trwało prawie godzinę.

Tymczasem przychodzi pani doktor i zaczyna krzyczeć, że nie będzie mnie badać, bo "tu wszędzie jest kał!". Że czemu ja jej to łóżko zabrudziłam i kto to teraz będzie sprzątać?! Nawet się do mnie nie zbliżyła. A ja tam leżałam naga, bezwładna, brudna...

Źródło/Więcej.
Ocenę i komentarz pozostawiam Wam.

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem